Ariana | Blogger | X X

środa, 31 grudnia 2014

Podsumowanie roku i plany na 2015

 No to tak, moi drodzy, dziś kończy się rok 2014, a zarazem minął również rok istnienia tego bloga. W związku z tym postanowiłam zrobić małe podsumowanie :3

  • Blog nabił ponad 10 tys. wejść. Jesteście wielcy ^^
  • Opublikowane zostały 104 komentarze. Wow, zadziwiacie mnie owo
  • Wstawiłam (łącznie z tym) równo 30 postów. 
  • Gwiazdą bloga okazał się być mój fanfic Diabolik Lovers. Jest to zarazem najdłuższe opowiadanie, jakie do tej pory napisałam, więc jestem z siebie dumna xD. 
 Myślę, że to chyba już wszystkie takie najważniejsze rzeczy. Teraz przedstawię wam moje małe plany na rok 2015. Zobaczymy, ile z tego uda mi się spełnić xD. A więc, mam zamiar:

  • Zmienić wygląd bloga
  • Odświeżyć strony na blogu
  • Kontynuować: "Diabolik Lovers", "Noragami", "Nastoletni Terror" oraz "Zapomnianą Melodię".
  • Odświeżyć, a raczej napisać na nowo mój stary fanfic o "Ao No Exorcist"
  • A także napisać fanfici, przeróbki lub one shot'y poniższych tytułów:

"Trylle"



"Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy"



"Free: Eternal Summer"



"Kuroshitsuji'



"Akame ga KILL!"



 No i to by było na tyle. Nie wiem, ile z tych planów uda mi się spełnić xD Oczywiście, chciałabym jak najwięcej. Z czasem jednak może mi się coś zmienić - porzucę jakiś pomysł, albo inny wpadnie mi do głowy. W każdym razie, chciałabym wam wszystkim, moi czytelnicy, serdecznie podziękować. Za to, że wchodzicie, czytacie, dzielicie się opiniami w komentarzach, co czasami naprawdę mnie podbudowuje. Tak więc, dziękuję wam wszystkim. Mam nadzieję, że wytrzymacie ze mną kolejny rok, że nie porzucicie czytania moich wypocin i że nawet was przybędzie. Naprawdę, fajnie jest wiedzieć, że to co piszę, komuś się podoba. Jeszcze raz dziękuję i życzę wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku! ^^

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Diabolik Lovers: Rozdział 12

 Hoł, hoł, hoł! Właśnie skończyłam świąteczny rozdział DiaLovers! Wiem, że obiecywałam, że pojawi się wcześniej, no ale wiecie... słodkie, poświąteczne lenistwo... W każdym razie, mam nadzieję, że wam Święta minęły spokojnie i miło ^^. A teraz, przejdźmy już lepiej do rozdziału :3



Świętowanie z wampirami

 Do świąt pozostało zaledwie kilka dni. Co prawda, nie obeszło się bez trudności, ale udało mi się przekonać braci Sakamaki, by pomogli mi z przygotowaniami. Choć na początku niechętnie, po niedługim czasie zgadzali się już na moje propozycje bez większych oporów.
 I tak, pewnego wieczoru (oczywiście przecież, że nie w ciągu dnia), na dwa dni przed Wigilą wybrałam się na zakupy do centrum handlowego w towarzystwie Ayato, Laito, Kanato oraz Subaru. Shuu, zbyt leniwy, aby ruszyć swój tyłek z rezydencji podczas wolnego dnia, miał zająć się świąteczną muzyką. Natomiast jego młodszy, sztywny brat Reiji obiecał (po zmuszeniu) posprawdzać, jak wyglądają sprawy ze świątecznym wyposażeniem domu.
 Całe centrum było niesamowicie wystrojone. Na parterze stała kilkumetrowa choinka, wzdłuż ruchomych schodów ciągnęły się kolorowe łańcuchy oraz migoczące lampki, z sufitu zwieszały się złote i srebrne, olbrzymie gwiazdy i bombki, a w sklepowych witrynach pełno było najróżniejszych ozdób. Dodatkowo, z głośników płynęły najpopularniejsze świąteczne przeboje.
- No, dobra – zatrzymałam się, wyciągając z torebki cienki plik kartek. – Kanato, ty zajmij się słodyczami.
Podałam chłopakowi jedną z list. Ten skinął głową i odszedł, dyskutując ze swoim ukochanym pluszakiem.
- Laito – zamachałam drugą kartką przed nosem Kapelusznika. – Tobie przydzielam ozdoby.
- Jak sobie życzysz, Maleńka – uśmiechnął się, mrugając do mnie, po czym odmaszerował w swoją stronę.
- Ayato, Subaru – zwróciłam się do pozostałej dwójki. – Wy idziecie ze mną.
- A czym mamy się zająć? – zapytał Ayato, rozglądając się po centrum.
- Potrawy, prezenty, różne duperele…
Wampir uniósł brwi, ale nic nie powiedział.
  Tak, jak się spodziewałam, w sklepach było niezwykle tłoczno. Jednak, na szczęście, nie musiałam przepychać się przez tłum – ludzie samoistnie rozstępowali się, gdy tylko widzieli Ayato i Subaru. Za każdym takim razem mimowolnie się uśmiechałam. Z drugiej natomiast strony, w pewien sposób było to smutne. Ale nie wdawałam się w dłuższe przemyślenia na ten temat. Chciałam po prostu jak najszybciej skończyć zakupy.
 Chłopcy w milczeniu, bez marudzenia, przyjmowali ode mnie kolejne wypełnione reklamówki. Chociaż widziałam po ich twarzach, że włóczenie się po sklepach i robienie za tragarzy nie jest szczytem ich marzeń. Kiedy już wyraźnie mieli serdecznie dość, zaproponowałam, żeby zaczekali na mnie przy jednej z ławek rozstawionych w korytarzach. Obaj spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
- Muszę… załatwić kilka babskich spraw – tłumaczyłam. – Wątpię żeby chciało się wam mi przy tym towarzyszyć. Zresztą… wolę sama to załatwić. To do zobaczenia! – rzuciłam szybko, gdy chcieli zaprotestować i pognałam w stronę paru ostatnich sklepów.
- Naprawdę nie mam pojęcia, co dziewczyny widzą w zakupach – mruknął Ayato jakiś czas później, gdy już zanieśliśmy zakupy do limuzyny i wracaliśmy do rezydencji.
- Hej, kupiłam same najpotrzebniejsze rzeczy. Chyba nie widziałeś dziewczyny ogarniętej szałem zakupów. Uwierz, że takie są gorsze ode mnie – prychnęłam, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- Czyżby, Naleśniku? – kąciki ust wampira uniosły się w uśmiechu. Niedługo po przesłuchaniu, na którym byłam, wrócił mu humor i od tego czasu zachowywał się już normalnie.
- Wyobraź sobie – odwróciłam się do okna, aby uciec przed spojrzeniem jego jadowicie zielonych oczu.
- Czy ty się rumienisz, Maleńka? – zachichotał Laito ze swojego miejsca.
- Ja?! – przyłożyłam dłonie do swoich policzków. – Chyba ci się przywidziało.
- Może masz gorączkę? – zasugerował dotąd milczący Subaru.
- Mogę to sprawdzić… - odezwał się Ayato. W samochodowej szybie mignęło mi odbicie jego złośliwego uśmieszku.
- Ani się waż! – pisnęłam, odwracając się gwałtownie w jego stronę. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, że jego twarz znajduje się aż tak blisko. Zaskoczona, podskoczyłam na swoim siedzeniu, niemal uderzając przy tym głową w dach limuzyny. Laito teraz już nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Subaru zmarszczył brwi.
- Coś ty taka nerwowa, Naleśniku? – Ayato przesunął się ponownie na swoje miejsce.
- Hej, Teddy, jak myślisz, czy to przez te święta czy przez coś innego? – Kanato ponownie wdał się w jednostronną dyskusję z pluszowym misiem.
- Och, dajcie spokój… - zsunęłam się w swoim siedzeniu, modląc się, by głupie rumieńce zniknęły z mojej twarzy.
***
- Wiesz, że mamy służących? – zapytał Shuu, obserwując jak biegam tam i z powrotem, wieszając ostatnie dekoracje w salonie. – Czemu nie każesz im tego zrobić?
- Cóż – wpatrywałam się w choinkę, ściskając w dłoni szpic w kształcie złotej gwiazdy. Byłam za niska, żebym sama mogła go włożyć. – Bo zrobienie tego samemu, jest o wiele zabawniejsze.
- Co robienie samemu jest o wiele zabawniejsze? – odezwał się ze szczytu schodów Laito, oplatający poręcz granatowym łańcuchem. – O czymkolwiek mówicie, sądzę, że zabawniejsze byłoby robienie tego we dwójkę, Maleńka.
- Ty tam wracaj do pracy – machnęłam na niego ręką. Ponownie zmierzyłam choinkę wzrokiem. Może jak stanę na palcach… nie to na nic.
- Pomóc ci?
 Odwróciłam się. Za mną stał Ayato. Odłożył kartonowe pudło wypełnione kolorowymi ozdobami na podłogę i spojrzał na mnie pytająco.
- Ja z chęcią po-
- Zamknij się – uciszył swojego brata, nawet na niego nie patrząc.
- Jeśli mógłbyś włożyć to na czubek choinki to byłabym…Hej, co ty wyprawiasz?! – krzyknęłam, zaskoczona.
Ayato bowiem, nim skończyłam mówić, położył dłonie na moich biodrach i pomimo moich protestów, podniósł mnie.
- O co ci chodzi, Naleśniku? Teraz dosięgniesz.
Miał rację. W ten sposób mogłam bez problemu włożyć ozdobę na czubek choinki. Tak też zrobiłam.
- Okay, możesz mnie postawić – oznajmiłam.
Wampir opuścił mnie więc na podłogę, ale jego dłonie zatrzymały się na moich biodrach odrobinę dłużej niż było to konieczne. Ubawiony Laito, zaśmiał się radośnie nad naszymi głowami.
- Hej, Maleńka, jesteś pewna, że nie masz gorączki? Może Subaru miał jednak ra…
Nim zdążył dokończyć zdanie sięgnęłam po jedną z plastikowych bombek z pudła, które przyniósł Ayato i najzwyczajniej w świecie, rzuciłam nią w wampira. Czerwona kulka odbiła się od kapelusza zaskoczonego chłopaka.
- Aj! A to za co? – zapytał, udając oburzenie.
 Tym razem to Ayato się zaśmiał, a z korytarza dobiegło mnie ciche parsknięcie Subaru, który najwidoczniej również widział tą scenę.
- Masz niezłego cela, Naleśniku.
- Dzięki.
- Heej~. Czy wy mnie ignorujecie?
- Właśnie tak, Kapeluszniku. Wracaj do pracy.
- Tak, tak. Się robi, Maleńka~.
- Kanato, mam nadzieję, że nie zżerasz większości słodyczy? – rzuciłam przez ramię, wchodząc do kuchni. Wampir podniósł na mnie wzrok, oblizując palce z kolorowego lukru. – Zostaw coś na kolację.
- Czemu tak biegasz? – zapytał Reiji, siedzący w kącie z książką na kolanach.
- Jest Wigilia. Zaraz kolacja. A ty mógłbyś pomóc. Wszyscy inni zaangażowali się bez marudzenia.
- Tak, naprawdę doceniam twój dar przekonywania…
- Dziwnie to mówić, ale jesteś chyba bardziej leniwy niż Shuu.
Okularnik spiorunował mnie wzrokiem. Uparcie odwzajemniłam jego spojrzenie. Przed nieuchronnie nadchodzącą kłótnią wybawiło mnie wołanie Ayato, dobiegające z salonu.
- Naleśniku! Chodź tutaj!
- Co jest?
- Po prostu tu chodź!
Westchnęłam ciężko, kierując się w jego stronę.
- Byle szybko. Mam mało czasu. Zaraz kolacja, muszę posprawdzać, czy wszystko gotowe i…
Nim zdążyłam dokończyć, wampir złapał mnie za ramię i pociągnął na sam środek pomieszczenia. Wpatrywałam się w niego zaskoczona.
- O co chodzi?
Ten z uśmiechem wskazał coś wiszącego nad jego głową. Zmrużyłam oczy. Jemioła.
- Z tego co wiem, jednym z ludzkich zwyczajów jest takie coś, że jeżeli staniesz z kimś pod jemiołą, to musisz go pocałować.
- Żartujesz… - wykrztusiłam, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Nie – jego uśmiech się poszerzył. Złapał mnie jedną ręką w talii i przyciągnął bliżej. Byłam zbyt zaskoczona, żeby protestować. Ayato wykorzystał to, pochylił się nade mną i złożył na moich ustach pocałunek. Zadziwiająco delikatny jak na niego. Tak bardzo różniący się od tego w szkolnym składziku… Na samo to wspomnienie zadrżałam. Widząc to, chłopak owinął swoje ramiona wokół mojej talii, przysuwając mnie jeszcze bliżej. Byliśmy tak blisko siebie, że nasze ciała się stykały. Moje serce biło zadziwiająco głośno.
- Przepraszam, Natsuki za… tamto – wyszeptał wampir do mojego ucha. Otworzyłam oczy jeszcze szerzej, ze zdumienia. Po pierwsze, Ayato mnie przeprosił. Ayato. Przeprosił. Coś takiego nie zdarza się za często. Wróć, to w ogóle się jeszcze nigdy nie zdarzyło.
 Po drugie, zwrócił się do mnie po imieniu. Do tej pory robił tak tylko wtedy, gdy moje życie wisiało na włosku. Czyżbym o czymś nie wiedziała?
- Co tak nagle zesztywniałaś?
- Ty…  użyłeś mojego imienia – wydusiłam.
- To źle, Naleśniku? – zapytał zaczepnie, uśmiechając się przy tym złośliwie.
W odpowiedzi nadęłam policzki, mierząc go spojrzeniem. Ayato parsknął śmiechem.
- Oj, już nie rób takiej miny – przyłożył dłonie do moich policzków, patrząc mi w oczy. Pod wpływem tego spojrzenia nie mogłam się uspokoić. Serce tak głośno mi waliło… - Postaram się używać go częściej.
 I znowu nasze usta się spotkały. Tym razem na dłużej. Zacisnęłam dłonie na jego koszuli, oddając się słodkiej przyjemności. Gdzieś z góry rozległ się gwizd. Kiedy oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w górę, ujrzeliśmy rozbawionego Laito.
- Hej, też będę musiał wykorzystać tę sztuczkę z jemiołą – stwierdził, przechylając się przez przystrojoną barierkę.
- Znajdź sobie własną – burknął Ayato, zrywając roślinkę. Zastanawiałam się, czy miał na myśli właśnie ją, czy… mnie. – Dokończymy to później, Naleśniku – zwrócił się do mnie, posyłając mi jeden z jego firmowych uśmieszków.
- To obietnica czy groźba?
- Potraktuj to sobie jak chcesz.
 Mimowolnie, na moją twarz wypełznął uśmiech. Jednak w tej chwili tuż przed moim nosem pojawiła się znajoma, kudłata, pluszowa głowa.
- Co jest, Teddy? – zapytałam, zerkając to na misia, to na Kanato.
- Teddy i ja jesteśmy głodni. Kiedy kolacja?
- Kolacja! – puknęłam się otwartą dłonią w czoło. – Daj mi jakieś dziesięć minut, zaraz wszystko będzie gotowe!

 Dzięki Bogu, kolacja minęła bez większych problemów. Większość potraw przygotowana częściowo przeze mnie, a częściowo przez służbę zniknęła w mgnieniu oka ze stołu. Cóż, czego się dziwić po szóstce dorastających wampirów…
 Kiedy opróżniłam swój talerz, obrzuciłam spojrzeniem pozostałych, po czym widząc, że wszyscy skończyli swoje dania, poderwałam się ze swojego miejsca i zawołałam radośnie:
- Czas na prezenty!
- Nareszcie~! – zawtórował mi Laito, klaszcząc. – Ale najpierw, Maleńka, mam do ciebie prośbę. Otwórz mój prezent jako pierwszy zanim zajmiesz się resztą.
 Spojrzałam na szczerzącego się w uśmiechu wampira, z niejakim niepokojem.
- Czemu?
- Po prostu. No chodź – chłopak popchnął mnie, więc niechętnie ruszyłam do salonu. Tam wręczył mi podłużne, krwistoczerwone pudełko przewiązane zieloną wstążką. Z wahaniem rozwiązałam ją i uniosłam wieko pudła.
- Chyba żartujesz – oznajmiłam, widząc co znajduje się w środku. – Powiedz, że żartujesz.
- Nie, w żadnym wypadku~. No, już. Załóż to. Jestem pewien, że wszystkim się spodoba.
-  Zwariowałeś. Nie mam za…
- E, e, e – wampir zamachał mi palcem wskazującym przed oczami zupełnie jakby pouczał niesforne dziecko. – Czy nie przyjęcie prezentu nie byłoby niegrzeczne?
- Ty…
- Wesołych Świąt, Ma-leń-ka~.
 Myślałam, że spalę się ze wstydu, gdy wróciłam do salonu przebrana w zdecydowanie za krótką, jak na mój gust sukienkę a la Święty Mikołaj. Spiorunowałam wzrokiem uradowanego Laito i nerwowo obciągnęłam strój.
- Wiedziałem, że będzie leżał na tobie idealnie – mrugnął do mnie, na co wysunęłam język, choć miałam ochotę wykonać bardziej obraźliwy gest. Odetchnęłam głęboko, aby się uspokoić i przywdziałam na twarz najbardziej pewny siebie uśmiech na jaki było mnie stać.
- Więc teraz, przejdźmy na poważnie do prezentów.
- A czy mój nie był poważny?
- Przymknij się, Laito, albo nic nie dostaniesz.
Ku mojemu zdziwieniu, to go uciszyło.
- Najpierw rozdam prezenty ode mnie.
- Kupiłaś prezenty dla każdego? – odezwał się zaskoczony Subaru.
- Tak. Zacznijmy może od najstarszego… Shuu.
Podeszłam do wampira z niebieskim pudełkiem.
- Tylko proszę cię, bądź delikatny. Nie trzęś tym ani nic – ostrzegłam, podając mu paczkę.
 Blondyn spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, lecz tak jak prosiłam, był ostrożny przy otwieraniu. Ledwie zdążył podnieść górną część pudła, gdy ze środka dobiegło ciche miauczenie. Zdezorientowany wampir wziął na ręce małego, rudego kociaka i uniósł go na wysokość oczu, by lepiej mu się przyjrzeć. Następnie przeniósł zdumiony wzrok na mnie.
- Kot?
- Taak. Wybacz, wolałam nie ryzykować z psem, a wydawało mi się, że lubisz koty – cały czas obserwowałam uważnie jego reakcję. Chłopak wreszcie ułożył futrzastą kulkę na swoich kolanach, gładząc jej łebek.
- Trafiłaś – powiedział krótko, wpatrując się w kota. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Odetchnęłam z ulgą i odwróciłam się, żeby rozdać pozostałe prezenty. Natknęłam się na zdumione spojrzenia pozostałej piątki.
- No co? – burknęłam, wracając do rozdawania. 
Reijiemu wręczyłam roślinę, o tak skomplikowanej nazwie, że nawet nie starałam się jej zapamiętać. Wampir jednak skinął mi głową z aprobatą, więc stwierdziłam, że i tu chyba dobrze strzeliłam.
 Laito również wydawał się zadowolony ze swojego prezentu – puzzli składających się z pięciu tysięcy części, przedstawiających skomplikowany obraz z pianinem. Tak, mógłby się wydawać dziwnym fakt, że zboczony Kapelusznik zadowoli się paczką puzzli. Jednak z tego, czego udało mi się dowiedzieć, układanie puzzli było hobby Laito.
 Kanato z radością przyjął ode mnie białego królika z, podobnie jak u Teddy’ego, czarną opaską na oku. Ucieszyłam się, że Kanato spodobał się prezent. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby wpadł w szał, bo nie byłby zadowolony…
 Najmłodszemu z trojaczków sprezentowałam piłkę do koszykówki z limitowanej edycji, z autografami członków popularnej w Japonii drużyny. Była trudna do zdobycia, ale ów trud się opłacił. Ayato posłał mi zadowolony uśmiech, kiedy obracał piłkę w dłoniach.
 Subaru natomiast otrzymał ode mnie ozdobną, skórzaną pochwę na jego sztylet. Chłopak przesunął palcami po skomplikowanych wzorach, po czym rumieniąc się, burknął, że nie musiałam mu nic dawać.
 Okazało się, że bracia również przygotowali coś dla mnie. I tak oto od najstarszej dwójki dostałam piękną, biała gitarę z czarnymi, ozdobnymi zawijasami na pudle rezonansowym, od Kanato przerażająco realnie wyglądającą lalkę, od Ayato komplet ślicznej biżuterii z szafirami, a od Subaru nowiutki telefon. Kiedy zaskoczona przyglądałam się urządzeniu w mojej ręce, oznajmił:
- Twój poprzedni zniszczyłem przy naszym pierwszym spotkaniu, więc… no, proszę.
 Jednak ku mojemu rozczarowaniu, bracia nie podarowali niczego sobie nawzajem. Naprawdę nie rozumiałam tego, że choć są rodziną, to prawie, że wcale się ze sobą nie dogadują. No, ale cóż. Nie można mieć wszystkiego, prawda? To i tak była nader udana Wigilia.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Diabolik Lovers: Rozdział 11

 Phew, udało się! Prezentuję wam świeżo napisany, kolejny rozdział DL. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Następny rozdział, będzie już rozdziałem świątecznym i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to powinien pojawić się jeszcze w tym tygodniu ;). Wyjaśnię jeszcze o co chodzi z kolorami w użytej w tym rozdziale piosence: niebieski kolor oznacza słowa śpiewane przez Natsuki, różowy/fioletowy - Kou, a czarny - wspólne. Miłego czytania ^ ^.


Przesłuchanie

 Po występie Kou, bez większych ceregieli wznowiono dyskotekę. Kiedy muzyka ponownie ryknęła z głośników, otrząsnęłam się z oszołomienia i wróciłam na swoje miejsce. Jednak wystarczyło tylko, że stanęłam ponownie obok Ayato, a ten chwycił mnie za ramię i bez słowa pociągnął za sobą. Próbowałam się opierać, ale nadaremno. Wampir trzymał mnie mocno, lawirując między bawiącymi się uczniami. Jego palce boleśnie wbijały się w moją skórę.
- Hej, gdzie ty mnie ciągniesz? Ayato! Puść!
 Ale chłopak był głuchy na moje narzekania. Siłą wyciągnął mnie na korytarz i nim zorientowałam się o co chodzi, wepchnął mnie do niewielkiego składziku obok sali gimnastycznej. Zatrzasnął za sobą drzwi i stanął tuż przede mną odgradzając mi tym samym jedyną drogę ucieczki.
- Ayato? Co jest grane? O co ci chodzi? – pytałam zaniepokojona, mimowolnie cofając się, aż natrafiłam plecami na regał ze sprzętem sportowym. Byłam w pułapce. Chłopak podszedł bliżej, drastycznie skracając odległość między nami. W mroku panującym w pomieszczeniu, jego oczy jarzyły się niebezpiecznie, intensywną zielenią. Wyciągnął w moja stronę ręce i oparł jedną o półkę nad moją głową, a palce drugiej zacisnął na moim podbródku. Po jego twarzy nie błądził jednak typowy dla niego uśmieszek. Był śmiertelnie poważny. Albo nie, raczej… wściekły.
- Ty. Należysz. Do mnie – wycedził, podkreślając każde słowo, po czym bez ostrzeżenia wbił kły w moją szyję. Krzyknęłam cicho, poczuwszy zalewającą mnie falę bólu. Wampir zerwał z moich ramion sweter, ponownie zatapiając ostre zęby, tym razem w moim ramieniu. Jedna jego dłoń spoczęła na moim karku, unieruchamiając mnie. Lodowate palce drugiej przesuwały się wcale niedelikatnie po moim ciele, przyprawiając mnie o dreszcze.
- Prze… - próbowałam się odezwać, zaprotestować, ale w tej chwili usta Ayato brutalnie natarły na moje, niemal pozbawiając mnie oddechu. Dociśnięta do regału, czułam jak pod moimi powiekami gromadzą się łzy. Ayato od dawna się tak nie zachowywał. Nie wiedziałam, co w niego wstąpiło.
 Moje ciało raz za razem przeszywał okropny ból. Skóra paliła i cała się trzęsłam. Musiałam coś zrobić. Rozpaczliwie próbowałam zebrać myśli, znaleźć jakąś drogę ucieczki. Wyrywałam się, chociaż wiedziałam, że w ten sposób mogę zadać sobie jedynie jeszcze więcej bólu.
 Chłopak oderwał się ode mnie na chwilę i oblizał blade wargi z mojej krwi. Postanowiłam wykorzystać tę okazję. Zamachnęłam się i… z całej siły uderzyłam go w twarz. Zdawałam sobie sprawę, że nie sprawi mu to wielkiego bólu, ale jednakże przyniosło taki skutek, jakiego oczekiwałam. Jego oczy otworzyły się szerzej, wampir wpatrywał się we mnie z kompletnym zaskoczeniem.
 Nie czekałam ani chwili dłużej. Odepchnęłam się od regału i rzuciłam w stronę drzwi. Ayato nawet nie próbował mnie zatrzymywać. Wypadłszy na korytarz, pognałam na oślep przed siebie. Po drodze ocierałam nerwowymi ruchami oczy, starając się powstrzymać wyrywający się z mojej piersi szloch. Czego ja się spodziewałam po wampirze?
- Heej, Natsuki~! Wreszcie cię znalazłem – usłyszałam głos za swoimi plecami. Stanęłam jak wryta. Przełknęłam nerwowo ślinę, otarłam po raz ostatni oczy i odwróciłam się przodem do Kou.
- Szukałeś mnie? – Zapytałam, przywdziewając na twarz sztuczny uśmiech. – Dlaczego?
- Chciałem… Czy ty płaczesz? – Uśmiech zniknął z twarzy idola, kiedy podszedł do mnie bliżej. – Coś się stało?
- N-nie. Nie, to nic – uśmiechnęłam się ponownie, mając nadzieję, że uda mi się go jakoś zwieść.
- Jesteś pewna? Możesz mi powiedzieć – zapewnił, ścierając delikatnie kciukiem resztki po moich łzach. Nagle jednak zamarł w bezruchu. Już miałam zapytać, o co mu chodzi, gdy jego palec przesunął się po śladach na mojej szyi i ramieniu. Spanikowana chciałam je szybko zakryć, ale przypomniałam sobie, że przecież nie miałam czym.
- Co to?
 Blondyn podniósł ponownie wzrok na moją twarz. Przez krótką chwilę zdawało mi się, że jego prawe oko zmieniło barwę, ale gdy zamrugałam, obie jego tęczówki było ponownie krystalicznie błękitne.
- To… - nie wiedziałam co powiedzieć. Jak miałam z tego wybrnąć? Jak wyjaśnić, skąd na moim ciele znalazły się takie rany?
 Z nieciekawej sytuacji wybawił mnie Subaru, zjawiając się jak zwykle znikąd przy parapecie po drugiej stronie korytarza.
- Co się tu dzieje? – Zmierzył blondyna podejrzliwym spojrzeniem. Ten odwrócił się ze spokojnym uśmiechem.
- Właśnie rozmawialiśmy. Coś nie tak?
- Tak. Kto ci pozwolił dotykać moich rzeczy? – Odezwał się inny głos, należący do kogoś, kogo wolałabym w tej chwili nie widzieć.
- Twoich… RZECZY?! – Nie mogłam się powstrzymać, by nie podnieść głosu. Ayato tymczasem stanął obok mnie, jakby nigdy nic.
Kou zaśmiał się, krzyżując ramiona.
- Wygląda na to, że twój chłopak jest strasznie zaborczy.
- To nie jest mój chłopak – mruknęłam.
- Rany, rany, coś mnie ominęło? – Laito stał oparty o barierkę przy schodach, obserwując nas z leniwym uśmiechem.
 Właśnie miałam zapytać, kto jeszcze z rodzinki postanowi się przypałętać, kiedy zza moich pleców odezwał się cichy głos.
- Jak myślisz, Teddy, o co chodzi?
 Opuściłam zrezygnowana ręce, gdy zerknąwszy w stronę głosu Kanato dostrzegłam także Shuu, opartego o ścianę w rogu. Kou natomiast rozejrzał się zaciekawiony, opierając dłoń na biodrze.
- Wygląda na to, że masz wielu adoratorów, Kotku.
Ledwie zdążył to powiedzieć, a Ayato wsunął się między mnie a niego. Uniosłam w zdumieniu brwi.
- Czego od niej chcesz? – Ku mojemu zdziwieniu to Shuu się odezwał.
- Tylko porozmawiać. Prawda, Natsuki? Nie masz nic przeciwko mojemu towarzystwu? – Wzrok idola padł na mnie. Jego usta wyginały się w lekkim uśmiechu.
- Ja…
- Ja coś mam – warknął Ayato.
Laito zaśmiał się krótko, opierając podbródek na dłoni.
- Nie radziłbym wchodzić w drogę mojego braciszka.
 Ayato rzucił mu pogardliwe spojrzenie, po czym wrócił wzrokiem do Kou. Ten jednak nie wyglądał bynajmniej na przestraszonego. Posłał mi uśmiech nad ramieniem wampira.
- Cóż, widzę, że nic tu po mnie – wzruszył ramionami, wyraźnie rozbawiony. – Chciałem cię tylko zaprosić na przesłuchanie – to mówiąc wcisnął mi w ręce złożony kawałek papieru, po czym mrugnął do mnie i oddalił się zawoławszy na odchodnym:
- Do zobaczenia, Kotku!
 Jakiś czas później, gdy powoli zbliżał się już ranek, siedziałam rozparta na kanapie w salonie z kartkę od Kou na kolanach. Okazało się, że było to ogłoszenie o wspomnianym wcześniej przez niego przesłuchaniu. Miało odbyć się nazajutrz w budynku należącym do jednej z najsławniejszych wytwórni muzycznych w okolicy. Zwyciężczyni miała wystąpić razem z Kou w jakimś świątecznym programie.
- Naprawdę zamierzasz tam iść, Maleńka? – Odezwał się Laito, przechylając się przez oparcie kanapy.
- A czemu by nie?
Podałam wampirowi kartkę, po którą sięgał. Przesunął po niej wzrokiem, po czym spojrzał na mnie i wzruszył ramionami.
- Chyba nie wszystkim się to podoba.
- Masz na myśli Ayato? – Zapytałam, marszcząc brwi. Laito odpowiedział mi szerokim uśmiechem.
- Jestem ciekaw, co między wami zaszło.
- Nic – burknęłam, przyciskając do siebie poduszkę.
- I tak bez powodu od kilku godzin wzajemnie się unikacie? To nie do końca normalne, Maleńka.
- Nie twój interes… Idę spać.
 Oczywiście, na przesłuchanie nie mogłam jechać sama. Zdziwiło mnie, że w ogóle pozwolili mi na nie jechać. Tak więc, w drodze do studia towarzyszyli mi Laito oraz Ayato we własnej osobie. Nie wiem, dlaczego obaj koniecznie chcieli jechać. W każdym razie w dalszym ciągu unikałam chociażby patrzenia w stronę Ayato. W związku z tym w limuzynie cały czas panowała krępująca cisza.
 Budynek należący do wytwórni był wysokim, szklanym wieżowcem, znajdującym się w centrum miasta. Nagle nabrałam wątpliwości. Może jednak powinnam się wycofać? Z pewnym ociąganiem weszłam do środka.
 Jeden z pracowników wskazał mi właściwą drogę, a wampiry ruszyły za mną bez słowa. Idąc długim korytarzem nabierałam coraz więcej wątpliwości. Musiałam walczyć sama ze sobą, by po prostu stamtąd nie zwiać.
 Wreszcie moim oczom ukazała się długa kolejka. Dziewczyny, będące przeważnie w moim wieku, rozmawiały ze sobą, śmiały się i żartowały, trzymając w dłoniach kartki z tekstami. Przełknęłam nerwowo ślinę, widząc liczbę swoich rywalek.
 W tej chwili drzwi po mojej lewej stronie uchyliły się i wysunęła się zza nich głowa Kou. Chłopak rozejrzał się po korytarzu i gdy tylko natrafił na mnie spojrzeniem, jego twarz rozpromieniła się w uśmiechu. Pomachał mi ręką, dając mi tym samym do zrozumienia, żebym do niego podeszła. Kiedy to uczyniłam, otworzył szerzej drzwi, wykonując zapraszający gest.
- Przykro mi, panowie. Wchodzą tylko uczestnicy – uśmiechnął się przepraszająco, kiedy Ayato i Laito próbowali wejść ze mną. Odpowiedziało mu poirytowane prychnięcie młodszego z braci.
 Pomieszczenie, do którego weszliśmy, okazało się przestronną, luksusową garderobą. Kou wskazał mi jedną z kremowych kanap ustawionych przy niewielkim stoliku. Sam natomiast usiadł na drugiej.
- A już myślałem, że nie przyjdziesz, Kotku – zagadnął.
- Ta, no widzisz… sama nie byłam pewna – odparłam, zaciskając nerwowo dłonie na kolanach. – Szczerze mówiąc, to do tej pory mam wątpliwości.
- Czemu? – Blondyn wydawał się szczerze zdziwiony, sięgając po półmisek z ciastkami stojący na stoliku. Podsunął mi go, ale odmówiłam ruchem głowy.
- Hmm… cóż. Zacznijmy od tego, że przyszłam tu całkowicie spontanicznie. Takie też było te twoje zaproszenie… Nawet nie dostałam tekstu. Kompletnie nie wiem, co mam tu niby zaśpiewać. Nie dam sobie rady.
Chłopak roześmiał się.
- Zaprosiłem cię właśnie dlatego, że wiedziałem, że dasz sobie radę. Celowo nie dałem ci tekstu. Byłem ciekaw jak z tego wybrniesz.
- Pocieszające…
 Dobrze wiedzieć, że idol we mnie wierzy, ale to przecież oczywiste, że nie mam szans z osobami, które miały czas na przygotowanie się. Polegnę jak nic.
- A co do piosenki… - Kou pochylił się nad stolikiem, wręczając mi kartkę formatu A4. – Zakreślone linijki są twoje.
 Zaciekawiona przeczesałam wzrokiem wydrukowany tekst piosenki. Poczułam lekką ulgę, rozpoznając słowa. Podniosłam wzrok na chłopaka, unosząc brwi w rozbawieniu.
- Niezbyt pasuje to do twojego image’u – stwierdziłam.
- No nieee? – Jęknął, odchylając się na kanapie. – Ale co poradzić. Goście z szefostwa stwierdzili, że ta piosenka jest wprost idealna na takie przesłuchanie!
 Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie parsknąć śmiechem, gdy Kou gestykulował żywo, widocznie niezadowolony z wyboru organizatorów konkursu. Widząc moją reakcję, chłopak uśmiechnął się.
- Wreszcie.
- Słucham?
- Rozluźniłaś się.
 Kilka minut później, Kou zaciągnął mnie do pokoju, w którym miały odbyć się przesłuchania. Kiwnął głową czteroosobowemu jury, po czym kierując się w stronę miniaturowej sceny, nachylił się w moją stronę i szepnął:
- Nie martw się. Wszystko z nimi załatwiłem. Znają o tobie wszystkie najpotrzebniejsze do konkursu informacje.
Posłałam mu pytające spojrzenie, a on ponownie się uśmiechnął.
- Mam swoje źródła.
- Czemu tak ci zależy na moim udziale w tym przesłuchaniu? Ledwo się znamy…
- Ale masz talent – odparł krótko.
Skoro tak…
 Ustawiłam sobie mikrofon na odpowiedniej wysokości, starając się nie patrzeć w stronę surowo wyglądających jurorów. Czułam, że nogi mi się trzęsą, a dłonie – pocą. Spojrzałam na Kou, który obserwował mnie z wyczekiwaniem. Uniosłam kartkę ze swoim tekstem i skinęłam mu głową. Kiedy zrobił to samo, z głośników popłynęła muzyka. Na moje nieszczęście, zaczynałam.

Pozwól temu odejść, pozwól temu odejść
Cóż, potrzebujesz światła tylko wtedy, kiedy robi się ciemno
Pozwól temu odejść, pozwól temu odejść
Tęsknisz za słońcem tylko wtedy, gdy zaczyna padać śnieg
Tu jestem i tu zostanę
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść
Zresztą chłód nigdy mi nie przeszkadzał

 Rzuciłam nerwowe spojrzenie w stronę Kou. Ten uniósł na chwilę wzrok znad swojego tekstu i posłał mi uspokajający uśmiech.

Gapisz się w swojej szklanki dno
Mając nadzieję, że pewnego dnia marzenie spełni się
Ale marzenia spełniają się powoli i trwają tak krótko
I gdy zamykasz oczy, dostrzegasz ją
Może pewnego dnia zrozumiesz dlaczego
Wszystko czego dotykasz umiera

Nie pozwól im wejść
Nie pozwól im zobaczyć
Bądź grzeczną dziewczynką, zawsze musiałaś nią być
Ukryj, nie czuj
Nie pozwól im wiedzieć
Cóż, teraz już wiedzą

 Kou z uśmiechem odwrócił się w moją stronę. Wysunąwszy swój mikrofon ze statywu zrobiłam to samo.

Pozwól temu odejść, pozwól temu odejść
Cóż, potrzebujesz światła tylko wtedy, kiedy robi się ciemno
Pozwól temu odejść, pozwól temu odejść
Tęsknisz za słońcem tylko wtedy, gdy zaczyna padać śnieg
Tu jestem i tu zostanę
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść
Zresztą chłód nigdy mi nie przeszkadzał
Cóż, potrzebujesz światła tylko wtedy, kiedy robi się ciemno
Tęsknisz za słońcem tylko wtedy, gdy zaczyna padać śnieg
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść
Zauważasz, że byłeś szczęśliwy tylko wtedy, gdy ogarnia cię smutek
Nienawidzisz drogi tylko wtedy, kiedy tęsknisz za domem
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść
I teraz już wiesz!

Pozwól temu odejść, pozwól temu odejść
Cóż, potrzebujesz światła tylko wtedy, kiedy robi się ciemno
Pozwól temu odejść, pozwól temu odejść
Tęsknisz za słońcem tylko wtedy, gdy zaczyna padać śnieg
Tu jestem i tu zostanę
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść
Zresztą chłód nigdy mi nie przeszkadzał*

 Zakończyliśmy piosenkę stojąc twarzą w twarz, w odległości zaledwie jednego kroku. Kou uśmiechał się szeroko, zadowolony.
- Nie zawiodłem się na tobie, Kotku – mruknął.
 Odpowiedziałam mu uśmiechem, po czym zerknęłam w stronę jury, czekając na ich werdykt. Starszy mężczyzna z okularami na nosie uśmiechał się ciepło.
- Dziękujemy za wspaniały występ.
- Odezwiemy się do pani – dodała kobieta, o surowym wyrazie twarzy, notując coś na leżących przed nią arkuszach.
- W takim razie już sobie pójdę… Ach, Kou? – Odwróciłam się do blondyna. – Mogłabym mieć do ciebie prośbę?

- I co, Maleńka? – Zapytał Laito, gdy tylko opuściłam pokój przesłuchań.
- Powiedzieli, że się odezwą – wzruszyłam ramionami. – Czyli pewnie zawaliłam.
- Ah, nie przejmuj się Maleńka – wampir uśmiechnął się, poprawiając swój kapelusz. – W takim razie wracamy?
- Tak, wracajmy – skinęłam głową, ruszając do wyjścia.
Nie wiedziałam jednak, że cały czas, odkąd opuściłam pomieszczenie, byłam obserwowana przez parę jasnoniebieskich oczu.



*Sam Tsui - Let it go/Let her go


niedziela, 7 grudnia 2014

Diabolik Lovers: Rozdział 10

 Tak, moi kochani! Udało mi się! Wreszcie napisałam tak długo wyczekiwany 10 rozdział DiaLovers! Znowu będzie trochę muzycznie, mam więc nadzieję, że wam to nie przeszkadza. Ah, no i jako, że piosenkę, którą Kou śpiewa pod koniec rozdziału tłumaczyłam sama z j.angielskiego na polski, proszę o wyrozumiałość ;). A więc, zapraszam do czytania i komentowania. Dzielcie się swoimi wrażeniami, skarżcie się jeśli coś wam nie pasuje. No i oczywiście, bawcie się dobrze przy czytaniu ^w^.

Tajemniczy Idol

 Muszę przyznać, że nie spodziewałam się aż takich braw. Oklaski wciąż na nowo rozbrzmiewały w moich uszach, a w klatce piersiowej odczuwałam przyjemne ciepło. Byłam bardzo zadowolona i odczuwałam wielką ulgę z tego powodu, że nie pomyliłam słów piosenki, ale również z tego, że widowni się spodobało.
 Po występie wyszłam na zewnątrz budynku, aby się przewietrzyć. Nocne powietrze przyjemnie chłodziło moje nagrzane od scenicznych świateł ciało. Uniosłam głowę, spoglądając na usiane bladymi gwiazdami niebo. Powoli wypuściłam powietrze przez usta, a mój oddech natychmiast zamienił się w delikatny obłoczek pary. Uśmiechnęłam się, opatulając się ciaśniej swoim swetrem.
- Niezły występ, Naleśniku.
Odwróciłam się, by zobaczyć Ayato opartego o jedną z kolumn przy wejściu do szkoły. Wampir skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i błysnął śnieżnobiałymi kłami w uśmiechu.
- Dzięki – odwzajemniłam uśmiech, podchodząc do niego.
- W dodatku widziałem, że nie mogłaś oderwać ode mnie wzroku – jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
- Chyba ci się przywidziało… - mruknęłam w odpowiedzi, uderzając go lekko w ramię.
Niczym niezrażony, Ayato wyciągnął w moją stronę rękę, złapał mnie za podbródek, kiedy próbowałam mu się wykręcić i uniósł go, zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy.
- Każdy bunt należy stłamsić – oznajmił, uśmiechając się przy tym złośliwie. Wolną rękę oplótł wokół mojej talii i przyciągnął mnie w ten sposób bliżej do siebie. Tak naprawdę, to nawet jeśli bym chciała, nie potrafiłabym mu się oprzeć. Musiałam to w końcu przyznać, że coś przyciągało mnie do Ayato. Za każdym razem, kiedy był tak blisko mnie, moje serce wariowało i przestawałam racjonalnie myśleć. Czy zakochanie się w wampirze, w którymkolwiek z braci Sakamaki mogło wyjść mi na dobre?
- Nie tutaj – mruknęłam, odwracając głowę.
- Dlaczego?  - Jego oddech połaskotał moją skórę, kiedy zadał to pytanie zaczepnie, przysuwając bliżej swoją twarz.
- Ktoś może nas zobaczyć. Jesteśmy w miejscu publicznym…
- I co z tego? Aż tak ci to przeszkadza?
Zastanawiałam się, czy tylko mi się zdawało, czy naprawdę w jego tonie pobrzmiewała nuta irytacji.
- Hmm… - mruknęłam. – A może powinniśmy już wrócić do środka? Zaraz zacznie się impreza, no i robi mi się już zimno…
 Kłamałam. To znaczy… prawdą było, że przyjęcie organizowane przez szkołę miało się już za chwilę rozpocząć i naprawdę zaczęłam odczuwać chłód nocy, ale powiedziałam to tylko po to, by zmienić temat.
 Wampir puścił mnie bez słowa i nawet na mnie nie patrząc, wrócił do budynku. Poczułam bolesne ukłucie w piersi. Nie chciałam go zdenerwować. Ale… czy aż tak wziął do siebie moją reakcję? Westchnęłam i weszłam za nim do środka.
 Wszyscy uczniowie zdążyli już przenieść się na salę gimnastyczną, gdzie miało odbyć się przyjęcie, czy też raczej dyskoteka z okazji zakończenia semestru i nadchodzących świąt. Niektórzy zdążyli przebrać się po akademii, inni pozostali w mundurkach. Przede oczami migali mi więc uczniowie w najróżniejszych kreacjach. Nigdzie jednak nie widziałam Ayato.
 Kilku chłopaków na drugim końcu sali zajmowało się sprzętem elektronicznym. Parę osób pomagało ustawiać stoły z przekąskami. Inni w grupkach lub samotnie, tak jak ja kręcili się bez większego celu.
 Cały czas rozglądałam się po całym pomieszczeniu ale dostrzegłam jedynie Subaru opartego o ścianę oraz Kanato przy jednym ze stolików z przekąskami. Ani śladu po Ayato. Jęknęłam zrezygnowana, postanawiając po prostu zaczekać na rozpoczęcie imprezy i dobrze się bawić. Prędzej czy później, Ayato w końcu się znajdzie, pomyślałam.
 Po kilku minutach zgaszono normalne oświetlenie sali gimnastycznej, a włączono natomiast kolorowe lampy rozmieszczone po całym pomieszczeniu. Do mikrofonu podszedł przewodniczący szkoły i oficjalnie rozpoczął dyskotekę.
 Nauczyciele oraz rodzice zmyli się już na samym początku na swoją własną imprezę lub też „przenieśli się na bardziej odpowiednie dla nich przyjęcie pozostawiając młodzież by mogła nabawić się we własnym gronie”. Jak kto woli.
 Środek sali zapełnił się tańczącymi uczniami. Nie widząc nikogo znajomego wśród tłumu, chciałam się stamtąd wydostać. Jednakże, gdy tylko obróciłam się w stronę wyjścia, wpadłam wprost na Laito. Wampir posłał mi szeroki uśmiech.
- Gdzie uciekasz, Maleńka? – musiał niemalże krzyczeć, żeby było go słychać mimo ryczącej z głośników muzyki. – Może zatańczymy?
- Ja…
Laito nie zważając na moje wahanie, złapał mnie za ramię i pociągnął głębiej w tłum tańczących.
 Wokół nas ludzie poruszali się w rytm szybkiej piosenki, nierzadko ocierając się o siebie, piszcząc i wijąc się w dziwnym tańcu. Lampy rzucały wokół plamy kolorowego, pulsującego światła. Nigdy wcześniej nie wyobrażałam sobie tańca z Laito, więc na początku nie wiedziałam zbytnio, co robić. Rozglądałam się wokół, przeczesując wzrokiem  ciemne morze poruszających się chaotycznie postaci.
 Wampir, żeby zwrócić na siebie moją uwagę, złapał mnie nagle za nadgarstek i zakręcił mną w szalonym piruecie. Kiedy zaskoczona stałam ponownie przodem do niego, poruszył ustami jakby wymawiał słowa właśnie grającej piosenki:
- Przestań myśleć i baw się dobrze!
 Uśmiechnęłam się więc i pozwoliłam prowadzić się w tańcu. Zaczęliśmy wirować po parkiecie, najpierw po prostu podrygując, jednak nim się spostrzegłam podskakiwałam do słów „Tup w ziemię. Skacz, skacz, skacz, skacz. Ruszając się dokoła.” Muzyka dudniła mi w uszach, a ciało wibrowało od bitów zremixowanej piosenki. Z Laito na zmianę przysuwaliśmy się i odsuwaliśmy od siebie, to łapiąc się za ręce, to odskakując z uśmiechami. Przestałam liczyć piruety, które wykonywałam w zawrotnym tempie, kierowana przez wampira. Dziwiło mnie to, ale naprawdę cieszyłam się tym tańcem. Podskakując obok niego, przymknęłam oczy i niemal wykrzyczałam razem z wokalistą końcówkę piosenki:

Więc chodź i dołącz do naszej miłosnej fundacji
Poczuj ciepło, słodkie wibracje
Bo jesteśmy bliscy zapłonięcia
I chcemy wyjść dziś wieczorem!
Skacząc wszędzie wokół
PUŚĆ TEN BIT!*

 Laito śmiejąc się, zakręcił mną po raz ostatni, po czym odsunął się, w teatralnym geście skłaniając głowę i zdjął kapelusz. Widząc to, sama również parsknęłam śmiechem. Klepnęłam go w ramię, rzuciłam mu krótkie „Dzięki” i wyszłam z pomieszczenia w chwili, gdy rozpoczynała się następna piosenka.
 Na korytarzu prowadzącym na salę gimnastyczną choć było spokojniej i tak dudniło od muzyki. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że wciąż szczerzę się jak głupia. Nigdy bym nie pomyślała, że z Laito można tak normalnie i dobrze się bawić. Uśmiech spełzł mi jednak z ust, gdy przypomniałam sobie o Ayato.
 Zrezygnowana ruszyłam w stronę toalet. Kiedy kładłam już dłoń na klamce drzwi do damskiej łazienki, zauważyłam kątem oka jakiś nieznaczny ruch. Odwróciłam głowę i o mały włos wrzasnęłabym z przerażenia.
- Shuu! – skarciłam blondyna, przykładając dłoń do klatki piersiowej. – Czy wy naprawdę musicie się tak skradać?
 Chłopak stał spokojnie, oparty o ścianę obok drzwi, obserwując mnie błękitnymi tęczówkami. Mimo, że muzyka z sali gimnastycznej docierała nawet tutaj, on nic sobie z tego nie robił – w jego uszach wciąż tkwiły słuchawki.
- My się nie-
- Tak, tak, wiem. Słyszałam tą kwestię z tysiąc razy – przerwałam mu. – Co ty tu robisz?
- Tam – podbródkiem wskazał w stronę sali – jest za głośno.
- Przecież lubisz muzykę – ściągnęłam brwi, zaskoczona.
- Wolę spokojniejszą.
- Taką która cię usypia?
Wampir uniósł nieznacznie jedną brew, mierząc mnie swoim leniwym spojrzeniem.
- Nic nie mówiłam…
Rozejrzałam się, ale nikogo więcej oprócz nas nie było na korytarzu.
- Nie widziałeś może Ayato?
- Nie. Czyżbyście się pokłócili? – Kącik ust wampira uniósł się w kpiącym uśmieszku.
- Skąd… A zresztą. Może. Nie wiem.
- Nie wiesz? A może wiesz, co stało się z moim pokojem muzycznym?
- Emm… Jakby ci to…
 Szukałam odpowiednich słów, jakby tu na spokojnie wyjaśnić wampirowi historię z wyważaniem drzwi, gdy ten nagle przyłożył  dłoń do ściany tuż obok mojej głowy i pochylił się w moją stronę.
- Eeek! – pisnęłam. – Zaraz ci wszystko wyjaśnię!
- Cicho – mruknął ten jednak.
W pierwszej chwili nie zrozumiałam o co mu chodzi. Po jego minie wywnioskowałam, że nasłuchuje, więc również spróbowałam wytężyć słuch, ale nie dobiegł mnie żaden niepokojący dźwięk. Wampir zmarszczył brwi i odsunął się.
- Chyba mi się zdawało – westchnął i najzwyczajniej w świecie sobie poszedł.
- Cały Shuu – podsumowałam, patrząc w ślad za nim.
 Kiedy wróciłam na salę gimnastyczną, okazało się, że przewodniczący ponownie dorwał się do mikrofonu, muzykę wyłączono, a wszyscy uczniowie z większą lub mniejszą uwagą oczekiwali na jego słowa.
 Ku mojej uldze, wreszcie dostrzegłam w tłumie czerwonawą czuprynę. Odetchnęłam kilka razy, po czym pewnym krokiem ruszyłam w jego stronę.
- Co tu się dzieje? – zagadnęłam stając ramię w ramię z Ayato.
Wampir spojrzał na mnie kątem oka i wzruszył ramionami.
- Ten koleś ma podobno jakąś niespodziankę.
- W takim razie już zaczynam się bać…
- Hej, hej ludziska! – zawołał radośnie przewodniczący, uśmiechając się od ucha do ucha. – Imprezka jak na razie jest udana, prawda?
 Kilka osób rzuciło wesołe „Tak!”, inni mruknęli potakująco, a ktoś wrzasnął „Włączaj z powrotem muzę!”.
- Haha, mi też się podoba! A wiecie co? Impreza od teraz będzie jeszcze lepsza! A wiecie czemu? Bo wasz wspaniały przewodniczący załatwił wam zajefajnego gościa specjalnego!
 Po tych słowach większość osób zaczęła do siebie szeptać, zastanawiając się o kim też może być mowa.
- No, dobra, dobra. Widzę, że się już ekscytujecie, więc wam powiem, kogo wasz wspaniały przewodniczący wam załatwił!
- Mógłby wreszcie przejść do rzeczy – mruknęłam cicho do Ayato, który chyba już nieco się rozchmurzył.
- A więc słuchajcie, ludziska! Dziś wystąpi przed wami uczeń tej szkoły. Wszyscy go na pewno znacie i lubicie, zresztą nie może być mowy, że jest inaczej! Przed wami, proszę o werble – w tej chwili jeden z chłopaków posłusznie zabębnił pałeczkami w perkusję.  – Sławny na całą Japonię, idol, KOU MUKAMI!
 Wszędzie wokół rozległy się podekscytowane piski i wrzaski fanek. Zamrugałam, zdziwiona. Co prawda, znałam Kou, tak jak wszyscy w tej szkole i zdarzyło mi się oglądać kiedyś jego występy, nie byłam jednak jego jakąś wielką fanką. Wiedziałam, że chodzi do naszego liceum, ale tak naprawdę, to nigdy jeszcze chyba nie widziałam go na żywo. Ze względu na swoją karierę, opuszczał on bowiem dotychczas większość lekcji.
Spojrzałam na Ayato, który nagle dziwnie zesztywniał.
- Ej, wszystko w porządku?
Wampir spojrzał na mnie, przeczesując włosy palcami.
- Jasne. A czemu by nie?
 Wzruszyłam ramionami, wracając spojrzeniem do „sceny”, gdzie na krótki moment zgasły światła, by już po chwili oświetlić nową postać, która na nią wkroczyła. Wrzaski dziewczyn stały się jeszcze głośniejsze.
 Chłopak stojący przed mikrofonem miał jasne, blond włosy „ułożone” w artystyczny nieład. Ubrany był w nasz zwykły, szkolny mundurek. Podwinął jedynie rękawy marynarki do łokci, a spod białej, niedopiętej koszuli, wystającej ze spodni prześwitywał fioletowy T-shirt. Na nogach miał białe, wysokie buty, a na rękach – masę bransoletek.
 Kou uśmiechnął się swoim zniewalającym uśmiechem i wyciągnął rękę po mikrofon. Na sali natychmiast zapanowała cisza.
- Heeej, szkoło~. Jak się bawicie?
 Ponownie rozległy się podekscytowane krzyki.
- Hah, widzę, że dobrze. Gotowi na mój występ~?
Taka sama reakcja. Chłopak zaśmiał się i przeczesał wzrokiem tłum, jakby kogoś szukał.
- Ale najpierw – uniósł rękę z palcem wskazującym skierowanym w stronę sufitu. – Chciałbym pogratulować pewnej osobie udanego występu. – Ponownie przeczesał tłum wzrokiem, po czym utkwił go, jak mi się zdawało, we mnie. – Natsuki Komori. Możesz tu podejść?
 Okay. Zaniemówiłam. Tego się totalnie nie spodziewałam. Ludzie wokół mnie zaczęli odwracać się w moją stronę z równie zaskoczonymi minami. Ktoś zaklaskał na zachętę, ktoś inny posłał mi szeroki uśmiech. Zerknęłam na Ayato, który złapał mnie za nadgarstek.
- Spokojnie, ma mi tylko pogratulować, nie? – szepnęłam, a wampir niechętnie puścił moją rękę. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i z bijącym niespokojnie sercem, ruszyłam na scenę. Po drodze natknęłam się na kilka nieprzychylnych spojrzeń, w tym, bez zaskoczenia, Yuri.
Niepewnie stanęłam obok idola, który uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Chciałbym ci pogratulować tamtego występu – uśmiech nie schodził mu z twarzy, kiedy wpatrywał się w moje oczy. – Naprawdę wykonałaś kawał dobrej roboty. Ślicznie zaśpiewałaś.
Takie słowa od idola? Wow. Po prostu… wow.
 Blondyn wyciągnął do mnie rękę, a gdy ją uścisnęłam, mrugnął do mnie i jakby nigdy nic, przy całej szkole, pocałował mnie w policzek. Zszokował mnie tym jeszcze bardziej, przyznam szczerze. Chciałam już wrócić na swoje miejsce, jednak on złapał mnie za rękę.
- Zaczekaj. Mogłabyś zostać na scenie jeszcze chwilkę? – poprosił. – Chciałbym ci zadedykować jeden z moich utworów.
 Czułam na sobie spojrzenia wszystkich uczniów zgromadzonych w tym pomieszczeniu. Odmówienie w takim wypadku sławnemu idolowi nie było by chyba dobrym pomysłem.
- Dobrze – odpowiedziałam więc.
 Kou uśmiechnął się, zadowolony, dał jakiś znak chłopakom od nagłaśniania i już po chwili z głośników popłynął jeden z jego największych przebojów. Chłopak ujął delikatnie moją dłoń i powiedział:
- Kotku, zabawimy się?
Był to wstęp do piosenki. Po nim po raz kolejny posłał mi uśmiech, po czym już normalnie zaczął śpiewać.

W głęboko czerwonych, aksamitnych płachtach
Chcesz skosztować mojego zakazanego syropu?
Z monetą u szczytu jej lotu, wypadnie orzeł czy reszka?
Zostaw nawet swój powód do rzutu.
Zawieszona w pajęczej sieci
Zrzucając twoje ciało ku twej śmierci
Tonąć w tej lepkiej słodyczy
Tam już nie ma więcej odwrotu, (nie ma odwrotu).
Nie ma odwrotu, (nie ma odwrotu), nie ma odwrotu.

Twoja krew jest taka piękna
Prześlizgnęła się przez mój mózg jak pocisk
Nieuleczalna trucizno, potrzebuję cię.
Niewyraźna halacja*2, która zaczęła świecić
Bez wolnego czasu na odpoczynek, BOOM∞BOOM
Chcę być narażony na to pragnienie.
Zbyt piękny szept
Z tymi niebezpiecznymi ustami, (my dwoje)… To diabelski szczyt!

Noc wybucha z zazdrości
Kuszona przez pojedynczą, nieznaną mu technikę
Celowo udając niewiedzę,
Stuka ponownie wino*3, pozostawiając swoją inteligencję za sobą w rowie.
Tam już nie ma więcej odwrotu, (nie ma odwrotu).
Nie ma odwrotu, (nie ma odwrotu), nie ma odwrotu.


Twoja krew jest taka pyszna
Kiedy dotrzemy do tego głębiej, to niesamowite!
Z magią, której nie znasz, trzymam cię
Rozwiązaniem jest ruszanie się
Billie Jean nagle słyszy
Czy zdjęcie, które trzymasz, jest prawdziwe?
Twoje niezdecydowane, szczere jęki
Ta intensywna harówka, (z tym)… To diabelski szczyt!


Noc dopiero się rozpoczęła, wiesz?

Nie pozwolę ci już więcej odejść, (nie pozwolę ci odejść).
Nie pozwolę ci odejść, (nie pozwolę ci odejść), nie pozwolę ci odejść.

Kocham cię jak szalony…

Twoja krew jest taka piękna
Prześlizgnęła się przez mój mózg jak pocisk
Nieuleczalna trucizno, potrzebuję cię.
Niewyraźna halacja, która zaczęła świecić
Bez wolnego czasu na odpoczynek, BOOM∞BOOM
Chcę być narażony na to pragnienie.
Zbyt piękny szept
Z tymi niebezpiecznymi ustami, (my dwoje)… To demoniczny szczyt!*


 Gdy piosenka ucichła, wciąż wpatrywałam się w Kou jak urzeczona. To, o czym śpiewał mimowolnie kojarzyło mi się z wampirami. Zastanawiałam się właśnie, czy ten idol może być jednym z nich, gdy pomieszczenie wypełnił ogłuszający aplauz. Chłopak musnął ustami wierzch mojej dłoni, posłał mi ostatni uśmiech i wreszcie pozwolił mi odejść, pozostawiwszy we mnie dziwne uczucie.

*ItaloBrothers „Stamp On The Ground”, nr 9 na blogowej playliście.
*2 Halacja - spadek jakości obrazu spowodowany światłem rozproszonym nie uczestniczącym w budowaniu tego obrazu, ale osłabiającym kontrast i tworzącym świetliste plamy (źródło – wikipedia).
*3Chodzi o stuknięcie się kieliszkami przy toaście.
*4Ryohei Kimura „Devil’s Spire”.

sobota, 6 grudnia 2014

Noragami: Rozdział 1

 Tą część "Noragami" napisałam tak naprawdę już jakiś czas temu, ale dopiero dzisiaj przypomniałam sobie, że wypadałoby je w końcu skorektować i wstawić na bloga... No dobrze, powiem jeszcze, że wreszcie mam pomysł na kolejny rozdział Diabolik Lovers i już nie przedłużając, zapraszam do czytania ^ ^.



Stałam się bronią

 Wszystko zdarzyło się bardzo szybko. Szok wypisany na twarzy mojej przyjaciółki, krzyki ludzi, ogłuszający warkot silnika, pisk hamulców, a potem… Okropny odgłos ciała uderzonego przez samochód i trzask czaszki uderzającej w twardy asfalt. To było moje ciało, to była moja czaszka.
 Jednak… nie czułam bólu. Po prostu upadłam na jezdnię, wpatrując się szeroko otwartymi oczami gdzieś w przestrzeń. Czułam się jakby szczelnie mnie czymś okryto – głosy docierały do mnie przytłumione, obraz stracił swoją ostrość.
 Mówi się, że przed śmiercią całe życie przelatuje ci przed oczami. W moim przypadku nie do końca była to prawda. Wyobrażałam sobie po prostu twarze członków mojej rodziny, moich przyjaciół, znajomych, osób lubianych i nielubianych… Jeden obraz był błyskawicznie zastępowany przez inny, a ostatnim jaki zobaczyłam była ta zszokowana twarz mojej przyjaciółki. Później zapadła już po prostu ciemność.
***
 Obudziłam się w innym miejscu. Oszołomiona siedziałam na chodniku. Nie miałam pojęcia co tam robiłam. Rozejrzałam się zdezorientowana, po rozgrywającym się na moich oczach chaosie.
 Ruch na jezdni został wstrzymany. Wszędzie wokół zgromadzili się gapie. Z jednej strony ulicy stała zaparkowana karetka, z drugiej - policyjny radiowóz. W pobliską latarnię musiał przed chwilą uderzyć samochód, który teraz stał obok z całkowicie zmiażdżonym przodem. Grupa ludzi zebrała się pośrodku przejścia dla pieszych, otaczając coś ciasnym kręgiem.
 Podniosłam się z ziemi i z dziwnym, narastającym niepokojem podeszłam bliżej. Jakoś udało przepchnąć mi się między ludźmi, chociaż nikt nie chciał się przesunąć, kiedy o to prosiłam. Pożałowałam, że jednak udało mi się przedostać, kiedy zobaczyłam to, wokół czego ci wszyscy ludzie się zebrali.
 Na asfalcie leżało ciało młodej dziewczyny. Jej długie, ciemne, niemal, że czarne włosy leżały rozrzucone wokół jej bladej twarzy, a jej szeroko otwarte złote oczy wpatrywały się nieruchomym wzrokiem w nicość. Dziewczyna miała na sobie aż za dobrze znany mi licealny mundurek, a wokół jej głowy zebrała się kałuża krwi.
 Cofnęłam się, przerażona. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie zobaczyłam. To było moje ciało.
Czy… czy ja… nie żyję?
 Rozejrzałam się spanikowana. Zaczęłam zadawać pytania ludziom stojącym wokół mnie, jednak nikt mi nie odpowiadał. Krzyczałam na nich, wołałam, zdzierałam sobie gardło, krztusząc się własnymi łzami, ale wszyscy mnie ignorowali.
 Nie, to niemożliwe…
 Cofałam się od tłumu otaczającego moje ciało. Potknęłam się i upadłam. Złapałam się za głowę, zaciskając palce na swoich włosach.
To nie może być prawda!
 Ponownie się rozejrzałam, szukając czegoś, najmniejszego dowodu na to, że to nie jest prawdą. Że to nie ja leżę w kałuży krwi, że ja nie… umarłam. I wtedy ich dostrzegłam – trójkę nastolatków stojących na chodniku. Najmłodszy (tak mi się wydawało sądząc po wzroście) z nich, blondyn miał całkowicie zszokowaną, niedowierzającą minę. Dziewczyna stojąca obok niego wyglądała na bliską łez. Jedynie drugi chłopak, wyższy od pozostałej dwójki i chyba również starszy, wydawał się spokojny. Cała trójka natomiast wpatrywała się wprost we mnie. Nie mogłam się mylić. Oni mnie widzieli.
 Podniosłam się więc ze swojego miejsca i chciałam do nich podejść, ale w tej samej chwili przede mną przejechał samochód, a gdy mnie minął, tamtej trójki już nie było.
***
 Przez następne kilka dni włóczyłam się bez większego celu po ulicach miasta. Nie mogłam wrócić do domu – nie pamiętałam, gdzie on jest. Tak naprawdę, to niczego już nie pamiętałam – swojego imienia, rodziny, szkoły. Niczego. Próbowałam wysilić pamięć, ale każda taka próba kończyła się fiaskiem. Miałam w głowie po prostu całkowitą pustkę.
 Szybko straciłam rachubę czasu. Nie mogłam jeść, spać, mówić. Nawet moje myśli przestały przybierać konkretne kształty, szybko rozmywały się i ulatywały. Stałam się biernym, pustym wewnątrz bytem, błądzącym po okolicy. Zupełnie jakbym była pozbawiona świadomości.
 Było tak aż do pewnej nocy, kiedy to zapuściłam się w starszą, jak mi się wydawało, część miasta. Za wysokim płotem odgradzającym budynki od pola ujrzałam przedziwną scenę. Chłopak w dresie walczył z zielonym pająkiem wielkości ciężarówki.
- Skup się, Yukine albo obu nas pozabijasz! – krzyknął, zaciekle siekąc stwora nagim ostrzem.
 Nagle jego wzrok padł na mnie. Przez chwilę wydawał się być zaskoczony, po czym jakby nigdy nic wskoczył na płot, spoglądając na mnie z góry. Wolną dłonią zaczął nakreślać w powietrzu jakieś znaki, jednocześnie recytując do tego niezrozumiałe dla mnie słowa. Wokół niego pojawiła się złota aura. Wreszcie uniósł rękę i zawołał:
- Chodź, Yamiki!
 Poczułam, że tracę już i tak niewielką kontrolę nad moim ciałem. Rozmyłam się, by po chwili poczuć się niby uwięziona wewnątrz czegoś trudnego do określenia. Otoczyła mnie oślepiająca biel, a wokół wirowały rozmaite, połyskujące złotem i srebrem znaki. Chwilę później ponownie widziałam, ale z innej perspektywy, słyszałam, ale jakoś inaczej. Patrzyłam teraz z góry na tego olbrzymiego pająka.
Poczułam, że jakaś siła unosi mnie po czym runęłam prosto na dziwnego stwora. Odruchowo chciałam zamknąć oczy, ale szybko spostrzegłam, że to nie mi dzieje się krzywda. To łeb potwora został rozcięty na pół… mną?
- Wracaj, Ari! – usłyszałam głos chłopaka.
 Ponownie na krótką chwilę ogarnęła mnie ta dziwna biel. Poczułam, że odzyskuję kontrolę nad ciałem, ale taką… całkowitą. Nim się spostrzegłam stałam z powrotem na ziemi. W dodatku odzyskałam świadomość. Dziwna blokada opuściła mój umysł. Powoli otworzyłam oczy.
 Przede mną stała dwójka chłopaków. Niższy, blondyn i wyższy, ciemnowłosy w dresie, ten sam który wcześniej walczył z pająkiem-gigantem. Jego błękitne oczy błyszczały, jakby od łez. Szybko potarł je rękawem bluzy i odchrząknął, skupiając na mnie swój wzrok.
Czy ja przed chwilą znalazłam się w jego dłoni? Jak…? Czy on płakał? Dlaczego? Co tu się dzieje?
- YAAATOOO! – rozległ się dziewczęcy głos i znikąd podbiegła do nas jego właścicielka. – Chciałam… chwila, a to kto?
 Dziewczyna przeniosła na mnie zdziwione spojrzenie różowych tęczówek.
- Moje nowe Boskie Narzędzie. Jej imię to Aria – odpowiedział, po czym ponownie przeniósł na mnie wzrok. – Aria, jestem Yato. Twój pan. Wezwałem cię z Dalekiego Wybrzeża, abyś służyła mi jako Boskie Narzędzie. Pozwalam ci służyć i trwać przy moim boku dłużej niż krewni.
 Patrzyłam na niego, nie rozumiejąc o czym do mnie mówi. W dodatku wreszcie zaczęłam odczuwać chłód nocnego powietrza. Miałam na sobie jedynie białe, zwykłe kimono. Zadrżałam z zimna i potarłam ramiona. Widząc to, czarnowłosy zdjął swoją bluzę i podał mi ją.
- Załóż to. Nie masz się już czego bać – dodał, uśmiechając się delikatnie.
Urocze, przeszło mi przez myśl.
 Po chwili zastanowienia, przyjęłam niepewnie bluzę.
- Nie wierzę, znowu oferujesz komuś to przepocone coś? – zapytał blondwłosy chłopak. Zmarszczył brwi i zwrócił się do mnie. – Masz, weź moją ku…
Urwał w pół słowa, otwierając szerzej oczy.
- Ty, ty jesteś… dziewczyną!
Spojrzałam na niego zaskoczona, nie wiedząc o co mu chodzi.
- J-jesteś dziewczyną z tego wypadku. Ty… n-nie żyjesz! – dodała z przerażeniem różowooka.
- Tak, wiem… chwila, powiedziałaś „z tego wypadku”? Jakiego wypadku? O co wam chodzi? – zapytałam. – Czy wiecie kim ja…
W tej chwili przerwał mi Yato.
- NIE. To znaczy… Myślę, że z kimś cię pomylili – oznajmił, spoglądając gniewnie na tamtą dwójkę. – A tak na marginesie, to jest Hiyori – to mówiąc wskazał na różowooką. – A to Yukine, moje drugie Boskie Narzędzie – tu wskazał na blondyna. – A teraz, wracajmy do domu. Jestem naprawdę zmęczony po walce z tym upierdliwym duchem.
 Skończywszy mówić, odwrócił się i zaczął iść przed siebie. Hiyori i Yukine spojrzeli po sobie, wzruszyli ramionami, po czym ruszyli za nim. Zostałam, więc nieco z tyłu, próbując sobie wszystko jako tako poukładać w głowie.
Inne Boskie Narzędzie? Przynajmniej nie jestem w tym sama… Może uda się nam nawet zaprzyjaźnić…
- A więc… jesteś jakimś innym Boskim Narzędziem? – zapytałam, zrównując krok z dziewczyną.
- Um… nie. Nie jestem.
- W takim razie kim jesteś? Dlaczego mnie… nas widzisz? Też jesteś bóstwem?
Skoro jest bóg w dresie, to może nim chyba również być nastolatka w szkolnym mundurku, prawda?
- Nie – zaśmiała się. – Jestem człowiekiem. Ale w skutek pewnego wypadku mam możliwość widzenia was wszystkich.
 Dopiero teraz zauważyłam, że zatrzymaliśmy się przy niewielkim budynku, przypominającym budkę z jedzeniem, jakich pełno w mieście.
- Yatuuuś! – rozległ się wesoły pisk i z budynku wypadła niczym huragan różowowłosa, młoda dziewczyna, rzucając się Yato na szyję.
- Czemu wracacie tak późno? Oh! Kim jest ta urocza dziewczynka? – zapytała, spoglądając prosto na mnie.
- Kofuku – odezwał się Yato. – To jest Aria, moje nowe Boskie Narzędzie. Aria, poznaj Kofuku, moją przyjaciółkę i boginię. Kofuku, wychodzi na to, że będziemy musieli przygotować kolejne łóżko.
- Więc będziemy mieszkać w domu… świątyni jakiegoś innego bóstwa? – mruknęłam cicho.
- Taa… Nie spodziewaj się za wiele po bogu w dresie – odmruknął Yukine stojący obok mnie.
- Bogowie chyba jednak kompletnie różnią się od tego, co sobie wyobrażałam na ich temat – westchnęłam.
 W środku czekał już na nas wysoki, groźnie wyglądający mężczyzna. Na jego widok po plecach przeszły mi ciarki i nabrałam ochoty by jak najszybciej stamtąd zwiać.
- Daikoku! To Aria, nowe shinki Yato. Czyż nie jest urocza? Uhh, Yato zdobył kolejne Boskie Narzędzie szybciej ode mnie!
- Moja pani, naprawdę nie potrzebujesz kolejnego Boskiego Narzędzia, dopóki masz mnie. Zresztą dwa to już i tak za dużo, jak na bezdomnego i bezrobotnego boga – Daikoku spiorunował wzrokiem Yato, po czym zwrócił się do mnie. – A tak w ogóle, to miło mi cię poznać.
Skinęłam głową, myśląc tymczasem o tym, że Kofuku i Daikoku wyglądają na uroczą parę. Wolałam jednak zachować te przemyślenia dla siebie i o nic ich nie pytać.
 Okazało się, że w świątyni Kofuku nie masz aż tylu wolnych pomieszczeń, by każde z nas mogło spać osobno. Skończyło się więc na tym, że wylądowałam w jednym pokoju z Yato i Yukine.
 Wciąż byłam nieźle oszołomiona tym wszystkim, co wydarzyło się tej nocy, więc położyłam się pod oknem, z dala od pozostałej dwójki. Wpatrywałam się w piękny księżyc w pełni i coraz bardziej pogrążałam się w swoich myślach.
 Czy odzyskam swoje wspomnienia z ludzkiego życia? Jakie ono, tak w ogóle, było? Jaka była moja rodzina, przyjaciele? Jak zginęłam? O jaki wypadek chodziło Hiyori i Yukine? Czy Yato coś przede mną ukrywa? Jak teraz będzie wyglądało moje życie po śmierci?
Tak wiele pytań krążyło po mojej głowie. Znałam jednak tylko niewielką garstkę odpowiedzi. Wiedziałam, że jestem martwa. Wiedziałam, że zostałam sama, a moją nową i jedyną rodziną w tym dziwnym, jak się okazuje świecie, są aktualnie Yato i Yukine. Wiedziałam również, że muszę im zaufać, by móc odnaleźć się jakoś w tym wszystkim.
 Obróciłam się na bok i potarłam swój kark, gdzie, jak się wcześniej dowiedziałam, znajdowało się moje nowe, zapisane w kanji imię – Ari.
To wszystko jest takie skomplikowane.
Westchnęłam i po zamknięciu powiek, zasnęłam niemalże natychmiast.

środa, 26 listopada 2014

Noragami: Prolog

 Witajcie moi drodzy czytelnicy. Dziś chciałabym zaprezentować wam coś nowego (tak, wiem, znowu), napisanego pod wpływem nagłego przypływu weny. Jest to krótki wstęp do kolejnego fanfic'a tym razem takiego tytułu jak "Noragami". Zachęcam do przeczytania i podzielenia się wrażeniami ^ ^.


Byłam zwykłą dziewczyną

 Czy kiedykolwiek mając jeszcze te –naście lat rozmyślaliście już o własnej śmierci? Zastanawialiście się, kiedy i jaki spotka was koniec? Albo może, co czeka was po nim? Wasza dusza pójdzie do Piekła czy Nieba? Do Tartaru czy Elizjum? Odrodzicie się jako inny człowiek, czy też zwierzę? Będziecie straszyć po nocach swoich znajomych czy przyglądać się życiu na Ziemi z boku?
 Założę się, że większość z was nie zastanawiała się nad takimi rzeczami, albo odpędzała po prostu nieproszone myśli. Nie ukrywam, że sama również należałam do tego grona. Starałam nie zadręczać się przygnębiającymi myślami o własnej śmierci, bo przecież byłam taka młoda. Miałam całe życie przed sobą. Przynajmniej tak myślałam.
 Urodziłam się w niewyróżniającej się zbytnio rodzinie. Ni to zamożnej, ni biednej. Dorastałam w dobrych warunkach, zawsze miałam to, czego potrzebowałam. Niczego mi nie brakowało. Miałam kochającą rodzinę, grupkę przyjaciół i dobrych znajomych. W szkole uczyłam się dobrze. Wolny czas spędzałam ze znajomymi lub w domowym zaciszu z książką na kolanach, czy też przed komputerem. W święta chodziłam do pobliskich świątyń i modliłam się do naszych, licznych, japońskich bóstw. Nie byłam jednak jakoś ogromnie wierząca. Byłam po prostu zwykłą, przeciętną dziewczyną.
Dlaczego mówię o tym wszystkim w czasie przeszłym? Ponieważ ja już nie żyję.

***

 Wszystko wydarzyło się tego pechowego, wiosennego dnia. Miałam szesnaście lat, właśnie kończyłam pierwszy rok liceum. Zbliżały się egzaminy. W tym dniu wcześniej kończyłam zajęcia, więc wybrałam się z moją najlepszą przyjaciółką na małe zakupy.
W pewnej chwili zadzwonił jej telefon. Wyciągnęła go więc z kieszeni i spojrzała na wyświetlacz. Zobaczywszy, kto do niej dzwoni, westchnęła cicho, posłała mi przepraszający uśmiech i ruszyła przed siebie, przykładając komórkę do ucha. Uśmiechając się pod nosem pomachałam jej na pożegnanie i zatrzymałam się przy jednej ze sklepowych witryn, aby przyjrzeć się wystawie.
 Minęło może… nie wiem… pół minuty? I usłyszałam jakiś hałas na drodze – warczący silnik rozpędzonego samochodu. Rozejrzałam się zaskoczona i zauważyłam, że auto to pędzi wprost na moją przyjaciółkę, która kłóciła się z kimś przez telefon, stercząc na środku przejścia dla pieszych.
- O cholera… AYUMI! – krzyknęłam i puściłam się, ile sił w nogach w jej stronę. Przyjaciółka spojrzała na mnie zaskoczona, a widząc mój wyraz twarzy, obejrzała się za siebie. Zamiast uciekać, stanęła jak wryta, opuszczając dłoń z telefonem. Dobiegłam do niej w dosłownie ostatniej chwili. Pchnęłam ją z całej siły na jaką było mnie stać. Jednak kosztowało mnie to niewyobrażalnie wysoką cenę. Dla mnie było już bowiem za późno. 

poniedziałek, 10 listopada 2014

Krew... to jest... Cukierek albo psikus?

 Tak, wiem... wyrabianie się z pisaniem w czasie nie należy do moich mocnych stron... Dopiero dzisiaj udało skończyć mi się ten rozdział, czyli odpowiedź na umieszczoną wcześniej przeze mnie "zagadkę". Jest to rozdział bonusowy - nie ma większego wpływu na aktualną akcję opowiadania. Możliwe, że w przyszłości będzie pojawiało się więcej takich bonusów.  Ale do rzeczy. Spóźnionego, wesołego Halloween! 





Bonus I: Halloween
Krew albo psikus?

Halloween, godzina 20:13

  Yuri pociągnęła swojego młodszego braciszka za rękę. Chłopak opierał się, przyciskając do siebie papierową torbę.
- Chodźże wreszcie – warknęła zniecierpliwiona dziewczyna. – Sam chciałeś iść zbierać te głupie cukierki.
- Ale nie do tego  domu – siedmiolatek cofnął się, próbując wyrwać się siostrze. – Czy oni  w ogóle obchodzą Halloween?
- Na pewno. Są tacy mroczni, no i te plotki… muszą obchodzić Halloween, to coś w ich stylu.
- Ale…
- Nie ma żadnego „ale”. Wchodzimy tam, ty dostaniesz te swoje głupie cukierki, a ja pogadam sobie z chłopakami.
 Blondynka uśmiechnęła się do swoich myśli. Tak naprawdę nie obchodziło jej te całe Halloween, a chęć jej brata do zbierania cukierków wykorzystała tylko po to, by mogła spotkać się z braćmi Sakamaki. Była bardzo ciekawa jak ci bogaci i nieziemsko przystojni chłopcy żyją, i jak wygląda ich dom. No i… jakim cudem zadają się z kimś takim jak Natsuki Komori. Wzdrygnęła się na samą myśl o niej. Nie lubiła jej od samego początku. Ten jej sposób bycia, ta zuchwałość, okropny styl… Wszystko to wzbudzało w Yuri odrazę. Nie rozumiała, co może łączyć taką osobę z rodziną Sakamaki.
 Blondynka pokręciła głową odpędzając od siebie niechciane myśli. Była przekonana, że dziś uda jej się zbliżyć do któregoś z braci. Sama była obrzydliwie bogata, ładna i wiedziała, że nie jeden chłopak ze szkoły zrobiłby wszystko żeby z nią być. Była więc pewna, że to starczy, by zauroczyć nawet synów Tougo Sakamaki.
 Pogrążona w myślach, nie zauważyła, że jej brat wycofuje się cichaczem w stronę, z której przyszli. Dostrzegła to dopiero po chwili i czym prędzej złapała chłopaka za pelerynę jego stroju wampira.
- Nigdzie nie uciekasz – skarciła go, po czym pchnęła wysoką, metalową furtkę. Ciągnąc brata za sobą, ruszyła przez dziedziniec posiadłości, rozglądając się wokół z zaciekawieniem.
- Naprawdę nie rozumiem, po co tak bardzo chciałaś tu przyjść, ponuro tu – mruknął chłopczyk.
- Nie marudź.
 Przebrnąwszy wreszcie przez długi dziedziniec, stanęli przed głównym wejściem do budynku. Gdy tylko zbliżyli się do drzwi, z pochodni umieszczonych po obu ich stronach buchnął fioletowy ogień.
Chłopak pisnął, chowając się za swoją siostrą.
- Wow, ciekawe czy to prawdziwe… - odezwała się Yuri, unosząc dłoń by zastukać do drzwi. Ledwie dotknęła drewna, a drzwi otworzyły się same, ze skrzypnięciem niczym w jakimś horrorze. Blondynka wzruszyła ramionami i przekroczyła próg posiadłości, kurczowo zaciskając palce na ramieniu brata, aby się jej nie wyrwał. W tej samej chwili drzwi zatrzasnęły się, więżąc rodzeństwo w półmroku korytarza.
- Może jednak zawrócimy? – szepnął chłopiec, czepiając się siostry jak małe zwierzątko.
- Nie – odpowiedziała krótko.
 Ruszyli więc korytarzem, zagłębiając się we wnętrze domu.
- Czy nie ma tu gdzieś jakiegoś włącznika światła? – mruknęła Yuri, przeczesując wzrokiem ściany. Nagle spostrzegła zwisającą z sufitu ogromną pajęczynę i z trudem powstrzymała pisk.
- Czy ktoś tu w ogóle mieszka? – odezwał się cicho jej brat.
- Oczywiście, że tak. To na pewno tylko atrapa…
 W tej chwili, gdzieś z głębi domu dobiegły ich piski, krzyki i śmiech.
- O, widzisz. Może urządzili imprezę? – blondynka uśmiechnęła się z ulgą.
Uśmiech ten jednak szybko znikł z jej twarzy, kiedy coś futrzastego otarło się o jej ramię.
- Co to było? – niemal krzyknęła, zatrzymując się w kręgu światła rzucanym przez ogromny żyrandol w kolejnym pomieszczeniu. Uniosła głowę, obrzucając wzrokiem tyle pomieszczenia ile tylko wyłaniało się ze światła. I wtedy, przy wielkich schodach dostrzegła… nietoperza. Tak, żywego nietoperza. Zwieszał się on z balustrady i łypał na nią groźnie swoimi małymi, paciorkowatymi oczkami.
- O mój Boże…
- To ty chciałaś tu przyjść…
- Cicho. Idziemy.
 Yuri miała niejaki problem utrzymać brata, kiedy mijali suto zastawione słodkościami stoły ustawione wzdłuż następnego korytarza. Cóż, musiała przyznać, że jej samej na ich widok ciekła ślinka.
Na szczęście, już za następnym zakrętem dostrzegła prostokąt światła padający na posadzkę korytarza, któremu towarzyszyły podniesione głosy i śmiech. Yuri zmarszczyła brwi, usłyszawszy wśród nich ten znienawidzony, dziewczęcy głos. Zatrzymała się jednak dopiero przy progu. Widok, który zobaczyła, całkowicie ją zaskoczył.
 W salonie, oświetlona przez światło wielu świec znajdowała się piątka braci Sakamaki i jedna dziewczyna… Natsuki Komori. Ale to co się tam działo, przeszło wyobrażenia Yuri.
 Ayato Sakamaki z kocimi uszami wystającymi spośród czerwonawych włosów podpierał lewą ręką plecy Natsuki, przechylonej pod dziwnym kątem. W prawej trzymał natomiast lśniący, srebrny sztylet. Uśmiech na twarzy chłopaka nie spodobał się Yuri.
Natsuki trzymała w opuszczonej dłoni złoty, wysadzany kamieniami puchar, a na posadzce wokół niej połyskiwała w świetle świec czerwona ciecz.
 Rozparty na jednej z sof Shuu natomiast, z typowym dla niego znudzeniem wymalowanym na twarzy podrzucał w dłoni sporych rozmiarów nóż. Kiedy przechylił głowę, Yuri dostrzegła czarną opaskę zasłaniającą jego prawe oko.
 Kanato siedzący nieopodal na fotelu, z czarnym kapeluszem z gwiazdkami na głowie i swoim misiem na kolanach w najlepsze pałaszował… gałki oczne.
 Laito, w pelerynie z czarnymi nietoperzymi skrzydłami i rogami w tym samym kolorze zanosił się głośnym śmiechem, bawiąc się pustym pucharem.
 Nieco dalej, rzucając wściekłe spojrzenia najstarszemu z trojaczków, Subaru skrupulatnie poprawiał bandaże pokrywające całe jego ciało.
 Nagle Shuu zaprzestał podrzucania noża i nie odwracając nawet głowy oznajmił:
- Mamy towarzystwo.
 Jak na komendę wszystkie spojrzenia powędrowały w stronę Yuri i jej braciszka.
- Cukierek albo psikus? – pisnął chłopiec, wychylając się zza ramienia swojej siostry, zanim ta zdążyła go powstrzymać.

Halloween, godzina 4:17

Reiji podniósł wzrok znad swojej książki i spiorunował mnie wzrokiem. Nerwowym gestem poprawił okulary, prawie wciskając je sobie w twarz.
- Nie.
- Ale Reeeiji – jęknęłam. – Proooszę!
- Dołączam się – oznajmił Laito. – Proszę~.
- Nie.
- Halloween jest zabawne~.
- No właśnie, co ci szkodzi? – zapytałam, kładąc dłonie na jego biurku.
 Reiji zatrzasnął z hukiem książkę, odkładając ją na blat.
- Powiedziałem już: nie.
- Czemu?
- Bo nie.
- „Bo nie” to nie odpowiedź – skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Nie będziemy obchodzić głupich zwyczajów śmiertelników.
- Ale… - zaprotestowałam jednocześnie z Laito.
- Nie. Koniec rozmowy.
- No weź, Reeeiji…
Wampir uniósł jedną brew i wykonał dłonią gest jakby opędzał się od natrętnego owada.
- Sio.
- Sztywniak – mruknęłam, kiedy zamknęły się za mną drzwi gabinetu.
- Głowa do góry, Maleńka – odezwał się Laito. – Coś wymyślimy.
- Wątpię. Z tym upartym… - odetchnęłam, powstrzymując się przed użyciem jakiegoś obraźliwego słowa. – Ech, nieważne. Idę spać.

 Jak powiedziałam – tak zrobiłam. Zrzędząc non-stop na sztywniactwo Okularnika wykąpałam się i powlokłam do łóżka. Tak, zepsuł mi humor. Miałam wielką nadzieję, że jednak uda mi się zabawić z braćmi Sakamaki w Halloween. Nigdy jakoś wcześniej nie miałam okazji do obchodzenia tego dnia. Cóż, bycie chrześcijanką, wychowywaną przez kapłana miało w tym jakiś udział…
 Obudziwszy się rano… to jest popołudniu… (godziny czternastej chyba nie można zaliczyć już do rana, co?) ubrałam się, zjadłam śniadanie… i stwierdziłam, że w domu panuje nadzwyczajna cisza. Dobrze wiedziałam, że jest dopiero środek dnia, ale i tak… nawet jak na rodzinę Sakamaki taka dojmująca cisza była aż dziwna. Tym bardziej, że nikt nie dobijał się do mojego pokoju, co było kolejnym zaskoczeniem.
 Gdy nieco później wróciłam do sypialni z biblioteki, zauważyłam na łóżku czarne pudło, przewiązane czerwoną wstążką. Na pudełku leżała biała, złożona na pół kartka. Podniosłam ją, zdziwiona i rozłożyłam papier, na którym widniała następująca informacja: „Załóż to i zejdź do salonu o 17.” Uniosłam brwi, rozpoznając pismo Ayato.
 Odłożyłam kartkę i otworzyłam pudło. Moim oczom ukazała się sukienka. Wyjęłam ją ostrożnie i przyjrzałam się jej uważnie. Nie miała ramiączek, z przodu sięgała nieco powyżej kolan, z tyłu – za kolana. Uszyta ze szkarłatnego materiału, z czarnymi rękawami, rozpoczynającymi się na wysokości dekoltu. Rękawy te, dekolt i dół były artystycznie podarte, a materiał na piersiach ozdobiono delikatnymi, złotymi łańcuszkami.
 Myślałam, że ta sukienka nie będzie na mnie pasować, albo będę w niej źle wyglądała, ale… myliłam się. Zdziwiłam się, okręcając się przed lustrem. Była dość obcisła w górnej części, ale dało się oddychać, więc było dobrze. W sumie… czułam się dziwnie, jedynie w związku z brakiem ramiączek. Rozpuściłam więc włosy, aby dodać sobie trochę pewności siebie.
 Nim się spostrzegłam, ścienny zegar w pokoju wybił godzinę siedemnastą. Ciekawa, co jest grane, zeszłam do salonu. Po drodze zauważyłam, że zmienił się nieco wystrój domu. Ściany pokrywały teraz wielkie pajęczyny, jakby nie sprzątano tu od dawna, postaci na obrazach przypominały zjawy, gdzieniegdzie z żyrandoli, mebli i balustrad zwieszały się żywe (o zgrozo!) nietoperze. Normalne światła pogaszono i teraz jedyne światło dawały groteskowe dynie i czaszki (miałam nadzieję, że sztuczne…) ze świecami płonącymi ogniem o różnych kolorach – zwykłym pomarańczowym, krwistoczerwonym, zielonym, fioletowym, niebieskim.
 W salonie czekała na mnie niespodzianka – cały pokój przystrojono jeszcze bardziej niż resztę domu. Roiło się w nim od kolorowych świec, meble wymieniono na takie w kolorze szkarłatu i czerni, a stół zastawiono… misami z gałkami ocznymi, półmiskami z palcami i talerzem z naturalnej wielkości ludzką czaszką.
- Nie są prawdziwe – odezwał się za moimi plecami Kanato. – To słodycze.
Odwróciłam się i ujrzałam, iż chłopak miał na sobie strój… czarownika. Czarny kapelusz ze złotymi gwiazdami, taka sama peleryna… nawet Teddy miał na swojej pluszowej głowie miniaturowy kapelusik.
Kanato uśmiechnął się i usiadł na jednym z foteli, sięgając po miskę z gałkami ocznymi.
- Hej, nie mówcie, że zaczynacie bez nas~.
 Laito i Ayato weszli do salonu w tej samej chwili. Starszy z nich przebrał się za demona – na głowie zamiast swego ukochanego kapelusza miał parę czarnych rogów, a na plecach dopięte do czarnej peleryny miniaturowe nietoperzowe skrzydła. Uśmiechnął się szeroko, mierząc mnie wzrokiem od stóp po głowę.
- No, no. Ślicznie wyglądasz, Maleńka. Mógłbym cię schrupać – mrugnął do mnie, ale ja już przeniosłam wzrok na jego brata. Niemal wybuchłam śmiechem. Ayato nie przejmował się zbytnio przebieraniem. Z jego włosów wystawały bowiem tylko kocie uszy, a ze spodni długi ogon. Zawsze przypominał mi kota, ale w tej chwili wyglądał po prostu… uroczo.
- Co jest, Naleśniku? – zapytał, gdy gapiłam się na niego z głupkowatym wyrazem twarzy. Kąciki jego ust uniosły się jednak w uśmiechu, kiedy przesunął po mnie powoli wzrokiem.
- Nic – mruknęłam. – Niezły kostium.
- Ty też wyglądasz nieźle.
Zamrugałam. Czy on mnie właśnie skomplementował?
- D-dzięki.
- No i gdzie reszta? – westchnął Laito. – Spóźnia-
- Przymknij się – dobiegł nas głos Subaru, chociaż jego samego nie było widać.
- Nie cierpię, kiedy tak robisz… Skoro tu jesteś, to się pokaż – zażądał Ayato.
 Subaru prychnął w odpowiedzi, ale i tak zszedł ze schodów. Jak się okazało, przebrał się za mumię. Większość ciała miał szczelnie zakrytą bandażami, jednak gdzieniegdzie na jego ramionach i plecach prześwitywała naga skóra.
 Laito zaklaskał w dłonie.
- A więc brakuje nam jeszcze…
- Jestem.
 Trudno w to było uwierzyć, ale Shuu, który właśnie zjawił się w pokoju, również był przebrany. Prawe oko miał zasłonięte czarną opaską, na głowę wsunął również czarny piracki kapelusz, na ramiona zarzucił niedbale pelerynę, a do spodni przytroczył… nóż? Sztylet? Miniaturowy miecz? Nie wiedziałam jak określić broń blondyna.
- Coś nie tak? – posłał mi pytające spojrzenie.
- N-nie, nie, skądże.
 Opadłam na wolne miejsce obok Ayato na kanapie. Przesunęłam wzrokiem po wampirach, komicznie wyglądających w ich przebraniach.
- Okay, to teraz mi powiedzcie: jak udało wam się to zorganizować? Przecież Reiji nie chciał się zgodzić…
- To nie było takie trudne, Maleńka. Mówiłem, że coś wymyślimy.
- Mój brat nie jest taki twardy na jakiego wygląda – oznajmił Shuu, wzruszając ramionami.
- Aha… a gdzie jest teraz? – zapytałam, przekonana, że nawet jeśli zgodził się na obchodzenie Halloween, to i tak nie będzie miał zamiaru w tym uczestniczyć.
- Zaraz powinien przyjść – stwierdził Laito, sięgając po misę z cukierkami.
- Jest dzisiaj odpowiedzialny za napoje – powiedział Kanato.
- Czyli będzie spędzał Halloween z nami?
- Niestety. Będę – odezwał się głos za moimi plecami.
 Odwróciłam się szybko i niemal spadłam z kanapy. Za mną stał Reiji w białym kitlu poplamionym czerwoną farbą. Przynajmniej miałam nadzieję, że była to farba… W każdym razie… przez twarz wampira przebiegała paskudna blizna, jego włosy były w nieładzie, a jedno oko było niemalże całkowicie białe. W dłoniach trzymał srebrną tacę zastawioną pucharami z dziwną, dymiąca substancją.
- Emm… mam nadzieję, że to nie jest zatrute?
- Przekonasz się jak skosztujesz.
Pocieszające.
- No dobra, wszyscy są, więc zaczynajmy zabawę! – Laito wyszczerzył kły w uśmiechu, sięgając po swój puchar. Pozostali poszli za jego przykładem. Ku mojemu zdziwieniu nawet ja dostałam własne naczynie. Uniosłam je więc i zawołałam:
- Wesołego Halloween!
 Szóstka wampirów spojrzała po sobie, po czym wszyscy, grupowo stuknęliśmy swoimi kielichami.

Halloween, godzina 20:21

  Kiedy wypiliśmy już po dwie kolejki napoju sporządzonego przez Reiji’ego (a trzeba przyznać, że się postarał, bo napój był przepyszny), atmosfera się rozluźniła i chłopcy przytargali do salonu tarczę do rzutek. Tylko, że tarcza była w kształcie ludzkiej czaszki, a rzutki zastąpili najróżniejszymi nożami i sztyletami.
- Trzydzieści dziewięć do trzydziestu ośmiu dla Shuu – oznajmił Laito, bawiąc się pustym kieliszkiem. Chwilę wcześniej Reiji wyszedł po kolejną dolewkę, a Kapelusznikowi już widać było tęskno do picia.
- Niech cię! – warknął Ayato, sięgając po kolejny sztylet.
- Czyżbyś wyszedł z wprawy? – zapytał Shuu, podrzucając w jednej dłoni spory nóż.
- Chciałbyś! Naleśniku, podaj mój kielich.
- A „proszę” to już dla ciebie za wiele?
Ayato rzucił mi nieprzyjemne spojrzenie. Przegrana nie wprawiała go bynajmniej w dobry nastrój.
- Już idę, idę.
 Z westchnięciem podniosłam się ze swojego miejsca, chwyciłam kielich Ayato i ruszyłam w jego stronę. Nie zauważyłam jednak, że jeden z bandaży Subaru rozwiązał się i leżał teraz rozciągnięty na dywanie. Pech chciał, że zaplątałam się w materiał i byłabym wyrżnęła o posadzkę, gdyby nie Ayato. Wampir wykazał się swoim nadzwyczajnym refleksem i zdążył złapać mnie jedną ręką zanim upadłam. Niestety, cała zawartość kielicha, który trzymałam w ręce znalazła się na podłodze. Przez chwilę z zaskoczeniem wpatrywaliśmy się sobie nawzajem w oczy.
- Przepraszam… - mruknął Subaru gdzieś za nami.
- Nie wierzę! Przepraszający Subaru? – Laito parsknął głośnym śmiechem.
- Zamknij się!
- Mamy towarzystwo – odezwał się nagle Shuu.
 Wszyscy, pomijając blondyna z jednakowym zdumieniem spojrzeliśmy w stronę wejścia do salonu. W progu stała… Yuri z jakimś małym chłopcem. Otworzyłam szerzej oczy. Co ONA tu robi?
 Blondynka miała na sobie jasną suknię i makijaż upodabniający jej twarz do zjawy. Chłopiec natomiast, który wyglądał zza jej pleców ubrany był w lekko kiczowaty kostium Draculi.
- Cukierek albo psikus? – pisnął.
 Ayato puścił mnie, upewniając się, że odzyskałam równowagę, po czym spojrzał porozumiewawczo na swoich braci.
- Co tu się dzieje? – zapytał tymczasem Reiji, wyłaniając się z korytarza z kolejną porcją napojów.
- Intruz – odezwał się Shuu, ciskając nożem w tarczę. Ostrze wbiło się wprost w jeden z oczodołów czaszki. Jak na komendę bracia podnieśli się ze swoich miejsc.
- „Cukierek albo psikus”? – powtórzył Ayato, uśmiechając się nieprzyjemnie. – A może raczej „Krew albo psikus”?
 Mina zrzedła Yuri natychmiastowo. Dziewczyna pociągnęła chłopca za ramię, wycofując się w korytarz,  którym musiała tu przyjść. Wyminąwszy Reiji’ego puściła się biegiem.
***

 Yuri biegła ile sił w nogach, ciągnąc swego brata za sobą. Ozdoby, które wcześniej wydawały jej się ciekawym pomysłem na urządzenie domu na halloweenową imprezę, teraz napawały ją przerażeniem.
- Przecież to ty chciałaś tu przyjść! – Wysapał jej brat.
- Myliłam się. To dom wariatów!
 Przebiegając obok tak zachwycających ją wcześniej stołów ze słodyczami prawie dostała zawału. Między stolikami stał bowiem Kanato z przerażającym uśmiechem na ustach i… gałką oczną nabitą na palec wskazujący. Jak gdyby nigdy nic, pomachał jej radośnie.
Ta jeszcze bardziej przyspieszyła, ale nie pobiegła za daleko. W pewnej chwili po prostu zaplątała się w wielką pajęczynę, a następnie potknęła o coś (wolała nie wiedzieć co) zalegającego podłogę. Kiedy podnosiła się z pomocą swego braciszka dostrzegła opartego o ścianę, uśmiechniętego Laito.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie uciekniesz?
 Blondynka poderwała się błyskawicznie i kuśtykając w swoich szpilkach ponownie rzuciła się w stronę drzwi, od których dzieliło ją już tylko kilka metrów. To jednak wystarczyło by zdążyła natknąć się jeszcze na Ayato. Usta chłopaka rozciągnęły się w szyderczym uśmieszku.
- Już nas opuszczasz?
  Nieco dalej, tuż przy drzwiach, czekała już na nią Natsuki. Czarnowłosa otworzyła przed nią drzwi, uśmiechając się kpiąco.
- I jak się podobało?
 Ale blondynka nie odpowiedziała jej. Pognała ze swym bratem prosto przez dziedziniec, wyklinając po drodze na rodzinę Sakamaki i znienawidzoną koleżankę. Kiedy tylko zniknęła z terenu posiadłości, w środku rozległy się śmiechy, a siódemka nastolatków wróciła do przerwanego świętowania.