Ariana | Blogger | X X

sobota, 30 kwietnia 2016

Liebster Blog Award

Nie wierzę, że znowu zostałam nominowana do tej nagrody. Czym ja sobie na nią zasłużyłam? ;-; Jeśli ktoś też się nad tym zastanawia, to niech swoje wątpliwości kieruje do osóbki, która mnie nominowała, czyli: Pers NO. 1

„Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował”.

No, to przejdźmy do pytań.


1. Dlaczego w ogóle zaczęłaś pisać?
Ponieważ zawsze lubiłam układać swoje własne historie. Często też oglądając lub czytając coś innego autora myślałam sobie: "Ja inaczej rozegrałabym tę akcję. Moja postać zachowałaby się inaczej".  Tak było właśnie z "Diabolik Lovers". Na początku robiłam to jednak wyłącznie w myślach, a dopiero jakoś w gimnazjum zaczęłam przelewać swoje pomysły na papier (i klawiaturę).

2. Co inspiruje Cię do pisania?
Wiele różnych czynników. Naprawdę. Przeczytane książki, obejrzane seriale i filmy, jakieś sytuacje z życia, widoki, pogoda, muzyka...

3. Czy masz kogoś (pisarz, bloger), na którym się wzorujesz?
Może nie tyle, co wzoruję... Ale chciałabym kiedyś dorównać (choć wiem, że to niemożliwe) takim pisarzom jak np. Rick Riordan czy Maja Lidia Kossakowska.

4. Co jest dla Ciebie ważniejsze? Ilość czytelników, czy zadowolenie z danego opowiadania?
Wiadomo, że obie te rzeczy są dla mnie ważne. Jednak ważniejsze, jak chyba dla każdego pisarza, jest zadowolenie z własnego opowiadania. Bo jeśli nawet mi się ono nie podoba, to czy jest w ogóle sens dzielenia się nim ze światem?

5. Czy wiążesz swoją przyszłość z pisaniem?
Tak. Po pierwsze, nie zamierzam przestawać pisać opowiadań, które wstawiam na tego bloga. Po drugie, zamierzam udać się na studia związane z pisaniem, a po nich znaleźć również taką pracę.

6. Jakie są twoje marzenia? Do czego dążysz w życiu?
Dążę do zostania jak najlepszą pisarką. A co do marzeń... Aktualnie moim największym jest napisanie oraz wydanie własnej książki. Mam nadzieję, że jakimś cudem kiedyś się to uda.

7. Gdybyś mogła coś w sobie zmienić, co by to było?
Może trochę wygląd. Nie jestem pewna co do charakteru... Tak właściwie nigdy nie zastanawiałam się nad takim pytaniem. Nie umiem na nie odpowiedzieć.

8. Potrawa, której nigdy byś nie zjadła. Dlaczego akurat ta a nie inna?
Mózg małpy na ciepło. To pierwsze co nasunęło mi się na myśl. Dlaczego? Po prostu... Czy tylko według mnie to już z samej nazwy brzmi obrzydliwie? ;-;

9. Ulubione anime/książka/film.
O matulu... Nie potrafię się zdecydować na jeden tytuł, więc wymienię po kilka.
Anime: "Ao no Exorcist", "Free!", "Fairy Tail", "Noragami", "Kuroshitsuji: Book of Circus" (jako całość wolę mangę)
Książka: Obie serie Ricka Riordana o Percy'm Jacksonie i innych herosach, "Klątwa Tygrysa", "Trylle" 
Film: Oba o Percy'm Jacksonie, "Igrzyska Śmierci"
Mogłabym do każdej kategorii dopisać jeszcze co najmniej po kilka przykładów, ale już nie przesadzajmy xD

10. Minimalizm, czy może wręcz przeciwnie?
To zależy, w jakim przypadku. Lecz jak to mawiają: "co za dużo, to niezdrowo".

11. Czy bałaś się kiedyś prowadzenia bloga?
Na samym początku, kiedy jeszcze nie wiedziałam, jak ludzie zareagują na moje historie i czy w ogóle komuś się one spodobają. Och, no i czy podołam zadaniu utrzymania takiego bloga. Teraz na szczęście nie mam już takich problemów.


No cóż, niestety nie mam kogo nominować (bo nie będę ciągle nominowała tych samych osób), więc pominę dalszą część. Naprawdę muszę zacząć czytać więcej blogów...
Oczywiście, bardzo dziękuję za nominację. Jak zwykle mnie ucieszyła :3 Co mogę tu jeszcze napisać? Hmm... Może tyle: Oczekujcie na następny rozdział "Nastoletniego Terroru", gdyż biorę się za pisanie go przez ten weekend! ^^


sobota, 16 kwietnia 2016

Diabolik Lovers: Rozdział 35

Wreszcie skończyłam pisać ten rozdział. I od razu jakoś tak mi lżej. ^^ No cóż, tym razem nie będę się na wstępie rozpisywać. Chciałam tylko was poinformować, że w następnej kolejności najprawdopodobniej wezmę się za Nastoletni Terror. A wy możecie zasugerować mi w komentarzach, kontynuację którego z opowiadań chcielibyście jeszcze przeczytać w najbliższym czasie. Życzę miłego czytania. ^^


Nowe informacje

 Cisza. Całkowita, nienaturalna cisza. Nie było słychać świergotu ptaków, szumu wiatru ani żadnego innego najcichszego nawet dźwięku. Rozejrzałam się zdezorientowana po opustoszałym dziedzińcu, a w głowie kołatała mi się jedna myśl. "Gdzie, u licha, wszyscy się podziali?". Spojrzałam w dół, na kamienną dróżkę, na której stałam. Boso. W dodatku wciąż miałam na sobie bladoniebieską piżamę, w której położyłam się spać. Zmarszczyłam brwi, próbując przypomnieć sobie, kiedy się obudziłam i co działo się od tamtej pory, lecz nie potrafiłam odnaleźć odpowiedzi na te pytania. Czułam się zagubiona.
- Hej! Zaczekaj!
 Odwróciłam się, zaskoczona, usłyszawszy dziecięcy głosik oraz tupot stóp, który przerwał tę otumaniającą ciszę. Zza zakrętu, na ścieżkę wypadł kilkuletni chłopiec. Biegł w moją stronę. A im bliżej mnie się znajdował, tym szerzej otwierałam oczy. Miał bladą cerę, czerwonawo-brązowawe włosy i nawet z tej odległości dostrzegłam kolor jego oczu. Były jadowicie zielone.
- Ayato? - wyszeptałam z niedowierzaniem. 
- Ayato! Zwolnij! - Jakby na potwierdzenie moich słów za nim pojawił się kolejny dzieciak. Ten miał bardziej brązowe albo nawet rudawe w padającym na nie świetle włosy. Rzucił się w pogoń za młodszą, roześmianą wersją Ayato. Wtem zjawił się także trzeci, brakujący do kompletu chłopiec. Fioletowe włosy miał rozczochrane, a policzki zaróżowione. 
- Chłopaki, zaczekajcie! - zawołał. Został najbardziej z tyłu i teraz najwidoczniej próbował dogonić swoich oddalających się towarzyszy.
"Ayato, Laito i Kanato... Jako... dzieci?".
- Chłopcy? - odezwałam się, gdy pozostała dwójka zrównała się z Ayato. Ale przebiegli obok mnie, jakby w ogóle nie zauważyli mojej obecności. Żaden nawet nie spojrzał w moją stronę.
- Ayato! - zawołałam, tym razem głośniej. Mój głos jednak pokrył się z głosem Laito, który w tym samym momencie zawołał swojego brata, ponownie wyrywającego się do przodu. Zaczęli się oddalać, a jako że nie chciałam stracić ich z oczu, ruszyłam za nimi.
- O co ci chodzi? - zapytał w biegu Ayato, gdy Laito złapał go za rękaw bluzy.
- Biegniesz za szybko - skarcił go brat i zaraz zawtórował mu Kanato.
- No właśnie! 
Ayato zaśmiał się, wyszarpując rękę z uścisku.
- To wy jesteście za wolni! Musicie bardziej się postarać, żeby mnie pokonać!
Mimowolnie uniosłam kąciki ust w uśmiechu. To właśnie był cały Ayato i najwyraźniej, jak widziałam na załączonym obrazku, zachowywał się tak od dzieciństwa.
 Nagle Kanato potknął się o krzywiznę podłoża i runął do przodu. Laito przystanął jako pierwszy i zaskoczony spojrzał na brata, który pozbierał się do pozycji siedzącej i oglądał swoje podrapane kolana. Dopiero teraz zauważyłam, za czym biegli chłopcy. Stworzenie zatrzepotało czarnymi skrzydłami i z piskiem odleciało w stronę pobliskiej wieży. Ayato zaniechał pościgu za nietoperzem, gdy Kanato wybuchnął płaczem.
- Hej, wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony Laito, położywszy dłoń na plecach brata. - Bardzo cię boli?
Fioletowowłosy pokręcił głową, a łzy pociekły mu po policzkach. Podeszłam bliżej, mając ochotę przytulić małego wampira. Ayato tymczasem ukucnął przed nim, wpatrując się w niego w milczeniu.
- N-nie... - wykrztusił Kanato, szlochając. - A-ale nietoperz... O... On odleciał! A... A chciałem go... złapać!
Ayato wyprostował się z szerokim uśmiechem na ustach.
- O to się nie musisz martwić.
- T-to znaczy?
- Wasz wspaniały brat - to mówiąc wskazał siebie kciukiem - złapie dla ciebie innego!
- N-naprawdę? - Kanato podniósł głowę, ocierając łzy z policzków. Pochylony nad nim Laito uśmiechnął się, spoglądając na drugiego brata.
- Nie wierzysz we mnie?! - Ayato oparł dłonie na biodrach, zadzierając głowę. - To patrz!
To powiedziawszy, odwrócił się do nich plecami i ponownie pognał przed siebie. Laito pokręcił ze śmiechem głową, pomagając Kanato stanąć na nogi. Następnie obaj rzucili się biegiem za oddalającym się "wspaniałym bratem". 
Uśmiech naturalnie wypłynął na moje usta. Widok trojaczków zachowujących się w ten sposób był strasznie pocieszny i miły dla oka. Byli tacy uroczy... Po raz kolejny zaczęłam się zastanawiać, co takiego musiało się wydarzyć, żeby tak bardzo zmienić całą trójkę. Czy naprawdę nie mogliby być współcześnie tacy sami?
 Sylwetki chłopców zniknęły z mojego pola widzenia, zupełnie jakby rozpłynęli się w powietrzu. Zmieniło się także całe moje otoczenie. Teraz, stałam na wprost altany oplecionej ciemnozielonymi winoroślami. Wewnątrz przy stoliku siedziały dwie osoby. Mężczyzna w czarnym płaszczu oraz piękna kobieta o charakterystycznych, długich, fioletowych włosach. Richter i Cordelia. Na ich widok kompletnie mnie zmroziło. Nie mogłam ruszyć się z miejsca i jedynie modliłam się w duchu, aby mnie nie zauważyli. Złudne jednak były moje nadzieje. Cordelia odwróciła powoli głowę, a spojrzenie jej zielonych oczu padło prosto na mnie. Miałam wrażenie, że przeszywa mnie na wskroś. Richter tymczasem chyba w ogóle nie zwrócił uwagi na moją obecność. Nieprzerwanie gładził palcami w rękawiczkach dłoń kobiety, szepcząc coś do niej z uśmiechem. Ale ona patrzyła na mnie. Jej krwistoczerwone usta rozciągnęły się w uśmiechu, a wolną rękę wyciągnęła w moją stronę, wykonując nią zapraszający gest. Serce gwałtownie zadudniło w mojej piersi. Fala bólu rozlała się stamtąd po całym moim ciele. Poczułam, jakby w mojej klatce piersiowej po raz kolejny został zatopiony sztylet. W uszach zaczęło mi okropnie szumieć. Chciałam stamtąd uciec, ale drogę zagrodził mi kilkumetrowy żywopłot. Rozejrzałam się w panice za inną drogą ucieczki, ale okazało się, że jedynie znalazłam się jeszcze bliżej altany. Cordelia wciąż wyciągała do mnie rękę z uśmiechem. Była coraz bliżej i bliżej. Nie mogłam się wycofać niezależnie od tego, jak bardzo chciałam. Otworzyłam usta do krzyku, lecz żaden dźwięk nie wydostał się z mojego gardła. Cordelia uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Od czubków jej palców dzieliły mnie już zaledwie marne centymetry. Gdyby teraz pochyliła się i sięgnęła w moją stronę...

 Otworzyłam szeroko oczy, wpatrując się w ciemny materiał baldachimu zawieszonego nad moją głową. Serce wciąż galopowało niespokojnie w mojej piersi. Nie mogłam się ruszyć, czułam się jak sparaliżowana. Wiedziałam już, że nie pozbyłam się ani Cordelii, ani trucizny podanej mi przez Richtera. Byłam przekonana, że wciąż krąży w moich żyłach ułatwiając wampirzycy zatruwanie mojego umysłu. Miałam wrażenie, jakby zielone oczy nadal się we mnie wpatrywały. I wcale tak bardzo nie pomyliłam się w tym stwierdzeniu.
- Znowu zły sen? - mruknął zaspanym głosem Ayato. Materac ugiął się pod jego ciężarem, gdy postanowił zająć miejsce obok mnie. Rozluźniłam palce, które zaciskałam do tej chwili na prześcieradle i odetchnęłam cicho.
- Można tak powiedzieć. - Ale czy aby na pewno był to sen? A może wizja? Nie potrafiłam na to jednoznacznie odpowiedzieć. Obecność Cordelii zdawała się być taka rzeczywista... Co by się stało, gdyby mnie wtedy dotknęła? Chyba wolałam tego nie wiedzieć. Przetoczyłam się po łóżku i z ufnością przycisnęłam twarz do koszuli na torsie Ayato.
- Hej, tak przypadkiem nie spoufalasz się za bardzo?
- Powtarzasz się - burknęłam jedynie. - Zresztą po to tu przyszedłeś.
Poczułam jego oddech na czubku głowy, gdy się zaśmiał.
- Skąd ta pewność?
- Stąd, że nie protestujesz - odparłam, po czym stłumiłam ziewnięcie. Nie wiedziałam, która była godzina, ale z pewnością mogłabym przespać jeszcze parę godzin. Ayato posprzeczał się ze mną jeszcze trochę, tak jak to miał w zwyczaju, lecz ostatecznie postanowił umożliwić mi jeszcze chwilę spokojnego snu.
 Później, gdy wreszcie wygramoliłam się z łóżka, dzień zaczął mijać spokojnie i zwyczajnie. Na tyle, na ile spokojny i zwyczajny może być dzień w towarzystwie szóstki nastoletnich wampirów. Tak, na niektóre sprawy trzeba tutaj patrzeć z przymrużeniem oka.
 W szkole, równo z dzwonkiem oznaczającym początek długiej przerwy, otrzymałam sms'a o treści "Czekam tam, gdzie zwykle". Poza tekstem w tej wiadomości znajdowało się jeszcze oczywiście, typowo dla Kou, kilka emotikonek, ale nie zwróciłam na nie większej uwagi. Zgarnęłam swoje rzeczy i posławszy uśmiech w stronę przysypiającego na swojej ławce Ayato, wymknęłam się z sali. Od razu udałam się w umówione miejsce. Kiedy przekraczałam próg pomieszczenia mój wzrok na chwilę skrzyżował się ze spojrzeniem stojącego przy drzwiach Yumy. Nie odezwał się ani słowem, więc również przemilczałam jego obecność i weszłam do środka, witając się z już czekającym na mnie Kou.
- Witaj, kociaku - odpowiedział z szerokim uśmiechem na ustach.
Położyłam swoją torbę na najbliżej stojącej ławce.
- To... - zaczęłam, ale urwałam, zauważając, że Yuma wsunął się za mną do pomieszczenia i stał w tej chwili oparty o ścianę. Przeniosłam pytający wzrok na Kou. Blondyn pokręcił głową, najwyraźniej w równym stopniu zbity z tropu, co ja.
- Yuma, co ty tu robisz?
- Jak to co? Stoję. Nie widać?
Kou westchnął w dramatyczny sposób.
- Wyjdź. Zostaw nas samych. 
Yuma rzucił bratu spojrzenie spod zmrużonych powiek.
- Nie zapominaj, że Ruki...
Słysząc to imię momentalnie nadstawiłam uszu, ale Kou mu przerwał.
- Nie zapominam. Umówiłem się z Natsuki, żeby pomóc jej w rozwijaniu talentu. Dasz nam szansę na poćwiczenie w spokoju?
Brązowowłosy prychnął, odrywając się od ściany.
- Jasne. Rób, co chcesz.
Po tych słowach wyszedł z sali zatrzaskując za sobą drzwi.
- O co chodziło? - zwróciłam się do Kou. Wcale nie starałam się ukryć zdziwienia sceną, jaka właśnie rozegrała się na moich oczach. 
- O nic ważnego - uśmiechnął się, uspokajająco. Szybko postanowił zmienić temat. - To co? Powtórzysz tę samą piosenkę, którą śpiewałaś ostatnim razem?
Skinęłam głową i sięgnęłam po jedną z gitar akustycznych stanowiących wyposażenie sali. Usiadłam na skraju ławki i dla próby brzdąknęłam kilka razy w struny. Kiedy już upewniłam się, że instrument jest nastrojony zaczęłam grać znajomą melodię. Po chwili dołączyłam do niej również słowa. Przymknęłam oczy, aby lepiej się skupić. Niemal instynktownie, machinalnie moje palce przesuwały się po strunach, a usta poruszały się. Przychodziło mi to tak naturalnie, że nawet nie zorientowałam się, kiedy zbliżyłam się do końca piosenki.
- Zanim całe twoje ciepło zniknie, przytul mnie mocno...*
Otworzyłam oczy i spojrzałam wyczekująco na Kou. Wydawało mi się, że jakiś cień przemknął przez jego twarz, ale trwało to zaledwie ułamek sekundy, więc równie dobrze mogłam się pomylić. Tym bardziej, że uśmiechnął się promiennie, tak jak zazwyczaj.
- Naprawdę masz świetny głos. - Przysunął się bliżej i dotknął mojego policzka. - Wiesz, co bym dał, żeby mieć cię u swojego boku?
Powoli pokręciłam przecząco głową.
- Wiele. Możesz mi wierzyć.
Spuściłam wzrok na instrument spoczywający na moich kolanach. Jego gładka powierzchnia lśniła w świetle rzucanym przez lampy. Co mogłam mu odpowiedzieć? Jak mogłam zareagować na jego zachowanie? Nie miałam pojęcia, więc po prostu przemilczałam jego słowa, odkładając gitarę na jej oryginalne miejsce.
- Więc...? - Zawiesiłam wyczekująco głos.
- Więc? - powtórzył.
- No, poprawiłam się? Muszę nad czymś jeszcze popracować? Masz jakieś uwagi?
- Ach... - zamrugał, jakby wyrwał się z jakiegoś transu. - Tak, poprawiłaś się. Masz wielki potencjał, więc nie przestawaj ćwiczyć swojego głosu. Mogę podesłać ci jakieś nowe teksty, jeśli chcesz.
Uśmiechnęłam się.
- Pewnie. Dzięki za pomoc. To wszystko na dzisiaj?
- Tak. Ale... - zmarszczył brwi, znowu się do mnie zbliżając. Odruchowo odchyliłam się do tyłu, niemal tracąc przy tym równowagę. - Zaczekaj jeszcze chwilę.
- Coś się stało?
- Chcę z tobą porozmawiać.
- O czym? - Spięłam się mimowolnie, zaciskając przy tym dłonie na krawędzi ławki.
- O tym, o czym nie mogliśmy rozmawiać przez telefon.
- Kou...
Nie słuchał moich protestów.
- Czy tobie naprawdę pasuje mieszkanie z nimi?
- Dlaczego wracasz do tego tematu? Przecież już mówiłam...
Blondyn złapał mój podbródek swoimi smukłymi palcami i zmusił mnie do nawiązania z nim kontaktu wzrokowego. Jego prawe oko zalśniło czerwienią, a głos, gdy się odezwał, nabrał rozkazującego tonu.
- Odpowiedz mi! 
Przełknęłam ślinę. Dłoń, którą zaciskałam na brzegu ławki zrobiła się wilgotna od potu.
- Mam swoje wątpliwości... - przyznałam niechętnie. - Ale nie czuję się w ich domu aż tak źle...
To była prawda. Chociaż na początku byłam zmuszona do przebywania z nimi, a pewnie przesadą nie byłoby nawet stwierdzenie, że mnie więzili, to teraz zbytnio mi to nie przeszkadzało. Przyzwyczaiłam się do ich towarzystwa, a z czasem wyczułam też, że między nami zaczęły powstawać pewne więzi. A może po prostu dorobiłam się już objawów syndromu sztokholmskiego.
- A jednak coś jest nie tak. Dlaczego nie przeniesiesz się do nas? Miałabyś się lepiej. Nie traktowalibyśmy cię jak zwykłego worka z krwią. Tak jak oni. - Ostatnie słowa niemal wypluł.
Poczułam wzrastające wewnątrz mnie wzburzenie oraz chęć, aby stanąć w obronie godności braci Sakamaki. O ile można to tak określić.
- Czy ty aby nie przesadzasz? Nie traktują mnie tak. Zresztą, chciałabym zauważyć, że to wy staliście za moim porwaniem i tym, co zrobił mi Richter!
Chłopak skrzywił się i na krótką chwilę odwrócił wzrok.
- To nie tak... Nie mieliśmy okazji, żeby ci to wszystko wyjaśnić, Ewo...
- Znowu wyjeżdżasz z tą "Ewą"?! O co wam, do cholery, chodzi?!
Zamrugał. Tęczówka w jego prawym oku wciąż była czerwona, gdy przyglądał mi się z zaskoczonym wyrazem twarzy.
- Ty naprawdę nie masz o niczym pojęcia... - stwierdził w końcu.
- No wow!
- Czyli oni nic ci nie powiedzieli?
- Jak widać. - Spiorunowałam go wzrokiem. Czy to nie było oczywiste?
- Tym bardziej powinnaś pozwolić, żebyśmy się tobą zajęli. 
- Możesz przestać to powtarzać?
- Gdybyś znała prawdę...
- To mi ją zdradź!
Zamilkł i puścił moją twarz, ale nie cofnął się. Kiedy ponownie się odezwał, mówił już o wiele ciszej oraz spokojniej.
- Nie mogę tego zrobić... Nie ja.
- A kto?
Potrząsnął głową. Jasne kosmyki opadły mu na oczy. 
- Jeśli jeszcze tego nie wiesz, to pewnie musisz jeszcze poczekać. W swoim czasie dowiesz się wszystkiego.
Nagle coś zaskoczyło w moim umyśle. Niewielkie fragmenty układanki połączyły się ze sobą.
- Ruki, prawda?
- Słucham? - Blondyn spojrzał na mnie, zdziwiony.
- Ruki zna prawdę. - To było bardziej stwierdzenie niż pytanie. - I to on mógłby mi wszystko wyjaśnić. Mam rację?
Westchnął, po czym na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
- Bystra jesteś. 
- No i...?
Rozłożył bezradnie ręce.
- Ja nie mogę o tym zadecydować. Jeśli Ruki uzna, że powinnaś wiedzieć, to ci powie.
- To nie jest sprawiedliwe.
- Nie musi. Mało co jest sprawiedliwe, kotku.
- Więc mam to tak po prostu zostawić?
- Nie masz innego wyjścia. - Obrócił się na pięcie i jakby nigdy nic, skierował się do wyjścia z sali. - Do zobaczenia za tydzień, kociaku.
Odprowadziłam go wzrokiem, rozważając jego słowa. Wynikało z nich, że Ruki wiedział coś na mój temat. Coś, czego ja sama nie wiedziałam. Musiałam to z niego jakoś wyciągnąć.



*EGOIST - "Departures" (wersja z gitarą)
https://youtu.be/_VksP1RevTU