Ariana | Blogger | X X

niedziela, 22 listopada 2015

Diabolik Lovers: Bonus V - Halloween

Powracam! Wbrew temu, co niektórzy pisali w komentarzach, wcale nie mam was gdzieś. Nie wstawiłam wcześniej żadnej informacji, bo sama nie wiedziałam, kiedy będę miała czas skończyć ten rozdział. Co mam na swoją obronę? Szkoła, to oczywiste. Ale też - Olimpiada. Dopiero dzisiaj udało mi się wreszcie skończyć moje olimpijskie wypracowanie. Co prawda, czekają jeszcze na mnie poprawki, ale przynajmniej wreszcie mam więcej czasu! ^^ Więc jeśli ktoś źle odczytał moje dotychczasowe milczenie, to bardzo przepraszam. Nie miałam nic złego na myśli. No i ponownie daję wam prawo głosu - kontynuację której historii chcecie przeczytać w następnej kolejności?
A przechodząc do dzisiejszego rozdziału... Jak zapewne widzieliście wyniki ankiety, wygrała opcja o Halloween z braćmi Sakamaki. Mam nadzieję, że się spodoba. Miłego czytania ^^




Taniec Śmierci

 Nasze kroki wydawały się nad wyraz głośne w pogrążonym w mroku korytarzu. Na zewnątrz, za oknem nocne niebo przeciął nagle jakiś cień, odbierając nam na chwilę jedyne źródło światła jakim był księżyc w pełni. Nie przejmując się tym jednakże, zatrzymaliśmy się przed drzwiami z ciemnego drewna. Spojrzeliśmy po sobie. 
- Dobra... Na trzy? - zapytałam, aby się upewnić.
Laito skinął głową. Odetchnęłam głęboko, unosząc prawą dłoń i zaciskając palce na pozłacanej klamce.
- Raz... Dwa... Trzy!
Gwałtownie otworzyłam drzwi, po czym jednocześnie wpadliśmy do pomieszczenia.
- Reiji, jest sprawa! - zawołaliśmy zgodnym chórem.
Okularnik podniósł głowę znad czytanej książki i spojrzał na nas w taki sposób jakbyśmy byli nie do końca zdrowi na umyśle.
- Długo to ćwiczyliście? - zapytał, unosząc jedną brew. W najmniejszym stopniu nie wyglądał na uszczęśliwionego naszą wizytą. Niezrażeni jego reakcją, ustawiliśmy się przed biurkiem, przy którym siedział.
- Czy wiesz jaki jest dzisiaj dzień? - zapytałam, opierając dłonie na drewnianym blacie.
- Trzydziesty pierwszy października?
- Dokładnie. I co to oznacza?
- Że pewnie wpadliście na jakiś szalenie błyskotliwy pomysł - mruknął, zamykając niechętnie swoją książkę. - Do rzeczy.
- Pamiętasz zeszłoroczną imprezę? - tym razem to Laito się odezwał.
- Tak. Co w związku z tym?
- Chcemy zrobić powtórkę - oznajmiłam, uśmiechając się w najbardziej przekonywujący sposób, na jaki było mnie stać.
- Nie - padła krótka odpowiedź.
- Ale... - zwiesiłam bezradnie ramiona. - W zeszłym roku się zgodziłeś!
- No właśnie, Reiji. Nie bądź taki. Poza tym, chcę znowu zobaczyć naszą maleńką w tamtej sukience.
- Chciałbyś - prychnęłam.
- Właśnie to powiedziałem, maleńka.
- Na to się akurat nie zgadzam - skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej. - Za dużo odkrywała.
Ramię rudowłosego oplotło moją talię.
- I właśnie o to chodzi~.
- W twoich snach - prychnęłam, próbując mu się wyplątać.
- Ayato nie byłby zadowolony - odezwał się nagle Kanato, który przydreptał za nami do pomieszczenia.
- Czego Ayato nie widzi, za to nikomu się nie oberwie - stwierdził swobodnie Laito, wzruszając przy tym ramionami.
- Nie byłbym tego taki pewien... - mruknął fioletowooki, kręcąc bez przekonania głową.
- Zgadzam się z Kanato - wtrąciłam. - Przecież najlepiej powinieneś znać reakcje własnego brata.
- To nie ja przesiaduję z nim całymi dniami i no...
Reiji przerwał wypowiedź rudzielca znaczącym chrząknięciem.
- Jak już wspominałem, nawet nie ma mowy o żadnej imprezie w naszym domu - oznajmił chłodno, kiedy wszystkie spojrzenia skupiły się na nim.
- Ale...
- Nie.
- Ale czemu? - nie dawałam za wygraną. - Co by się niby stało, gdybyśmy znowu...
- Powiedziałem nie-
- Reiji, no nie daj się prosić ~.
- Dacie mi dokończyć czy nie? - Okularnik spiorunował mnie i Laito wzrokiem.
- Przepraszamy...
- Powiedziałem, że nie ma mowy, abyśmy robili coś tutaj, ponieważ już zostaliśmy gdzieś zaproszeni.
- To znaczy? - zdziwiłam się. Grono podejrzanych, którzy mogliby zaprosić rodzinkę Sakamaki na imprezę (halloweenową czy jakąkolwiek inną) nie było raczej zbyt szerokie.
 Reiji spokojnie przesunął ciemną kopertę w naszą stronę po biurku. Laito podniósł ją i wyjął ze środka równie ciemny kartonik z ozdobnym pismem. Przebiegł wzrokiem tekst zaproszenia, po czym parsknął śmiechem.
- Staruszek znowu coś kombinuje?
- Ale o co chodzi? - zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, co też wampir może mieć na myśli. Tymczasem Kanato wyrwał kartonik z ręki brata i sam czytał jego treść.
- Zaproszenie jest od naszego kochanego ojczulka - wyjaśnił Laito, opierając się bokiem o biurko Reijiego.
- Och? Czyli... Będę miała przysłowiową "wolną chatę"? Chyba nie obrazicie się, jeśli zaproszę kilku znajo...
- Ty też idziesz - Reiji bezdusznie uciął moje planowanie.
- Że co proszę?!
- Zostałaś wymieniona w zaproszeniu, więc idziesz z nami. A teraz idźcie się przygotować. Wszyscy. Wychodzimy o dwudziestej trzeciej.

 Sprawy przybrały zupełnie innego obrotu, niż się spodziewałam. Liczyłam na coś takiego, jak w zeszłym roku. Zwykłe, małe przyjęcie w rezydencji Sakamaki, jakieś przekąski, trochę wygłupów... A skończyło się na tym, że musiałam razem z wampirami ponownie udać się do świata demonów na zapewne niesamowicie snobistyczny bal dla krwiopijców z wyższych sfer. Niestety nie miałam wyjścia. Nawet gdybym stawiała opór, to i tak zaciągnęliby mnie tam siłą.
 Wzdychając, założyłam na siebie już wcześniej przygotowaną, czarno-granatową sukienkę w gotyckim stylu. Sięgała mi mniej więcej do kolan i miała długie, szerokie rękawy. Do kompletu dobrałam sobie białe zakolanówki i czarne pantofle, a na głowę wsunęłam opaskę z kocimi uszami, równie ciemnymi co moje włosy. Tak wystrojona obróciłam się kilkakrotnie przed lustrem, przyglądając się swojemu odbiciu. Ostatecznie uśmiechnęłam się do samej siebie, stwierdzając, że nie wyglądam źle.
 Kiedy byłam już całkowicie gotowa, zeszłam na parter, gdzie już czekali na mnie bracia Sakamaki. Z trudem powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem na widok ich przebrań. Gdybym nie spędziła z nimi minionego Halloween prawdopodobnie nie wpadłabym na to, że mogą do czegoś takiego podejść na poważnie. A już tym bardziej wszyscy.
Przesunęłam uważnym spojrzeniem po każdym z nich. Jedynie Subaru miał na sobie to, co w zeszłym roku, czyli kostium mumii. Reiji z szalonego naukowca zamienił się w coś na kształt Frankenstein'a (makijaż i śruba stercząca z głowy były bardzo przekonujące), a Shuu tym razem wcielił się w kostuchę w czarnym płaszczu z kapturem i kosą (miałam nadzieję, że atrapą...) w dłoni. Wyglądało też na to, że Kanato i Laito zamienili się przebraniami. Teraz bowiem to Laito miał kapelusz i pelerynę czarownika, a Kanato rogi, małe skrzydełka na plecach, ogon zakończony charakterystyczną strzałką oraz niewielkie widełki. Ayato natomiast kocie uszy i ogon wymienił na wilcze. Uniosłam brwi, rozbawiona. Wampir przebrany za wilkołaka?
- Ewoluowałeś? - zapytałam, stając obok niego.
- Raczej zmienił gatunek - prychnął Subaru.
- Za to ty w ogóle nic nie zmieniłeś - zauważył Ayato.
- Ale serio, czy to normalne? Wampiry i wilkołaki nie są przypadkiem swoimi śmiertelnymi wrogami?
- Naczytałaś się za dużo książek napisanych przez ludzi - stwierdził Reiji. - Jeszcze się nie nauczyłaś, że nie wszystko, co o nas mówią i piszą jest prawdą?
- Dobrze, już dobrze, o nic nie pytałam - westchnęłam, poddając się. - No, w każdym razie fajnie wyglądacie.
- Ty też wyglądasz słodko, maleńka - Laito uśmiechnął się zadziornie. - Chociaż ta sukienka mogłaby trochę więcej odsłaniać...
- Nie, nie mogłaby - przerwało mu warknięcie jego starszego brata, który momentalnie objął ramieniem moją talię.
- Aleś ty zaborczy, braciszku~.
A ja bym powiedziała, że uroczy~.

 Ktokolwiek, kto był odpowiedzialny za urządzenie imprezy z okazji Halloween w świecie demonów (wątpiłam, żeby to Karlheinz osobiście się tym zajmował) wykonał kawał świetnej roboty. Gęste pajęczyny, nietoperze, szkielety, dynie-lampiony, zombie oraz inne potworne dekoracje witały nas już od chwili przekroczenia bram miasta. Jednak i tak to wszystko zostało zdecydowanie pobite przez salę balową w zamku Karlheinza. 
Z ogromnych, rzucających blade światło żyrandoli zwieszały się liczne nietoperze, a po posadzce pełzała mgła z suchego lodu. Natomiast podest, na którym orkiestra wygrywała jakąś smętną melodię przypominającą na zmianę jęki i szaleńczy śmiech, niemal całkowicie zasłonięty był przez postrzępione zasłony z pajęczyn. Dodatkowo, białe światło, którym byli od tyłu podświetlani muzycy tylko jeszcze bardziej potęgowało ich tajemniczy, mroczny wygląd.
Licznie zgromadzone wampiry kręciły się po sali rozmawiając, jedząc lub tańcząc. Część z nich miała na sobie najróżniejsze kostiumy, a pozostali byli po prostu elegancko wystrojeni, tak jak się spodziewałam.
 W momencie, kiedy przekroczyłam próg sali, od razu poczułam na sobie liczne, przeszywające spojrzenia. Mimowolnie się wzdrygnęłam. Wyglądało na to, że znowu byłam jedyną przedstawicielką ludzkiego gatunku. Wciąż musiałam się jeszcze do takich sytuacji przyzwyczaić...
Nim się zorientowałam, cała szóstka moich towarzyszy gdzieś zniknęła, a zamiast nich do moich boków dopadły dwie wampirzyce w kostiumach czarownic.
No, pięknie chłopcy. Znowu odstawiacie tą samą sztuczkę? Już ja wam się odwdzięczę...
- Skarbie, tak dawno się nie widziałyśmy! - zawołała z uradowaniem jedna z wampirzyc.
Przyjrzałam się im obu z zaskoczeniem. Białe włosy wpadające w pastelowy róż, duże, dla odmiany ciemnoróżowe tęczówki... Wydały mi się dziwnie znajome.
- Bliźniaczki?! - w moim głosie pobrzmiewało wyraźne niedowierzanie.
- A więc jednak nas pamiętasz! - jedna z nich rzuciła mi się na szyję.
Zaśmiałam się, choć nie ukrywam, że byłam zaskoczona ich nadwyraz przyjaznym zachowaniem. 
- Jak mogłoby być inaczej? - zapytałam, uśmiechając się. - Wybaczcie, ale nie pamiętam waszych imion...
- Och, ale z nas głuptasy! - wykrzyknęła ta stojąca po mojej prawej stronie. - Przecież ci się ostatnio nie przedstawiłyśmy! Jestem Michiko, a moja siostra to Mitsuko.
Zerknęłam na jedną i na drugą, szukając między nimi różnic, które pomogłyby mi ich nie mylić. Miałam niestety co do tego złe przeczucia...
- Ale muszę przyznać, że urocza z ciebie kotka - odezwała się Mitsuko.
- Mitsu ma rację - przytaknęła jej siostra, łapiąc mnie za dłoń, aby lepiej przyjrzeć się moim paznokciom. - Śliczne czarne pazurki.
- Dziękuję.
- Chyba nie będziemy tu tak stały? - Mitsuko ruchem głowy wskazała  w głąb sali. - Może coś zjemy?
- Świetny pomysł, siostrzyczko!
Obie zgodnie złapały mnie pod ramiona i pociągnęły w kierunku najbliższego stołu zastawionego jedzeniem. Jednak na jego widok troszeczkę mnie zemdliło. Stały bowiem na nim naczynia z gałkami ocznymi, palcami i najgroźniejszymi innymi częściami ciała. Michiko widząc moją minę zachichotała cicho.
- Spokojnie, skarbie, większość z tego jest sztuczna.
- Większość...?
- Tak. O, na przykład te oczy to zwykłe żelki, a tamten mózg to ciasto jednego z najlepszych kucharzy w całym świecie demonów.
W końcu po chwili namawiania i zapewnień udało im się przekonać mnie do skosztowania kilku przysmaków. Na szczęście miały rację i były to tylko słodycze bardzo realistycznie oddające wygląd prawdziwych narządów. Gdy tak się nimi zajadałyśmy, podszedł do nas kelner, niosąc na srebrnej tacy kilka kieliszków wypełnionych czerwoną cieczą. Po raz kolejny wampirzyce musiały mnie uspokoić, że to czerwone wino, a nie żadna krew. 
- Co prawda serwują też krew, ale chyba w innych kieliszkach - niepotrzebnie dodała Mitsuko. Przez nią niemal zakrztusiłam się alkoholem.

 Nagle wszystkie żyrandole zgasły, a zamiast nich zapaliły się liczne świece porozstawiane po całej sali. Dotychczasowa muzyka na chwilę ucichła, po czym orkiestra zaczęła grać o wiele głośniejszą, zupełnie inną melodię.
- Zaczyna się! - Michiko radośnie klasnęła w dłonie, spoglądając na swoją siostrę. - Ciekawe, kto nas wybierze. Nie mogę się doczekać!
- Ja też, Micchi!
- Emm... A wyjaśni mi któraś, o co tu w ogóle chodzi?
Dwie pary różowych oczu spojrzały na mnie z jednakowym zdumieniem.
- To ty nie wiesz? - Michiko niemal zachłysnęła się powietrzem. - To chyba najważniejszy punkt tego przyjęcia!
Przechyliłam głowę na bok, wzruszając ramionami.
- Przykro mi, ale nic nie wiem na ten temat.
- Trzeba jej wyjaśnić, Mitsu.
- Oj, trzeba, trzeba, Micchi!
- A więc właśnie rozpoczyna się Taniec Śmierci - zaczęła Mitsuko. - Cała męska część gości stała się właśnie Śmiercią, a damska - kandydatkami na Wybrankę Śmierci.
- I gdy Śmierć położy dłoń na ramieniu kandydatki, ta automatycznie staje się Wybranką i musi zatańczyć Taniec Śmierci - dokończyła Michiko. - To takie romantyczne!
- Racja, chyba wszystkie wampirzyce uwielbiają Taniec Śmierci.
- Chyba rozumiem... - odparłam. Podświadomie przed oczami stanął mi obraz Ayato. Byłam ciekawa czy mnie wybierze... Drgnęłam, kiedy niespodziewanie na moim ramieniu wylądowała czyjaś dłoń. Odwróciłam się pełna nadziei, ale mina szybko mi zrzedła.
- Reiji?
- We własnej osobie, jak widać - odpowiedział z sarkazmem.
- Ale... Czemu? - nie kryłam swojego rozczarowania.
- Wybranka musi zatańczyć z kimkolwiek, kto ją wybierze. Więc zamknij się i tańcz.
Nie dając mi czasu na dalsze protesty jedną dłonią chwycił moją, a drugą położył na moim biodrze. Niechętnie położyłam dłoń na jego prawym barku i pozwoliłam się poprowadzić. Cały czas jednak rozglądałam się po całej sali. Wreszcie dostrzegłam pozostałą piątkę braci Sakamaki pod jedną ze ścian. Shuu ze znudzeniem wspierał się na swojej kosie, Subaru kłócił się z podsuwającym mu słodycze Kanato, a Laito rechotał w najlepsze obok Ayato, który patrząc w naszą stronę ciskał gromy oczami. Poruszyłam ustami w bezgłośnym "przepraszam".
- Nie patrzenie na własnego partnera jest niekulturalne - oznajmił Reiji, głosem tak samo chłodnym jak zazwyczaj.
- Przepraszam - burknęłam. 
Co mogłam na to poradzić, że wolałam, aby na jego miejscu był teraz jego młodszy, przyrodni brat? W sumie, jakby tak o tym pomyśleć, to jeszcze nigdy z nim nie tańczyłam. Ciekawa byłam, jak tańczył... A niestety musiałam przyznać, że Reiji był całkiem dobrym tancerzem. Chyba nie powinnam się dziwić, bo tak właściwie to jakoś mi to tak do niego pasowało.
- Czemu to robisz? - zapytałam ponownie. Bo niby dlaczego Reiji chciałby ze mną tańczyć? Musiał mieć do tego jakiś powód. Tylko nie miałam pojęcia, co by to mogło być.
- Czy wszystko musi mieć jakąś przyczynę? Jesteś irytująca.
- I kto to mówi? - odgryzłam się, kątem oka dostrzegając jedną z bliźniaczek w objęciach w objęciach zupełnie obcego mi wampira.
Reiji niespodziewanie uniósł kąciki ust w uśmiechu, na widok którego przeszły mnie dreszcze. Gwałtownie zakręcił mną w szalonym obrocie. Płomienie najbliżej stojących świec zadrgały, a wokół moich kostek zawirowała mgła z suchego lodu. Uniosłam pytająco jedną brew, kładąc ponownie dłoń na ramieniu Okularnika.
- A myślałem, że to cię wybije z rytmu.
- To się przeliczyłeś. Chyba, że chciałeś żebym podeptała ci palce? Mogę to zrobić i bez zbędnych tanecznych kroków...

 Choć tak jak wspominałam Reiji był naprawdę dobrym tancerzem, to cały ten Taniec Śmierci wydawał mi się niemiłosiernie ciągnąć. Gdy wreszcie orkiestra przestała grać, a światła w sali powróciły do normy, dygnęłam sztywno przed Okularnikiem i czym prędzej popędziłam w stronę pozostałych.
- Ayato... - urwałam, gdyż ten nagle złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w tylko sobie znanym kierunku. - Hej, zaczekaj!
Zerknęłam przez ramię na jego braci, ale ci nie wyglądali na zbyt przejętych naszym odejściem. Wampir tymczasem wyciągnął mnie przez boczne drzwi na taras otoczony niską barierką. Przez otwarte drzwi wydostawały się tu kłęby suchego lodu, tańcząc na migoczącej od świateł wewnątrz posadzce. Oprócz nas nie było na zewnątrz żywej duszy. Zadrżałam od nagłego powiewu zimnego powietrza i potarłam ramiona dłońmi.
- Ayato - powtórzyłam do stojącego do mnie tyłem wampira. - O co chodzi?
- O nic - mruknął, odwróciwszy się. Przyciągnął mnie do siebie i schował twarz w moje włosy.
- Czyżbyś był zazdrosny? - zapytałam z uśmiechem.
- Nie wyraziłem zgody, żeby cię dotykał - odparł tym swoim zaborczym tonem. - Nie mam zamiaru się dzielić.
- A kto tu mówi o dzieleniu się? - parsknęłam, chociaż nie byłam zwolenniczką przedmiotowego traktowania. Wiedziałam, że mimo wszystko, u Ayato to pewien specyficzny sposób okazywania uczuć. - Przecież wiesz, że ja i Reiji...
- Wiem - jego usta musnęły moją szyję, rozchylając się. Ułamek sekundy później poczułam kły przebijające moją skórę i towarzyszący temu ból, który po chwili ustąpił miejsca temu dziwnie przyjemnemu wrażeniu. Przygryzłam dolną wargę, zaciskając dłonie na materiale jego koszuli. 
- Należysz do mnie - powtórzył po raz kolejny tak dobrze już znaną mi frazę.
- Zgadza się - przytaknęłam, wplatając palce w jego włosy.
Podniósł głowę, z typowym dla niego uśmiechem goszczącym na ustach.
- Przyznałaś to.
Zaśmiałam się, zarzucając ramiona na jego szyję.
- Na to wygląda. Już ci lepiej?
- Na to wygląda.
Pochylił się i nasze usta w naturalnym rozwoju wypadków złączyły się w pocałunku. Po nieznacznym odsunięciu głowy w tył, Ayato zamrugał, jakby coś sobie przypominając.
- Cukierek albo psikus?
- Huh? - obdarzyłam go zdziwionym spojrzeniem, kompletnie zbita z tropu. - Przecież wiesz, że nie mam żadnych słodyczy. No, chyba, że wrócę do środka i...
- Nie ma takiej potrzeby - powiedział, po czym ponownie napadł na moje wargi, wsuwając dłoń w moje włosy. Jego palce natknęły się na opaskę z kocimi uszami.
- Chyba tego też już nie potrzebujesz?
- To samo można powiedzieć o twojej - dodałam, muskając opuszkami palców jego wilcze uszy.
Nim zdążyliśmy zrobić coś więcej, przerwało nam głośne chrząknięcie. Jednocześnie się odwróciliśmy, by zobaczyć stojących w drzwiach pozostałych braci Sakamaki oraz towarzyszące im bliźniaczki.
- To niekulturalne wychodzić tak w trakcie przyjęcia - zganił nas Reiji.
- Impreza niestety jeszcze się nie skończyła - zauważył Shuu, poprawiając kaptur, skrywający jego twarz.
- Moglibyście się tak nie obściskiwać w miejscach publicznych - dodał najwyraźniej podirytowany Subaru.
- Poza tym, mają świetne ciasteczka - wtrącił Kanato. - Musisz ich skosztować, Natsuki.
- Więc podsumowując... - Laito rozłożył ramiona. - Bardzo nam przykro, że przeszkodziliśmy w takim momencie, ale musicie wrócić na imprezę.
- Zgadza się, musimy nadrobić stracony czas! - zawołała Michiko,  wyciągając ręce w moją stronę.
- Micchi ma rację - przytaknęła ochoczo jej siostra.
Ayato westchnął ciężko, a ja zaśmiałam się, widząc jego niekoniecznie zadowoloną minę.
- Chyba nie mamy wyjścia.
- Na to wygląda... - mruknął, odsuwając się. - Dokończymy to później, Naleśniku.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko i w eskorcie całej ósemki wampirów wróciłam do środka. Wbrew moim wcześniejszym niepewnościom, to wcale nie było takie złe Halloween.



środa, 4 listopada 2015

Omedetou, Tsundere!

Ci to się teraz rzucili na te urodziny... Tak, tak, 4 listopada to kolejne święto z "Diabolik Lovers". Kto tym razem jest solenizantem? Subaru!


Tak dla odmiany, Subaru to jedna z moich ulubionych postaci, zajmująca 2 miejsce w moim prywatnym rankingu ^^ Uwielbiam tego słodziaka odkąd go poznałam <3


A wy jakie macie zdanie na temat najmłodszego z braci Sakamaki? Chyba nie zaprzeczycie jego urokowi? Nie no, każdy może mieć przecież własne zdanie xD Ale serio, ja pałam do niego dużą sympatią. Lubię jego charakter, styl, w jakim się ubiera... I po prostu uważam go za słodziaka ^^


I przechodząc do formalności. Urodzinowe opko dla Subaru. Jesteście za czy przeciw? Podzielcie się swoimi opiniami w komentarzach. Jeśli ktoś ma też jakiś inny pomysł na świętowanie urodzin naszych wampirów, to też niech się nim podzieli :3


Pewnie jesteście ciekawi, kiedy też pojawi się chociażby rozdział Halloweenowowy. Cóż, miałam się nim zająć w weekend, ale oczywiście coś nie pykło... Ale postaram się go w każdym razie napisać w najbliższym czasie. Pomysł mam już gotowy, więc teraz przydałby się już tylko czas na realizację. Trzymajcie za mnie kciuki w tej sprawie .-.


Podsumowując, wszystkiego najlepszego, Subaru! ^^