Strony

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Inu x Boku SS: Rozdział 1

 Pora na zwycięzce naszej ostatniej ankiety. Przed wami pierwszy rozdzialik Inu x Boku SS! Życzę miłego czytania ^^



Uparta vs Nieustępliwy

  Apartament okazał się całkiem przestronny i naprawdę przyzwoicie urządzony, a rozmiarami dorównywał przeciętnemu mieszkaniu. Miał jasne ściany, połyskującą, drewnianą podłogę oraz całkowicie przeszkloną ścianę równoległą do drzwi. Większość pomieszczenia zajmowało coś w stylu salonu. Z lewej strony znajdował się aneks kuchenny oddzielony od reszty długim blatem z dostawionymi do niego barowymi stołkami. Dalej była mini-sypialnia, składająca się głównie z dużego, dwuosobowego łóżka.
Natomiast po prawej stronie pokoju znajdowało się przejście do łazienki oraz garderoba. Wszystko było dobrze utrzymane i lśniło czystością. Najbardziej wybredna osoba nie miałaby tu chyba na co narzekać.
 Gdy tylko skończyłam się rozglądać, zabrałam się za rozpakowywanie, a później za przestawienie wszystkiego według własnego widzimisię. Wszystko dla zabicia czasu. Kiedy wreszcie byłam zadowolona z efektu, na zewnątrz już zmierzchało.
 Jako, że w mojej lodówce wciąż jeszcze ziało pustkami, postanowiłam zejść na kolację do restauracji znajdującej się na parterze. W końcu podczas posiłku nie musiałabym z nikim rozmawiać, a przy zamawianiu posiłku wystarczy zwyczajna uprzejmość.
 Podjąwszy tą decyzję otworzyłam drzwi na korytarz i… zamarłam w chwilowym bezruchu z ręką wciąż zaciśniętą na klamce. Przede mną, z promiennym uśmiechem na ustach stał ten sam białowłosy mężczyzna.
- Emm… ch-chciałeś czegoś ode mnie? – Zapytałam, jąkając się ze zdziwienia, jakie u mnie wywołał.
- Czekałem na ciebie, panienko Ayano – odpowiedział spokojnie, skłaniając przy tym głowę.
- P-po…  - odchrząknęłam – Po co? Przecież powiedziałam, że możesz sobie iść.
- Stwierdziłem, że na pewno będzie panienka potrzebowała kogoś, kto oprowadzi ją po kompleksie.
 Westchnęłam. Jeśli tylko o to mu chodziło, to w porządku. I tak miałam zamiar sama się później rozejrzeć.
- Tak, przyda mi się małe oprowadzenie, więc pozwolę ci chociaż tyle zrobić.
- Dziękuję. W takim razie, proszę za mną.
 Podczas naszej krótkiej wycieczki krajoznawczej, Miketsukami pokazał mi, gdzie znajduje się siłownia, wspólne łaźnie dla wszystkich mieszkańców, bar, pokoje dla służby, ogród, a w końcu restauracja, jadalnia, czy też jak kto woli. Opowiedział mi również krótko o innych mieszkańcach zajmujących poszczególne piętra. W końcu podziękowałam mu i po raz kolejny tego dnia odesłałam. Jednak, gdy odbierałam z kuchni swoje zamówienie, on wciąż niewzruszenie stał obok mnie, z tym samym promiennym uśmiechem.
- Posłuchaj, Miketsu-  zaczęłam, ale mężczyzna przerwał mi w pół słowa.
- Czy mógłbym ci towarzyszyć podczas posiłku, panienko Ayano?
- No… dobrze… - westchnęłam, zrezygnowana i opadłam na krzesło przy najbliższym stoliku. Miketsukami jednak nie usiadł, tylko stanął obok mojego krzesła. Przegryzłam kilka kęsów kanapki, upiłam trochę herbaty, a ten wciąż stał i obserwował mnie swoimi dwukolorowymi oczami. W końcu nie wytrzymałam.
- Dlaczego nie usiądziesz?
- Nie ma takiej potrzeby, panienko Ayano. Mogę postać.
- Ale… ach, rób co chcesz!

 Drugi dzień wcale nie był lepszy. Miketsukami czekał już na mnie, gdy wstałam, towarzyszył mi podczas śniadania oraz obiadu, a gdy tylko znikał mi z oczu i tak czułam, że czai się gdzieś w pobliżu. Był jak rzep, który uczepił się psiego ogona. I za nic nie dało się go wyplątać z sierści.
 Najbardziej nie rozumiałam tego, dlaczego on nie chce zostawić mnie w spokoju. Przecież cały czas powtarzałam mu, że nie potrzebuję ani nie chcę żadnego ochroniarza. Normalny człowiek już dawno dałby sobie spokój. Nie wiedziałam, czy chciał się przypodobać mojej rodzinie, czy tylko koniecznie chciał mieć coś do roboty, a może po prostu jeszcze nikt mu nie odmówił. No bo, powiedzmy sobie szczerze, jaka dziewczyna nie chciałaby mieć za prywatnego ochroniarza młodego, wysokiego, dżentelmeńskiego a przede wszystkim okropnie przystojnego mężczyzny? Dobrze… jaka normalna dziewczyna by takiego nie chciała. Bo ja do takowych raczej się nie zaliczam.
 Westchnęłam, wkładając do uszu słuchawki. Postanowiłam skorzystać z tego, że w Ayakashi Kan była siłownia i trochę sobie poćwiczyć. Od dziecka lubiłam biegać. To zawsze poprawiało mi humor i pozwalało poczuć się chociaż przez chwilę tak cudownie wolną. Niestety, mieszkając w rezydencji rodziców rzadko miałam okazję, by pobiegać. Dlatego czasami uciekałam.
 Włączyłam bieżnię, a zaraz potem muzykę w telefonie. Wskoczyłam na bieżnię, podkręciłam tempo o kilka poziomów i zaczęłam biec.
 Spokojna muzyka płynąca ze słuchawek, stopy rytmicznie uderzające w bieżnię. Chwila zapomnienia. Coś, co szczerze uwielbiałam. No i w takich chwilach nie musiałam się niczym ani nikim przejmować.
 Kiedy skończyłam swój trening, byłam rozgrzana i mokra od potu, ale za to szczęśliwa. Wyszłam z siłowni na nieco drżących nogach, nie mogąc pozbyć się głupkowatego uśmieszku z ust.
 Kupiłam sobie butelkę zimnej, niegazowanej wody z automatu i usiadłam na ławeczce w korytarzu. Wypiłam łapczywie kilka łyków, po czym oparłam głowę o chłodną ścianę i przymknęłam oczy.
 Przez tą krótką chwilę dekoncentracji, nie zwróciłam uwagi na dźwięk zbliżających się kroków, póki te nie zatrzymały się tuż przede mną. Gwałtownie zerwałam się z miejsca, stając twarzą w twarz z mężczyzną w kominiarce. Złodziej?
- Hej, laleczko – odezwał się zachrypniętym głosem, przyszpilając mnie do ściany – może się zabawimy?
- Och, jasne – odparłam spokojnie, patrząc wyzywająco w ciemne oczy mężczyzny – ale na moich warunkach.
 Pozwoliłam, by moje ciało przybrało wygląd mojej drugiej formy. Pozwoliłam, by demon drzemiący w mojej skórze się przebudził. Wyraźnie zdezorientowany, mój „napastnik” zaczął się cofać.
- C-co jest grane?
- Coś nie tak? – Zapytałam z pobrzmiewającą w mym głosie nutą fałszywej troski. – Nie chcesz już się bawić?
 Odepchnęłam się od ściany, ruszając wolnym krokiem w stronę prawdopodobnego złodziejaszka. Uśmiechnęłam się, widząc strach w jego oczach.
- O-odejdź, potworze!
- Potworze? – Prychnęłam, podchodząc jeszcze bliżej. – Tak, jestem potworem. A czego się spodziewałeś, przychodząc tutaj?
- Powiedziałem: odejdź! – Wrzasnął mężczyzna, wyciągając pistolet.
- Och, no naprawdę. Daj sobie spokój – mruknęłam, wytrącając mu broń z dłoni. Następnie wzięłam krótki zamach i mężczyzna wylądował pod ścianą.
 Odwróciłam się i podeszłam do okna, by przyjrzeć się swojemu odbiciu. Choć i tak doskonale wiedziałam, co zobaczę.
 Szare oczy z pionowymi źrenicami. Włosy mieniące się kolorami niczym pióra szpaka. I skrzydła. Wielkie, czarne skrzydła wyrastające z moich pleców. Dotknęłam delikatnie szyby palcami o długich, czarnych pazurach.
 Wpatrując się we własne odbicie zbyt późno zorientowałam się, że coś jest nie tak. Zbyt późno zorientowałam się, że mężczyzna wcale nie stracił przytomności, tak jak początkowo myślałam. Zbyt późno zorientowałam się, że celuje teraz do mnie z pistoletu.
 Odwróciłam się, ale on już nacisnął spust, a pocisk niczym na zwolnionym filmie mknął w moją stronę. W głowie szybko obliczałam swoje szanse. Uniosłam dłoń, gotowa do obrony, ale… nagle w polu mojego widzenia znalazły się czyjeś plecy.
- Co jest…
 Całkowicie zaskoczona podniosłam wzrok napotykając spojrzenie dwukolorowych oczu.
- Miketsukami?!
- Nic ci nie jest, panienko Ayano?
- Nie, ale…
- Cieszę się – i znów ten uśmiech – Przepraszam, że tak późno.
 Otworzyłam usta, by powiedzieć mu, że przecież w ogóle nie musiał przychodzić, ale ten już odszedł, by rozprawić się z mężczyzną w kominiarce.


 Miketsukami wrócił po kilku minutach, gdy siedziałam na ławce na powrót w swojej ludzkiej formie. Uklęknął przede mną ze zmartwionym wyrazem twarzy. Było to tylko na pokaz, czy może naprawdę się o mnie martwił? Nie, nie, oczywiście, że nie. Dlaczego miałby się o mnie martwić, skoro prawie w ogóle mnie nie znał?
- Na pewno nic ci nie jest, panienko Ayano? Nic ci nie zrobił? Naprawdę przepraszam, że tak późno się zjawiłem.
- Nie musisz przepraszać – potrząsnęłam głową. – Nic mi nie jest. W ogóle nie musiałeś przychodzić.
- Oczywiście, że musiałem.
- Nie… chwila, ty krwawisz! – Krzyknęłam, dopiero teraz zauważając, że z jego dłoni sączyła się krew.
 Białowłosy podążył za moich wzrokiem i uśmiechnął się lekko.
- To nic. Cieszę się, że mogłem panienkę ochronić. W końcu to moje zadanie.
- Nie. To nie jest twoje zadanie! – Wrzasnęłam, podrywając się z ławki. – Tyle razy już ci mówiłam, że nie potrzebuję żadnej ochrony! Nie potrzebuję i nie chcę! Doskonale poradzę sobie sama!
- Panienko Aya-
- Posłuchaj mnie uważnie, Miketsukami! – Kontynuowałam, patrząc na niego z góry. Nie wytrzymałabym dłużej. Musiałam wszystko z siebie wyrzucić i dać mu to jasno do zrozumienia. – Wprowadziłam się tu tylko dlatego, że chciałam uciec. Chciałam spokoju i samotności! Nigdy nie chciałam żadnego ochroniarza. Wiesz dlaczego? Bo unikam wszelkich relacji międzyludzkich! Cały czas próbuję ci to dać do zrozumienia! Jakiekolwiek relacje ze mną przynoszą tylko obustronne problemy, cierpienie, smutek albo inne negatywne uczucia i emocje. Nie ufam ludziom, a oni mi. I niech tak pozostanie. Nie chcę więcej cierpieć. Nie chcę żeby nikt inny przeze mnie cierpiał. Więc proszę cię, odpuść sobie! Nie chcesz mieć ze mną żadnego związku. A ja nie chcę ochroniarza… Już przeze mnie jesteś ranny, a dopiero co się tu wprowadziłam… Nie zasługuję na to!
 Po wykrzyczeniu tego wszystkiego musiałam złapać oddech. Poczułam pieczenie pod powiekami, jakbym w każdej chwili miała się rozpłakać. Miketsukami tymczasem wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami.
- Panienko Ayano…
- Wiesz już teraz, dlaczego nie chcę, żebyś dla mnie pracował. Możesz iść do swoich szefów i wyjaśnić im całą sytuację. Powiedz prawdę, że to ja cię odesłałam. Jeśli będziesz miał z tego powodu jakieś problemy, to mi powiedz. Sama to wtedy załatwię.
 Odwróciłam wzrok i chciałam odejść, ale Miketsukami złapał mnie za nadgarstek zdrową ręką, wciąż klęcząc na podłodze.
- Zaczekaj, panienko Ayano.
- O co chodzi? Przecież już ci wszystko powiedziałam…
- Daj mi szansę.
- Słucham? – Zapytałam z niedowierzaniem.
- Daj mi szansę, proszę, panienko.
- A-ale… ja właśnie…
Dwukolorowe oczy wpatrywały się we mnie z zupełną powagą.
- Proszę, pozwól mi, a także sobie, spróbować. Jeśli będziesz niezadowolona z mojej pracy i rozkażesz mi odejść – odejdę. Ale najpierw spróbujmy, dobrze?
- Ja… ja… - jąkałam się, szukając odpowiednich słów. Właśnie powiedziałam mu wszystko, wyjaśniłam, czym to grozi, a on wciąż nalegał, był nieustępliwy. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim zachowaniem.
 Przygryzając dolną wargę spojrzałam na jego krwawiącą rękę. No właśnie. Przecież stanął w mojej obronie, narażając samego siebie. Przeze mnie był ranny. I miałabym go teraz odtrącić? Mimo wszystko byłam mu coś winna. Wzięłam głęboki oddech.
- Dobrze – wyszeptałam.
 Twarz Miketsukamiego momentalnie się rozpromieniła. Jego oczy zalśniły.
- Dziękuję, panienko Ayano. Nie będziesz tego żałować.
 Po czym pochylił się i ucałował wierzch mojej dłoni, po raz kolejny tego dnia wprawiając mnie w osłupienie.
 Jeśli miał dla mnie pracować, to chyba będę musiała przygotować się na mnóstwo podobnych zaskoczeń.

piątek, 3 kwietnia 2015

Zakończenie ankiety

 I tak oto nadszedł koniec ankiety. Przez pewien czas toczyła się podczas niej zażarta walka (xD), po której zwycięskim opowiadaniem okazał się mój fanfic Inu x Boku SS. Tak więc, to właśnie to opowiadanie jako pierwsze doczeka się kontynuacji. Jednak dlatego, że "Zakochany Demon" przegrało zaledwie kilkoma głosami, również niedługo doczeka się ciągu dalszego :3

środa, 1 kwietnia 2015

Diabolik Lovers: Rozdział 18

 Hmm... czy ktoś tu zamawiał nowy rozdział DL? Świeżutki, cieplutki rozdzialik, nic tylko czytać! To już ostatni rozdział, zawierający w sobie wydarzenia z Vandead Carnival. Jak zakończy się ta impreza dla wampirzego grona? Przekonajcie się sami! ^^ Niedługo kończy się również ankieta, więc zobaczymy, które opowiadanie będzie kontynuowane w następnej kolejności. Jeśli jeszcze nie zagłosowaliście na tytuł, który chcielibyście przeczytać, to radzę się pospieszyć!



Nieproszony gość

 Wszystko wydarzyło się w mgnieniu oka. Wampir rzucił się w naszą stronę, w międzyczasie spod płaszcza wyciągając sporych rozmiarów nóż o zakrzywionym ostrzu. Wycelował nim prosto… we mnie. Ayato zareagował błyskawicznie, odpychając mnie aż wpadłam na klatkę piersiową Shuu. Ten wepchnął mnie natomiast między swoje plecy a ścianę, robiąc z siebie żywą tarczę.
 Laito w tym czasie doskoczył do wampira w płaszczu i wykręcił mu rękę z nożem, zmuszając go do upuszczenia broni. Subaru błyskawicznie znalazł się za mężczyzną i gdy tylko Laito go puścił, powalił go na posadzkę.
- No, no, no. Mamusia nie nauczyła, że nie wolno biegać z ostrymi przedmiotami? – Zapytał Laito, odgarniając włosy z twarzy. – Jeszcze mógłbyś kogoś zranić.
 Wampir jednak nie przejął się jego słowami. Był zbyt zajęty próbami wyrwania się Subaru, który dociskał nogą jego tułów do podłoża.
 Wszyscy goście patrzyli ze zdezorientowaniem na naszą grupkę i dziwnego mężczyznę. W pewnej chwili tłum przed nami się rozstąpił i podeszło do nas dwóch chłopaków. Jednym z nich ponownie okazał się ten sam, który rozdawał wcześniej szampana.
- Przepraszamy bardzo za ten problem – odezwał się, kłaniając się przy tym lekko. – Zajmiemy się nim.
 Razem ze swoim kolegom poderwał z podłogi obezwładnionego wampira. Ten jednak nie miał zamiaru tak łatwo się poddać. Dzikie spojrzenie szkarłatnych tęczówek przysłoniętych kurtyną ciemnych włosów przeskakiwało z jednej osoby na drugą, a w rozchylonych ustach widać było parę ostrych kłów.
 Wreszcie, spojrzenie mężczyzny zatrzymało się na mnie. Na chwilę zamarł w zupełnym bezruchu, podczas gdy dwaj chłopcy starali się go od nas odciągnąć. W następnej sekundzie jego twarz ponownie wykrzywiła się we wściekłym grymasie, a jego krwistoczerwone oczy rozjarzyły się nienaturalnym blaskiem.
- Potwór! – Wysyczał po raz kolejny, obnażając kły.
 Spróbował rzucić się w moją stronę, ale chłopcy szarpnęli go gwałtownie do tyłu, niemal zwalając przy tym z nóg. Obserwowałam tą scenę, nic z niej nie rozumiejąc. Czy on mówił o… mnie?
- Nie powinnaś żyć. Nigdy nie powinnaś się narodzić. Twoje serce już dawno powinno przestać bić!
 W tłumie ponownie rozległy się szepty i pełne zdziwienia głosy. Zebrane wampiry przenosiły zdziwione spojrzenia ze wściekłego wampira na mnie i z powrotem. Widać nie byłam jedyną, która nic z tego nie rozumiała.
- Życzę ci śmierci – kontynuował swój wywód czerwonooki wampir. – Zdechnij w najgorszych męczarniach, wiedźmo!
- Och, zamknij się – mruknął zniecierpliwionym głosem jeden z przytrzymujących go wampirów, zadając mu szybki cios w brzuch.
- O co tu chodzi? – Szepnęłam całkowicie skołowana, gdy Ayato stanął u mego boku. Ale on tylko potrząsnął głową i wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia, naleśniku – odparł.
 Tymczasem czerwonooki mężczyzna dziwnie znieruchomiał. Opuścił głowę, nie stawiając więcej fizycznego oporu. Jednakże… w chwili, gdy wydawało się, że się uspokoił, cała sala balowa zadygotała.
- Trzęsienie ziemi? – Zapytałam, odruchowo uczepiając się ramienia Ayato.
- Nie sądzę, maleńka – odpowiedział Laito, rzucając mi szybkie spojrzenie przez ramię.
 Tymczasem sala ponownie się zatrzęsła, a na posadzce, ścianach oraz suficie pojawiły się pęknięcia. Posypał się tynk. Na twarzy czerwonookiego pojawił się szalony uśmiech.
- Proszę się szybko ewakuować! – Zawołał chłopak o złotych oczach. – Wszystkim się zajmiemy. Proszę nie panikować i jak najszybciej opuścić teren zamku!
 Goście rzucili się do wyjścia. Niektórzy wychodzili normalnie, inni korzystali ze swoich zdolności teleportacji lub nadludzkiej szybkości. Ja zostałam z braćmi Sakamaki.
- Trzeba się go pozbyć zanim spowoduje więcej problemów – westchnął Reiji. – Subaru?
 Białowłosy skinął głową i z kieszeni spodni wysunął niewielki sztylet.
Ile on ich ma?

 Subaru ruszył w stronę mężczyzny, który znowu zaczął się szarpać. Budynek po raz kolejny zadrżał w posadach.
- Szybciej! – Ponaglił jeden z chłopców, trzymających czerwonookiego. – Długo go nie utrzymamy, a sala w każdej chwili może się zawalić!
- Rozumiem – warknął Subaru i bez zbędnych ceregieli wbił sztylet prosto w pierś trzymanego przez chłopców wampira. Odwróciłam głowę, mimowolnie się krzywiąc. Śmierć mężczyzny jednak nie mogła cofnąć zawalenia się budynku. Pęknięcia zaczęły się poszerzać i co raz więcej tynku osypywało się z sufitu.
- Nie podoba mi się to – mruknął Kanato, zerkając podejrzliwie na sufit. I miał rację.  Gdyby nie refleks Ayato to… no, mogłoby być ze mną kiepsko.
 Chłopak skoczył w moją stronę, chwycił mnie w talii i teleportował nas na drugą stronę sali. Rozpęd sprawił, że oboje straciliśmy równowagę i runęliśmy na posadzkę. W miejscu, w którym jeszcze przed chwilą staliśmy leżał teraz żyrandol, a raczej… to co z niego zostało. Wokół rozprzestrzeniał się ogień.
 Nim zdążyłam ochłonąć kolejny żyrandol, tym razem blisko nas zachwiał się i również spadł, roztrzaskując się o podłogę. Ayato błyskawicznie się obrócił, zasłaniając mnie własnym ciałem. Za jego plecami buchnęły płomienie. Z drugiej strony pomieszczenia rozległy się krzyki i nawoływania.
- Nic ci nie jest? – Zapytał Ayato, podnosząc głowę, by na mnie spojrzeć.
 Potrząsnęłam głową, przyglądając mu się z niepokojem.
- A ty? Wszystko w porządku?
- Taa, o mnie się nie martw – mruknął podnosząc się i pociągając mnie za sobą.
 Wstrząsy już ustały i teraz głównym niebezpieczeństwem był rozprzestrzeniający się ogień. Byliśmy niemal całkowicie odcięci przez szczątki żyrandoli i szalejący wokół żywioł, pochłaniający kolejne meble oraz drogocenne ozdoby.
- I co teraz? – Zapytałam nie odrywając wzroku od zbliżających się do nas niebezpiecznie płomieni. – Możesz nas stąd teleportować?
 Wampir pokręcił głową, omiatając wszystko wzrokiem. Wręcz emanowało od niego spokojem.
- Nie wiem, co może czekać nas po drugiej stronie. Lepiej skorzystać z tradycyjnego wyjścia.
- Ale… jak? Chyba nie masz zamiaru przejść przez ogień?
 Spojrzenie Ayato padło na ogromne okna po naszej lewej stronie. Lekki uśmieszek  zagościł na jego twarzy.
- Nie, mam lepszy pomysł. Chodź za mną i staraj się nie wdychać dymu.
 Skinęłam głową i potulnie ruszyłam za nim wzdłuż ściany. Żar bijący od ognia był okropny, czułam pot spływający mi po plecach, a oczy zaczynały mi łzawić. Nie miałam czym zasłonić ust ani nosa, więc starałam się oddychać w miarę płytko. W myślach wciąż powtarzałam sobie, żeby nie panikować, co było dość trudne, zważywszy na okoliczności. Na szczęście ogień nie sięgał nas pod ścianą.
 Kilka kroków przed pierwszym oknem, Ayato kazał mi się zatrzymać, a sam wziął zamach i rozbił szybę jednym, mocnym kopnięciem. Następnie podał mi rękę i pomógł przejść przez dziurę. W chwili gdy przeszliśmy nad potłuczonymi odłamkami szyby, płonąca zasłona opadła na posadzkę za naszymi plecami, odcinając i to wyjście.
 Na szczęście byliśmy już na zewnątrz. Mogłam odetchnąć z ulgą. Jednak dopiero teraz dotarło do mnie to wszystko, co właśnie się wydarzyło. Nogi miałam jak z waty. Łapczywie wdychałam nocne powietrze, czując jak całe moje ciało dygocze.
 Ayato idący kilka kroków przede mną, zatrzymał się i spojrzał na mnie przez ramię. Widząc, jak się trzęsę, westchnął i zdjął swoją kurtkę.
- Załóż to – polecił, rzucając ubranie w moją stronę.
 Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, chociaż tak naprawdę trzęsłam się bardziej z nerwów niż z zimna. Jednak, gdy poczułam na sobie ciepło skórzanej kurtki Ayato, od razu poczułam się lepiej.
 Odetchnęłam głęboko i zrównałam się z wampirem. Przed zamkiem zebrali się już chyba wszyscy goście. Dostrzegłam braci Sakamaki, a nie daleko nich również rodzeństwo Mukami. Oczywiście, nikt nie wyglądał na zbyt przejętego tym, co się wydarzyło. Nikt nie był przestraszony, zdenerwowany czy zmartwiony. Na twarzach wampirów dominowało raczej zdumienie. No tak, jakiś tam marny pożar sali balowej nie jest raczej zbyt traumatycznym przeżyciem dla wampirów. W ich świecie zdarzają się pewnie o wiele dziwniejsze i groźniejsze rzeczy.
- Maleńka, Ayato , wreszcie do nas dołączyliście – odezwał się Laito, gdy tylko do nich podeszliśmy.
- Jak widać – mruknął Ayato, krzyżując ramiona.
- A ty, jak się trzymasz? – Zwrócił się do mnie Subaru, marszcząc brwi. Wydawał się zmartwiony.
- Wyszłam z tego wszystkiego bez szwanku, więc… nawet dobrze – stwierdziłam, wzruszając ramionami.
- Chyba jednak nie tak całkiem bez szwanku – oznajmił Kanato. Ruchem dłoni wskazał na moją nogę. Powędrowałam za jego spojrzeniem i dopiero w tej chwili zorientowałam się, że nogę na łydce mam rozciętą, a z rany sączy się krew.
- Musiałam zahaczyć nogą o jakiś fragment szyby, kiedy wychodziliśmy…
- Cóż, lepiej zbierajmy się stąd zanim inne wampiry się zorientują – wtrącił Reiji. – Naprawdę… Musisz być taką niezdarą?
- Hej! To nie moja wina, że nie mogłam wyjść drzwiami jak normalny człowiek!
- Tak, tak, mów co chcesz.
 Spojrzałam na Okularnika spode łba. No, naprawdę, czy to była moja wina? Każdemu mogłoby się zdarzyć zranić się, jak się przełazi przez wybite okno, uciekając przed pożarem, wywołanym przez jakiegoś wampira z problemami psychicznymi. Prawda?
- Niech cię…
- No już, nie kłóćcie się – powiedział Laito, kładąc jedną dłoń na moim ramieniu, a drugą na ramieniu Reijiego.
- Ty nam mówisz, że mamy się nie kłócić? – Reiji uniósł brwi w wyrazie głębokiego zdziwienia.
- No właśnie, ty? Przecież to ty najczęściej wywołujesz kłótnie! – Dodałam, chyba pierwszy raz, zgadzając się w czymś z Reijim.
- Jesteście okrutni…
- Po prostu już stąd spadajmy – wtrącił się Ayato, najwidoczniej chcąc przerwać naszą małą sprzeczkę, która znając życie, mogłaby ciągnąć się aż do rana.
 Skinęłam głową i rozejrzałam się. Jedyną milczącą dotąd osobą z naszego grona był Shuu. Blondyn wpatrywał się pustym wzrokiem w wydobywające się jeszcze z budynku płomienie. Wyglądał na spiętego.
- Shuu?
 Wampir wzdrygnął się na dźwięk mojego głosu. Oderwał wreszcie wzrok od ognia, spoglądając na nas, rozkojarzony.
- Wracamy? – Zapytałam, obserwując go uważnie. Dziwiło mnie jego zachowanie. Jeszcze chwilę temu, zanim rozpoczął się cały ten incydent, normalnie z nami rozmawiał. A teraz… Zastanawiałam się, co mogło wywołać u niego tą zmianę.
- Tak, wracajmy – odpowiedział z wyraźną ulgą.
 Przesunęłam jeszcze raz wzrokiem po tłumie i moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Kou. Idol pomachał mi energicznie, szturchając przy tym Rukiego w ramię. Uśmiechnęłam się pod nosem i odmachałam mu, nim Ayato chwycił mnie za dłoń by teleportować nas z powrotem do domu.


 Na powrót będąc w rezydencji kręciłam się jakiś czas bez konkretnego celu. Zaraz po powrocie opatrzyłam ranę na nodze, która nie okazała się zbyt głęboka, na całe szczęście. Później przebrałam się z sukienki w pidżamę składającą się z dresowych spodni oraz koszulki na ramiączkach. Niestety, ciuchy, w których poszłam na Vandead Carnival zostały w zamku i pewnie się spaliły. Albo w najlepszym przypadku będą leżały zapomniane gdzieś w kącie.
 Przeciągając się, weszłam do salonu. Tam, w półmroku natknęłam się na Shuu. Wampir leżał na kanapie ze słuchawkami w uszach i tym samym co wcześniej, pustym wzrokiem wpatrywał się w tańczący płomyk świecy stojącej na niewielkim stoliku. Niepewnie, podeszłam bliżej. Wampir w ogóle nie zareagował na moją obecność, nawet jeśli ją wyczuł. Zatrzymałam się tuż obok kanapy.
- Shuu?
 Zero reakcji.
- Shuu? – Ponowiłam pytanie, kładąc ostrożnie dłoń na ramieniu wampira. Ten spiął się i gwałtownie odwrócił głowę w moją stronę.
- Ach, to ty – mruknął, wyraźnie się rozluźniając.
- Ej, Shuu… - urwałam, przyglądając się blondynowi z niepokojem. Nie rozumiałam jego zachowania i dziwnych, jak na niego reakcji. – Co się dzieje?
- Nic – odparł krótko, zamykając oczy. Jeśli chciał się mnie w ten sposób pozbyć, to się przeliczył.
- Powiedz czy ty… - urwałam, zawieszając wzrok na drgającym płomyku. Nagle coś mi zaświtało w głowie. – Boisz się ognia?
 Reakcja wampira była natychmiastowa. Błyskawicznie zerwał się z miejsca, złapał mnie za ramiona i przyszpilił do kanapy pod sobą, bezceremonialnie wgryzając mi się w szyję.
 Z ust wyrwał mi się okrzyk bólu wymieszanego ze zdumieniem. Dlaczego tak gwałtownie zareagował? Popełniłam błąd, zadając to pytanie?
- Shuu, przestań! – Krzyknęłam, napierając rękami na klatkę piersiową wampira.
- Ciszej – mruknął tylko, zaciskając dłonie na moich ramionach.
- Przestań! Proszę cię, przestań!
 Nagle tak jakby coś do niego dotarło. Puścił moje ręce, wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami. Tak szybko jak się na mnie rzucił, teraz się odsunął.
- Ja… Idź już – szepnął, unikając mojego wzroku.
 Nie czekając, aż zmieni zdanie, zerwałam się z kanapy i opuściłam salon. Jednakże… wciąż się o niego martwiłam. Czy Shuu naprawdę boi się ognia? A jeśli tak, to dlaczego? Co wydarzyło się w jego przeszłości? Czy kiedyś się tego dowiem?