Strony

sobota, 4 listopada 2017

Diabolik Lovers: Rozdział 56

Przed wami ostatni rozdział DiaLovers! Po nim będzie tylko epilog (już powoli powstający). Tak więc, to fanfiction skończy się jeszcze w tym miesiącu!
Sądząc po braku odpowiedzi z waszej strony domyślam się, że nie chcecie żadnego eventu z okazji zbliżającego się końca - w porządku. Zapraszam was zatem do czytania tego rozdziału i podzielenia się ze mną opiniami na jego temat~.

~*~

Kiedy byliśmy młodzi
Byliśmy jedynymi
Królami i królowymi
O tak, rządziliśmy światem
[...]
Marzę, żeby móc odtworzyć
Każde słowo
Wybraliśmy inne ścieżki
I podróżowaliśmy innymi drogami 
Wiem, że zawsze skończymy 
Na tej samej, gdy będziemy starzy
~Kodaline - Brother

Rodzina


                - Teraz? – zapytałam.
            Ruki skinął głową. Patrzył na mnie z wręcz przerażającą determinacją. Nie wiedziałam, o czym chciał ze mną porozmawiać, ale najwyraźniej musiało to być dla niego ważne.
            Spojrzałam z wahaniem w kierunku kierowcy czekającego na mnie cierpliwie w gotowej do odjazdu limuzynie.
            Palce Rukiego mocniej zacisnęły się na rękawie mojej kurtki.
            - Musimy porozmawiać – powtórzył z naciskiem. – To ważne. Powiedz, że cię odprowadzę. Przecież to nie jest daleko.
            Westchnęłam, dając za wygraną.
            - Dobra. – Uniosłam dłonie w geście poddania. Ruki uśmiechnął się leciuteńko i puścił moją rękę. Ruszyłam więc w kierunku pojazdu. – Odprawię go. Poczekaj chwilę.
            Moje wampirze niańki dostaną wścieklizny. Oby docenił to poświęcenie.
            Kierowca miał pewne wątpliwości, ale udało mi się go przekonać, aby wrócił do rezydencji beze mnie. Obiecałam mu, że bracia Sakamaki w żaden sposób go za to nie ukarzą i miałam nadzieję, że rzeczywiście tak się stanie. Nie chciałam, żeby miał z mojego powodu problemy.
            Chwilę później stałam już z powrotem obok Rukiego, patrząc na oddalające się, tylne światła limuzyny.
            - Więc? – rzuciłam, zerkając na ciemnowłosego. – O czym chciałeś porozmawiać?
            - Cierpliwości – odparł, po czym ruszył przed siebie wolnym krokiem.
            - Cierpliwości? – Prychnęłam, podążając za nim. – Chciałabym zauważyć, że to ty nalegałeś na tę rozmowę. Nie odwlekaj jej więc nagle. – Otworzyłam szerzej oczy, gdy coś zaświtało mi w głowie. - Czy to o czym chcesz mówić jest tym samym, co chciałeś mi powiedzieć wtedy na dachu?
            Spojrzenie bladoniebieskich oczu spoczęło na mnie. Z bladych ust wydobyło się ciche westchnięcie, które w zetknięciu z chłodnym powietrzem przybrało postać małego obłoczka pary.
            - Tak. To to samo.
            Wampir nagle przyspieszył kroku, więc musiałam zrobić to samo, by wciąż móc iść obok niego.
            - Zaczniesz wreszcie mówić? – ponagliłam go. – Skoro to takie ważne…
            - Pozwól mi zebrać myśli.
            - Chyba miałeś już na to dość czasu – zauważyłam z przekąsem. – Po prostu to powiedz.
            Tym razem chłopak zatrzymał się gwałtownie na środku chodnika. Powoli odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie uważnym wzrokiem. W jego oczach błyszczało coś, czego nie potrafiłam zidentyfikować. Jego dłonie zacisnęły się w pięści.
            - Mam to po prostu powiedzieć?
            - Tak. Powiedz. Wyrzuć to z siebie. Tak chyba będzie najlepiej, skoro cię to męczy, prawda?
            Kolejne ciche westchnięcie. Zaciśnięte dłonie wyprostowały się i opadły luźno wzdłuż tułowia. Jasne oczy wpatrywały się wprost w moją twarz.
            - Chcesz odzyskać utracone wspomnienia, prawda?
            Zamrugałam, zdezorientowana.
            - Tak… To prawda, ale co to ma do rzeczy?
            - Wiele.
            Potrząsnęłam głową.
            - Ruki, nie zmieniaj tematu. Miałeś…
            - Nie zmieniam. Jestem częścią tych wspomnień. Jestem częścią twojej przeszłości.
            Z każdym jego słowem czułam się coraz bardziej zagubiona. Wciąż nie rozumiałam, co próbował mi powiedzieć.
            - Co masz na myśli? Nie rozumiem… Poznaliśmy się już kiedyś?
            Ruki skrzywił się. Zdawało mi się, że na ułamek sekundy na jego twarzy pojawił się wyraz bólu.
            - Natsuki, ja… - Zaczerpnął powietrza, jak przed rzuceniem się na głęboką wodę. Cały ten czas nie przerywał kontaktu wzrokowego. – Jestem twoim bratem.
            Zastygłam w bezruchu. Przez myśl przeszło mi, że się przesłyszałam. Uśmiechnęłam się, niepewnie.
            - O czym ty mówisz? To żart?
            Ruki zacisnął zęby.
            - Ja nie żartuję. Chciałaś znać prawdę o swojej przeszłości, więc ci ją przedstawiam. Jestem twoim bratem.
            - Ale… - Cofnęłam się o krok. Nogi miałam miękkie i drżące niczym galareta. – Jak to… możliwe? Ty i ja… jesteśmy rodzeństwem?
            - Tak, Natsuki. Jesteśmy. To długa historia, ale to prawda. W końcu to jej szukałaś?
            Znowu potrząsnęłam głową i objęłam się ramionami. Nie docierało to do mnie. Nie potrafiłam tego pojąć.
            - Natsuki…
            - Dlaczego? – Czułam, że do oczu napływały mi łzy. – Dlaczego mówisz mi o tym teraz? Miałeś do tego tak wiele okazji… Dlaczego nie pamiętam kogoś, kto powinien być dla mnie bardzo ważny? Czy ja w ogóle mogę ci ufać?
            - Natsuki – powtórzył łagodnie, jak do dziecka, które starał się uspokoić. – Posłuchaj mnie. To nie jest takie proste…
            - Co nie jest takie proste?! – wrzasnęłam, gdy pierwsza łza spłynęła po moim policzku. – Jaki brat zostawia swoją siostrę na pastwę losu? Gdzie byłeś przez cały ten czas?! Dobrze wiesz przez co przechodziłam!
            Ruki wyglądał na zdumionego. A może nawet odrobinę zrozpaczonego. Ale w tamtej chwili o to nie dbałam. Emocje wzięły nade mną górę.
            - Wiesz co? Nie wierzę ci – oznajmiłam, pociągając nosem. – Nie wierzę. Nie wiem, w co pogrywasz ani co planujesz, ale ci się to nie uda. Ufałam ci. Chciałam ci ufać, a teraz…
            - Natsuki, proszę.
            Nigdy nie słyszałam tak łagodnego tonu w jego głosie. Nagle zniknęła gdzieś cała jego oschłość i zdystansowanie. Ale może stało się to zbyt późno.
            Odtrąciłam rękę, którą wyciągnął w moją stronę.
            - Nie dotykaj mnie!
            Ominęłam go i puściłam się biegiem w kierunku rezydencji. Błędem było posłuchanie go. Powinnam była od razu wsiąść do samochodu i wrócić do domu. A tak słowa Rukiego jedynie bardziej namieszały mi w głowie. Dały mi pewnego rodzaju nadzieję, ale też jednocześnie głęboko mnie zraniły.
            Potknęłam się, gdy nagle ciemnowłosy chłopak pojawił się tuż przede mną. Zatrzymałam się, wbijając paznokcie w wewnętrzne strony dłoni.
            Cholerne wampirze zdolności.
            - Czego jeszcze ode mnie chcesz?
            - Żebyś mi uwierzyła.
            - Uwierzyć ci? – Otarłam opuszkami palców mokre policzki. – Niby czemu?
            - Chciałaś prawdy. A to, co mówię, jest nią.
            - Czy aby na pewno? Czy masz cokolwiek na poparcie swoich słów?
            Wampir błądził wzrokiem po mojej twarzy. Wydawał się wręcz zdesperowany.
            - Proszę…
            Ponownie wyciągnął w moją stronę ręce, ale nie pozwoliłam mu się dotknąć. Jakiś mięsień zadrgał na jego twarzy.
            - Posłuchaj mnie!
            - Nie!
            Poruszył się tak szybko, że nie zdążyłam zareagować zanim jego dłonie zacisnęły się na moich nadgarstkach.
            - Puszczaj! – krzyknęłam, szarpiąc się w jego uścisku, choć z góry pisana była mi przegrana.
            - Natsuki, proszę!
            Nie rozumiałam, co się w następnej chwili stało. A raczej – dlaczego. Czy było to spowodowane przez dotyk chłopaka? Czy też mój umysł ugiął się w reakcji na jego słowa? Choć nieważna była raczej przyczyna, a skutek. Otóż niespodziewanie przed mymi oczami stanęła wizja.
            - Natsuki, proszę! – usłyszałam ponownie chłopięcy głos. Tym razem jednak jakby coś go tłumiło. I w rzeczywistości tak było. Tłumił go bowiem gruby, szorstki koc, którym owinięta byłam od stóp aż po czubek głowy jak kokonem.
            - Wychodź stamtąd! – rozkazał głos swoim brzmieniem wskazując na zniecierpliwienie jego właściciela.
            - Nie – odburknęłam w materiał przysłaniający moją twarz. – Nie chcę.
            - Mam cię do tego zmusić?
            - Niby jak?
            - Łaskotkami – odparł śmiertelnie poważnie.
            - Przez koc ci się to nie uda.
            - Chcesz się założyć?
            Drgnęłam gwałtownie, gdy poczułam dotyk drobnych palców na swoim brzuchu.
            - Dobra! Już dobra! – Wyplątałam się pospiesznie ze swojego dotychczasowego schronienia. – Zadowolony?
            Pozbywszy się koca, ujrzałam nad sobą twarz ciemnowłosego chłopca. Jego niebiesko-szare oczy wpatrywały się we mnie uważnie, a blade usta przyozdabiał uśmiech zadowolenia.
            - Nie możesz się tak chować – powiedział, starając się przybrać surowy wyraz twarzy. W tej samej chwili na zewnątrz rozległ się potężny grzmot, który sprawił, że zadrżałam i odruchowo zacisnęłam palce na materiale koca. Nabrałam ochoty ponownego zagrzebania się w nim. – Powinnaś zmierzyć się ze swoim lękiem.
            - Nie chcę mierzyć się z burzą – mruknęłam, kuląc się. – Ona jest straszna.
            - Hej, przecież wiesz, że przy mnie nic ci nie grozi, prawda?
            Po chwili zastanowienia skinęłam głową.
            - Tak, Ruki.
            Chłopiec uśmiechnął się i wyciągnął w moją stronę rękę, by następnie zmierzwić mi włosy.
            - Nie musisz niczego się bać, bo zawsze będę przy tobie, żeby cię chronić.
            - Obiecujesz? – upewniłam się.
            - Obiecuję – potwierdził, uśmiechając się ciepło.
           
Wystarczyło, że zamrugałam, a ponownie zobaczyłam twarz tego samego ciemnowłosego chłopca, lecz o wiele starszego.
            - Wszystko w porządku? – spytał.
            Zarówno ton jego głosu, jak i mina zdradzały niepokój. Potrząsnęłam głową, próbując pozbyć się resztek wizji zaprzątających mój umysł.
            - Ja…
            Ale nie udało mi się powstrzymać kolejnego obrazu, który zalał mój umysł i wciągnął do swego świata.
            Znowu znalazłam się w tym samym, surowym pomieszczeniu. Na jego środku, na brudnej, gołej podłodze siedziała trójka młodych chłopaków. Wszyscy zapatrzeni byli w trzymane w dłoniach wyblakłe, kolorowe kartoniki, które równie dobrze mogły być kartami do gry albo kawałkami pociętej gazety.
            - Po raz ostatni mówię, że nie. Nie możesz z nami zagrać – oświadczył brązowowłosy chłopiec, machając na mnie ręką, jakbym była natrętnym owadem.
            Drobny blondyn siedzący po jego lewej stronie poparł go skinieniem głowy. Natomiast ciemnowłosy chłopczyk o rękach spowitych bandażami wzruszył ramionami, mamrocząc coś o bezradności w obliczu pozostałej dwójki. W następnej chwili posłał mi przepraszające spojrzenie, gdy zauważył jak nadęłam policzki. W akcie zemsty oznajmiłam, jakie kolory kart trzymali poszczególni chłopcy, licząc, że popsuje im to zabawę. Sądząc po ich oburzonych okrzykach, musiałam mieć rację. Oddaliłam się od nich, by uniknąć zanoszącej się sprzeczki.
            Postanowiłam dołączyć do ciemnowłosego chłopca, siedzącego samotnie na dolnej części piętrowego łóżka. Zdawał się zupełnie nie zwracać uwagi na swoje otoczenie, pochłonięty lekturą trzymanej na kolanach książki. Uśmiechnęłam się pod nosem i wgramoliłam się na materac tuż obok niego.
            - Hej, Ruuuki – zaintonowałam śpiewnie, opierając podbródek na jego barku. – Poczytaj mi.
            - Przecież potrafisz sama czytać – odpowiedział, nawet nie podnosząc wzroku znad tekstu.
            - Ale lubię twój głos – oświadczyłam, wydymając wargi. – Lubię cię słuchać, gdy czytasz.
            Kąciki jego ust zadrżały. Zamknął książkę i stuknął nią lekko w moją głowę.
            - Jesteś niemożliwa. Poza tym, z naszej dwójki to ty masz ładniejszy głos. Więc może coś zaśpiewasz?
            - Jeśli ty mi poczytasz.
            - Niech ci będzie. – Wyciągnął do mnie swój mały palec. – Umowa?
            Uśmiechnęłam się i skinąwszy głową, splotłam nasze małe palce.
            - Umowa.
            Po tej scenie obrazy zaczęły przyspieszać. Pojawiały się jeden za drugim, niektóre zbyt szybko, bym mogła je w ogóle zarejestrować. Przedstawiały mnie oraz Rukiego w najróżniejszych scenach.
            Ja i Ruki śmiejący się razem.
            Ja i Ruki rozmawiający w środku nocy.
            Ruki karcący mnie za coś.
            Ruki przytulający mnie, gdy płakałam.
            Ruki głaszczący mnie po głowie, gdy bałam się burzy.
            Ruki czytający mi książkę, gdy miałam problem z zaśnięciem.
            Zachwiałam się, gdy ten istny potok obrazów wreszcie ustąpił. Stojący przede mną Ruki przeniósł swoje dłonie z moich nadgarstków na ramiona, aby mnie podtrzymać.
            - Co się stało?
            Zaczerpnęłam w płuca chłodnego, wieczornego powietrza.
            - Mogłabym zapytać o to samo.
            - Nie rozu…
            - Natsuki!
            Oderwałam wzrok od ciemnowłosego wampira i parę metrów za jego plecami dostrzegłam Ayato. Wściekłego Ayato wyglądającego, jakby był gotów rozerwać Rukiego na strzępy. Chcąc więc uniknąć jakichkolwiek rękoczynów stanęłam między nimi.
            - Zrobił ci coś? – warknął na przywitanie Ayato.
            - Nie. Posłuchaj…
            Spojrzał na mnie spod zmrużonych powiek.
            - Miałaś wrócić prosto do rezydencji.
            - Wiem. – Westchnęłam. Od początku wiedziałam, że nie przeszłoby mi to płazem. - Ale to było ważne. Musieliśmy porozmawiać.
            - Niby co było aż tak ważne? – Prychnął, spoglądając z pogardą na Rukiego, stojącego teraz za mną. Nawet się nie odwracając wiedziałam, że ten się spiął. – Co ważnego miał ci do powiedzenia ten kundel?
            - To, że jest moim bratem.

            Zaledwie chwilę później cała nasza ósemka – bracia Sakamaki w komplecie, Ruki oraz ja – zebraliśmy się razem w salonie Sakamakich. Gospodarze patrzyli na Rukiego w taki sposób, jakby chcieli wyrzucić go przez najbliższe, nowo wstawione okno. On tymczasem, niczym niezrażony, snuł opowieść o naszej wspólnej przeszłości.
            - Urodziłaś się rok po mnie, gdy nasza rodzina jeszcze miała swoją wysoką pozycję i majątek. Ale nie trwało to długo… Byłem małym dzieckiem, kiedy cię od nas zabrali. Nie wiem, czemu. Nasz ojciec umarł, a matka… Zostawiła mnie. – Skrzywił się, a jego oczy pociemniały. – Po tym wszystkim trafiłem do sierocińca i tam znowu się spotkaliśmy. – Odnalazł mój wzrok i od tej pory patrzył mi w oczy przez dalszą część swojej wypowiedzi. - Trzymaliśmy się razem. Ty, ja, Azusa, Yuma i Kou. Razem jakoś udawało się nam przetrwać. Chociaż w końcu i tam wszystko zaczęło się psuć. Nagle zaczęli traktować nas o wiele gorzej. Ograniczali naszą wolność, znęcali się nad nami. Planowaliśmy ucieczkę, ale zanim zdążyliśmy to zrobić… Przyszli po ciebie. Po raz drugi mi cię odebrali i po raz drugi nie potrafiłem temu zapobiec. – Dłonie trzymane do tej pory na kolanach zacisnął w pięści. – Myślałem, że straciłem cię na zawsze. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że żyjesz.
            Wierzyłam mu. Nie dlatego, że widziałam tamte wizje. Wiedziałam przecież doskonale, jak bardzo mój umysł potrafił mnie oszukiwać. Wierzyłam mu, ponieważ kiedy dowiedziałam się tego wszystkiego, poczułam dziwny spokój. Zupełnie tak, jakby brakujący fragment układanki, jaką stanowiła moja przeszłość wreszcie trafił na swoje miejsce.
            - Masz coś na potwierdzenie swoich słów? – zapytał Shu, przerywając ciszę, jaka zapadła w pomieszczeniu po wyznaniu Rukiego.
             Ciemnowłosy otworzył usta, lecz to ja jako pierwsza się odezwałam.
            - Nie musi tego potwierdzać – powiedziałam z przekonaniem, wpatrując się w szaro-niebieskie oczy. – Mówi prawdę.
            - Jesteś tego taka pewna? – spytał Subaru. Tak jak reszta jego braci, patrzył na Rukiego spode łba.
            - Wierzysz mi? – dodał cicho Ruki.
            Uśmiechnęłam się lekko.
            Myślałam, że w ostatnich wydarzeniach straciłam jedynego człowieka, jakiego uznawałam za swoją rodzinę. A tymczasem zyskałam lub raczej odzyskałam członka mojej jedynej, prawdziwej rodziny.
            Mamy dużo do nadrobienia.
            - Wierzę, bracie.