Ariana | Blogger | X X

niedziela, 31 grudnia 2017

Podsumowanie roku i plany na 2018

Ci, którzy zaglądają na tego bloga od dłuższego czasu wiedzą, że tradycyjnie w ostatni dzień roku robię taki post z podsumowaniem mojej działalności w ciągu tych ostatnich 12 miesięcy oraz podaję plany na te nadchodzące. Taaak, poznacie teraz te plany, o których wspominałam wam już chyba od kilku postów. Ale najpierw szybkie podsumowanie.

  • Na blogowym liczniku widnieją ponad 484 tysiące wyświetleń (Jest to trochę ponad 110 tysięcy więcej niż rok temu)
  • Łączna liczba komentarzy wynosi aktualnie 2565 (W zeszłym roku było ich 1972)
  • Opublikowałam 175 postów (Od 2016 r. przybyło 39 postów)
  • Diabolik Lovers do samego końca pozostało waszą ulubioną, najczęściej czytaną historią. A także najdłuższą, jaką do tej pory napisałam - 56 rozdziałów + prolog + epilog + 12 rozdziałów bonusowych

I wreszcie czas na moje plany!
Otóż... Rzucam pisanie! Tymczasowo. A w zasadzie, nie tyle samo pisanie (bo to już zrobiłam), co publikację. Proszę, przeczytajcie to uważnie, ponieważ postanowiłam wam to wszystko wyjaśnić, chociaż niektórzy zapewniali, że nie muszę tego robić. Chcę jednak, żebyście mnie dobrze zrozumieli.
Nie wiem, czy to zauważyliście, ale parę miesięcy temu coś zaczęło się psuć. Przestałam być zadowolona z tego, jak piszę i samo pisanie stało się dla mnie bardziej obowiązkiem niż przyjemnością. Miałam przez to wrażenie, że jakość tego, co piszę, porządnie ucierpiała.
Jakoś mniej więcej w tym czasie poznałam dwie "amatorskie" pisarki. Obie piszą fanfiction. Jedna po polsku, druga po angielsku. Ale to JAK obie to robią, kompletnie mnie urzekło. Muszę przyznać, że jedna z nich porusza głównie temat, za którym nigdy nie przepadałam i gdyby nie zachęta tej drugiej, pewnie nigdy nie sięgnęłabym po jej fanfiction. Co byłoby błędem. Przedstawia ona bowiem swoje historie w taki sposób, że pomimo moich początkowych oporów dałam się jej oczarować. Tak bardzo byłam pod jej wrażeniem (wciąż jestem), a w zasadzie pod ich obu, że postanowiłam coś zmienić. Przemyślałam to dobrze i poradziłam się właśnie jednej z nich. Postanowiłam zrobić sobie przerwę. Nie jestem w stanie przewidzieć, ile ona potrwa. Chcę najpierw popracować nad swoim stylem i "doszkolić się", że tak to ujmę. Do pisania wrócę niedługo i wiem już, co będę pisać. Mogę wam zdradzić, że będą to dwie historie. Pierwsza - fanfic, ale niedotyczący żadnego anime, serialu, książki itp. Druga - Nastoletni Terror. Jednak tu znowu pojawia się "ale". NT będę bowiem pisała całkiem na nowo, od samego początku. Do publikowania wrócę, gdy uznam, że jestem na to gotowa. Nie wiem też jeszcze, co pocznę z Interview with BTS. Ale na waszym miejscu nie dziwiłabym się, gdyby moje prace nagle zaczęły znikać z internetu xD

W każdym razie, mam nadzieję, że rozumiecie moją decyzję i gdy wrócę, to ktoś jednak będzie na mnie czekał.
A gdybyście chcieli ze mną utrzymać kontakt lub wiedzieć, jak mi idzie, to zawsze możecie odezwać się do mnie np. na:

GG: 45235681
Twitter: LadyKanra
Wattpad: LadyKanra

Nie gryzę, a zawsze miło jest porozmawiać z własnym czytelnikiem. Zapraszam również, jeśli macie do mnie jakieś uwagi a propos mojego pisania - jestem teraz szczególnie otwarta na konstruktywną krytykę.
Hmm... To chyba na tyle. Jeśli jeszcze coś przyjdzie mi do głowy, to najwyżej później dopiszę.
Pozdrawiam wszystkich i życzę wam Szczęśliwego Nowego Roku!

niedziela, 24 grudnia 2017

Diabolik Lovers: Ciekawostki

Co prawda, niewiele osób wykazało zainteresowanie tym pomysłem, ale i tak zdecydowałam się to zrobić XD Może dlatego, że to fanfiction ma dla mnie pewną wartość sentymentalną. W każdym razie, przejdźmy do rzeczy. Dostałam parę pytań, więc to od nich zacznę.

1. Czy od razu wiedziałaś jak ma wyglądać Natsuki i w kim się zakocha?
Co do wyglądu - tak, od początku miałam przed oczami konkretny wygląd głównej bohaterki i nie przypominam sobie, by uległ on w trakcie pisania jakimś zmianom. Natomiast jeśli chodzi o drugą kwestię... Muszę przyznać, że przez dość długi czas nie wiedziałam, kogo wybrać na partnera Natsuki. Dlatego w pierwszych rozdziałach starałam się nie skupiać na żadnej konkretnej relacji. Może jakiś uważny czytelnik zwrócił uwagę na to, w którym momencie zdecydowałam się postawić na Ayato.

2. Czy miałaś kiedyś jakieś załamania, że historia miała nie powstać lub też miałaś ją zawiesić w trakcie?
Nawet nie wiecie, jak często miałam ochotę to zrobić - np. po kilku pierwszych rozdziałach czy tuż przed końcem. W międzyczasie też przeszło mi to przez myśl. Powody były różne - przykładowo brak czasu i/lub weny albo nagłe niezadowolenie z tego, co napisałam. Ale jakoś udało mi się doprowadzić tę historię do końca.

3. Czy kiedyś powstanie jakaś kontynuacja albo czy będzie jakiś event?
Nie napiszę, że definitywnie nie, bo nie mogę przewidzieć, co mi kiedyś wpadnie do głowy. Jednak z pewnością nie planuję niczego takiego w najbliższej przyszłości.

4. Co cię motywowało, gdy pisałaś rozdziały?
Komentarze, jakieś reakcje ze strony czytelników.

5. Czemu akurat Diabolik Lovers?
Temu, że historia przedstawiona w anime zwyczajnie mnie dobiła. Uznałam, że miała potencjał, ale niewykorzystany i może dałabym radę lepiej poprowadzić fabułę z inną bohaterką w miejscu Yui.

6. Czy historia była cała już od razu zaplanowana?
Nie. Na początku szłam po prostu na żywioł, czego później, szczerze mówiąc, żałowałam.

7. Czy historia Natsuki mogła w jakiś inny sposób się potoczyć? Jeśli tak to jaki?
Miałam wiele pomysłów w trakcie pisania, więc jej historia mogła potoczyć się na kilka różnych sposobów. Opisanie ich wszystkich zajęłoby mi bardzo, bardzo dużo czasu. Ale mogła np. skończyć z innym bratem Sakamaki, mogło nie być wątku z jej bratem, mogła wyjechać z rezydencji... Naprawdę, za dużo tego, by to wszystko opisywać.


8. Jakie były początki? Czy nie załamywałaś się, jeśli na początku mało osób czytało?
Jasne, że tak. Dlatego chciałam przecież dać sobie spokój z tym fanfiction. Do pisania wróciłam dopiero wtedy, gdy zaczęły pojawiać się komentarze. Tak, nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo ważne są dla pisarza wasze komentarze i opinie. Szczególnie dla początkującego pisarza. 


9. Nie jest ci smutno, że już jednak nie będziesz tego kontynuować?
Mam do tej historii pewien sentyment, to prawda. Ale nie jest mi smutno. Raczej się cieszę i odczuwam ulgę, że ją skończyłam i mogę ruszyć dalej.

~*~

A teraz informacje, które ja dla was przygotowałam:

1. Prolog Diabolik Lovers wstawiłam na bloga 28 grudnia 2013 roku, a epilog 18 grudnia 2017 r., co oznacza, że historia ta powstawała prawie równo 4 lata.
2. Historia składa się z prologu, 56 rozdziałów, epilogu i 12 rozdziałów bonusowych.
3. Nie wiem, czy zauważyliście, ale w pewnym momencie do rozdziałów zaczęłam dodawać cytaty oraz piosenki, z których one pochodziły. Dobierałam je tak, żeby chociaż częściowo odpowiadały wydarzeniom bądź emocjom/uczuciom bohaterów opisanym w danym rozdziale.
4. Na osobę "podkładającą głos" Natsuki wybrałam EGOIST - możecie ją kojarzyć z pięknych endingów anime Psycho Pass lub - jeśli ktoś oglądał Guilty Crown to będzie ją znał z roli Inori. A to przykłady moich ulubionych piosenek w jej wykonaniu:






5. Gdybym nie wybrała Ayato jako partnera Natsuki, to zapewne na jego miejscu znalazłby się Subaru lub Laito.
6. Początkowo Diabolik Lovers miało być tylko one shotem.
7. Fanfiction to było jedną z pierwszych napisanych przeze mnie historii (a przynajmniej, jeśli chodzi o te opublikowane), zdecydowanie najdłuższą ze wszystkich i niestety jedną z niewielu ukończonych.
8. Miałam wiele różnych, naprawdę różnych od siebie pomysłów na zakończenie tej historii.
9. Kiedyś stwierdziłam, że ta piosenka pasuje do Ayato i Natsuki:


To chyba byłoby na tyle~. Pamiętajcie, że niedługo pojawi się także notka z moimi planami. A tymczasem...
Życzę wszystkim Wesołych Świąt! ♥











poniedziałek, 18 grudnia 2017

Diabolik Lovers: Epilog


Wzbierające uczucia zaczynają opadać,
a ja pożegnam się na wieki.
~ EGOIST - Eien


Epilog


Światło w pokoju zamrugało aż wreszcie zapaliło się na dobre. Jasny, przyjemny blask sączący się z misternie zdobionego żyrandola skutecznie rozproszył gęstą ciemność, która jeszcze zaledwie parę sekund temu zalegała w pomieszczeniu. Obróciłam się powoli i przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze.
            Moja blada skóra kontrastowała z długimi, czarnymi włosami zakręconymi na końcach tak, jak lubiłam. Kobaltowe oczy dla dodatkowego efektu obwiodłam czarnym eyelinerem. Spojrzałam na swoją czarną sukienkę na cienkich ramiączkach i pedantycznie wygładziłam jej materiał. Zastukałam czarnymi pantoflami o podłogę, aby upewnić się, że dobrze trzymały się moich stóp, po czym wreszcie sięgnęłam po drewnianą szkatułkę na biżuterię. Wyjęłam z niego piękny naszyjnik z lśniącym szafirem, by zawiesić go na swej szyi. Uśmiechnęłam się widząc, iż barwa klejnotu niemal idealnie odpowiadała róży wpiętej w moje włosy. Nagle mój wzrok padł jednak na srebrny krzyżyk spoczywający na dnie szkatułki. Mój uśmiech przygasł. Szybkim ruchem zatrzasnęłam drewniane wieko i odsunęłam pojemnik od siebie.
            Odetchnąwszy, ponownie uniosłam kąciki ust w uśmiechu, po raz ostatni obrzucając spojrzeniem swoje odbicie. Wtedy niebo za oknem przecięła błyskawica, na chwilę zalewając pokój oślepiającym blaskiem. Moje ramiona momentalnie opadły.
            Myślałam, że chociaż dzisiaj uda mi się tego uniknąć, przemknęło mi przez myśl, gdy odwróciłam się, aby popatrzeć na niebo z wyrzutem.
            - Gotowa? – usłyszałam po kolejnym rozbłysku rozbawiony głos.
            Za oknem rozległ się huk. Lunął deszcz, spływając po szybach szumiącą kaskadą.
            - Chyba nie mam wyjścia – odpowiedziałam.
            Kolejny błysk.
            W lustrze, przy którym stałam odbił się drapieżny uśmiech.
            Huk.
            Odwróciłam się na pięcie i pognałam w kierunku drzwi, a następnie wypadłam na korytarz. Za moimi plecami rozległo się coś pomiędzy westchnięciem a śmiechem, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Nawet się za siebie nie obejrzałam, dzięki czemu uniknęłam zderzenia ze stojącym na środku korytarza rudowłosym wampirem. Na mój widok chłopak zdjął kapelusz z głowy i skłonił się w teatralny sposób.
            - Moja droga… Och, maleńka, dokąd tak pędzisz? – zapytał, kiedy najzwyczajniej w świecie przebiegłam obok niego.
            - Maleńka! – zawołał za mną, nie doczekawszy się ode mnie żadnej reakcji.
            Nie zwolniłam nawet po dobiegnięciu do długich, krętych schodów prowadzących w dół. Jedną dłonią przytrzymując się barierki zbiegałam ze schodów prawdopodobnie zbyt pospiesznie, lecz nie miałam zamiaru się tym przejmować. Przynajmniej do momentu, w którym mogłabym się potknąć. To się jednak nie wydarzyło, a jedynym dźwiękiem, który docierał do moich uszu przez ciągnące się w nieskończoność sekundy był stukot moich obcasów w zetknięciu z kolejnymi stopniami. Zeskoczyłam z ostatniego schodka, od razu wbiegając w kolejny korytarz. Choć nie wyróżniał się niczym szczególnym w tym istnym labiryncie, potrafiłam już bez większego problemu wybrać właściwą drogę. Kierując się więc ku kolejnej klatce schodowej przy jednym z mijanych okien dostrzegłam milczącą postać. Błyskawica rozdzierająca niebo za jej plecami ukazała mi leciuteńki uśmiech zdobiący jej twarz oraz palec wskazujący na tarczę zegarka trzymanego przez nią w drugiej dłoni. Skinęłam głową, odwzajemniając uśmiech i czym prędzej popędziłam w dół schodów. Aż nazbyt dobrze znając zdradziecki charakter pokrywającego je dywanu postanowiłam nieco zwolnić. A także dla pewności podczas schodzenia jedną z dłoni trzymałam cały czas na rzeźbionej poręczy, podczas gdy drugą powstrzymywałam swoją sukienkę od nadmiernego falowania.
            W końcu podeszwy moich butów dotknęły kafelek u stóp schodów, a ja odetchnęłam cicho z ulgą. Rozejrzałam się wokół siebie i szybkim krokiem ruszyłam w stronę holu.
            - Nawet nie próbuj jeszcze dotykać tego ciasta – rzuciłam przez ramię do wampira czającego się w cieniu, tuż obok stołu zastawionego najrozmaitszymi słodkościami.
            Odpowiedziało mi chyba nieco zirytowane westchnięcie, a po nim następujący komentarz:
            - Co za chamstwo… Prawda, Teddy? Też uważasz, że zrobiła się ostatnio zbyt samolubna?
            Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową.
            - Ja to słyszę!
            Mimo to, do potężnych drzwi wejściowych dotarłam niemal w podskokach. Nim jednak zdążyłam chwycić klamkę, czyjeś silne ramie owinęło się wokół mojej talii, odciągając mnie od ciemnego drewna.
            - Hej! – zaprotestowałam, próbując wyrwać się z niespodziewanego uścisku. – Już prawie je… Przestań!
            Ostatnie słowo w niekontrolowany przeze mnie sposób przeszło w pisk, gdy pewne usta postanowiły podrażnić się ze skórą mojej szyi.
            - Zabawna reakcja – zachichotał Ayato unosząc głowę, by spojrzeć mi w twarz. – O co się tak złościsz, Naleśniku? Przecież wiesz, że jestem szybszy od ciebie. Zawsze i we wszystkim – dodał dobitnie tym swoim okropnie pewnym siebie głosem.
            - Nie jestem pewien, czy to aby rzeczywiście powód do dumy, braciszku – wtrącił się Laito, pojawiając się znikąd tuż przy nas. – Poza tym, to dzień Natsuki, więc to ona dziś zasługuje na nagrodę. Nie bądź taki samolubny.
            Ayato zmrużył gniewnie oczy.
            - Co ty w ogóle…
            - Więc już wiadomo po kim Natsuki taka jest – odezwał się Kanato, który najwyraźniej oderwał się wreszcie od stołu z jedzeniem. – Wszyscy w tym domu są tacy samolubni. Nie sądzisz, Teddy?
            - Po prostu marudzisz, bo zabroniono ci zbliżać się do ciasta – prychnął Subaru, dołączając do naszego małego zgromadzenia.
            Fioletowooki wampir posłał mu piorunujące spojrzenie, ale nie zrobiło to na nim większego wrażenia.
            - Jeszcze się nawet nie zaczęło, a wy już jesteście tak cholernie głośni – stwierdził Shu, wynurzając się z mroku zalegającego w kącie korytarza.
            Zanosiło się na kolejną, typową w tym domu kłótnię, więc przestąpiłam ze zniecierpliwienia w miejscu.
            - Czy mogę wreszcie otworzyć te drzwi? – zapytałam, po czym nie czekając wcale na pozwolenie, pociągnęłam za pozłacaną klamkę.
            - No wreszcie. Ileż można czekać?
            - Kazać gościom moknąć na tej ulewie… Co to za traktowanie?
            - Yuma, Kou, proszę was…
            - Ruki! – zawołałam na przywitanie, wpuszczając cztery przemoknięte wampiry do wnętrza budynku. – I reszta.
            - To nie było miłe… - Azusa westchnął i spuścił wzrok ku czubkom własnych butów.
            - Ej! Ruki, powiedz jej coś – poparł go z oburzeniem Yuma. – Jest jeszcze gorsza niż gdy była dzieckiem.
            - Żartowałam. – Przewróciłam oczami, po czym uśmiechnęłam się do przybyłych. – Miło widzieć całą waszą czwórkę.
            - Ciebie też – odparł Ruki, posyłając mi chyba najbardziej szczery i uroczy uśmiech, jaki widziałam u niego w ostatnim czasie. Nie przestając się uśmiechać, wręczył mi niewielkie czarne pudełko przewiązane ciemnoniebieską wstążką oraz bukiet róż w tym samym kolorze. – Wszystkiego najlepszego.
            - Och – westchnęłam z zachwytem. – Skąd wiedziałeś?
            - Stąd, że sama takie sobie zażyczyłaś? – odparł pytaniem na pytanie i pokręcił głową. – Jesteś niemożliwa.
            - Też cię kocham, braciszku.
            Ledwie szybko go uściskałam, gdy między nami pojawił się Kou z jaskraworóżowym pudełkiem w dłoniach i z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Nie zważając na to, że miałam zajęte ręce, wziął mnie w ramiona.
            - Wszystkiego najlepszego, kotku!
            - Ugh, dzięki, ale dusisz solenizantkę – wykrztusiłam, czując się, jakby moje żebra w każdej chwili były gotowe się złamać.
            Blondyn odsunął się ode mnie ze śmiechem. Zdążył jeszcze tylko do mnie mrugnąć nim został dość brutalnie odsunięty z drogi przez Yumę.
            - Sto lat, młoda – powiedział brunet, czochrając moje starannie uczesane włosy. Był jednakże na tyle łaskawy, że nie wcisnął mi kolejnej paczki w i tak już pełne ręce.
            - Młoda? – żachnęłam się. – Jesteś o ponad miesiąc młodszy ode mnie!
            - No dobrze, skoro tak wolisz… stara.
            Rozważałam właśnie najłatwiejszy sposób skopania mu tyłka, gdy zza jego ramienia wychylił się Azusa.
            - Wszystkiego najlepszego, Ew… - ugryzł się w język. – Natsuki.
            Uśmiechnęłam się do niego szeroko, po czym ruchem głowy wskazałam przeciwległy koniec korytarza.
            - Chodźmy już może do salonu.
            Idąc we wskazanym przez siebie kierunku minęłam Reijiego, który przyglądał się czwórce gości z nieskrywaną niechęcią.
            - Dlaczego ja się na to w ogóle zgodziłem?
            - Bo zależy ci na moim szczęściu i dobrym samopoczuciu? – odparłam, zatrzymawszy się obok niego, trzepocząc przy tym teatralnie rzęsami.
            Okularnik spojrzał na mnie w taki sposób, od którego zwykły śmiertelnik czmychnąłby czym prędzej, gdzie pieprz rośnie.
            - Dobrze wiedziałeś, że i tak nie miałbyś z nami szans, gdybyś próbował się sprzeciwić – odezwał się Laito, który pojawił się obok nas z niewiadomo skąd. Zarzucił rękę na moje barki i uśmiechnął się nonszalancko. – W grupie siła, prawda, maleńka?
            - Nigdy nie myślałam, że usłyszę to z ust któregoś z was – stwierdziłam.
            Odłożyłam wciąż trzymane prezenty i zaklaskałam, by zwrócić na siebie uwagę pozostałych.
            - Dziękuję wam za obecność, ale zanim zaczniemy mam do was małą prośbę. Nie chcę dzisiaj widzieć żadnych kłótni. Nie życzę sobie gróźb, wyzwisk, walki na kły, pazury i co tam jeszcze macie w zanadrzu. To ma być miłe przyjęcie i wszyscy mają się dobrze bawić, jasne?
            Wampiry wpatrywały się we mnie bez słowa z takimi minami, jakbym urwała się z choinki. Westchnęłam, opuszczając bezradnie ramiona.
            - Jesteście po prostu…
            - Panienko.
            Drgnęłam, zaskoczona nagłym pojawieniem się lokaja. W myślach po raz kolejny odnotowałam sobie, żeby wreszcie zainwestować w dzwoneczki dla wszystkich mieszkańców tej rezydencji.
            - Tak?
            - Przybyli kolejni goście. Czekają na panienkę w holu.
            - Świetnie! Już do nich idę. – Na odchodnym zmierzyłam jeszcze wzrokiem gromadę wampirów. – Nie pozabijajcie się do mojego powrotu. Proszę.
            Zgodnie z tym, co powiedział lokaj, w holu już czekały dwie postacie, rozglądające się z zaciekawieniem dookoła. Ktoś musiał odebrać już od nich wierzchnie okrycia, ponieważ miały na sobie jedynie śliczne, zdecydowanie suche sukienki.
            - Chiyo, Emiko, jak dobrze was widzieć! – zawołałam na przywitanie.
            Obie dziewczyny przestały wodzić wzrokiem po otoczeniu i rzuciły się w moją stronę, wykrzykując życzenia. Śmiejąc się, przytuliłam je obie. Naprawdę cieszyłam się na ich widok.
            - Czemu nie mówiłaś, że mieszkasz w prawdziwym zamku? – zapytała Chiyo. Jej srebrna sukienka połyskiwała w świetle żyrandola nad naszymi głowami. – Gdybym wiedziała, ubrałabym się może nieco bardziej odpowiednio.
            - Och, przestań. – Machnęłam lekceważąco ręką. Szczerze powiedziawszy, moja reakcja, kiedy pierwszy raz przekroczyłam próg rezydencji Sakamakich, była bardzo podobna. Z czasem jednak przyzwyczaiłam się do tego specyficznego budynku. – Wyglądasz świetnie.
            - Muszę powiedzieć, że zgadzam się z Chiyo – odezwała się Emiko. Miała na sobie czarną sukienkę ze złotym pasem przebiegającym wokół bioder. – Ten dom jest naprawdę niezwykły.
            - Poczekajcie aż poznacie domowników… Ci to dopiero są niezwykli.

Z dziewczynami wciąż z niedowierzaniem wodzącymi wzrokiem po wnętrzu budynku, wróciłam do salonu. Co prawda krew się nie lała, ale przyjazną atmosferą też bym nie nazwała tego, co tam zastałam.
            Ayato i Ruki stali pośrodku pomieszczenia, mierząc się nawzajem iście morderczymi spojrzeniami. Pod jedną ze ścian Kou wykłócał się o coś z Laito oraz z Subaru. Kanato i Azusa z kolei wzajemnie podbierali sobie słodycze z talerzy, a Yuma próbował bez skutku zwrócić na siebie uwagę Shu. Jedynie siedzący w kącie Reiji w nic się nie mieszał, mierząc za to wszystkich swoim najbardziej dezaprobującym spojrzeniem.
            - O mój Boże – wykrztusiła Chiyo, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. – Poprawka. Ty nie mieszkasz w zamku. Ty mieszkasz w prawdziwym raju.
            Prawie się roześmiałam. Sama jeszcze całkiem do niedawna byłam przekonana o tym, że moje życie przypomina raczej coś kompletnie przeciwnego rajowi. 
            - Chiyo, to trochę nieodpowiednie – skarciła ją cicho Emiko, choć jej oczy jakoś tak dziwnie lśniły.
            Gdybyście tylko wiedziały…
           
Odchrząknęłam, w skutek czego skupiłam na sobie wzrok wszystkich wampirów.
            - Chłopcy, pozwólcie że przedstawię wam moje przyjaciółki. Emiko oraz Chiyo – Wskazałam dłonią kolejno dziewczyny stojące po obu moich stronach. – Chiyo, Emiko, poznajcie proszę… - Rozejrzałam się po zebranych, zastanawiając się od kogo zacząć. – Rukiego Mukami, mojego brata. Ten brązowowłosy niedaleko niego, to Yuma Mukami. Z reguły więcej gada niż robi, ale jakbyście miały go dość, to dajcie mu jakieś nasiona i będziecie miały spokój. Ten, który się teraz za nim chowa, to Azusa Mukami. Raczej niegroźny. A ten blondyn… Czy tak właściwie muszę go przedstawiać?
            Odpowiedzią na moje pytanie było gwałtowne wciągnięcie powietrza przez Chiyo.
            - Nie chce mi się wierzyć, ale czy to… Kou Mukami? Ten Kou Mukami?
            - Zgadza się, skarbie – odezwał się idol, puszczając do mojej przyjaciółki oczko. – We własnej osobie.
            - Powtórzę się – ostrzegła dziewczyna, zerkając to na Kou, to na mnie. – O mój Boże.
            - Chwila – wtrąciła się Emiko. – Skoro mają to samo nazwisko, to znaczy, że wszyscy są twoimi braćmi?
            - Nieee… - zaprzeczyłam, śmiejąc się przy tym nerwowo. – To trochę bardziej skomplikowane. Przejdźmy może do reszty, a do tego wrócimy innym razem, co?
            Uzyskawszy zgodę, kontynuowałam swoją prezentację.
            - Shu Sakamaki. Jeśli wydaje się wam, że was ignoruje, to zapewne tak jest. Reiji Sakamaki. Nie jest najstarszy, ale tak się zachowuje i chyba przez to jest nieco zrzędliwy. Subaru Sakamaki. Na pierwszy rzut oka może wyglądać na aspołecznego, ale w głębi serca jest dobrym dzieciakiem. Kanato Sakamaki. Wydaje się specyficzny i taki jest, więc na wszelki wypadek upewnijcie się, że macie przy sobie coś słodkiego. Laito Sakamaki. Z tym gościem nie zostawajcie sam na sam. Poważnie, proszę was o to. Nie róbcie tego dla własnego bezpieczeństwa. – Popatrzyłam na przyjaciółki ze śmiertelną powagą, lecz te nie wyglądały na zbyt przekonane. – Mogłam wam powiedzieć, żebyście przyniosły ze sobą jakiś gaz pieprzowy czy coś…
            - Hej, mówisz o nich jakby byli jakimiś okropnymi ludźmi – stwierdziła ze śmiechem Emiko. – Biedactwo, pewnie ciężko jest ci mieszkać z samymi chłopcami?
            Dziewczyno, ty nie masz pojęcia.
            - Nie zapomniałaś o kimś? – Dodała Chiyo, szturchając mnie w ramię.
            - Ach, racja… - Pochwyciłam wyczekujące spojrzenie pewnych zielonych oczu. – To ostatnie, aroganckie stworzenie, to Ayato Sakamaki. Mój… chłopak.
            Tym razem obie dziewczyny spojrzały na mnie, skołowane. Widząc ich reakcję, uśmiechnęłam się niepewnie i wzruszyłam lekko ramionami.
            - No co?
            - Ty to wiesz, jak się ustawić – stwierdziła w końcu Chiyo.

Kilka miesięcy. Tyle minęło, odkąd Cordelia zamilkła, mój własny ojciec wystąpił przeciwko mnie, a ja dowiedziałam się o moim pokrewieństwie z Rukim. Delikatnie mówiąc, był to dziwny, zakręcony okres. W chwili, kiedy myślałam, że straciłam jedynego członka rodziny, odzyskałam innego, o którym nawet nie miałam pojęcia. Odnowiłam stare przyjaźnie i nawiązałam nowe. Moje życie bardzo szybko przeszło drastyczne zmiany. Ale przynajmniej w większości były to już zmiany na lepsze. Nie wiedziałam, czy pozbyłam się Cordelii na dobre, ale od dłuższego czasu nie miałam z nią żadnych problemów. Dzięki temu, mogłam wreszcie bez przeszkód skupiać się na innych sprawach – chociażby na odbudowywaniu relacji z bliskimi mi ludźmi. I nie-ludźmi też. Wszystko zaczęło się dobrze układać, a ja zaczęłam nabierać nadziei, że tak już zostanie. Ale o tym miałam przekonać się dopiero z czasem.
            - Wyglądasz na szczęśliwą.
            Drgnęłam, wyrwana ze swoich rozmyślań i przeniosłam wzrok na Ayato, który stanął  obok mnie na balkonie.
            - Bo jestem – odparłam szczerze, posyłając wampirowi równie szczery uśmiech.
            Przez chwilę oboje milczeliśmy, wpatrując się jedynie w nocne niebo i ogród oświetlany blaskiem księżyca. Zza naszych pleców, przez otwarte drzwi, dobiegała muzyka, którą tworzyli na poczekaniu Kou, Emiko i Chiyo na wszystkim, co wpadło im w ręce. W końcu to Ayato zdecydował się przerwać ciszę.
            - Jak długo ma potrwać to przyjęcie?
            - Bo ja wiem? Jeszcze jakieś parę godzin.
            - Parę godzin? – powtórzył, odwracając się w moją stronę. – Żartujesz?
            Pokręciłam przecząco głową, rozbawiona czymś na kształt rozpaczy, pobrzmiewającym w jego głosie.
            - Naprawdę nie wolisz tego czasu spędzić tylko ze mną? – zapytał, nagle znajdując się tuż przede mną. Odwrócił mnie przodem do siebie i oparł dłonie na metalowej poręczy za moimi plecami.
            - Hmm… nie.
            Jego mina była bezcenna. Wyglądał na tak osłupiałego, jakbym powiedziała mu co najmniej, że Ziemia jest płaska.
            - Nie?
            - Nie, Ayato. – Musiałam przyznać, że całkiem bawiło mnie to drażnienie się z nim. – Ciebie mam praktycznie na co dzień. Ale taki dzień, kiedy mogę zgromadzić wszystkie bliskie mi osoby w jednym miejscu, nie zdarza się zbyt często. Chcę, żeby moje urodziny były wyjątkowe.
            Ayato zmrużył oczy, po czym przysunął się jeszcze bliżej, chociaż myślałam, że to już niemożliwe.
            - Tylko poczekaj, aż oni wszyscy sobie stąd pójdą. To dopiero będzie wyjątkowe.
            - A… co konkretnie masz na myśli?
            Uśmiechnął się i przysunął usta do mojego ucha, aż poczułam jego oddech na swojej skórze. Następnie głosem, od którego miękły mi kolana oznajmił:
            - Twój prezent.
            - Moje drogie gołąbeczki – odezwał się niespodziewanie kolejny głos, na którego dźwięk wyrwałam się z ramion Ayato jak oparzona. – Naprawdę nie chcę wam przeszkadzać, ale przyjęcie urodzinowe bez solenizantki traci trochę na swoim znaczeniu.
            - Laito! – warknęłam, gwałtownym wachlowaniem starając się ostudzić swoje zapewne pięknie zaczerwienione policzki. – Musiałeś?!
            - Pomyślmy… - Wampir uśmiechnął się w swoim firmowym stylu. – Tak.
            - Liczę do trzech. – Oznajmił Ayato, rzucając bratu wściekłe spojrzenie. – I zepchnę cię z balkonu.
            - Jak zwykle ociekasz urokiem, braciszku.
            - Natsuki! – Za rudowłosym wampirem pojawiła się Chiyo. – Idziesz? Czekamy na ciebie!
            Westchnęłam. Widać nie zapowiadało się, żeby moje życie miało stać się spokojniejsze. No cóż, nie żebym miała coś przeciwko. Jeśli tylko otaczały mnie osoby, na których mi zależało…
            Popatrzyłam kolejno na Ayato, Laito, Chiyo i sylwetki widoczne za przeszklonymi drzwiami, po czym pozwoliłam sobie na radosny uśmiech.
Wyglądało na to, że czekała mnie zwariowana przyszłość w otoczeniu równie zwariowanych istot, a ja czekałam na nią z niecierpliwością, ciekawa tego, co miała mi przynieść.
            - Idę.



KONIEC


Tak, ostatecznie dotarliśmy do końca tej historii. Przyznaję, że napisanie epilogu zajęło mi o wiele więcej czasu niż miałam w planach. Wszystko od dawna miałam przemyślane i zapisane częściowo na komputerze, a częściowo na kartkach wyrwanych z zeszytu, kiedy akurat podczas okienek nie miałam nic innego do roboty. Niestety nie miałam do tej pory czasu, by siąść do komputera i wszystko to skleić w całość. Ale w końcu się udało. Po tylu latach wreszcie doprowadziłam to fanfiction do końca. Zdaję sobie sprawę, że daleko mu do ideału, ale mam nadzieję, że mimo to, przygoda z nim była dla was równie przyjemna jak dla mnie. Chciałabym wam wszystkim podziękować. Tym, którzy byli ze mną od dłuższego czasu oraz tym, którzy dopiero niedawno dowiedzieli się o moim blogu. Dziękuję za to, że poświęciliście mi i mojej historii swój czas. Dziękuję za komentarze i prywatne wiadomości. To naprawdę wiele dla mnie znaczyło. Dziękuję ♥
I na koniec mam dla was jeszcze informację - w najbliższym czasie planuję dodać dwa posty. Jeden z ciekawostkami i faktami na temat tego ff i jego powstawania (o ile was to interesuje). Drugi - o moich planach; o tym, co dalej, po zakończeniu DiaLovers. Jeśli więc macie jakieś pytania związane z DL, na które chcielibyście teraz na koniec poznać odpowiedź, to możecie mi je podsyłać do... dajmy na to do soboty.
Jeszcze raz, bardzo wam wszystkim dziękuję! Bez was nie zaszłabym tak daleko, a ta historia pewnie nie doczekałaby się tylu rozdziałów (już nawet nie mówiąc o zakończeniu). Mam nadzieję, że moją wersję 
Diabolik Lovers będziecie dobrze wspominać.


sobota, 4 listopada 2017

Diabolik Lovers: Rozdział 56

Przed wami ostatni rozdział DiaLovers! Po nim będzie tylko epilog (już powoli powstający). Tak więc, to fanfiction skończy się jeszcze w tym miesiącu!
Sądząc po braku odpowiedzi z waszej strony domyślam się, że nie chcecie żadnego eventu z okazji zbliżającego się końca - w porządku. Zapraszam was zatem do czytania tego rozdziału i podzielenia się ze mną opiniami na jego temat~.

~*~

Kiedy byliśmy młodzi
Byliśmy jedynymi
Królami i królowymi
O tak, rządziliśmy światem
[...]
Marzę, żeby móc odtworzyć
Każde słowo
Wybraliśmy inne ścieżki
I podróżowaliśmy innymi drogami 
Wiem, że zawsze skończymy 
Na tej samej, gdy będziemy starzy
~Kodaline - Brother

Rodzina


                - Teraz? – zapytałam.
            Ruki skinął głową. Patrzył na mnie z wręcz przerażającą determinacją. Nie wiedziałam, o czym chciał ze mną porozmawiać, ale najwyraźniej musiało to być dla niego ważne.
            Spojrzałam z wahaniem w kierunku kierowcy czekającego na mnie cierpliwie w gotowej do odjazdu limuzynie.
            Palce Rukiego mocniej zacisnęły się na rękawie mojej kurtki.
            - Musimy porozmawiać – powtórzył z naciskiem. – To ważne. Powiedz, że cię odprowadzę. Przecież to nie jest daleko.
            Westchnęłam, dając za wygraną.
            - Dobra. – Uniosłam dłonie w geście poddania. Ruki uśmiechnął się leciuteńko i puścił moją rękę. Ruszyłam więc w kierunku pojazdu. – Odprawię go. Poczekaj chwilę.
            Moje wampirze niańki dostaną wścieklizny. Oby docenił to poświęcenie.
            Kierowca miał pewne wątpliwości, ale udało mi się go przekonać, aby wrócił do rezydencji beze mnie. Obiecałam mu, że bracia Sakamaki w żaden sposób go za to nie ukarzą i miałam nadzieję, że rzeczywiście tak się stanie. Nie chciałam, żeby miał z mojego powodu problemy.
            Chwilę później stałam już z powrotem obok Rukiego, patrząc na oddalające się, tylne światła limuzyny.
            - Więc? – rzuciłam, zerkając na ciemnowłosego. – O czym chciałeś porozmawiać?
            - Cierpliwości – odparł, po czym ruszył przed siebie wolnym krokiem.
            - Cierpliwości? – Prychnęłam, podążając za nim. – Chciałabym zauważyć, że to ty nalegałeś na tę rozmowę. Nie odwlekaj jej więc nagle. – Otworzyłam szerzej oczy, gdy coś zaświtało mi w głowie. - Czy to o czym chcesz mówić jest tym samym, co chciałeś mi powiedzieć wtedy na dachu?
            Spojrzenie bladoniebieskich oczu spoczęło na mnie. Z bladych ust wydobyło się ciche westchnięcie, które w zetknięciu z chłodnym powietrzem przybrało postać małego obłoczka pary.
            - Tak. To to samo.
            Wampir nagle przyspieszył kroku, więc musiałam zrobić to samo, by wciąż móc iść obok niego.
            - Zaczniesz wreszcie mówić? – ponagliłam go. – Skoro to takie ważne…
            - Pozwól mi zebrać myśli.
            - Chyba miałeś już na to dość czasu – zauważyłam z przekąsem. – Po prostu to powiedz.
            Tym razem chłopak zatrzymał się gwałtownie na środku chodnika. Powoli odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie uważnym wzrokiem. W jego oczach błyszczało coś, czego nie potrafiłam zidentyfikować. Jego dłonie zacisnęły się w pięści.
            - Mam to po prostu powiedzieć?
            - Tak. Powiedz. Wyrzuć to z siebie. Tak chyba będzie najlepiej, skoro cię to męczy, prawda?
            Kolejne ciche westchnięcie. Zaciśnięte dłonie wyprostowały się i opadły luźno wzdłuż tułowia. Jasne oczy wpatrywały się wprost w moją twarz.
            - Chcesz odzyskać utracone wspomnienia, prawda?
            Zamrugałam, zdezorientowana.
            - Tak… To prawda, ale co to ma do rzeczy?
            - Wiele.
            Potrząsnęłam głową.
            - Ruki, nie zmieniaj tematu. Miałeś…
            - Nie zmieniam. Jestem częścią tych wspomnień. Jestem częścią twojej przeszłości.
            Z każdym jego słowem czułam się coraz bardziej zagubiona. Wciąż nie rozumiałam, co próbował mi powiedzieć.
            - Co masz na myśli? Nie rozumiem… Poznaliśmy się już kiedyś?
            Ruki skrzywił się. Zdawało mi się, że na ułamek sekundy na jego twarzy pojawił się wyraz bólu.
            - Natsuki, ja… - Zaczerpnął powietrza, jak przed rzuceniem się na głęboką wodę. Cały ten czas nie przerywał kontaktu wzrokowego. – Jestem twoim bratem.
            Zastygłam w bezruchu. Przez myśl przeszło mi, że się przesłyszałam. Uśmiechnęłam się, niepewnie.
            - O czym ty mówisz? To żart?
            Ruki zacisnął zęby.
            - Ja nie żartuję. Chciałaś znać prawdę o swojej przeszłości, więc ci ją przedstawiam. Jestem twoim bratem.
            - Ale… - Cofnęłam się o krok. Nogi miałam miękkie i drżące niczym galareta. – Jak to… możliwe? Ty i ja… jesteśmy rodzeństwem?
            - Tak, Natsuki. Jesteśmy. To długa historia, ale to prawda. W końcu to jej szukałaś?
            Znowu potrząsnęłam głową i objęłam się ramionami. Nie docierało to do mnie. Nie potrafiłam tego pojąć.
            - Natsuki…
            - Dlaczego? – Czułam, że do oczu napływały mi łzy. – Dlaczego mówisz mi o tym teraz? Miałeś do tego tak wiele okazji… Dlaczego nie pamiętam kogoś, kto powinien być dla mnie bardzo ważny? Czy ja w ogóle mogę ci ufać?
            - Natsuki – powtórzył łagodnie, jak do dziecka, które starał się uspokoić. – Posłuchaj mnie. To nie jest takie proste…
            - Co nie jest takie proste?! – wrzasnęłam, gdy pierwsza łza spłynęła po moim policzku. – Jaki brat zostawia swoją siostrę na pastwę losu? Gdzie byłeś przez cały ten czas?! Dobrze wiesz przez co przechodziłam!
            Ruki wyglądał na zdumionego. A może nawet odrobinę zrozpaczonego. Ale w tamtej chwili o to nie dbałam. Emocje wzięły nade mną górę.
            - Wiesz co? Nie wierzę ci – oznajmiłam, pociągając nosem. – Nie wierzę. Nie wiem, w co pogrywasz ani co planujesz, ale ci się to nie uda. Ufałam ci. Chciałam ci ufać, a teraz…
            - Natsuki, proszę.
            Nigdy nie słyszałam tak łagodnego tonu w jego głosie. Nagle zniknęła gdzieś cała jego oschłość i zdystansowanie. Ale może stało się to zbyt późno.
            Odtrąciłam rękę, którą wyciągnął w moją stronę.
            - Nie dotykaj mnie!
            Ominęłam go i puściłam się biegiem w kierunku rezydencji. Błędem było posłuchanie go. Powinnam była od razu wsiąść do samochodu i wrócić do domu. A tak słowa Rukiego jedynie bardziej namieszały mi w głowie. Dały mi pewnego rodzaju nadzieję, ale też jednocześnie głęboko mnie zraniły.
            Potknęłam się, gdy nagle ciemnowłosy chłopak pojawił się tuż przede mną. Zatrzymałam się, wbijając paznokcie w wewnętrzne strony dłoni.
            Cholerne wampirze zdolności.
            - Czego jeszcze ode mnie chcesz?
            - Żebyś mi uwierzyła.
            - Uwierzyć ci? – Otarłam opuszkami palców mokre policzki. – Niby czemu?
            - Chciałaś prawdy. A to, co mówię, jest nią.
            - Czy aby na pewno? Czy masz cokolwiek na poparcie swoich słów?
            Wampir błądził wzrokiem po mojej twarzy. Wydawał się wręcz zdesperowany.
            - Proszę…
            Ponownie wyciągnął w moją stronę ręce, ale nie pozwoliłam mu się dotknąć. Jakiś mięsień zadrgał na jego twarzy.
            - Posłuchaj mnie!
            - Nie!
            Poruszył się tak szybko, że nie zdążyłam zareagować zanim jego dłonie zacisnęły się na moich nadgarstkach.
            - Puszczaj! – krzyknęłam, szarpiąc się w jego uścisku, choć z góry pisana była mi przegrana.
            - Natsuki, proszę!
            Nie rozumiałam, co się w następnej chwili stało. A raczej – dlaczego. Czy było to spowodowane przez dotyk chłopaka? Czy też mój umysł ugiął się w reakcji na jego słowa? Choć nieważna była raczej przyczyna, a skutek. Otóż niespodziewanie przed mymi oczami stanęła wizja.
            - Natsuki, proszę! – usłyszałam ponownie chłopięcy głos. Tym razem jednak jakby coś go tłumiło. I w rzeczywistości tak było. Tłumił go bowiem gruby, szorstki koc, którym owinięta byłam od stóp aż po czubek głowy jak kokonem.
            - Wychodź stamtąd! – rozkazał głos swoim brzmieniem wskazując na zniecierpliwienie jego właściciela.
            - Nie – odburknęłam w materiał przysłaniający moją twarz. – Nie chcę.
            - Mam cię do tego zmusić?
            - Niby jak?
            - Łaskotkami – odparł śmiertelnie poważnie.
            - Przez koc ci się to nie uda.
            - Chcesz się założyć?
            Drgnęłam gwałtownie, gdy poczułam dotyk drobnych palców na swoim brzuchu.
            - Dobra! Już dobra! – Wyplątałam się pospiesznie ze swojego dotychczasowego schronienia. – Zadowolony?
            Pozbywszy się koca, ujrzałam nad sobą twarz ciemnowłosego chłopca. Jego niebiesko-szare oczy wpatrywały się we mnie uważnie, a blade usta przyozdabiał uśmiech zadowolenia.
            - Nie możesz się tak chować – powiedział, starając się przybrać surowy wyraz twarzy. W tej samej chwili na zewnątrz rozległ się potężny grzmot, który sprawił, że zadrżałam i odruchowo zacisnęłam palce na materiale koca. Nabrałam ochoty ponownego zagrzebania się w nim. – Powinnaś zmierzyć się ze swoim lękiem.
            - Nie chcę mierzyć się z burzą – mruknęłam, kuląc się. – Ona jest straszna.
            - Hej, przecież wiesz, że przy mnie nic ci nie grozi, prawda?
            Po chwili zastanowienia skinęłam głową.
            - Tak, Ruki.
            Chłopiec uśmiechnął się i wyciągnął w moją stronę rękę, by następnie zmierzwić mi włosy.
            - Nie musisz niczego się bać, bo zawsze będę przy tobie, żeby cię chronić.
            - Obiecujesz? – upewniłam się.
            - Obiecuję – potwierdził, uśmiechając się ciepło.
           
Wystarczyło, że zamrugałam, a ponownie zobaczyłam twarz tego samego ciemnowłosego chłopca, lecz o wiele starszego.
            - Wszystko w porządku? – spytał.
            Zarówno ton jego głosu, jak i mina zdradzały niepokój. Potrząsnęłam głową, próbując pozbyć się resztek wizji zaprzątających mój umysł.
            - Ja…
            Ale nie udało mi się powstrzymać kolejnego obrazu, który zalał mój umysł i wciągnął do swego świata.
            Znowu znalazłam się w tym samym, surowym pomieszczeniu. Na jego środku, na brudnej, gołej podłodze siedziała trójka młodych chłopaków. Wszyscy zapatrzeni byli w trzymane w dłoniach wyblakłe, kolorowe kartoniki, które równie dobrze mogły być kartami do gry albo kawałkami pociętej gazety.
            - Po raz ostatni mówię, że nie. Nie możesz z nami zagrać – oświadczył brązowowłosy chłopiec, machając na mnie ręką, jakbym była natrętnym owadem.
            Drobny blondyn siedzący po jego lewej stronie poparł go skinieniem głowy. Natomiast ciemnowłosy chłopczyk o rękach spowitych bandażami wzruszył ramionami, mamrocząc coś o bezradności w obliczu pozostałej dwójki. W następnej chwili posłał mi przepraszające spojrzenie, gdy zauważył jak nadęłam policzki. W akcie zemsty oznajmiłam, jakie kolory kart trzymali poszczególni chłopcy, licząc, że popsuje im to zabawę. Sądząc po ich oburzonych okrzykach, musiałam mieć rację. Oddaliłam się od nich, by uniknąć zanoszącej się sprzeczki.
            Postanowiłam dołączyć do ciemnowłosego chłopca, siedzącego samotnie na dolnej części piętrowego łóżka. Zdawał się zupełnie nie zwracać uwagi na swoje otoczenie, pochłonięty lekturą trzymanej na kolanach książki. Uśmiechnęłam się pod nosem i wgramoliłam się na materac tuż obok niego.
            - Hej, Ruuuki – zaintonowałam śpiewnie, opierając podbródek na jego barku. – Poczytaj mi.
            - Przecież potrafisz sama czytać – odpowiedział, nawet nie podnosząc wzroku znad tekstu.
            - Ale lubię twój głos – oświadczyłam, wydymając wargi. – Lubię cię słuchać, gdy czytasz.
            Kąciki jego ust zadrżały. Zamknął książkę i stuknął nią lekko w moją głowę.
            - Jesteś niemożliwa. Poza tym, z naszej dwójki to ty masz ładniejszy głos. Więc może coś zaśpiewasz?
            - Jeśli ty mi poczytasz.
            - Niech ci będzie. – Wyciągnął do mnie swój mały palec. – Umowa?
            Uśmiechnęłam się i skinąwszy głową, splotłam nasze małe palce.
            - Umowa.
            Po tej scenie obrazy zaczęły przyspieszać. Pojawiały się jeden za drugim, niektóre zbyt szybko, bym mogła je w ogóle zarejestrować. Przedstawiały mnie oraz Rukiego w najróżniejszych scenach.
            Ja i Ruki śmiejący się razem.
            Ja i Ruki rozmawiający w środku nocy.
            Ruki karcący mnie za coś.
            Ruki przytulający mnie, gdy płakałam.
            Ruki głaszczący mnie po głowie, gdy bałam się burzy.
            Ruki czytający mi książkę, gdy miałam problem z zaśnięciem.
            Zachwiałam się, gdy ten istny potok obrazów wreszcie ustąpił. Stojący przede mną Ruki przeniósł swoje dłonie z moich nadgarstków na ramiona, aby mnie podtrzymać.
            - Co się stało?
            Zaczerpnęłam w płuca chłodnego, wieczornego powietrza.
            - Mogłabym zapytać o to samo.
            - Nie rozu…
            - Natsuki!
            Oderwałam wzrok od ciemnowłosego wampira i parę metrów za jego plecami dostrzegłam Ayato. Wściekłego Ayato wyglądającego, jakby był gotów rozerwać Rukiego na strzępy. Chcąc więc uniknąć jakichkolwiek rękoczynów stanęłam między nimi.
            - Zrobił ci coś? – warknął na przywitanie Ayato.
            - Nie. Posłuchaj…
            Spojrzał na mnie spod zmrużonych powiek.
            - Miałaś wrócić prosto do rezydencji.
            - Wiem. – Westchnęłam. Od początku wiedziałam, że nie przeszłoby mi to płazem. - Ale to było ważne. Musieliśmy porozmawiać.
            - Niby co było aż tak ważne? – Prychnął, spoglądając z pogardą na Rukiego, stojącego teraz za mną. Nawet się nie odwracając wiedziałam, że ten się spiął. – Co ważnego miał ci do powiedzenia ten kundel?
            - To, że jest moim bratem.

            Zaledwie chwilę później cała nasza ósemka – bracia Sakamaki w komplecie, Ruki oraz ja – zebraliśmy się razem w salonie Sakamakich. Gospodarze patrzyli na Rukiego w taki sposób, jakby chcieli wyrzucić go przez najbliższe, nowo wstawione okno. On tymczasem, niczym niezrażony, snuł opowieść o naszej wspólnej przeszłości.
            - Urodziłaś się rok po mnie, gdy nasza rodzina jeszcze miała swoją wysoką pozycję i majątek. Ale nie trwało to długo… Byłem małym dzieckiem, kiedy cię od nas zabrali. Nie wiem, czemu. Nasz ojciec umarł, a matka… Zostawiła mnie. – Skrzywił się, a jego oczy pociemniały. – Po tym wszystkim trafiłem do sierocińca i tam znowu się spotkaliśmy. – Odnalazł mój wzrok i od tej pory patrzył mi w oczy przez dalszą część swojej wypowiedzi. - Trzymaliśmy się razem. Ty, ja, Azusa, Yuma i Kou. Razem jakoś udawało się nam przetrwać. Chociaż w końcu i tam wszystko zaczęło się psuć. Nagle zaczęli traktować nas o wiele gorzej. Ograniczali naszą wolność, znęcali się nad nami. Planowaliśmy ucieczkę, ale zanim zdążyliśmy to zrobić… Przyszli po ciebie. Po raz drugi mi cię odebrali i po raz drugi nie potrafiłem temu zapobiec. – Dłonie trzymane do tej pory na kolanach zacisnął w pięści. – Myślałem, że straciłem cię na zawsze. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że żyjesz.
            Wierzyłam mu. Nie dlatego, że widziałam tamte wizje. Wiedziałam przecież doskonale, jak bardzo mój umysł potrafił mnie oszukiwać. Wierzyłam mu, ponieważ kiedy dowiedziałam się tego wszystkiego, poczułam dziwny spokój. Zupełnie tak, jakby brakujący fragment układanki, jaką stanowiła moja przeszłość wreszcie trafił na swoje miejsce.
            - Masz coś na potwierdzenie swoich słów? – zapytał Shu, przerywając ciszę, jaka zapadła w pomieszczeniu po wyznaniu Rukiego.
             Ciemnowłosy otworzył usta, lecz to ja jako pierwsza się odezwałam.
            - Nie musi tego potwierdzać – powiedziałam z przekonaniem, wpatrując się w szaro-niebieskie oczy. – Mówi prawdę.
            - Jesteś tego taka pewna? – spytał Subaru. Tak jak reszta jego braci, patrzył na Rukiego spode łba.
            - Wierzysz mi? – dodał cicho Ruki.
            Uśmiechnęłam się lekko.
            Myślałam, że w ostatnich wydarzeniach straciłam jedynego człowieka, jakiego uznawałam za swoją rodzinę. A tymczasem zyskałam lub raczej odzyskałam członka mojej jedynej, prawdziwej rodziny.
            Mamy dużo do nadrobienia.
            - Wierzę, bracie.






niedziela, 29 października 2017

Ankieta

Witam wszystkich! Chciałam was tylko poinformować, że ostatni rozdział (nie licząc epilogu) Diabolik Lovers jest już napisany. Muszę go jeszcze tylko poprawić, więc możecie się spodziewać publikacji w najbliższych dniach~.
A jako, że właśnie zbliża się koniec tej historii, to chciałabym was zapytać o to, która z postaci (z oryginalnej historii bądź wykreowana przeze mnie) najbardziej przypadła wam do gustu? Odpowiedzi udzielajcie w ankiecie (lewy, górny róg bloga), a w komentarzach możecie uzasadniać swoje wybory :3
I mam również do was jeszcze jedno pytanko - czy w związku z zakończeniem tego fanfiction, chcielibyście jakiś mały event? Na przykład coś w stylu ostatniego Q & A? Podsyłajcie swoje pomysły, jeśli jakieś macie!
Pozdrawiam wszystkich i mam nadzieję, że jakoś się trzymacie w związku z rokiem szkolnym/akademickim oraz okropną pogodą ^^

niedziela, 15 października 2017

Diabolik Lovers: Rozdział 55

Moi drodzy czytelnicy. Mam wrażenie, że część z was wciąż czegoś nie rozumie. A mianowicie tego, że ta historia dobiega końca. Definitywnie i nieodwołalnie. Wiem, że możecie być do niej przywiązani (wierzcie mi lub nie, ale ja też jestem) i naprawdę cieszy mnie to, że tak wam się ona spodobała! Jednak decyzję podjęłam już jakiś czas temu i mam zamiar się jej trzymać. Każda, nawet najlepsza (nie uważam, aby moje DiaLovers nią było) historia musi kiedyś się skończyć. Przewiduję jeszcze jakieś 2-3 rozdziały - w zależności od tego, jak rozpiszę się przy końcowym wątku. Mam nadzieję, że zakończenie mimo wszystko przypadnie wam do gustu. A tymczasem zapraszam was do czytania 55 rozdziału! Dajcie znać, co o nim sądzicie ^^ I jeśli chcecie - odwiedźcie mnie na Twitterze lub innej stronie/komunikatorze. Będzie mi miło~.

~*~

Przyjaźń


                Kiedy Ayato był już na bieżąco ze wszystkim, co ominęło go, gdy spał sobie smacznie po przyjęciu przeznaczonego dla mnie pocisku, poinformowałam resztę o jego przebudzeniu. Momentalnie w pokoju zaroiło się od wampirów gotowych sprać na powitanie swojego brata. Jako pierwszy dorwał się do niego Reiji, który wygłosił mu długie kazanie zakończone stwierdzeniem, że jeśli jeszcze raz wpakuje się w coś takiego, to już mu nie pomoże. Następnie pozostali bracia zaczęli się wzajemnie przekrzykiwać, w skutek czego pomieszczenie wypełniła istna kakofonia. Z obu stron dało się słyszeć obelgi, groźby, warknięcia i tym podobne dźwięki. Nie chcąc się wtrącać w tę rodzinną dyskusję, szybko ulotniłam się na korytarz.
            Prawdziwie kochająca się rodzinka, przeszło mi przez myśl, gdy oparłam się  plecami o ścianę korytarza, jak najdalej od dźwięków braci Sakamaki. Choć brzmiało to, jakby mieli się tam co najmniej pozabijać, to tak naprawdę musiało to oznaczać, że jednak gdzieś głęboko w tych swoich lodowatych sercach troszczyli się o siebie. W bardzo pokrętny sposób, ale jednak. W innym przypadku, nie robiliby raczej takiego zamieszania, prawda?
            - Jak się czujesz?
            Drgnęłam, słysząc głos Subaru tuż obok siebie. Naprawdę nienawidziłam, kiedy pojawiali się tak znikąd.
            Kiedyś wszystkim im przywiążę dzwoneczki.
            - Czemy pytasz o to mnie? – zapytałam, odwracając się w stronę wampira. – Nie powinieneś być z resztą i raczej troszczyć się o swojego brata, który dopiero co wrócił do żywych?
            Brwi Subaru drgnęły, jakby nie mógł się zdecydować, czy powinien je unieść czy też zmarszczyć. W końcu z westchnięciem przeczesał włosy palcami.
            - Dopiero co wrócił do żywych, a już chciał wszcząć bójkę z Laito i prawie wyrzucił pluszaka Kanato przez okno. Nie mam ochoty się z nim użerać i nie wiem, jak ty w ogóle z nim wytrzymujesz.
            - Ja? – Zdziwiłam się. – Przecież to ty mieszkasz z nim od urodzenia pod jednym dachem.
            - No właśnie – westchnął ponownie.
            - Cóż, ze mną wszystko w porządku… Powiedzmy.
            - Co jest? – zapytał ciszej i zaskakująco łagodnie.
            Tym razem to ja westchnęłam, splatając dłonie za plecami i unosząc wzrok ku sufitowi.
            - Wiesz, teoretycznie antidotum zadziałało. Ale boję się, bo wiem, że to tylko tymczasowe. Prędzej czy później znowu mogę stracić kontrolę na rzecz Cordelii. Musiałabym ją zniszczyć, póki to jeszcze ja mam przewagę, ale… Nie wiem jak.
            - A twoje wspomnienia?
            Pokręciłam głową.
            - Wciąż w rozsypce.
            - I nie ma nikogo ani niczego, co by ci pomogło?
            Ponownie zaprzeczyłam. Odruchowo sięgnęłam dłonią do swojego naszyjnika, lecz zatrzymałam ją w połowie drogi. Zamiast tego skierowałam ją na swój kark i po raz pierwszy od dawna odpięłam srebrny łańcuszek. Przyjrzałam się wiszącemu na nim krzyżykowi. Srebrny, długi na kilka centymetrów i wysadzany maleńkimi kryształkami. Był pierwszym prezentem, jaki otrzymałam od mężczyzny, którego przez tak wiele lat nazywałam swoim ojcem. Nie stanowił jedynie symbolu wiary, jaką wyznawałam. Był też dla mnie czymś w rodzaju amuletu. Zawsze w trudnych dla mnie chwilach, kiedy szukałam pocieszenia, sięgałam po niego. Jego znajomy kształt, dotyk i ciężar działał na mnie kojąco.
            W tej chwili również zacisnęłam na nim palce, lecz jedynie po to, aby wepchnąć go głęboko do kieszeni bluzy. Kiedy podniosłam wzrok na obserwującego mnie przez cały ten czas wampira, coś zaświtało mi w głowie.
            - W zasadzie… Chyba znalazłby się ktoś, kto mógłby mi pomóc.
            Internet okazał się bardzo pomocny. Po ponownym wyszukaniu w nim hasła o Upadłych Anielicach znalazłam stronę niemal w całości poświęconą zespołowi, do którego kiedyś podobno należałam. Ku mojemu zaskoczeniu, ale również uldze znajdowały się na niej szczegółowe profile wszystkich członkiń. Zawahałam się, lecz stuknęłam palcem w swoje własne imię. Na ekranie mojego telefonu wyskoczyło zdjęcie zrobione, kiedy miałam może jakieś piętnaście lat. Moja młodsza wersja miała czarne, lekko poskręcane włosy upięte w wysoki kucyk, czarną sukienkę na ramiączkach, naszyjnik ze srebrnym krzyżykiem zawieszony na szyi oraz kobaltowe, roześmiane oczy, patrzące wprost w obiektyw. Przesunęłam palcem po ekranie, aby odsłonić tabelkę z informacjami na mój temat. Choć teoretycznie wszystkie dotyczyły mnie, miałam wrażenie, jakbym czytała o kimś obcym.

Imię i nazwisko: Natsuki Komori
Data urodzenia: 11 czerwca 1996
Wzrost: 156 cm
Waga: 44 kg
Grupa krwi: 0
Instrument: Gitara (najczęściej akustyczna)
Pozycja: Główna wokalistka

            Poniżej znajdowały się dane kontaktowe (nieaktualne), opis mojego wyglądu, charakteru, a nawet głosu (ktoś uznał go za „charyzmatyczny”). Ale nie tego szukałam. Przeczytawszy więc to wszystko wróciłam do spisu członkiń i na chybił trafił wybrałam kolejny profil z listy. Dołączone do niego zdjęcie przedstawiało zapewne moją rówieśniczkę. Miała ona ciemnobrązowe, idealnie proste włosy, oczy w kolorze czekolady i niemal karmelową cerę.

Imię i nazwisko: Emiko Ishikawa
Data urodzenia: 1 grudnia 1996
Wzrost: 165 cm
Waga: 49 kg
Grupa krwi: B
Instrument: Keyboard
Pozycja: Liderka, dodatkowa wokalistka

            Ku mojej wielkiej uldze, jej dane kontaktowe pozostały aktualne. Skopiowałam wskazany adres e-mailowy i zabrałam się za pisanie wiadomości. Zanim ostatecznie nacisnęłam pole „wyślij” kilkukrotnie zmieniłam treść maila, co chwilę kasując to, co dopiero napisałam. Miałam problem z ubraniem w słowa tego, co chciałam jej przekazać. W końcu zaczęłam od przeprosin za to, że tak długo nie dawałam znaku życia. Potem wspomniałam coś o „wypadku, który doprowadził do mojej amnezji” i zakończyłam prośbą o spotkanie. Nie wiedziałam, czy w ogóle mogłam oczekiwać odpowiedzi. Przecież cokolwiek łączyło nas w przeszłości – czy to stosunki wyłącznie „zawodowe” czy może przyjaźń – nie zmieniało to faktu, że od paru ładnych miesięcy w ogóle się z nią nie kontaktowałam. Ba! Ja nawet nie pamiętałam o jej istnieniu. Nie winiłabym więc tej dziewczyny, gdyby zwyczajnie zignorowała mojego maila.
            Jakie więc było moje zdziwienie, gdy zaledwie parę minut później otrzymałam odpowiedź. Ishikawa wydawała się być bardzo przejęta opisaną przeze mnie sytuacją. Napisała również, że koniecznie musimy spotkać się całą trójką – miałam jej tylko podać odpowiadający mi adres oraz termin. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i szybko wystukałam odpowiedź.

***

            I znowu wylądowałam w Cynamonie. Wyglądało na to, że to właśnie w tym miejscu miałam poznawać swoją historię z ust różnych osób. Najpierw odbyłam tam rozmowę z Rukim, a teraz umówiłam się tam z członkiniami Upadłych Anielic.
            Na miejsce przybyłam jakieś pół godziny wcześniej, od razu zamówiłam latte macchiato w rozmiarze XXL i popijałam je nerwowo, czekając na dziewczyny. Specjalnie zajęłam miejsce przy stoliku, z którego miałam dobry widok na drzwi wejściowe i od tamtej pory nie spuszczałam z nich wzroku.
            Początkowo bracia Sakamaki chcieli wysłać kogoś ze mną na to spotkanie, ale uparłam się, że muszę się na nie wybrać sama. Ci więc  z kolei uparli się, że w obie strony mam jechać limuzyną. No cóż, na taki kompromis mogłam dla świętego spokoju przystać.
            Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że z nerwów darłam serwetkę na drobne kawałeczki, póki na stoliku nie leżała już całkiem spora ich sterta. Westchnęłam, zgarnęłam je na dłoń i wstałam, aby wyrzucić do śmietnika. Gdy ponownie odwróciłam się w kierunku swojego stolika, drzwi kawiarni otworzyły się przy akompaniamencie charakterystycznego „dzyń”. Zastygłam w bezruchu, choć przecież mógł to być każdy. Ale nie był.
            Do środka weszły bowiem dwie dziewczyny, na których widok mój żołądek zawiązał się w ciasny supeł. One tymczasem rozejrzały się po pomieszczeniu, a gdy ich wzrok padł na mnie, wyszeptały coś do siebie, po czym ruszyły w moją stronę. Poczułam suchość w ustach. Przyglądałam się im, jednocześnie zaciskając dłonie na oparciu krzesła. Starałam się znaleźć odpowiednie słowa, którymi mogłabym je przywitać, ale nie miałam pomysłu. Cała przemowa, którą wcześniej przygotowałam w myślach, nagle gdzieś mi umknęła. Przełknęłam nerwowo ślinę i już otwierałam usta, gdy nagle jedna z dziewczyn rzuciła się w moją stronę.
            - Natsuuu! – zawołała, niemal zgniatając mnie w swoim uścisku.
            - Chiyo, opanuj się – skarciła ją druga dziewczyna. – Możesz wprawić ją w zakłopotanie.
            Chiyo popatrzyła na mnie w taki sposób, jakby miała się zaraz rozpłakać, ale posłusznie się odsunęła. Dzięki temu wreszcie mogłam uważnie przyjrzeć się im obu. Emiko miała równie ciemne i idealnie proste włosy, co na zdjęciu, które widziałam w Internecie. Z tym, że były nieco krótsze – sięgały jej mniej więcej do ramion. Czekoladowe oczy obwiedzione miała czarną kreską, a usta pociągnięte brązową szminką. Z jej uszu zwisały duże, złote koła, kołyszące się przy każdym jej ruchu. Całość jej ubioru – długi płaszcz, spodnie i botki na obcasie – była czarna, ze złotymi dodatkami.
            Chiyo natomiast prezentowała nieco inny styl. Długie platynowe włosy poprzetykane miała niebieskimi, fioletowymi oraz różowymi pasmami i związane w dwa warkocze. Jej szare oczy przysłaniały okulary w grubych, czarnych oprawkach, a w obu uszach błyszczało po kilka różnych kolczyków. Jej ubiór składał się z kurtki bomberki połyskującej srebrem i różem, podartych dżinsów oraz sportowych butów.
            Cisza, jaka zapadła stała się w końcu niezręczna, więc przywołałam na twarz uśmiech i wskazałam stolik.
            - Może usiądziemy?
            Emiko skinęła głową, z lekkim uśmiechem formującym się na jej ustach.
            - Dobry pomysł.
            - Dziękuję, że przyszłyście – powiedziałam, gdy już cała nasza trójka zajęła miejsca i zamówiła sobie coś do picia. – To naprawdę wiele dla mnie znaczy. I może to zabrzmi idiotycznie, ale… przepraszam, że o was zapomniałam.
            - Hej, Emiko powiedziała mi o twoim wypadku – odezwała się Chiyo, dotykając mojej dłoni. – To nie twoja wina.
            - No właśnie – przytaknęła jej ciemnowłosa. – Jesteśmy tu, żeby ci pomóc. Ale może opowiesz nam najpierw, co się z tobą działo?
            Przełknęłam ślinę, splatając ze sobą palce obu dłoni. Miałam już przygotowaną historię, którą miałam im przedstawić. Nie chciałam ich za bardzo okłamywać, ale nie mogłam również powiedzieć im całej prawdy. Pewnie nawet by mi nie uwierzyły.
            - Wiecie, że musiałam się przeprowadzić ze względu na pracę… ojca?
            - Tak, miałaś zamieszkać z jakimiś krewnymi czy też znajomymi swojej rodziny, prawda? – upewniła się Emiko.
            - Zgadza się. Zamieszkałam.
            Przedstawiłam im historię o tym, jak to zamieszkałam u zaprzyjaźnionej rodziny, a po niedługim czasie wydarzył się „pewien nieszczęśliwy wypadek”, który doprowadził do mojej amnezji. Było to lekkie rozwinięcie tego, co zdążyłam już napisać w mailu do Emiko. Gdy skończyłam mówić, obie dziewczyny spojrzały na mnie ze współczuciem.
            - Biedactwo! – oznajmiła Chiyo. – To musi być dla ciebie straszne. Jak możemy ci pomóc?
            Zmusiłam swoje usta do uśmiechu.
            - Po prostu opowiedzcie mi o mnie tyle, ile możecie.

            Tak też zrobiły. Opowiedziały mi o naszej przyjaźni i historii Upadłych Anielic. A mianowicie – zespół został założony, gdy pewna nauczycielka z naszej poprzedniej szkoły wpadła na genialny pomysł zorganizowania festiwalu. Potrzebowała jednak kogoś, kto by na nim występował. W jakiś sposób dowiedziała się, że ja, Chiyo oraz Emiko mamy większy lub mniejszy związek z muzyką. Wraz z kilkoma innymi uczennicami zaprosiła nas do siebie i przedstawiła swoją propozycję nie do odrzucenia. W rzeczywistości, praktycznie zostałyśmy zmuszone do tego, żeby razem występować. Później okazało się jednak, iż wcale nie był to zły pomysł. Do  czasu festiwalu nasza trójka zdążyła się zaprzyjaźnić, a po nim – wyszłyśmy z własną inicjatywą. Wkrótce zespół założony zupełnym przypadkiem zaczął się rozwijać i stał się naszym wspólnym hobby.
            W miarę, jak dziewczyny mówiły, część z moich wspomnień zaczęła się układać i wskakiwać na odpowiednie miejsca w moim umyśle. Niektóre niejasne wątki z mojej przeszłości zaczęły nabierać sensu. Przypominało to jednakże sklejanie potłuczonej porcelany plastrami. Ku mojemu rozczarowaniu, dziewczyny nie były w stanie odpowiedzieć mi na wiele ważnych pytań, ponieważ nie były zbyt dobrze zaznajomione z moją historią sprzed czasów Upadłych Anielic.
            - Przykro mi, że nie możemy powiedzieć ci więcej – zakończyła Emiko, robiąc skruszoną minę. – Pomogłyśmy ci chociaż trochę?
            Uśmiechnęłam się, patrząc jednej i drugiej w oczy.
            - Tak, naprawdę wam dziękuję. Trochę rozjaśniło mi się w głowie, ale wygląda na to, że reszty muszę dowiedzieć się jakoś sama.
            - Daj znać, gdybyśmy mogły jeszcze coś zrobić. – Chiyo mrugnęła do mnie, łapiąc mnie za dłoń i ściskając ją lekko. – Możesz na nas liczyć nawet, jeśli nie do końca nas pamiętasz.
            Emiko przytaknęła ruchem głowy, przez co jej kolczyki ponownie się rozkołysały. Coś ścisnęło mnie w gardle.
            - Dziękuję – powtórzyłam nieco zduszonym głosem. – To wiele dla mnie znaczy.
            - Jeśli będziesz nas potrzebowała… Nie. – Ciemnowłosa delikatnie ujęła moją drugą dłoń. – Dzwoń w każdej chwili. Koniecznie musimy odnowić naszą przyjaźń.
            Przyjaciółki to coś, czego brakowało mi odkąd zamieszkałam z braćmi Sakamaki. Ochoczo więc się z nią zgodziłam.
            Niedługo później musiałyśmy się rozstać. Odprowadziłam dziewczyny do taksówki, którą zamówiły, pożegnałam się z nimi i obiecałam odnowienie utraconego kontaktu. Spotkanie to sprawiło, że zrobiło mi się jakoś lżej na duszy. Może i w mojej pamięci wciąż ziała ogromna dziura, lecz i tak było lepiej niż wcześniej. Musiałam już tylko odkryć to, czego mi brakowało. A miałam wrażenie, że było to coś na tyle ważnego, że dzięki temu wszystko inne również wróciłoby na swoje miejsce.
            Z nowymi pokładami energii i gotowości do działania, rozejrzałam się w poszukiwaniu limuzyny braci Sakamaki. Dostrzegłam ją zaparkowaną po drugiej stronie ulicy. Uniosłam dłoń, by dać znać kierowcy i wykonałam krok w tamtą stronę, kiedy ktoś złapał mnie za łokieć.
            - Zaczekaj.
            Odwróciłam się z zaskoczeniem, które wzrosło jeszcze bardziej, gdy rozpoznałam stojącą przede mną osobę.
            - Ruki?
            - Musimy porozmawiać.