Ariana | Blogger | X X

wtorek, 29 sierpnia 2017

Diabolik Lovers: Rozdział 51

Czy ktoś zamawiał 51 rozdział DL? Tak? To w takim razie, proszę odebrać swoje zamówienie!
Koniecznie dajcie mi znać, jak wam się podoba i co o nim sądzicie. Pamiętajcie - komentarze bardzo motywują i sprawiają radość ^^
Jak zwykle zapraszam was na mojego Twittera - Lady Kanra i/lub ARMY.PL oraz na Wattpada, gdzie pojawił się nowy rozdział Interview with BTS. Jeśli chcecie, nie bójcie się do mnie pisać ;3


Przepraszam, że nie zawróciłam
Przepraszam, że jestem tak samolubna 
Przepraszam, nawet jeśli jest już za późno
Tej nocy
Nocy bez twarzy
Moje myśli się rozmazują
Czemu wszystko znowu staje się trudniejsze?
~The Rose - Sorry


Rana


                Huk towarzyszący wystrzałowi wciąż rozbrzmiewał echem w mojej głowie. Nie czułam jednak bólu. To nie miało sensu, bo wyraźnie słyszałam odgłos ciała upadającego na żwirową ścieżkę. A może to już? Może już było po wszystkim, a moje ciało w ostatnich chwilach świadomości przestało rejestrować ból? Albo moja dusza zdążyła już oddzielić się od cielesnej powłoki? Bałam się otworzyć oczy, ale musiałam się przekonać. Musiałam poznać odpowiedzi na pytania krążące po mojej głowie. Uniosłam powieki. I zaraz tego pożałowałam.
            Mój ojciec nie spudłował.
            Naprawdę do mnie strzelił.
            Lecz ja wciąż żyłam.
            Ponieważ to nie moje ciało upadło, przyjąwszy na siebie pocisk.
            Moje oczy rozszerzyły się z przerażenia, głos uwiązł gdzieś w gardle, a usta poruszyły się bezgłośnie. Nawet nie spojrzałam na ojca, choć wciąż trzymał w dłoni broń. W tamtej chwili liczył się dla mnie jedynie drżący Ayato, który klęczał na żwirze tuż przede mną. Jedną dłoń przyciskał do swego boku, a drugą położył płasko na drobnych kamieniach, by nie runąć na twarz.
            Otrząsnęłam się z letargu i opadłam na kolana obok niego, trzęsącymi się palcami dotykając jego ramienia. W głowie kłębiło mi się tak wiele pytań
            - Jak… Dlaczego?
            Poczułam napływające mi do oczu łzy, gdy tylko ujrzałam czerwień plamiącą jego ubranie, przesączającą się przez zaciśnięte palce.
            - Dlaczego to zrobiłeś?! – wrzasnęłam, podrywając głowę, by spojrzeć na swojego ojca.
            Mężczyzna wciąż stał w tym samym miejscu z wyrazem szoku odmalowanym na twarzy. Przeniósł wzrok na trzymaną broń, nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Patrząc na niego, czułam jedynie rosnące obrzydzenie.
            Ręka Ayato ugięła się tymczasem pod jego ciężarem, ale zdążyłam przytrzymać go, zanim całkiem upadł.
            - Ayato… - gardło ścisnęło mi się tak samo jak serce, gdy wypowiadałam jego imię.
            Zielone oczy spojrzały na mnie, a na bladych ustach wykwitł krzywy półuśmiech.
            - Nie przejmuj się, naleśniku – odezwał się zadziwiająco opanowanym i mocnym głosem. – To tylko draśnięcie. Ważniejsze jest… - Wsunął dłoń do kieszeni swojej bluzy i nagle uśmieszek zniknął z jego twarzy. Jego kocie źrenice rozszerzyły się. – Antidotum. Miałem je w bluzie. Musi gdzieś tu być.
            - Antidotum? – Powtórzyłam. – Teraz się tym przejmujesz?
            - Mówię ci, że to tylko głupie draśnięcie! – Skrzywił się i mocniej przycisnął dłoń do ciała. – Nic mi nie będzie. Po prostu pospiesz się i znajdź to cholerstwo!
            Spiorunowałam go wzrokiem, ale w końcu oderwałam od niego wzrok. Nie musiałam długo szukać – na czarnym pudełku właśnie zaciskały się palce mojego byłego opiekuna. Ayato szarpnął się w moich ramionach.
            - Oddawaj to! – warknął, obnażając swoje śnieżnobiałe kły.
            Mężczyzna zastygł w bezruchu. Przenosił wzrok z pudełka na nas i z powrotem, jakby nie mógł się zdecydować, co zrobić. Jego ręka znalazła się niebezpiecznie blisko wody, przy której stał. Nie odrywałam od niego wzroku, jednocześnie zaciskając mocniej ramiona wokół Ayato, by chociaż spróbować powstrzymać go od poderwania się z miejsca. Przygryzłam dolną wargę.
            - Oddaj to, proszę – powiedziałam.
            Lecz moje słowa, jakby do niego w ogóle nie docierały. Jego dłoń zawisła tuż przy krawędzi oczka wodnego. W tej samej chwili Ayato syknął i zacisnął powieki, następnie osuwając się bezwładnie w moich ramionach.
            - Ayato! – zawołałam rozpaczliwie, ale wampir nie otworzył oczu. Skrzywił się jedynie w odpowiedzi. Przeniosłam wzrok na swojego byłego opiekuna, bezradna. Nie wiedziałam, co robić. Zostawić Ayato i próbować odzyskać antidotum? Czy próbować pomóc Ayato i prawdopodobnie stracić antidotum? Przygryzłam dolną wargę, ponownie patrząc na rosnącą plamę na ubraniu chłopaka. Jego dłoń zsunęła się na bok, odsłaniając ją w całej okazałości, przycisnęłam więc do niej własne palce, choć nie wiedziałam, czy robiłam właściwie. Jakoś wszelkie informacje dotyczące pierwszej pomocy nagle wyparowały z mojej pamięci.
            Ułożyłam ostrożnie Ayato na ziemi, po czym rzuciłam szybkie spojrzenie w kierunku mojego ojca. On też na mnie popatrzył, oczami wypełnionymi bezbrzeżnym smutkiem. Najwyraźniej podjął jakąś decyzję, ponieważ uniósł pudełko z antidotum i… Wylądował na ziemi, powalony przez rozpędzonego Subaru. Z moich ust wydobył się zduszony okrzyk. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam.
            - Natsuki!
            Odwróciłam głowę w stronę, z której nadbiegł Subaru i zobaczyłam pozostałych braci Sakamaki zbliżających się w naszą stronę. Na ich widok zalała mnie fala ulgi tak silna, jak chyba jeszcze nigdy. Pomachałam w ich stronę i zawołałam:
            - Pospieszcie się! Potrzebuję waszej pomocy!
            Pierwszy dotarli Reiji i Laito. Za nimi Kanato, a na końcu Shu.
            - Co tu się sta… - zaczął Laito, ale urwał widząc swojego nieprzytomnego brata. – Ayato?
            Niecierpliwym gestem Reiji odsunął mnie na bok, po czym podwinął ubranie Ayato, by przyjrzeć się ranie. Potem zerknął na porzuconą na żwirze broń i zaklął. W innej sytuacji zaskoczyłoby mnie to, ponieważ był jedną z niewielu osób, jakie znałam, które raczej nie używały wulgarnych słów.
            - To srebrna kula – oznajmił, jakby to wszystko wyjaśniało. I najwyraźniej wyjaśniało – wszystkim poza mną, sądząc po reakcjach pozostałych.
            - Dasz radę się tym zająć? – zapytał Laito, wolną dłonią trzymając się za zranioną rękę.
            - Tak, potrzebuję tylko…
            Nie słyszałam jego dalszych słów. Wpatrywałam się jedynie w otępieniu w lepką krew Ayato na moich palcach i mamrotałam do siebie.
            - To moja wina. To wszystko moja wina… To przeze mnie, on…
            - Maleńka… - zaczął miękko Laito, lecz to Kanato kucnął naprzeciwko mnie, mierząc mnie ponurym spojrzeniem.
            - Opanuj się! – rzucił rozkazująco. – Przestań się mazać, bo to nikomu nie pomaga, a jest irytujące!
            Jego słowa podziałały na mnie tak, jakby wymierzył mi policzek. Zamrugałam i skinęłam. Miał rację. Nie mogłam się zachowywać, jakbym to ja była największą ofiarą tych wydarzeń. Zacisnęłam wciąż pokryte krwią dłonie w pięści i podniosłam się ze żwiru. Odsuwając swoje myśli od braci Sakamaki debatujących nad nieprzytomnym Ayato, zaczęłam szukać antidotum. Jak się okazało leżało na brzegu oczka wodnego. Jakimś szczęśliwym zrządzeniem losu nie wpadło do wody. Podniósłszy pudełko, przycisnęłam je do piersi i spojrzałam w kierunku mego ojca, wciąż przygwożdżonego do ziemi przez Subaru. Ku mojemu lekkiemu zdziwieniu, dołączył do niego Shu.
            - Co ty odjebałeś?! – wrzasnął Subaru, unosząc jedną z dłoni zaciśniętych w pięść. Przymierzał się do zadania ciosu.
            - Miałeś jej pomóc, a nie ją zabijać – dodał Shu, rozgniewanym tonem. Jeszcze nigdy nie widziałam takiej złości odmalowanej na jego twarzy. – Podobno to twoja córka.
            Mężczyzna nie odpowiedział. Nawet się nie poruszył. Subaru wydał z siebie warknięcie, a jego dłoń zaczęła opadać.
            - Subaru! – zawołałam. Pięść wampira gwałtownie się zatrzymała. – Nie warto. Zostaw go.
            Białowłosy rzucił jeszcze jakieś przekleństwo, po czym uwolnił mężczyznę i odwrócił się w moją stronę, przy okazji wkopując porzucony pistolet do oczka wodnego. Obaj z Shu wpatrywali się we mnie z nieodgadnionymi minami. Kątem oka widziałam, że reszta braci zniknęła, zabierając ze sobą Ayato.
            - Co tu się właściwie stało? – zapytał blondyn.
            Odetchnęłam głęboko, zanim odpowiedziałam, ponieważ czułam się, jakby przez ostatnie kilka minut moim płucom brakowało powietrza.
            - Czekałam na Ayato, kiedy nagle pojawił się on… - Wskazałam ruchem głowy mojego ojca, którego… już nie było. Wampiry wyczuły zmianę w moim głosie i błyskawicznie się odwróciły. Subaru zaklął po raz kolejny. Shu zmarszczył brwi.
            - Uciekł! – Syknął młodszy, nerwowo mierzwiąc sobie włosy. – Nie wierzę, co za…
            Z jego ust posypały się kolejne przekleństwa, a ja jedynie pokręciłam głową. Obraz ojca, jaki jeszcze niedawno miałam przed oczami pokrył się rysami w momencie, gdy porzucił mnie na pastwę Sakamakich, zrywając ze mną wszelki kontakt. Po tych wydarzeniach rozpadł się zupełnie. Czułam się zraniona zarówno jego słowami, jak i czynami. Bolało mnie to, że ktoś niegdyś tak mi bliski, ktoś kto przejął nade mną opiekę, gdy jeszcze byłam dzieckiem, mógł się ode mnie odwrócić i zrobić coś takiego. Nie wiedziałam, co nim kierowało, ale w tamtym momencie nie byłam w stanie wykrzesać z siebie ani odrobiny zrozumienia.
            - Sprowadziliśmy go, by ci pomógł – powiedział Shu, przenosząc na mnie spojrzenie swoich niebieskich oczu tak podobnych do tych Beatrix. – Nikt nie spodziewał się, że zrobi coś takiego.
            Skinęłam głową, mocniej przyciskając do siebie czarne pudełeczko. Cóż więcej mogłam rzec? Oni się tego nie spodziewali. Ja tym bardziej.

            W rezydencji moim oczom ukazało się istne pobojowisko (w sumie, czego oczekiwałam?). Podłogę pokrywały szklane odłamki, przewrócone, częściowo połamane meble, potłuczone ozdoby i porozrzucane książki. Nie wspominając o ciałach martwych wilków, które, jak później zauważyłam, rozpływały się w powietrzu, pozostawiając po sobie kupki czegoś, co przypominało popiół. Gdzieniegdzie widniały plamy krwi, ślady po pazurach czy kłach. Szczerze współczułam służbie, która bez słowa uwijała się, starając się przywrócić pomieszczenie do ładu. Z drugiej strony, byłam ciekawa, czy był to najgorszy bałagan, jaki mieli w swoim życiu do posprzątania czy też zdarzały się im gorsze przypadki. Ciężko było stwierdzić, ponieważ ich twarze, jak zwykle, były beznamiętnymi maskami, z których nie można było niczego wyczytać.
            Laito i Kanato czekali na nas w jednym z pokojów na pierwszym piętrze rezydencji.
            - Reiji nikogo nie wpuszcza – powiedział Laito, widząc moje pytające spojrzenie. – Zamknął się z nim u siebie i wywalił wszystkich, poza służącymi, które wziął sobie do pomocy.
            Zwiesiłam głowę, spuszczając wzrok na własne stopy. Tkwiące we mnie poczucie winy nie chciało dać się zagłuszyć.
            - Ale… Co z nim? Wiecie coś? – zapytałam, nie unosząc wzroku.
            - Ciężko stwierdzić.
            Przełknęłam ślinę i wbiłam paznokcie w brzeg kanapy, na której przycupnęłam.
            - To co się tam stało? – To pytanie zadał Kanato.
            Przymknęłam powieki, pozwalając, by moja pamięć klatka po klatce odtworzyła ostatnie wydarzenia.
            - Czekałam na Ayato, który wrócił po antidotum. Wtedy nagle pojawił się… mój ojciec. – Określenie to, chociaż wcześniej używałam go tak wiele razy, teraz pozostawiło gorycz w moich ustach. – Mówił, że to wy go sprowadziliście, że mi pomoże. Po czym wyjął broń i wymierzył ją we mnie… - Zawiesiłam głos, kuląc się. – Resztę już znacie.
            W pomieszczeniu zapadła cisza. Miałam ochotę zwinąć się w kłębek. Albo zacząć wrzeszczeć. Albo zwymiotować. Nie potrafiłam się zdecydować.
            - A co stało się zanim nas znaleźliście?
            Opowiedzieli mi więc, jak wilki niespodziewanie zaczęły się wycofywać i uciekać tą samą drogą, którą przybyły. Jak czekali na nasz powrót. Jak w końcu usłyszeli wystrzał z broni i postanowili nas odszukać.
            - I o co chodziło z tą „srebrną kulą”? – dociekałam.
            Bracia powiedli po sobie wzajemnie wzrokiem, jakby zastanawiali się, który z nich powinien mi odpowiedzieć. Wreszcie to Shu westchnął i zaczął tłumaczyć cichym, spokojnym głosem, nawet na mnie nie patrząc.
            - To specjalne naboje, jakich używają łowcy wampirów. Są jednymi z niewielu rzeczy, które mogą nam poważniej zaszkodzić. Osłabiają nas, odbierają zdolność szybkiej regeneracji… Tak, jakby wysysały z nas całą energię i moc. W najgorszym wypadku mogą doprowadzić do śmierci.
            Śmierci.
           
To słowo uderzyło we mnie niczym taran. Wiedziałam, że coś było nie w porządku – stan Ayato po tym, gdy został postrzelony ewidentnie o tym świadczył. Nie sądziłam jednak, że było to aż tak poważne. Jakaś pojedyncza, głupia i nawet nie przeznaczona dla niego kula miałaby go pokonać? Ayato, ten Ayato, samozwańczy pan i władca, potężny, zadufany w sobie wampir, arogancki dupek, w którym wbrew własnej woli się zakochałam miałby tak po prostu… umrzeć?
            Dlaczego ten idiota to zrobił?
           
- Ale… Reiji mu pomoże, prawda? – wyszeptałam, głosem pełnym nadziei oraz błagania. – On z tego wyjdzie, tak? On musi… Musi…
            Głos mi się załamał. Zamrugałam gwałtownie, by przegonić słoną mgłę przysłaniającą mi widok.
            Przecież to nie mogło się tak skończyć. Miałam mu jeszcze tak wiele rzeczy do powiedzenia, tak wiele rzeczy, za które musiałam go ochrzanić. Tak wiele rzeczy…
            - Zrobiłem wszystko, co byłem w stanie zrobić – dobiegł nas głos od strony drzwi. Stał w nich Reiji, wyglądający na naprawdę wykończonego. – Jego organizm powinien sobie z resztą sam poradzić.
            Poderwałam się prędko ze swojego miejsca, ale Reiji jedynie uniósł dłoń, by mnie powstrzymać.
            - Nie odzyskał przytomności. Potrzebuje teraz przez jakiś czas spokoju. Póki co lepiej, żeby nikt się koło niego nie kręcił.
            - Och…
            Opadłam na swoje miejsce i objęłam się ramionami. Czułam się, jakby ktoś wrzucił mnie na karuzelę, która nie chciała się zatrzymać. Tego wszystkiego było po prostu zbyt dużo. Oparłam czoło na podciągniętych kolanach i wbiłam paznokcie we własne ramiona, by powstrzymać płacz. Gdybym pozwoliła łzom płynąć, zapewne miałabym problem z uspokojeniem się. A nikomu nie było to teraz potrzebne. Przygryzłam dolną wargę tak mocno, że po chwili poczułam w ustach smak krwi.
            - Przepraszam – powiedziałam cicho. Jedynie tyle byłam w stanie w tej chwili zrobić. Było to niewiele, naprawdę niewiele, ale musiałam to powiedzieć. Miałam taką potrzebę, czułam powinność, by to zrobić. Doszłam do wniosku, że przynajmniej tyle byłam im winna. – Wszystkich. Za wszystko. Po prostu… przepraszam.

piątek, 25 sierpnia 2017

Wyniki konkursu

Jako, że wczoraj zakończyło się głosowanie na najlepszy fan art, wypadałoby dzisiaj podać wyniki~. Dzięki waszym głosom wygrała autorka tego oto rysunku:

Na jej życzenie, w ramach nagrody powstanie bonusowy rozdział DiaLovers, który zgodnie z jej wolą zostanie opublikowany na blogu. Co do pozostałych uczestniczek - jeśli wam to odpowiada, to każda z was otrzyma dedykację przy następnych rozdziałach DL. Co wy na to? Zgadzacie się? Jeśli tak (lub nie), to dajcie znać w komentarzach (lub prywatnie), żebym wiedziała ;3 Dziękuję wszystkim za udział i mam nadzieję, że dobrze się bawiliście!
Standardowo zapraszam was na mojego Twittera (Lady Kanra i ARMY.PL), Wattpada (LadyKanra) czy moje inne profile~. Będzie mi miło, jeśli się do mnie odezwiecie (staram się nie gryźć). ^^
Pozdrawiam~.

środa, 23 sierpnia 2017

Diabolik Lovers: Nowości od Rejet

Weszłam sobie dzisiaj na YouTube, patrzę, a tam informacja o nowym filmiku od Rejet:

Z tego, co się orientuję, to jest to zapowiedź nowej serii piosenek typu Versus oraz nowej dramy z braćmi Mukami, jako że Rejet obchodzi 5 rocznicę wydania MORE, BLOOD.
Plus, jakiś czas temu wyszły nowe piosenki z serii Sadistic Song. Nie wiem, czy już je słyszeliście (ja dopiero niedawno się o nich dowiedziałam XD), więc proszę bardzo, oto one:











A także piosenki z serii Super Best III:






I na koniec opening oraz ending Lost Eden!






I to już chyba wszystko~. Dla zainteresowanych: dzisiaj skończyłam nowy rozdział Interview with BTS, więc w najbliższych dniach będę pisać 51 rozdział DiaLovers! Jak zwykle zapraszam was również do odwiedzenia mnie np. na moim Twitterze:
Lady Kanra i/lub ARMY.PL
Możecie odezwać się także na innych portalach/stronach/aplikacjach, na których mam konta. Będzie mi miło ^^

niedziela, 20 sierpnia 2017

Diabolik Lovers: Rozdział 50

I w ten oto sposób dobrnęliśmy aż do 50 rozdziału DiaLovers! Mam nadzieję, że spodoba się wam tak, jak pozostałe rozdziały i że podzielicie się ze mną swoimi opiniami ^^ Mogę zdradzić, że akcja teraz nieco przyspieszy. O czym zresztą sami się przekonacie. Przypominam wam jeszcze o oddaniu głosu na waszego faworyta spośród konkursowych fan artów. Zapraszam także na moje konta na Twitterze - LadyKanra oraz ARMY.PL Będzie mi miło jeśli mnie tam odwiedzicie i/lub odezwiecie się do mnie ;3
A teraz bez przedłużania - życzę wszystkim miłego czytania!


Zamiast żyć w strachu przed
 mającym nastąpić rozstaniem
Czy nie lepiej będzie w tej chwili
marzyć o tym, że znów szczęśliwi 
będziemy trwać w swoich ramionach?
~ Taemin - Goodbye

Zdrada


                W pierwszym momencie nikt z nas nie zorientował się, co się stało. Brzęk. Cisza. Wszyscy zastygli w bezruchu. A potem oczy wampirów zalśniły, gdy odwrócili się w kierunku okien. Poszłam ich śladem i ujrzałam wybitą szybę.
            - Co…
            Nie zdążyłam dokończyć swojego pytania. Rozległ się huk, a wszystkie pozostałe okna pokryła pajęczyna pęknięć. Kolejny huk i szklane odłamki posypały się do wnętrza pokoju. A potem usłyszeliśmy warkot. Dziki, głęboki warkot wydobywający się z gardeł całego stada wilków. Nie wiem, jak dużo ich było. Byłam zbyt przerażona i zdezorientowana, żeby wpaść na pomysł policzenia ich. Jedynym, na co zwróciłam uwagę, były ich połyskujące, złote oczy oraz szara sierść, która zdawała się nienaturalnie lśnić. A także ich kły. Bardzo duże i zapewne bardzo ostre kły groźnie wyszczerzone w naszą stronę.
            Kiedy bracia Sakamaki oprzytomnieli, błyskawicznie stanęli ramię w ramie, formując okrąg ze mną w jego środku. Gdyby mój mózg nie zaciął się na myśli „O, mój Boże, co się dzieje?!”, to zapewne byłabym wdzięczna i może nawet poruszona ich zachowaniem.
            Wilki tymczasem zdążyły nas otoczyć. Warczały i krążyły wokół nas, w ogóle nie przejmując się szkłem zaściełającym podłogę.
            - Ktoś ma jakikolwiek pomysł skąd się tu wzięły? – zapytał zadziwiająco spokojnym głosem Laito.
            - Jak na mój gust wyglądają na czyjeś chowańce – odparł stojący obok niego Ayato.
            - To raczej oczywiste – prychnął Reiji. – Normalne wilki nie wpadłyby do naszego domu, wybijając uprzednio okna.
            - A czy to w ogóle jest ważne?! – Nie wiedziałam, czy Subaru był tak wytrącony z równowagi z powodu naszych… gości czy też z powodu rozważań jego braci. – Pozbądźmy się ich najpierw, do cholery! Potem będziecie sobie mogli myśleć o tym , kto je przysłał.
            Kanato westchnął.
            - On ma rację.
            - Wyjątkowo się zgodzę – dodał Shu. – Choć im samym nie spieszy się jakoś z atakiem…
            Ledwie to powiedział, a jedna z bestii poderwała się ze swojego miejsca i ruszyła wprost na nieco zaskoczonego blondyna. Chłopak wykazał się jednak swoim niezwykłym refleksem i wykonał unik. Rozpędzony wilk wpadł wprost na wyciągniętą nogę Subaru i ze skomleniem wylądował na podłodze jakieś dwa metry dalej.
            - Czyli walkę czas zacząć, co? – rzucił Laito, kiedy pozostałe wilki zerwały się ze swoich miejsc.
            W ruch poszły pięści, nogi, przypadkowe przedmioty, kły oraz pazury. Pokój wypełnił się  dźwiękami uderzeń, warkotem i trzaskiem, kiedy któryś z wampirów lub wilków wpadał na meble ustawione w pomieszczeniu. A ja stałam pośrodku tego wszystkiego, kompletnie zdezorientowana i niepewna, jak się zachować. Z logicznego punktu widzenia, zapewne powinnam się gdzieś ukryć. Jednak dziwnym trafem wilki w ogóle nie zwracały na mnie uwagi. Żaden nawet na mnie nie spojrzał.
            Ich celem są chłopcy?
            Ayato w pewnym momencie odwrócił się i zerknął w moją stronę, posławszy uprzednio wilka na drugą stronę pomieszczenia. Jego oczy rozszerzyły się, gdy zobaczył, że wciąż stałam w tym samym miejscu.
            - Co ty tu jeszcze robisz?! – zapytał doskakując do mnie.
            - Cóż… staram się nie przeszkadzać? Ignorują mnie, więc…
            - Czasami jesteś taka głupia – wymamrotał, kręcąc z niedowierzaniem głową.
            - Słucham?! – Może nie był to najlepszy moment na kłótnię, ale nie mogłam się powstrzymać. – Wypraszam sobie, ty… Uważaj!
            Wampir zrozumiał, o co mi chodziło i błyskawicznym ruchem zerwał ze ściany jeden z mieczy (przydatny element wystroju), po czym pchnął nim skaczącego na niego zwierzaka. Bestia upadła na dywan u jego stóp i już się nie podniosła. Ayato wyszarpnął zakrwawione ostrze z jej boku i podrzucił je w lewej dłoni.
            - Może się jeszcze przydać – stwierdził.
            - Ile tu będzie sprzątania… - rozpaczał tymczasem Reiji, stojący niedaleko nas. Z niesmakiem spoglądał na swoją poplamioną koszulę.
            A wilków przybywało. Kolejne wpadały przez zniszczone okna, a te powalone… Miałam wrażenie, że nie pozostawały zbyt długo nieruchomo. Albo po prostu było ich tak wiele. Nie potrafiłam tego jednoznacznie stwierdzić.
            Rozejrzałam się wokół po otaczającym mnie chaosie. Kanato właśnie rozbił wazon na pysku atakującego go wilka, Subaru posłał innego kopniakiem pod ścianę, a Shu kolejnemu skręcił kark. Laito natomiast odwrócił się w naszą stronę.
            - Hej, może lepiej ją stąd zabierz! – zawołał do Ayato, właśnie przebijającego gardło leżącego wilka.
            - Niby gdzie?
            - Och, no nie wiem, rusz głową. Tu nie jest za bezpiecznie, nie uważasz?
            - Laito! – krzyknęłam ostrzegawczo.
            Rudowłosy odwrócił się o ułamek sekundy za późno. Szary zwierz zdążył zatopić swoje kły w jego ramieniu. Laito sapnął. Nie wiedziałam, czy z zaskoczenia czy z bólu, ale krzyknęłam ponownie.
            - Laito!
            Chłopak skrzywił się, ale udało mu się jakoś chwycić wilka za łeb, uwolnić rękę i cisnąć zwierzakiem w bok.
            - O mnie się nie martw, maleńka. – Uśmiechnął się krzywo, choć zraniona ręka zwisała bezwładnie u jego boku, a przez rozdarty rękaw sączyła się krew. – Zabierz ją stąd, braciszku. – Jego zielone oczy zdawały się płonąć. – A ja wykończę co najmniej kilka tych sukinsynów.
            Ayato skinął głową, kładąc rękę na moim ramieniu.
            - Chodźmy.
            - Ale…
            Wampir nie czekał na mój protest. Świat rozmył się na chwilę przed moimi oczami, by w następnej chwili ukazać mi zupełnie inny widok niż jeszcze chwilę temu. Znaleźliśmy się w ogrodzie przed rezydencją. Z naszego miejsca widziałam wilki gromadzące się przy rozbitych oknach. Obrzuciłam Ayato oburzonym spojrzeniem.
            - Dlaczego to zrobiłeś?! Tam są twoi bracia!
            - Tam jest niebezpiecznie – odparł sucho.
            - No właśnie! Na mnie te wilki nie zwracały uwagi, ale na ciebie i twoich braci już tak. – Gestykulowałam żywo, dla podkreślenia swoich słów. - Oni mogą cię potrzebować! Widziałeś, ile tego jest.
            - A ty nie? – zapytał z niewzruszonym spokojem. – Poradzą sobie, możesz mi wierzyć.
            Nawet, jeśli tak twierdził, to nie podobało mi się, że zostali sami przeciwko całemu stadu wściekłych, podejrzanych wilków.
            - Ayato… - Nagle coś do mnie dotarło. – O mój Boże!
            - Dopiero teraz zdałaś sobie z tego sprawę? – prychnął z uśmieszkiem na ustach.
            Zignorowałam jego uwagę, myśląc o poważniejszym problemie.
            - Antidotum. Zostało w salonie.
            To powiedziawszy odwróciłam się na pięcie, z zamiarem powrotu do rezydencji. Ayato złapał mnie jednak za ramię, zatrzymując w miejscu.
            - Oszalałaś? Dopiero, co cię stamtąd zabrałem.
            - Muszę wrócić po antidotum! – Szarpnęłam się, jednocześnie próbując go przekonać. – Potrzebuję go. Przecież to może być moja jedyna szansa na powrót do normalności.
            Przez chwilę mierzył mnie w milczeniu wzrokiem, a ja rozważałam swoje szanse na ewentualne znokautowanie go. Cóż, nie były zbyt duże.
            - Ja pójdę. Ty tu zostań… - Zmarszczył brwi, wodząc wzrokiem po otoczeniu. – Chyba mogę cię tu zostawić. Najlepiej schowaj się i nie wychodź, dopóki nie wrócę.
            Skinęłam głową. Na takie ustępstwo mogłam się zgodzić.
            Ayato poczekał, aż schowałam się w kamiennej altanie znajdującej się przy oczku wodnym wielkości boiska. Jeszcze raz rozejrzał się wokół, po czym zniknął.

***

            Ayato ponownie znalazł się w samym środku chaosu. Przez tę krótką chwilę w salonie jedynie przybyło zniszczeń, a wilków zdawało się wcale nie ubywać.
            - Co ty tu jeszcze robisz? – zapytał Shu, który marszczył brwi, zirytowany całą sytuacją. Jego beżowy sweter znajdował się w strzępach, a jedna ze słuchawek dyndająca smętnie w powietrzu wyglądała na zmiażdżoną. A może przegryzioną? – Myślałem, że miałeś zabrać Natsuki w jakieś bezpieczne miejsce.
            - Tak zrobiłem. Przynajmniej teoretycznie – dodał ciszej, mniej zadowolonym tonem. – Wróciłem po antidotum.
            W oczach Shu pojawiło się zrozumienie.
            - Więc bierz je i zje… - Blondyn urwał, gdy Ayato postąpił nagle do przodu z wyciągniętym mieczem, pozbywając się wilka, który za cel upatrzył sobie jego plecy. – Hmm, dzięki.
            Ayato skinął głową w odpowiedzi i minął brata, by odszukać w tym chaosie drogocenne antidotum. Po drodze natknął się na wilka trzymającego w zębach Teddy’ego oraz Kanato, właśnie rzucającego się na niego z przeraźliwym wrzaskiem. Wampir praktycznie urwał zwierzakowi łeb, a  następnie ostrożnie uwolnił spomiędzy nieruchomych szczęk pluszowe ciałko. Ayato pokręcił na ten widok głową.
            A ona się o nich martwiła.
            Wreszcie odnalazł czarne pudełeczko, leżące pośród szklanych odłamków pod przewróconym stolikiem. Podniósł je i przyjrzał się mu uważnie, w duchu zaklinając, aby jego zawartość była nienaruszona. Delikatnie otworzył srebrne zatrzaski, a jego oczom ukazał się nawet niezarysowana fiolka, wypełniona dziwnie, jak na jego gust, połyskującym płynem. Odetchnął z ulgą. Schowawszy pudełko do kieszeni bluzy był gotów do powrotu do Natsuki. Zanim jednak użył swej nadprzyrodzonej zdolności zauważył, że wszystkie wilki nagle jakby zaczęły ustępować i wycofywać się z budynku.

***

            Posłusznie kuliłam się na zimnym podłożu altany, gdy nagle przed oczami zaczęły fruwać mi ciemne plamy. Zamrugałam, ale nie chciały zniknąć. Zamiast tego zakręciło mi się w głowie. Odruchowo uchwyciłam się murku, za którym się chowałam i w tej samej chwili ujrzałam kolejną, dziwną wizję.
            Dwie wysokie postacie stały na niewielkim wzniesieniu. Otaczał je tak gęsty mrok, że nie widziałam dobrze ich twarzy. Nie potrafiłam nawet stwierdzić, jakiej były płci. Mimo to, kiedy jedna z nich otworzyła usta, jej śnieżnobiałe zęby zdawały się lśnić.
            - Znaleźliśmy ją.
            Pokręciłam głową, by pozbyć się resztek wizji ze swojej głowy. Musiałam oczyścić umysł i skupić się na teraźniejszości, a nie na niezrozumiałych dla mnie wizjach. Tym mogłam się przejmować później. W tej chwili nie miałam na to czasu.
            Odetchnęłam cicho, opierając głowę o kamienny murek. Marzyłam o dniu, w którym nie byłoby szalonych matek, ojców i wujków. O dniu, który mogłabym spędzić na spokojnej, prawdziwej, nie zakłócanej niczym randce z Ayato. O dniu, w który nie musiałabym niczym się przejmować i nie miałabym wrażenia, że wszystko wokół mnie kruszy się i rozpada. Czy to było tak wiele?
            Kiedy to szaleństwo się skończy?
            Nagle usłyszałam chrzęst żwiru, jaki towarzyszył komuś zbliżającemu się w moją stronę. Wychyliłam się ostrożnie ze swojej kryjówki na tyle, aby widzieć nadchodzącego. Zobaczywszy go, wstrzymałam oddech. Nie był to wcale Ayato, którego miałam nadzieję zobaczyć. Był to mężczyzna w średnim wieku, ubrany w długi niemal do ziemi, ciemny płaszcz. Na wysokości jego klatki piersiowej kołysał się srebrny krzyż. Mężczyzna zbliżył się, a blask księżyca przedzierający się przez chmury oświetlił jego twarz. Wypuściłam ze świstem powietrze. Pojawił się przede mną już drugi raz w tak krótkim czasie, lecz tym razem miałam pewność, że nie był jedynie wytworem mojego umysłu. Nie miał już tego pustego wyrazu twarzy ani nieobecnego spojrzenia.
            - Natsuki.
            Znieruchomiałam na kilka sekund, po upływie których podniosłam się powoli z podłoża i wyszłam z altany.
            - Ojcze – odezwałam się.
            Mężczyzna zatrzymał się przede mną, a na jego twarzy zagościł lekki uśmiech.
            - Co ty tu robisz? – zapytałam, wciąż nie dowierzając własnym oczom. – Po tym wszystkim…
            - Panowie Sakamaki skontaktowali się ze mną.
            - Och…
            Poczułam lekkie ukłucie w klatce piersiowej, słysząc tę wiadomość.
            A więc im udało się z nim skontaktować, podczas gdy mnie…
            Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie powiedział mi, dokąd tak naprawdę wyjechał. Od dnia, w którym odesłał mnie do Sakamakich nie próbował nawet się ze mną skontaktować. Wszystkie telefony, jakie sama do niego wykonywałam, pozostawały bez odpowiedzi. Nigdy nie odpisał mi na żadnego maila czy SMS-a.
            - Powiedzieli, że potrzebujesz pomocy – powiedział łagodnie. – Że dzieje się z tobą coś złego.
            Gdybyś się ode mnie nie odciął, wiedziałbyś o tym od dawna. A może wiedziałeś?
            Nie potrafiłam pozbyć się negatywnych, pełnych sceptycyzmu myśli na temat stojącego przede mną mężczyzny. Mężczyzny, który przez tak wiele lat był moim opiekunem i moją jedyną rodziną.
            - Więc? – Uniosłam na niego wzrok pełen nieskrywanego wyrzutu. – Co zamierzasz z tym zrobić?
            - Pomóc ci, oczywiście.
            Aż do tej chwili nie zauważyłam, że jedną dłoń cały czas trzymał w kieszeni swojego płaszcza. A teraz było już za późno. Patrzyłam wprost w wylot lufy pistoletu. Otworzyłam szerzej oczy. Czy mój pokręcony koszmar miał przerodzić się w rzeczywistość?
            - Ta… Tato? – wydukałam.
            Rozsądek podpowiadał mi, że powinnam przynajmniej spróbować uciec. Ale moje ciało nie było w stanie nic zrobić. Stałam tam więc jedynie ogarnięta całkowitą bezradnością i wpatrywałam się z niedowierzaniem w kogoś, kto jeszcze do niedawna kojarzył mi się z bezpieczeństwem.
            Seiji Komori pokręcił przecząco głową.
            - Nie jestem godzien tego miana. – Głos mu się załamał, a w jego oczach zalśniły łzy.
            Jedynym ruchem, na jaki zdobyło się moje ciało, było zaciśnięcie powiek.
            - Żegnaj, Natsuki.
            Usłyszałam chrzęst żwiru.
            Broń wystrzeliła.

czwartek, 17 sierpnia 2017

Prace konkursowe

Wybaczcie, że dopiero teraz wstawiam tego posta, ale najpierw byłam zajęta, a potem Internet mi nawalił. W zasadzie, to dalej nie działa i korzystam z bezprzewodowego, który działa mi na nerwy... Och, nieważne. Przejdźmy do konkretów. Oto prace, które nadesłali mi uczestnicy naszego małego konkursu:

1.

2.

3.

4.

5.

6.

7.

8.

Mam nadzieję, że żadnej pracy nie pominęłam. Jeśli jednak to zrobiłam, to proszę upomnieć się o jej dodanie. A teraz... Jak zostaną wyłonieni zwycięzcy? Stwierdziłam, że najsprawiedliwiej będzie zrobić ankietę na blogu. Po prostu zagłosujcie w niej (powinna pojawić się z boku bloga) na numer pracy, która waszym zdaniem jest najlepsza i zasługuje na wygraną~. Co do nagrody - zdecydowałam, że dogadam się co do niej z autorem zwycięskiej pracy.  
P.S. Pragnę się wam "pochwalić" (albo raczej zareklamować), iż założyłam na Twitterze nowe konto - tym razem poświęcone BTS. Znajdziecie na nim najświeższe informacje odnośnie zespołu, zdjęcia oraz wykonywane przeze mnie tłumaczenia. Jeśli jesteście ciekawi, zapraszam was do obserwowania tego konta:
ARMY.PL
A także jeśli chcecie, mojego prywatnego konta:
Lady Kanra
Z góry dziękuję ^^

piątek, 11 sierpnia 2017

Diabolik Lovers: Rozdział 49

Wróciłam! I najpierw mam dla was kilka informacji, więc byłoby miło, gdybyście zapoznali się z tą wiadomością~. 
1. Przypominam o konkursie (patrz: poprzedni post). Do 14 sierpnia macie czas, aby nadesłać mi swoje prace. W razie czego, mogę wydłużyć termin, ale musiałabym dostać informację o tym, o ile.
2. Zmiany! HPP mają teraz własną faviconę (spójrzcie na ikonkę po lewej stronie w karcie bloga)! Zaktualizowałam też głosy postaci na takie, które działają. Tak przy okazji, wiedzieliście, że wyszły nowe piosenki z DiaLovers? Zmieniłam także nieco blogową playlistę - zapraszam do słuchania! Znajdziecie na niej część piosenek, przy których zdarza mi się pisać lub po prostu lubiane przeze mnie soundtracki/piosenki nadające się według mnie na soundtracki moich opowiadań. Pewnie wcześniej czy później znowu coś do niej dodam~. I ostatnią zmianą jest to, iż przerzuciłam Zakochanego Demona do zakładki "Wstrzymane/Porzucone". Póki co, nie zamierzam kontynuować żadnej z historii, które tam wrzuciłam. Chcę się skupić na Diabolik Lovers oraz Interview with BTS (chociaż pomysł na nową historię już się rozpycha w moim umyśle i żąda uwagi...).
3. Czy są tu jakieś A.R.M.Y/osoby lubiące BTS? Jeśli tak to przypominam o głosowaniu na BTS w Soribadzie. Jest to aktualnie bardzo ważne głosowanie! Jeśli nie wiecie, o co chodzi lub potrzebujecie pomocy - piszcie do mnie śmiało!
No. To chyba na tyle. Teraz już możecie przejść do rozdziału, przeczytać go i podzielić się ze mną swoimi opiniami ^^ Możecie również zajrzeć na mojego Twittera, jeśli chcecie - nie gryzę, a będzie mi wręcz miło ;3


Nigdzie nie można uciec od tego spustoszenia
Nigdzie nie można ukryć się przed tym szaleństwem
~Ruelle - Madness


Wyczekiwany moment


            Rozejrzałam się półprzytomnie po pomieszczeniu, przekonana, że obudziłam się z jakiegoś konkretnego powodu. Zdawało mi się, że usłyszałam swoje imię, ale nie miałam pewności. W pokoju poza mną nie było żywej duszy.
            Może mi się to tylko przyśniło?
            Miałam nadzieję, że to samo nie tyczyło się rozmowy z Beatrix – że nie był to jedynie wytwór mej wyobraźni i wampirzyca rzeczywiście postanowiła udzielić mi pomocy. Wtem ponownie do moich uszu dobiegło wołanie.
            - Natsuki!
            Zamrugałam, zdziwiona. Znałam ten głos, lecz nie należał on do żadnego z braci Sakamaki. W moich rozbitych na drobne kawałeczki wspomnieniach głosowi temu towarzyszyło ciepło, miłość i poczucie bezpieczeństwa. Wzruszenie ścisnęło mnie za gardło. Wyskoczyłam z łóżka i czym prędzej rzuciłam się w kierunku drzwi. Pociągnąwszy za klamkę ujrzałam… korytarz. Pusty korytarz.
            - Tato? – wyszeptałam z nadzieją.
            - Natsuki.
            Odwróciłam głowę w kierunku, z którego dobiegał głos. Stał tam. W długim, czarnym płaszczu, jasnych, gładko zaczesanych włosach, ze srebrnym krzyżem spoczywającym na jego piersi. W moich oczach wezbrały łzy.
            Mógł mnie oszukiwać, mógł oddać mnie w ręce wampirów. Ale z pewnością mnie kochał, prawda? A przynajmniej w to chciałam wierzyć. Przecież wychował mnie, jak swoje własne dziecko. Otaczał opieką i miłością, zapewniał wszystko, czego potrzebowałam. A teraz był tutaj. Stał zaledwie parę kroków ode mnie. Może zrozumiał swój błąd? Może uświadomił sobie, na co mnie skazał? I wrócił, by zabrać mnie ze sobą, by przeprosić, by mnie zobaczyć.
            - Tato… - Mój głos drżał od emocji.
            Mężczyzna wyciągnął do mnie ręce, a ja podeszłam do niego chwiejnie. Nie byłam w stanie się powstrzymać i od razu objęłam go ramionami. Wtuliłam twarz w jego tors, jak to często robiłam jako dziecko. Miałam na niego nawrzeszczeć, ale chwilowo uleciała ze mnie cała złość i cieszyłam się tylko jego obecnością.
            - Tato – powtórzyłam nieco pewniej, choć głos wciąż mi się łamał. – Dlaczego? Możesz mi powiedzieć, dlaczego? Wiesz, jak bardzo się bałam? Dlaczego chociaż się ze mną nie skontaktowałeś? Dla…
            - Natsuki, dziecko – przerwał mi mój adopcyjny ojciec. Przyłożył delikatnie dłoń do mojego policzka. Nieco szorstka skóra jego dłoni zadziałała na mnie niezwykle kojąco. Uniosłam głowę, aby spojrzeć w jego oczy. Uśmiechnął się ciepło, wyciągając w moją stronę drugą ze swoich dłoni. Chwilę później poczułam jego palce zaciskające się na moim gardle. Uśmiech nie schodził z jego twarzy.
            - Ta… to… - wykrztusiłam, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami i walcząc o oddech. Nie rozumiałam tego, co się działo. Mój mózg nie chciał tego zaakceptować.
            Mężczyzna przechylił głowę na bok, unosząc wyżej ramię, przez co musiałam stanąć na palcach. Próbowałam się uwolnić, wyrwać z jego uścisku. Nie udawało mi się.
            - Jesteś potworem, który nie powinien istnieć – wysyczał dziwnym, obcym głosem. A może taki mi się wydawał, gdyż byłam bliska utraty przytomności. Moje dłonie rozpaczliwie drapiące jego ręce zsunęły się z nich bezwładnie. Po raz ostatni spojrzałam w oczy mego ojca. Które nie były oczami mego ojca. Z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że patrzyłam w zielone oczy o podłużnych, pionowych źrenicach. W następnej chwili odzyskałam dostęp do powietrza, a wtedy z moich ust wydobył się wrzask.

***

            Ayato drgnął gwałtownie, słysząc krzyk niosący się korytarzami rezydencji. Szybkim ruchem zerwał słuchawki z głowy i cisnął je na parapet, na którym jeszcze chwilę temu siedział. Wyprostował się i zaczął nasłuchiwać, by mieć pewność. Może mu się tylko zdawało. Może…
            Krzyk pełen przerażenia i bólu rozległ się ponownie, powodując, że całe jego ciało zesztywniało. Wampir nie wiedział, co się mogło stać, ale miał zamiar jak najszybciej się tego dowiedzieć.
            Odnalezienie Natsuki zajęło mu kilka sekund, a jej widok wprawił go w całkowite zdumienie. Myślał, że może po prostu przyśnił się jej kolejny  koszmar. W ogóle nie spodziewał się natomiast zastać jej klęczącej na środku korytarza ze łzami płynącymi po policzkach i pustym wzrokiem wbitym gdzieś w przestrzeń. Zatrzymał się, niepewien, co zrobić.
            - Natsuki? – odezwał się, wykonując kolejny krok w jej stronę.
            Dziewczyna zaszlochała głośniej, po czym zaczęła czołgać się po podłodze, jakby chciała od niego uciec. Wampir zmarszczył brwi. Jeszcze nie tak dawno temu taki widok mógłby sprawić mu satysfakcję. Chciałby doprowadzić ją lub jakąkolwiek inną ofiarę do stanu, w którym na kolanach, zalana łzami błagała go o litość. A teraz? Teraz patrzył na czarnowłosą w osłupieniu, czując ogarniający go niepokój, silniejszy z każdą chwilą. Natsuki tymczasem wciąż łkała i mamrotała niewyraźne prośby pod nosem. Wampir błyskawicznie znalazł się tuż obok niej, obejmując ją ramionami i unieruchamiając tym samym w swoim uścisku. Jej ciało spięło się, a ze zdartego gardła wyrwał się zachrypnięty dźwięk. Kiedy niebieskie, szeroko otwarte oczy na niego spojrzały, miał wrażenie, że chociaż ewidentnie na niego patrzyły, to tak naprawdę go nie widziały.
            - Co tu się dzieje? – na korytarzu pojawił się Kanato z misiem w objęciach i głowa przechyloną na bok w wyrazie zainteresowania. – Dlaczego ona tak wrzeszczy?
            - Idź do Reijiego i powiedz mu, żeby się pospieszył – polecił mu Ayato, dźwigając się na nogi z wciąż wyrywająca się mu Natsuki na rękach. – Albo żeby najlepiej tu przyszedł.
            - Nie rozkazuj mi – prychnął wyraźnie niezadowolony Kanato.
            Ayato zazgrzytał zębami.
            - Idź!
            Tym razem jego brat posłuchał.

            Zaledwie chwilę później Ayato, Kanato oraz Natsuki znaleźli się w pokoju Reijiego. Zamieszanie wraz z wcześniejszymi krzykami sprowadziły tam także pozostałych braci Sakamaki, co wcale nie wpływało pozytywnie na rosnąc zirytowanie okularnika. Wampir krzątał się nerwowo przy swoim biurku z podwiniętymi rękawami koszuli, rozczochranymi włosami i okularami zsuwającymi się z nosa. Tkwił w swoim pokoju od wizyty Mukamich i przez cały ten czas próbował rozgryźć problem z trucizną. Może nie darzył Natsuki szczególną sympatią, ale zamierzał dotrzymać swojej obietnicy i jej pomóc. W czym niekoniecznie pomagała mu obecność niemal całej jego rodziny w jednym pomieszczeniu.
            - Jak mam cokolwiek zrobić, kiedy ciągle wyskakujecie mi z nowymi problemami?  - poskarżył się, przetrząsając jedną z szuflad biurka.
            - Przestań marudzić i się pospiesz! – warknął Ayato, wciąż trzymając w ramionach Natsuki, która teraz jedynie wpatrywała się przed siebie pustym wzrokiem i od czasu do czasu mamrotała coś trudnego do zrozumienia nawet dla czułego słuchu wampirów.
            - Przestań mnie poganiać – odparł Reiji, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.
            - To coś rób!
            - Robię!
            - Czy ją da się naprawić? – zapytał Kanato, przyglądający się dziewczynie, jakby była jakimś nadzwyczaj interesującym zjawiskiem. W odpowiedzi otrzymał piorunujące spojrzenie Ayato.
            Stojący po drugiej stronie pomieszczenia Subaru kręcił głową.
            - Wygląda, jakby jej psychikę trafił szlag…
            - I tak się właśnie może stać, gdy Cordelia coraz bardziej zacznie przejmować kontrolę – oznajmił Reiji, wyjmując z podłużnego pudełeczka strzykawkę z przezroczystym płynem. – A raczej już się tak dzieje.
            - Ale to naprawisz – bardziej stwierdził niż zapytał Ayato, obserwując go uważnie.
            - Spróbuję.
            Reiji podszedł do nich ze strzykawką między palcami prawej dłoni. Ayato zmrużył nieufnie oczy.
            - Co to jest?
            - Lek na uspokojenie. – Reiji wydawał się już naprawdę zniecierpliwiony. - Chcesz żebym jej pomógł czy nie?
            Młodszy z wampirów ustąpił, a wtedy okularnik wbił igłę w ramię Natsuki. Czarnowłosa momentalnie zwiotczała w ramionach Ayato. Jej powieki zatrzepotały, a głowa opadła na bok.

***

            Otworzyłam oczy i od razu chciałam ponownie je zamknąć. Wzrok mi się rozmazywał i czułam się strasznie otumaniona. W dodatku znajdowałam się w niewygodnej pozycji, od czego bolała mnie szyja i plecy. Wyprostowałam się z cichym jękiem.
            - Co się stało? – wymamrotałam.
            Miałam zachrypnięty głos, a z każdym wypowiadanym słowem czułam ból w gardle. Kiedy mój wzrok wreszcie się wyostrzył i przed oczami nie fruwały mi żadne kolorowe plamki, rozejrzałam się po swoim otoczeniu. Zdałam sobie sprawę, że znajdowałam się w swoim pokoju. Z plecami opartymi o czyjąś nieruchomą klatkę piersiową. Odwróciłam się i dostrzegłam parę jadowicie zielonych oczu wpatrujących się we mnie z uwagą.
            - Ayato, co się stało? – powtórzyłam swoje pytanie, krzywiąc się na dźwięk własnego głosu. – Mam jakąś pustkę w głowie… I ten mój głos. – Dotknęłam dłonią obolałego gardła, jakby mogło to jakoś pomóc. -  Dziwnie się czuję.
            - Reiji musiał podać ci coś na uspokojenie.
            - Ale czemu?
            Wampir zawahał się, uciekając wzrokiem w bok. Nie było to dla niego typowe zachowanie, więc zdziwiło mnie to i poważnie zaniepokoiło.
            Co się, u licha,  stało?
           
Ayato wreszcie zaczął mówić. Opowiedział mi, jak znalazł mnie na korytarzu i w jakim stanie wtedy byłam. Jak zabrał mnie do Reijiego, a ten wstrzyknął mi jakieś leki, po których odpłynęłam.
            To nie były dobre wieści. Wcale a wcale.
            Moja psychika jest już naprawdę tak słaba, że dostaję zwidów i dziwnych ataków na środku korytarza?
            Opuszkami palców dotknęłam czoła, próbując sobie coś przypomnieć.
            - Rozmawiałam z Beatrix we śnie. Później…
            - Beatrix? – Ayato spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
            Skinęłam głową.
            - Pojawiła się ostatnio i obiecała mi pomóc.
             Wampir zmarszczył brwi.
            - A ty jej ufasz?
            - Wiesz, jeśli ktoś obiecuje mi pomoc…
            - Musisz mi wszystko opowiedzieć o waszym spotkaniu.
            Westchnęłam, ale spełniłam jego polecenie. Wysłuchał mnie uważnie, choć wciąż wydawał się sceptycznie podchodzić do oferty pomocy złożonej przez matkę jego najstarszych braci. Nie chciałam się z nim co do tego kłócić, więc wróciłam do własnych głośnych przemyśleń.
            - Po rozmowie z Beatrix… Wydaje mi się, że kogoś spotkałam. Tak na pewno kogoś spotkałam – mamrotałam. I wreszcie sobie przypomniałam. – Mój ojciec! To był mój ojciec. Był tutaj. Przyszedł po mnie, a potem…
            - O czym ty mówisz?
            I znowu musiałam mu wszystko wyjaśnić. Od razu, kiedy skończyłam, chłopak pokręcił przecząco głową.
            - To nie mógł być twój ojciec. Nikogo poza nami nie było w rezydencji.
            - Wiem. – Westchnęłam. – To tylko wytwór mojej chorej psychiki. Pewnie jakaś sztuczka Cordelii.
            Jęknęłam i ukryłam twarz w dłoniach.
            - Boże, nie pozwól mi całkiem ześwirować, błagam.
            - Natsuki…
            Podniosłam wzrok. Ayato rzadko używał mojego imienia, więc byłam ciekawa, co miał mi do przekazania. Sama chciałam mu powiedzieć, jak bardzo się bałam i poprosić, aby mimo wszystko nie zostawiał mnie z tym samej.
            Wampir otworzył usta. Jego zielone oczy zdawały się nadzwyczajnie lśnić. I w tej właśnie chwili drzwi mojego pokoju stanęły otworem, ukazując nam Laito.
            - Reiji zwołuje wszystkich do salonu.

            W salonie zdążyli się już zebrać wszyscy poza Reijim. Niektórzy z braci Sakamaki przyglądali mi się z taką podejrzliwością, jakby obawiali się, że w każdej chwili ponownie mogę zacząć zachowywać się jak potencjalna kandydatka na pacjentkę szpitala psychiatrycznego. Zignorowałam ich.
            - Wiesz czego chce Reiji? – Ayato skierował to pytanie do swojego rudowłosego brata.
            - Nie. – Laito wzruszył jedynie ramionami. – Powiedział mi tylko, że mam ściągnąć Natsuki, a potem dodał coś w stylu, że reszta w sumie i tak się przypałęta, więc od razu mogę zwołać wszystkich.
            - Chciałem zaoszczędzić sobie kłopotu – poinformował Reiji, schodząc do nas po schodach z czarnym pudełeczkiem w dłoniach. – Lepiej żebyście od razu wszyscy tutaj byli, niż jakbyście mieli mi przeszkadzać pojawianiem się po kolei. – Miałam wrażenie, że Reiji celowo szedł tak powoli przez pokój. Albo po prostu to ja byłam już tak niecierpliwa. Wampir zatrzymał się przy stoliku, na którym położył trzymany przedmiot. – A przechodząc do sedna, skończyłem. Tak się złożyło, że byłem w posiadaniu wszystkich potrzebnych składników, więc zajęło mi to mniej czasu, niż początkowo zakładałem.
            - Zadziała? – zapytałam, przenosząc wzrok pełen nadziei z wampira na pudełko i z powrotem.
            - Z logicznego punktu widzenia… powinno. Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy. Chyba, że gdzieś popełniłem błąd.
            - Lepiej, żebyś tego nie zrobił – warknął Ayato, mierząc brata wzrokiem.
            - No więc… Możemy zaczynać?
            Reiji skinął głową i wyciągnął dłoń w kierunku pudełka. Nim jednak zdążył go dotknąć, w pokoju rozbrzmiał dźwięk tłuczonego szkła.