Strony

wtorek, 3 maja 2016

Nastoletni Terror: Rozdział 8

Tak jak ostatnio wspominałam teraz nadszedł czas na kolejny rozdział "Nastoletniego Terroru". Tak właściwie był on skończony już wczoraj wieczorem, ale stwierdziłam, że jednak wolę sprawdzić go jeszcze przed wstawieniem rano, kiedy będę bardziej przytomna. No, w każdym razie mam nadzieję, że się wam spodoba. W następnej kolejności zajmę się prawdopodobnie "Zwierzęcą stroną" Reijiego albo rozdziałem "Zakochanego Demona". Zobaczymy na co będę miała więcej weny.
Oczywiście, jak zwykle, dziękuję wszystkim za odwiedziny mojego bloga, komentarze, miłe słowa i za to, że w ogóle czytacie moje historie. ^^
A teraz życzę wszystkim miłej lektury!



Plan

 Kiedy wszyscy wróciliśmy już ze szkoły Kaoru od razu zwołał zebranie. Spotkaliśmy się w salonie na wspólnym piętrze. Ja, Hisako oraz Seiichi usiedliśmy na kanapie, podczas gdy Natsume i Ryutaro usadowili się na podłodze przed nami. Kaoru został w pozycji stojącej. Zaczekał aż się umościmy, po czym odblokował stojący na stole laptop. Na ekranie wyświetlił się czarno-biały obraz składający się głównie z licznych linii oraz prostych figur geometrycznych. Po przyjrzeniu mu się, stwierdziłam, iż musi to być plan jakiegoś budynku.
- To nasz cel - przemówił wreszcie Kaoru. Przycisnął coś na klawiaturze komputera i plan zniknął. Zamiast niego pojawiła się mapa miasta. Taka jaką można znaleźć na Google Maps. Kursor przesunął się na czerwony znacznik. - Główna poczta w zachodniej dzielnicy.
Po kilku kliknięciach na ekranie ponownie pojawił się poprzedni plan. Powiodłam wzrokiem po reszcie. Z identycznym skupieniem wypisanym na twarzach wpatrywali się w obraz. Wyglądało na to, że nikt poza Kaoru nie zamierza zabrać głosu. Czułam się dziwnie i nie na miejscu. Obawiałam się także tego, co może oznaczać sformułowanie, którego użył wcześniej chłopak. "Cel". To nie brzmiało za dobrze.
- Nasze zadanie jest dosyć proste - stwierdził czarnowłosy, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - Oczywiście, o ile wszystko pójdzie zgodnie z moim planem.
Nikt nie odważył się podważyć jego słów. Ja również tego nie zrobiłam, chociaż pragnęłam wtopić się w kanapę, na której siedziałam. Nie chciałam słyszeć następnych jego słów, ale nie miałam wyjścia.
- Jutro rano Seiichi zawiezie na miejsce bomby.
Mimowolnie się wzdrygnęłam, kiedy wypowiedział to z przerażającą dla mnie beznamiętnością.
- Wasza czwórka - wskazał na Natsume, Ryutaro, Hisako i, o zgrozo, mnie - uda się na miejsce około godziny szesnastej. Dokładnie za dziesięć siedemnasta Hisako dokona detonacji bomb, które będą znajdowały się tutaj. - Zaznaczył kursorem odpowiednie miejsca. - Zapamiętajcie ich położenie, aby nie znaleźć się za blisko pola rażenia.
W moim umyśle pojawiła się niepokojąca myśl - a co z tymi wszystkimi ludźmi, którzy tam właśnie będą i nie będą mieli najmniejszego pojęcia o bombach? Co się z nimi stanie?
- Wtedy ja odłączę im system alarmowy i monitoring - kontynuował niewzruszony Kaoru. - Od tego momentu będziecie mieli dziesięć minut zanim uda im się odzyskać kontrolę.
- Dziesięć minut? - powtórzył Ryutaro, który jako pierwszy z naszej piątki zabrał głos. - To sporo czasu.
Adachi skinął głową.
- Mają strasznie słabą ochronę i zabezpieczenia, więc to tylko ułatwia nam zadanie. W każdym razie, w ciągu tych minut ty musisz zająć się komputerami, a Natsume i Shimizu zostawieniem śladu. Hisako w razie czego będzie odwracać uwagę. Czy wszystko jest zrozumiałe?
Wszyscy poza mną zgodnie przytaknęli.
- Czy... - odezwałam się cicho, zwracając tym samym na siebie uwagę czarnowłosego. - Czy ja naprawdę muszę brać w tym udział?
Chłopak prychnął i uniósł kąciki ust w uśmiechu. Nie było w nim jednak ani krzty humoru.
- Żartujesz? - zapytał, zamykając laptopa.
Przełknęłam ślinę i powoli pokręciłam głową.
- Nie. Pytam poważnie...
Tym razem skupiłam na sobie spojrzenia całej piątki.
- W takim razie skłaniasz mnie do podważenia twojej inteligencji - odparł Adachi, mrużąc gniewnie swoje ciemne oczy. - Ile razy mam ci powtarzać, że już nie możesz się wycofać? Tak, musisz brać udział w tej akcji. Jak i w każdej następnej, do której cię przypiszę. Nie obchodzi mnie, czy ci się to podoba czy nie, ale odkąd przekroczyłaś próg tego budynku masz słuchać moich rozkazów. A za każdą niesubordynację gorzko zapłacisz. Zrozumiałaś?
Spuściłam wzrok na dłonie trzymane na kolanach. Teraz jeszcze bardziej chciałam wtopić się w kanapę.
- Zrozumiałaś? - powtórzył z naciskiem.
- Tak - odparłam nie podnosząc głowy.
- Skoro nikt inny nie ma żadnych logicznych pytań, to możecie się rozejść.
Kaoru wyszedł z pomieszczenia jako pierwszy. Za nim kolejno ruszyli pozostali, aż ostatecznie pozostał tylko Natsume. Chłopak podniósł się z podłogi, otrzepał spodnie, po czym złapał mnie za rękę, pociągnięciem zmuszając do wstania. Zaprowadził mnie, jak miałam się zaraz dowiedzieć, do swojego pokoju. Pomieszczenie to nie różniło się za bardzo od tego należącego do Ryutaro. Z tą różnicą, że nie było tu tak wiele rzeczy. No i wyglądało na to, że Natsume tak jak ja spał na futonie (w tamtej chwili zwiniętym pod ścianą). Chłopak usiadł na tatami pokrywających podłogę i poklepał miejsce obok siebie. Z pewnym ociąganiem usiadłam na wskazanym miejscu, podwijając pod siebie nogi.
- Wiem, że Kuro potrafi być dosyć... Jakby to określić... Oschły? - Natsume zmarszczył brwi, próbując znaleźć odpowiednie określenie. - Ale mogę cię zapewnić, że nie miał nic złego na myśli. I na pewno nie zrobiłby ci krzywdy. On tylko stara się... Jakoś nad nami zapanować. Ale oczywiście w pozytywnym sensie!
 Skinęłam w milczeniu głową, choć nie byłam tak do końca przekonana. Nerwowo wygładziłam materiał spódniczki na  udach.
- Nie chcę nikogo skrzywdzić - przyznałam wreszcie na głos to, co męczyło mnie odkąd Kaoru opowiedział o swoich planach. Na kilka długich sekund zapadła między nami cisza. Kiedy podniosłam wzrok przekonałam się, że Natsume patrzył na mnie z uwagą. Zastanawiałam się, czy w jakiś sposób go uraziłam. Rozwiał moje wątpliwości, odzywając się łagodnie.
- Nikogo nie skrzywdzisz.
- Dobra, może nie bezpośrednio, ale przecież... Tam będą bomby. Jeśli wybuchną przy tych wszystkich ludziach...
- Hej, spokojnie. To są tylko bomby dymne. Nie ma możliwości, aby wyrządziły komuś krzywdę. Zresztą, nie mamy nawet takiego zamiaru.
- Nie? - Natsume skrzywił się nieznacznie, słysząc zdziwienie w moim głosie. - Więc co tak właściwie chcecie zrobić?
- Cóż... - odchylił głowę, a brązowe kosmyki włosów opadły mu na oczy. - Przekonasz się z czasem.
Westchnęłam cicho. Kiedy nadejdzie ten "czas", w którym poznam te wszystkie odpowiedzi? I czy w ogóle on kiedyś nadejdzie?
- A tymczasem musimy coś przećwiczyć.
- Słucham?
Zaskoczona patrzyłam, jak Natsume pochylił się nad stolikiem, przy którym siedzieliśmy i przesunął po blacie kawałek czystej kartki oraz długopis. Spojrzałam na niego pytająco. Uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Pamiętasz, jak Kuro mówił, że naszym zadaniem będzie zostawienie śladu?
Przytaknęłam i dopiero dotarł do mnie sens tych słów.
- Chwila. Naprawdę chcecie zostawić po sobie jakiś ślad? Czy nie powinniście raczej tego unikać, żeby nie dać się złapać?
Natsume zaśmiał się, najwyraźniej szczerze rozbawiony moją reakcją.
- Nie taki ślad. Nie zamierzamy zostawić poszlak, po których mogliby nas zidentyfikować. Chcemy tylko, żeby wszyscy wiedzieli, że to nasza sprawka.
- Chyba nie rozumiem... - Pokręciłam bezradnie głową.
- Chcemy zostawić po sobie coś w stylu... Już wiem! - Pstryknął palcami, jakby wpadł na jakiś pomysł. - Taki nasz autograf albo symbol. No wiesz, znak rozpoznawczy Explosive Rabbits.
- Okay...?
- Zaraz sama zobaczysz. Wiesz jak wygląda pacyfa?
- Ten znak pokoju hipisów?
- Zgadza się. - Przesunął kartkę w moją stronę i podał mi długopis. - Narysuj ją.
Zerknęłam na niego niepewnie, ale narysowałam znak.
- Świetnie - skomentował, kiedy skończyłam. - Teraz na tych dwóch większych polach narysuj dwie kropki. Mniej więcej na tej samej wysokości.
Bez słowa wykonałam jego polecenie.
- I na koniec dorysuj tutaj - postukał palcem wskazującym w dwa punkty u góry okręgu - długie uszy. Takie jak u królika.
Uniosłam brwi, ale posłusznie przesunęłam znowu długopisem po papierze.
- I co teraz?
- I teraz masz przed sobą nasze logo. Logo Explosive Rabbits. Jak ci się podoba?
Przechyliłam głowę na bok. Rzeczywiście mój rysunek przypominał teraz specyficzną głowę królika.
- Na pewno jest to... pomysłowe.
- Prawda? - Uśmiechnął się szeroko. - Zapamiętaj go dobrze. To teraz także twój symbol.
- Mój?
- Tak. W końcu, jesteś jedną z nas.
Nie byłam tego taka pewna, więc po prostu to przemilczałam.
- Jutro namalujemy to na poczcie. Albo raczej - wycelował we mnie palcem wskazującym - ty to namalujesz.
- Czemu ja? - Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami.
- Ja zajmę się podpisem, żeby było sprawiedliwie.
- Ale... Nie wiem, czy dam radę to zrobić!
- Jasne, że dasz. To naprawdę nie jest nic wielkiego - zapewnił, kładąc dłoń na moim ramieniu. - Po prostu, kiedy już Kaoru wyłączy kamery i zapanuje ogólne zamieszanie podkradniemy się do głównej lady. Farbą w sprayu namalujemy ten symbol i podpis, a potem się wymkniemy.
Mówił to w taki sposób, jakby naprawdę nie było to nic takiego. Jakbyśmy w ogóle nie mieli złamać prawa. Dlaczego przychodziło mu to z taką łatwością?
- A jeśli... A jeśli coś pójdzie nie tak? Jeśli ktoś... Na przykład ja zostanę złapana? Co wtedy?
- Ej, ej. Nie martw się. Do niczego takiego nie dojdzie. Musimy jedynie wykonać swoje zadanie i pilnować czasu. Nic złego nie może się wydarzyć. To nie jest nasza pierwsza akcja.
- Wasza nie - zgodziłam się. - Ale ja nigdy czegoś takiego nie zrobiłam! Nigdy nie dopuściłam się żadnego przestępstwa. Nigdy nawet nie ściągałam  w szkole!
- Serio nigdy nie ściągałaś? - zapytał zdumiony, zbaczając z tej ważniejszej części naszej konwersacji. - Ani razu?
- Serio. Ale przecież to nie o to tu chodzi!
Jego dłoń zacisnęła się na moim ramieniu. Ponownie przyjął poważny wyraz twarzy.
- Saori, zrozum. Nic złego się nie stanie - zapewnił mnie z przekonaniem oraz determinacją czającymi się w brązowych oczach. - Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.

 Następnego dnia rano zaraz po ubraniu się i spakowaniu torby do szkoły udałam się na dół. Miałam tam zaczekać na Hisako, z którą zostałam przypisana do przygotowania śniadania dla wszystkich. Lecz kiedy zeszłam po schodach na wspólne piętro okazało się, że dziewczyna już tam była. Tylko, że nie sama. Towarzyszył jej wysoki, starszy mężczyzna. Miał czarne, krótkie włosy oraz okulary w cienkich, drucianych oprawkach osadzone na garbatym nosie. Poza tym, jego twarz ani cała reszta niczym się nie wyróżniała. Żadnych znaków szczególnych. Był po prostu... przeciętny. Chociaż zarazem wydawał mi się dziwnie znajomy. Kiedy się obrócił dostrzegłam napis "poczta" na jego ciemnej kurtce.
- Endo? - zapytałam zdezorientowana, zerkając na mężczyznę. Dziewczyna, która właśnie poprawiała mu krawat odwróciła głowę w moją stronę.
- Tak?
- Emm... Czy powinnam wiedzieć, kto to jest?
Para wymieniła między sobą szybkie spojrzenie, by po chwili ze śmiechem przybić sobie piątkę.
- Wygląda na to, że wykonałam kawał dobrej roboty - stwierdziła Hisako. Jej głos był wyraźnie zabarwiony nutą dumy. - To Seiichi.
Po jej słowach jeszcze raz przyjrzałam się mężczyźnie. Tym razem uważniej. I wreszcie zrozumiałam dlaczego wydał mi się znajomy. W myślach wróciłam do momentu, w którym Hisako pokazywała mi swoje dzieło.
- Woah! To wygląda jak... Jak prawdziwa... Twarz! - powiedziałam wtedy z podziwem. No i teraz miałam tę twarz przed sobą. Na żywym modelu.
- Wybacz, Torisei, nie poznałam cię, ale... Wow. Naprawdę wyglądasz jak zupełnie inny człowiek.
- Nic nie szkodzi. O to właśnie chodziło.
- Sei jedzie właśnie zawieźć te bomby na pocztę - wyjaśniła Hisako.
- Nikt się nie zorientuje co przewozisz? - zwróciłam swoje pytanie do chłopaka, który szykował się już do wyjścia.
- Taką mam nadzieję. Bo inaczej będziemy mieli z głowy cały plan.
- Nie ma co się tym przejmować - Hisako wzruszyła ramionami. - Jestem pewna, że się uda.
- Oby - Seiichi spojrzał na zegarek na swoim lewym nadgarstku. - Dobra, ja lecę. Trzymajcie się, dziewczyny.
- Powodzenia - odparłyśmy jednocześnie.
- Gotowa na przygotowanie śniadania dla tej bandy? - zapytała z uśmiechem Hisako, kiedy Seiichi zniknął już za drzwiami.
- Gotowa - odpowiedziałam, podążając za nią do kuchni. Tak naprawdę kompletnie nie byłam przygotowana na to, co miało czekać nas te kilka godzin później.

 Gdy już ze wszystkim się uwinęłyśmy Hisako została w kuchni, aby posprzątać, a ja wspięłam się na piętro chłopców niosąc im ich śniadania w kolorowych pudełkach. Miałam zamiar w pierwszej kolejności wstąpić do pokoju Natsume, ale powstrzymały mnie głosy, które z niego dochodziły. Przez uchylone drzwi dostrzegłam pogrążonych w rozmowie Kaoru oraz Natsume.
- ... twoja decyzja, więc ty za nią odpowiadasz.
- Wiem. Zdaję sobie z tego sprawę.
- Och, to świetnie. - Miałam wrażenie, że głos Kaoru ociekał sarkazmem. - To wiele ułatwia.
Wiem, że nie powinnam była podsłuchiwać i chciałam już odejść, ale następne słowa, jakie padły z ust Kaoru zatrzymały mnie w miejscu.
- Nie masz wyjścia, bo to ty ją tu sprowadziłeś. Jesteś odpowiedzialny za jej zachowanie.
Serce uderzyło głośniej w mojej klatce piersiowej. Czy rozmawiali o mnie?
- Rozumiem.
- To tyczy się również dzisiejszej akcji. Jeśli nawali i przez nią nasz plan nie wypali, to poniesiesz tego konsekwencje.
Wstrzymałam oddech.
- Nie nawali.
- Skąd ta pewność?
- Po prostu to wiem.
- Czyżby? To tylko zwykła dziewczyna. Nie ma pojęcia o tym, co robimy. Jest kompletnie zielona. Jest nieśmiała, łatwo wpada w panikę i szybko się denerwuje. Myślisz, że podczas akcji będzie umiała się ogarnąć?
- Nie nawali - powtórzył Natsume, kładąc nacisk na wypowiadane słowa. - Jestem tego pewien. Ręczę za nią.
- O, tak. Ręczysz...
- Ładnie to tak podsłuchiwać?
Drgnęłam gwałtownie, usłyszawszy za plecami głos Ryutaro. Odwróciłam się szybko w jego stronę.
- Ja wcale nie...
- Och, daj spokój - przewrócił oczami i poprawił okulary. - To jest aż nazbyt oczywiste.
Nic nie mogłam poradzić na to, że zarumieniłam się zawstydzona tym, że zostałam przyłapana. Żeby odwrócić od tego uwagę chłopaka, wcisnęłam mu w ręce jego pudełko ze śniadaniem.
- O, dzięki. - Zerknął na drzwi do pokoju Natsume i odciągnął mnie od nich. Uśmiechnął się niczym przebiegły lis. - Ale to nie wymazuje twojego małego grzeszku. Wiesz, że Kuro nie byłby za bardzo zadowolony, gdyby się dowiedział?
Przestąpiłam nerwowo z nogi na nogę.
- Ale się nie dowie... Prawda?
- Może... - przeciągnął to słowo, a jego uśmiech jeszcze się poszerzył, gdy zobaczył moją błagającą minę. - Okay, okay. Nie dowie się.
Odetchnęłam z ulgą.
- Ale!
- Ale? - jęknęłam.
- Wisisz mi przysługę - oznajmił entuzjastycznie.
- Jaką? - zapytałam nieufnie.
- To się jeszcze okaże. - Wskazał na trzymane przeze mnie pozostałe dwa pudełka. - Daj, zaniosę im.
Oddałam mu więc pudełka i zawróciłam, chcąc sprawdzić, czy Hisako nie potrzebowała przypadkiem pomocy. Przy okazji zerknęłam na mijany zegar. Zbliżał się czas wyjścia do szkoły. Niemal czułam, jak mój żołądek zawiązywał się w węzeł. Tego dnia nie obawiałam się jedynie tego, że ktoś może zorientować się, iż uciekłam z domu. Czekało mnie jeszcze przecież coś równie, a może nawet i bardziej stresującego. Miałam tylko nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzę.

5 komentarzy:

  1. Super opowiadanie!!
    Nie mogę się doczekać kolejnej części !

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne opowiadanie!!Mam pytanie jaki wybrałaś szablon na bloga,bo nie mogę się zdecydować i twój szablon mi się spodobał ��

    OdpowiedzUsuń