Ariana | Blogger | X X

wtorek, 30 czerwca 2015

Diabolik Lovers: Rozdział 23

Na początek chciałabym (jak zwykle) bardzo podziękować wszystkim moim czytelnikom. A już w szczególności tym, którzy pozostawiają po sobie kilka miłych słów i swoje opinie w postaci komentarzy. Cieszy mnie, że poprzedni rozdział wywołał u was takie reakcje i emocje, jakich oczekiwałam. Dla autora jest to jak zaliczenie jakiejś misji, odniesienie sukcesu. Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział również wam się spodoba. Tak jak już wcześniej wspominałam, tym razem pojawił się fragment pisany z punktu widzenia Ayato. Nie zdradzę nic więcej. Jeśli chcecie poznać dalszy los bohaterów DiaLovers oraz myśli Ayato, musicie zrobić to sami, czytając ten rozdział :3




Rozterki wampira

 Gdy wreszcie w miarę się uspokoiłam, przeniosłam się z podłogi na łóżko. Oparłam się plecami o stertę poduszek, podkuliłam nogi i szczelnie opatuliłam kołdrą. Próbowałam zapanować nad własnymi emocjami doskonale wiedząc, że te negatywne wpływają tylko korzystnie na duszę Cordelii, tkwiącą wciąż gdzieś wewnątrz mnie. Mogłam w nieskończoność próbować popełnić samobójstwo, mogłam dźgać się w serce, ile chciałam. To i tak nie wypędzało jej na dobre. Niech tylko ktoś mi powie, dlaczego to wszystko musiało spotkać właśnie mnie?
Dobra, co robi przeciętna dziewczyna po zerwaniu? Siedzi przed telewizorem i opycha się lodami, przeszło mi przez myśl, gdy przypomniałam sobie typowy schemat romansideł.
Hej, żeby mówić o zerwaniu, to najpierw trzeba by było w ogóle być w jakimś związku, wtrącił się mój wewnętrzny głosik. Taa… nie ma to jak dobić samą siebie.
 Z ciężkim westchnięciem skuliłam się na łóżku w pozycji embrionalnej, owijając się kołdrą niczym kokonem. Niestety w swoim pokoju nie miałam ani lodówki, ani telewizora, a nie miałam najmniejszego zamiaru opuszczać go przez co najmniej kilkanaście następnych godzin.
 W chwili, gdy zamknęłam oczy pod moimi powiekami pojawiła się po raz kolejny obojętna mina Ayato. To był ten sam wyraz twarzy, który zaprezentował mi przy naszym pierwszym spotkaniu. Doskonale pamiętam ten chłód w oczach i całkowite niezainteresowanie na twarzy. Myślałam, że z czasem udało mi się nieco roztopić lód w jego spojrzeniu, ale najwyraźniej się myliłam. To raczej on miał większy wpływ na mnie, niż ja na niego. To on wypełnił moje żyły swoim jadem. Całkowicie zatruł moje ciało czymś tak naiwnym jak nastoletnia, pierwsza miłość. Nim się zorientowałam, wpadłam po uszy, a wtedy on gwałtownie odsunął mnie od siebie. Zupełnie jakby mówił „misja skończona, czas się odgrodzić”.
I choć zdawałam sobie sprawę ze swojego położenia, to wciąż miałam głupią nadzieję. Pragnęłam żeby zmienił zdanie, wrócił, objął mnie i pocałował. Byłam pewna, że gdyby tak zrobił to wybaczyłabym mu bez zastanowienia.
 Zacisnęłam mocniej powieki, chowając twarz w pościeli.
- Jestem głupia – powiedziałam do samej siebie. – Jestem głupia, naiwna, słaba. Zachowuję się jak te głupie laski z romansów. Głupia, głupia, głupia!
 Przetoczyłam się po łóżku, układając się na drugim boku. W myślach powtarzałam sobie wciąż, że to przecież nie jest koniec świata. Mówiłam sobie, że mam dopiero siedemnaście lat i wiadomo, że w tym wieku uczucia nie są jeszcze stałe.
Pewnie to głupie zauroczenie minie mi za niedługo, pocieszałam się. Czy w to wierzyłam? Co do tego, już nie byłam taka pewna.


***


 Przez następnych kilka dni dzielnie znosiłam ignorowanie ze strony Ayato, znajdując sobie co raz to nowe zajęcia, byle po prostu nie siedzieć  i nie użalać się nad własnym losem. Tak więc uczyłam się, czytałam, ćwiczyłam grę na gitarze i śpiew, a także powróciłam do treningów z Subaru. Po każdej serii z nim byłam niesamowicie zmęczona, ale przynajmniej mnie to satysfakcjonowało. Tym bardziej, że Subaru stwierdził, iż robiłam postępy.
 Wreszcie nastąpił dzień, w którym miałam ponownie spotkać się z Kou. Wcześniej dostałam od niego wiadomość potwierdzającą, że będzie na mnie czekał w sali muzycznej podczas długiej przerwy.
 Wychodząc z klasy spojrzałam przelotnie w kierunku Ayato. Wampir bujał się na krześle, z nogami opartymi o ławkę i ze znudzeniem przeglądał zawartość swojego odtwarzacza muzycznego. Wiedziałam, że i tak za chwilę go odłoży, bo przyjdzie do niego Yuri. Stało się to już rutyną w ostatnich dniach. Z cichym westchnięciem przerzuciłam torbę przez ramię i ruszyłam przed siebie.
 Na miejscu zdziwiło mnie to, że idol nie był sam. Towarzyszył mu bowiem jeden z jego braci, a mianowicie Ruki, jeśli dobrze pamiętałam.
- Hej – przywitałam się, uśmiechając przy tym niepewnie.
- Hej, kociaku – odpowiedział od razu Kou, odwracając się w moją stronę. – Pamiętasz mojego brata, Rukiego?
 Skinęłam głową, zerkając kątem oka na ciemnowłosego chłopaka, który siedział przy nauczycielskim biurku. Dostrzegł on jednak moje spojrzenie i uśmiechnął się, choć nie był to raczej zbyt przyjacielski uśmiech. Raczej taki przyprawiający o dreszcze…
- W takim razie chyba nie będziesz miała nic przeciwko temu, aby nam dzisiaj towarzyszył, prawda?
- N-nie… ale czemu tak właściwie? – skierowałam swoje pytanie bezpośrednio do Rukiego, który zamykał właśnie leżącą przed nim książkę.
- Kou tak cię zachwalał, że aż musiałem sprawdzić, czy przypadkiem nie przesadza – odparł tamten, opierając łokcie na biurku.
- A poza tym im więcej osób podczas ćwiczeń, tym mniejszy stres podczas występu – dodał Kou. – W sumie mógłbym zawołać jeszcze Azusę i Yumę…
- Nie trzeba – wtrąciłam szybko. – Dwie osoby chyba mi na dziś wystarczą. Nawet nie wiem czy wykonuję tę piosenkę czysto, więc lepiej jeśli zbłaźnię się przed mniejszą liczbą osób.
- Na pewno się nie zbłaźnisz – zapewnił mnie idol, posyłając mi jeden z tych jego olśniewających uśmiechów. – Z tego, co pamiętam to do ćwiczenia dałem ci „Departures”, prawda? Opanowałaś cały tekst, czy wolałabyś mieć go jednak przy sobie.
- Myślę, że dam sobie radę bez niego.
Blondyn klasnął w dłonie.
- Świetnie, usiądź sobie, czy co tam chcesz, żeby było ci wygodnie, a ja przygotuję podkład.
- Okay. – Przycupnęłam na jednej z ławek, obserwując jak wampir przeszukuje swój telefon komórkowy w poszukiwaniu odpowiedniego utworu.
- Gotowa?
- Gotowa.
***

- Brawo, kociaku! – Kou z uśmiechem na ustach bił mi brawo. – Naprawdę dobrze ci to wyszło.
- Naprawdę? – zapytałam, unosząc pytająco brwi.
- Naprawdę, przecież mówię. A ja znam się przecież na rzeczy ~.
 Mówiąc to ostatnie odwrócił się w stronę swojego brata i spojrzał na niego wyczekująco. Ciemnowłosy uśmiechnął się ponownie, opierając podbródek na dłoni.
- Muszę przyznać, że Kou jednak nie przesadzał. Masz dobry głos.
- Serio? – patrzyłam na niego zaskoczona, a jego uśmiech jedynie się poszerzał.
- A nie mówiłem? – blondyn wycelował we mnie palcem wskazującym – Pamiętaj, że występujesz ze mną na następnej szkolnej imprezie.
- Ale… jesteś tego pewny? Przecież jesteś gwiazdą.
- No właśnie! – mrugnął do mnie, obejmując mnie ramieniem. – Dlatego jest to dla ciebie zaszczyt i powinnaś przyjąć moją propozycję, skacząc z radości.
 Uśmiechnęłam się lekko.
- Może masz rację…
- Nie może ale na pewno!
- Hehe, masz dla mnie jeszcze jakieś rady?
- A, racja… Możesz teraz ćwiczyć we własnym zakresie. Po prostu stopniowo wybieraj piosenki, w których musisz coraz wyżej i dłużej przeciągać. Dasz sobie radę, prawda?
- Prawda.
- W takim razie, kociaku, jesteśmy w kontakcie.
- Zgadza się. Do zobaczenia, Kou… i Ruki – dodałam szybko, spoglądając niepewnie na ciemnowłosego.
- Do zobaczenia – pożegnał się spokojnie Ruki, a jego uśmiech po raz kolejny niemal wywołał u mnie dreszcze. Kou tymczasem sprawiał zupełnie inne wrażenie, machając mi wesoło. Jak na braci, to wydawali się zupełnie inni… Chociaż powinnam się do tego już przyzwyczaić, znając przecież rodzeństwo Sakamaki.

***
  Ayato skrzyżował nogi w kostkach, wsunął słuchawki na głowę i przymknął oczy, wsłuchując się w dźwięki jednego ze swoich ulubionych utworów. W ten sposób mógł odgrodzić się od świata zewnętrznego i choć na chwilę się wyłączyć, zapomnieć o ostatnich wydarzeniach.
 Nie pozwolono mu jednak długo nacieszyć się tym stanem. Minęła może połowa piosenki, gdy ktoś zastukał mu w jeden z głośników. Ayato stłumił warknięcie zirytowania i niechętnie uniósł powieki. Przed nim stała blondwłosa Yuri, szczerząc białe zęby w szerokim uśmiechu. Przez umysł Ayato przeszła tylko jedna, krótka myśl – znowu.

 Niechętnie zsunął słuchawki na szyję i poprawił się na krześle, obserwując jak blondynka siada na blacie przed nim. Ledwie to zrobiła i już zaczęła paplać o rzeczach, które w najmniejszym stopniu go nie interesowały. Obrał sobie jednak pewien cel i miał zamiar do niego dotrzeć, więc udawał, że jej słucha.

 W pewnej chwili odetchnął, podejmując wreszcie decyzję. Podniósł się ze swojego miejsca, łapiąc dziewczynę za ramię.

- Chodź – rzucił do niej krótko. Tak jak przewidywał, w ogóle mu się nie opierała, lecz szła posłusznie za nim. Przez skórę dziewczyny czuł jej przyspieszony zapewne z podekscytowania puls. 
 Idąc korytarzem rozglądał się uważnie na boki. Wreszcie dostrzegł uchylone drzwi składziku sprzątaczek. Nie mając lepszego pomysłu, wszedł z dziewczyną do tego niewielkiego pomieszczenia. Nie przejmował się zamykaniem drzwi, nie sądził by to miało zająć mu dużo czasu. 
 Nim zdążył się rozmyślić, pchnął dziewczynę na tylną ścianę pomieszczenia i zacisnął dłonie na jej ramionach, by mu się nie wyrwała. Chociaż, gdy tak na nią patrzył w ogóle nie zapowiadało się na to, by ta w jakimkolwiek stopniu miała mu się przeciwstawiać.
Żałosne.
- A-Ayato? – odezwała się blondynka niby niewinnym głosikiem. Już w tym momencie miał ochotę odejść, ale nie mógł. Musiał to sprawdzić, musiał się dowiedzieć. 
- Zamknij się – mruknął, odsuwając prawą dłonią materiał jej mundurka, aby odsłonić jasną skórę. Nie było to trudne, ponieważ dziewczyna i tak za każdym razem, gdy ją widział, miała rozpięte górne guziki koszuli.
- Co ty… - zaczęła znowu blondynka, ale nie pozwolił jej dokończyć. Błyskawicznie zatopił kły w jej  obojczyku. Było to tak łatwe, jak gdyby wsuwał nóż w lekko nadtopione już masło.
 Jednak krew, która wypełniła jego usta nie była tak słodka, do jakiej się przyzwyczaił i jakiej się, szczerze mówiąc, spodziewał. Tak samo było z zapachem. Ten bowiem, który dotarł do jego nozdrzy był mdłą wonią perfum.
 Dziewczyna tymczasem wydała z siebie zduszony okrzyk, ale nie zrobiła nic poza tym. Była wręcz irytująco uległa.
- Ayato, co ty robisz? – zapytała, gdy w końcu oderwał się od jej skóry, niemal zniesmaczony.
- Mówiłem, żebyś się zamknęła – przypomniał, ścierając wierzchem dłoni resztki krwi z ust.
- Kręcą cię takie zabawy, tak? – drążyła dalej Yuri. – Sado-maso? A może te szkolne plotki są prawdziwe i jesteś wampirem, co?
Irytująca.
 Irytowała go. Okropnie go irytowała. Szczególnie, że wszystko jak do tej pory było nie tak. Ale musiał doprowadzić to do końca. Musiał, po prostu musiał to sprawdzić. Powtarzał to sobie raz za razem.
- Po prostu bądź cicho – nakazał jej po raz kolejny, opierając dłonie o ścianę, po obu stronach jej twarzy. Cały czas uważnie obserwował reakcje dziewczyny. Przyspieszony oddech i puls, pewny siebie, tryumfujący uśmieszek, dziwny błysk w oczach. Ayato nie był głupi. Wiedział, że dziewczyna myśli, iż wreszcie osiągnęła swój cel i udało jej się go uwieźć. 
Zostało już tylko jedno.
 Pochylił się i naparł wargami na wargi Yuri.
 Za każdym razem, gdy robił to z Natsuki odnajdywał w sobie spokój, a zarazem był podekscytowany,  czuł dziwną satysfakcję, zawsze pragnął więcej, i więcej.
 Ale teraz… nie czuł nic poza smakiem owocowego błyszczyka. Był to po prostu zwykły dotyk.
 Dziewczyna zarzuciła ręce na jego szyję, wydając z siebie jęk.
 Ayato po raz kolejny poczuł narastającą w nim irytację. Wszystko było nie tak. 
Wszystko.
 Patrzyły na niego bladoniebieskie oczy zamiast hipnotyzujących, kobaltowych.
 Twarz przed nim nie była tak uroczo, naturalnie zaróżowiona na policzkach.
 Usta nie pasowały tak idealnie do jego warg.
 Krew nie była tak słodka.
 Głos nie tak przyjemny dla uszu.
 Zapach był zbyt mdły.
 Dotyk tak cholernie go irytował.
 Po prostu wszystko było nie takie, jakie powinno. Nie takie, do jakiego był przyzwyczajony. Nie takie od jakiego był uzależniony.
Uzależniony…
 Tak, to słowo chyba idealnie oddawało jego stan. Był uzależniony. Uzależniony od tej jednej, małej, ludzkiej dziewczyny. Uzależniony od Natsuki. 
 Jednak w chwili, gdy zaczął to sobie uświadamiać, zdarzyły się dwie rzeczy, które sprawiły, że zorientował się, iż coś jest jeszcze bardziej nie tak niż przedtem. 
Po pierwsze – dłonie blondynki zsunęły się na jego klatkę piersiową i zaczęły odpinać kolejne guziki jego koszuli.
Po drugie – do jego uszu dotarł odgłos czegoś uderzającego o podłogę tuż za progiem pomieszczenia.
 Kiedy się odwrócił, raptownie pożałował, że nie zamknął wcześniej drzwi. Nie. Pożałował, że w ogóle wpadł na tak głupi pomysł.
- Natsu-
 Zdążył jeszcze dostrzec szok w kobaltowych oczach, po czym Natsuki podniosła swoją torbę z podłogi, odwróciła się gwałtownie i odbiegła.

niedziela, 28 czerwca 2015

Nastoletni Terror: Rozdział 4

Witam, witam i o zdrowie pytam. Hueh, już się ogarniam. Obiecuję. Nastoletni Terror wygrał w ankiecie, więc oto i jego kontynuacja. Główna bohaterka (nie do końca z własnej woli) trafiła do bazy naszej młodocianej grupy terrorystycznej. Czego dowie się na miejscu? Jakie są osoby stojące za zniszczeniem centrum handlowego?
Życzę miłego czytania ^^




Explosive Rabbits


 Okazało się, że łazienka była w pełni urządzona. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się takich luksusów w przebudowanym magazynie. Była to więc miła niespodzianka, gdy odkryłam, że pomieszczenia zawiera wszystkie potrzebne elementy.
 Po przyjemnej, ogrzewającej kąpieli przebrałam się w suche ubrania, które wyjęłam ze swojej torby. Te mokre od deszczu wrzuciłam do kosza na pranie, tak jak poleciła mi wcześniej Hisako.
 Opuściwszy łazienkę spojrzałam niepewnie na dziewczynę wciąż wylegującą się na łóżku, z czasopismem w dłoni.
- Czy nie wiesz, gdzie…
- … jest Natsu? – dokończyła za mnie. Zaskoczona skinęłam głową. – Na dole, w salonie. Czeka na ciebie.
- Czeka? – powtórzyłam.
- Taa… powiedział, że jak już się ogarniesz, to masz do niego przyjść.
- Och, okay…  Dzięki – odparłam ruszając po schodach w dół. Wywnioskowałam, że mówiąc „salon” miała na myśli ogromny pokój na parterze.
 Kiedy zeszłam z ostatniego stopnia Natsume niemal od razu poderwał się z jednej z kanap i podszedł do mnie z uśmiechem na ustach.
- Chciałeś… hmm… mnie widzieć? – zapytałam , naciągając nerwowo rękawy bluzy na dłonie.
- Haha, można tak powiedzieć. – Ruchem ręki wskazał mi jedno z krzeseł przy długim stole w części kuchennej. Sam natomiast otworzył lodówkę i zaczął przeglądać jej zawartość. – Napijesz się czegoś? Mogę zaproponować ci wodę, mleko… chwila, mleko odpada, jest przeterminowane. Sok… a nie, też przeterminowany… Całe szczęście, że Sei pojechał na zakupy. A, właśnie. Niedługo powinien wrócić, więc będziemy mogli wreszcie coś zjeść. Co my tu jeszcze mamy…
- Wystarczy woda – powiedziałam szybko, żeby przerwać długi wywód Natsume oraz oszczędzić mu przeszukiwania w większości i tak nienadającej się do spożycia zawartości lodówki.
- W takim razie, proszę bardzo – powiedział z uśmiechem, stawiając przede mną szklankę z przezroczystym napojem.
- Więc chciałeś ode mnie coś konkretnego? – zapytałam, obserwując go z wyczekiwaniem.
- Ach, racja. Jako, że mam się tobą „opiekować” i cię „szkolić”, to stwierdziłem, że trochę ci o nas opowiem. Poodpowiadam też na twoje pytania, jeśli jakieś masz.
Jeśli jakieś mam? Oczywiście, że mam i to całkiem sporo.
- To może zacznijmy od tego, ilu was jest?
- Łącznie z tobą – szóstka.
- Nie wiem, czy powinnam powiedzieć „tylko” czy „aż” tylu – mruknęłam.
- Jak wolisz. Według mnie jest nas idealna ilość. Każdy zajmuje się czymś innym, więc można powiedzieć, że się uzupełniamy. No i całkiem dobrze się dogadujemy.
- Każdy zajmuje się czymś innym? To znaczy?
- Cóż , Kaoru oprócz tego, że pełni rolę naszego lidera jest także świetnym hackerem. Ryutaro zajmuje się głównie bombami, a Hisako potrzebnymi kostiumami i tym podobnymi rzeczami do różnych akcji. Natomiast działką Seiichiego, którego jeszcze nie miałaś okazji poznać są wszelkiego rodzaju pojazdy i maszyny.
- A ty?
- A ja… Gram rolę maskotki tej drużyny. W końcu jestem najprzystojniejszy z tej bandy, chyba nie zaprzeczysz? – Natsume poruszył w zabawny sposób brwiami i oparł się o blat za jego plecami. – Jeszcze jakieś pytania?
- Skąd wzięło się to miejsce? Bo nie chcę nic mówić, ale z zewnątrz wygląda jak magazyn.
- Bo to był kiedyś magazyn. Kaoru go sobie upodobał, a jego starzy nie mieli nic przeciwko temu, aby wybulił na niego sporą sumkę. Tak więc przerobił cały budynek, aby nasza paczka mogła w nim sobie spokojnie zamieszkać.
- Więc jego rodzice są bogaci?
- To mało powiedziane. Są obrzydliwie bogaci.
- I nie przeszkadza im to, że oprócz tego, że tu mieszkacie, to jeszcze… łamiecie prawo? W telewizji i prasie jest trochę głośno o działalności Explosive Rabbits. Szczerze mówiąc, to dziwię się, że jeszcze was nie zgarnęli.
- Fajnie nam życzysz, mała – Natsume parsknął śmiechem. – Jesteśmy ostrożni i dobrze zacieramy ślady, to tyle.
- Powiedz mi – zaczęłam, zaciskając dłonie na krawędzi drewnianego blatu stołu – dlaczego wy to robicie?
 Nagle uśmiech zniknął z twarzy chłopaka, a jego miejsce zastąpiła kompletnie poważna mina.
- Dowiesz się w swoim czasie. Na razie jest na to za wcześnie.
- Słucham?! – podniosłam głos, nawet tego nie zauważając. – Wplątujesz mnie w wasze chore, terrorystyczne sprawki, a nawet nie chcesz wyjawić mi waszego celu?
- Nie bierz tego do siebie, ale nie mamy jeszcze do ciebie dostatecznego zaufania, a poza tym prawdopodobnie i tak byś tego nie zrozumiała.
- Bo nikt normalny nie zrozumie chorego umysłu terrorysty! Co, jarają was wybuchy? Krew? Panika? A co do zaufania, każdą laskę sprowadzasz tak do tej waszej kryjówki i trzymasz tu zamkniętą albo robisz jej, Bóg jeden wie co, aż stwierdzisz, że możesz jej zaufać?
 Niespodziewanie obie dłonie Natsume uderzyły w blat przede mną. Podskoczyłam na krześle, szybko łapiąc szklankę, aby się nie przewróciła. Podniosłam wzrok na bruneta, który wpatrywał się we mnie dziwnie pociemniałymi oczami. Jego usta zacisnęły się w wąską linię.
- Chyba czegoś tu nie rozumiesz, mała. Uciekłaś z domu, a wątpię żebyś miała gdzie się podziać, bo zapewne zrobiłaś byś to od razu. Zaoferowałem ci dach nad głową i chyba bardziej niż zadowalające warunki do życia w zamian za małą współpracę. Nawet się nie zorientujesz, kiedy zaczniesz nam być wdzięczna. Bądź grzeczną dziewczynką i zapracuj sobie na nasze zaufanie.
 Lodowaty ton głosu jakim to mówił, przyprawił mnie o dreszcze. Moje wyobrażenie Natsume jako wiecznie uśmiechniętego chłopaka legło w gruzach. Potulnie skinęłam głową, spuszczając wzrok. Ku mojemu zaskoczeniu zaledwie po kilku sekundach cisza jaka zapadła została przerwana przez nagły wybuch śmiechu, a na mojej głowie wylądowała dłoń Nastume, czochrająca w najlepsze moje włosy. Oszołomiona spojrzałam na chłopaka, który uśmiechał się, zadowolony z siebie.
- Ha, wiedziałem, że moje zdolności aktorskie są świetne!
- Chwila, ty… udawałeś? – zapytałam z niedowierzaniem.
- Oczywiście, ale rozumiesz mniej więcej co chciałem ci przekazać?
- Że jestem w dość kiepskiej sytuacji i lepiej dla mnie będzie jak po prostu zacznę z wami współpracować?
- Bingo! I tak dla twojej wiadomości… nigdy nie sprowadziłem tu innej dziewczyny i nic jej nie zrobiłem. Jesteś pierwszym, zwerbowanym przeze mnie członkiem, odkąd powstała ta grupa.
- W takim razie powiedz mi… dlaczego ja? – zadałam wreszcie pytanie, które nurtowało mnie od samego początku.
- Powiedzmy, że dzięki twojej inteligencji i fotograficznej pamięci. Taka zdolność na pewno nam się przyda.
- Dzięki mojej… skąd ty o tym wiesz?!
- Hmm… po prostu cię obserwowałem.
- Obserwowałeś? Mam się zacząć bać?
- Twój wybór – zaśmiał się ponownie.
 W tej chwili otworzyły się drzwi i do salonu wszedł blondwłosy chłopak obładowany torbami z zakupami. Zatrzymał się jednak w wejściu i zawiesił wzrok na mnie. W końcu zamrugał i podszedł do nas, stawiając torby na stole.
- Ty musisz być Saori? – zapytał, zwracając się do mnie. Gdy potaknęłam uśmiechnął się szeroko. – Miło poznać, nowa wspólniczko.
- Wzajemnie. Więc ty jesteś… Seiichi?
- Zgadza się. Czyżby Natsu już ci coś o mnie naopowiadał? Jeśli tak, nie wierz w ani jedno jego słowo.
- Hej! – oburzony chłopak uderzył blondyna w ramię.
Po prostu musiałam się uśmiechnąć.
- Nie przejmuj się. Powiedział tylko, że ty tu jesteś specem od wszelkich maszyn.
- A to, to akurat prawda. Więc jednak nie mówisz samych bzdur, co, Natsu? – zwrócił się do bruneta, który skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i mierzył go wzrokiem.
- Tak jakbym kiedykolwiek gadał jakieś bzdury.
- Kiedykolwiek? Cały czas ci się to zdarza!
- Chciałbyś!
- O nie, uwierz, że nie…
- Ty blond…
 Nie mogłam się dłużej powstrzymać i wybuchłam śmiechem, słuchając tej ich przekomicznej sprzeczki. Obaj spojrzeli na mnie jednocześnie, z zaskoczeniem.
Szybko jednak na twarzy Natsume ponownie zagościł szeroki uśmiech.
- I tak trzymać, Saori!
- Hę? – zapytałam, opanowując się.
- Wreszcie się zaśmiałam i tak ma być! Trzeba się śmiać.
- Już ci nie przeszkadza, że śmiała się z nas? – Seiichi z rozbawieniem uniósł jedną brew.
- Nie. Śmiech to zdrowie, zapamiętajcie to sobie!
 Blondyn spojrzał na mnie, tłumiąc śmiech, na który jemu też najwidoczniej się już zbierało.
- Czasami zastanawiam się, czy on nie cierpi na jakąś nadpobudliwość psychoruchową.
- To by wiele wyjaśniało – przytaknęłam z uśmiechem.
- Hej, hej, hej, dopiero się poznaliście i już zmawiacie się przeciwko mnie? – Natsume udał oburzenie spoglądając to na mnie, to na blondyna.
- Sam jesteś sobie winien – stwierdził Seiichi.
- Pfft, też mi coś… Saori, ja widzę ten uśmieszek!
- Och, czy to nie ty mówiłeś, że powinnam z wami współpracować?
- Miałem bardziej na myśli siebie niż jego…
- Ej, z tego co wiem, to jesteśmy drużyną – wtrącił Seiichi, wymierzając Natsume kuksańca w żebra. – Może byś mi tak przy okazji pomógł z wypakowywaniem zakupów.
- Już, już…
- Ja też pomogę – oznajmiłam, podnosząc się ze swojego miejsca. Blondyn posłał mi aprobujące spojrzenie.
- Miło z twojej strony. W takim razie, schowaj to do lodówki – polecił, wskazując na jedną z reklamówek.
 Skinęłam głową i przez chwilę pracowaliśmy w ciszy, układając kolejne, nowe produkty na przeznaczonych dla nich miejscach.
- Hej, a tak w ogóle to co jest dzisiaj na kolację? – Zapytał w pewnym momencie Natsume, zerkając przez ramię na Seichiiego, który podawał mu właśnie papierową torbę ze świeżym pieczywem.
- Sushi – odparł krótko.
- O, fajnie – uśmiechnęłam się pod nosem. Bardzo lubiłam sushi i było ono jednym z moich ulubionych dań, jeśli chodzi o kuchnię japońską. A musiałam przyznać, że dawno go nie jadłam.
- Znooowuuu? – jęknął w tym samym czasie Natsume.
- Jeśli ci nie pasuje, to sam mogłeś kupić coś innego. Z tego co wiem, to byłeś dzisiaj na mieście.
- … Nic nie mówiłem…
- Wy tak zawsze? – zapytałam, zamykając lodówkę.
- Średnio raz na dzień – westchnął Natsume.
- I powiedz mi, kto zaczyna, co? – Blondyn spojrzał na niego, marszcząc brwi.
- Na pewno nie ja.
- Jasne… Mógłbyś zawołać resztę? Kolacja zaraz będzie gotowa.
- Idę, idę…
- Saori, pomożesz mi? – tym razem Seiichi zwrócił się do mnie.
- Pewnie. Co mam zrobić?
- Na początek wyjmij z szafki sześć talerzyków…
 Chętnie pomogłam Seiichiemu w przyrządzaniu kolacji. Okazało się, że naprawdę z łatwością przychodziło mi dogadanie się z nim.
 Zauważyłam to już wtedy, a także chwilę później, kiedy wszyscy wspólnie zasiedliśmy do kolacji. Ta grupa nastolatków na pierwszy rzut oka w niczym nie przypominała grupy terrorystycznej. Śmiali się, żartowali, wygłupiali i sprzeczali o błahe sprawy. Wyglądali na szczęśliwych. Dziwiłam się więc i byłam ciekawa, co też mogło sprowadzić ich na przestępczą drogę. Jaki powód, jaki cel krył się za ich poczynaniami? Miałam nadzieję, że uda mi się to odkryć, nim będzie za późno.

sobota, 27 czerwca 2015

Diabolik Lovers: Rozdział 22

Miłych wakacji, moi drodzy czytelnicy! W poprzednim poście zapomniałam was zapytać... jak tam zakończenie roku szkolnego? Jesteście zadowoleni ze swoich świadectw, czy uważacie, że mogłoby wam pójść lepiej? Bez względu na to i tak chyba wszyscy cieszą się, że wreszcie są wakacje. A ja to na pewno :D W końcu wakacje oznaczają więcej wolnego czasu, który mogę spędzić na oglądaniu, czytaniu i pisaniu :3 Przechodząc do rozdziału... Natsuki i Ayato się pokłócili, ale co z tego wyniknie? Jak zniesie to każde z nich? Nie pozostaje wam nic innego, jak przeczytanie tego rozdziału i przekonanie się na własne oczy, że tak powiem :3



Złamane serce

 Resztę czasu jaki pozostał mi do wieczornych zajęć spędziłam na uczeniu się tekstu piosenki na pamięć. Zresztą, tak czy siak nie miałam ochoty wychodzić ze swojego pokoju. Wolałabym nie natknąć się przypadkiem na Ayato.
Czasami żałuję, że jesteśmy w tej samej klasie, przeszło mi przez myśl, gdy obserwowałam czarną limuzynę parkującą przed rezydencją. Niestety, szkoła oznaczała przymusowe spędzenie kilku godzin w jednym pomieszczeniu z Ayato.  W normalnej sytuacji cieszyłoby mnie to, jednak… nie dziś. Bardzo dobrze wiedziałam, że zapewne nie będziemy się do siebie odzywać. Sama, nie byłam jeszcze gotowa, aby szczerze z nim porozmawiać. Może się wydawać, że to przecież nic wielkiego. Jednakże wiedziałam, że Ayato będzie na mnie zły i wolałam nie ryzykować starcia z nim w takim stanie. A także… bałam się tego, co mogłabym od niego usłyszeć. Bałam się potwierdzenia własnych przypuszczeń.
 Tak jak myślałam, nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem, wsiadając do limuzyny. I chociaż zajmowaliśmy miejsca obok siebie, to całkowicie unikaliśmy dotykania, czy chociażby patrzenia na siebie nawzajem. Zamiast tego, każde z nas wpatrywało się w okno po swojej stronie, a w limuzynie panowała nienaturalna wręcz cisza. Cały czas czułam na sobie spojrzenia pozostałych wampirów, ale uparcie to ignorowałam. Wreszcie Laito nie wytrzymał.
- Hej, hej, hej, co jest grane? – zapytał. – Czyżby nasze gołąbeczki się pokłóciły?
 Nawet nie musiałam otwierać ust, aby odpowiedzieć. Ayato zrobił to za mnie, warknięciem każąc Laito się przymknąć.
- Ktoś tu chyba dzisiaj wstał lewą nogą – stwierdził Laito, wysiadając chwilę później z pojazdu.
- Mhm… - mruknęłam bardziej do siebie, ruszając w stronę szkoły. Obserwowałam jak czerwonowłosy wampir znikał już w wejściu.
- Powiedz, maleńka – Laito objął mnie ramieniem. – Stało się coś między wami?
 Westchnęłam ciężko.
- Wybacz, ale nie chcę o tym rozmawiać. – Wysunęłam się spod jego ramienia i popędziłam do budynku.
 
 Gdy dotarłam przed salę, w której miały odbywać się zajęcia mojej klasy… zamurowało mnie. Po prostu mnie zamurowało. Co było tego przyczyną? Otóż Ayato stał oparty o parapet i spokojnie słuchał paplaniny Yuri. Tak, tej Yuri.
 Blondynka co chwilę odrzucała włosy i trzepotała wytuszowanymi rzęsami tak, jakby miało od tego zależeć jej życie. W dodatku ostatnie guziki jej koszuli dziwnym trafem nie były zapięte. Bynajmniej, nie przeszkadzało to Ayato, który wlepiał wzrok w miejsce znajdujące się zdecydowanie poniżej jej twarzy.
 Tego było już dla mnie zdecydowanie za wiele. W jednej chwili przygnębienie ustąpiło u mnie miejsca złości podsycanej zazdrością. Nie chcąc tego więcej oglądać, odwróciłam się gwałtownie na pięcie i w tej samej chwili zderzyłam się z Subaru.
- Uważaj – skarcił mnie, robiąc krok w tył. Odwróciłam wzrok. Wszystkie moje emocje musiałam jednak mieć wypisane na twarzy, gdyż białowłosy zmarszczył brwi i zapytał:
- Co jest?
- Nic. Muszę się przewietrzyć.
- Jesteś pewna?
W tej samej chwili podniósł wzrok i dostrzegł scenkę odgrywającą się za moimi plecami. Widać jego też zaskoczyło to, co zobaczył.
- Co on odwala? – Przeniósł wzrok na mnie i potrząsnął głową. Następnie złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą w stronę, z której przyszedł.
 Zatrzymaliśmy się na końcu korytarza obok drogi ewakuacyjnej, która ze względu na swoje przeznaczenie była rzadko użytkowana.
- Więc, co się stało?
- Nic – odparłam, unikając z nim kontaktu wzrokowego.
- Ej – Subaru położył dłonie na moich ramionach. –Nie mów, że nic, bo doskonale widać, że jednak coś. Pokłóciliście się?
- Tak jakby – westchnęłam.
- Tak jakby? Ignorujecie się, ty chodzisz smutna, a Ayato nagle patrzy na inne dziewczyny… O co poszło?
- A czemu ty mnie tak wypytujesz? – Zaciekawiona podniosłam na niego wzrok.
- Ja… - Nagle to Subaru odwrócił wzrok, a jego policzki stały się jakby odrobinę bardziej różowe. W końcu odchrząknął i spojrzał na mnie lekko zirytowany. – Po prostu pomyślałem, że lepiej się poczujesz, jeśli komuś o tym powiesz!
 Uśmiechnęłam się pod nosem. Subaru czasami potrafił być naprawdę bardzo uroczy.
- Cóż… - zaczęłam, niepewna jak dobrać słowa. – Po prostu najwyraźniej się nie rozumiemy. Chciałam, żeby był ze mną szczery, chociaż ja też tak do końca nie byłam – uśmiechnęłam się smutno. – I… wydaje mi się, że… przez to jego zachowanie, wmawiałam sobie coś, co chciałabym, żeby było prawdą. Ale… przecież on ma prawo decydować o tym, czy i z kim jest. Więc lepiej będzie jak w końcu… przestanę się oszukiwać. Bo to jest bez sensu, prawda? Jeśli on nie czuje tego samego… - urwałam, czując gulę formującą się w moim gardle. Zamrugałam kilkakrotnie, aby pozbyć się napływających mi do oczu łez. Nie myślałam, że wypowiedzenie tego wszystkiego na głos, aż tak na mnie zadziała. Odetchnęłam głęboko.
- Jeśli on nie czuje tego samego, to ja nie mam żadnego prawa żądać, aby było inaczej. Czas ustąpić i po prostu się z tym pogodzić.
 Subaru wpatrywał się we mnie ze zdumieniem na twarzy. Zacisnął mocniej palce na moich ramionach, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Czy ty… - jego wypowiedź przerwał dzwonek, ogłaszający, że właśnie rozpoczęła się pierwsza lekcja.
- Wybacz, muszę iść – uśmiechnęłam się do niego przepraszająco.  – I dzięki za wysłuchanie. Miałeś rację, trochę mi lepiej.
 Kiedy już miałam odejść, Subaru złapał mnie za ramię.
- Spotkajmy się podczas długiej przerwy na dachu.

 Lekcje w tym dniu były dla mnie chyba najdziwniejszymi lekcjami odkąd zaczęłam uczęszczać do tej szkoły. A wszystko znowu sprowadzało się do jednej osoby – Ayato. Chociaż, tak jak zwykle, siedziałam w ławce przed nim, to w ogóle nie próbował ze mną rozmawiać, nie opierał nóg na moim krześle, a nawet nie czułam na sobie jego spojrzenia. Kiedy kilkakrotnie zerknęłam po kryjomu w jego stronę, okazywało się, że albo półleży na ławce z czołem opartym na ramionach, albo wpatruje się w jakiekolwiek miejsce, byle tylko nie w moją stronę.  W pewnej chwili napotkałam pytający wzrok Kanato, ale pokręciłam wtedy tylko głową.
 Gdy zadzwonił dzwonek na długą przerwę, od razu poderwałam się z miejsca, żeby udać się na spotkanie z Subaru. Ayato natomiast zakładał właśnie słuchawki, ostentacyjnie odcinając się od świata zewnętrznego.
 Wychodząc z sali niemal dosłownie wpadłam na zmierzającą do niej Yuri. Blondynka ominęła mnie, posyłając mi chłodne, pełne wyższości spojrzenie. Zaskoczona powiodłam za nią wzrokiem. Pewnym siebie krokiem szła w stronę ławki Ayato.
Ha, tym razem na pewno ją zignoruje, pomyślałam. Nie będzie chciał zdjąć swoich słuchawek, jedynie po to by słuchać wywodów tej pustej blondyny.
 Myliłam się. Widząc opierającą się o jego ławkę dziewczynę, Ayato niemal od razu zsunął z głowy słuchawki, by na coś jej odpowiedzieć. W tym momencie Yuri nieznacznie odwróciła głowę w moją stronę, z tryumfującym uśmieszkiem na ustach.
Czując narastającą we mnie złość, zacisnęłam dłonie w pięści i prawie, że biegiem ruszyłam na dach szkoły.

- Jestem – wykrztusiłam, idąc w kierunku Subaru, opierającego się o barierkę otaczającą dach. Wzięłam kilka głębokich wdechów, próbując uspokoić przyspieszony oddech i bicie serca. Wbieganie po schodach nie było ich jedyną przyczyną.
- Widzę. – Białowłosy podał mi kubek z parującym, ciemnym napojem. – Napij się.
 Wdzięczna, uniosłam plastikowe naczynie do ust. Jego zwartością okazała się być słodka kawa z dużą ilością mleka. Taka jaką lubiłam.
- Skąd wiedziałeś?
- Zawsze taką kupujesz  - odpowiedział, wzruszając ramionami.
 Uśmiechnęłam się lekko, stając obok niego. Przed nami rozciągał się widok na pogrążone w ciemnościach miasto. Okres świąteczny już się zakończył, dlatego było teraz o wiele skąpiej oświetlone.
- Więc czemu chciałeś się spotkać?
 Wampir westchnął, co sprawiło, że podniosłam na niego wzrok. Widziałam jak nerwowo pociera kark dłonią.
- Po prostu nie lubię oglądać cię w takim stanie, okay?
- Czyli chciałeś poprawić mi humor?
- A to źle? – mruknął, zaciskając dłonie na poręczy.
- Nie – odpowiedziałam, po czym wybuchłam śmiechem. Subaru uniósł pytająco brwi.
- I co cię tak bawi?!
- Nic, nic… Po prostu ten image buntownika nie zawsze do ciebie pasuje.
- Co masz na myśli?
- Nic konkretnego – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Niech cię…
- Hej, miałeś mi przecież poprawiać humor, więc misja chyba zaliczona, nie? – zapytałam, żartobliwie szturchając go łokciem.
- Mówił ci już ktoś, że za bardzo się z nami spoufalasz? – odgryzł się, czochrając mi włosy.
 Prychnęłam jedynie w odpowiedzi, upijając kilka kolejnych łyków kawy. Dzięki temu, że była gorąca, przyjemnie ogrzewała mi dłonie.
- A właśnie, co chciałeś powiedzieć wtedy przed lekcjami? - przypomniało mi się, że przecież dzwonek zadzwonił w połowie wypowiedzi Subaru.
- …Chciałem zapytać, czy ty naprawdę wierzysz, w to co powiedziałaś?
 Nagle trzymany przeze mnie kubek wydał się na tyle interesujący, że wbiłam w niego wzrok.
- O co ci chodzi?
- Dobrze wiesz, o co. Spisujesz wszystko na straty tylko dlatego, że raz się pokłóciliście? Gdzie twój optymizm i pewność siebie?
- Chyba gdzieś się schowały – mruknęłam. – Sam widziałeś, że Ayato bardzo szybko znalazł sobie pocieszenie po naszej kłótni. Pewnie w ogóle go to nie obeszło. Albo lepiej, stwierdził, że wreszcie ma mnie dość.
- Może ja tu nie mam za wiele do gadania, – zaczął Subaru – ale posłuchaj samej siebie. Ayato ma cię dość? Raczej się obraził, bo mu coś wytknęłaś. Niedługo mu przejdzie.
- No nie wiem…
- Sama zobaczysz.
- Skoro tak mówisz… Ugh, masz rację. Użalam się jak typowa nastolatka ze złamanym sercem.
 Wampir uśmiechnął się, unosząc jeden kącik ust.
- Tak lepiej. Bądź sobą – polecił mi białowłosy.
- Dzięki – uśmiechnęłam się. – Naprawdę potrafisz podnieść mnie na duchu. Jesteś dobrym przyjacielem.
 Subaru otworzył szerzej oczy, zaskoczony. Nie mogłam się powstrzymać i uważając by nie rozlać napoju, przytuliłam się do chłopaka.
- Naprawdę ci dziękuję.
- Nie ma za co – mruknął, ostrożnie odwzajemniając uścisk.

 Tak jak radził mi Subaru (naprawdę potrafi być miły, prawda?) próbowałam się nie dołować przez resztę dnia, gdy Ayato w dalszym ciągu mnie ignorował. Chociaż muszę przyznać, że przychodziło mi to z trudem. Za bardzo się do niego przywiązałam.
 Po powrocie do domu bracia Ayato wciąż posyłali nam podejrzliwe spojrzenia, zerkając to na niego, to na mnie. Czerwonowłosy ich jednak ignorował, a ja wzruszałam jedynie ramionami. Cały posiłek minął nam w takim dziwnym nastroju.
 Laito chyba nie mógł już tego znieść, gdyż gdy wszyscy się rozeszli, zaciągnął mnie do salonu. Nie chciał odpowiedzieć na żadne pytanie, jakie mu zadałam, jednocześnie próbując mu się wyrwać.
- Ćśś, maleńka – powiedział, zatrzymując się nagle i kładąc palec wskazujący na moich ustach.
- Ale…
 W wejściu do salonu zauważyłam Ayato. Przypatrywał nam się, zastygły w bezruchu. Laito również doskonale zdawał sobie sprawę z jego obecności, gdyż zerkając kątem oka w jego stronę, uśmiechnął się przebiegle.
 Niespodziewanie złapał mnie za ramiona i popchnął na kanapę. Krzyknęłam zaskoczona, upadając na plecy. Laito nie tracąc czasu władował się na mnie. Jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej, a jedna dłoń zaczęła się przesuwać  w górę po mojej nodze.
- Co ty robisz?! – wrzasnęłam, kiedy jego palce wsunęły się na nagą skórę pod spódniczką.
 Laito nie odpowiedział, tylko podniósł wzrok na wejście do salonu. Podążając za jego wzrokiem dostrzegłam, jak Ayato z obojętnym wyrazem twarzy odwraca się i odchodzi.
- Hmm… dziwne – stwierdził Laito, podnosząc się jakby nigdy nic, po czym ponownie przeniósł wzrok na mnie. – Co go ugryzło?
 Tym razem to ja nie odpowiedziałam, czując wzbierające w oczach łzy. Wszystkie rady Subaru szlag trafił. Poczułam ukłucie bólu w klatce piersiowej, gdy zaszklonymi oczami wpatrywałam się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał Ayato. Obraz jego obojętnej miny nie opuszczał moich myśli.
- Hej… zaczekaj, maleńka! – zawołał za mną Laito, gdy puściłam się biegiem po schodach. Po moich policzkach zdążyły już popłynąć łzy i naprawdę musiałam uważać, aby nie potknąć się na żadnym stopniu. Wciąż odtwarzałam w myślach scenę sprzed chwili. Myślałam, że może jakoś zniosę ignorowanie mnie przez Ayato, jeśli ma mu to minąć, ale takiego zachowania… takiej obojętności się nie spodziewałam. Gdy wpadłam do swojego pokoju, łzy całkowicie przesłoniły mi pole widzenia i bezsilnie osunęłam się na podłogę. Przez długie minuty nie potrafiłam opanować spazmatycznego szlochu. To jedno spojrzenie zabolało mnie bardziej niż wszystko do tej pory…

sobota, 27 czerwca 2015

Zakończenie ankiety

 Wczoraj wieczorem skończyła się ankieta, w której pytałam was, jakie opowiadanie powinno najszybciej doczekać się kontynuacji. Wyniki prezentują się następująco:
  • Nastoletni Terror zdecydowanie wygrał, uzyskując 20 głosów.
  • Zakochany Demon zajął drugie miejsce z 12 głosami.
  • Na Zapomnianą Melodię zostało oddanych 9 głosów.
 Kontynuacje tych opowiadań pojawią się więc w takiej kolejności jak powyżej. Oczywiście, w międzyczasie będziecie mogli jeszcze przeczytać kolejny rozdział DiaLovers, który aktualnie jest w trakcie pisania, więc możecie spodziewać się go w każdej chwili ;)

niedziela, 21 czerwca 2015

Ankieta

 Chciałabym przeprosić za tak długą nieobecność, ale sami zapewne wiecie - sprawy związane z zakończeniem roku szkolnego (poprawianie ocen itp.) i szkolna wycieczka... Trochę czasu na to zeszło. Na szczęście jeszcze tylko jutro ostatni sprawdzian i wreszcie spokój. Z tej okazji wstawiam na bloga ankietę. Chcę, abyście zagłosowali na opowiadanie, którego kontynuację chcecie przeczytać jak najszybciej. Daję wam do wyboru te, między którymi sama się aktualnie waham i nie wliczam w to DiaLovers, gdyż dobrze wiem, jaka jest wasza opinia na temat tego opowiadania xD Byle do wakacji, moi drodzy!

sobota, 6 czerwca 2015

Diabolik Lovers: Rozdział 21

Ach, nie ma to jak dobry, długi weekend... A żeby wam go umilić wstawiam najnowszy rozdział DL. Jak zwykle - dziękuję wszystkim, którzy czytają i komentują moją szaloną twórczość. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba. Miłej lektury ^^


Ból

 Stoję na niewielkim wzniesieniu. Przede mną, wąska dróżka przecinająca soczyście zielone łąki prowadzi do niewielkiej wioski. Wszystko wydaje się być zastygłe w bezruchu, zupełnie jakby czas się zatrzymał. Chmury na niebie wiszą wciąż w tych samych miejscach, gałęzie ani źdźbła trawy ani odrobinę się nie poruszają, nawet wtedy, gdy ruszam powoli wzdłuż wzniesienia. Nigdzie, jak okiem sięgnąć nie widać ani jednej żywej istoty, choć pogoda jest przecież taka ładna.
 Powoli i ostrożnie stawiam bose stopy na miękkiej trawie, która zdaje się nie uginać pod moim ciężarem. To tak jakbym sunęła tuż nad nią, a nie po niej.
Rozglądam się wokół w poszukiwaniu kogokolwiek lub czegokolwiek, co w jakiś sposób mogłoby mi pomóc.
Nagły podmuch wiatru zarzuca mi czarne pasma włosów na twarz. Odgarniam je, nieco zirytowana i spoglądam w stronę, z której zaczęło wiać. Tam, jakieś trzy metry dalej dostrzegam postać małego chłopca. Ma on raczej nietypowy strój, kojarzący mi się z dziewiętnastowieczną modą – brązowe spodnie, lśniące buty w tym samym kolorze oraz niebieska marynarka z białą chustą.
Jednakże największą uwagę zwracam na jego twarz – blada cera, blond loczki oraz duże, błękitne oczy. Nie mam wątpliwości, że jest to właśnie Shuu.
Podchodzę do niego, pochylam się, żeby zrównać się z nim poziomem oczu i pytam łagodnie:
- Shuu?
Blondyn nie odpowiada. Jego oczy wpatrują się w przestrzeń za mną. Zastanawiam się, czy w ogóle mnie widzi. Niestety, ale w to wątpię.
Nagle, jego oczy otwierają się szerzej, a na twarzy pojawia się szok i niedowierzanie. Blade usta poruszają się chwilę bezgłośnie, aż w końcu wydobywa się z nich rozpaczliwy krzyk.
- Edgar!
Widząc przerażenie wypisane na jego twarzy, wyciągam do niego ramiona i jeszcze raz próbuję do niego przemówić.
- Shuu, co się stało?
Jednak on przebiega przeze mnie zupełnie jakbym była duchem i wykrzykując ponownie to samo imię, puszcza się biegiem w kierunku wioski.
- Shuu! – wołam, po czym nie namyślając się długo, ruszam biegiem za nim. Chcę się dowiedzieć, kim jest ten Edgar. Chcę się dowiedzieć, czy to właśnie to wydarzenie nie daje spokoju dziewiętnastoletniemu wampirowi.
 Doganiam go w połowie drogi do wioski. Jako, że ani mnie nie widzi, ani nie słyszy, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko po prostu za nim podążać.
Shuu zatrzymuje się tuż przed pierwszymi domami. Ciężko oddycha, nie wiem czy to z powodu biegu, czy raczej tłumionego szlochu. Jego oczy lśnią od łez, które spływają po bladych policzkach.
 Przenoszę wzrok na wioskę i dopiero teraz tak naprawdę dostrzegam, w jakim stanie się znajduje. Niektóre domy już się zawaliły, pozostały po nich same zgliszcza. Inne natomiast dopiero zaczynały płonąć. Pomarańczowe języki ognia z łatwością wspinały się po drewnianych konstrukcjach, sięgając co raz wyżej w niebo. Mimo to, nie słyszę żadnych krzyków. Nie widzę ani żywych ludzi, ani martwych ciał. Czy mieszkańcy zdołali już uciec?
 Ponownie przenoszę wzrok na Shuu, który z determinacją na twarzy, zaciska dłonie w pięści. W tej chwili tak bardzo chciałabym go przytulić i pocieszyć…
Chłopiec bierze głęboki wdech i po raz kolejny wykrzykuje to samo imię. Następnie, na moich oczach wbiega w uliczkę prowadzącą głębiej w wioskę. Zaskoczona, ruszam za nim. Jestem przekonana, że we śnie i tak nie może przydarzyć mi się nic złego. Najwyżej po raz kolejny obudzę się z krzykiem.
 Truchtając za Shuu, zastanawiam się, co mogło wywołać ten pożar. Przyczyny naturalne, czy też ktoś specjalnie podłożył ogień?
Wciąż nigdzie nie widzę żadnych ciał. Tu, wewnątrz wioski,  panuje taka sama cisza jak na tamtym wzniesieniu. Jedynymi odgłosami jest tupot nóg Shuu oraz jego krzyki.
 Nagle blondyn skręca i wbiega do płonącego budynku. Chcę ruszyć za nim, ale w chwili, w której przekraczam próg, ziemia osuwa mi się spod nóg i zaczynam upadać wprost w płomienie…
 Obudziłam się, od razu gwałtownie siadając. Drżącymi dłońmi odrzuciłam kołdrę, czując pot spływający po moim ciele. To chyba był najdłuższy i najbardziej szczegółowy sen jaki do tej pory miałam.
 Podkuliłam nogi i uniosłam dłonie chcąc odgarnąć włosy z twarzy. Syknęłam jednak z bólu, gdy tylko dotknęłam skóry. Cofnęłam szybko ręce, przyglądając się im uważnie. Niemal całą powierzchnię skóry od opuszków palców do nadgarstka miałam zaczerwienioną. Wyglądało to jak po oparzeniu.
 Przyznaję, że lekko spanikowałam, bo przecież zanim zasnęłam nic mi jeszcze nie było. Czy to możliwe, że sen okazał się bardziej realistyczny niż myślałam?
 Zsunąłem się z łóżka, zastanawiając się jak otworzyć drzwi, by nie podrażnić pulsujących bólem dłoni. Postanowiłam posłużyć się łokciem. Po uporaniu się z otwarciem drzwi wyszłam na korytarz i… serce podskoczyło mi gwałtownie w piersi.
 O ścianę, tuż przy drzwiach do mojego pokoju opierał się Ayato. Wampir natychmiast odwrócił głowę, przenosząc na mnie wzrok swoich jadowicie zielonych tęczówek. Odruchowo schowałam dłonie za plecami.
- Długo tu stoisz? – zapytałam, unosząc w zdziwieniu brwi.
Wzruszył ramionami.
- Nie mów, że odkąd wyszedłeś?
- A jeśli tak, to co?
- To powiem, że jesteś nienormalny.
Kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmieszku.
- A to ci nowość – prychnął, odrywając się od ściany. – Co tak trzymasz ręce za plecami?
- A tak sobie… - mruknęłam, próbując go wyminąć. Ten jednak złapał mnie za ramię i odwrócił do siebie, przenosząc swoje dłonie na moje nadgarstki. Nie próbowałam się wyrywać, wiedziałam, że i tak nie ma to sensu.
 Ayato uniósł moje dłonie, marszcząc brwi. Wreszcie przeniósł swój wzrok z powrotem na moją twarz.
- Co ci się stało?
- Szczerze? Nie wiem. Jak się obudziłam, to już tak było.
- Musisz je dać do zimnej wody – polecił, puszczając moje nadgarstki.
- Już na to wpadłam i właśnie zamierzałam iść do łazienki.

- Wiesz… ja nie miałam na myśli tego, że masz iść ze mną… - westchnęłam spoglądając na Ayato. Siedział on na krawędzi wanny podczas, gdy ja trzymałam dłonie pod lodowatym strumieniem wody w umywalce.
- Wiesz… - przedrzeźniał mnie – jeśli nie chcesz mojego towarzystwa, to wystarczy powiedzieć.
- Ugh… - mruknęłam, wpatrując się uparcie w wodę spływającą po moich dłoniach. Ayato doskonale wiedział, że nie kazałbym mu od tak sobie iść. Zresztą, nawet gdybym  mu kazała, to istniała spora szansa, że i tak by  mnie nie posłuchał.
- Więc co ci się śniło? – zapytał w końcu po chwili milczenia, jaka między nami zapadła.
- Wszystko zaczęło się od wzniesienia przed wioską…
 Opowiedziałam mu cały sen ze szczegółami. Nie miałam żadnych podstaw, żeby tego nie zrobić. Sądziłam, że mogę mu zaufać i miałam nadzieję, że nie mylę się co do tego. Poza tym, i tak już wcześniej powiedziałam mu o swoich planach.
- Edgar, hę? – Ayato skrzyżował ramiona, zastanawiając się. – Nie, to imię nic mi nie mówi.
- Szkoda – skwitowałam, zakręcając kran.
- Nie widziałaś momentu wybuchu pożaru?
- Nie. O patrz, już zeszło – oznajmiłam, przyglądając się dłonią zaróżowionym już jedynie od zimnej wody.
- Dziwne… - mruknął wampir, wstając.
- Co, sen, pożar czy oparzenia? – Spytałam, odwracając się w jego stronę i opierając się o umywalkę.
- Wszystko – spojrzał mi w oczy, marszcząc brwi. – Jeśli dostałaś poparzeń od snu…
- Nie mamy pewności. To jest takie pokręcone…
- To jest niebezpieczne – odparł, z naciskiem. Czyżby się martwił?
- Ale pomocne – rozłożyłam bezradnie ręce. – A co, martwisz się?
- Może?
 Nagle poczułam wzbierającą we mnie irytację. Warknęłam cicho pod nosem.
- Jasne, bo ty nigdy nie możesz powiedzieć nic wprost – wyrzuciłam ręce w górę, po czym patrząc mu prosto w oczy, dodałam – Duma waszej wysokości by na tym pewnie ucierpiała, co?
 Ayato zmrużył swoje kocie oczy, a usta zacisnął w wąską linię. Wyglądał niemalże na zranionego. Ale… to była jego wina. To on zawsze unikał mówienia wprost, czym naprawdę zaczynał już mnie irytować. Rozumiem nasze zwyczajowe przekomarzanie się, ale czasami chciałabym usłyszeć od niego jakąś konkretną i szczerą odpowiedź… Nie chciałam wciąż zgadywać, o czym tak naprawdę myśli, czy co czuje.
- Chcę wziąć prysznic, mógłbyś… sobie iść? – Wampir zniknął, nim zdążyłam dokończyć swoją prośbę.
 Westchnęłam ciężko, zrzucając z siebie pidżamę. Odkręciłam wodę, weszłam do kabiny i skuliłam się na jej dnie. Tuląc do siebie kolana, pozwoliłam by chłodne krople swobodnie bębniły po mojej skórze. Poczułam wyrzuty sumienia.
Przesadziłam? Na pewno niepotrzebnie na niego naskoczyłam. Mogłam ugryźć się w język… Czy jest na mnie zły?
 Ostatnie pytanie nie dawało mi spokoju. Nie chciałam, żeby nasze relacje się zepsuły. Przecież już coraz lepiej się nam układało… Ale… ja naprawdę chciałabym usłyszeć od niego coś, co jednoznacznie potwierdziłoby to, że moje uczucia nie są jednostronne. Bo ja… byłam w nim zakochana. Nigdy jeszcze przy nikim się tak nie czułam.
 Objęłam się mocniej ramionami. A co jeśli on tak naprawdę nie czuje tego samego? Co jeśli on nie myśli o mnie tak poważnie, jak ja o nim?
 Tego dnia zjadłam śniadanie w swoim pokoju. Nie miałam zamiaru wychodzić z niego do czasu, kiedy trzeba byłoby się zbierać do szkoły.
Siedziałam właśnie i uczyłam się na zajęcia z historii. Niemal podskoczyłam, gdy telefon komórkowy leżący obok mnie zawibrował, aby poinformować mnie o nowej wiadomości. Odblokowałam ekran i moim oczom ukazał się e-mail od Kou

Wybrałem ją specjalnie dla ciebie, więc mam nadzieję, że ci się spodoba. Miłej nauki i do zobaczenia za tydzień, kociaku ;*”

 Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, odczytując wiadomość. Pod nią znajdowały się pliki z piosenką, słowami do niej, a nawet chwytami gitarowymi. Przesłuchałam utwór, prześledziłam wzrokiem tekst i chwyty, po czym postanowiłam spróbować swoich sił. Opanowanie chwytów nie zajęło mi dużo czasów, gdyż znałam już tę piosenkę. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam śpiewać:

Już nie jestem kochana przez ciebie.
Nawet mnie nie potrzebujesz.
I przez to będę teraz samotna. Źle mi z tym.

Zastanawiam się, co wtedy powiedziałeś?
Tamte słowa nie dotarły do mnie i teraz tańczą w powietrzu.
Wiem, że to bez sensu, ale dzisiaj zrobię to znowu -
wypowiem życzenie, które nie ma szans się spełnić.

Nie wypuszczaj mojej dłoni
Ściskaj ją mocno
Kontynuujmy nasz spacer już zawsze.
Dłoń, w której zamknąłeś moją dłoń była ciepła
i taka przyjemna...

Twoje słowa zawsze sprawiały, że wpadałam w złość.
I zawsze kończyło się to moim płaczem.
Ale zaraz po tym,
Ty nieśmiało mówiłeś "przepraszam".
Kocham wyraz twarzy, z jakim to wypowiadałeś.

Nie wypuszczaj mojej dłoni,
Przytul mnie, włóż w to całe swoje serce.
Chcę być w twoich ramionach.
Nasze czoła zetknęły się i w tej pozycji
zasypiamy...

Czy już wiesz, że przeznaczenie nie pozwoli nam się znowu spotkać?

Nie wypuszczaj mojej dłoni,
przytul mnie mocno, kocham cię.
Czy możesz uśmiechnąć się dla mnie, jeszcze jeden, jedyny raz?
Zanim całe twoje ciepło zniknie,
przytul mnie mocno.*

 Nie wiem czemu, ale śpiewane przeze mnie słowa wywołały u mnie smutek. Uśmiechnęłam się krzywo, zdając sobie sprawę, że przecież tak pasują do mojej aktualnej sytuacji. Ja też chciałam, żeby Ayato mnie przytulił. Chciałam zatracić się w jego uścisku. Chciałabym, aby mnie nie puszczał, aby się do mnie uśmiechnął tym swoim jedynym, niepowtarzalnym uśmiechem.
 Spojrzałam na telefon, zastanawiając się, czy Kou potrafi czytać w myślach. I to w dodatku na odległość.
Z westchnięciem odłożyłam gitarę. Miałam nadzieję, że Ayato nie będzie długo się na mnie gniewał ani, że w przeciwieństwie do słów piosenki, przeznaczenie nas nie rozdzieli.



*EGOIST – „Departures”