Strony

środa, 29 października 2014

Zagadka...

 Witajcie, moi drodzy czytelnicy! Czy wiecie co się zbliża? Nie? Może małą podpowiedź dadzą wam te dwa fragmenty pewnego MEP'a, które znalazłam na YouTube:

https://www.youtube.com/watch?v=KcVIpI7d_nU

https://www.youtube.com/watch?v=6z4sXRErxO0


 Jeśli domyśliliście się  już, o co mi chodzi - świetnie. Jeśli nie - trudno, nic nie szkodzi. Odpowiedź poznacie pod koniec tego tygodnia, o ile się wyrobię (jak nie to trochę później). Więc... miłego oczekiwania :3

poniedziałek, 13 października 2014

Diabolik Lovers: Rozdział 9

 Spóźniony, bo spóźniony, ale wreszcie jest! 9 rozdział DL! Świeżutki, cieplutki, nic tylko łapać i czytać :3 Podobno ten rozdział wyszedł mi "trochę romantycznie"... Cóż, przekonajcie się sami xD Ah, a jeśli chcecie posłuchać piosenki, którą śpiewa tutaj Natsuki przewińcie post trochę w dół. Tam wkleiłam filmik. No dobrze, to chyba tyle, zapraszam do czytania ^ ^



„Bezdźwięczny głos”

  Stoję sama na pustej scenie. W dłoni kurczowo ściskam mikrofon. Ciemność na sali rozpraszają lampy ustawione wokół sceny w ciasnym kręgu. Światło mnie oślepia, a od jego gorąca zaczynam się pocić.
 Nagle część lamp przygasa i znika. Moim oczom ukazuje się widownia. Niekończące się rzędy ludzi wpatrujących się we mnie pustym wzrokiem. Ciszę przerywa melodia. Rozglądam się w poszukiwaniu źródła dźwięku, ale go nie znajduję. Wszystko poza widownią spowija teraz ciemność.
 W melodii rozpoznaję znajome nuty. Unoszę dłoń z mikrofonem. Poruszam ustami, ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Piosenka zaczyna się od nowa. Ponownie więc próbuję zaśpiewać, ale i tym razem moje struny głosowe milczą.
 Lampy ponownie rozbłyskują, wszystkie skierowane na mnie. Z widowni dobiega mnie jednogłośne buczenie setek ludzi. Buczenie błyskawicznie przeradza się w warkot. Światło przygasa na chwilę, a gdy ponownie się zapala przede mną zamiast ludzi pojawia się sfora wilków. Wielkich, szarych bestii z obnażonymi kłami. Przerażona cofam się, ale podłoże znika spod moich stóp. Spadam w ciemność; nieprzenikniony mrok wyciąga po mnie swoje łapska. Chcę krzyczeć, wrzeszczeć z przerażenia i wołać pomocy, ale mój głos niknie zanim jeszcze wydobędzie się z mych ust.
 Usiadłam gwałtownie na łóżku. Rozejrzałam się wokół i odetchnęłam z ulgą. Byłam w swoim łóżku, w swoim pokoju.
- Czyżby zły sen?
 Podskoczyłam na dźwięk znajomego głosu. Ponownie przeczesałam pokój wzrokiem i dopiero teraz zauważyłam Ayato rozpartego na krześle przy moim łóżku. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, a kocie oczy błyszczały w półmroku panującym w pokoju.
- Może… - mruknęłam, naciągając kołdrę aż pod brodę.
 Uśmiech na twarzy wampira jeszcze bardziej się poszerzył.
- Przykro mi, Naleśniku, ale pora wstawać. Mam ci pomóc?
- Nie, dziękuję! – odmówiłam szybko. – Poradzę sobie.
 Strasznie, ale to strasznie nie lubiłam szykować się z Ayato w moim pokoju. Cały czas czułam na sobie jego wzrok. Jadowicie zielone oczy śledziły każdy mój ruch.
 Jakimś cudem udało mi się wymknąć z pokoju, żeby w samotności móc się przebrać. Następnie wróciłam do sypialni by dokończyć przygotowania. Zaplotłam włosy z tyłu głowy i swoim zwyczajem podkręciłam je na końcach. Na szyi zapięłam oczywiście swój nieodłączny naszyjnik ze srebrnym krzyżykiem. Przez cały ten czas widziałam w lustrze odbicie uśmiechu Ayato.
 Tego wieczoru nie byliśmy jedynymi osobami przybywającymi w limuzynie. Pod szkolnym budynkiem stały rzędy zaparkowanych drogich samochodów najróżniejszych marek i kolorów. Na dzisiejszy apel zjechali się rodzice i inni krewni większości uczniów. My jednak nie mogliśmy liczyć na spotkanie ani mojego ojca, ani tym bardziej ojca wampirów.
 Gdy tylko przekroczyliśmy próg szkoły naszym oczom ukazały się jasno oświetlone korytarze pełne wystrojonych uczniów. W pierwszej chwili poczułam się dziwnie zwyczajnie i nijako w swojej prostej czarnej sukience. Wrażenie to minęło, gdy chłopcy otoczyli mnie dość ciasnym półkolem  i w ten sposób ruszyliśmy w stronę auli. No, bo jaka jeszcze dziewczyna może pochwalić się paradowaniem po szkole z szóstką zabójczo przystojnych wampirów?
 Na sali panował istny chaos. Występujący uczniowie tłoczyli się przy scenie, pozostali przepychali się by znaleźć na widowni swoje miejsca. Nauczyciele krążyli w pośpiechu między uczniami, sceną i rodzicami wydając ostatnie polecenia, witając się i dopinając wszystko na ostatni guzik.
- Przykro mi, że muszę cię opuścić, Maleńka – odezwał się Raito, nachylając się do mojego ucha. – Ale chcę sprawdzić jak stoją sprawy z fortepianem.
 Skinęłam mu głową i gdy po chwili zniknął w tłumie rozejrzałam się po sali. Wszędzie było pełno ludzi. Nawet nie przypuszczałam, że nasza szkoła ma tylu uczniów. Przyglądając się liczbie gości, ich eleganckim strojom i ogólnemu zamieszaniu stwierdziłam, że to już nie jest zwykły apel podsumowujący tylko prawdziwa impreza.
 Zaczęłam się denerwować. Nie widząc jednak sensu pchania się jeszcze na scenę stanęłam pod ścianą i po raz kolejny zaczęłam przypominać sobie słowa piosenki.
Nagle zauważyłam, że w moją stronę przez tłum przedziera się jedna z młodszych uczennic.
- Hej, proszą cię żebyś skoczyła do pokoju muzycznego po jakieś nuty – oznajmiła, stając przede mną.
Zdziwiona, uniosłam brwi, ale skinęłam głową.
- Masz klucze? – zapytałam.
- Tak, pójdę z tobą.
 Chociaż powiedziała, że pójdzie ze mną nie miała chyba jednak przez to na myśli, że będzie ze mną rozmawiać. Ilekroć próbowałam zacząć konwersację zbywała mnie krótkimi odpowiedziami. Wreszcie się więc poddałam i w milczeniu dreptałam za nią korytarzem, wsłuchując się w stukot własnych butów na posadzce.
 Szkoła w tym skrzydle wydawała się dziwnie opuszczona. Nie docierał tutaj hałas z auli, a oświetlone były tylko główne korytarze.
 Wreszcie stanęłyśmy przed drzwiami do sali muzycznej. Moja małomówna towarzyszka bez słowa przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi. Następnie przeniosła wzrok na mnie.
- Zaczekam tu na ciebie.
- Okay – wzruszyłam obojętnie ramionami i weszłam do pomieszczenia.
 Spojrzałam na półkole ustawione z instrumentów, których nie zabrano na występ i na biurko nauczyciela. Przejrzałam wszystkie pulpity, ale nigdzie nie widziałam żadnych nut. Poczułam, że coś jest nie tak. Za późno.
- Hej, tu nie ma żadnych… - nie dokończyłam zdania, gdyż w tej chwili drzwi się zatrzasnęły. – Hej!
 Podbiegłam do nich i szarpnęłam za klamkę. Zamknięte. Zaczęłam uderzać nerwowo w drzwi.
- To nie jest śmieszne! Hej, ty! Wypuść mnie! Słyszysz?! Wypuść mnie stąd!
 Lecz dziewczyna, o ile w ogóle jeszcze tam była, nie miała zamiaru wysłuchać moich próśb. Spanikowana zaczęłam krzyczeć jeszcze głośniej, ale szybko przestałam. Nie chciałam stracić głosu. Chociaż z drugiej strony, jeśli nie zdążyłabym na apel to nie miałoby to żadnego znaczenia…
 Przygryzłam dolną wargę, rozglądając się po pomieszczeniu. Znajdowałam się na drugim piętrze. Jedyne drzwi zostały zamknięte na klucz. Co robić?
 Nadzieja już mnie opuściła i pogodziłam się z tym, że zabraknie mnie na apelu, ale wtedy usłyszałam ciche warknięcie dochodzące z korytarza. Przytknęłam ucho do drewna, nasłuchując. Ktoś musiał tam być.
- Pomocy! Hej! Ratunku!
- Natsuki?... – dobiegł mnie zdziwiony głos z drugiej strony drzwi.
- Subaru! O mój Boże, co za ulga!
- Co ty tam robisz?
- Ktoś mnie tu zamknął. Powiedziała mi, że mam przynieść jakieś nuty, ale…
- Wiesz, że apel się zaraz zacznie?
- Wiem! Mógłbyś pójść po klucze? Proszę, Subaru…
- Odsuń się od drzwi.
- Słucham?
- Odsuń się od drzwi – powtórzył.
- Dobra… - mruknęłam i odsunęłam się na bok. Okazało się, że całkiem słusznie, ponieważ już po kilku sekundach rozległ się straszliwy huk i drzwi otworzyły się gwałtownie, uderzając przy tym z całym impetem w ścianę.
 Niepewnie wysunęłam głowę zza framugi. Subaru powoli opuścił nogę i przeniósł na mnie wzrok.
- D-dzięki… - wybąkałam. Zerknęłam na drzwi, które wyglądały jakby miały w każdej chwili wypaść z zawiasów. – Emm… tylko jak to wytłumaczymy?
Subaru wzruszył ramionami.
- Problem Shuu.
- Shuu?
- Jest właścicielem tego pokoju.
Już otwierałam usta żeby zadać kolejne pytanie, ale białowłosy mi przerwał.
- Lepiej się pośpiesz, bo nie zdążysz na swój występ.
- Ah, racja! Dzięki wielkie, Subaru! – zawołałam i pomknęłam w stronę auli.
 O mały włos spóźniłabym się na rozpoczęcie apelu. Wszyscy pozajmowali już swoje miejsca na widowni lub przy scenie. Światła przygasły i paliło się teraz tylko kilka lamp oświetlających scenę.
- Gdzieś ty się podziewała, Maleńka? – zapytał Raito, gdy tylko stanęłam obok niego. – Już myślałem, że zeżarła cię trema.
- Miałam mały wypadek… - mruknęłam.
 Niedługo później apel rozpoczął się przemówieniem dyrektorki. Szczerze mówiąc, to nie za bardzo jej słuchałam, byłam bowiem zbyt pochłonięta szybkim przypominaniem sobie tekstu piosenki.
- Spokojnie Maleńka – mruknął Raito, obejmując mnie ramieniem. – Jestem tuż obok…
 Spojrzałam na niego spode łba, na co zareagował jedynie szerokim uśmiechem. Prychnęłam i odwróciłam głowę.
 Jeszcze przed nami występowała ów blondynka z młodszej klasy, która od kilku dni tak niechętnie reagowała na mój widok. Wreszcie przypomniałam sobie jej imię. Yuri. W swojej śnieżnobiałej sukience oraz takim samym futerkowym bolerku była tego wieczoru moim całkowitym przeciwieństwem.
 Zaśpiewała jakiś znany świąteczny przebój, czym wcale mnie wielce nie zachwyciła. Oczywiście publika natomiast, w przeciwieństwie do mnie, nagrodziła ją gromkimi brawami. Kiedy schodziła ze sceny, jej wzrok powędrował w naszą stronę. Napotkawszy moje spojrzenie zrobiła zaskoczoną minę. W odpowiedzi posłałam jej spokojny uśmiech.
Tak myślałam, że miała z tym coś wspólnego.
 Nie miałam jednakże zbyt wiele czasu na swoje przemyślenia, gdyż oto przyszła pora na występ mój i Raito.
- Mam ochotę jej dokopać… - wymamrotałam wchodząc po stopniach z boku sceny.
- No, no, Maleńka… Pokażemy im? – Raito wyciągnął do mnie rękę.
 Po chwili wahania przyjęłam ją z uśmiechem. Chyba nie zaszkodzi mi chociaż raz dogadać się z Raito…
- Jasne.
 Podchodząc do mikrofonu umiejscowionym na środku sceny zerknęłam na wampira. Usadowił się on już na swoim miejscu przy fortepianie. Jego elegancka, ciemnozielona koszula połyskiwała delikatnie w świetle lamp. Niemal parsknęłam widząc kapelusz na jego głowie. Oczywiście, nie mógł zrezygnować ze swojego ulubionego dodatku.
 Raito uniósł pytająco brew, zawieszając dłonie w powietrzu nad klawiszami instrumentu. Odetchnęłam głęboko, przełknęłam ślinę i skinęłam mu głową.
 Lampy wycelowały strumienie światła wprost na nas. Szmery na widowni ucichły. Aulę wypełniły pierwsze dźwięki doskonale znanej mi już melodii. Z bijącym sercem przebiegłam wzrokiem po widowni. Pamiętałam, że na takich występach najlepiej wbić wzrok gdzieś w przestrzeń nad głowami widzów. Tego wieczoru postanowiłam jednak postąpić inaczej. Odnalazłam na widowni twarz Ayato. A co mi tam. Zacisnęłam drżące dłonie na mikrofonie i rozchyliłam usta. No to zaczynamy… Miałam tylko nadzieję, że mój głos nie zaniknie tak jak w moim koszmarze. I tak się na szczęście nie stało. W odpowiedniej chwili zgrałam się z Raito, a z moich ust popłynęły następujące słowa:

Noc, wszędzie zapadła
martwa cisza.
Pada śnieg,
na me wyciągnięte dłonie
spadają drobne płatki i momentalnie się rozpływają.
Cóż za ulotne życie.
Śnieg gromadzi się bezdźwięcznie
jak światłość.
Zgarniasz go do siebie i uśmiechasz się.
„Jak teraz brzmi mój głos?”
Nawet jeśli odpowiem,
ty już nie usłyszysz.
Powiedz mi, że cierpisz.
Powiedz mi, że jesteś samotny.
Odnajdę cię,
gdziekolwiek byś był…
Proszę, nie zostawiaj mnie samej, proszę, błagam cię.
Czy nie dzielimy przecież tej samej duszy..?
Zupełnie jak otaczający nas śnieg,
powoli zanikasz.
Jedyne co mogę zrobić to mocno cię objąć.
Jeśli to możliwe, choć raz,
pozwól mi usłyszeć twój głos.
Jeszcze raz, tylko jeden raz
wypowiedz me imię…

 Odsunęłam się nieco od mikrofonu i powiodłam wzrokiem po widowni. Shuu, ku mojemu zdziwieniu patrzył w moją stronę, zaciekawiony. Kanato ściskał kurczowo swojego misia, ale również nie spuszczał ze mnie wzroku. Twarzy Subaru nie widziałam, gdyż siedział najdalej od reszty jak tylko mógł. Ayato wydawał się być zaskoczony i tylko Reiji wciąż zachowywał kamienny wyraz twarzy.
 Wsłuchując się uważnie w dźwięki wygrywane przez Raito przyjrzałam się reszcie publiki. Niektórzy wyglądali na znudzonych inni wręcz przeciwnie. Czy dobrze mi się wydaje, że jedna z dziewczyn się popłakała?
 Czułam przyspieszony rytm własnego serca. Bardzo lubiłam tą piosenkę i nie chciałam jej zepsuć. Spojrzałam w kierunku Raito, który uśmiechnął się do mnie nad instrumentem. Odwzajemniłam lekko ów uśmiech, nabrałam powietrza w płuca i ponownie zaczęłam śpiewać:

W twych pustych, pozbawionych wyrazu oczach
pojawiła się mała kropelka.
W szarym świecie
wszystko się zatrzymało,
tylko śnieg wciąż pada
Twe ciało stało się zimne,
twój głos zniknął bezpowrotnie.
Nie możemy nawet rozpuścić się razem
Usłysz mnie, uśmiechnij się do mnie jeszcze raz…
Nie mam już nawet łez,
którymi mogłabym cię ogrzać…
Jeśli to możliwe,
zabierz mi mój głos
i podaruj mojemu ukochanemu.
Jeśli miałabym pozostać na tym świecie
bez ciebie
proszę… zabierz mnie…
ze sobą.
Nie mogąc ci już powiedzieć
jak bardzo cię kocham.
Wiem
nasz świat
zmierza ku końcowi.
Nieważne jak głośno będę krzyczeć
ani ty, ani twój głos nie powróci.
Płatki śniegu,
błagam, nigdy nie przestawajcie padać
i zabierzcie mnie razem z nim.
Niech wszystko zniknie razem ze mną i moim marnym głosem.
Niech wszystko…
pokryje się bielą…*

 Ostatnie dźwięki fortepianu ucichły. Na sali zapanowała całkowita cisza. Z nerwów przygryzłam dolną wargę. Wciąż czułam przyspieszone bicie własnego serca. Dłonie miałam wilgotne od potu.
 I wtedy rozległo się klaskanie. Najpierw pojedyncze, ciche, stopniowo stawało się co raz głośniejsze. Wreszcie aplauz swą siłą pobił ten, który otrzymała Yuri. Nie wierząc własnym oczom i uszom byłam w stanie jedynie wpatrywać się w bijącą brawo widownię, a wśród niej… również braci Sakamaki.




* Valshe - „Soundless voice”