Ariana | Blogger | X X

sobota, 31 grudnia 2016

Podsumowanie roku i plany na 2017

Tradycyjnie, w ostatni dzień roku czas na podsumowanie mojej działalności w jego trakcie. Wiem, że ten rok nie należał do najaktywniejszych... Zdaję sobie z tego sprawę i szczerze, nie czuję się z tym najlepiej. Ale na niektóre sprawy nie można nic poradzić, prawda? Jestem więc wdzięczna tym osobom, które mimo wszystko wciąż zaglądają na tego bloga. Naprawdę. Dziękuję wszystkim - zarówno tym, którzy znają HPP już od dłuższego czasu, tym, którzy dołączyli do grona moich czytelników dopiero niedawno, jak i tym, którzy zaglądają tutaj tylko przelotem. Szczerze dziękuję wam wszystkim. Jesteście wielcy! Nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale nawet tak amatorski pisarz jak ja, nie jest prawdziwym pisarzem, jeśli nie ma czytelników. Szkoda tylko, że nie wszyscy zostawiacie po sobie ślad w komentarzach... Cóż, nie można mieć wszystkiego~. I tak wam dziękuję!
A teraz koniec moich rozmyślań, czas przejść do podsumowania:
  • Blogowy licznik pokazuje już ponad 370 000 wyświetleń (Jest to o prawie 200 000 więcej niż rok temu)
  • Liczba komentarzy wzrosła do 1972 (W zeszłym roku było ich 1170)
  • Łącznie opublikowałam 136 postów (Czyli przybyły 42 posty)
  • Najbardziej lubianą przez was historią wciąż pozostaje DiaLovers i chyba nic w najbliższym czasie tego fanfica nie wygryzie z jego miejsca. I tak, DL jest również najdłuższą powieścią, jaką napisałam - ma 40 zwykłych rozdziałów + prolog + 10 bonusów.
A co do planów na nadchodzący rok... Cóż, chcę w miarę możliwości kontynuować głównie Diabolik Lovers oraz Nastoletni Terror. Do tego zamierzam dalej pisać Interview with BTS na Wattpadzie oraz opowiadania do miesięcznika, z którym podjęłam współpracę. 

Na zakończenie chcę jeszcze raz wszystkim podziękować i życzyć udanego Sylwestra oraz Szczęśliwego Nowego Roku! Mam nadzieję, że w przyszłym roku także będę mogła napisać takiego posta ^^



wtorek, 27 grudnia 2016

One-shot: Pact

Na początek złożę wam, moi czytelnicy, spóźnione życzenia - Wesołych Świąt! Mam nadzieję, że minęły wam spokojnie, miło i tak, jak chcieliście. 
Dzisiaj postanowiłam opublikować na blogu opowiadanie, która napisałam jeszcze w czasie wakacji. Ale tym razem nie jestem jedyną autorką, bowiem jest to opowiadanie współtworzone. Mam nadzieję, że się wam spodoba ;3 
Poza tym, chciałam wam jeszcze przekazać garstkę informacji. Po pierwsze, zaczęłam pisać nowe opowiadanie, które jednak póki co będzie publikowane jedynie na Wattpadzie. Zapraszam do czytania ^^ https://www.wattpad.com/story/94247203-interview-with-bts 
I po drugie, pozwolę się wam pochwalić, iż będę współpracować z pewnym internetowym miesięcznikiem. Mianowicie, będą w nim zamieszczane moje opowiadania. Dam wam znać, gdy wyjdzie pierwszy numer, w którym takie się pojawi :3 
A teraz życzę wszystkim miłej lektury i czekam na wasze opinie ^^



“W dzisiejszych czasach zapłata za grzechy zależy od tego, jaką umowę podpiszesz z diabłem.”
-Kara Vichko


Pact


Kap. Kap. Kap.

Kropla po kropli, bursztynowa ciecz powoli wypełnia szklankę z kostkami lodu spoczywającymi na dnie.

Zamaskowana dziewczyna w milczeniu przygląda się, jak lód stopniowo znika pod powierzchnią whisky. Ostatecznie traci jednak zainteresowanie tym procesem, więc mocniej przechyla butelkę z alkoholem, by go przyspieszyć. Z satysfakcją unosi pełną szklankę, ale jej ręka zastyga w połowie drogi do ust.
- Naprawdę ci się tutaj nie nudzi? - pyta stojący obok niej młody mężczyzna. W drogim garniturze oraz o gładko zaczesanych do tyłu ciemnych włosach wygląda niczym celebryta. Kto by pomyślał, że jest to sam władca piekieł?
 - Jak widać, cholernie mi się tu nudzi, ale w końcu to moja praca. Sam mi ją dałeś - odzywa się dziewczyna, upijając łyk whisky. - Chcesz trochę?

Wyciąga szklankę w kierunku swojego towarzysza, a kiedy nią porusza lód uderza z cichym brzdękiem o szkło. Diabeł kiwa ochoczo głową, więc dziewczyna zręcznie nalewa trunku do drugiej, pustej szklanki. Stawia ją tuż obok siedzącego na biurku Lucyfera, który od razu przejmuje naczynie i wypija sporą część jego zawartości, jakby była to zwykła woda.
 - Od dawna nie przyjęłaś żadnego dobrego zlecenia - skarży się diabeł, mocno gestykulując dłońmi po uprzednim odstawieniu szklanki na blat. 
- Nie moja wina, że nasz ostatni klient postanowił kopnąć w kalendarz w połowie wykonywania roboty. A tak właściwie, to twoja wina - odzywa się wskazując palcem na diabła. - Przez twoje pojawienie się dostał zawału.
 - Moja wina? - pyta z niezwykłą niewinnością. - Przecież to on chciał mnie zobaczyć. Spełniłem tylko jego prośbę.

Dziewczyna jedynie przewraca oczami, ponownie wlewając sobie do ust alkohol. 
- Nie powinieneś być gdzieś indziej? Na przykład… w piekle?
- No wiesz ty co? - oburza się Lucyfer, w dramatycznym geście przykładając sobie dłoń do klatki piersiowej. - Ja tu wspaniałomyślnie przyszedłem umilić ci czas moim niezastąpionym towarzystwem, a ty już wyganiasz mnie do piekła? Aleś ty okropna, Epono. 
- I kto to mówi? Przecież to ty skazujesz ludzi na wieczne potępienie. Możemy się więc kłócić o to, które z nas jest tym okropnym.
- No weź, nie bądź taka - mówi Lucyfer tonem nadąsanego dziecka. Pochyla się w stronę dziewczyny i ujmuje jej podbródek palcami przyozdobionymi pierścieniami. Przez chwilę w całkowitym milczeniu mierzą się wzrokiem, ale diabeł nie dostrzega w oczach dziewczyny tego, co chciałby zobaczyć. Nie dostrzega w nich strachu. Bowiem ku jego rozczarowaniu, ona już dawno wyzbyła się tego uczucia. - Przyszedłem się tu trochę rozerwać. W piekle jest piekielnie nudno ostatnimi czasy. Łapiesz? - Dziewczyna jednak wcale nie wygląda na rozbawioną jego grą słów. - Rzadko pojawia się ktoś warty mojej uwagi, więc inni mogą zająć się tymi mniejszymi grzesznikami. Na przykład Beleth. Ostatnio chłopak jakoś lubi pracować, więc niech się tym zajmie. Po za tym, ma się tu dziś pojawić ktoś ciekawy. Zdaje się, że jest godzien mojego zainteresowania. 
- Serio? - Brwi Epony unoszą się nieznacznie w wyrazie zdziwienia. 
- Ja wiem wszystko. Zapomniałaś? Zresztą, zaraz sama się przekonasz.
- No, mam taką nadzieję. Tymczasem… co powiesz na dolewkę?

*****

Przed wejściem do opuszczonego magazynu na obrzeżach miasta stoi samotny chłopak. Rozgląda się po swoim otoczeniu, a jego niebieskie oczy zdają się wręcz płonąć gniewem oraz determinacją, których przyczyny nie zna nikt poza nim. Ponieważ zobaczył coś, czego żadne dziecko nie powinno było widzieć.

Śmierć najbliższych mu osób wyraźnie odcisnęła swoje piętno, pozostawiając ślady w jego psychice. Zmieniła go bezpowrotnie.

Chłopak po chwili namysłu, czy aby na pewno dobrze robi, wchodzi do magazynu. W pierwszym momencie dziwi się, że budynek jest taki czysty. Nie ma w nim ani jednej potłuczonej butelki po piwie albo wódce. A przecież takie miejsca niemal zawsze są rajem dla miłośników libacji alkoholowych. Na ścianach nie znajdują się żadne graffiti zrobione przez ulicznych artystów. Nic, tylko czysta biała ściana.

Chłopak idzie długim korytarzem, po drodze mijając puste pomieszczenia. W żadnym z nich nie ma nawet grama kurzu, ale też nic nie wskazuje na to, żeby ktokolwiek ich używał.

W otaczającej go martwej ciszy, dźwięk jego kroków niesie się głośnym echem. Takie warunki niejednego przyprawiłyby o ciarki. Mimo to, niebieskooki uparcie kontynuuje swój marsz, uważnie rozglądając się po wnętrzu budynku. Aż wreszcie na końcu korytarza znajduje zamknięte drzwi, do których przytwierdzona jest tabliczka z napisem “proszę pukać”. Chłopak przełyka głośno ślinę i dwukrotnie stuka pięścią w stalową powierzchnię. 
- Proszę - odzywa się damski głos po drugiej stronie.

Otwiera więc delikatnie drzwi i wchodzi do pomieszczenia, w którym zastaje jedynie dziewczynę siedzącą z nogami opartymi o krawędź masywnego biurka.

Dziewczyna w jego oczach wygląda olśniewająco. Jej ciemne długie włosy opadają na twarz ukrytą za białą maską w kształcie lisiego pyska. Maska ta dodaje jej tajemniczości. Jest zagadką dla chłopaka. Zresztą, jak całe to miejsce.

Zamaskowana mierzy przybysza wzrokiem, po czym zerka w bok tam, gdzie stoi widziany tylko przez nią szatan. Ten kiwa potakująco głową, wcale nie kryjąc szerokiego uśmiechu, który zagościł na jego twarzy po przybyciu gościa. 
- Czego chcesz? - pyta dziewczyna, odstawiając szklankę z alkoholem na blat biurka. Chociaż tak naprawdę niepotrzebnie, gdyż w chwili, w której znalazł się przed drzwiami wiedziała już o nim wszystko. O tym, co przeżył i czego pragnął. Znała też prośbę, z którą do niej przyszedł, ale wolała to usłyszeć od niego. 
- Chcę poznać prawdę. Chcę wiedzieć, kto zabił moich rodziców i wiem, że ty możesz udzielić mi odpowiedzi na to pytanie.

Dziewczyna wybucha głośnym śmiechem. 
- No, pewnie, że wiem. Ale na tym świecie nie ma nic za darmo. Co więc dasz mi w zamian? - Dziewczyna od razu przechodzi do konkretów. 
- Pieniądze? - odpowiada pytaniem na pytanie. - Cena nie gra roli. 
- Chcę jego duszy - mruczy Lucyfer do ucha dziewczyny. Ta tylko uśmiecha się. - Zdobądź ją. 
- Dobrze. W takim razie, Lucyfer żąda twojej duszy, a ja twoich pieniędzy.

Na twarzy chłopaka pojawia się przerażona mina, gdy słyszy wzmiankę o swojej duszy, ale stara się to szybko zamaskować. Przez głowę przechodzi mu myśl, czy jego rozmówczyni nie jest przypadkiem szalona. 
- Dobrze. Zgadzam się na to, ale chcę też twojej pomocy przy zabiciu tych morderców. 
- Będzie tak pięknie wyglądał w mojej kolekcji - wtrąca Lucyfer. 
- Zgoda - mówi dziewczyna z lekką niechęcią. - Przynajmniej będzie ciekawie.

Ostatnie zdanie kieruje do władcy piekieł, który właśnie dopił resztę whisky. 
- W takim razie, czas na podpisanie naszej umowy - oznajmia dziewczyna, opuszczając stopy na podłogę. 
- Umowę? - powtarza zaskoczony chłopak. - W jakim sensie? 
- Och, no wiesz. Pakt, kontrakt, cyrograf czy jak tam kto woli.

Dziewczyna wyjmuje z jednej z szuflad biurka zwiniętą niczym pergamin śnieżnobiałą kartkę papieru. Kiedy rozwija ją przed chłopakiem, ten dostrzega na niej swoje dane zapisane czarnym atramentem. Ale skąd ona mogła je znać, skoro nawet się jej nie przedstawił?

Ciemnowłosa stuka paznokciem w puste miejsce u dołu kartki, podsuwając ją chłopakowi. 
- Podpisz tutaj. - Podaje mu ostro zakończone, smoliście czarne pióro. - Swoją krwią. 
- Krwią? 
- No, chyba nie atramentem. - Zirytowana ponownie stuka w papier. - Ruchy. Nie mam całego dnia.

Chłopak z ociąganiem wbija końcówkę pióra w wewnętrzną część lewej dłoni, a kiedy ta zabarwia się jego krwią, składa podpis we wskazanym miejscu. 
- I świetnie - kwituje dziewczyna. Kiedy bierze umowę do ręki ta najzwyczajniej rozpływa się w powietrzu, a zamiast niej pojawia się koperta. - Tu masz nazwiska, które chciałeś.

Chłopak szybkim ruchem próbuje odebrać kopertę dziewczynie, lecz ta jest o wiele szybsza i zabiera mu ją prosto z przed nosa. 
- A teraz czas na zapłatę. Przynajmniej częściową. Pamiętasz o tym? 
- Pamiętam.

Dziewczyna wyciąga z pod biurka laptopa, otwiera go i po wystukaniu czegoś na klawiaturze odwraca go w stronę chłopaka. Młodzieniec szybko przelewa na podane mu konto ogromną sumę pieniędzy, a dziewczyna tylko uśmiecha się z zadowoleniem. 
- Pora na podróż. Czas, start - mówi Epona i nagle znajdują się w zupełnie innym miejscu - w pogrążonej w półmroku klatce schodowej. Sądząc po jej stanie chłopak może stwierdzić, że jest to część dość starego oraz zaniedbanego budynku. 
- Gdzie my jesteśmy? - pyta zdziwiony chłopak, rozglądając się po otoczeniu. 
- Cii… w miejscu zadania, oczywiście - odpowiada dziewczyna i mruga do niego znacząco.

Z torby przewieszonej przez ramię Epona wyciąga czarny pistolet. Ogląda go uważnie w dłoni, a następnie podaje chłopakowi. Ten spogląda na nią zdziwiony, lecz nie zadaje pytań. Przyjmuje broń. Dziewczyna wyciąga kolejny, identyczny pistolet, a w jej drugiej ręce pojawia się miecz. Chłopak unosi brwi. 
- Cicha śmierć - szepcze dziewczyna w ramach wyjaśnienia, a po chwili dodaje nieco głośniej. - Mimo, że to ja zabijam, to pamiętaj, że ich krew tak naprawdę splami twoje ręce. Ruszamy.

Epona objąwszy prowadzenie wspina się po schodach prowadzących na piętro, z którego docierają do nich dźwięki rozmowy. Choć nie widać po niej, aby jakoś szczególnie się starała, to zachowanie ciszy przychodzi dziewczynie zaskakująco łatwo. Kolejne kroki stawia bezszelestnie i z gracją godną kota. Dlatego właśnie tak bardzo irytuje ją chrzęst towarzyszący ciężkim krokom stawianym przez chłopaka na podłożu zasłanym potłuczonym szkłem. Ale jako, że w jej interesie nie leży to, czy zwrócą na siebie uwagę na samym początku, czy też dopiero później, więc posyła mu tylko zirytowane spojrzenie i pokonuje kilka ostatnich stopni. U ich szczytu zastają uchylone drzwi. Epona wzrusza obojętnie ramionami. Bez wahania przekracza próg. Chłopak podąża za nią, z palcami prawej ręki kurczowo zaciśniętymi na rękojeści pistoletu.

To wszystko wydaje mu się takie nierzeczywiste; wciąż nie potrafi uwierzyć, że zaraz stanie twarzą w twarz z mordercami swoich rodziców. Chwila, na którą czekał tak długo teraz wydaje mu się być snem.

Jak zamroczony przechodzi z Eponą przez krótki korytarzyk i oto ich oczom ukazuje się duże, acz zagracone pomieszczenie. Jego centralną część zajmują dwie ustawione naprzeciwko siebie kanapy w kolorze zgniłej zieleni. Inne sprzęty, o niekoniecznie łatwym do określenia przeznaczeniu stoją oparte o ściany bądź leżą bezpośrednio na brudnej podłodze. Na kanapach siedzi czterech mężczyzn będących pod widocznym wpływem alkoholu. Najwyraźniej nie zauważyli oni nawet przybycia nieproszonych gości.


Dopiero po kilku sekundach chłopak dostrzega jeszcze jednego człowieka śpiącego zaledwie kilka kroków od nich. Marszczy brwi, cofając się pospiesznie od kałuży wymiocin znajdującej się tuż obok głowy mężczyzny. 
- Wódka - wyjaśnia dziewczyna. - Nie wiem, jak oni mogą to pić.

Kręci głową i daje chłopakowi znak, aby zaczął strzelać. Natomiast sama podchodzi do mężczyzny pogrążonego w pijackim śnie i jak gdyby była to najbardziej zwyczajna czynność na świecie podrzyna mu gardło. Nie wywołuje to u niej kompletnie żadnej reakcji. Niecierpliwym ruchem jedynie strząsa krew z ostrza, po czym rozgląda się po pomieszczeniu.

Wszystko rozgrywa się tak szybko oraz cicho, że pozostali nawet nie zdają sobie sprawy z marnego końca swojego towarzysza.

Dopiero wtedy, kiedy Epona spogląda na niego wyczekująco chłopak oddaje niezbyt pewny strzał do jednego z nich. W chwili, w której naciska spust mężczyźni jakby nagle odzyskują trzeźwość umysłów i wyciągają broń. Ze strony chłopaka pada jeszcze jeden strzał, ale jest on niecelny. Mężczyźni wykorzystują tę szansę, żeby się odegrać. 
- Skąd, do diabła, wzięli się ci gówniarze?! - wrzeszczy jeden z nich, wycofując się na drugi koniec pomieszczenia. 
- A bo ja wiem?! - odkrzykuje mu inny, przesuwając się w jego stronę. W pośpiechu przewraca stojącą na podłodze pustą butelkę. 
- Zamknijcie mordy, kretyni! - warczy trzeci i strzela kilkakrotnie, raz za razem.

Epona reaguje szybko i nie pozostaje mu dłużna, lecz mimo to jeden pocisk leci w stronę chłopaka, który na jego własne nieszczęście nie daje rady przed nim umknąć. Zaskoczony upuszcza broń, gdy na jego ubraniu rozrasta się ciemna plama. 
- Cholera - klnie głośno dziewczyna. - Kurwa!

Bierze chłopaka pod ramię i nagle pojawiają się w szpitalu. Z twarzy Epony znika gdzieś maska, która chroniła ją do tej pory przed rozpoznaniem. W ten sposób traci wszystko, co dawało jej swobodę działania. Jeśli więc jakimś cudem ktoś powiąże ich ze strzelaniną w domu należącym do gangu, to skończy się to dla niej źle i w tym wypadku będzie musiała zawierać kolejną umowę z Lucyferem. Na samą myśl o tym po plecach dziewczyny przebiegają dreszcze. Odsuwa jednak od siebie rozważania na ten temat i podchodzi do rejestracji, gdzie tłumaczy pielęgniarce, że jej przyjaciel został postrzelony. Zostają wezwani lekarze i wszystko dzieje się błyskawicznie. Wkrótce chłopak trafia na stół operacyjny.

U boku wciąż tkwiącej w tym samym miejscu Epony pojawia się Lucyfer, który wcześniej obserwował wszystko z boku. 
- No to się wkopałaś - mówi, poklepując dziewczynę po plecach. - Trzeba było pozwolić mu umrzeć. 
- Zamknij się - cedzi ta przez zaciśnięte zęby i odpycha rękę szatana. 
- To tylko zabawa. Ty poderżnij mu gardło, a ja pozbędę się wszystkich obciążających cię dowodów. Chłopaczek zgodnie z planem będzie mój. Plus, dodajmy do tego jakieś pięć lat dodatkowej służby - proponuje diabeł i uśmiecha się. - Deal? 
- Deal - odpowiada niezbyt przekonana dziewczyna. Obiecała już mu tyle lat, że to pięć nie robi dla niej zbyt wielkiej różnicy. Jeszcze kilka umów i będzie zmuszona służyć mu do końca świata.

Lucyfer podaje jej nóż, który znikąd znalazł się w jego dłoni. 
- Gdy tylko przetniesz jego gardło, to dla ciebie się wykrwawi. Dla reszty po prostu umrze. Powiedzmy... w wyniku rany postrzałowej. 
- Dobrze. - W takim razie, do zobaczenia później. Baw się dobrze.

Epona posłusznie kieruje się do sali, w której leży chłopak. Zauważa, że przy wejściu kręci się kilku policjantów, więc zakłada maskę, dzięki której staje się niewidzialna. Zręcznie omija stróży prawa i otwiera drzwi do pomieszczenia, w którym leży chłopak. Podchodzi do jego ciała podpiętego do rozmaitych rurek utrzymujących go przy życiu.

Gdy przykłada nóż do jego skóry niespodziewanie chłopak unosi powieki i przeszywa dziewczynę zadziwiająco przytomnym wzrokiem. W jego oczach czai się strach. 
- Taka była umowa - szepcze mu do ucha Epona, a potem szybkim ruchem podcina mu gardło. Krew tryska, plamiąc jej dłonie, a pojedyncza kropla niczym szkarłatna łza ląduje na jej masce.

Niebieskie oczy chłopaka gasną. Serce wypompowuje ostatnie litry krwi. Słychać już tylko dźwięki szpitalnej aparatury alarmujące lekarzy, że coś się dzieje. Ale nawet, gdy przystępują do reanimacji jest już za późno. Ich oczy nie są w stanie dostrzec śmiertelnej rany zadanej przez pomocnicę diabła. Kontrakt się dopełnił.

*****

- Przy chłopaku znajdowała się koperta z nazwiskami osób oraz miejscem, w którym przebywały ofiary - relacjonuje reporterka. - Czterech mężczyzn zostało postrzelonych. Natomiast jednego prawdopodobnie ugodzono nożem. Aktualnie poszukujemy dziewczyny, która pomagała chłopakowi przy dokonaniu zbrodni.

Epona głośno przełyka ślinę. Mimo, że umowa powinna rozwiązać tą sprawę, zna Lucyfera wystarczająco długo, by wiedzieć, iż ten uwielbia stroić sobie żarty. Z związku z tym ogarnia ją dobrze znany lęk związany ze współpracą z szatanem. Na jej szczęście na ekranie pojawia się zupełnie niepodobna do niej dziewczyna. 
- Jeśli ktokolwiek zna lub wie gdzie aktualnie przebywa dziewczyna ze zdjęcia, powinien jak najszybciej skontaktować się z policją.

Epona przełącza program, a jej matka piorunuje ją wzrokiem. - Daj spokój, Epona. Mogłyśmy obejrzeć to do końca. 
- To nic, co powinno nas interesować - tłumaczy na swoją obronę. - To się działo trzysta kilometrów stąd.

Matka odbiera jej pilota, ale dziennikarka mówi już zupełnie o czymś innym. Natomiast Epona walczy ze swoimi wewnętrznymi rozterkami. Może jednak nie powinna była zabijać chłopaka - taka myśl przechodzi jej przez głowę, gdy kieruje się do swojego pokoju. Rozpuszcza swoje ciemne włosy i rzuca się na łóżko. Niespodziewanie obok niej pojawia się szatan z uśmiechem na twarzy. 
- Naprawdę dobra robota. Tego się po tobie spodziewałem. A teraz już czas byś na zawsze służyła przy mym boku. Czas wrócić do swojej pracy, Epono, przewodniczko dusz. Pora opuścić świat żywych i zabrać się za prawdziwą pracę. 
- Powiedziałeś, że mam jeszcze sporo czasu - protestuje przerażona dziewczyna. 
- Cóż - zaczyna diabeł - może troszeczkę kłamałem. Myślałem, że potrwa to trochę dłużej, ale twoje serce jest już czarne, a to znak, że pora abyś do mnie dołączyła. A więc ruszajmy do piekła.

*****

Gdy otwieram oczy widzę pustkę. Ciemność. Do moich nozdrzy dociera zapach strachu, krwi i moczu. Nie mam pojęcia, co tu robię. Im dłużej przebywam w tym miejscu tym więcej dostrzegam. Nie wiem, ile czasu minęło odkąd się tu pojawiłem.

Na początku myślałem, że już nic nie czuję. A może po prostu przyzwyczaiłem się do niekończącego się bólu ogarniającego całe moje ciało.

Chwilami mam wrażenie, jakbym dryfował, a potem moje zmysły ponownie zostają zaatakowane przez liczne bodźce. Czuję, jakby coś szarpało wszystkie moje zakończenia nerwowe i próbowało mnie rozedrzeć na kawałki.

Wreszcie przypominam sobie, co zrobiłem i dlaczego resztę życia... Chociaż… Nie, tak nie można tego ująć. W takim razie, resztę nieżycia spędzę w wielkiej pustce, w której na zawsze będę samotny. Ale sam się na to zgodziłem, więc nie mogę nikogo za to winić. Chciałem zemsty i dokonałem jej. Teraz jedynie płacę cenę, jakiej ode mnie zażądano. W końcu umowa, to umowa. Ale pomyśleć, że w pierwszej chwili potraktowałem słowa tamtej dziewczyny jak żart. Nie powinienem być zdziwiony. Przecież od początku byłem gotów wykorzystać każdy możliwy sposób na osiągnięcie mojego celu.

Do moich uszu dociera przeciągły dźwięk, który w pierwszej chwili biorę za wycie wiatru. Ale szybko przekonuję się, że to błędne stwierdzenie i dochodzę do wniosku, że wolałbym, aby był to wiatr. W rzeczywistości są to ludzkie jęki. Rozlegają się co raz głośniej i głośniej. I zdecydowanie bliżej mnie. Chciałbym uciec, ale nie mogę. W otaczającej mnie ciemności i tak nie potrafiłbym obrać odpowiedniego, bezpiecznego kierunku.

Zawodzenie staje się jeszcze głośniejsze. Brzmi wręcz zwierzęco. W desperackim odruchu zatykam uszy, żeby choć trochę się od niego odciąć. Nadaremnie. Głosy wdzierają się bezpośrednio do mojego umysłu i odbijają echem pod czaszką. Mam wrażenie, że zaraz od nich oszaleję i sam także zacznę wyć.

Nagle z ciemności tuż przede mną wyłania się przerażająca twarz. Nie jestem w stanie określić, czy należy ona do kobiety, czy mężczyzny. Widzę tylko zapadnięte policzki i wyblakłe oczy, które wpatrują się we mnie pustym wzrokiem. Blade usta nagle otwierają się w rozpaczliwym krzyku, a palce przypominające szpony próbują mnie dosięgnąć. Cofam się pospiesznie o kilka kroków i wtedy dostrzegam kolejne twarze. Wszystkie wyglądają tak samo. I wszyscy ci… ludzie, o ile w ogóle nimi są, po raz kolejny, zgodnym chórem wydają z siebie jęk. Nie wiem, po jak długim czasie, ale wreszcie milkną, po czym znikają. Jeden po drugim. Zupełnie jakby przed czymś uciekali.

Nie muszę długo czekać, aby dowiedzieć się przed czym. Słyszę kroki zmierzające powoli w moją stronę. Nie poruszam się. Tkwię wciąż w tym samym miejscu, zdolny jedynie wpatrywać się w mrok. Stopniowo z dwóch stron zbliżają się do mnie cztery krwistoczerwone punkciki, w których wkrótce rozpoznaję dwie pary oczu. Pod jedną z nich ukazuje się szeroki, zadziwiająco biały uśmiech i chwilę później donośnie rozbrzmiewa męski głos. 
- Jestem Lucyfer. Witaj w moich skromnych progach, chłopcze.

piątek, 16 grudnia 2016

Diabolik Lovers: Rozdział 40

Niespodzianka! Myślałam, że ten rozdział zdążę napisać dopiero podczas przerwy świątecznej, ale tak się jakoś złożyło, że mam teraz wreszcie więcej czasu. Jakie są tego rezultaty sami widzicie. ^^ Cóż, mam jedynie nadzieję, że nie wyszłam za bardzo z wprawy i ten tak długo wyczekiwany rozdział spodoba się wam. Po przeczytaniu nie zapomnijcie podzielić się ze mną waszymi opiniami. Wiem, że dużo osób uważa, że "nie potrafi pisać komentarzy", ale to nic nie szkodzi. Napiszcie po prostu, co się wam spodobało lub co nie przypadło wam do gustu. Bądźcie szczerzy! Nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale takie dłuższe komentarze naprawdę sprawiają mi radość i są również jakąś zachętą do dalszego pisania.
No dobrze, już nie przedłużając, życzę wszystkim miłego czytania.

Rozdział dedykuję wszystkim wytrwałym czytelnikom, którzy wciąż zaglądają na tego bloga ;3


"Chcę oddychać, nienawidzę tej nocy.
Chcę się obudzić, nienawidzę tego snu.
Jestem uwięziona wewnątrz samej siebie, jestem martwa."
[BTS - "Save ME"]


Czas

Znowu zewsząd otaczała mnie biel. Obróciłam się wokół własnej osi, ale w efekcie ogarnęła mnie jedynie jeszcze większa dezorientacja. W żaden sposób nie dało się w tym dziwnym miejscu określić kierunków, a gdzie bym nie patrzyła, wszystko wyglądało tak samo.
- Jest tu kto? – zapytałam, nie mając lepszego pomysłu, co począć. Odpowiedziała mi cisza. – No cóż… W takim razie, postoję sobie tutaj i poczekam, aż się obudzę. Okay?
Cisza.
- To okay. – Uniosłam ramiona i zakręciłam się w miejscu. Wokół moich kostek zawirował mlecznobiały dym. A może mgła? Nie miałam pojęcia, co to mogło być. – Trochę tu nudno.
Nie, żeby jakoś szczególnie mi to przeszkadzało. Lepszy był taki spokojny, nudny sen, niż koszmary, których miałam już serdecznie dosyć. Oczywiście, jak na złość, w chwili, w której doszłam do takiego stwierdzenia, coś musiało zacząć się dziać.
- Ewo.
            To jedno, krótkie słowo rozbrzmiało w dotychczas panującej ciszy niespodziewanie głośno. Było niczym krzyk wwiercający się w moje uszy. Skrzywiłam się, w myślach karcąc się za przysłowiowe pochwalenie dnia przed zachodem słońca.
- Uważaj.
Uniosłam w zdziwieniu brwi.
- Na co? – Przestąpiłam niecierpliwie z nogi na nogę, nie doczekawszy się odpowiedzi ani nawet nie widząc źródła tego męskiego głosu. Postanowiłam powtórzyć swoje pytanie. – Na co?! Hej, tajemniczy głosie! Przed czym mnie ostrzegasz?
- Uważaj, Ewo.
- Jesteś bardzo konkretny! – rzuciłam zirytowana w odpowiedzi.
            Mgła, dym czy cokolwiek to było, poruszyło się nagle, po czym rozstąpiło się, tworząc przede mną coś na kształt tunelu. Na jego końcu czekała na mnie postać, na której widok zapragnęłam czym prędzej uciec. Ale czy świat snów lubił spełniać moje pragnienia? Nie, wręcz przeciwnie. Tak więc, byłam skazana na tkwienie nieruchomo w miejscu i czekanie na to, co nieuniknione.
            Cordelia ruszyła w moją stronę pełnym gracji krokiem. Jej długa, ciemnofioletowa suknia falowała delikatnie z każdym jej zgrabnym ruchem, a włosy i makijaż miała w nienagannym stanie. Chcąc, nie chcąc, musiałam przyznać, że wampirzyca wyglądała majestatycznie. Można by powiedzieć, że śmierć jej służyła, ale to chyba nie zabrzmiałoby dobrze.
- Znowu się spotykamy – odezwała się, gdy zatrzymała się w odległości zaledwie kilku kroków ode mnie. Głosik w mojej głowie wrzeszczał „uciekaj!” ile sił w płucach i naprawdę z chęcią posłuchałabym go, gdybym tylko mogła.
- Nie będę kłamać, że zdążyłam się stęsknić przez te kilka dni spokoju – odparłam, splatając ramiona na klatce piersiowej.
            Cordelia pokręciła głową z dezaprobatą, wprawiając tym samym kilka fioletowych pasm włosów w ruch.
- Niczego się nie nauczyłaś, co? Twój sposób odzywania się do osób, którym należy się szacunek jest doprawdy okropny.
Okropną to ja miałam ochotę przewrócić oczami. Szacunek? Cordelia i szacunek? Te słowa wzajemnie sobie przeczyły.
- Czego chcesz?
- Zobaczyć, jak się miewasz.
- Och, no błagam – prychnęłam. – Uważaj, bo jeszcze uwierzę, że się o mnie martwisz.
- Ależ mówię prawdę. – Gdybym w ogóle jej nie znała, pomyślałabym może, że moje słowa ją uraziły. – Chciałam tylko sprawdzić, ile czasu jeszcze ci pozostało i jak sobie z tym radzisz.
- Ile czasu mi pozostało? – powtórzyłam bezmyślnie.
- Zgadza się.
            Uśmiech, który pojawił się na jej ustach przyprawił mnie o dreszcze. Cordelia uniosła bladą dłoń i pstryknęła smukłymi palcami. Znikąd pojawiły się przy nas dwa purpurowe fotele, a ja nie z własnej woli opadłam na jeden z nich.
Dlaczego ona może kontrolować mój sen, a ja nie?!
- Nawet nie próbuj mi wmówić, że tego nie zauważyłaś – kontynuowała wampirzyca, usiadłszy w drugim fotelu. – Stopniowo tracisz samą siebie. Wszystko idzie zgodnie z planem i już niedługo nie będziesz w stanie ze mną walczyć. A co tu dopiero mówić o wygranej.
            Przełknęłam nerwowo ślinę, starając się opanować ogarniającą mnie panikę. Zacisnęłam dłonie na rzeźbionych podłokietnikach i odwzajemniłam spojrzenie kobiety.
- O czym ty gadasz? Jaki plan? – Umilkłam na chwilę, bo coś zaświtało mi w głowie. Skrzywiłam się. – No, jasne. Richter, tak? To przez to, co mi wtedy zrobił. To co mi wstrzyknął… Ta trucizna…
- Miała zwiększyć moje szanse na przejęcie kontroli nad twoim ciałem – dokończyła z zadowolonym uśmiechem kobieta. – Więc nawet jesteś trochę bystra. I jak się z tym czujesz? Wiedząc, że jesteś na przegranej pozycji? Czy teraz wreszcie rozumiesz, że twój opór jest zupełnie bezsensowny?
            Milczałam, opuściwszy wzrok na własne kolana. Co mogłam powiedzieć? Byłam przerażona, bo wiedziałam, że przynajmniej w części Cordelia ma rację. Skoro nawet Reiji nie był w stanie nic zrobić… Znajdowałam się w beznadziejnej sytuacji.
- Twoje ciało może nie jest idealne – ciągnęła wampirzyca, niezrażona brakiem odpowiedzi z mojej strony – ale mogę cię zapewnić, że zostanie dobrze wykorzystane. Z moją mocą może nawet będę w stanie coś udoskonalić. Och, a wiesz, co będzie najzabawniejsze?
Podniosłam na nią puste spojrzenie, co najwyraźniej potraktowała jako zachętę do kontynuowania.
- Nigdy wcześniej nie wpadłabym na to, ale najwyraźniej dzięki tobie będę miała okazję się zemścić. Moi synowie zasługują na karę po tym wszystkim, co zrobili, nie sądzisz? Szczególnie jeden z nich. – Zmrużyła lekko swoje jadowicie zielone oczy, tak bardzo podobne do tych jej syna. – Wprost nie mogę się już tego doczekać! A teraz… No cóż, ciesz się czasem, który ci został!

            Wciągnęłam ze świstem powietrze i zamrugałam gwałtownie, czując jak ktoś potrząsa mnie za ramiona. Kiedy już w pełni się ocknęłam, zauważyłam przed sobą zaniepokojoną minę Subaru.
- Co… się stało? – spytałam zdezorientowana. Z tego, co zdążyłam zauważyć kątem oka, znajdowałam się w salonie, chociaż w ogóle nie przypominałam sobie tego, jak się tam znalazłam.
- Mamrotałaś coś przez sen – wyjaśnił białowłosy, odsunąwszy się ode mnie. – Lunatykowałaś?
Przetarłam oczy wierzchem dłoni, a gdy ją opuściłam, strąciłam leżącą na moich kolanach książkę. Zmarszczyłam brwi.
Zasnęłam przy czytaniu?
- Tak właściwie, to nie wiem – odpowiedziałam, podnosząc książkę. Odłożyłam ją na stolik i przeniosłam wzrok na wciąż uważnie obserwującego mnie wampira.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
Nie.
- Tak – skłamałam i przywołałam na twarz najbardziej radosny uśmiech, na jaki było mnie stać. – Po prostu jestem już zmęczona tą całą nauką. Chciałabym, żeby już było po egzaminach i…
- Jesteś pewna?
- Że co?
- Czy jesteś pewna, że wszystko w porządku?
- Ach, jasne – zaśmiałam się, machając lekceważąco ręką. – Ale chyba przydałby mi się spacer, żeby trochę przewietrzyć umysł. Masz może ochotę mi potowarzyszyć?
            Subaru wahał się przez chwilę, ale ostatecznie skinął głową, więc wyszliśmy razem do ogrodu. Choć zbliżała się już wiosna, rośliny wciąż przykryte były gdzieniegdzie białym puchem, a temperatura powietrza zdecydowanie nie należała do przyjemnych.
- Od razu czuję się orzeźwiona – powiedziałam, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki. – Przynajmniej ma ta pogoda jakiś plus.
Białowłosy zerknął na mnie przelotnie i skinął głową, ale nic nie powiedział. Szturchnęłam go więc w ramię.
- Co jest?
- Naprawdę masz zamiar to w sobie dusić? – burknął.
Westchnęłam. Jak widać, moje starania, aby nie dać po sobie niczego poznać spełzły na niczym. Czy naprawdę byłam aż tak kiepską aktorką?
- A czy wy zwierzacie mi się ze wszystkich waszych problemów? – odparłam pytaniem na pytanie. – I tak wiecie o mnie więcej, niż ja o was. Czy to nie jest już dostatecznie nie fair?
W odpowiedzi zacisnął jedynie usta w cienką linię.
- No właśnie. Nie ma więc potrzeby, żebym ja mówiła wam o wszystkim.
            Kopnęłam grudkę śniegu, patrząc jak rozbryzguje się na wszystkie strony. Miałam nadzieję, że wytrzymam do nadejścia wiosny i tego momentu, w którym ta biała breja wreszcie na dobre się roztopi. Śnieg był w porządku, ale do czasu. Jak to mawiają – co za dużo, to niezdrowo. Chociaż lubiłam zimę, to i tak zdecydowanie wolałam od niej cieplejsze pory roku.
- Więc nadal jesteś zła?
            Zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam przodem do chłopaka.
- Nie, skąd  - odpowiedziałam spokojnie. – Po prostu jedyni ludzie, którzy znają odpowiedzi na sporą część moich pytań, postanowili uparcie milczeć, a z moim ojcem, jedynym członkiem jedynej rodziny jaką kiedykolwiek miałam, nie mogę się skontaktować! Ależ oczywiście, że nie jestem zła. Przecież nie mam ku temu najmniejszych powodów.
- Natsuki…
- Co? – warknęłam, zirytowana.  Czy moje zachowanie było naprawdę takie dziwne? Czy to, że chciałam dowiedzieć się czegoś o samej sobie było aż tak nienormalne?
- Ja… - zaczął Subaru, po czym urwał, najwyraźniej ważąc słowa, które chciał wypowiedzieć.
- Co? – powtórzyłam, by go ponaglić. – No, wyduś to z sie…
            Tym razem to ja nie dokończyłam swojej wypowiedzi, gdyż poczułam dziwne mrowienie na karku. Zupełnie jakbym była obserwowana. Odwróciłam się i przeczesałam wzrokiem linię drzew ciągnącą się wokół ogrodu. Zdawało mi się, że jakaś sylwetka przemknęła między roślinami. Odruchowo cofnęłam się o krok. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale ogarnęły mnie złe przeczucia. Wcale nie pomagał mi fakt, że ciągle czułam wbijające się we mnie spojrzenia. Zaczęłam nerwowo rozglądać się na boki, by dostrzec winowajców, ale niczego nie widząc, tylko bardziej panikowałam. Mój przyspieszony oddech unosił się w wieczornym powietrzu w postaci białych obłoczków.
            Ktoś chwycił mnie za ramiona, a ja z trudem zdusiłam  w sobie chęć krzyknięcia. Potrzebowałam chwili, by zorientować się, że był to tylko Subaru.
- Co się stało?
- Ja… Wróćmy już lepiej do środka – zaproponowałam, wciąż czując swój własny przyspieszony puls.
- Ale o co chodzi? – nie dawał za wygraną. Po jego minie widziałam, że nie rozumiał mojego zachowania sprzed chwili. Spojrzałam w jego szkarłatne tęczówki. Postanowiłam zaryzykować.
- Powiedz, czy widziałeś lub wyczułeś tutaj przed chwilą czyjąś obecność?
Na jego twarzy odmalowało się zdziwienie.
- Nie. Czemu pytasz? Widziałaś kogoś?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nieważne. Wejdźmy już do środka.
- Natsuki…
- Proszę! – mój głos załamał się na tym jednym słowie. Ku mojej rozpaczy, uświadomiłam sobie, iż Subaru nie był jedynym, który już mnie nie rozumiał.

***

            Ayato siedział na wąskim murku otaczającym balkon na drugim piętrze posiadłości, z jedną nogą swobodnie opuszczoną za jego krawędź. Dla zwykłego człowieka taka pozycja byłaby co najmniej niebezpieczna, ale on nie był człowiekiem. Mógłby  spaść z tej wysokości i nic by mu się nie stało. Ba, mógłby nawet spaść z samego dachu. Ale nie żeby miał to w planach. To raczej jeden z jego braci miał ciągoty do straszenia ludzi poprzez rzucanie się z różnych wysokości. Co w tym takiego zabawnego? Tego Ayato nie wiedział. On wolał sobie po prostu posiedzieć w takim miejscu po to, by w spokoju pomyśleć. Tak, posiadając tak liczne rodzeństwo obdarzone  na domiar złego nadnaturalnymi zdolnościami, trzeba było czasami posuwać się do dość radykalnych kroków, jeśli chciało się od niego odpocząć. A tego dnia Ayato właśnie pragnął chwili spokoju od całej reszty.
            Nie miał pojęcia, ile mogło minąć czasu, odkąd wyszedł na balkon, ale szczerze powiedziawszy mało go to obchodziło. Zimno mu nie doskwierało, zapadający zmrok nie był dla niego problemem i przynajmniej nikt go nie niepokoił swoją obecnością. Nie spodziewał się jednak zobaczyć Natsuki. Myślał, że zaszyła się na resztę dnia w jednym z pokoi, żeby się uczyć. Gdy tylko jej sylwetka pojawiła się w jego polu widzenia, podświadomie zaczął śledzić ją wzrokiem. Choć nie chciał tego przed samym sobą przyznać, nie spodobało mu się to, że nie była ona sama. Ze zmrużonymi oczami przesuwał spojrzenie z Natsuki na Subaru i z powrotem, jednocześnie wytężając słuch, by wiedzieć, o czym rozmawiają. Zawsze w razie czego, mógłby zainterweniować.
Wzdrygnął się.
W razie czego? Ale co by się miało stać? I niby dlaczego on miałby jakoś reagować? Prychnął cicho i opuścił obie nogi za krawędź murku.
            Ayato poczuł dziwny ucisk w klatce piersiowej, widząc jak Natsuki zaczęła się dziwnie zachowywać i rozglądać z paniką po swoim otoczeniu. Bezradnie zacisnął dłoń na materiale swojej koszuli. Z jednej strony chciał wrócić już do swojego pokoju, ale z drugiej nie potrafił oderwać wzroku od dwóch postaci w ogrodzie. Tocząc z samym sobą wewnętrzną walkę przyglądał się, jak Subaru wciąż trzymając dłonie na ramionach dziewczyny zabiera ł ją z powrotem do domu. Gdy już oboje zniknęli z jego pola widzenia, zielonooki odetchnął cicho i przymknął powieki.

            Po ponownym otworzeniu oczu, Ayato zdał sobie sprawę, że zapadł już całkowity mrok. Przeciągnął się z westchnięciem. Wszystko wszystkim, ale spędzenie zbyt długiego czasu w tej samej pozycji nawet dla niego nie było szczytem wygód. Zwlókł się więc wreszcie z murku i wrócił do pokoju. Ledwie zdążył zamknąć za sobą drzwi balkonowe, kiedy rozległo się pukanie. Zdziwiło go to, ponieważ zazwyczaj w tym domu nikt nie pukał przed wejściem do czyjegoś pokoju. Cóż, cenienie cudzej prywatności nie było mocną stroną braci Sakamaki. Dlatego też chłopak niemal od razu domyślił się, kto może stać po drugiej stronie drzwi. I bynajmniej się nie mylił.
- Już się stęskniłaś? – rzucił na przywitanie, opierając się o framugę.
- Oczywiście. Nie wiesz, że już nie mogę bez ciebie żyć? – odparła Natsuki z ironicznym uśmiechem. Najwyraźniej zdążyła się otrząsnąć i wrócić do swojego normalnego zachowania. Ayato nachylił się w jej stronę.
- Ja to wiem od dawna. Dobrze, że ty też wreszcie sobie to uświadomiłaś.
- A wiesz, co jeszcze sobie uświadomiłam? – Czarnowłosa przechyliła głowę, sprawiając tym samym, że grzywka przysłoniła jej oczy, a wampira aż zaświerzbiły palce, żeby ją odgarnąć. Musiał skarcić się w myślach, aby przypadkiem rzeczywiście tego nie zrobić. Tymczasem dziewczyna dźgnęła go palcem wskazującym w klatkę piersiową. – Że czasami mam wielką ochotę  cię kopnąć. Masz teraz czas?
- Szybko zmieniasz temat – stwierdził wampir, prostując się. – To zależy.
- Czyli masz – skwitowała Natsuki, po czym pomachała mu przed nosem podręcznikiem do matematyki. – Czas na naukę!
Twarz Ayato wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia.
- Sama się poucz – mruknął, nagle pozbawiony humoru.
- Już to zrobiłam. Teraz kolej na ciebie.
- A jeśli odmówię?
Przewróciła oczami i zdzieliła go podręcznikiem w ramię.
- To cię zmuszę.
- O, jestem bardzo ciekawy, jak chcesz to zrobić. – Uśmiechnął się prowokująco.
- Ayato! – fuknęła na niego Natsuki. – Daj spokój z żartami. Nie mam zamiaru oberwać, jeśli nie zdasz tego chrzanionego egzaminu, więc z łaski swojej rusz swój szanowny tyłek i miejmy to z głowy.
Wampir wzruszył ramionami, dając za wygraną.
- Jak chcesz. Ale… chcesz uczyć się tam? – to mówiąc wskazał kciukiem wnętrze swojego pokoju.
Natsuki zamrugała kilkakrotnie.
- A to jakiś problem…?
Na jej twarzy wraz ze zrozumieniem pojawiło się zmieszanie.
- Och – wymamrotała. – Zawsze możemy iść do salonu albo do mojego po… - przerwała, widząc przebiegły uśmieszek wpełzający na jego usta. – Albo nie. Jednak salon. Tak, salon będzie najlepszy. A więc chodźmy do sal…
            Wampir nie był w stanie powstrzymać chichotu, gdy dziewczyna zaczęła się plątać i przejmować z powodu czegoś tak błahego. Nawet nie podejrzewał, że może w ten sposób zareagować na jego żart. Cofnął się kawałek i wykonał w jej stronę zapraszający gest. Natsuki spiorunowała go wzrokiem, co w jego mniemaniu uroczo kontrastowało z lekkim rumieńcem na jej policzkach.
- Idiota – stwierdziła cicho, mijając go przy przekraczaniu progu.
            Ayato z uśmiechem zamknął za nią drzwi. Ta część jego osoby, która pragnęła samotności, nagle gdzieś przepadła. Albo inaczej. Teraz chciał spędzić czas sam z tą naburmuszoną dziewczyną, której intensywnie niebieskie oczy ciskały w niego gromy, a drobne usta układały się w niezbyt przyjemne epitety określające jego osobę. Tak, takie towarzystwo ani trochę mu nie przeszkadzało.

poniedziałek, 21 listopada 2016

Omedetou! x4

Witajcie, moi drodzy! W ramach odstresowania się przed próbnymi maturami, które już jutro się zaczynają, postanowiłam napisać wreszcie post o przegapionych/pominiętych urodzinach postaci z "DiaLovers". Uzbierało się tego aż 4... Tak więc po kolei.

1. Reiji Sakamaki - 29 sierpnia

Cóż, jeśli mam być szczera, to Reiji jest postacią, którą bardziej polubiłam dopiero wtedy, gdy pisałam o nim rozdział bonusowy. Wcześniej, plasował się dość nisko w moim rankingu, ale dzięki temu bonusowi zarobił u mnie kilka punktów i teraz patrzę już na niego przychylniej. 


2. Shu Sakamaki - 18 października

Och, październik... Dużo się wtedy działo i mam wrażenie, jakby było to bardzo dawno temu... No, mniejsza o to. Już od samego początku lubiłam Shu znacznie bardziej od jego biologicznego brata. Co tu dużo mówić? Przecież to taki uroczy leń~. 


3. Azusa Mukami - 28 października

Pisaliście do mnie z "wyrzutami" na temat Shu, Subaru i Reijiego, ale o Azusie to już nikt nie wspomniał, huh? Biedne stworzenie... Prawdę powiedziawszy, do tej postaci akurat wciąż w pełni się nie przekonałam. Nie wiem, może dlatego, że jest masochistą?  Może kiedyś zmienię o nim zdanie tak jak o Reijim. Zobaczymy.


4. Subaru Sakamaki - 4 listopada

I dotarliśmy do najmłodszego z braciszków - Subaru. Tak wyszło, że jest on jedną z moich ulubionych postaci z "Diabolik Lovers". Wspominałam już kiedyś, że podoba mi się jego styl? Pewnie tak~.

Tym razem krótko i na temat, bez rozpisywania się. Oczywiście, jak zwykle możecie w komentarzach dzielić się własnymi opiniami o postaciach z tego postu. A jeśli zastanawiacie się, kiedy wreszcie napiszę jakieś opowiadanie, to myślę, że bezpiecznie będzie założyć, że uda mi się to dopiero w grudniu, kiedy już będzie po próbnych maturach i po pierwszym etapie olimpiady. Życzę wam wszystkim cierpliwości i wytrwania do przerwy świątecznej~. ^^

P.S. Widzę, że aktywność na blogu spadła zarówno z mojej strony, jak i ze strony czytelników. Dlatego, jeśli ktoś z was ma jakieś pomysły dotyczące rozreklamowania bloga i poprawienia jego kondycji, to byłabym wdzięczna za podzielenie się nimi ze mną. Pozdrawiam~.




czwartek, 10 listopada 2016

Liebster Blog Award

I kolejna nominacja! Tym razem jej sprawczynią jest Lu-chan, której za nią oczywiście dziękuję ^^. 

1. Dlaczego zaczęłaś pisać bloga?
Chciałam zobaczyć, jak ludzie zareagują na moje opowiadania - czy w ogóle się komuś spodobają. Miało (a raczej ma) to też służyć rozwijaniu moich zdolności w pisaniu.

2. Podaj tytuł swojego ulubionego anime i wyjaśnij czemu wybrałaś właśnie to.
Nie jestem w stanie podać jednego, więc wymienię kilka:
~ "Ao no Exorcist" - postacie, kreska, muzyka, fabuła - wszystko to jest świetne, a ponadto, to pierwsze anime, od którego na poważnie zaczęła się moja przygoda ze światem anime i mangi, więc mam do niego pewien sentyment, 

~ "Fairy Tail" - ma ciekawe postacie, sporą dawkę humoru, dotyczy magii (od zawsze lubiłam wątki fantasy/nadnaturalne), a także pomimo tego, że jest długie, wcale nie staje się przez to nudne,
~ "Free!" - między innymi - ciekawe postacie, śliczna kreska i animacje oraz przyjemna dla ucha muzyka,
~ "Noragami" - i ponownie mamy tutaj śliczną kreskę (oczy!) i animację, przyjemną muzykę, ciekawe postacie, fabułę oraz odpowiednią dawkę humoru.
Te piękne oczy!
(I tak, lubię shouneny~.)

3. Jakie jest twoje motto życiowe?
Szczerze, to nie posiadam takiego motta. Ale za to lubię różne cytaty, przedstawię więc tu może kilka z tych, które do mnie trafiają i potrafię się do nich odnieść w swoim życiu:

~ "Urodziłem się tygrysem, więc nie mogę żyć jak pies." ~ Min Yoongi ("Give it to me")

~ "Żyj jak chcesz, przecież to twoje życie. Nie staraj się tak mocno - to nic jeśli przegrasz." ~ BTS ("Fire")
~ "Życie bez pasji jest jak bycie martwym." ~ Jeon Jungkook

~ "Tylko dwa rodzaje ludzi są na tym świecie; ci, którzy kradną oraz ci, którzy są okradani." ~ Ciel Phantomhive
~ "To absurd dzielić ludzi na dobrych i złych. Ludzie są albo interesujący, albo nudni." ~ Izaya Orihara
~ "Twierdzisz, że po śmierci jest tylko nicość. I tu właśnie się mylisz. Może chodziło ci o to, że nie będziesz musiała już cierpieć. Ale śmierć oznacza stanie się niczym. Łudzisz się, myśląc, że po śmierci znika ból. Znika jedynie twoje istnienie." ~ Izaya Orihara
~ "Nie poddawaj się rozpaczy. Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne." ~ William Shakespeare
~ "Miecz nie jest zabójcą, jest jedynie narzędziem w dłoni zabójcy." ~ Maggie Stiefvater ("Złodzieje Snów")
~ "Nieważne, jak bolesne i ciężkie, ludzie powinni cenić swoje życie." ~ Yato 


4. Od jak dawna piszesz bloga? Które shippery zainspirowały Cię do tego?
Tego bloga prowadzę od grudnia 2013 roku. Założyłam go dokładnie w czasie przerwy świątecznej. I nie zainspirowały mnie do tego żadne "shippery".

5. Podaj tytuły 3 ulubionych książek i w skrócie wyjaśnij czemu wybrałaś właśnie te.
~ "Apollo i Boskie Próby: Ukryta wyrocznia" - uwielbiam styl autora tej książki, a sama w sobie jest ona ciekawa i jak zwykle zabawna, a poza tym... no cóż, Apollo jest jedną z moich ulubionych postaci ze świata książek Ricka Riordana,
~ "Klątwa Tygrysa" - cudowne opisy Indii, sympatyczne postacie tygrysio-książęcych braci (wspominałam już, że jestem miłośniczką kotowatych?) i w ogóle ciekawy pomysł na historię,
~ "Król Kruków" - ta książka (a właściwie cała seria) ma taki specyficzny, wciągający klimat. Przyjemnie się ją czyta. 


6. Podaj jedną ulubioną postać z książki bądź filmu i wyjaśnij dlaczego ją wybrałaś.
No to wybieram... Nico di Angelo. To takie urocze, mroczne i ponure dziecię Hadesa. Sprawia, że mam ochotę go przytulić :3 

7. Do której postaci z anime/mangi jesteś najbardziej podobna? Mam na myśli charakter. Jakie cechy charakteru macie podobne, że to właśnie z tym bohaterem najbardziej się utożsamiasz. Podaj 3.
W quizach właśnie tego typu przeważnie wychodził mi Ciel Phantomhive (lub Izaya Orihara, a pewna osoba porównała mnie także do Ayato Sakamakiego). I nigdy nie zamierzałam temu zaprzeczać, gdyż w sumie się z tym zgadzam. Co nas łączy?
~ Dość chłodne podejście do życia i ludzi.
~ Zamiłowanie do słodyczy.


8. Którą postać z anime/mangi lubisz najbardziej i dlaczego?
Hmm... Mam takich kilka. Jednak skoro już muszę wybierać, to odpowiedź brzmi... Izaya Orihara! Dlaczego? A dlatego, że moim skromnym zdaniem postać ta jest po prostu genialna. Jego charakter, jego zachowanie, jego gust, jego geniusz... Och, Izaya jest po prostu mistrzem!

9. Jeśli mogłabyś mieć jedną super moc, co by to było i dlaczego?
W sumie, to nie wiem. Może telekineza albo teleportacja? Takie ułatwienia dla leniwego człowieka. 

10. Jakie jest twoje największe marzenie?
Aktualnie mam takie dwa. Pierwszym, które mam już od dość dawna, jest napisanie i wydanie własnej książki. Drugim - zobaczenie na żywo, w rzeczywistości, mojego ulubionego zespołu. 


Iiii... To by było na tyle, gdyż nie wiem, kogo nominować (nie chcę ciągle spamować nominacjami tym samym osobom). Acha, jeszcze tak informacyjnie - może ktoś zauważył niewielkie zmiany, jakie zachodzą na blogu (np. playlista, nagłówek itp.). Jest to wynikiem tego, że jakiś czas temu odzyskałam swojego laptopa (po ponad roku!), więc wreszcie w wolnych chwilach mogę zająć się takimi sprawami. Nie wiem jednak, kiedy następnym razem uda mi się coś opublikować, ponieważ mam duuużo roboty, a w dodatku zbliżają się próbne matury. Ech... Życzcie mi powodzenia, okay? Do następnego razu!

poniedziałek, 31 października 2016

One-shot: I NEED U (Sen Jina)

Jakby ktoś się zastanawiał, czy ja jeszcze aby w ogóle żyję - odpowiedź brzmi twierdząco. I wiecie co? Właśnie skończyłam pisać opowiadanie! Jest to już wspomniany kiedyś przeze mnie "dość nietypowy one-shot". Dlaczego tak go określiłam? Ponieważ jest to nieco przerobiona historia z pewnego teledysku mojego ulubionego zespołu. Pomysł na to opowiadanie zrodził się jeszcze w czasie wakacji, ale dopiero teraz udało mi się go wreszcie wcielić w życie. Wiem, może jest on mało oryginalny, ale... No, po prostu miałam taki pomysł i chciałam zobaczyć, co z tego wyjdzie. Wszystkich was zachęcam do przeczytania go. Nawet jeśli nie znacie tego zespołu ani nie słuchacie takiej muzyki, to mam do was prośbę - przeczytajcie to, co napisałam i podzielcie się ze mną swoimi opiniami. Będę wdzięczna. A jeśli kogoś interesuje jak wygląda ta historia w oryginale, to pod postem znajdziecie ten teledysk.
No dobrze, kończę już swoje wywody. Zapraszam do czytania i czekam na wasze reakcje (bo mam nadzieję, że jakieś będą)! ^^
P.S. A propos urodzin Reijiego i Shu, które już minęły... Waham się, czy dalej robić te urodzinowe posty. Możecie mi jakoś doradzić? Chcecie, żebym kontynuowała ten zwyczaj czy też mam go porzucić albo zamienić na coś innego?
P.P.S. Dla tych, którzy nie mieli styczności z językiem koreańskim zamieszczam tutaj wymowę imion i pseudonimów pojawiających się w one-shocie:

Jin (Seokjin) -  Dżin ( Sokdżin)
Rap Monster (Namjoon) - Rap Monster ( Namdżun)
Jungkook - Dżongguk
J-Hope (Hoseok) - Dżejhołp (Hosok)
Jimin - Dżimin
V (Taehyung) - Wi (Tehjon)
Suga (Yoongi) - Siuga (Jungi)




I NEED U* (Sen Jina)

Hyung**, dlaczego?
Proszę…
Jin!
Coś ty zrobił?!
Przepraszam…!
Potrzebuję cię.

Głosy rozbrzmiewały w głowie Jina, zwielokrotnione przez dziwne echo. Doskonale znał je wszystkie, lecz dziwiły go ich tony. Płaczliwe, zrozpaczone… Wydawały mu się wręcz nienaturalne. W chwili, kiedy otworzył oczy, wszystko ucichło. Przez kilka sekund leżał nieruchomo, próbując zorientować się, co tak właściwie się stało. Bez skutku. Nie poznawał swojego otoczenia ani nie potrafił sobie przypomnieć nic pomocnego. Miał w głowie pustkę.
            Powoli usiadł i rozejrzał się uważnie, szukając jakichkolwiek wskazówek, które mogłyby mu coś wyjaśnić.
            Był w obcym mu i dość surowo urządzonym pokoju. Znajdowało się w nim jedynie łóżko, na którym właśnie siedział, niewielki stolik oraz prosta, stojąca lampa. Wszechobecna biel tylko nadawała temu pomieszczeniu jeszcze bardziej specyficznego charakteru. Biała była pościel, ściany, klosz lampy, firany w oknie… Nawet jego ubranie było białe.
            Zbity z tropu, spuścił wzrok na swoje dłonie. Dopiero teraz zorientował się, że coś w nich trzyma. Rozchylił zaciśnięte palce i jego oczom ukazały się śnieżnobiałe płatki kwiatów. Chociaż było ich tylko kilka powietrze momentalnie wypełniło się delikatnym, słodkim zapachem.
            Podniósł się z łóżka i uklęknął na chłodnej, drewnianej podłodze. Ostrożnie, tak jakby mogły się zniszczyć, ułożył na niej płatki. Z jakiegoś powodu wydawały mu się niezwykle kruche, potrzebujące ochrony. Nie spuszczając z nich wzroku wrócił na biały materac.
            Nie wiedział, co ze sobą począć. Czuł się jedynie z każdą chwilą coraz bardziej zdezorientowany i otępiały. Z ogarniającej go bezradności zamknął na chwilę oczy i głęboko w płuca wciągnął odurzający zapach kwiatów. Wtem usłyszał jakiś dźwięk. Jadące auto?
            Otworzył oczy, gwałtownie wybudzając się z letargu. Co on tak właściwie robi? Powinien przecież szukać wyjścia z tego miejsca. Czym prędzej więc poderwał się z łóżka i doskoczył do okna. Szarpnął za firany, lecz za szybą ujrzał jedynie całe morze kwiatów. Zamarł z palcami wciąż zaciśniętymi na cienkim materiale. Przez głowę przeszła mu jedna myśl - „Czy to jakiś żart?”. Jednak nagle obraz za oknem zafalował i kwiaty zniknęły. Zamiast nich ukazał się widok na stację benzynową.
            Zamrugał ze zdziwienia, ale nic się nie zmieniło. Doskonale widział neonowy szyld na budynku jarzący się w panującym na zewnątrz zmroku. W świetle jednej z lamp dostrzegł także krzątającą się przy dystrybutorach postać. Kiedy tylko pomyślał o tym, że wygląda ona podejrzanie znajomo, obraz przybliżył się zupełnie, jakby oglądał go na ekranie komputera bądź telewizora. Niemal zachłysnął się, rozpoznawszy twarz tejże postaci.
- Rap Mon? – wyszeptał. Chciał otworzyć okno, aby zawołać przyjaciela i poprosić go o pomoc, ale ono nawet nie drgnęło. Zaklął pod nosem, uderzając w szklaną powierzchnię. – Namjoon!
            Lecz jak głośno by nie krzyczał i tak nic to nie dawało. Sfrustrowany mógł jedynie przyglądać się wydarzeniom rozgrywającym się za oknem.
            Śledził wzrokiem ciemny samochód wjeżdżający na stację oraz Namjoona, który od razu zabrał się do pracy. Jednocześnie zastanawiał się, kiedy jego przyjaciel zaczął dorabiać w taki sposób. Kiedy  w  o g ó l e  zaczął dorabiać.
            Widział, że gdy Namjoon ledwie skończył  przez uchylone okno samochodu wypadły zmięte banknoty, po czym pojazd odjechał z piskiem opon. Zdziwił go brak reakcji ze strony Rap Monstera. Jego przyjaciel jedynie stał nieruchomo wciąż w tym samym miejscu i pustym wzrokiem wpatrywał się w pieniądze leżące u jego stóp.
- Namjoon? – przechylił głowę na bok, nie potrafiąc nic wyczytać z jego twarzy.
            Tymczasem ten na jego oczach wyjął z ust lizaka i zwyczajnie upuścił go na banknoty. W tej samej chwili obraz zniknął i został zastąpiony zupełnie innym. Teraz za oknem widać było jedną z ulic w mieście.
- Co… to miało być? – wymamrotał zdezorientowany. Zaraz jednak jego wzrok skupił się na ukazywanym mu obrazie. Zmrużył oczy, aby lepiej przyjrzeć się chłopakowi, który szedł chodnikiem z opuszczoną głową. Rozpoznał w nim swojego najmłodszego przyjaciela.
- Jungkookie? – zapytał, choć domyślił się, że ten nie usłyszy go tak jak wcześniej Namjoon. – Co się stało?
            Jungkook uniósł na chwilę głowę, by spojrzeć na niebo, a wtedy Jin mógł dostrzec łzy spływające po jego policzkach. Na ten widok poczuł ukłucie w klatce piersiowej. Widział już swojego najmłodszego przyjaciela, gdy płakał i zawsze pobudzało to w nim opiekuńczość. Dlatego teraz czuł się tak okropnie, mając świadomość, że nie może mu w żaden sposób pomóc. Zastanawiało go, co doprowadziło go do takiego stanu. Nim zdążył przyjść mu do głowy jakiś pomysł Jungkook wpatrujący się ponownie w chodnik zderzył się z zakapturzonym mężczyzną. Chciał iść dalej, lecz ten chwycił go za łokieć i poruszył ustami. Jin ku swojej irytacji nie usłyszał jego słów. Cokolwiek powiedział mężczyzna, Jungkook zwyczajnie to zignorował i wyszarpnął rękę z uścisku. Jin nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, który jednak szybko zniknął z jego ust, gdy mężczyzna skinął na swojego towarzysza. Następnie pchnął Jungkooka na ścianę budynku, przy którym stali, a jego dłoń zacisnęła się na gardle chłopaka.
            Jin spiął się odruchowo, choć mógł tylko patrzeć na rozwój wypadków. Miał ochotę odetchnąć z ulgą, kiedy jego przyjaciel ponownie wyrwał się mężczyźnie. Znał jego siłę i był przekonany, że dałby sobie spokojnie radę co najmniej z jednym z mężczyzn. Jakie więc było jego zdziwienie, gdy ci urządzili sobie z niego worek treningowy, a on nawet nie starał się bronić.
- Jungkook?! – zawołał mimowolnie. Serce mu się krajało, gdy widział kolejne rany pojawiające się na ciele chłopaka. A on mógł tylko stać i się temu przyglądać. – JK, weź się w garść!
Mężczyźni wreszcie zostawili pobitego Jungkooka, który osunął się wzdłuż ściany.
- Kookie…
            Zupełnie jakby usłyszał jego głos, Jugnkook podniósł głowę. Jin miał wrażenie, że patrzy on wprost na niego, więc ponownie chciał spróbować coś powiedzieć. Lecz obraz zdążył się już zmienić.
            Tym razem przez okno widział łazienkę. A konkretnie, jedynie jej fragment, w którym znajdowała się umywalka oraz wisząca nad nią szafka z lustrem. W lustrze tym odbijała się dobrze mu znana twarz Hoseoka. Widział również niestety okropne cienie pod jego oczami i rezygnację wymalowaną na jego twarzy. Zaczął nawet wątpić, czy to aby na pewno jest on, gdyż swoją przygnębioną miną nie przypominał zazwyczaj wesołej „nadziei***” ich grupy.
            Hoseok rzucił swojemu odbiciu ostatnie spojrzenie, po czym otworzył szafkę i wyjął z niej plastikowy, nieopisany pojemniczek. Wysypał z niego na swoją dłoń całą garść tabletek. Jin otworzył szerzej oczy.
- Co ty wyprawiasz…?
 Lecz jego przyjaciel zdążył już wrzucić tabletki do ust i połknąć je.
- Nie żartuj sobie!
J-Hope bez słowa spuścił głowę. Obraz przybliżył się. Niewiele to dało, gdyż Jin i tak nie mógł dostrzec jego oczu ukrytych pod czarną grzywką. Widział natomiast, jak woda w umywalce poruszyła się, gdy skapnęło na nią kilka kropli. Ich źródłem nie był wcale kran.
            Jin dotknął szyby. Chciał, ale nie mógł zrobić tego samego z ramieniem Hoseoka. Tak, jakby pod jego dotykiem obraz zmarszczył się niczym tafla wody i ponownie ukazał mu ulicę. Chodnikiem tym razem szedł jednak Hoseok. Stawiał powolne, niepewne kroki, wpatrując się nieobecnym wzrokiem gdzieś w przestrzeń. Jin przygryzł dolną wargę.
- Coś ty zrobił?
            Hoseok zachwiał się i wzniósł oczy ku niebu. Kolana ugięły się pod nim i upadł bezwładnie na podłoże.
Krzyk ugrzązł w gardle Jina.
            W następnej chwili został oślepiony przez słońce, więc z bijącym w przyspieszonym tempie sercem zamknął oczy. Kiedy ponownie je otworzył znów patrzył na łazienkę bardzo podobną do tej sprzed chwili. Jego wzrok skupił się na Jiminie siedzącym w wannie. Miał on na sobie przemoczone ubrania, a w jednej dłoni trzymał coś, co wyglądało na fotografię. Jin nie był w stanie dojrzeć, co się na niej znajdowało. Tak właściwie nie miał nawet szansy, by to uczynić, ponieważ w mgnieniu oka zajęła się ogniem. To Jimin podpalił ją za pomocą zapalniczki. Przez chwilę po prostu przypatrywał się, jak ogień lizał papier, wspinając się w kierunku jego palców. Gdy już rzeczywiście do nich dotarł, Jimin upuścił zdjęcie na podłogę. Pochylił się, by odkręcić kran, a następnie skulił się, obejmując ramionami kolana. Oparłszy na nich brodę, wpatrywał się w lejący się strumień wody.
- Ty też? – spytał z niedowierzaniem Jin. – Co wam wszystkim strzeliło do głów? Dlaczego tak się zachowujecie?
Potrząsnął gwałtownie głową.
- Nie. To nie może dziać się naprawdę. Nie wiem, co się dzieje, ale to nie może być rzeczywistość!
            Jego krzyki nic nie dawały. Obraz za oknem nie znikał. Nic poza poziomem wody w wannie się nie zmieniło. Przyłożył dłoń do szyby oddzielającej go od przyjaciela. Miał nadzieję, że może znowu coś się zmieni; że te obrazy w końcu znikną. Nic z tego.
            Wanna wypełniła się już po same brzegi. Jiminem wstrząsnął dreszcz. Ukrył twarz w dłoniach i zaszlochał. Ten dźwięk przeszył bólem klatkę piersiową Jina. Co raz bardziej chciał, żeby to się skończyło. A im bardziej tego pragnął, tym głośniejszy wydawał mu się szloch Jimina. Woda wylewała się z wanny na białe kafelki, ale mimo to porzucona na nich fotografia wciąż się paliła.
            Jimin oddychając ciężko, zacisnął palce na krawędziach wanny. Poruszył wargami i już w następnej chwili zniknął pod powierzchnią mętnej wody.
- Nie!
            Chlupot wody stał się niemal ogłuszający, gdy zaczęła wypełniać całą łazienkę. Sięgała już do poziomu okna, przy którym stał Jin i wciąż pięła się w górę. Jin zrobił krok w tył, a wtedy zniknęła równie niespodziewanie, jak się pojawiła. Odsłoniła w ten sposób zaułek między dwoma, obskurnie wyglądającymi budynkami. Tam, na brudnym podłożu siedział zakapturzony człowiek. Kiedy poderwał głowę, Jin rozpoznał w nim Taehyunga. Wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. Już obawiał się, co za chwilę może się wydarzyć. Każdy ukazywany mu obraz był przecież coraz gorszy.
            Taehyung podniósł się, poprawił kaptur i ruszył przed siebie. Jin patrzył, jak przemierza miasto, zupełnie, jakby oglądał film. I chociaż z każdą chwilą odnosił większe wrażenie, że to wszystko to tylko fikcja, nie potrafił opanować ogarniającego go lęku.
            Tymczasem jego przyjaciel dawał upust swoim emocjom, wyżywając się za pomocą grubego kija na mijanej barierce. Po jakimś czasie odrzucił go ze złością na bok i ruszył dalej.
            Obraz zmienił się po raz kolejny, by ukazać go już wewnątrz mieszkania. Przez uchylone drzwi obserwował mężczyznę i kobietę pogrążonych w kłótni.
- Kto to jest? – zapytał Jin, wiedząc, że nie uzyska odpowiedzi.
            Nagle mężczyzna uderzył kobietę w twarz. Jin zrobił zaskoczoną minę, a Taehyung sięgnął po pustą butelkę stojącą na szafce obok niego. Z determinacją zacisnął na niej palce i wpadł do pomieszczenia. Rzucił się na mężczyznę i uderzył go w twarz butelką. A potem jeszcze raz i jeszcze. Kobieta z przerażeniem zasłoniła usta dłonią. Jin nie mógł uwierzyć w to, co widział. Ale nie miał czasu na analizowanie tego.
            Mężczyzna uderzył plecami w ścianę. Taehyung odsunął się od niego i spojrzał na swoją dłoń. W którymś momencie butelka musiała się rozbić, gdyż nie miała już dna. Wściekły Tae zacisnął usta, ponownie przenosząc wzrok na mężczyznę. W jego oczach Jin widział nienawiść.
- Nie… Nie rób tego, Tae.
            Zdawało się, że kobieta powiedziała do niego to samo, lecz Taehyung nie zwrócił na nią uwagi. Ponownie dopadł do mężczyzny, wbijając ostre krawędzie butelki w jego brzuch. Kobieta i Jin krzyknęli w tym samym czasie. Taehyung tylko mocniej zacisnął wolne ramię wokół mężczyzny. Zadawał mu kolejne ciosy tak długo, aż kobieta zaczęła szarpać go za bluzę. Wtedy oprzytomniał i popatrzył na swoje dzieło. Na białej koszuli mężczyzny pojawiła się ogromna, czerwona plama. Krew plamiła także dłonie Taehyunga, na którego twarzy pojawiło się przerażenie. Resztki butelki wypadły z jego ręki, a on cofnął się od swojej ofiary, kręcąc głową.
            Jin uderzył dłonią w szybę. To było straszne. Taehyung nie mógł zrobić, czegoś takiego. Nie ten, którego znał.
- Tae!
            Taehyung opadł na podłogę i przycisnął zakrwawione dłonie do twarzy. Z jego gardła dobyło się okropne łkanie.
- V! – krzyknął po raz kolejny Jin.
            Ale Tae go nie słyszał, sam zdzierając sobie gardło w rozpaczliwym krzyku.
Obraz rozprysł się na drobne kawałeczki, by ukazać następną scenę. Jin oddychał ciężko i czuł, jak jego serce uderza w przyspieszonym tempie o żebra. Nie chciał już niczego więcej oglądać, lecz wbrew sobie nie mógł odwrócić wzroku.
            Ujrzał motelowy pokój. A przynajmniej na to wskazywał widoczny przez jego okno świecący na czerwono szyld. Na łóżku ustawionym w centralnej części pokoju leżał Suga. Z zamyślonym wyrazem twarzy wodził dłonią po jednej z poduszek, kreśląc na niej znane tylko sobie wzory.
- Yoongi, nie mów, że ty też zrobisz coś głupiego… - poprosił cicho Jin.
            Jakby w odpowiedzi Suga westchnął i przesunął się, siadając na skraju łóżka. W jego dłoni błysnęła srebrna zapalniczka, którą najpierw jedynie obracał w dłoni, a po chwili zaczął nią pstrykać. Mały płomyk pojawiał się i znikał. Pojawiał i znikał. I tak w kółko.
            W pewnym momencie czynność ta najwyraźniej znudziła Yoongiego, który schował przedmiot do kieszeni dżinsów i wyszedł z pokoju. Ku konsternacji Jina obraz nie podążył za nim tak, jak w poprzednich przypadkach. Nie wiedział, ile czasu minęło, gdy tak stał i patrzył na wnętrze pustego pomieszczenia, oczekując na powrót Sugi. Kiedy to w końcu nastąpiło, poczuł narastającą w nim panikę. Jego przyjaciel bowiem wkroczył do pokoju niosąc ze sobą kanister.
- Nie…
            Wstrzymał oddech, widząc, że ten niespiesznie przystępuje do rozlewania zawartości pojemnika po całym pokoju.
- Nie! – powtórzył głośniej, uderzając dłonią w szybę.
            Suga wskoczył na łóżko i odrzucił pusty kanister. W jego palcach ponownie pojawiła się zapalniczka.
- NIE! – wrzasnął Jin, ile sił w płucach. Uderzał wściekle w okno, ale nie przynosiło to żadnego rezultatu.
            Wystarczył jeden ruch, jedno pstryknięcie, by ogień zaczął rozprzestrzeniać się po pomieszczeniu, pochłaniając wszystko na swojej drodze. Yoongi wciąż tkwił nieruchomo pośrodku tego piekła, ze spokojem przyglądając się sięgającym ku niemu płomieniom.
            Krzyk Jina przeszedł w łkanie. Ogień całkowicie przysłonił mu widok przyjaciela. Łzy spływały po jego policzkach. Nie chciał już nic więcej widzieć. Nie chciał, nie chciał, nie chciał. Pragnął jedynie wydostać się z tego okropnego miejsca i wymazać te dziwne wizje ze swojego umysłu.
            Jego pragnienia po raz kolejny nie zostały wysłuchane. Okno już pokazywało kolejne obrazy niczym makabryczny pokaz slajdów. Choć bardzo tego chciał, nie potrafił odwrócić wzroku. Był zmuszony do patrzenia na okropne wizje.
Na Namjoona stojącego samotnie na stacji benzynowej.
Na pobitego Jungkooka oświetlonego przez reflektory rozpędzonego pojazdu.
Na Hoseoka leżącego nieprzytomnie na chodniku.
Na dygoczącego na kafelkach przy wannie Jimina.
Na Taehyunga chowającego twarz w zakrwawionych dłoniach.
Na Sugę pochłanianego przez płomienie.
            Z jego gardła wydobył się okropny wrzask. Zacisnął powieki i zasłonił uszy dłońmi. Cofając się, uderzył nogami w brzeg łóżka. Przytrzymał się go, aby nie upaść. Wtedy zorientował się, że w pokoju zapanowała ciemność rozświetlana jedynie przez słabe, barwne światło. Jego źródłem była jego koszula. Popatrzył na nią w zdumieniu. Na materiale na wysokości jego serca znajdował się mieniący się kolorami tęczy kwiat. W innych okolicznościach pewnie poczułby się zauroczony jego pięknem. Teraz jedynie budził w nim nienawiść.
            Jin szarpnął za materiał, ale to oczywiście nic nie dało. Bezradnie opadł na kolana. Objął się ramionami w pasie, pochylił do przodu i krzyknął. A w krzyk ten włożył wszystkie emocje, jakie właśnie odczuwał.

            Seokjin otworzył gwałtownie oczy i wciągnął ze świstem powietrze. Otaczała go ciemność. Czy dalej znajdował się w tym dziwnym miejscu? Czy zaraz ponownie zostaną mu ukazane przerażające wizje?
            Pozostał nieruchomo, czekając, aż jego wzrok przywyknie do mroku. Dopiero po kilku długich sekundach zorientował się, że czuje ciężar przygniatający lewą stronę jego ciała. Niepewnie zerknął w tę stronę. Zobaczył głowę wspartą na jego ramieniu. Zamrugał.
- Hoseok? – szepnął, szturchając go.
Jego przyjaciel poruszył się nieznacznie, stękając przy tym.
- Tak, hyung? – zapytał wyraźnie zaspanym głosem.
- Och… Nic takiego.
Ciemnowłosy obdarzył go niezadowolonym spojrzeniem i odwrócił od niego głowę.
- Więc pozwól mi spać.
            Jin rozejrzał się wokół. Pozostała piątka również się tutaj znajdowała. Wszyscy spali spokojnie wokół dawno wygasłego ogniska. Odetchnął z tak wielką ulgą, jakby z jego ramion spadł ogromny ciężar. To był tylko sen. Pokręcony, nierealistyczny koszmar. 



*Tytuł piosenki zespołu BTS:




**”Starszy brat” – koreański zwrot, którego używają chłopcy w odniesieniu do starszych od nich chłopaków lub braci.
***Nawiązanie do pseudonimu scenicznego Hoseoka – J-Hope (ang. hope ‘nadzieja’). Jest on też tak czasami żartobliwie nazywany.



sobota, 1 października 2016

LBA + informacyjnie

Zacznę może od informacyjnej strony tego posta. 
Tak, wiem, że od dłuższego czasu jestem nieaktywna i dawno nie dodałam żadnego nowego rozdziału. Jednak wbrew temu, co niektórzy z was sobie chyba myślą, nie robię tego nikomu na złość. Myślicie, że mi też z tym dobrze? Nie, nie jest mi dobrze z tym, że od ponad miesiąca nie napisałam żadnego opowiadania (nie licząc tego na konkurs)! Ale ja naprawdę mam teraz strasznie mało czasu wolnego z powodu szkoły. A ciągle pojawiające się komentarze na temat tego, kiedy coś wstawię wcale mi nie pomagają. Tak samo te, w których pytacie czy zawiesiłam DL bądź ogólnie bloga. Jasne, tak byłoby łatwiej. Ale czy ma to sens, żebym zawieszała go za każdym razem, kiedy nie mam czasu? W takim wypadku, tak na dobrą sprawę, mogłabym go odwiesić dopiero na okres świąt/ferii. Tak więc:
NIE zawieszam DiaLovers,
NIE zawieszam bloga,
NIE WIEM, kiedy będą ukazywały się kolejne rozdziały 
i
PROSZĘ o wyrozumiałość i cierpliwość.
Nie będę także tłumaczyć się osobno każdej osobie, której po prostu nie chce się przeczytać takich postów jak ten.
A tym, którzy jednak wciąż tu zaglądają i przeczytały tę informację - dziękuję. Mam nadzieję, że wasza cierpliwość jeszcze się nie skończyła i będziecie tu wciąż wpadać, pomimo mojej nikłej aktywności.

~

Teraz przejdźmy do sprawy Liebster Blog Award. Zostałam nominowana przez Aleksandrę Pietraszek.

1. Gdybyś na jeden dzień mogła zostać wybraną postacią z książki, to którą?
W sumie, sporo jest takich książek, w których świecie chciałabym się znaleźć, ale powiedzmy, że... Clary z "Darów Anioła".
2. Ulubiony autor i dlaczego go/ją lubisz?
Jeśli mam wskazać tylko jednego, to będzie to Rick Riordan. Według mnie, pisarz ten ma bardzo przyjemny styl. Uwielbiam też to poczucie humoru, którego nie brak w jego książkach.
3. Wymarzony zawód?
Pisarz! Szkoda tylko, że z racjonalnego punktu widzenia nie jest to takie łatwe...
4. Jak to się stało, że założyłaś pierwszego bloga?
Szczerze mówiąc, nie pamiętam, o czym był mój pierwszy blog, a więc tym bardziej nie przypomnę sobie, dlaczego go założyłam.
5. Jakie byłyby Twoje wymarzone wakacje?
Chyba takie, podczas których mogłabym pojechać na wycieczkę do Azji. Gdyby jeszcze udało mi się spotkać tam moich ulubionych artystów, to byłoby już całkiem idealnie.
6. Jakie jest twoje największe marzenie?
Aktualnie jest to napisanie oraz wydanie własnej książki.
7. Gdzie widzisz siebie za 10 lat?
Przed komputerem, z kotem na kolanach, z kubkiem pełnym świeżej kawy i z nowymi piosenkami mojego ulubionego zespołu płynącymi ze słuchawek, podczas gdy pracuję nad kolejnym opowiadaniem~.
8. Bohater książki, którego najbardziej polubiłaś?
Jest takich kilka, ale tym razem wybiorę Nico di Angelo z serii książek o Percy'm Jacksonie.
9. Bohater książki, którego nie lubisz?
I po raz kolejny - sporo jest takich, lecz żaden szczególny aktualnie nie przychodzi mi do głowy.
10. Gdybyś przez jeden dzień mogła zmienić 3 rzeczy w swoim życiu, co by to było? 
Hmm... Tak właściwie, to nie mam pojęcia. Nic za bardzo nie przychodzi mi do głowy.

Nominuję:
Miakoto Chan

Pytania:

1. Twój ulubiony piosenkarz/piosenkarka/zespół?
2. Jakie książki najbardziej lubisz czytać?
3. Wolisz oglądać filmy w domu czy w kinie?
4. Co sprawia ci największą radość?
5. Lubisz takie miejsca jak teatry i opery, czy raczej ich unikasz?
6. Bez czego nie wyobrażasz sobie dnia?
7. Jaka jest twoja znienawidzona pora roku?
8. Wolisz rozmawiać z ludźmi w internecie czy w rzeczywistości?
9. W jakim miejscu czujesz się najbardziej komfortowo?
10. Czy jest coś, czego za nic w świecie nie zgodziłabyś się zrobić?