Ariana | Blogger | X X

środa, 27 września 2017

Diabolik Lovers: Rozdział 53

Dość sporo osób było niezadowolonych/zawiedzionych z powodu ostatniego rozdziału... Przykro mi w związku z tym i mam nadzieję, że ten rozdział bardziej przypadnie wam do gustu. A jeśli nie... No cóż, niestety już na to nic nie poradzę.
Jesteśmy coraz bliżej końca tej historii. Myślę, że skończy się ona jeszcze jakoś przed 60 rozdziałem. Mam nadzieję, że wytrzymacie do końca i że mimo wszystko się wam on spodoba. Koniecznie napiszcie w komentarzach swoje opinie.
(I trzymajcie za mnie kciuki, bo w przyszłym tygodniu rozpoczynam studia T^T)
~*~

[Rozdział dedykowany Yagodzie za udział w konkursie ♥]

To piękne kłamstwo
Moje ostatnie kłamstwo
Nawet jeśli to śmiertelnie boli
Ukrywam się
pod maską dla ciebie
~VIXX LR - Beautiful Liar

Król


                Ze snu wyrwał mnie dotyk czyjejś dłoni na moim ramieniu. Wyprostowałam się powoli i uniosłam głowę. Ayato wciąż leżał z zamkniętymi oczami, bez jakiegokolwiek znaku, który miałby świadczyć o tym, że był przytomny.
            - To już drugi dzień. – Usłyszałam nad sobą. – Naprawdę nie ma potrzeby, żebyś cały czas tu siedziała, maleńka.
            Podniosłam się ze swojego miejsca i potarłam dłonią obolały kark. Tak się kończyło spanie w dziwnych pozycjach na nie do końca wygodnym krześle. Przeciągnąwszy się, spojrzałam na Laito. Jego rana zdążyła się już zagoić, więc opierał wolną od bandaży rękę na biodrze.
            - Ale ja chcę tu być – odpowiedziałam, przesuwając dłonią po twarzy. Ledwie się obudziłam, a głowa już zaczęła mnie boleć. Może następnym razem powinnam znaleźć sobie wygodniejsze miejsce do spania. – Chcę tu być, kiedy wreszcie się obudzi.
            Usta wampira zadrgały, układając się w lekki uśmiech.
            - To urocze. Gdyby ktoś o mnie tak się troszczył… – westchnął teatralnie, spoglądając w kierunku swojego nieprzytomnego brata. Potem wrócił do mnie wzrokiem i mrugnął. – Wiem, że chciałabyś mu jako pierwsza nakopać do tyłka, gdy już wróci, ale musiałabyś ustawić się w kolejce. Wypadałoby jednak coś zjeść, nie uważasz? Nie chcemy, żebyś również ty wylądowała w łóżku. Samotnie.
            Uniosłam pytająco brew, a Laito zachichotał.
            - Staram się rozładować atmosferę, okay? – Położył dłoń na moich plecach i pchnął w kierunku drzwi prowadzących na korytarz. - Poza tym, ktoś chce z tobą porozmawiać.
            Poddałam się i pozwoliłam mu wyprowadzić się z pokoju. Za drzwiami czekał już na nas Reiji z nachmurzoną miną.
            - Mówiłem, że miałaś odpoczywać u siebie – rzucił na przywitanie, mierząc mnie ponurym wzrokiem.
            - Wiem, wiem. – Uniosłam dłonie w geście poddania. – Ale nie byłam w stanie tam wysiedzieć, kiedy on tu…
            - Nie tłumacz się. Lepiej idź się szybko przebrać i zjeść coś po drodze.
            - Po co?
            Reiji przewrócił oczami. Chyba wszyscy w ostatnim czasie wystawialiśmy jego nerwy na poważną próbę.
            - Jedziemy do szkoły.
            - Ale… Co z Ayato?
            - Szansa na to, że wróci w pełni do siebie w czasie najbliższych kilku godzin nie jest zbyt duża. Mówiłem, że on potrzebuje teraz jedynie spokoju.
            - Kiedy ja byłam chora, jeden z was ze mną został – skontrowałam.
            Okularnik pokręcił głową i odwrócił się na pięcie.
            - To nie to samo. Ty potrzebowałaś nadzoru. On w tym stanie go nie potrzebuje. Czy ci się to podoba czy nie, twoja obecność tak naprawdę nic nie zmieni. Wróci, kiedy jego ciało będzie na to gotowe. Nie wcześniej. A teraz idź się przygotować. Koniec dyskusji.
            Zacisnęłam dłonie w pięści i zwiesiłam głowę. Nie miałam innego wyjścia, jak się zgodzić. Wiedziałam, że moje dalsze protesty zwyczajnie nie miałyby większego sensu.
            - Dobrze.

***

            Nie potrafiłam skupić się na lekcjach. I to nie tylko ze względu na moje myśli z uporem zbaczające w kierunku Ayato. Moją czaszkę bowiem rozsadzał ból, z powodu którego miałam złe przeczucia. Kilka razy wydawało mi się, że słyszałam w głowie głos Cordelii. Co prawda brzmiał tak, jakby tłumił go wyjątkowo gruby materiał, ale i tak tyle starczyło, aby mnie zaniepokoić. Liczyłam się z tym, że to mógł nie być upragniony koniec. Bałam się jednak spojrzeć w lustro lub jakąkolwiek inną powierzchnię, na której ujrzałabym prawdę. Po prostu się bałam.
            Poprzedniego dnia odbyłam z Reijim poważną rozmowę. Wampir był ciekaw najdrobniejszych szczegółów związanych z działaniem antidotum. Oznajmił, że przyglądał się reakcjom mojego organizmu, gdy już straciłam przytomność. Ode mnie natomiast zażądał, abym podzieliła się z nim swoimi wrażeniami. Więc opowiedziałam mu o bólu, jaki czułam, a po chwili wahania, także o moim starciu z Cordelią. Po wysłuchaniu moich rewelacji, Reiji wysnuł całkiem logiczny wniosek – żadnej „walki” nie było. W rzeczywistości, to jedynie mój mózg wykreował taki obraz, aby w symboliczny sposób odzwierciedlić działanie antidotum. Stąd rzekome płomienie spalające Cordelię miały taką samą barwę, jak substancja wstrzyknięta do moich żył. To wszystko było jedynie wytworem mojego umysłu, próbującego sobie ze wszystkim poradzić. Nie było walki. Nie było Cordelii ani Beatrix. W jakiś sposób mnie to uspokajało.
            Niestety zgodnie z moimi oczekiwaniami, antidotum nie rozwiązało także pozostałych problemów. Moja pamięć bowiem wciąż przypominała stos wymieszanych ze sobą puzzli, a ja nie wiedziałam, jak powinnam je ułożyć, aby tworzyły spójną i logiczną całość.
            Na jednej z przerw opuściłam klasę, aby nieco się przewietrzyć. Miałam nadzieję, że kubek gorącej kawy ze szkolnego automatu chociaż nieco złagodzi drażniące pulsowanie w moich skroniach. Wszechświat, los, Bóg czy kto tam jeszcze miał chyba jednak inne plany. Ledwie wyszłam zza zakrętu korytarza, a już na kogoś wpadłam.
            - Uch… - Cofnęłam się, prawie upuszczając torebkę, w której właśnie szukałam pieniędzy. Bez patrzenia na  osobę, z którą się zderzyłam, skłoniłam pospiesznie głowę. – Przepraszam. Ja tylko…
            - Zaczekaj. – Odezwał się głos tejże osoby, gdy chciałam ją ominąć. Zdziwiona, podniosłam wzrok. Przede mną stał Yuma.
            - O co chodzi?
            - Nie skontaktowałaś się z Rukim. – Powiedział z wyrzutem. Nie potrafiłam odgadnąć emocji kryjących się w jego oczach. – Czekał na ciebie.
            - Racja… Całkiem o tym zapomniałam! Nie wiesz może…
            - Jest na dachu – przerwał mi i odwrócił się, aby odejść. – Lepiej się pospiesz.
            - Dzięki – wymamrotałam do jego oddalających się pleców.
            Wyszło więc na to, że musiałam zrezygnować ze swojej kawy. Z dręczącym mnie poczuciem winy wspięłam się po schodach prowadzących na dach. To prawda, że całkiem zapomniałam o złożonej Rukiemu obietnicy. Miałam dać mu znać, czy antidotum zadziałało, ale przez te wszystkie wydarzenia, wyleciało mi to z głowy. Miałam nadzieję, że się na mnie nie gniewał. Nie potrzebowałam kłótni i kolejnej zepsutej relacji, z mojej winy.

***

            Ruki nie musiał się nawet odwracać, żeby wiedzieć, że przyszła. Wyczuł jej obecność jeszcze na chwilę, zanim jej dłoń dotknęła klamki drzwi. Nie poruszył się jednak, niczym nie zdradzając, że ją usłyszał.
            - Yuma powiedział, że… - Usłyszał jej głos parę metrów za swoimi plecami. Uważnie nasłuchiwał jej kroków, oddechu i słów, choć nie odrywał wzroku od rozciągającego się przed nim widoku na miasto. – Przepraszam.
            Drgnął na dźwięk tego niespodziewanego słowa. Jego palce zacisnęły się na stalowej barierce, o którą się opierał. Zbliżyła się. Pierwsze kroki stawiała z lekkim wahaniem, lecz po chwili nabrała pewności.
            - Naprawdę przepraszam – odezwała się ponownie, stając tuż za jego plecami. Czuł jej wzrok na swojej skórze. – Proszę, zrozum. Tak wiele się wydarzyło, że…
            Odwrócił się w jej stronę. Zmierzył ją wzrokiem. Zaskoczona cofnęła się o krok, ale szybko odzyskała rezon.
            - Ten cały atak na rezydencję Sakamakich, postrzał…
            Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.
            - O czym ty mówisz?
            Przymknęła na chwilę powieki i odetchnęła, jakby przygotowywała się do czegoś naprawdę trudnego. Kiedy otworzyła na powrót oczy, jej mina wyrażała kompletną powagę i determinację. Głosem wypranym z emocji opowiedziała mu o wydarzeniach z ostatnich dwóch dni. Słuchał jej ze zmarszczonymi brwiami, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.
            - I to twój ojciec strzelił? – zapytał, czując narastający w nim gniew. Wzmógł się on jeszcze bardziej, gdy w kobaltowych oczach Natsuki dostrzegł ból.
            - Tak – odpowiedziała krótko.
            - I nie wiadomo, czy antidotum zadziałało?
            Pokręciła przecząco głową, po czym opuściła wzrok.
            - Jeszcze raz przepraszam – powiedziała cicho.
            Tym razem to on z głupiego przyzwyczajenia zaczerpnął tchu, bo miał wrażenie, że może mu go zabraknąć. Choć z logicznego punktu widzenia, było to niemożliwe.
            - Muszę ci coś powiedzieć – oznajmił w końcu.
            Długo się na to zbierał, ale wreszcie postanowił zwalczyć własny irracjonalny lęk. Groźba ponownej utraty Ntasuki stała się w ostatnim czasie zbyt realna, a on nie mógł do tego dopuścić.
            - Co takiego? – spytała, przykładając dłoń do czoła. Miała zmarszczone brwi i dziwnie nieobecny wzrok.
            - Chodzi o to… Dobrze się czujesz?
            Skinęła głową i machnęła lekceważąco dłonią.
            - Jasne, mów. Słucham… Słucham cię.
            Jej słowom zaprzeczyło jednak to, iż w następnej chwili kolana się pod nią ugięły, a jej źrenice uciekły w głąb czaszki. Ruki pochwycił ją w swoje ramiona, zanim zdążyła osunąć się na podłoże. Ze zmartwieniem przyjrzał się jej twarzy i lekko nią potrząsnął.
            - Słyszysz mnie?
            Nie odpowiedziała, a jej głowa opadła bezwładnie na jego ramię. Wampir zaklął w duchu. Poprawił nieprzytomną dziewczynę w swoich objęciach, po czym błyskawicznie wrócił do szkolnego budynku. Na szczęście na korytarzach nie kręciło się zbyt wielu uczniów, więc bez przeszkód dotarł do gabinetu szkolnej pielęgniarki. Jednak po przekroczeniu progu stanął jak wryty.
            - Co ty tu robisz? – zapytał z niedowierzaniem. – To znaczy, co pan…
            Zamilkł, całkowicie zdezorientowany. W gabinecie pielęgniarki nie zastał bowiem żadnej pielęgniarki. Zamiast starszej, nieco pulchnej kobiety, jakiej się spodziewał, ujrzał blondwłosego mężczyznę siedzącego za biurkiem. Osobnik ów podniósł na niego wzrok znad rozłożonych przed nim dokumentów i poprawiwszy okulary, błysnął uśmiechem.
            - Och, witaj, Ruki – odezwał się, mrużąc z zaciekawieniem oczy na widok nieprzytomnej dziewczyny w ramionach chłopaka. – W czym mogę ci pomóc?
            - Ale… - Rukiemu po raz pierwszy od dawna zabrakło słów. – Panie Karl…
            - Nie – przerwał mu mężczyzna, unosząc dłoń. – Aktualnie nazywam się Reinhart i jestem szkolnym lekarzem. W czym więc mogę ci pomóc, mój drogi uczniu?
            Ruki zacisnął szczęki. Nie był pewien, co robić, ale wiedział, że potrzebował pomocy dla Natsuki. Nie miał pomysłu, gdzie indziej mógłby się w tej chwili udać. Zresztą, pewnie mężczyzna i tak nie pozwoliłby mu się już wycofać.
            - Zemdlała – wyjaśnił więc krótko, kładąc Natsuki na kozetce stojącej pod ścianą.
            Reinhart zbliżył się i z zainteresowaniem zmierzył czarnowłosą wzrokiem. Następnie z niebezpiecznym uśmiechem rozciągającym jego blade usta, zapytał:
            - Więc co takiego zrobili moi synowie?

            Ruki nie miał wyjścia i z rezygnacją opowiedział o tym, czego sam zdążył się dowiedzieć, a czujne spojrzenie złotych oczu przez cały ten czas na nim spoczywało. Wreszcie Król Wampirów westchnął ciężko, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
            - Więc ktoś zepsuł moją małą niespodziankę.
            Ciemnowłosy chłopak przez chwilę wpatrywał się w niego w osłupieniu.
            - Więc atak, o którym ona mówiła… - Oczy Rukiego otworzyły się szerzej. Błysnęło w nich nagłe zrozumienie. – To była pańska sprawka?
            - Częściowo – potwierdził blondyn bez cienia skruchy. Zmarszczył lekko brwi, nim kontynuował. – Lecz nie planowałem żadnej strzelaniny. To mogło wszystko zepsuć.
            - A co z nią? – zapytał zniecierpliwiony już Ruki. W jego głowie kłębiły się pytania i przeróżne myśli, to prawda. Ale ważniejszy był dla niego aktualny stan Natsuki.
            Reinhart wykonał nieokreślony gest ręką.
            - A co ma być? Jest przemęczona, widać na pierwszy rzut oka. W dodatku ta sprawa z rzekomym antidotum, które przyrządziliście… - Ruki nie był pewien, czy spojrzenie, jakim w tej chwili obrzucił go stary wampir było przejawem gniewu czy uznania. – Dołożyło swoje.
            - To znaczy?
            - Oczywiście, pomysł, na który wpadli moi synowie był całkiem bystry. Jednak nie rozwiązał wszystkich problemów. – Reinhart potarł w zamyśleniu podbródek. – Jak wyjaśnić jego działanie w sposób, który zrozumie dzisiejsza młodzież? Dajmy na to… Głośnik!
            - Głośnik?
            - Tak, głośnik. – Mężczyzna z powagą skinął głową. – Porównajmy Cordelię do głośnika. Przed podaniem antidotum działała jak głośnik, z którego bez przeszkód wydostaje się muzyka. Po podaniu antidotum stało się tak, jakby ten głośnik został czymś przysłonięty. Co się wtedy dzieje?
            - Głos staje się stłumiony? – odparł niepewnie Ruki.
            - Zgadza się! Tak jest i w tym przypadku. Cordelia będzie próbowała usunąć to, co ją blokuje. Co prawda, jest teraz znacznie osłabiona, ale taki stan nie potrwa wiecznie. Aby całkowicie się jej pozbyć, umysł dziewczyny musi powrócić do normy. I ty już chyba wiesz, jak należy tego dokonać. Prawda, Ruki?
            Chłopak milczał przez chwilę, patrząc na Natsuki.
            - Dlaczego mi to wszystko mówisz? – zapytał w końcu.
            Usta Reinharta wygięły się w uśmiechu, który byłby w stanie przyprawić o dreszcze nawet Rukiego.
            - Dla własnych celów.




wtorek, 19 września 2017

Diabolik Lovers: Rozdział 52

Zgodnie z obietnicą wracamy z radosnego, wakacyjnego bonusu do szarej rzeczywistości - oto nowy rozdział DiaLovers. Mam nadzieję, że się wam spodoba i że dacie mi o tym znać! ^^ Krytykę też przyjmę, ale najlepiej byłoby, gdyby była ona konstruktywna~.
Mam do was również pytanie w pewnej sprawie. Otóż, gdybym (hipotetycznie) zdecydowała się kiedyś napisać nowe fanfiction z DL, skupiające się na innym z braci, to kogo chcielibyście "zobaczyć" w roli głównej bohaterki? Natsuki, która zamiast z Ayato związałaby się z jego bratem? Zupełnie nową bohaterkę? Czy może nową postać, ale z zachowaniem postaci Natsuki związanej z Ayato? Dajcie mi znać, co o tym sądzicie. Ale z góry informuję, że nie wiem, czy coś takiego rzeczywiście powstanie (nie chcę wam robić niepotrzebnie nadziei). Pytam jedynie z ciekawości ;3
Oczywiście, pamiętajcie, że w każdej chwili możecie odwiedzić mnie na Twitterze czy innym portalu ^^
~*~

[Rozdział dedykowany Katarzynie Michaelis za udział w konkursie ♥]

Nie chcę wiedzieć, kim jesteśmy bez siebie
To po prostu zbyt trudne
Nie chcę odejść stąd bez ciebie
Nie chcę stracić kawałka mnie
Czy dojdę do siebie?
~ Ruelle -
The Other Side


Antidotum


                Wsunęłam głowę między kolana i zacisnęłam powieki. Czułam tępy ból głowy, jaki typowy był dla obecności Cordelii. Było mi niedobrze. W mojej piersi narastał krzyk, który błagał o uwolnienie.
            Słowa wypowiedziane przez braci Sakamaki w reakcji na moje przeprosiny brzmiały, jakby dochodziły do mnie z daleka. Nie potrafiłam ich zrozumieć. Ktoś położył dłonie na moich ramionach, ale nie przywiązałam do tego większej wagi. Musiałam ochłonąć, więc tkwiłam tak jeszcze przez pewien czas. Gdy wreszcie uniosłam głowę, bracia wciąż znajdowali się ze mną w pomieszczeniu. Reiji pochwycił mój wzrok i przesunął w moją stronę po blacie stolika jakiś przedmiot. Nie spuszczając ze mnie wzroku podniósł dłoń w rękawiczce, odsłaniając czarne pudełeczko.
            - Wciąż mamy coś do zrobienia – powiedział wampir, unosząc nieznacznie brwi.
            Skinęłam głową i opuściłam stopy na podłogę.
            - Zróbmy to.
            - Teraz? – zapytał Reiji, najwyraźniej chcąc się upewnić. Reszta braci przyglądała się nam z zaciekawieniem. – Jeśli nie jesteś gotowa…
            - Zróbmy to.
            - Dobrze. Subaru, przytrzymaj ją.
            Białowłosy chłopak popatrzył w zdumieniu najpierw na swojego brata, a potem na mnie. Zmarszczył brwi.
            - Po co?
            - Nie będę się wyrywać – zapewniłam okularnika, lecz ten pokręcił głową, wyjmując z pudełeczka fiolkę.
            - Możesz to zrobić nieświadomie.
            - Nieświadomie?
            Przełknęłam nerwowo ślinę. Nawet nie wiedziałam, kiedy i skąd w dłoni Reijiego pojawiła się strzykawka.
            - Teoretycznie mogłabyś to wypić – oznajmił, napełniając strzykawkę srebrzystym płynem. – Moim zdaniem jednak, lepiej będzie podać ci to dożylnie. W ten sposób powinno szybciej zadziałać.
            Dłonie mi się trzęsły, ale podwinęłam lewy rękaw swetra i wyciągnęłam rękę przed siebie. Reiji ujął ją, patrząc mi w oczy.
            - To może cię boleć. Możesz czuć się tak, jak wtedy, gdy podano ci tę truciznę. Jesteś gotowa?
            Mimowolnie zadrżałam na wspomnienie tamtego bólu. Wysiliłam się na krzywy uśmiech.
            - Po prostu zrób to, zanim stchórzę.
            Reiji skinął nieznacznie głową i już w następnej chwili igła zatopiła się w moim ciele. Nie chciałam na to patrzeć, lecz z niewytłumaczalnego powodu nie potrafiłam odwrócić wzroku i z dziwnym zafascynowaniem przyglądałam się, jak lśniąca substancja wpływała do mojego ciała przez cienką igłę. W końcu Reiji cofnął się, obserwując mnie, czekając najwyraźniej na jakąś reakcję z mojej strony.
            - I co? – zapytał Laito, przysiadając na podłokietniku kanapy.
            - Ja…
            Nie byłam w stanie dokończyć. Nagle poczułam się tak, jakby całe powietrze uszło z moich płuc i nie byłam w stanie oddychać. Otworzyłam szeroko oczy, a tymczasem dłonie Subaru zacisnęły się na moich barkach. Było zupełnie tak, jakbym przeżywała to wszystko na nowo. Żar ogarniał moje ciało. Niewidzialne płomienie lizały moje kości, wspinając się po nich coraz wyżej i wyżej, niszcząc wszystko na swojej drodze, spalając moje wnętrzności i dławiąc dymem. Setki igieł przebijały moją skórę. Myśli rozpierzchały się. Głosy rozlegające się wokół mnie, tak naprawdę do mnie nie docierały. Obraz zamglił się przed moimi oczami. Opadłam w ciemność.

            Zniekształcone głosy rozbrzmiewały w mojej głowie, odbijane przez echo niewiadomego pochodzenia. Miałam wrażenie, że mogłabym oszaleć od tego ciągłego zawodzenia, krzyków i jęków. Lecz nim zdążyło to nastąpić, rozległ się jeden, niezwykle wyraźny głos, który wybił się nad pozostałe i momentalnie je uciszył.
            - Myślisz, że tyle wystarczy?
            Wyłoniła się z mroku niczym upiór. No cóż, właściwie to nim była.
            Jej jadowicie zielone oczy jarzyły się nienaturalnym blaskiem. Usta w kolorze krwi wykrzywiały się w grymasie. Jej suknia zdawała się być utkana z otaczającej nas ciemności.
            - Myślisz, że tak łatwo mnie pokonać? – Zapytała z kpiną. Oparła prawą dłoń na biodrze i posłała mi wyzywające spojrzenie. – Że wystarczy jakaś nędzna mikstura, aby mnie powstrzymać? Naprawdę jesteś aż tak naiwna?
            - Nie chcę nic mówić, ale podobna mikstura zwiększyła twoją moc. – Zmierzyłam ją spojrzeniem, zdecydowana nie okazywać przed nią strachu. – Dlaczego więc ta nie miałaby cię osłabić?
            Usta wampirzycy wygięły się jeszcze bardziej, odsłaniając śnieżnobiałe kły. Zastanawiałam się, czy gdyby mogła, to czy zatopiłaby je w moim ciele.
            - Ona mi jedynie pomogła. Moja moc jest zbyt wielka, by tak łatwo udało się wam ją…
            - Och, daj spokój – przerwałam jej. - Naucz się przegrywać. Każdemu się to zdarza.
            - Ty mała…
            - Wystarczy, Cordelio.
            Drgnęłam, słysząc niespodziewany głos. Cordelia otworzyła szerzej oczy, wpatrując się w coś – albo raczej kogoś – stojącego za mną. Odwróciłam się i ujrzałam Beatrix.
            - Co ty tutaj robisz? – warknęła Cordelia.
            - Pomagam.
            Brwi zielonookiej wampirzycy uniosły się w zdziwieniu.
            - Słucham? – prychnęła. – Za kogo ty się w ogóle masz, żeby się tu zjawiać? Nikt cię nie zapraszał.
            Beatrix uniosła dumnie podbródek.
            - Nie musiał. Twoje rządy dobiegły końca.
            Cordelia parsknęła śmiechem, od którego moje ciało pokryło się gęsią skórką. Spojrzała na nas z mieszaniną politowania i zniecierpliwienia.
            - O czym ty bredzisz?
            - Dość już namieszałaś, Cordelio. Zbyt wiele cierpienia przysporzyłaś. Czas, żebyś wreszcie odpuściła i poniosła karę. – Beatrix położyła dłoń na moim ramieniu. Jej uścisk był zaskakująco mocny. – Przybyłam, aby pomóc Natsuki. Aby cię zniszczyć, Cordelio.
            - Zniszczyć? – Cordelia zaniosła się takim śmiechem, jakby blond włosa wampirzyca opowiedziała najlepszy żart, jaki w życiu słyszała. – Nie bądź śmieszna, moja droga. Co wasza dwójka może mi zrobić? Jesteście zbyt słabe, żeby choć zagrozić mojej potędze.
            - Chcesz się przekonać? – Usta Beatrix ułożyły się w naprawdę przerażający uśmiech, a jej niebieskie oczy zalśniły.
            Cordelia rozłożyła ramiona.
            - Możecie próbować. Ale nigdy się wam to nie uda.
            Pierwszy raz od swojego nagłego pojawienia się, Beatrix popatrzyła na mnie. Wyciągnęła w moją stronę dłoń uniesioną wnętrzem ku górze.
            - Jesteś gotowa? – zapytała tak, jak jej syn na chwilę przed wstrzyknięciem mi antidotum.
            - Nie wiem, co tak właściwie chcesz zrobić, ale tak. – Spojrzałam w jej jasne oczy. – Ufam ci.
            - Jakież to urocze – wtrąciła się Cordelia, klaszcząc w dłonie. – Znalazłaś towarzyszkę w niedoli, Beatrix. Brawo!
            Ignorując ją, położyłam swoją dłoń na dłoni Beatrix i splotłyśmy ze sobą nasze palce. Beatrix przymknęła oczy, bezgłośnie poruszając ustami. Po krótkiej chwili spomiędzy naszych palców zaczął się wydostawać srebrny blask.
            - Co to jest? – zapytała Cordelia. Przyglądała się nam ze zmarszczonymi brwiami, jakby nagle zaczęła odczuwać niepokój. – Co wy robicie?
            Ja tymczasem patrzyłam z zafascynowaniem na rosnące z każdą chwilą światło, przedzierające się przez nasze palce i odganiające otaczający nasz mrok. Nie czułam żadnego bólu czy dyskomfortu. Nic nie parzyło ani nie raniło mojej dłoni. Czułam jedynie delikatne mrowienie na skórze i towarzyszące mu ciepło. Światło to w końcu przybrało formę srebrnych języków ognia spływających z naszych rąk i rozprzestrzeniających się w błyskawicznym tempie. Płomienie mknęły w kierunku zdziwionej Cordelii, która wkrótce została przez nie otoczona.
            - Co to ma być?! – wampirzyca podniosła głos, starając się uciec od ognia, który dotarł już do jej stóp i stopniowo wspinał się po jej sukni. Z każdą sekundą pochłaniał ją coraz bardziej, nam nie czyniąc najmniejszej krzywdy.
            - To ja was zniszczę! – wrzeszczała Cordelia, uwięziona w srebrzystych płomieniach. – Odpłacicie mi za to! Zemszczę się na was! Słyszycie?! Zemszczę się! To jeszcze nie koniec! Przysięgam wam, że to nie koniec! Nie można mnie tak łatwo pokonać!
            Nawet jeśli chciała wykrzyczeć jeszcze więcej gróźb i obelg, to reszta jej wypowiedzi została zagłuszona przez ogień, który pochłonął ją na dobre. Mrok zniknął, a po samej Cordelii… nic nie pozostało.

            Gdy otworzyłam oczy w pokoju wciąż znajdował się Reiji, Laito oraz Subaru. Najmłodszy jako pierwszy zauważył, że jestem przytomna i szybko podszedł do kanapy, na której musieli mnie wcześniej położyć, kiedy byłam nieprzytomna.
            - Wszystko w porządku? – zapytał, czym zwrócił uwagę swoich braci.
            Przez chwilę jedynie wpatrywałam się w sufit, czekając aż ból powróci. Nic takiego jednak się nie stało. Zamrugałam i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Trójka wampirów wpatrywała się we mnie w wyczuwalnym oczekiwaniu. Odetchnęłam powoli. Nic. Żadnego żaru trawiącego moje ciało. Żadnego ognia spopielającego moje wnętrzności. Żadnych igieł przekłuwających moją skórę. Żadnego dymu w płucach.
            - Chyba… - Okay, jednak gardło trochę mnie bolało. Najwyraźniej znów musiałam drzeć się jak opętana. – Chyba tak.
            - Czujesz coś? – zapytał Laito, prostując się na drugiej kanapie ustawionej naprzeciwko tej mojej. – Wiesz, w jakim sensie.
            Zastanowiłam się, po czym powoli pokręciłam przecząco głową, marszcząc przy tym brwi.
            - Nie… Tylko… - Szukałam odpowiednich słów. – Taką jakby pustkę? Nie jestem pewna. Jak długo byłam nieprzytomna?
            Reiji zerknął na zegarek na swoim nadgarstku.
            - Niedługo. Niecałe dwie godziny.
            - I wy przez cały ten czas tu siedzieliście?
            Laito uśmiechnął się do mnie w odpowiedzi.
            - Shu i Kanato też. Ale jeden w końcu poszedł się zdrzemnąć, a drugi zgłodniał.
            - Powiedziałem, żeby dali ci spokój – wtrącił Reiji. – Ale się uparli.
            - Hej! – zaprotestował Laito, wskazując swoją ranną rękę, teraz owiniętą bandażem. – Jestem ranny, więc nie powinienem się dużo ruszać, prawda?
            Reiji przewrócił oczami. Subaru z kolei nie miał nic na swoją obronę.
            - Właśnie. Jak wy się czujecie?
            - Och, maleńka, to naprawdę urocze, że tak się o nas troszczysz. – Laito uśmiechnął się szeroko. - Ale nie masz się czym przejmować. Raz dwa się z tego wyliżę. No chyba, że te kundle miały wściekliznę. – Skrzywił się z odrazą. – Chyba jednak wolę koty.

            Porozmawiałam z wampirami jeszcze chwilę, po czym Reiji przegonił mnie, każąc mi coś zjeść i iść spać. Nie miałam apetytu ani nie byłam pewna, czy byłabym w stanie zasnąć. Jednak przynajmniej spróbowałam wypełnić jego polecenia. Skończyło się na tym, że przełknęłam parę kęsów kanapki przygotowanej mi przez jedną ze służących i zakopałam się w łóżku. Jednak zgodnie ze swoimi przewidywaniami, nie potrafiłam zasnąć. Przez pewien czas rzucałam się po łóżku, przewracając się z boku na bok. Lecz za każdym razem, gdy zamykałam oczy, widziałam ostatnie wydarzenia wciąż od nowa i od nowa, jakby ustawiło się automatyczne powtarzanie filmu.
            W końcu dałam za wygraną. Resztę godzin, które miałam przeznaczyć na sen, spędziłam na brzdękaniu na gitarze, słuchaniu muzyki i czytaniu książki na zmianę. W ten sposób przynajmniej zajmowałam czymś swój umysł. Choć nie na dłużej niż krótką chwilę.
            Kiedy miałam już dość tego siedzenia w swoim pokoju wybrałam się na poszukiwania Reijiego. Zastałam go w jego gabinecie. Siedział na krześle przy biurku, odwrócony twarzą w stronę okna. Na blacie obok niego stała filiżanka z wciąż parującą herbatą. 
            - Jak się czujesz? – zapytał, nim zdążyłam się odezwać.
            - Nie wiem – odparłam, zrezygnowana. – Naprawdę ciężko mi to stwierdzić. Niby nie mam tego wrażenia typowego dla obecności Cordelii, ale… Nie wiem, musiałoby się chyba coś stać, żebym miała pewność.
            Wampir odwrócił się w moją stronę z brodą opartą na splecionych dłoniach.
            - Tak myślałem. Rzeczywiście, na tym etapie ciężko będzie nam stwierdzić, jak bardzo antidotum ją osłabiło. Będziemy musieli zapewne trochę poczekać i dopiero wtedy się przekonać. – Zmrużył oczy ukryte za szkłami okularów. – Tym razem mów, gdyby coś się działo.
            Skrzywiłam się, ale przytaknęłam.
            - W zasadzie… Nie miałam jeszcze okazji ci podziękować, więc… Dziękuję.
            Jedyną odpowiedzią wampira było lekkie, niemal niezauważalne skinienie głową. 
            - A… - Zawahałam się, ale sądząc po jego minie, Reiji już wiedział, co chciałam powiedzieć. Wyrzuciłam to więc z siebie. – Co z Ayato?
            Reiji westchnął, jakby był bardzo zmęczony albo zirytowany. A oba te przypadki były bardzo prawdopodobne. 
            - Jeśli tak bardzo chcesz, to możesz do niego iść. Nie wiem jednakże, czy coś ci to da, ponieważ wciąż jest nieprzytomny. Może w tym stanie pozostać nawet przez kilka dni. Jego ciało potrzebuje czasu na regenerację.
            - Ale mogę?
            Wampir machnął ręką, co odebrałam jako zgodę i zanim zdążył coś jeszcze dodać, opuściłam pomieszczenie.
            W pokoju Ayato panował półmrok, którego przyczyną były szczelnie zaciągnięte zasłony. Sam wampir leżał na plecach na łóżku. Od pasa w górę był nagi, a tułów owinięty miał opatrunkiem, ciemniejszym od krwi w miejscu, w którym zasłaniał ranę. 
            - Och, Ayato… - wyszeptałam, podchodząc do łóżka. Uklękłam obok niego, przyglądając się spokojnej twarzy wampira. W tamtej chwili stracił na drapieżności i wyglądał tak niewinnie, bezbronnie. Zupełnie jak nie on. – Ty idioto.
            Na jego czole perlił się pot – jedyna oznaka (nie licząc rany) wskazująca na to, że było coś z nim nie tak. Wyciągnęłam rękę i odgarnęłam przydługie kosmyki opadające mu na twarz. Musnęłam przy tym opuszkami palców jego policzek oraz czoło i przekonałam się, że były ciepłe. Nie gorące, lecz ciepłe – zapewne w mniej więcej takiej temperaturze, jaka normalna jest u ludzi. U wampira musiała oznaczać gorączkę. 
            Złożyłam na jego policzku delikatny pocałunek, po czym chwyciłam jego dłoń, leżącą bezwładnie na pościeli w swoje i oparłam na nich czoło.
            - Jeśli z tego nie wyjdziesz… To własnoręcznie cię zabiję – zagroziłam ze ściśniętym gardłem. 



niedziela, 17 września 2017

Fanart #4

Właśnie otrzymałam kolejny fanart przedstawiający Natsuki! Jeszcze raz bardzo dziękuję za niego autorce ^^


Przy okazji informuję was, że 52 rozdział DiaLovers jest w trakcie pisania, więc w najbliższych dniach można spodziewać się go na blogu. A dla tych, którzy czytają także Interview with BTS - jutro pojawi się nowy rozdział i ważna informacja.
Pozdrawiam wszystkich~! ^^ 

sobota, 9 września 2017

Diabolik Lovers: Bonus VII

Uff, wreszcie skończyłam ten bonus-nagrodę dla zwyciężczyni konkursu. Jest on (jak sami będziecie mogli się przekonać) utrzymany w zdecydowanie innym nastroju niż aktualne rozdziały DiaLovers. W moim założeniu miał wyjść lekki i komediowy - tak na poprawę humoru i rozluźnienie się. Dajcie mi znać, czy osiągnęłam swój cel! ^^
Będzie mi również miło, jeśli odwiedzicie mnie na którymś z moich profili, np. na Twitterze - Lady Kanra i/lub ARMY.PL
Miłego czytania~.

Wakacje z wampirami


                Jeszcze nawet zanim rok szkolny oficjalnie dobiegł końca myślałam, że fajnie byłoby jakoś to uczcić. No wiecie, w końcu zapowiadało się na to, że mieliśmy  ukończyć go z sukcesem – wszyscy zdali. Z lepszymi bądź gorszymi wynikami, ale cała nasza siódemka dała radę. Reiji nawet nie miał zbyt wielu powodów do narzekania. A wracając do świętowania… Zdaje się, że parę razy wspomniałam braciom Sakamaki, że gdybym miała okazję to w wakacje chętnie wybrałabym się do typowych, japońskich łaźni albo jakiegoś miejsca w tym stylu. Nie myślałam, że któryś z nich wziąłby moje słowa na poważnie. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy parę dni po zakończeniu szkoły oznajmili, iż mam jak najszybciej się spakować, ponieważ czeka nas krótki pobyt w pewnym kurorcie. Na początku myślałam, że po prostu robili sobie ze mnie żarty. Przestałam, gdy Reiji swoim do bólu poważnym tonem zaczął opowiadać o wyjeździe i miejscu naszego zakwaterowania. Dowiedziałam się, iż wybrany przez nich kurort znajdował się gdzieś pomiędzy światem ludzi i demonów. Można więc było zastać w nim przedstawicieli obu tych krain. Cóż, zapowiadało się ciekawie.
            W dzień wyjazdu nie kryłam swojego podekscytowania. Zawczasu spakowana i w pełni gotowa do drogi od rana przemierzałam w podskokach rezydencję, poganiając braci Sakamaki. Przez to kilkakrotnie do moich uszu dobiegło zaspane mamrotanie o „żałowaniu swojej decyzji”. Ale miałam to gdzieś. Nie było najmniejszej szansy, żeby udało im się z tego wykręcić.
            - Przecież wyjeżdżamy dopiero za trzy godziny – zaprotestował Shu, gdy przyszła pora, by to z niego zerwać pościel.
            - Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje – wyrecytowałam śpiewnym tonem. – Znając ciebie wylazłbyś z łóżka na parę minut przed wyjazdem, a musisz się chyba doprowadzić do porządku, prawda?
            - Nie - odparł, obracając się na drugi bok. – Mogę jechać tak jak jestem.
            - Och, nie ma mowy. Będę przychodzić tu tak długo, aż nie wstaniesz – oznajmiłam, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – Innych też już wygoniłam.
            Blondyn ukrył twarz w poduszce, która częściowo stłumiła jego pełen niezadowolenia jęk.
            - Daj mi spać!
            - Chciałbyś – rzuciłam na odchodnym, zanim ruszyłam w dalszą drogę, by upewnić się, że rodzeństwo Shu nie wróciło podczas mojej nieuwagi do łóżek. Nie miałam zamiaru im odpuszczać. Sami się w końcu o to prosili.
            - Szczerze mówiąc myślałem, że twoja walizka będzie większa – stwierdził Laito, gdy na chwilę przed odjazdem znieśliśmy swoje bagaże do czekającej limuzyny. Tak, oczywiście, że jechaliśmy limuzyną. Był to chyba jeden z niewielu środków transportu, jaki rodzina Sakamaki uważała za właściwy. – Czy dziewczyny zazwyczaj nie biorą ze sobą mnóstwa rzeczy?
            Prychnęłam, przekazując swój bagaż szoferowi.
            - Potrafię spakować się tak, żeby wziąć wszystko, co potrzebne, a żeby nie zajmowało to zbyt dużo miejsca. – Obrzuciłam wzrokiem walizki i torby chłopaków. – A wy co tam macie? Przenośne narzędzia tortur?
            Rudzielec teatralnym gestem przyłożył sobie dłoń do piersi.
            - Przejrzałaś nas.
            - Wciąż nie rozumiem, po co po nas tak wcześnie przyszłaś – burknął Kanato, bezceremonialnie wsuwając się między nas. Obdarzył mnie pełnym wyrzutu spojrzeniem. – Te jedzenie na drogę to  mogłaś sobie sama zrobić. W dodatku nie zajęło to dużo czasu, więc nie wiem, po co byliśmy ci potrzebni.
            - Cóż, prawdę powiedziawszy… - Uśmiechnęłam się niewinnie, nawijając pasmo włosów na palec wskazujący prawej dłoni. – Po prostu nie potrafiłam spać, tak więc…
            - To że ty nie umiałaś spać nie znaczy, że my też nie mieliśmy.
            - Och, daj spokój…
            - Mniej gadania, więcej pakowania – wtrącił się Reiji, przechodząc obok nas ze swoją walizką. – Zaraz wyjeżdżamy, więc lepiej wsiadajcie, jeśli nie chcecie tu zostać.

            Czas podróży wypełniony był moim radosnym trajkotaniem oraz mniej lub bardziej zadowolonymi pomrukami ze strony wampirów. Nie przejmowałam się za bardzo ich podejściem. Kiedy zaczynali mnie ignorować zajmowałam się sama sobą, wyglądając przez okno, słuchając muzyki albo zastanawiając się nad tym, co mogłabym robić po dotarciu na miejsce. Dzięki temu czas minął mi szybciej i byłam niemal zaskoczona, gdy nasz pojazd ostatecznie się zatrzymał. Już w następnej chwili rzuciłam się czym prędzej do wyjścia, niemal depcząc siedzącego obok Ayato. Zignorowałam jego zirytowane syknięcie i wypadłam na zewnątrz.
            Myśląc o typowo japońskich łaźniach zazwyczaj miałam przed oczami obraz raczej niskiego budynku w typowo japońskim stylu, z równie typowo japońskim ogrodem. Tymczasem po wyjściu z limuzyny ujrzałam ogromny (co najmniej dziesięciopiętrowy), nowoczesny budynek. Nawet z miejsca, w którym stałam widziałam piętrzące się za nim zjeżdżalnie i słyszałam szum wody zmieszany z okrzykami radości (i przerażenia). Obszerny ogród znajdujący się obok parkingu wypełnionego luksusowymi pojazdami niby był utrzymany w japońskim stylu, ale to zdecydowanie nie było to, co sobie wyobrażałam. W dodatku wszystko wyglądało tak… drogo. Niczym wyciągnięte z reklamy jednego z tych biur podróży dla bogaczy. Szczęka mi tak trochę opadła.
            - Zamknij usta, bo to niekulturalne – zganił mnie Reiji, stając obok.
            - To wygląda jak… - Otrząsnęłam się, pokręciwszy głową. – Jakiś pięciogwiazdkowy hotel.
            - Tak właściwie, ma tylko cztery gwiazdki.
            Spojrzałam na niego w osłupieniu.
            - Cztery gwiazdki? – Powtórzyłam, po czym złapałam rączkę mojej walizki, przed chwilą wyjętej z bagażnika przez szofera. – Co to ma znaczyć, że to ma tylko cztery gwiazdki? – Prychnęłam. I odwróciłam się w kierunku limuzyny. – Nie ma mowy, żebym została w takim miejscu. Cztery gwiazdki, to zdecydowanie za mało jak dla mnie.
            Bracia Sakamaki wpatrywali się we mnie z uniesionymi brwiami.
            - Chcesz… wracać? – zapytał niepewnie Subaru, przechylając głowę na  bok.
            Zaśmiałam się, spojrzałam na ich szóstkę z politowaniem, po czym błyskawicznie ruszyłam w kierunku przeszklonych drzwi wejściowych.
            - Jeszcze czego! – Machnęłam im wolną dłonią. – Nara, frajerzy! Idę się pławić w czterogwiazdkowych luksusach!

            Początkowo bracia Sakamaki chcieli wynająć osobne pokoje dla każdego z nas, ale udało mi się ich przekonać, żeby się nie wygłupiali i nie zajmowali miejsca innym gościom. W dodatku okazało się, że gdy nadeszła pora rezerwacji wolny był tylko jeden jednoosobowy pokój. Musieli więc pogodzić się z myślą, że będą dzielić pomiędzy sobą dwa pomieszczenia – w jednym trojaczki, w drugim reszta. Mi trafił się ten ostatni jednoosobowy, co całkiem mnie zadowalało.
            Jak najwyraźniej wszystko w tym kurorcie, także mój pokój był połączeniem nowoczesności z tradycją. Jego ściany pokrywała drewniana boazeria oraz beżowa tapeta, gdzieniegdzie przyozdobiona niewielkimi obrazami pejzaży. Podłoga wyłożona była jasnymi tatami * z niewielkim drewnianym stolikiem otoczonym przez poduszki, ustawionym na jej środku. Z jednej strony pokoju znajdowało się normalne, jednoosobowe łóżko, a z drugiej – rozłożony na matach futon**. Na jednej ze ścian wisiał płaski telewizor, a duże okna i szklane drzwi prowadziły na balkon, z którego roztaczał się widok na baseny oraz zewnętrzną część łaźni.
            Choć to, iż słońce rzekomo spala wampiry jest zaledwie mitem, bracia Sakamaki i tak nie lubili przebywać na zewnątrz, gdy świeciło ono najmocniej. Wynikało to z tego, iż jako czystej krwi wampiry byli po prostu wrażliwi na jego promienie. Działało to u nich mniej więcej na tej samej zasadzie, co u niektórych ludzi – zbyt długie wystawienie na działanie promieni słonecznych podrażniało ich skórę i/lub sprawiało, że źle się czuli. Z tego względu z wszelkimi aktywnościami, które wymagały opuszczenia budynku mieliśmy zaczekać do wieczoru. Pojawił się więc pomysł abyśmy poszli na kryty basen. A właściwie – na jeden z poziomów kurortu, gdzie znajdowały się same baseny.
            - Jak wielkie to jest? – mruknęłam, gdy zmierzaliśmy w kierunku szatni.
            - Spore – stwierdził obojętnie Shu.
            - Domyślam się…
            Po przebraniu się w stroje kąpielowe, spotkaliśmy się całą siódemką przy wejściu na basen. W sumie, trochę mnie zdziwiło, że te marudne wampiry tak chętnie i jednogłośnie zgodziły się na coś takiego.
            - Co? – zapytałam, czując na sobie sześć taksujących spojrzeń. W obronnym odruchu skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej. – O co wam chodzi?
            - Ty… - zaczął Ayato, przesuwając po mnie wzrokiem tak powoli, że zaczynałam czuć się niezręcznie. – Masz zamiar tak chodzić?
            Moja prawa powieka zadrgała nerwowo, gdy zalała mnie fala irytacji. Nie rozumiałam, o co mu chodziło. Osobiście uważałam, że mój strój był ładny (i odpowiednio dużo zasłaniał). Błękitny, dwuczęściowy, z jaśniejszymi kokardkami na biodrach i między piersiami, z górą wiązaną dodatkowo na szyi.
            - Tak, wyobraź sobie, że mam zamiar właśnie tak chodzić! – Odparowałam, piorunując go wzrokiem. – Przecież nie założę na basen jakiegoś stroju płetwonurka!
            - Och, braciszku – odezwał się Laito. – Po prostu przyznaj, że maleńka wygląda w tym bikini naprawdę uroczo.
            Wyciągnął dłoń w moją stronę, jakby chciał mnie dotknąć, ale w tej chwili Ayato posłał mu mordercze spojrzenie.
            - Urwę ci ją i wsadzę do twojego gardła – powiedział powoli i cicho, lodowatym wręcz tonem.
            Laito cofnął dłoń, ale za to uśmiechnął się do mnie i mrugnął znacząco.
            - Może otwarcie tego nie przyzna, ale jest po prostu o ciebie zazdrosny. To takie uro…
            - Radzę ci się zamknąć – warknął Ayato,  przysuwając się do mnie bliżej i oplatając ramieniem moją talię. – Jeśli ktokolwiek będzie patrzył na nią dłużej niż to konieczne, to własnoręcznie wydłubię mu oczy. A najlepiej w ogóle na nią nie patrzcie.
            Przewróciłam oczami i wbiłam łokieć w jego żebra.
            - Opanuj się.
            - Czy możemy wreszcie wejść na ten basen? – Zapytał zniecierpliwiony Kanato, bawiąc się sznurkiem swoich fioletowych kąpielówek i zerkając w kierunku wejścia.
            - Taa, chodźmy – mruknął Subaru, omijając nas szerokim łukiem.
            Wzruszyłam ramionami i ruszyłam z resztą do środka. Ta ogromna przestrzeń zajmująca praktycznie całe piętro zawierała w sobie kilka różnych basenów, jacuzzi oraz zjeżdżalnie. Bracia Sakamaki od razu rozeszli się w różne strony.
            - Idziesz? – zapytał Ayato, zatrzymując się przy najgłębszej stronie największego basenu.
            - Cóż… na pewno nie tu.
            - A gdzie?
            - Gdzieś, gdzie jest płycej. Albo do jacuzzi. Ewentualnie do brodzika.
            - Słucham?
            - Och, no zapomniałeś, że nie umiem pływać? Myślałeś, że po co to ze sobą taszczę? – zapytałam wskazując wielki materac w kształcie jednorożca, który postawiłam na kafelkach obok siebie.
            Ayato zamrugał.
            - Skąd ty to w ogóle wytrzasnęłaś?
            - Ze sklepiku przy recepcji. – Machnęłam lekceważąco dłonią. – To ja sobie pójdę podryfować. Miłej zabawy.
            - Mogę cię nauczyć.
            - To znaczy? – Zerknęłam przez ramię na wampira, wciąż tkwiącego przy krawędzi basenu.
            - Pływać. – Jego usta powoli rozciągnęły się w aż nazbyt znanym mi uśmieszku. – Nauczę cię pływać.
            - Ach, to… To nie będzie konieczne.
            Tak na wszelki wypadek cofnęłam się o krok, ale wampir zamiast zbliżyć się do mnie, wskoczył do wody. W miejscu, w którym się znalazł, woda sięgała mu do szyi. Wyciągnął do mnie rękę, ale ja pokręciłam gwałtownie głową i ruszyłam wzdłuż basenu, żeby od niego uciec. Niestety w tym miejscu przejście znajdowało się przy samej krawędzi, więc dla Ayato nie było problemem, żeby podpłynąć do brzegu i złapać mnie za nogę, zanim jeszcze zdążyłam dotrzeć w bezpieczne miejsce.
            - Hej! – Zaprotestowałam, prawie tracąc równowagę na śliskich kafelkach. – Puszczaj!
            - Puszczę, jeśli wejdziesz do wody po dobroci.
            - O nie, nie ma mowy.
            - Właź albo… - Jego palce zacisnęły się mocniej na mojej łydce.
            - Nawet się nie waż… - Ostrzegłam, uczepiając się swojego jednorożca, jakby mógł mi pomóc w starciu z wampirem. W następnej chwili poczułam szarpnięcie, straciłam grunt pod stopami i z wrzaskiem wylądowałam w basenie. A raczej w ramionach wybitnie zadowolonego z siebie chłopaka.
            - Ayato Sakamaki – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, wbijając palce w jego ramiona. – Kiedyś cię zabiję.
            Przynajmniej znajdowaliśmy się w płytszej części basenu, gdzie woda sięgała Ayato zaledwie do łokci. Gdyby zrobił coś takiego  parę metrów wcześniej, chyba rzeczywiście spełniłabym swoją groźbę.
            - Nie zrobiłabyś tego – odparł, bezczelnie się do mnie szczerząc.
            - Chcesz się założyć? – warknęłam, próbując mu się wyrwać.
            - Hej, bo cię upuszczę!
            - To mnie postaw!
            Nasza szamotanina i rzucane sobie nawzajem groźby zaczęły ściągać na nas uwagę innych osób obecnych w pomieszczeniu. Obserwowali nas także z zaciekawieniem bracia Ayato. Przechodzący akurat obok Reiji, z ręcznikiem przerzuconym przez ramiona, spojrzał na nas z dezaprobatą.
            - Uspokójcie się, bo przynosicie nam wstyd.
            - Widzisz do czego doprowadziłaś, naleśniku?
            - Nienawidzę cię – syknęłam w odpowiedzi, starając się zignorować fakt, że nie licząc kilku miejsc, nasze ciała stykały się ze sobą bezpośrednio.
            - Uważaj, bo uwierzę – prychnął wampir. – To jak, będziesz grzeczną dziewczynką?
            - Muszę?
            - Inaczej nie dam ci spokoju.
            - Dobra! – poddałam się, wyrzucając ręce w powietrze i prawie przez to wpadając do wody. – Naucz mnie pływać.
            Zadowolony z siebie, jakby co najmniej wygrał jakiś los na loterii, Ayato wcielił się w rolę mojego nauczyciela. Starałam się robić to, co mówił, jednocześnie ignorując jego dłonie dotykające moich rąk, nóg pleców czy brzucha. Miałam wrażenie, że nie zawsze ich celem było udzielenie mi koniecznej pomocy. Po kilkudziesięciu minutach byłam zmęczona i miałam dość.
            - Przerwa! – zawołałam, zatrzymując się i puszczając dłonie holującego mnie Ayato.
            - Co, już się zmęczyłaś? – wampir przeczesał palcami mokre włosy.
            - Wyobraź sobie… - Oparłam dłonie na biodrach. – Od tego pływania zrobiłam się głodna.
            Ayato zaśmiał się, a ja nadęłam policzki i odwróciłam do niego tyłem. Dzięki temu zauważyłam spojrzenia grupki dziewczyn siedzących w pobliskim jacuzzi, skupiające się na Ayato. Nachmurzyłam się.
            Jakby nie mogły patrzeć na któregoś z jego braci.
            Zerknęłam przez ramię na wampira i przygryzłam dolną wargę. Musiałam niechętnie przyznać, że nie dziwiłam się, czemu przyciągnął on uwagę tamtych dziewczyn. Jako, że był ubrany jedynie w czerwone szorty, miałam dobry widok na jego całkiem zgrabne ciało. Ayato nie był napakowany, skądże. Był raczej szczupły. Ale z pewnością mógł się pochwalić pewnymi mięśniami.
            Przyłapałam się na tym, że śledziłam wzrokiem krople wody spływające z jego mokrych włosów po twarzy, nagim torsie oraz brzuchu.
            - Na co tak patrzysz?
            Drgnęłam i błyskawicznie odwróciłam wzrok.
            - Na nic. Zdawało ci się.
            - Czyżby? – Wampir znalazł się nagle tuż obok mnie. No ludzie, czy nawet woda nie była w stanie go spowolnić? To się robiło naprawdę nie fair. - Wątpię. Lepiej przyznaj się po dobroci, o co ci chodzi.
            Spojrzałam na niego spode łba.
            - W porządku – westchnęłam. – Ludzie się na ciebie patrzą.
            - Serio? – Uśmiechnął się. – Chyba nie ma czemu się dziwić, prawda?
            Przewróciłam oczami.
            - Zapomnij, że coś mówiłam.
            Ruszyłam w stronę drabinki, aby wyjść z basenu, ale powstrzymała mnie przed tym dłoń, która chwyciła mój nadgarstek. Ayato przyciągnął mnie bliżej i obrócił twarzą do siebie.
            - Jesteś zazdrosna – powiedział nad wyraz radośnie. – A mnie się czepiałaś. Przyznaj się.
            - Mówiłam już, że cię nienawidzę?
            - Mówiłem już, że ci nie wierzę? Poza tym, myślisz, że na ciebie nikt nie patrzy?
            Naburmuszona, potrząsnęłam przecząco głową. Odmawiałam spojrzenia mu w oczy, więc ujął mu podbródek i zmusił do tego siłą.
            - Ale możemy sprawić, żeby oni wszyscy naprawdę mieli na co popatrzeć.
            - Co masz przez to na myśli? – zapytałam, choć domyślałam się odpowiedzi, widząc charakterystyczny błysk w jego oczach. I nie pomyliłam się.
            Ayato przysunął się jeszcze bliżej, a nasze usta w naturalny sposób zetknęły się ze sobą. Przymknęłam powieki, opierając dłonie na jego klatce piersiowej, gdy poczułam jego ramiona na swoich plecach. Jego palce muskały mój kark i bawiły się kokardą na moim lewym biodrze. Nagle woda, z której chwilę temu pragnęłam się wyczołgać, przestała mi przeszkadzać. Tak samo, jak spojrzenia innych osób. Po powolnym pocałunku, który zdawał się trwać w nieskończoność, oderwaliśmy się od siebie. Ayato oparł podbródek na mojej głowie i zaśmiał się cicho.
            - Co myślisz?
            - Myślę, że smakujesz chlorem – stwierdziłam, przesuwając palcami po jego nagim torsie.
            - I tylko tyle?
            - A jeśli tak?
            - To chyba będę musiał dać ci nauczkę.
            Prychnęłam.
            - Najpierw, to ja chcę coś zjeść.

            Ayato w końcu ustąpił i wraz z resztą jego rodzeństwa (które na nasze małe przedstawienie w basenie zareagowało na najróżniejsze sposoby – od zniesmaczonych spojrzeń, po głupie żarciki) spotkaliśmy się w restauracji. Jej menu miało w sobie chyba każdy rodzaj jedzenia, jaki mógłby komuś przyjść do głowy. Nie potrafiąc się zdecydować, w końcu postawiłam na ślepy traf i wybrałam danie z zamkniętymi oczami. Nie pożałowałam swojej decyzji. Owoce morza, które przyniósł dla mnie kelner były naprawdę wyśmienite.
            Po posiłku nadeszła pora na to, na co najbardziej tego dnia czekałam – przebranie się w yukaty***. Specjalnie na tę okazję kupiłam śliczną, granatowo-niebieską, do której idealnie (moim zdaniem) pasowała szafirowa spinka w kształcie motyla. Otrzymałam ją niegdyś od Ayato i wreszcie nadeszła pora, aby jej użyć. Spięłam nią włosy i z zadowoleniem przyjrzałam się własnemu odbiciu w lustrze.
            Całkiem nieźle, skomentowałam swój wygląd w myślach, po czym dołączyłam do czekającej na mnie reszty. Już sama nie wiedziałam, co było lepszym widokiem – bracia Sakamaki w kąpielówkach czy w kolorowych yukatach. Z pewnością jednak w obu przypadkach było na czym zawiesić wzrok.
            - Zasłoniłbyś się bardziej – rzuciłam na przywitanie, szturchając w ramię Ayato, u którego rozchylony, szkarłatny materiał odsłaniał zdecydowanie więcej skóry na klatce piersiowej niż powinien.
            - Maleńka – odezwał się Laito w ciemnozielonej yukacie. – Wręcz pobijasz dziś samą siebie! Wyglądasz tak…
            - Laito – warknął Ayato, od razu przysuwając się do mojego boku. – Mam ci przypomnieć, co ci zrobię, jeśli się nie zamkniesz?
            Rudzielec rozłożył bezradnie ramiona.
            - Nie moja wina, że żaden z was, a tym bardziej ty nie raczy skomplementować ubioru naszej uroczej towarzyszki.
            - Tak, tak, wygląda ładnie – westchnął z irytacją Kanato w fioletowym stroju, co nie do końca zabrzmiało jak komplement. – Czy możemy wreszcie iść? Podobno w barku mają dobre desery.
            - Włożyłbyś w to trochę entuzjazmu. – Laito pokręcił głową, ignorując mordercze spojrzenie Ayato. – Może ktoś jeszcze spróbuje? Subaru?
            - Ja? – Białowłosy w szarej yukacie spojrzał na niego zdziwiony. Potem przeniósł wzrok na mnie, zamrugał i błyskawicznie odwrócił głowę. Zdawało mi się, że na jego policzkach pojawił się lekki rumieniec. – Taa… Wygląda całkiem spoko. O co ci tak właściwie chodzi?!
            Laito załamał ręce niczym nauczyciel zawiedziony ocenami swoich uczniów.
            - Naprawdę. Co jest z wami nie tak? Muszę was uczyć, jak należy traktować kobiety?
            - Och, po prostu się zamknij – powiedzieli jednocześnie Shu (żółta yukata) i Reiji (granatowa yukata). Spojrzeli na siebie zaskoczeni, po czym odwrócili się od siebie, krzywiąc się z niesmakiem.
            - Całkiem nieźle – szepnął mi tymczasem do ucha Ayato, korzystając z chwilowego zamieszania. Uśmiechnęłam się do siebie.
            Laito kontynuował narzekanie na zachowanie swoich braci jeszcze przez chwilę, gdy szliśmy już do kurortowej „bawialni”. Przez pewien czas zajmowaliśmy się tam takimi przyziemnymi sprawami jak granie w ping ponga (nigdy więcej grania przeciwko Subaru; myślałam, że odbita przez niego piłeczka przeleci na wylot przez moją rakietkę), bilard czy zwyczajne rozmawianie. A kiedy słońce wreszcie zaszło – wybraliśmy się do łaźni na świeżym powietrzu. Część damska oraz męska oddzielone były od siebie wysokim murem, więc pomyślałam sobie, że będę miała chwilę spokoju. Szybko przekonałam się o swoim błędzie. Mur nie tłumił bowiem odgłosów dochodzących z drugiej strony.
            - Jeśli któryś spróbuje się tam zbliżyć… - zaczął Ayato.
            - Zamknij się wreszcie – przerwał mu Subaru.
            - Coś ty powiedział?!
            Usłyszałam głośny plusk, po którym bracia znowu zaczęli się przekrzykiwać.
            - Nie chlap na Teddy’ego!
            - Wasza wysokość – odezwał się drwiąco Laito. – Mógłbyś się łaskawie nieco uspokoić? Rozumiem, że jesteś bardzo zaborczy…
            - Utopię cię!
            - Uspokójcie się albo to ostatni wyjazd, na jaki się wybraliśmy. – To Reiji próbował zapanować nad swoim młodszym rodzeństwem.
            - Czy odrobina ciszy i spokoju to zbyt duże wymagania? – dodał Shu, bardziej do samego siebie.
            Westchnęłam i zanurzyłam się w ciepłej wodzie, póki nie sięgała mi szyi. Uniosłam wzrok na wieczorne niebo, a na moje usta wypłynął szeroki uśmiech. Może i podobnie jak Shu nie miałam co liczyć na spokój oraz ciszę, ale na pewno czekały mnie bardzo ciekawe wakacje. 



*tatami - tradycyjne, japońskie maty służące do pokrywania podłogi
**futon - rodzaj japońskiego łóżka, rozkładanego na podłodze
***yukata - charakterystyczny japoński strój noszony w czasie letnich świąt, festiwali itp., jest podstawowym ubiorem w kurortach z gorącymi źrodłami

poniedziałek, 4 września 2017

Fanart #3

Dobra, zaczynacie mnie zadziwiać XD Tak, wczoraj wieczorem otrzymałam kolejny fanart - portret Natsuki:


Dziękuję bardzo autorce za tę pracę ^^
Zakładkę z fanartami założę albo jeszcze dziś, albo jutro. Trzeba je jakoś zebrać w jedno miejsce~. Jeśli ktoś jeszcze ma jakieś prace, niech śmiało je nadsyła! Pozdrawiam~.
P.S. Jak tam rozpoczęcie roku szkolnego? Trzymacie się jakoś?


[EDIT]

Zakładka z fanartami już jest :3

niedziela, 3 września 2017

Fanart #2

Nie spodziewałam się, że następny fanart nadejdzie tak szybko, ale oto jest! Tym razem od innej autorki, która postanowiła przedstawić Natsuki z jej bratem (miło mi, że ktoś wpadł na ten pomysł~):



A także Natsuki z Ayato~:


I na koniec - Shu:


Dziękowałam już prywatnie, lecz zrobię to także "publicznie" - dziękuję Ci, droga autorko za te urocze fanarty ^^
Wygląda na to, że zakładkę z fanartami będę musiała otworzyć szybciej niż myślałam XD
W każdym razie, dziękuję raz jeszcze, pozdrawiam wszystkich, po raz kolejny życzę powodzenia tym, którzy wracają do szkoły i do przeczytania w następnej notce~ (no chyba, że ktoś odważy się napisać do mnie prywatnie :D).


piątek, 1 września 2017

Fanart

Autorka, którą znacie już ze zwycięskiej pracy zorganizowanego przeze mnie konkursu, znowu chwyciła za swoją broń i tym razem postanowiła uwiecznić scenę z ostatniego, 51 rozdziału Diabolik Lovers.


Już dziękowałam jej prywatnie, ale zrobię to jeszcze raz, tutaj - dziękuję bardzo ^^
Jest mi miło, gdy ktoś postanawia narysować fanart z mojej historii~. Gdyby ktoś jeszcze miał jakieś swoje prace przedstawiające bohaterów DL lub jakiegokolwiek innego mojego opowiadania/powieści, niech śmiało je do mnie przysyła! Myślę, że zrobię z nimi potem osobną zakładkę na tym blogu :3 

Parę słów do tych, którym już niestety skończyły się wakacje:
Oby wam ten rok szkolny minął w miarę szybko i bezboleśnie! Życzę wam również sukcesów edukacyjnych, dobrych ocen, powodzenia na wszystkich kartkówkach/sprawdzianach/egzaminach i żebyście nie mieli problemów z nauczycielami/innymi uczniami. Byle do wakacji! ^^

I pamiętajcie, że jeśli macie do mnie jakieś pytania lub chcecie o czymś ze mną porozmawiać, to możecie śmiało pisać! Jestem dostępna na GG, Facebooku, Twitterze, Wattpadzie, mailu, Instagramie itp., więc jeśli chcecie - piszcie ^^