Chciałam jeszcze poinformować, że ten one shot dedykuję pewnej osóbce, z którą obchodzę pierwszą rocznicę znajomości! Haha, co powiesz na taki prezent, Aniu? ;*
Spontaniczne urodziny
Czternasty dzień grudnia w rezydencji Phantomhive rozpoczął się zupełnie zwyczajnie. Służba, jak zwykle, od rana krzątała się, wykonując swoje obowiązki. Nie mogła się jednakże powstrzymać, by przy nadarzających się do tego okazjach, nie szeptać między sobą. Po kątach, w ukryciu przed czujnym wzrokiem właścicieli posiadłości snuli własne plany na ten dzień. Sami jednak nie wiedzieli jeszcze, jak się one rozwiną.
Czarny skoczek przesunął się po szachownicy, zbijając z niej białego pionka i zajmując jego miejsce. Pełną skupienia ciszę panującą w pomieszczeniu przerwało obojętne prychnięcie młodego hrabiego.
- Mówiłem, że nie obchodzę urodzin - oznajmił, zerkając kątem oka na stojącego obok jego fotela ciemnowłosego lokaja. - Nie potrzebuję tego.
Tym razem to biały skoczek zmienił swoje położenie na ustawionej na okrągłym stoliku szachownicy.
- W takim razie, ja też - wtrącił się dziewczęcy głos.
Ciel ponownie skupił wzrok na swojej przeciwniczce, siedzącej na fotelu po drugiej stronie stolika. Czekała na jego ruch z dłońmi elegancko ułożonymi na kolanach. Ciemne włosy opadały jej kaskadą na ramiona i plecy, a jedyna niebieskie tęczówka widoczna spod równie ciemnej grzywki była skierowana prosto na niego.
- Nie musisz z tego rezygnować z mojego powodu - odparł, opierając podbródek na dłoni zwiniętej w pięść. Niby od niechcenia ruszył kolejnym pionkiem. W niebieskiej tęczówce coś błysnęło.
- Nie bądź śmieszny, braciszku - dziewczyna pochyliła się nad szachownicą, zakładając nogę na nogę. - Jesteśmy bliźniętami, nigdy więcej nie będę obchodziła urodzin bez ciebie.
Kąciki ust Ciel'a uniosły się w delikatnym uśmieszku. Stojący obok niego Sebastian odchrząknął znacząco.
- Jednakże w przyjęciu będziecie uczestniczyć oboje, prawda? - zapytał, aby się upewnić.
Bliźnięta wymieniły między sobą spojrzenia.
- Chyba nie mamy wyjścia - westchnął chłopak. - Mam nadzieję, że chociaż ciasto będzie tego warte, Sebastianie.
- Yes, My Lord.
- Selene - Celia, siostra hrabiego zwróciła się do milczącej dotąd kobiety, stojącej obok jej fotela. - Ty też przygotuj coś dobrego.
- Yes, My Lady - odparła melodyjnym głosem służąca, skłaniając przy tym głowę.
- A teraz możecie już iść - Ciel odprawił machnięciem dłoni oboje dorosłych, ponownie nachylając się nad szachami.
Sebastian i Selene wymienili się znaczącymi spojrzeniami, po czym skłoniwszy się jednocześnie z należytym szacunkiem, opuścili pomieszczenie.
Niemal natychmiast zostali otoczeni przez pozostałych służących.
- Panie Sebastianie, panie Sebastianie! - zawołał wyraźnie podekscytowany Finni. Jego zielone oczy lśniły, a dłonie w przybrudzonych rękawiczkach zaciskał w pięści. - Udało się? Zgodzili się?!
Trzy kolejne pary oczu wpatrywały się w czarnowłosego mężczyznę z wyczekiwaniem. Lecz ten jedynie westchnął, a jego towarzyszka pokręciła bezradnie głową.
- Panicz i jego siostra są tak samo uparci - oświadczył Sebastian, ostatecznie gasząc liche iskierki nadziei, jakie służący do tej pory dzielnie podtrzymywali. - Nic dziwnego skoro są bliźniętami...
Odpowiedział mu jednoczesny jęk rozczarowania czterech osób.
- Ale na przyjęciu i tak będą, prawda? - upewnił się Bard, przygryzając nerwowo trzymanego w ustach papierosa.
- Zgadza się - przytaknął lokaj.
- "Nie rozumiem tej logiki", powiedziała Emily. - Snake zmarszczył brwi.
- Ale... Ale to nie znaczy, że nie możemy przygotować nic na to przyjęcie! - zawołała Mey-Lin, nie dając za wygraną. Pozostali spojrzeli na nią zaskoczeni. Po chwili na twarzy Bard'a pojawił się uśmiech.
- Masz rację, przygotujemy najlepsze przyjęcie, jakie tylko się da!
- I wywołamy uśmiech na twarzy panicza Ciel'a i panienki Celii! - dodał Finnian, podskakując w miejscu niczym rozradowane dziecko.
Sebastian uniósł dłoń w białej rękawiczce i potarł nią w zamyśleniu podbródek. Wreszcie klasnął, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych.
- W takim razie robimy wszystko zgodnie z pierwotnym planem - oznajmił, spoglądając kolejno na każdego ze służących. - Mey-Lin, Finni zajmiecie się przygotowaniem sali. Baldroy, Snake powierzam wam jedzenie. - Zmrużył oczy przybierając surowy wyraz twarzy. - I postarajcie się niczego nie zepsuć przynajmniej do czasu, kiedy nie wrócę.
- Tak jest, panie Sebastianie! - zawołała służba zgodnym chórem, po czym rozbiegła się, by wykonać swoje obowiązki. Lokaj odwrócił się teraz do swojej białowłosej towarzyszki.
- Selene, twoja pomoc będzie nieoceniona.
Kobieta przechyliła głowę na bok, przyglądając mu się z zaciekawieniem w swoich dwukolorowych oczach.
- Co mam zrobić?
- Sprowadzisz część gości - wyjaśnił, wyciągając z kieszeni swojej marynarki złożony kawałek papieru. - Oto lista ze wszystkimi adresami. Resztą zajmę się ja.
- Rozumiem - jasnowłosa skinęła głową, przeglądając zapisane starannym pismem informacje. Jej usta wygięły się w lekkim uśmiechu. - To dość... interesujący zestaw osobistości.
- Owszem. Mam jednakże nadzieję, że uda ci się ich wszystkich tutaj sprowadzić.
Dwukolorowe oczy zalśniły, a ich źrenice wydłużyły się, w efekcie do złudzenia przypominając kocie.
- Ja miałabym nie sprostać temu zadaniu? Czyżbyś wątpił w moje umiejętności, panie Michaelis?
Kąciki ust mężczyzny uniosły się powoli.
- Gdzieżbym śmiał.
Długie, białe pasma zafalowały w powietrzu na kształt smużek pary, po czym jak ona rozmyły się w powietrzu wraz z ich właścicielką. Niedługo później, Sebastian poszedł w jej ślady.
- Gdzie oni przepadli? - zapytała Celia, tupiąc gniewnie obcasami eleganckich pantofli w miękki dywan. - Mey-Lin musiała pomóc mi ze strojem, bo nie mogłam nigdzie znaleźć Selene.
Ciel bezwiednie obracał pierścieniem na swoim palcu, zerkając co chwilę na poruszające się w swoim własnym tempie, czarne wskazówki zegara.
- Mi pomógł Finni.
- Mieli zajmować się organizacją przyjęcia, prawda? Zostało zaledwie kilka minut, a ich nadal nie ma... To się nazywa przepaść jak demon w wodę święconą...
Hrabia uśmiechnął się mimowolnie, przenosząc wzrok na swoją siostrę.
- Jakby nie patrzeć, oboje są demonami.
- Wiem - na twarzy Celii również zagościł uśmiech, który zniknął jednakże, gdy jej wzrok zawędrował na tarczę zegara. - Już czas. Idziemy?
- Nie mamy wyjścia... W końcu te przeklęte demony muszą się zjawić.
- Jestem tylko ciekawa, co oni planują.
- Jesteś pewna, że chcesz to wiedzieć?
- Hmm... Nie mam pojęcia, szczerze mówiąc.
- Tak myślałem.
Po raz ostatni wymienili się uśmiechami i bez entuzjazmu ruszyli na swoje przyjęcie urodzinowe.
Już podczas schodzenia po stopniach do holu wyczuli, że coś jest nie tak. Nagle bowiem zapadła podejrzana wręcz cisza. Spojrzeli po sobie znacząco, starając się cokolwiek wyłapać.
- Czujesz swąd spalenizny? - zapytał ostrożnie Ciel, marszcząc brwi.
- Nie - Celia pokręciła przecząco głową, poruszając przy tym misternie upiętymi włosami. - Dziwne.
- No właśnie... Nie podoba mi się to.
- Mi też.
Gdy zwolnili przed wejściem do sali, usłyszeli cichy szmer, jakby stłumione głosy.
- Co się tam dzieje?
Ciel westchnął, pocierając ze znużeniem czoło.
- Musimy tam wejść i po prostu się przekonać.
- Na to wygląda...
Choć niechętnie, wspólnie przekroczyli próg sali, w której miało odbywać się przyjęcie. W tej samej chwili ich oczy zostały zaatakowane feerią barw, a uszy kakofonią rozmaitych dźwięków, przez które przedarł się jeden, wyraźny krzyk: "Wszystkiego Najlepszego!".
Kompletnie zbite z tropu bliźnięta stanęły w miejscu jak wryte i z oszołomieniem wpatrywały się w różnokolorowe, wszechobecne ozdoby oraz liczne, uśmiechnięte twarze. Obok Mey-Lin, Finniana, Bard'a i Snake'a stały takie osoby jak Elizabeth i jej brat Edward, bengalski książę Soma Asman Kadar ze służącym Agni'm, chiński arystokrata Lau z nie odstępującą go jak zwykle na krok Ran-Mao, panienka Sullivan w towarzystwie swojego sługi - Wolframa, młody McMillan, Harcourt oraz P4 z Weston College w pełnym składzie.
- Co do... - Ciel nawet nie miał pojęcia jak dokończyć swoje zdanie. To miało być zwykłe, nudne przyjęcie z równie nudnymi ludźmi. W życiu nie spodziewałby się zobaczyć na nim tych wszystkich osób. Na jego nieszczęście, nie wiedział, że to jeszcze nie jest koniec.
- Czy to ich sprawka? - szepnęła Celia, delikatnym ruchem głowy wskazując w kierunku dwóch demonów, stojących na uboczu z identycznymi uśmieszkami na ustach.
- Zapewne - mruknął, wędrując spojrzeniem we wskazany kierunek.
Nie mieli czasu dłużej nad tym się zastanowić, gdyż podbiegła do nich roześmiana Elizabeth. Najpierw uściskała Ciel'a, potem Celię, a na koniec oboje jednocześnie.
- Wszystkiego najlepszego! - uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękujemy, Lizzy - chłopak zwrócił się do swojej kuzynki z łagodnym wyrazem twarzy.
- Dobrze cię widzieć - dodała Celia, kiedy blondynka wreszcie uwolniła ich z uścisku.
- Was też. Śliczna sukienka, ale mogłabyś czasami ubrać coś w weselszych barwach - zauważyła Elizabeth, taksując wzrokiem jej granatową suknię. - Szczególnie dzisiaj. W końcu są wasze urodziny!
- Teoretycznie, mogłabym. Praktycznie...
- Z chęcią ci pomogę! Wybierzemy ci jakąś przeuroczą sukienkę. Zobaczysz, będziesz wyglądała zniewalająco!
Wargi Celii ułożone w uśmiech zadrżały na tą wiadomość.
- Skoro proponujesz, to jakże mogłabym odmówić...
Zielonooka po raz kolejny uśmiechnęła się szeroko do bliźniąt, po czym odeszła na bok, robiąc miejsce następnym gościom. Za nią poszedł jej brat, tylko na krótką chwilę zatrzymując się przy swoim kuzynostwie, by złożyć im życzenia. Uśmiechnął się do Celii, ale Ciel'a obdarzył jedynie typowym nieufnym spojrzeniem. Jego miejsce błyskawicznie zajął książę Soma, który od razu rzucił się, aby w swoim uścisku zamknąć oboje solenizantów.
- Wszystkiego najlepszego, Ciel, Celia - zawołał radośnie, nie zważając na ciche protesty dobiegające z wnętrza jego ramion. - Moje bliźniaki tak szybko dorastają!
- Wasza Książęca Mość... - przemówił cicho, z zakłopotaniem, stojący za nim Agni.
- Daj mi się nimi nacieszyć - odburknął hindus.
- Soma... Dusisz... - wymamrotał młody hrabia, któremu odświętne szaty księcia zasłaniające mu twarz wcale nie ułatwiały oddychania.
- Och! Wybacz, Ciel - złotooki odsunął się błyskawicznie, mierząc bliźnięta zmartwionym spojrzeniem. - Wszystko w porządku?
- Tak, nie martw się - zapewniła Celia, tłumiąc w sobie chichot.
- My już lepiej pójdziemy - Agni z przepraszającym uśmiechem odciągnął swojego pana od dwójki solenizantów.
Dalsze witanie gości mijało w miarę spokojnie. Dopóki do Celii nie podszedł Redmond z P4.
- Ach, a więc to ty jesteś siostrą naszego małego Ciel'a? - zapytał jasnowłosy z uśmiechem, pochylając się nad dziewczyną.
- Zasady zakazują używania imion, Redmond - upomniał go mijający ich właśnie Bluer.
- Nie jesteśmy w szkole, Lawrence - Edgar przewrócił swoimi szkarłatnymi oczami. - Tu zasady nas nie obowiązują.
Celia z zaciekawieniem obserwowała wymianę zdań między starszymi chłopakami. Jednak nie mogła powstrzymać dreszczy, jakie przebiegły po jej plecach, gdy Edgar ponownie skupił na niej wzrok. Coś w tym spojrzeniu sprawiało, że ogarniało ją dziwnie znajome, podświadome przerażenie.
- Jesteś urocza - oznajmił z rozbrajającym uśmiechem, mrugając jeszcze do niej na odchodnym. Dziewczyna odczekała chwilę, po czym, gdy tylko jej brat skończył rozmawiać z panienką Sullivan niesioną na rękach przez Wolframa, uczepiła się jego ramienia.
- Wyjaśnij mi, proszę, jedną rzecz - szepnęła, rozglądając się uważnie.
- Co takiego? - Ciel zmarszczył brwi, nie rozumiejąc zachowania siostry.
- Dlaczego podczas rozmowy z Redmondem miałam ochotę uciec stąd i zaszyć się w jakimś kącie?
Chłopak zamrugał kilkakrotnie, po czym ze współczuciem położył dłoń na jej dłoni.
- Jest krewnym wicehrabiego Druitt*.
- I wszystko jasne - mruknęła ciemnowłosa, pocierając ramiona. - Te geny są przerażające.
- Wiem coś na ten temat...
- Jak podoba się przygotowane przez nas przyjęcie? - zapytał z nieschodzącym z twarzy uśmiechem Sebastian, dołączając do nich z Selene.
- A więc to rzeczywiście wasza sprawka - syknął Ciel, mrużąc oczy.
- Wszyscy bardzo się starali przy organizowaniu tego przyjęcia, paniczu.
- Nie wątpię...
- Miałaś pomóc w przygotowaniu posiłku - Celia rzuciła Selene podobne spojrzenie do tego, którym Ciel obdarzył Sebastiana.
- Wiem, panienko - jasna głowa skłoniła się w lekkim ukłonie. - Plany jednakże odrobinę się zmieniły.
- Och, dopra-
Przerwało jej głośne trzaśnięcie głównych drzwi prowadzących do sali. Wszelkie rozmowy ucichły, a spojrzenia wszystkich zebranych powędrowały w kierunku nowo przybyłych gości.
- Co to za przyjęcie beze mnie? - zapytał młody blondyn w purpurowym płaszczu. - Teraz dopiero się rozkręci!
Rozejrzał się po sali i od razu jego twarz rozpromieniła się na widok hrabiego.
- O nie - mruknął młody Phantomhive.
- Ciel! - zawołał chłopak niemal w podskokach pokonując dzielącą ich odległość. Przysunął się do niego, zdecydowanie przełamując jego przestrzeń osobistą, a uśmiech zniknął z jego twarzy. - Dlaczego mnie nie zaprosiłeś?
Ciel cofnął się o krok, za wszelką cenę próbując odsunąć się od Alois'a. Sebastianowi tymczasem zrzedła mina, gdy podłapał spojrzenie Claude'a. Odciągnął na bok białowłosego demona.
- Ja ich nie zapraszałem - spojrzał pytająco na Selene, która pokręciła przecząco głową.
- Cóż, to nie ja układałem listę gości - próbował bronić się Ciel.
- Hmm... No nie wiem, czy ci to wyba... - Alois przerwał gwałtownie, spoglądając na próbującą wymknąć się chyłkiem siostrę swojego rozmówcy. - Celia!
Dziewczyna pisnęła cicho, kiedy uśmiechnięty blondyn rzucił się w jej stronę. Ciel natomiast odetchnął z ulgą, bezgłośnie życząc bliźniacze powodzenia.
Później zaczęły się tańce. Ciel niechętnie zgodził się wejść na parkiet ze swoją narzeczoną. Cały czas jednak zerkał w kierunku swojej siostry, wirującej co chwilę u boku innego partnera. W myślach przeklinał na to, że większość gości stanowili przedstawiciele płci męskiej.
- Ha, teraz już wiesz jak ja się czuję, co? - zaczepił go w pewnym momencie Edward, stając obok niego, ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej ramionami.
- Nie rozumiem, o czym mówisz, kuzynie.
Zielonooki prychnął jedynie, zagadany w tej chwili przez swojego prefekta, Greenhill'a.
- Gdzie oni są? - zapytał w tej samej chwili Sebastian, nie spuszczając wzroku z wejścia.
- Powinni już być... - Selene zmarszczyła czoło.
Jak na zawołanie, drzwi ponownie otworzyły się z hukiem, a do pomieszczenia wpadł... Czerwonowłosy shinigami.
- Seeebciu! - zawołał, pędząc w stronę zaskoczonego demona. - Przyszedłem do ciebie!
Nim jednak zdążył go dopaść, został powalony na posadzkę przez swojego przełożonego, który następnie najzwyczajniej poprawił okulary.
- Zachowuj się.
- Aleee Wiiilll...!
- Zostaw.
Selene zachichotała, zasłaniając usta dłonią, widząc zrozpaczoną minę swojego demonicznego towarzysza. Przestała, gdy podszedł do niej Ronald Knox.
- Witaj, Królowo Śniegu - na jego twarzy zagościł rozbawiony uśmiech. - Może zatańczysz?
Kobieta zmierzyła go uważnym spojrzeniem.
- Jeśli nalegasz...
William T. Spears obserwował tą scenę z niedowierzaniem. Pełnym zirytowania gestem ponownie poprawił okulary.
- Nie rozumiem, jak shinigami mogą tak spoufalać się z demonami...
- Och, już nie bądź taki sztywny, Will - odezwał się charakterystyczny głos Undertaker'a. William nie wiedział skąd ten wziął się za jego plecami ani nie miał nawet czasu się nad tym zastanowić. Ekscentryczny shinigami pchnął go bowiem w plecy. - Zabaw się trochę!
Ciemnowłosy wpadł na Ran-Mao uczepioną boku Lau. Kobieta odwróciła się, w milczeniu mierząc go wzrokiem. William spojrzał na jej wydatny biust, a potem na nie wyrażającą żadnych emocji twarz.
- Och, panie Spears - Lau uśmiechnął się, patrząc na niego ponad jej ramieniem. Uniósł dłoń z kieliszkiem w geście toastu. - Przyłączy się pan do nas?
- Chyba podziękuję...
Edgar rozmawiający z Celią w tym samym czasie po drugiej stronie pomieszczenia, ponownie się nad nią pochylił, nieświadomie wywołując u niej kolejną porcję dreszczy.
- Tak, twój brat naprawdę był uroczy - powiedział jeszcze bardziej schylając się nad dziewczyną, sprawiając tym samym, że jego długie, jasne włosy przesypały się do przodu przez jego prawe ramię.
- Ale zdarzało mu się też zachować jak na mężczyznę przystało - wtrącił Greenhill.
- I miał swoje przebłyski geniuszu - Bluer dołączył do nich wraz z Violet'em, Somą, Harcourt'em oraz McMillan'em. - Jak podczas meczu w krykieta.
- Nie przypominaj - jęknął Redmond, dotykając dłonią czoła na to wspomnienie. - Wciąż nie rozumiem, jakim cudem cała moja drużyna podczas niego zachorowała.
- Tak, to było straszne - Harcourt uśmiechnął się nerwowo.
- Hej, nie cała! - zaprotestował Soma. - Mnie nic nie było!
- Kolejna zagadka - mruknął Violet, skubiąc rękaw swojej koszuli.
- Obecność pana Michaelis'a w szkole również była bardzo pomocna, prawda? - zauważył McMillan, przerywając niezręczną ciszę, jaka na moment zapadła.
- Zgadzam się - Harcourt zarumienił się nieznacznie. - Bardzo mi pomógł.
- Naprawdę? - Celia obdarzyła go zaciekawionym spojrzeniem.
- Tak - przytaknął chłopiec. - Był też bardzo dobrym nauczycielem.
- Och, z pewnością - młoda hrabina pomyślała o demonicznej naturze "pana Michaelis'a". Ale przemilczała ten drobny fakt.
- Hej, o czym mowa? - Trancy bezceremonialnie wepchnął się między Redmond'a, a Celię, czym jedynie zirytował starszego chłopaka. - O Ciel'u?
- Między innymi - przytaknęła siostra wspomnianego.
- W takim razie ja też mogę opowiedzieć co nieco - oznajmił, wypinając dumnie pierś. - Wiecie, że uwierzył w moje dziewczęce przebranie? Rozumiem, że byłem uroczy, ale żeby tak się dać nabrać...
Brwi dziewczyny powędrowały wysoko w górę.
- Wypraszam sobie - westchnął sam zainteresowany. - Nie naginasz odrobinę faktów?
- Ale taka prawda, Ciel.
- Hmm... Czy ja też mogę coś wtrącić? - zapytała panienka Sullivan, siedzącą na ramieniu Wolframa. - Również mogę coś opowiedzieć o Ciel'u.
- Słuchamy - Celia uśmiechnęła się zachęcająco. Obecność Zielonej Wiedźmy była jej bardzo na rękę, ponieważ wreszcie nie była jedyną dziewczyną w towarzystwie.
- On i Sebastian chcieli zabawić się ze mną w trójkąt - oznajmiła z zupełną powagą wypisaną na drobnej twarzy.
Wszyscy z otaczającej ją grupki wyglądali na wstrząśniętych tą rewelacją.
- C-Ciel? - zająknęła się jego siostra.
- Tego się po tobie nie spodziewałem - Redmond pokręcił głową z zaskoczoną miną.
- Nie wierzę w to, Ciel! - zawołał Alois, otwierając szeroko jasnoniebieskie oczy.
- Zdradziłeś Lizzy? - Soma nachylił się w jego stronę.
- Szkoda, że mnie tam nie było - Violet przekrzywił głowę. - Z chęcią bym to narysował.
Policzki hrabiego przybrały różowy odcień, częściowo z zawstydzenia, a częściowo ze zdenerwowania.
- Nic takiego nie miało miejsca! - zaprzeczył gwałtownie, wywołując tym samym napad śmiechu u pozostałych.
- Panie i panowie! - przebił się donośny głos ponad ogólnym gwarem. - Przed wami Cyrk Arki Noego!
Selene i Sebastian stojący na uboczu wymienili się uśmiechami. Spojrzenia wszystkich powędrowały do głównych drzwi, przez które wchodzili członkowie cyrku na czele z uśmiechniętym dumnie Joker'em. Za nim szedł Dagger żonglujący nożami, Beast prowadząca swojego tygrysa, Jumbo ziejący ogniem, na którego ramionach stała bez wysiłku Doll, a także wielu innych cyrkowców w kolorowych strojach. Towarzyszyła im wesoła muzyka i entuzjastyczne oklaski zebranych.
Bliźnięta wymieniły się spojrzeniami. Po chwili na ich twarzach zagościły identyczne, szczere uśmiechy. Choć wcześniej nie mieli zamiaru celebrować własnych urodzin, a przyjęcie uznawali jedynie za nudny obowiązek, to teraz cieszyli się z obrotu spraw. Może nie wszyscy goście, którzy zaszczycili ich swoją obecnością byli koniecznie pożądani, ale na to akurat rodzeństwo mogło przymknąć oczy. Pewnie nie przyznaliby się do tego w sposób otwarty, ale to całkowicie spontaniczne przyjęcie bardzo mile ich zaskoczyło.
*wicehrabia Druitt - chodzi o Aleistera Chamber'a, Edgar jest jego siostrzeńcem bądź bratankiem