Strony
▼
czwartek, 26 marca 2015
Ankieta
Jeśli już zauważyliście (albo nie) dodałam nową ankietę. Ma ona na celu pomoc w wybraniu mi, które opowiadanie kontynuować w najbliższym czasie, pomijając Diabolik Lovers oraz zupełnie nowe opowiadanie, które na razie niech pozostanie moją słodką tajemnicą :3 W każdym razie, opowiadanie, które zdobędzie najwięcej głosów, najszybciej doczeka się nowego rozdziału. Zapraszam do głosowania! ^^
poniedziałek, 23 marca 2015
Diabolik Lovers: Rozdział 17
A o to już mamy 17 rozdział Diabolik Lovers! Chyba tym razem, nie kazałam wam zbyt długo czekać, prawda? W tym rozdziale pojawia się ciąg dalszy wydarzeń z Vandead Carneval. Jakie jeszcze niespodzianki czekają na naszą główną bohaterkę podczas tej nocy? Przekonajcie się sami ^^
Królowa balu
Kiedy skończył się pokaz sztucznych ogni,
zeszliśmy z Ayato do sali balowej. Tym razem była już zapełniona gośćmi, a
służba kręciła się dookoła, sprawdzając, czy wszystko jest dopięte na ostatni
guzik. Bal miał się rozpocząć lada chwila.
Przeczesałam wzrokiem tłum i pod jedną ze ścian dostrzegłam wszystkich braci Ayato. Zdziwiło mnie to, że stali w miarę blisko siebie i w dodatku prowadzili ze sobą rozmowę. Jednak, gdy tylko do nich dołączyliśmy, wszyscy nagle umilkli.
- Coś się stało? – Zapytałam, przesuwając powoli wzrokiem po ich twarzach.
Niemal zachłysnęłam się powietrzem, kiedy Reiji i Shuu wymienili między sobą spojrzenia. Przecież, pomimo tego, że byli oni biologicznymi braćmi, to zawsze sprawiali wrażenie jakby szczerze się nie znosili. Rzadko kiedy można było zauważyć, żeby ich rozmowa wyglądała inaczej, niż wymiana pogardliwych określeń (głównie ze strony Reijiego) na temat drugiego. Dogadywali się ze sobą chyba najgorzej z całej szóstki. A teraz jakby nigdy nic, wymieniali się niepogardliwymi i nieznienawidzonymi spojrzeniami.
- No, gadajcie, o co chodzi? – Ponaglił ich Ayato, krzyżując ramiona.
- Cóż, maleńka – zaczął Laito, odwracając się w moją stronę. – Wygląda na to, że Reiji i Shuu poznali prawdziwą przyczynę tego, czemu zostałaś tutaj zaproszona.
- A więc to nie było ze zwykłej uprzejmości? – Prychnęłam z sarkazmem. – To jaki jest ten prawdziwy powód?
Najstarsi bracia po raz kolejny wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
- Wychodzi na to, że masz zostać królową balu – odpowiedział wreszcie Reiji, wzruszając przy tym ramionami.
- S-słucham? – Wykrztusiłam zaskoczona. – Królową balu?
- Braliśmy wcześniej udział w różnych balach, ale po raz pierwszy spotykamy się z czymś takim – dodał Shuu, a Reiji potakująco skinął głową.
- Zgadza się. Nie wiemy zatem, o co tu może chodzić.
- Wiecie… - odezwałam się cicho. – Wiele dziewczyn często ubiega się o takie tytuły na balach, a sama ta nazwa nie brzmi jakoś groźnie…
- Nie zdajesz sobie sprawy, maleńka, że to co w twoim świecie jest niegroźne, niekoniecznie jest również takie w naszym.
- Zastanawiam się, co może planować nasz ojciec… - mruknął Reiji, przykładając w zamyśleniu dłoń do podbródka.
- Głupi staruch i jego pomysły – warknął Subaru.
- Hej, hej, czy nie mówiłem, że nasz staruszek ma nieźle namieszane w głowie? – Zapytał Laito. – Czemu wy wciąż się dziwicie?
- A może to jednak będzie ciekawe? – Wtrącił milczący do tej pory Kanato.
Reiji wzruszył ramionami, a Shuu pokręcił głową. Zmówili się dzisiaj wyjątkowo, czy co?
- Nigdy nie wiadomo, czego można się po nim spodziewać – westchnął blondyn, opierając się plecami o ścianę.
Również westchnęłam, po czym przeniosłam wzrok na dziwnie milczącego Ayato. Wampir wpatrywał się w tłum wypełniający pomieszczenie. Zdawał się być pogrążony w myślach.
- …zapłacisz mi za to – usłyszałam jego cichą groźbę rzuconą w przestrzeń.
- Mówiłeś coś? – Zagaiłam z niepokojem.
- Nie – spojrzenie zielonych tęczówek ponownie padło na mnie. – Zaraz się zacznie.
Po raz pierwszy miałam okazję dobrze rozejrzeć się po sali, w której się znajdowaliśmy. Przypominała ona tę altanę, w której tańczyłam wcześniej z Kou, chociaż była od niej o wiele większa i bardziej elegancka. Lśniące, jasne płytki, którymi była wyłożona podłoga układały się po środku pomieszczenia w, jeśli dobrze widziałam, rodzinny herb Sakamakich. Dwie zewnętrzne ściany sali były niemal całkowicie przeszklone, a na pozostałych oraz nad oknami znajdowały się liczne obrazy, płaskorzeźby i ornamenty, przedstawiające głównie mityczne istoty. Wśród nich dominowały oczywiście wampiry. Z sufitu natomiast zwieszały się potężne, staromodne żyrandole z płonącymi świecami. W kilku miejscach w pomieszczeniu znajdowały się suto zastawione stoły, a na jego drugim końcu ustawiła się orkiestra.
Nagle, na sam środek sali wystąpił młody chłopak. Z zaskoczeniem rozpoznałam w nim tego samego, który wcześniej podawał mi oraz Laito szampana.
- Panie i panowie – odezwał się przyjemnym dla ucha, spokojnym głosem. – Mam zaszczyt ogłosić bal, za oficjalnie rozpoczęty.
Odpowiedziały mu radosne okrzyki, którym towarzyszył głośny aplauz oraz wznoszenie kieliszków.
- Ha, było do przewidzenia, że nie pojawi się osobiście – oznajmił Laito, niemal z satysfakcją.
- I bardzo dobrze – żachnął się Subaru.
- To wasz ojciec nie pojawi się nawet na własnym balu? – Zapytałam zaskoczona.
- Pewnie tak naprawdę już tu jest – mruknął Ayato z niezadowoleniem. – Czai się po prostu gdzieś po kątach jak jakiś szczur i stamtąd wszystko obserwuje.
Musiałam przyznać, że im więcej dowiadywałam się na temat tego mężczyzny, tym gorsze miałam o nim mniemanie i tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że naprawdę musi być tak dziwny i nienormalny, jak mówili chłopcy.
Odegnałam szybko od siebie myśli na jego temat. W końcu jak już zaprosił nas na ten podejrzany bal, to trzeba skorzystać z okazji i choć trochę się zabawić, póki nic jeszcze się nie dzieje, prawda?
Odwróciłam się więc w stronę chłopców z uśmiechem na ustach, chcąc zapytać ich, co powinniśmy robić. Jednak w tej samej chwili, gdy otwierałam usta, żeby się odezwać, dopadły do mnie dwie wampirzyce, niemal przyprawiając mnie tym samym o zawał. Otaksowałam je wzrokiem i ze zdumienia wręcz odebrało mi mowę.
Wampirzyce musiały być bliźniaczkami. I to jednojajowymi. Wyglądały bowiem identycznie!
Obie miały misternie wykonane fryzury z włosów do połowy białych, a od połowy wpadających w pastelowy róż. Różniły się tylko tym, że warkocz jednej opadał na lewe, a drugiej na prawe ramię. Obydwie miały mocno umalowane, duże oczy o ciemnoróżowych tęczówkach i identyczne, srebrne suknie z lejącego materiału.
- Witaj, królowo balu – zwróciła się do mnie wampirzyca stojąca po mojej prawej stronie. – Przyszłyśmy przerobić cię na bóstwo.
- Huh? Ale… o co chodzi?
Patrzyłam skołowana na bliźniaczki, które zdążyły złapać mnie już za ramiona i ciągnęły mnie w kierunku wyjścia z sali.
- Chłopaki? – Zapytałam rozpaczliwie, zerkając na nich przez ramię.
- Chłopcy nie mają tu nic do gadania, skarbie – ucięła dziewczyna z mojej lewej.
Przeczesałam wzrokiem tłum i pod jedną ze ścian dostrzegłam wszystkich braci Ayato. Zdziwiło mnie to, że stali w miarę blisko siebie i w dodatku prowadzili ze sobą rozmowę. Jednak, gdy tylko do nich dołączyliśmy, wszyscy nagle umilkli.
- Coś się stało? – Zapytałam, przesuwając powoli wzrokiem po ich twarzach.
Niemal zachłysnęłam się powietrzem, kiedy Reiji i Shuu wymienili między sobą spojrzenia. Przecież, pomimo tego, że byli oni biologicznymi braćmi, to zawsze sprawiali wrażenie jakby szczerze się nie znosili. Rzadko kiedy można było zauważyć, żeby ich rozmowa wyglądała inaczej, niż wymiana pogardliwych określeń (głównie ze strony Reijiego) na temat drugiego. Dogadywali się ze sobą chyba najgorzej z całej szóstki. A teraz jakby nigdy nic, wymieniali się niepogardliwymi i nieznienawidzonymi spojrzeniami.
- No, gadajcie, o co chodzi? – Ponaglił ich Ayato, krzyżując ramiona.
- Cóż, maleńka – zaczął Laito, odwracając się w moją stronę. – Wygląda na to, że Reiji i Shuu poznali prawdziwą przyczynę tego, czemu zostałaś tutaj zaproszona.
- A więc to nie było ze zwykłej uprzejmości? – Prychnęłam z sarkazmem. – To jaki jest ten prawdziwy powód?
Najstarsi bracia po raz kolejny wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
- Wychodzi na to, że masz zostać królową balu – odpowiedział wreszcie Reiji, wzruszając przy tym ramionami.
- S-słucham? – Wykrztusiłam zaskoczona. – Królową balu?
- Braliśmy wcześniej udział w różnych balach, ale po raz pierwszy spotykamy się z czymś takim – dodał Shuu, a Reiji potakująco skinął głową.
- Zgadza się. Nie wiemy zatem, o co tu może chodzić.
- Wiecie… - odezwałam się cicho. – Wiele dziewczyn często ubiega się o takie tytuły na balach, a sama ta nazwa nie brzmi jakoś groźnie…
- Nie zdajesz sobie sprawy, maleńka, że to co w twoim świecie jest niegroźne, niekoniecznie jest również takie w naszym.
- Zastanawiam się, co może planować nasz ojciec… - mruknął Reiji, przykładając w zamyśleniu dłoń do podbródka.
- Głupi staruch i jego pomysły – warknął Subaru.
- Hej, hej, czy nie mówiłem, że nasz staruszek ma nieźle namieszane w głowie? – Zapytał Laito. – Czemu wy wciąż się dziwicie?
- A może to jednak będzie ciekawe? – Wtrącił milczący do tej pory Kanato.
Reiji wzruszył ramionami, a Shuu pokręcił głową. Zmówili się dzisiaj wyjątkowo, czy co?
- Nigdy nie wiadomo, czego można się po nim spodziewać – westchnął blondyn, opierając się plecami o ścianę.
Również westchnęłam, po czym przeniosłam wzrok na dziwnie milczącego Ayato. Wampir wpatrywał się w tłum wypełniający pomieszczenie. Zdawał się być pogrążony w myślach.
- …zapłacisz mi za to – usłyszałam jego cichą groźbę rzuconą w przestrzeń.
- Mówiłeś coś? – Zagaiłam z niepokojem.
- Nie – spojrzenie zielonych tęczówek ponownie padło na mnie. – Zaraz się zacznie.
Po raz pierwszy miałam okazję dobrze rozejrzeć się po sali, w której się znajdowaliśmy. Przypominała ona tę altanę, w której tańczyłam wcześniej z Kou, chociaż była od niej o wiele większa i bardziej elegancka. Lśniące, jasne płytki, którymi była wyłożona podłoga układały się po środku pomieszczenia w, jeśli dobrze widziałam, rodzinny herb Sakamakich. Dwie zewnętrzne ściany sali były niemal całkowicie przeszklone, a na pozostałych oraz nad oknami znajdowały się liczne obrazy, płaskorzeźby i ornamenty, przedstawiające głównie mityczne istoty. Wśród nich dominowały oczywiście wampiry. Z sufitu natomiast zwieszały się potężne, staromodne żyrandole z płonącymi świecami. W kilku miejscach w pomieszczeniu znajdowały się suto zastawione stoły, a na jego drugim końcu ustawiła się orkiestra.
Nagle, na sam środek sali wystąpił młody chłopak. Z zaskoczeniem rozpoznałam w nim tego samego, który wcześniej podawał mi oraz Laito szampana.
- Panie i panowie – odezwał się przyjemnym dla ucha, spokojnym głosem. – Mam zaszczyt ogłosić bal, za oficjalnie rozpoczęty.
Odpowiedziały mu radosne okrzyki, którym towarzyszył głośny aplauz oraz wznoszenie kieliszków.
- Ha, było do przewidzenia, że nie pojawi się osobiście – oznajmił Laito, niemal z satysfakcją.
- I bardzo dobrze – żachnął się Subaru.
- To wasz ojciec nie pojawi się nawet na własnym balu? – Zapytałam zaskoczona.
- Pewnie tak naprawdę już tu jest – mruknął Ayato z niezadowoleniem. – Czai się po prostu gdzieś po kątach jak jakiś szczur i stamtąd wszystko obserwuje.
Musiałam przyznać, że im więcej dowiadywałam się na temat tego mężczyzny, tym gorsze miałam o nim mniemanie i tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że naprawdę musi być tak dziwny i nienormalny, jak mówili chłopcy.
Odegnałam szybko od siebie myśli na jego temat. W końcu jak już zaprosił nas na ten podejrzany bal, to trzeba skorzystać z okazji i choć trochę się zabawić, póki nic jeszcze się nie dzieje, prawda?
Odwróciłam się więc w stronę chłopców z uśmiechem na ustach, chcąc zapytać ich, co powinniśmy robić. Jednak w tej samej chwili, gdy otwierałam usta, żeby się odezwać, dopadły do mnie dwie wampirzyce, niemal przyprawiając mnie tym samym o zawał. Otaksowałam je wzrokiem i ze zdumienia wręcz odebrało mi mowę.
Wampirzyce musiały być bliźniaczkami. I to jednojajowymi. Wyglądały bowiem identycznie!
Obie miały misternie wykonane fryzury z włosów do połowy białych, a od połowy wpadających w pastelowy róż. Różniły się tylko tym, że warkocz jednej opadał na lewe, a drugiej na prawe ramię. Obydwie miały mocno umalowane, duże oczy o ciemnoróżowych tęczówkach i identyczne, srebrne suknie z lejącego materiału.
- Witaj, królowo balu – zwróciła się do mnie wampirzyca stojąca po mojej prawej stronie. – Przyszłyśmy przerobić cię na bóstwo.
- Huh? Ale… o co chodzi?
Patrzyłam skołowana na bliźniaczki, które zdążyły złapać mnie już za ramiona i ciągnęły mnie w kierunku wyjścia z sali.
- Chłopaki? – Zapytałam rozpaczliwie, zerkając na nich przez ramię.
- Chłopcy nie mają tu nic do gadania, skarbie – ucięła dziewczyna z mojej lewej.
I tak nie mając innego wyjścia, musiałam
pozwolić zaciągnąć się do jednego z pokoi, znajdujących się dość blisko sali
balowej. Co prawda, wciąż miałam pewne obawy. W końcu wiedziałam czego mogę się
spodziewać jedynie w przypadku braci Sakamaki. Jak do tej pory, dopiero
pierwszy raz miałam styczność z wampirzycami, nie licząc oczywiście ducha
Cordelii. Nie wiedziałam, czy były one równie napalone na krew, jak męscy
przedstawiciele ich rasy. Starałam się więc, mieć oczy dookoła głowy. Chociaż
gdyby doszło do czegoś, to i tak nie miałabym raczej szans. Miały nade mną
przewagę liczebną.
Moje rozmyślania przerwała jedna z wampirzyc, wyjąwszy coś z szafy w pokoju, do którego mnie zaprowadziły. Była to krwistoczerwona sukienka na ramiączkach z (o zgrozo!) gorsetem. Różowooka podała mi ją, uśmiechając się zachęcająco.
- Załóż to, skarbie.
- Czy to naprawdę konieczne? – Jęknęłam. – Nie mogę zostać w swoich ciuchach?
Druga z wampirzyc zacmokała, wyciągając czerwone szpilki do kompletu.
- Nie. Rozkazano nam zająć się twoim wyglądem, więc posłuchaj nas, a na pewno będziesz zadowolona z efektu.
Jęknęłam po raz kolejny i marudząc pod nosem, niechętnie zaczęłam się przebierać. Szlag trafił całe to moje zakrywanie skóry…
Moje rozmyślania przerwała jedna z wampirzyc, wyjąwszy coś z szafy w pokoju, do którego mnie zaprowadziły. Była to krwistoczerwona sukienka na ramiączkach z (o zgrozo!) gorsetem. Różowooka podała mi ją, uśmiechając się zachęcająco.
- Załóż to, skarbie.
- Czy to naprawdę konieczne? – Jęknęłam. – Nie mogę zostać w swoich ciuchach?
Druga z wampirzyc zacmokała, wyciągając czerwone szpilki do kompletu.
- Nie. Rozkazano nam zająć się twoim wyglądem, więc posłuchaj nas, a na pewno będziesz zadowolona z efektu.
Jęknęłam po raz kolejny i marudząc pod nosem, niechętnie zaczęłam się przebierać. Szlag trafił całe to moje zakrywanie skóry…
Kiedy już z pomocą dziewczyn uporałam się z
gorsetem (który ku mojemu zaskoczeniu okazał się nawet wygodny), jedna z nich
posadziła mnie na krześle przed sporym lustrem w złotej ramie i przygotowała
lokówkę, podczas gdy druga przyniosła w pełni zaopatrzoną kosmetyczkę. Jednocześnie,
z wprawą zabrały się do pracy, radośnie przy tym trajkocząc.
- Skarbie, zdajesz sobie sprawę jak ty pachniesz? – Zapytała ta, która zajmowała się moją fryzurą. – Twoja krew musi być pyszna. Pewnie co najmniej połowa gości się już za tobą ogląda.
Przełknęłam nerwowo ślinę.
- A wy?...
- My? Nie bój się, nie rzucimy się na ciebie – zaśmiała się druga, sprawnie pokrywając moje rzęsy warstwą tuszu.
- Skoro tak mówicie… - odetchnęłam cicho z ulgą.
- Jak skończę z twoimi włosami, to poszukam jakichś perfum. Może uda nam się trochę przytłumić zapach twojej krwi i poczujesz się bardziej komfortowo – odezwała się znowu pierwsza, nawijając na lokówkę kolejne pasmo moich włosów.
- Dzięki – uśmiechnęłam się szczerze.
- Aj, skarbie, przestań się ruszać i nie mrugaj tak! – Skarciła mnie druga wampirzyca.
- Wybacz!
- Skarbie, zdajesz sobie sprawę jak ty pachniesz? – Zapytała ta, która zajmowała się moją fryzurą. – Twoja krew musi być pyszna. Pewnie co najmniej połowa gości się już za tobą ogląda.
Przełknęłam nerwowo ślinę.
- A wy?...
- My? Nie bój się, nie rzucimy się na ciebie – zaśmiała się druga, sprawnie pokrywając moje rzęsy warstwą tuszu.
- Skoro tak mówicie… - odetchnęłam cicho z ulgą.
- Jak skończę z twoimi włosami, to poszukam jakichś perfum. Może uda nam się trochę przytłumić zapach twojej krwi i poczujesz się bardziej komfortowo – odezwała się znowu pierwsza, nawijając na lokówkę kolejne pasmo moich włosów.
- Dzięki – uśmiechnęłam się szczerze.
- Aj, skarbie, przestań się ruszać i nie mrugaj tak! – Skarciła mnie druga wampirzyca.
- Wybacz!
Po kilku minutach byłam już całkowicie gotowa.
Musiałam przyznać, że bliźniacze wampirzyce wykonały kawał dobrej roboty i tak
jak mówiły, byłam zadowolona. Sukienka leżała na mnie idealnie, włosy miałam
rozpuszczone, zakręcone i lekko podpięte spinką z czerwoną kokardą. Oczy miałam
podkreślone czarną „kocią” kreską, a powieki pomalowane ciemnym cieniem.
- Wow… - mruknęłam. – Naprawdę się spisałyście.
- A czego się spodziewałaś, skarbie? – Wampirzyce zaśmiały się i przybiły sobie piątkę.
- A tak właściwie… Wiecie może, co ja tak w ogóle mam robić jako ta „królowa”?
Bliźniaczki wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Kolejne?
- W sumie to nie wiemy. Na początku masz chyba po prostu tańczyć ze wszystkimi, którzy cię o to poproszą, a potem… Chyba ktoś ci powie. Musi przecież być jeszcze koronacja i w ogóle.
- Chyba macie rację… - skinęłam głową, mimowolnie sięgając do krzyżyka wiszącego na mojej szyi.
- Ah! Ale przecież nie ma już czasu! – Jedna z wampirzyc klasnęła w dłonie. – Bal nie może odbywać się bez ciebie. Idziemy!
I znowu wzięły mnie pod ramiona, z powrotem prowadząc mnie do sali balowej. Zatrzymały się przed drzwiami i odchrząknęły jednocześnie, by zwrócić na siebie uwagę gości. Ci, którzy stali bliżej i nas zauważyli, zaczęli szturchać następnych, aż w całym pomieszczeniu zapanowała cisza.
- Panie i panowie… - zaczęła wampirzyca z mojej lewej.
- …królowa balu nadchodzi! – Dokończyła za nią druga.
- Musiałyście? – Syknęłam, zerkając na obie bliźniaczki, które zdążyły już uwolnić moje ramiona.
- No idź! – Ponagliła mnie jedna z nich, ignorując moje pytanie. Pchnęła mnie lekko w plecy, zmuszając do wejścia do sali.
Czułam się niepewnie, krocząc między rozstępującymi się przede mną wampirami. Chyba dosłownie wszystkie spojrzenia były skierowane wprost na mnie.
No dzięki, dziewczyny.
Przyspieszyłam gwałtownie, odnajdując wreszcie wzrokiem braci Sakamaki. Nie oglądając się na nic, skierowałam swoje kroki prosto do nich.
- No, no, maleńka… - Laito gwizdnął, uśmiechając się do mnie znacząco. I niemal w tej samej chwili został obdarzony morderczym spojrzeniem przez Ayato.
- Co tak długo, naleśniku? – Zapytał czerwonowłosy, mrużąc oczy.
- A aż tak długo mnie nie było? – Zdziwiłam się. – Musiałam się przebrać, potem dziewczyny robiły mi fryzurę i makijaż…
- Ktoś tu się za kimś stęsknił, braciszku? – Zaśmiał się Laito, mrugając do swojego brata.
- Przymknij się – odwarknął Ayato, nagle obejmując mnie w talii i przyciągając do siebie.
Moje serce gwałtownie przyspieszyło.
- A-Ayato?
- Co? – Wampir uniósł pytająco brwi.
- Och, gołą- Laito gwałtownie urwał, zdzielony w głowę przez Subaru. – Au! Gdzie szacunek dla starszych?!
- Na serio. Zamknij się.
- I znowu to samo –westchnął Shuu.
- Jak dzieci – podsumował Reiji, zmęczonym gestem poprawiając okulary.
Zaśmiałam się cicho, ale nagle spięłam się. Czułam po raz kolejny tej nocy, że ktoś mnie obserwuje. Zerknęłam dyskretnie przez ramię i dostrzegłam wśród tłumu braci Mukami. Kou i Ruki zerkali co jakiś czas w moją stronę, pogrążeni w dyskusji.
- Co jest? – Usłyszałam szept Ayato, tuż przy moim uchu.
Podniosłam na niego wzrok, uśmiechając się. Stwierdziłam, że rozmowa tamtych dwóch nie jest raczej czymś, czym powinnam się szczególnie przejmować.
- Nic takiego.
Nagle na sali wybuchło zamieszanie. Po tłumie przetoczył się szmer, zdezorientowani goście zaczęli cofać się od wejścia.
- Co się tam dzieje? – Zdziwiłam się. Przytrzymując się ramienia Ayato, stanęłam na palcach, aby lepiej widzieć. Okazało się to jednak zbędne, gdyż w tej samej chwili do pomieszczenia wpadł niczym burza wampir w czarnym płaszczu. Wszyscy zebrani obrzucili go zdziwionymi spojrzeniami. No cóż, jego wygląd z lekka nie pasował do reszty.
Nawet z tej odległości widziałam, że jego oczy płonęły jaskrawą czerwienią, kiedy rozglądał się po tłumie. W pewnej chwili jego wzrok padł na naszą grupkę, a jego twarz wykrzywiła się we wściekłym grymasie. Obnażył kły i dziwnym, nienaturalnym głosem wysyczał:
- Potwór!
Po czym rzucił się w naszą stronę.
- Wow… - mruknęłam. – Naprawdę się spisałyście.
- A czego się spodziewałaś, skarbie? – Wampirzyce zaśmiały się i przybiły sobie piątkę.
- A tak właściwie… Wiecie może, co ja tak w ogóle mam robić jako ta „królowa”?
Bliźniaczki wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Kolejne?
- W sumie to nie wiemy. Na początku masz chyba po prostu tańczyć ze wszystkimi, którzy cię o to poproszą, a potem… Chyba ktoś ci powie. Musi przecież być jeszcze koronacja i w ogóle.
- Chyba macie rację… - skinęłam głową, mimowolnie sięgając do krzyżyka wiszącego na mojej szyi.
- Ah! Ale przecież nie ma już czasu! – Jedna z wampirzyc klasnęła w dłonie. – Bal nie może odbywać się bez ciebie. Idziemy!
I znowu wzięły mnie pod ramiona, z powrotem prowadząc mnie do sali balowej. Zatrzymały się przed drzwiami i odchrząknęły jednocześnie, by zwrócić na siebie uwagę gości. Ci, którzy stali bliżej i nas zauważyli, zaczęli szturchać następnych, aż w całym pomieszczeniu zapanowała cisza.
- Panie i panowie… - zaczęła wampirzyca z mojej lewej.
- …królowa balu nadchodzi! – Dokończyła za nią druga.
- Musiałyście? – Syknęłam, zerkając na obie bliźniaczki, które zdążyły już uwolnić moje ramiona.
- No idź! – Ponagliła mnie jedna z nich, ignorując moje pytanie. Pchnęła mnie lekko w plecy, zmuszając do wejścia do sali.
Czułam się niepewnie, krocząc między rozstępującymi się przede mną wampirami. Chyba dosłownie wszystkie spojrzenia były skierowane wprost na mnie.
No dzięki, dziewczyny.
Przyspieszyłam gwałtownie, odnajdując wreszcie wzrokiem braci Sakamaki. Nie oglądając się na nic, skierowałam swoje kroki prosto do nich.
- No, no, maleńka… - Laito gwizdnął, uśmiechając się do mnie znacząco. I niemal w tej samej chwili został obdarzony morderczym spojrzeniem przez Ayato.
- Co tak długo, naleśniku? – Zapytał czerwonowłosy, mrużąc oczy.
- A aż tak długo mnie nie było? – Zdziwiłam się. – Musiałam się przebrać, potem dziewczyny robiły mi fryzurę i makijaż…
- Ktoś tu się za kimś stęsknił, braciszku? – Zaśmiał się Laito, mrugając do swojego brata.
- Przymknij się – odwarknął Ayato, nagle obejmując mnie w talii i przyciągając do siebie.
Moje serce gwałtownie przyspieszyło.
- A-Ayato?
- Co? – Wampir uniósł pytająco brwi.
- Och, gołą- Laito gwałtownie urwał, zdzielony w głowę przez Subaru. – Au! Gdzie szacunek dla starszych?!
- Na serio. Zamknij się.
- I znowu to samo –westchnął Shuu.
- Jak dzieci – podsumował Reiji, zmęczonym gestem poprawiając okulary.
Zaśmiałam się cicho, ale nagle spięłam się. Czułam po raz kolejny tej nocy, że ktoś mnie obserwuje. Zerknęłam dyskretnie przez ramię i dostrzegłam wśród tłumu braci Mukami. Kou i Ruki zerkali co jakiś czas w moją stronę, pogrążeni w dyskusji.
- Co jest? – Usłyszałam szept Ayato, tuż przy moim uchu.
Podniosłam na niego wzrok, uśmiechając się. Stwierdziłam, że rozmowa tamtych dwóch nie jest raczej czymś, czym powinnam się szczególnie przejmować.
- Nic takiego.
Nagle na sali wybuchło zamieszanie. Po tłumie przetoczył się szmer, zdezorientowani goście zaczęli cofać się od wejścia.
- Co się tam dzieje? – Zdziwiłam się. Przytrzymując się ramienia Ayato, stanęłam na palcach, aby lepiej widzieć. Okazało się to jednak zbędne, gdyż w tej samej chwili do pomieszczenia wpadł niczym burza wampir w czarnym płaszczu. Wszyscy zebrani obrzucili go zdziwionymi spojrzeniami. No cóż, jego wygląd z lekka nie pasował do reszty.
Nawet z tej odległości widziałam, że jego oczy płonęły jaskrawą czerwienią, kiedy rozglądał się po tłumie. W pewnej chwili jego wzrok padł na naszą grupkę, a jego twarz wykrzywiła się we wściekłym grymasie. Obnażył kły i dziwnym, nienaturalnym głosem wysyczał:
- Potwór!
Po czym rzucił się w naszą stronę.
niedziela, 22 marca 2015
Urodziny
Hej, hej hej, moi drodzy! Właśnie się zorientowałam, że przecież trwają urodziny naszych wampirzych trojaczków! A tak właściwie to dziś swoje urodziny świętuje juz ostatni z nich... W każdym razie, czy z tej okazji chcecie, abym napisała jakiś dodatkowy rozdzialik? A może macie jakieś inne pomysły, jak świętować te potrójne urodziny? Jeśli tak - dzielcie się nimi w komentarzach! ^^
sobota, 14 marca 2015
Diabolik Lovers: Bonus II
Yay, nareszcie udało mi się skończyć ten walentynkowy rozdział! Choć minął już równy miesiąc i dziś mamy Biały Dzień... Wszelkie zażalenia proszę składać pod adresem choróbska, które mnie dopadło oraz mojej szkoły. Bez zbędnego przeciągania zapraszam was serdecznie do czytania tego tak długo wyczekiwanego rozdziału! ^ ^
Ahh, byłabym zapomniała! Oglądaliście już może OVA Diabolik Lovers? Ja owszem :3 I według mnie było zdecydowanie za krótkie. Jeśli jeszcze nie oglądaliście, zobaczcie co was czeka:
Ahh, byłabym zapomniała! Oglądaliście już może OVA Diabolik Lovers? Ja owszem :3 I według mnie było zdecydowanie za krótkie. Jeśli jeszcze nie oglądaliście, zobaczcie co was czeka:
Obowiązkowe czekoladki*
Jedna
doba do Walentynek
Walentynki.
W Japonii to dzień, w którym to płeć piękna za pomocą słodkości wyznaje swoje
uczucia. Część kobiet własnoręcznie przygotowuje smakołyki, a część kupuje
gotowe, ślicznie zapakowane paczuszki w obleganych w tym okresie sklepach.
Jak do tej pory nigdy nie obchodziłam Walentynek, gdyż nie miałam nawet do tego powodu. Dlatego, co roku, po prostu piekłam ciasteczka albo robiłam czekoladki wyłącznie dla ojca i znajomych. Ale w tym roku… kompletnie nie wiedziałam, co robić.
Od jakiejś godziny przesiadywałam w pokoju muzycznym w rezydencji Sakamakich, od czasu do czasu pobrzdękując na swojej nowej gitarze. Wpatrywałam się w zachodzące słońce widoczne przez duże okno. Już prawie były Walentynki. Został mi tylko jeden dzień. W tym roku wreszcie miałam prawdziwy powód do ich obchodzenia, a jednak nie miałam na nie żadnego pomysłu.
Westchnęłam ciężko, odkładając gitarę i oparłam czoło o odkryte klawisze fortepianu. Instrument wydał z siebie przeciągły, żałosny jęk protestu. Podniosłam głowę i zrezygnowana przesunęłam byle jak palcami po lśniących bielą prostokątach.
Minęło zaledwie kilka sekund, a drzwi do pokoju muzycznego stanęły otworem. Do pomieszczenia wszedł Laito. Jego rozbawione spojrzenie od razu padło wprost na mnie.
- Właśnie tak mi się coś wydawało, że ktoś znęca się nad tym biednym fortepianem – oznajmił podchodząc bliżej. Oparł się o instrument, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku.
- To źle ci się wydawało – zaprzeczyłam, odchylając się na niewielkiej ławeczce i krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – Nikt tu się nad niczym nie znęca.
- Jesteś pewna? – Na ustach wampira zagościł bezczelny uśmieszek. – Chyba nie powiesz mi, że próbowałaś grać?
- Nie.
- W takim razie proszę, nie wyładowuj się na przyszłość na tym Bogu ducha winnemu instrumencie.
- Dobra, dobra – uniosłam obie dłonie w geście poddania, nadymając przy tym policzki.
Wampir zaśmiał się i pochylił w moją stronę, by… pogładzić mnie po głowie. Wyglądał na wręcz dziwnie usatysfakcjonowanego, gdy posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Więc co tu robisz, Maleńka? – Zapytał wodząc palcami po czarnej obudowie fortepianu.
- Myślę.
- O czym?
- O Walentynkach – odpowiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Wampir zaśmiał się, rzuciwszy mi niedowierzające spojrzenie.
- Och, Maleńka – westchnął, ocierając nieistniejącą łzę z kącika oka.
- Skończyłeś?
- Tak. Niech zgadnę, nie wiesz co dać Ayato?
- Skąd wiedziałeś? – Spytałam zaskoczona.
- Przede mną nic nie ukryjesz, Maleńka. A co do Walentynek, mogłabyś na przykład…
Laito nachylił się w moją stronę i wyszeptał mi do ucha swój pomysł. Wzdrygnęłam się, gdy oczami wyobraźni mimowolnie zobaczyłam jak wyglądałaby sugestia wampira wcielona w życie.
- Nie, nie mogłabym! – Zaprotestowałam, czując gorąco na policzkach. – To tylko twoje zboczone marzenia!
Widząc moją reakcję, Laito po raz kolejny wybuchnął śmiechem.
- Spokojnie, tylko żartowałem – oznajmił, uśmiechając się szeroko.
- Jasne – prychnęłam. – Z tobą nigdy nie można być niczego pewnym.
- Możliwe~. Ale wracając do tematu. Pewnie to już i tak wiesz, ale Ayato będzie tak długo zadowolony dopóki będziesz okazywała mu swoje zainteresowanie. Mój braciszek jest jak dziecko – stale potrzebuje poświęcania mu uwagi.
- Może i masz rację, ale… chwila. Czy ty właśnie udzieliłeś mi w miarę sensownej i pozbawionej podtekstów rady?
Tak. To naprawdę był dla mnie szok.
Wampir przyłożył palec wskazujący do ust, jakby chciał mnie uciszyć i mrugnął do mnie zanim wyszedł z pokoju.
Jak do tej pory nigdy nie obchodziłam Walentynek, gdyż nie miałam nawet do tego powodu. Dlatego, co roku, po prostu piekłam ciasteczka albo robiłam czekoladki wyłącznie dla ojca i znajomych. Ale w tym roku… kompletnie nie wiedziałam, co robić.
Od jakiejś godziny przesiadywałam w pokoju muzycznym w rezydencji Sakamakich, od czasu do czasu pobrzdękując na swojej nowej gitarze. Wpatrywałam się w zachodzące słońce widoczne przez duże okno. Już prawie były Walentynki. Został mi tylko jeden dzień. W tym roku wreszcie miałam prawdziwy powód do ich obchodzenia, a jednak nie miałam na nie żadnego pomysłu.
Westchnęłam ciężko, odkładając gitarę i oparłam czoło o odkryte klawisze fortepianu. Instrument wydał z siebie przeciągły, żałosny jęk protestu. Podniosłam głowę i zrezygnowana przesunęłam byle jak palcami po lśniących bielą prostokątach.
Minęło zaledwie kilka sekund, a drzwi do pokoju muzycznego stanęły otworem. Do pomieszczenia wszedł Laito. Jego rozbawione spojrzenie od razu padło wprost na mnie.
- Właśnie tak mi się coś wydawało, że ktoś znęca się nad tym biednym fortepianem – oznajmił podchodząc bliżej. Oparł się o instrument, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku.
- To źle ci się wydawało – zaprzeczyłam, odchylając się na niewielkiej ławeczce i krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – Nikt tu się nad niczym nie znęca.
- Jesteś pewna? – Na ustach wampira zagościł bezczelny uśmieszek. – Chyba nie powiesz mi, że próbowałaś grać?
- Nie.
- W takim razie proszę, nie wyładowuj się na przyszłość na tym Bogu ducha winnemu instrumencie.
- Dobra, dobra – uniosłam obie dłonie w geście poddania, nadymając przy tym policzki.
Wampir zaśmiał się i pochylił w moją stronę, by… pogładzić mnie po głowie. Wyglądał na wręcz dziwnie usatysfakcjonowanego, gdy posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Więc co tu robisz, Maleńka? – Zapytał wodząc palcami po czarnej obudowie fortepianu.
- Myślę.
- O czym?
- O Walentynkach – odpowiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Wampir zaśmiał się, rzuciwszy mi niedowierzające spojrzenie.
- Och, Maleńka – westchnął, ocierając nieistniejącą łzę z kącika oka.
- Skończyłeś?
- Tak. Niech zgadnę, nie wiesz co dać Ayato?
- Skąd wiedziałeś? – Spytałam zaskoczona.
- Przede mną nic nie ukryjesz, Maleńka. A co do Walentynek, mogłabyś na przykład…
Laito nachylił się w moją stronę i wyszeptał mi do ucha swój pomysł. Wzdrygnęłam się, gdy oczami wyobraźni mimowolnie zobaczyłam jak wyglądałaby sugestia wampira wcielona w życie.
- Nie, nie mogłabym! – Zaprotestowałam, czując gorąco na policzkach. – To tylko twoje zboczone marzenia!
Widząc moją reakcję, Laito po raz kolejny wybuchnął śmiechem.
- Spokojnie, tylko żartowałem – oznajmił, uśmiechając się szeroko.
- Jasne – prychnęłam. – Z tobą nigdy nie można być niczego pewnym.
- Możliwe~. Ale wracając do tematu. Pewnie to już i tak wiesz, ale Ayato będzie tak długo zadowolony dopóki będziesz okazywała mu swoje zainteresowanie. Mój braciszek jest jak dziecko – stale potrzebuje poświęcania mu uwagi.
- Może i masz rację, ale… chwila. Czy ty właśnie udzieliłeś mi w miarę sensownej i pozbawionej podtekstów rady?
Tak. To naprawdę był dla mnie szok.
Wampir przyłożył palec wskazujący do ust, jakby chciał mnie uciszyć i mrugnął do mnie zanim wyszedł z pokoju.
Wreszcie, kiedy już praktycznie nastawał
ranek, podjęłam decyzję. Postanowiłam uderzyć w tradycję i po prostu zrobić
własnoręczne, domowe czekoladki. Może to i aż nazbyt oczywiste i oklepane, ale
przynajmniej zawsze na czasie.
Zaraz po zdecydowaniu się na takie rozwiązanie, pobiegłam przekazać służbie dodatkową listę zakupów. Pozostało mi już tylko poczekać na dostarczenie „zamówionych” produktów. Wykorzystałam ten czas by nadrobić sen, którego nie udało mi się zaznać podczas nocy. Zdawało mi się jednak, że ledwie zamknęłam powieki, gdy obudziła mnie jedna z pokojówek, informując mnie, że zakupy czekają już w kuchni.
Czując nowy przypływ energii wyskoczyłam z łóżka, niczym po zastrzyku sporej dawki kofeiny.
Zaraz po zdecydowaniu się na takie rozwiązanie, pobiegłam przekazać służbie dodatkową listę zakupów. Pozostało mi już tylko poczekać na dostarczenie „zamówionych” produktów. Wykorzystałam ten czas by nadrobić sen, którego nie udało mi się zaznać podczas nocy. Zdawało mi się jednak, że ledwie zamknęłam powieki, gdy obudziła mnie jedna z pokojówek, informując mnie, że zakupy czekają już w kuchni.
Czując nowy przypływ energii wyskoczyłam z łóżka, niczym po zastrzyku sporej dawki kofeiny.
Pół
doby do Walentynek
Jako, że robiłam czekoladki już wielokrotnie,
nie miałam większego problemu z ich przyrządzeniem. Jednak na wszelki wypadek,
rozłożyłam na kuchennym blacie książkę kucharską zabraną z domowej biblioteki.
Wolałam by nie były ani za słodkie, ani za gorzkie. Musiały mieć odpowiednią
konsystencję i kształt. Chciałam, żeby wyszły idealnie. Choć chyba tak naprawdę
jedynym problemem była ilość, jaką musiałam zrobić.
Krążąc po kuchni zerkałam wciąż na zegarek, chociaż dobrze wiedziałam, że mam jeszcze jakieś pół dnia na spokojne przygotowanie wszystkiego. Nagle usłyszałam zbliżające się kroki i wystraszyłam się, że to może Ayato obudził się ze swojej zwyczajowej drzemki. Obróciłam się w pośpiechu, wiedząc, że i tak nie dam rady w żaden sposób ukryć garnków, misek, łyżek ani składników porozkładanych na każdej możliwej wolnej przestrzeni.
Odetchnęłam z ulgą, widząc, że zamiast Ayato w drzwiach stanął białowłosy wampir.
- Co tu się dzieje? – Zapytał Subaru, obrzucając kuchnię i mnie zaskoczonym spojrzeniem.
- Och, nic takiego – machnęłam lekceważąco ręką. – Postanowiłam zrobić trochę czekoladek.
- To nie zapowiada się na „trochę”…
- Nie marudź, bo nie dostaniesz swojej porcji – pogroziłam mu łyżką, odwracając się z powrotem w stronę garnka stojącego na piecu. – Byłbyś tak dobry i stanął na czatach?
- Co…
- Ostrzegaj, jeśli zobaczysz Ayato.
- Ej!
- Z góry dziękuję, Subaru – powiedziałam, posyłając mu uśmiech przez ramię.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Hej, hej, co tu się wyprawia~?
Nawet nie odwróciłam się, słysząc głos Kapelusznika. Niewzruszona pomieszałam łyżką zawartość garnka.
- Ach, co gotujesz, Maleńka?
- Będzie mi przeszkadzał. Subaru, zrób z nim coś, proszę.
Białowłosy westchnął, wyraźnie zrezygnowany.
- Słyszałeś Natsuki, wypad – zwrócił się do Laito.
- Subaru, jak ty się zwracasz do swojego starszego brata?
- Zamknij się.
- Niemiły jak zwykle… Hej, Maleńka…
- Papa, Laito – wciąż nie odwracając się, pomachałam wampirowi łyżką.
- Co? Chwila… Subaru, no weź przestań! – Tym podobne protesty słyszałam jeszcze przez kilka sekund, zanim Subaru wreszcie udało pozbyć się Laito. Ponownie mając spokój, wróciłam do robienia czekoladek, nucąc wesoło pod nosem.
Krążąc po kuchni zerkałam wciąż na zegarek, chociaż dobrze wiedziałam, że mam jeszcze jakieś pół dnia na spokojne przygotowanie wszystkiego. Nagle usłyszałam zbliżające się kroki i wystraszyłam się, że to może Ayato obudził się ze swojej zwyczajowej drzemki. Obróciłam się w pośpiechu, wiedząc, że i tak nie dam rady w żaden sposób ukryć garnków, misek, łyżek ani składników porozkładanych na każdej możliwej wolnej przestrzeni.
Odetchnęłam z ulgą, widząc, że zamiast Ayato w drzwiach stanął białowłosy wampir.
- Co tu się dzieje? – Zapytał Subaru, obrzucając kuchnię i mnie zaskoczonym spojrzeniem.
- Och, nic takiego – machnęłam lekceważąco ręką. – Postanowiłam zrobić trochę czekoladek.
- To nie zapowiada się na „trochę”…
- Nie marudź, bo nie dostaniesz swojej porcji – pogroziłam mu łyżką, odwracając się z powrotem w stronę garnka stojącego na piecu. – Byłbyś tak dobry i stanął na czatach?
- Co…
- Ostrzegaj, jeśli zobaczysz Ayato.
- Ej!
- Z góry dziękuję, Subaru – powiedziałam, posyłając mu uśmiech przez ramię.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Hej, hej, co tu się wyprawia~?
Nawet nie odwróciłam się, słysząc głos Kapelusznika. Niewzruszona pomieszałam łyżką zawartość garnka.
- Ach, co gotujesz, Maleńka?
- Będzie mi przeszkadzał. Subaru, zrób z nim coś, proszę.
Białowłosy westchnął, wyraźnie zrezygnowany.
- Słyszałeś Natsuki, wypad – zwrócił się do Laito.
- Subaru, jak ty się zwracasz do swojego starszego brata?
- Zamknij się.
- Niemiły jak zwykle… Hej, Maleńka…
- Papa, Laito – wciąż nie odwracając się, pomachałam wampirowi łyżką.
- Co? Chwila… Subaru, no weź przestań! – Tym podobne protesty słyszałam jeszcze przez kilka sekund, zanim Subaru wreszcie udało pozbyć się Laito. Ponownie mając spokój, wróciłam do robienia czekoladek, nucąc wesoło pod nosem.
Na szczęście udało mi się dość szybko uporać
ze wszystkimi słodkościami, które chciałam zrobić. Oczywiście nie wszystkie
wyszły idealnie, zdarzyło się kilka nieudanych, ale i tak byłam zadowolona z
ogólnego rezultatu.
Podzieliłam czekoladki na pięć równych porcji i jedną nieco większą. Wszystkie zapakowałam w papier ozdobny i ozdobiłam kolorowymi wstążkami, do których podoczepiałam małe karteczki zawierające informacje z jakiej to okazji, od kogo i dla kogo.
Postanowiłam, że pierwszego chcę obdarować Ayato, było to chyba oczywiste. Resztę paczuszek dokładnie pochowałam.
Podzieliłam czekoladki na pięć równych porcji i jedną nieco większą. Wszystkie zapakowałam w papier ozdobny i ozdobiłam kolorowymi wstążkami, do których podoczepiałam małe karteczki zawierające informacje z jakiej to okazji, od kogo i dla kogo.
Postanowiłam, że pierwszego chcę obdarować Ayato, było to chyba oczywiste. Resztę paczuszek dokładnie pochowałam.
Kilka
minut do Walentynek
Kiedy zbliżała się północ, wyszłam na
poszukiwanie Ayato. Nie zastałam go w salonie ani w holu, gdzie zazwyczaj
ucinał sobie drzemki. Drzwi do jego pokoju były zamknięte. Na próżno
rozglądałam się po ogrodzie. Zdziwiona, postanowiłam wrócić do swojego pokoju i
tam na niego zaczekać. W końcu upodobał sobie wpadanie do mojego pokoju w
środku nocy.
Ściskając w dłoniach opakowanie z czekoladkami, wsunęłam się do swojego pokoju. Zapaliłam światło i niemalże dostałam ataku serca, gdy okazało się, że nie jestem sama. Ayato siedział okrakiem na krześle i opierał podbródek na ramionach złożonych na jego oparciu. Zielone oczy wpatrywały się we mnie z uwagą.
- No nareszcie – mruknął wampir, przeciągając się leniwie.
- „Nareszcie”? – Powtórzyłam zbita z tropu.
- Czekałem na ciebie – oznajmił, podnosząc się z gracją ze swojego miejsca.
- Żartujesz? A ja cię szukałam!
- Byłem tu przez cały czas – wzruszył ramionami, podchodząc powoli bliżej.
- No nie wierzę… Chwila… Wszedłeś tu sobie sam? Tak bez pukania i w ogóle?
- Skoro cię nie było…
- Nie słyszałeś, że nie powinno się wchodzić bez pozwolenia do czyjegoś pokoju?
- Czy nie mówiłaś przed chwilą, że mnie szukałaś?
Westchnęłam dramatycznie. Nasze sprzeczki co raz częściej tak wyglądały.
- Tak, tak. Trzymaj – podałam mu paczuszkę wypełnioną czekoladkami w kształcie serc. – Wesołych Walentynek.
Wampir uniósł pytająco brwi, przyjąwszy ode mnie prezent.
- No nie patrz tak. I nie czuj się jakiś wyjątkowy, zrobiłam je dla wszystkich – oznajmiłam, chcąc się z nim trochę podrażnić. Oczy Ayato jednak zwęziły się momentalnie, a usta przybrały postać bladej, wąskiej linii.
- Dla wszystkich?
- Owszem.
- Dlaczego?
- Taki zwyczaj, mój drogi. Obowiązkowe czekoladki i te sprawy. Ty i tak dostałeś więcej niż pozostali. Zresztą otwórz i sam zobacz.
Wampir, wciąż nachmurzony, z ociąganiem rozsupłał wstążeczkę i rozsunął kolorowy papier. Uśmiechnęłam się tryumfalnie, gdy jego spojrzenie padło na największą czekoladkę z ozdobnym napisem z lukru na jej wierzchu.
- Co to znaczy? – Ayato podniósł na mnie wzrok.
- Przecież widzisz. Chyba umiesz czytać? – Rzuciłam żartobliwie
- Hmm… nie umiem się rozczytać – odpowiedział, a na jego ustach zaczął formować się złośliwy uśmieszek.
- Nie udawaj głupiego!
- Po prostu powiedz mi, co tu pisze.
- Chciałbyś!
- No dalej, Naleśniku. Słucham – wampir odłożył czekoladki i złapał mnie za ramiona, gdy próbowałam się wycofać.
- Hmph… Lubię cię… - mruknęłam cicho, odwracając wzrok.
- Chyba nie dosłyszałem. Możesz powtórzyć?
- Lubię cię! – Wyrzuciłam z siebie, czując wypływający na moją twarz rumieniec. – Zadowolony?
- Powiedzmy – mruknął, unosząc mój podbródek, zmuszając mnie tym samym do spojrzenia mu w oczy. Następnie pochylił się, a nasze usta spotkały się w krótkim pocałunku. Odsunęłam się od niego odrobinę, czując jak zalewa mnie fala gorąca.
- Hmm… nie wolałbyś najpierw chociaż skosztować tych czekoladek?
- Nie muszę – stwierdził, ponownie przyciągając mnie do siebie.
- Czemu?
- Ponieważ wiem… - mruknął, odsłaniając moje ramię, by przyłożyć do niego usta. – Że tu… - Jego usta przesunęły się powoli na moją szyję. – Albo tutaj… jesteś od nich słodsza.
- M-mówisz? – Zapytałam, z trudem panując nad własnym głosem. Czułam, że nie tylko on drży, ale też całe moje ciało.
Poczułam, że Ayato się uśmiecha.
- Nie wierzysz mi? – Zapytał, zatapiając kły w mojej skórze.
Całym moim ciałem wstrząsnął dreszcz i odruchowo zacisnęłam powieki. Jednak Ayato szybko cofnął się, zlizując krew wypływającą z niewielkich ranek na mojej szyi. Spojrzał mi w oczy, a pełen zadowolenia uśmieszek nie znikał z jego twarzy.
- To samo tyczy się twojej krwi.
- W-wiesz… mimo wszystko, będzie mi przykro, jeśli ich nie zjesz. Trochę się nad nimi napracowałam – odpowiedziałam, udając obrażoną.
Wampir westchnął dramatycznie, bez żadnego zaproszenia rozsiadając się wygodnie na moim łóżku, z paczuszką z czekoladkami na kolanach. Usiadłam obok niego, na podwiniętej nodze.
- Smacznego – zaśmiałam się, gdy wpatrywał się niezdecydowanie we wnętrze opakowania. – Nie bój się, nie zatrułam ich.
Ayato spojrzał na mnie kątem oka, wkładając do ust jedną z czekoladek. Musiałam dziwnie wyglądać, wlepiając tak w niego wzrok, ale chciałam widzieć czy mu smakują. Ku mojej radości, twarz wampira rozpromieniła się i szybko sięgnął po następną czekoladkę. Na ten widok nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem.
Wampir posłał mi zdziwione spojrzenie.
- Nic, nic, jedz.
- A ty nie zamierzasz?
- Zrobiłam je dla ciebie – wzruszyłam ramionami.
Ayato spojrzał na trzymaną właśnie przez siebie czekoladkę, po czym, zanim zdążyłam zareagować, wsunął mi ją do ust. Zaskoczona, niemal się nią zakrztusiłam.
- Hej! Ostrzegaj chociaż zanim zrobisz coś takiego! – Pisnęłam, po jej przełknięciu.
- Hmm… A czy przed czymś takim też mam ostrzegać?
Wampir pochylił się w moją stronę, łapiąc mnie za tył głowy i po raz kolejny mnie pocałował. Pod naciskiem jego chłodnych warg, rozchyliłam nieco własne, czując jednocześnie słodycz czekolady wypełniającą moje usta.
Były to moje pierwsze Walentynki, które mogłam spędzać z jakiegoś powodu. Zielonookiego, wampirzego powodu. I były to jak na razie moje najlepsze Walentynki.
Ściskając w dłoniach opakowanie z czekoladkami, wsunęłam się do swojego pokoju. Zapaliłam światło i niemalże dostałam ataku serca, gdy okazało się, że nie jestem sama. Ayato siedział okrakiem na krześle i opierał podbródek na ramionach złożonych na jego oparciu. Zielone oczy wpatrywały się we mnie z uwagą.
- No nareszcie – mruknął wampir, przeciągając się leniwie.
- „Nareszcie”? – Powtórzyłam zbita z tropu.
- Czekałem na ciebie – oznajmił, podnosząc się z gracją ze swojego miejsca.
- Żartujesz? A ja cię szukałam!
- Byłem tu przez cały czas – wzruszył ramionami, podchodząc powoli bliżej.
- No nie wierzę… Chwila… Wszedłeś tu sobie sam? Tak bez pukania i w ogóle?
- Skoro cię nie było…
- Nie słyszałeś, że nie powinno się wchodzić bez pozwolenia do czyjegoś pokoju?
- Czy nie mówiłaś przed chwilą, że mnie szukałaś?
Westchnęłam dramatycznie. Nasze sprzeczki co raz częściej tak wyglądały.
- Tak, tak. Trzymaj – podałam mu paczuszkę wypełnioną czekoladkami w kształcie serc. – Wesołych Walentynek.
Wampir uniósł pytająco brwi, przyjąwszy ode mnie prezent.
- No nie patrz tak. I nie czuj się jakiś wyjątkowy, zrobiłam je dla wszystkich – oznajmiłam, chcąc się z nim trochę podrażnić. Oczy Ayato jednak zwęziły się momentalnie, a usta przybrały postać bladej, wąskiej linii.
- Dla wszystkich?
- Owszem.
- Dlaczego?
- Taki zwyczaj, mój drogi. Obowiązkowe czekoladki i te sprawy. Ty i tak dostałeś więcej niż pozostali. Zresztą otwórz i sam zobacz.
Wampir, wciąż nachmurzony, z ociąganiem rozsupłał wstążeczkę i rozsunął kolorowy papier. Uśmiechnęłam się tryumfalnie, gdy jego spojrzenie padło na największą czekoladkę z ozdobnym napisem z lukru na jej wierzchu.
- Co to znaczy? – Ayato podniósł na mnie wzrok.
- Przecież widzisz. Chyba umiesz czytać? – Rzuciłam żartobliwie
- Hmm… nie umiem się rozczytać – odpowiedział, a na jego ustach zaczął formować się złośliwy uśmieszek.
- Nie udawaj głupiego!
- Po prostu powiedz mi, co tu pisze.
- Chciałbyś!
- No dalej, Naleśniku. Słucham – wampir odłożył czekoladki i złapał mnie za ramiona, gdy próbowałam się wycofać.
- Hmph… Lubię cię… - mruknęłam cicho, odwracając wzrok.
- Chyba nie dosłyszałem. Możesz powtórzyć?
- Lubię cię! – Wyrzuciłam z siebie, czując wypływający na moją twarz rumieniec. – Zadowolony?
- Powiedzmy – mruknął, unosząc mój podbródek, zmuszając mnie tym samym do spojrzenia mu w oczy. Następnie pochylił się, a nasze usta spotkały się w krótkim pocałunku. Odsunęłam się od niego odrobinę, czując jak zalewa mnie fala gorąca.
- Hmm… nie wolałbyś najpierw chociaż skosztować tych czekoladek?
- Nie muszę – stwierdził, ponownie przyciągając mnie do siebie.
- Czemu?
- Ponieważ wiem… - mruknął, odsłaniając moje ramię, by przyłożyć do niego usta. – Że tu… - Jego usta przesunęły się powoli na moją szyję. – Albo tutaj… jesteś od nich słodsza.
- M-mówisz? – Zapytałam, z trudem panując nad własnym głosem. Czułam, że nie tylko on drży, ale też całe moje ciało.
Poczułam, że Ayato się uśmiecha.
- Nie wierzysz mi? – Zapytał, zatapiając kły w mojej skórze.
Całym moim ciałem wstrząsnął dreszcz i odruchowo zacisnęłam powieki. Jednak Ayato szybko cofnął się, zlizując krew wypływającą z niewielkich ranek na mojej szyi. Spojrzał mi w oczy, a pełen zadowolenia uśmieszek nie znikał z jego twarzy.
- To samo tyczy się twojej krwi.
- W-wiesz… mimo wszystko, będzie mi przykro, jeśli ich nie zjesz. Trochę się nad nimi napracowałam – odpowiedziałam, udając obrażoną.
Wampir westchnął dramatycznie, bez żadnego zaproszenia rozsiadając się wygodnie na moim łóżku, z paczuszką z czekoladkami na kolanach. Usiadłam obok niego, na podwiniętej nodze.
- Smacznego – zaśmiałam się, gdy wpatrywał się niezdecydowanie we wnętrze opakowania. – Nie bój się, nie zatrułam ich.
Ayato spojrzał na mnie kątem oka, wkładając do ust jedną z czekoladek. Musiałam dziwnie wyglądać, wlepiając tak w niego wzrok, ale chciałam widzieć czy mu smakują. Ku mojej radości, twarz wampira rozpromieniła się i szybko sięgnął po następną czekoladkę. Na ten widok nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem.
Wampir posłał mi zdziwione spojrzenie.
- Nic, nic, jedz.
- A ty nie zamierzasz?
- Zrobiłam je dla ciebie – wzruszyłam ramionami.
Ayato spojrzał na trzymaną właśnie przez siebie czekoladkę, po czym, zanim zdążyłam zareagować, wsunął mi ją do ust. Zaskoczona, niemal się nią zakrztusiłam.
- Hej! Ostrzegaj chociaż zanim zrobisz coś takiego! – Pisnęłam, po jej przełknięciu.
- Hmm… A czy przed czymś takim też mam ostrzegać?
Wampir pochylił się w moją stronę, łapiąc mnie za tył głowy i po raz kolejny mnie pocałował. Pod naciskiem jego chłodnych warg, rozchyliłam nieco własne, czując jednocześnie słodycz czekolady wypełniającą moje usta.
Były to moje pierwsze Walentynki, które mogłam spędzać z jakiegoś powodu. Zielonookiego, wampirzego powodu. I były to jak na razie moje najlepsze Walentynki.
*Nawiązanie do „giri
choko” – „obowiązkowych czekoladek”, czyli zwyczaju w Japonii, polegającym na
dawaniu przez kobiety czekoladek mężczyznom, u których mają one jakiś „dług”.