Strony

piątek, 17 czerwca 2016

Diabolik Lovers: Rozdział 36

Koniec roku szkolnego zbliża się wielkimi krokami i oceny są już wystawione, więc wreszcie jest więcej czasu wolnego! Jeszcze tylko tydzień i będzie go jeszcze więcej~. Zanim to nastąpi, łapcie jeszcze nowy rozdział DiaLovers :3
A nawiązując do poprzedniego posta... Jako, że nikt nie wyraził swojej opinii o moim pomyśle uznam po prostu, że był on kiepski. Chociaż zastanawiam się, ile osób tak naprawdę czyta te informacje zamieszczane przed rozdziałem... No cóż, trudno. Ach, i tak dla przypomnienia (pisałam to już tyle razy, że aż mi się odechciewa, ale niektórzy chyba jakoś nie potrafią tego zapamiętać) nie ustalam sobie żadnych konkretnych terminów na pisanie opowiadań. Piszę wtedy, kiedy mam czas, wenę i chęci. Nie potrafię również z góry przewidzieć, ile czasu zajmie mi napisanie następnego rozdziału, więc spamowanie w komentarzach pod różnymi postami pytaniem "kiedy następny rozdział?" jest bezcelowe.
Dziękuję tym, którzy czytają jednak trochę więcej niż samą treść rozdziału oraz wszystkim tym, którzy wykazują się cierpliwością i wciąż zaglądają na tego bloga. 
Życzę miłej lektury~.





Korepetycje 

 Przebrałam się w wygodniejsze od szkolnego mundurka ubrania i zajęłam miejsce przy biurku. Na jego blacie piętrzył się cały stos książek, a wszystkie dotyczyły jednego tematu. Istot nadnaturalnych. Mnie jednak interesowała tylko jedna z wymienionych w nich ras. Jak można się zapewne domyślić, chodziło mi o wampiry. Jeszcze przed kilkoma miesiącami były one dla mnie jedynie małymi, nawet uroczymi zwierzątkami żywiącymi się krwią innych zwierzątek lub co najwyżej postaciami z książek i filmów. Teraz byli moimi współlokatorami (a raczej gospodarzami), wrogami, przyjaciółmi, a także obiektami moich westchnień, jakby to niektórzy określili. Oczywiście liczby mnogiej używam celowo, aby uogólnić te znaczenia. Krótko mówiąc, w kilka miesięcy wampiry przejęły wiele dziedzin mojego życia i stały się jego nieodłączną częścią. Fajnie byłoby więc wiedzieć na ich temat trochę więcej.
 Otworzyłam pierwszą książkę z brzegu, odnalazłam odpowiedni dział i pogrążyłam się w lekturze. Wkrótce rozłożyłam przed sobą także kilka innych tomów, aby od razu móc porównywać czytane informacje. Robiłam przy tym notatki na kartce wyrwanej z jednego z zeszytów, ale wyglądały one dość chaotycznie. Część zdań niemal natychmiast przekreślałam lub otaczałam znakami zapytania. A wszystko dlatego, ponieważ większość informacji z tych różnych źródeł wcale się ze sobą nie pokrywała, a wręcz przeciwnie - przeczyły sobie nawzajem.
 Oczywiście, niektóre sprawy w miarę się zgadzały. Jak chociażby to, że wampiry żywią się krwią i posiadają do tego odpowiednio przystosowane uzębienie. Ale to, czy ich kły przez cały czas są takie długie, czy wysuwają się tylko w odpowiednich chwilach zależało już od danej książki. Jedni autorzy twierdzili także, iż te przerośnięte pijawki mogą pić krew zarówno ludzi jak i zwierząt, co jest w ich przypadku swoistym rodzajem wegetarianizmu. Inni natomiast podawali, że mogą tylko i wyłącznie spożywać ludzką krew, gdyż innego pokarmu nie są w stanie przyjąć ich żołądki i mogliby z tego powodu umrzeć. Tutaj mogłam akurat posłużyć się własnym doświadczeniem i zdecydowanie zaprzeczyć. Przecież na własne oczy widziałam, że codzienne posiłki braci Sakamaki składały się z zupełnie "normalnego" jedzenia.
 Westchnęłam bezsilnie, opierając łokcie na blacie biurka i wsuwając palce we włosy. Wpatrywałam się w leżące przede mną książki oraz nie do końca udane notatki, zastanawiając się czy moje dalsze działanie ma jakikolwiek sens. W końcu, jeśli do tej pory większość znalezionych przeze mnie informacji różniła się od siebie diametralnie, to jakie miałam szanse na znalezienie czegoś wiarygodnego? 
 Znając życie Reiji powiedziałby w takiej chwili, że to wszystko dlatego, ponieważ spisali to "głupi śmiertelnicy". A więc przydałyby mi się informacje pochodzące od jakiegoś "mądrego" wampira. Nie byłam pewna co do tego, czy opłaca mi się w ogóle spróbować przepytać któregoś z Sakamakich. Skoro byli tacy niechętni do udzielania odpowiedzi na moje pytania...
 Po raz kolejny cicho westchnęłam i przygryzłam dolną wargę. Jeśli chciałam się czegoś dowiedzieć, to potrzebowałam innego, dobrego źródła informacji. Ale gdzie ja takie mogłam znaleźć?
 Splotłam ramiona na klatce piersiowej, odchylając się na oparcie fotela. Wzrokiem powędrowałam najpierw w górę, ku sufitowi, po czym ponownie spuściłam go na biurko i zatrzymałam na prostokątnym przedmiocie wielkości mojej dłoni. Po namyśle wzięłam komórkę do ręki i obróciwszy ją kilkakrotnie w palcach, odblokowałam ekran. 
 Zadziwiające jak szybko w odpowiednich warunkach można odzwyczaić się od używania urządzeń elektronicznych. Kiedyś, kiedy moje życie nie wywróciło się jeszcze do góry nogami i wciąż byłam zwykłą nastolatką wprost nie wyobrażałam sobie życia bez swojego telefonu komórkowego, komputera etc. Jednak w tym samym dniu, w którym przybyłam do rezydencji rodziny Sakamaki, mój telefon został zniszczony przez Subaru. Od tamtej pory musiałam jakoś obejść się bez niego i początki były trudne. Ale z czasem zdążyłam się przyzwyczaić. Co prawda, ucieszyłam się kiedy chłopak z okazji świąt podarował mi zupełnie nową komórkę, lecz nie uważałam jej już za coś koniecznego do mojego prawidłowego funkcjonowania.
 Z ociąganiem kliknęłam ikonkę poczty elektronicznej. Poza wiadomościami, które otrzymywałam ostatnio od Kou w ogóle nie sprawdzałam przychodzących maili. Właściwie, to sama nie wiem czemu. 
 Kiedy aplikacja wreszcie się załadowała moim oczom ukazała się cała, dosyć długa lista nieprzeczytanych wiadomości. Odczytałam po kolei nazwy wszystkich nadawców i zmarszczyłam brwi próbując dopasować je do odpowiednich twarzy. Jednak moje starania nie do końca były udane. Moje wspomnienia były chaotyczne i dziwnie wybrakowane. Czułam się, jakby wszystko to, co wydarzyło się zanim zamieszkałam z braćmi Sakamaki zostało w moim umyśle spowite mgłą. Twarze, które próbowałam przywołać były niewyraźne, a obrazy - niekompletne.
 Zaczęłam panikować. Krew odpłynęła mi z twarzy, czubki palców zrobiły się lodowate, a dłoń, w której trzymałam telefon drżała niekontrolowanie. Przełknęłam z trudem ślinę, wpatrując się z niedowierzaniem w gasnący już ekran. 
Dlaczego nie pamiętam swoich przyjaciół? Co się dzieje z moimi wspomnieniami? Nie upłynęło przecież tak dużo czasu, więc to niemożliwe, aby tak po prostu zanikały... Prawda?
 Starając się zapanować nad swoimi nerwami otworzyłam pierwszą wiadomość z listy.


"Hej, dlaczego się nie odzywasz??? Pisałam do ciebie już kilka razy i ani razu nie odpisałaś! Zmieniłaś maila czy co? A może w tej dziurze nie masz netu? Daj jakiś znak życia, bo się obrażę!"

Zerknęłam na datę. Wiadomość pochodziła sprzed dwóch tygodni. I wciąż nie potrafiłam skojarzyć adresu, z którego przyszła z konkretną osobą. Miałam istny mętlik w głowie.
 Szybko przejrzałam pozostałe wiadomości. Większość z nich zawierała pytania dotyczące mojej nowej szkoły, miasta czy ogólnie moich odczuć co do nowego miejsca zamieszkania. Niektóre osoby wysłały więcej niż jednego maila.
Ale dlaczego dla mnie pozostawali niemal anonimowi? Przecież to byli moi starzy znajomi...
Nic z tego nie rozumiałam. 
Dotknęłam na ekranie pole "Utwórz nową wiadomość" i zaczęłam przesuwać kciukiem po klawiaturze. 


"Hej. Wybacz, że tak długo się nie odzywałam, ale|"

Ale co?
Co tak naprawdę mogłam napisać? Jak miałam się wytłumaczyć?
"Wybacz, że tak długo się nie odzywałam, ale z tego powodu, iż zamieszkałam z szóstką wampirów moje życie trochę się poplątało i jakoś tak przypadkiem zupełnie o tobie zapomniałam"?
Przecież to za nic nie wchodziło w grę! Nie mogłam napisać im prawdy.
Więc pozostało mi posłużenie się kłamstwem.
Albo czymś, co nie było ani jednym, ani drugim.
Wypuściłam powoli powietrze przez usta i ponownie stuknęłam w komórkę, usuwając poprzednio napisane słowa.


"Hej! Wybacz, że tak długo się nie odzywałam, ale ostatnio naprawdę duuużo się działo. Mój stary telefon się zepsuł i dopiero niedawno udało mi się dorwać do tego starego maila. Mam nadzieję, że nie gniewasz się za bardzo :c"

Jeszcze raz przeczytałam to, co napisałam, po czym wysłałam taką wiadomość do wszystkich osób, które do mnie pisały. Następnie odłożyłam smartfona na biurko i ukryłam twarz w dłoniach pogrążając się w zamyśleniu.
Przerwało mi pukanie do drzwi.
Oderwałam dłonie od twarzy.
To ktoś w tym domu jednak potrafi pukać do drzwi?
Ledwie to pomyślałam i od razu nabrałam podejrzeń. Przecież bracia Sakamaki przeważnie wpadali do mojego pokoju bez żadnego ostrzeżenia. Zupełnie jakby byli u siebie. No dobra. Teoretycznie byli. Ale to nie oznacza, że nie mogliby wykazać się odrobiną kultury.
 Ktoś ponownie zastukał w drewno, więc ruszyłam się z miejsca. Uchyliłam drzwi i wyjrzałam podejrzliwie na korytarz. Moim oczom ukazał się Reiji w towarzystwie naburmuszonego Ayato. Uniosłam pytająco brwi. Czego ci dwaj, razem, mogli ode mnie chcieć?
- Co jest?
Zamiast zapytać mnie jak normalny człowiek o pozwolenie na wejście do pokoju Reiji bez słowa naparł dłonią na wciąż przytrzymywane przeze mnie drzwi. Ach, no tak! Przecież on nie jest człowiekiem. Czego więc ja się tu w ogóle czepiam?
Cofnęłam się do wnętrza pomieszczenia, mierząc wampiry wzrokiem.
- O co chodzi? - powtórzyłam mając nadzieję, że może tym razem doczekam się odpowiedzi.
Reiji spojrzał niechętnie na Ayato, po czym z ciężkim westchnięciem przeniósł wzrok na mnie.
- Ayato zawalił ostatni egzamin z matematyki.
- Serio? - zwróciłam się do swojego rówieśnika. W odpowiedzi wzruszył obojętnie ramionami.
- Jego wynik zdecydowanie nie był zadowalający.
- Przesadzasz... - burknął Ayato.
- Czyżby?
- Nie wiem, co cię to w ogóle obchodzi!
Oczy Reijiego zwęziły się, kiedy obracał się w stronę swojego młodszego brata.
- Zamierzasz iść w ślady Shuu?
- A nawet jeśli, to co ci do tego?!
Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. 
- Czy wy naprawdę przyszliście do mojego pokoju tylko po to, by się tutaj kłócić? - zapytałam z niedowierzaniem. - Nie chcę nic mówić, ale możecie to robić gdziekolwiek indziej. Macie sporo miejsc do wyboru w tym domu.
Reiji odchrząknął, odwracając się ponownie w moją stronę.
- Za to, z tego co wiem, tobie poszło znacznie lepiej - oznajmił, jakby rozmowa wcale nie zboczyła przed chwilą na nieco inne tory.
- Chyba można tak powiedzieć.
Może nie byłam jakimś geniuszem matematycznym, ale mówiąc szczerze byłam całkiem zadowolona i dumna z liczby punktów, jaką udało mi się zdobyć na wspomnianym egzaminie.
- Chodzicie do tej samej klasy - ciągnął wampir.
- Kanato też.
- Macie ten sam materiał.
Zmarszczyłam brwi nie wiedząc, do czego zmierza okularnik.
- No tak, skoro jesteśmy w jednej klasie...
- W takim razie, udzielisz mu korepetycji.
Zamrugałam.
- Że co zrobię?
- Udzielisz mu korepetycji - powtórzył, niezrażony. - Tak, aby poprawił swoje stopnie. Jeden nieudacznik w rodzinie w zupełności wystarczy.
- A co jeśli ich nie poprawi?
Zerknęłam na Ayato, którego uwagę przyciągnęły książki leżące na moim biurku. Właśnie sięgał po tę, która wciąż była otwarta, ale chociaż ten jeden raz wykazałam się lepszym refleksem. Zatrzasnęłam ją z hukiem, a wampir w ostatniej chwili zdążył cofnąć palce. Rzucił mi oburzone spojrzenie, ale go zignorowałam.
- Jeśli ich nie poprawi... - Reiji spiorunował mnie wzrokiem - to poniesiesz karę razem z nim.
- Jakim prawem?!
Kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu.
- Lepiej nie zawiedź.
- Chwila, chwila, chwila! - zaoponowałam. - Tak właściwie, to dlaczego akurat ja mam mu pomóc w nauce?
Reiji zatrzymał się w połowie drogi do wyjścia. Przechylił nieznacznie głowę i uniósł jedną brew.
- Czy naprawdę muszę to tłumaczyć?
Po czym wyszedł na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
- Nagle zaczęłaś interesować się nadnaturalnymi stworzeniami? - zapytał Ayato, gdy już zostaliśmy sami. Jego dłoń spoczywała na stosie książek z biblioteki. Wzruszyłam obojętnie ramionami.
- Zawsze lubiłam fantastykę - odparłam wymijająco.
- Czyżby?
Przewróciłam oczami.
- Czyżbyś przypadkiem nie miał jakichś problemów z matematyką? - wróciłam do wątku poruszonego przez Reijiego. Ten przynajmniej był bezpieczniejszy. - Idź po swój zeszyt, książkę i co ci tam jeszcze będzie potrzebne.
Chłopak prychnął, spoglądając na mnie z góry. Co nie było wcale takie trudne biorąc pod uwagę różnicę między naszym wzrostem.
- Rozkazujesz mi?
- Jeszcze nie zaczęłam. 
- A zamierzasz?
- Może. Idź po ten zeszyt! Im wcześniej zaczniemy, tym szybciej będziemy mieli za sobą pierwszą lekcję.
- To będzie ich więcej?!
Zaśmiałam się widząc tę niemal przerażoną minę Ayato.
- Skoro aż tak ci kiepsko idzie, że zawaliłeś ostatni egzamin, to tak.
W zielonych oczach wampira pojawiła się udręka. Chyba naprawdę nie lubił się uczyć. O czym zresztą wkrótce się przekonałam.
 Naukę zakończyliśmy dopiero o świcie. Było to kilka ciężkich godzin, gdyż Ayato był dość... Hmm... No cóż, był dość opornym uczniem. Jak mógł wymigiwał się od samodzielnego rozwiązywania zadań i co chwilę zmieniał temat, kiedy próbowałam coś mu wytłumaczyć. Jakimś cudem udało się nam przerobić część materiału, chociaż i tak już coś czułam, że na przyszłość będę musiała uzbroić się w sporą dawkę cierpliwości.

 Znalazłszy się w szkole, za swój priorytet uznałam odnalezienie Rukiego. Chociaż nie chciałam powtórki z tego, co zaszło jakiś czas temu na szkolnym dachu, to po prostu musiałam z nim porozmawiać. Z zachowania Kou jasno wynikało, że to właśnie jego brat wie najwięcej na mój temat (czy też na temat tego, co sobie o mnie ubzdurali) i tylko on mógłby mi to wszystko wyjaśnić.
 Mając jeszcze wystarczająco dużo czasu, przemierzałam korytarze w poszukiwaniu Rukiego. Problem polegał na tym, że nie wiedziałam, do jakiej chodzi on klasy. Nie widząc go nigdzie wśród uczniów zgromadzonych na korytarzach zastanawiałam się, co dalej począć. Zaglądanie po kolei do każdej z klas byłoby bez sensu i automatycznie odpadało. 
Ale mogłabym, na przykład, zadzwonić do Kou. 
Podjąwszy decyzję wyjęłam komórkę z torby i już miałam wybrać numer chłopaka, gdy w tej samej chwili zderzyłam się z kimś, skręcając w jedną z odnóg korytarza. 
- Och, przepraszam! - wyrzuciłam z siebie szybko, podnosząc wzrok.
- Po prostu patrz, jak chodzisz - burknął niezadowolony Yuma. Posłał mi niezbyt przyjazne spojrzenie, po czym spróbował mnie ominąć, ale pod wpływem impulsu złapałam go za rękę. Zatrzymał się zdziwiony. - Co?
- Mam do ciebie pytanie - powiedziałam, wpadając na pewien pomysł.
- Do mnie? Jakie?
- Wiesz, gdzie jest teraz Ruki?
Chłopak zmrużył podejrzliwie oczy.
- Czego od niego chcesz?
- Chcę z nim tylko porozmawiać. - Spojrzałam na niego błagalnie. Nie wyglądał jednak na chętnego, aby udzielić mi pomocy.
- Mogłaś to zrobić dużo wcześniej - zauważył z lekceważącym prychnięciem.
Zacisnęłam usta i mocniej wczepiłam palce w jego rękaw.
- Proszę.
Yuma westchnął ciężko, uwolnił rękę z mojego uścisku i ruszył przed siebie.
- Idziesz? - zawołał, nawet nie odwracając się w moją stronę. - Czy zamierzasz stać tam jak ten kołek?
Uśmiechnęłam się do siebie, ruszając w ślad za nim.

 Yuma zaprowadził mnie aż pod drzwi sali, w której miał mieć lekcje Ruki, a następnie udał się w swoją stronę. Na moje podziękowanie zareagował jedynie lekkim machnięciem ręki, nim się oddalił.
 Odetchnęłam powoli, zbierając się na odwagę. Wreszcie przekroczyłam próg sali, co zwróciło na mnie uwagę kilku osób znajdujących się już wewnątrz. Zignorowałam ich zaciekawione spojrzenia kierując się od razu w stronę ciemnowłosego chłopaka. Kiedy stanęłam przy jego ławce, Ruki odwrócił głowę od okna i popatrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Co ty tu robisz? - zapytał przyciszonym głosem.
Z determinacją odwzajemniłam jego spojrzenie.
- Musimy porozmawiać.