Niespodzianka! Myślałam, że ten rozdział zdążę napisać dopiero podczas przerwy świątecznej, ale tak się jakoś złożyło, że mam teraz wreszcie więcej czasu. Jakie są tego rezultaty sami widzicie. ^^ Cóż, mam jedynie nadzieję, że nie wyszłam za bardzo z wprawy i ten tak długo wyczekiwany rozdział spodoba się wam. Po przeczytaniu nie zapomnijcie podzielić się ze mną waszymi opiniami. Wiem, że dużo osób uważa, że "nie potrafi pisać komentarzy", ale to nic nie szkodzi. Napiszcie po prostu, co się wam spodobało lub co nie przypadło wam do gustu. Bądźcie szczerzy! Nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale takie dłuższe komentarze naprawdę sprawiają mi radość i są również jakąś zachętą do dalszego pisania.
No dobrze, już nie przedłużając, życzę wszystkim miłego czytania.
No dobrze, już nie przedłużając, życzę wszystkim miłego czytania.
Rozdział dedykuję wszystkim wytrwałym czytelnikom, którzy wciąż zaglądają na tego bloga ;3
"Chcę oddychać, nienawidzę tej nocy.
Chcę się obudzić, nienawidzę tego snu.
Jestem uwięziona wewnątrz samej siebie, jestem martwa."
[BTS - "Save ME"]
Czas
Znowu zewsząd otaczała mnie
biel. Obróciłam się wokół własnej osi, ale w efekcie ogarnęła mnie jedynie
jeszcze większa dezorientacja. W żaden sposób nie dało się w tym dziwnym
miejscu określić kierunków, a gdzie bym nie patrzyła, wszystko wyglądało tak
samo.
- Jest tu kto? – zapytałam, nie mając lepszego pomysłu, co począć. Odpowiedziała mi cisza. – No cóż… W takim razie, postoję sobie tutaj i poczekam, aż się obudzę. Okay?
Cisza.
- To okay. – Uniosłam ramiona i zakręciłam się w miejscu. Wokół moich kostek zawirował mlecznobiały dym. A może mgła? Nie miałam pojęcia, co to mogło być. – Trochę tu nudno.
Nie, żeby jakoś szczególnie mi to przeszkadzało. Lepszy był taki spokojny, nudny sen, niż koszmary, których miałam już serdecznie dosyć. Oczywiście, jak na złość, w chwili, w której doszłam do takiego stwierdzenia, coś musiało zacząć się dziać.
- Ewo.
To jedno, krótkie słowo rozbrzmiało w dotychczas panującej ciszy niespodziewanie głośno. Było niczym krzyk wwiercający się w moje uszy. Skrzywiłam się, w myślach karcąc się za przysłowiowe pochwalenie dnia przed zachodem słońca.
- Uważaj.
Uniosłam w zdziwieniu brwi.
- Na co? – Przestąpiłam niecierpliwie z nogi na nogę, nie doczekawszy się odpowiedzi ani nawet nie widząc źródła tego męskiego głosu. Postanowiłam powtórzyć swoje pytanie. – Na co?! Hej, tajemniczy głosie! Przed czym mnie ostrzegasz?
- Uważaj, Ewo.
- Jesteś bardzo konkretny! – rzuciłam zirytowana w odpowiedzi.
Mgła, dym czy cokolwiek to było, poruszyło się nagle, po czym rozstąpiło się, tworząc przede mną coś na kształt tunelu. Na jego końcu czekała na mnie postać, na której widok zapragnęłam czym prędzej uciec. Ale czy świat snów lubił spełniać moje pragnienia? Nie, wręcz przeciwnie. Tak więc, byłam skazana na tkwienie nieruchomo w miejscu i czekanie na to, co nieuniknione.
Cordelia ruszyła w moją stronę pełnym gracji krokiem. Jej długa, ciemnofioletowa suknia falowała delikatnie z każdym jej zgrabnym ruchem, a włosy i makijaż miała w nienagannym stanie. Chcąc, nie chcąc, musiałam przyznać, że wampirzyca wyglądała majestatycznie. Można by powiedzieć, że śmierć jej służyła, ale to chyba nie zabrzmiałoby dobrze.
- Znowu się spotykamy – odezwała się, gdy zatrzymała się w odległości zaledwie kilku kroków ode mnie. Głosik w mojej głowie wrzeszczał „uciekaj!” ile sił w płucach i naprawdę z chęcią posłuchałabym go, gdybym tylko mogła.
- Nie będę kłamać, że zdążyłam się stęsknić przez te kilka dni spokoju – odparłam, splatając ramiona na klatce piersiowej.
Cordelia pokręciła głową z dezaprobatą, wprawiając tym samym kilka fioletowych pasm włosów w ruch.
- Niczego się nie nauczyłaś, co? Twój sposób odzywania się do osób, którym należy się szacunek jest doprawdy okropny.
Okropną to ja miałam ochotę przewrócić oczami. Szacunek? Cordelia i szacunek? Te słowa wzajemnie sobie przeczyły.
- Czego chcesz?
- Zobaczyć, jak się miewasz.
- Och, no błagam – prychnęłam. – Uważaj, bo jeszcze uwierzę, że się o mnie martwisz.
- Ależ mówię prawdę. – Gdybym w ogóle jej nie znała, pomyślałabym może, że moje słowa ją uraziły. – Chciałam tylko sprawdzić, ile czasu jeszcze ci pozostało i jak sobie z tym radzisz.
- Ile czasu mi pozostało? – powtórzyłam bezmyślnie.
- Zgadza się.
Uśmiech, który pojawił się na jej ustach przyprawił mnie o dreszcze. Cordelia uniosła bladą dłoń i pstryknęła smukłymi palcami. Znikąd pojawiły się przy nas dwa purpurowe fotele, a ja nie z własnej woli opadłam na jeden z nich.
Dlaczego ona może kontrolować mój sen, a ja nie?!
- Nawet nie próbuj mi wmówić, że tego nie zauważyłaś – kontynuowała wampirzyca, usiadłszy w drugim fotelu. – Stopniowo tracisz samą siebie. Wszystko idzie zgodnie z planem i już niedługo nie będziesz w stanie ze mną walczyć. A co tu dopiero mówić o wygranej.
Przełknęłam nerwowo ślinę, starając się opanować ogarniającą mnie panikę. Zacisnęłam dłonie na rzeźbionych podłokietnikach i odwzajemniłam spojrzenie kobiety.
- O czym ty gadasz? Jaki plan? – Umilkłam na chwilę, bo coś zaświtało mi w głowie. Skrzywiłam się. – No, jasne. Richter, tak? To przez to, co mi wtedy zrobił. To co mi wstrzyknął… Ta trucizna…
- Miała zwiększyć moje szanse na przejęcie kontroli nad twoim ciałem – dokończyła z zadowolonym uśmiechem kobieta. – Więc nawet jesteś trochę bystra. I jak się z tym czujesz? Wiedząc, że jesteś na przegranej pozycji? Czy teraz wreszcie rozumiesz, że twój opór jest zupełnie bezsensowny?
Milczałam, opuściwszy wzrok na własne kolana. Co mogłam powiedzieć? Byłam przerażona, bo wiedziałam, że przynajmniej w części Cordelia ma rację. Skoro nawet Reiji nie był w stanie nic zrobić… Znajdowałam się w beznadziejnej sytuacji.
- Twoje ciało może nie jest idealne – ciągnęła wampirzyca, niezrażona brakiem odpowiedzi z mojej strony – ale mogę cię zapewnić, że zostanie dobrze wykorzystane. Z moją mocą może nawet będę w stanie coś udoskonalić. Och, a wiesz, co będzie najzabawniejsze?
Podniosłam na nią puste spojrzenie, co najwyraźniej potraktowała jako zachętę do kontynuowania.
- Nigdy wcześniej nie wpadłabym na to, ale najwyraźniej dzięki tobie będę miała okazję się zemścić. Moi synowie zasługują na karę po tym wszystkim, co zrobili, nie sądzisz? Szczególnie jeden z nich. – Zmrużyła lekko swoje jadowicie zielone oczy, tak bardzo podobne do tych jej syna. – Wprost nie mogę się już tego doczekać! A teraz… No cóż, ciesz się czasem, który ci został!
- Jest tu kto? – zapytałam, nie mając lepszego pomysłu, co począć. Odpowiedziała mi cisza. – No cóż… W takim razie, postoję sobie tutaj i poczekam, aż się obudzę. Okay?
Cisza.
- To okay. – Uniosłam ramiona i zakręciłam się w miejscu. Wokół moich kostek zawirował mlecznobiały dym. A może mgła? Nie miałam pojęcia, co to mogło być. – Trochę tu nudno.
Nie, żeby jakoś szczególnie mi to przeszkadzało. Lepszy był taki spokojny, nudny sen, niż koszmary, których miałam już serdecznie dosyć. Oczywiście, jak na złość, w chwili, w której doszłam do takiego stwierdzenia, coś musiało zacząć się dziać.
- Ewo.
To jedno, krótkie słowo rozbrzmiało w dotychczas panującej ciszy niespodziewanie głośno. Było niczym krzyk wwiercający się w moje uszy. Skrzywiłam się, w myślach karcąc się za przysłowiowe pochwalenie dnia przed zachodem słońca.
- Uważaj.
Uniosłam w zdziwieniu brwi.
- Na co? – Przestąpiłam niecierpliwie z nogi na nogę, nie doczekawszy się odpowiedzi ani nawet nie widząc źródła tego męskiego głosu. Postanowiłam powtórzyć swoje pytanie. – Na co?! Hej, tajemniczy głosie! Przed czym mnie ostrzegasz?
- Uważaj, Ewo.
- Jesteś bardzo konkretny! – rzuciłam zirytowana w odpowiedzi.
Mgła, dym czy cokolwiek to było, poruszyło się nagle, po czym rozstąpiło się, tworząc przede mną coś na kształt tunelu. Na jego końcu czekała na mnie postać, na której widok zapragnęłam czym prędzej uciec. Ale czy świat snów lubił spełniać moje pragnienia? Nie, wręcz przeciwnie. Tak więc, byłam skazana na tkwienie nieruchomo w miejscu i czekanie na to, co nieuniknione.
Cordelia ruszyła w moją stronę pełnym gracji krokiem. Jej długa, ciemnofioletowa suknia falowała delikatnie z każdym jej zgrabnym ruchem, a włosy i makijaż miała w nienagannym stanie. Chcąc, nie chcąc, musiałam przyznać, że wampirzyca wyglądała majestatycznie. Można by powiedzieć, że śmierć jej służyła, ale to chyba nie zabrzmiałoby dobrze.
- Znowu się spotykamy – odezwała się, gdy zatrzymała się w odległości zaledwie kilku kroków ode mnie. Głosik w mojej głowie wrzeszczał „uciekaj!” ile sił w płucach i naprawdę z chęcią posłuchałabym go, gdybym tylko mogła.
- Nie będę kłamać, że zdążyłam się stęsknić przez te kilka dni spokoju – odparłam, splatając ramiona na klatce piersiowej.
Cordelia pokręciła głową z dezaprobatą, wprawiając tym samym kilka fioletowych pasm włosów w ruch.
- Niczego się nie nauczyłaś, co? Twój sposób odzywania się do osób, którym należy się szacunek jest doprawdy okropny.
Okropną to ja miałam ochotę przewrócić oczami. Szacunek? Cordelia i szacunek? Te słowa wzajemnie sobie przeczyły.
- Czego chcesz?
- Zobaczyć, jak się miewasz.
- Och, no błagam – prychnęłam. – Uważaj, bo jeszcze uwierzę, że się o mnie martwisz.
- Ależ mówię prawdę. – Gdybym w ogóle jej nie znała, pomyślałabym może, że moje słowa ją uraziły. – Chciałam tylko sprawdzić, ile czasu jeszcze ci pozostało i jak sobie z tym radzisz.
- Ile czasu mi pozostało? – powtórzyłam bezmyślnie.
- Zgadza się.
Uśmiech, który pojawił się na jej ustach przyprawił mnie o dreszcze. Cordelia uniosła bladą dłoń i pstryknęła smukłymi palcami. Znikąd pojawiły się przy nas dwa purpurowe fotele, a ja nie z własnej woli opadłam na jeden z nich.
Dlaczego ona może kontrolować mój sen, a ja nie?!
- Nawet nie próbuj mi wmówić, że tego nie zauważyłaś – kontynuowała wampirzyca, usiadłszy w drugim fotelu. – Stopniowo tracisz samą siebie. Wszystko idzie zgodnie z planem i już niedługo nie będziesz w stanie ze mną walczyć. A co tu dopiero mówić o wygranej.
Przełknęłam nerwowo ślinę, starając się opanować ogarniającą mnie panikę. Zacisnęłam dłonie na rzeźbionych podłokietnikach i odwzajemniłam spojrzenie kobiety.
- O czym ty gadasz? Jaki plan? – Umilkłam na chwilę, bo coś zaświtało mi w głowie. Skrzywiłam się. – No, jasne. Richter, tak? To przez to, co mi wtedy zrobił. To co mi wstrzyknął… Ta trucizna…
- Miała zwiększyć moje szanse na przejęcie kontroli nad twoim ciałem – dokończyła z zadowolonym uśmiechem kobieta. – Więc nawet jesteś trochę bystra. I jak się z tym czujesz? Wiedząc, że jesteś na przegranej pozycji? Czy teraz wreszcie rozumiesz, że twój opór jest zupełnie bezsensowny?
Milczałam, opuściwszy wzrok na własne kolana. Co mogłam powiedzieć? Byłam przerażona, bo wiedziałam, że przynajmniej w części Cordelia ma rację. Skoro nawet Reiji nie był w stanie nic zrobić… Znajdowałam się w beznadziejnej sytuacji.
- Twoje ciało może nie jest idealne – ciągnęła wampirzyca, niezrażona brakiem odpowiedzi z mojej strony – ale mogę cię zapewnić, że zostanie dobrze wykorzystane. Z moją mocą może nawet będę w stanie coś udoskonalić. Och, a wiesz, co będzie najzabawniejsze?
Podniosłam na nią puste spojrzenie, co najwyraźniej potraktowała jako zachętę do kontynuowania.
- Nigdy wcześniej nie wpadłabym na to, ale najwyraźniej dzięki tobie będę miała okazję się zemścić. Moi synowie zasługują na karę po tym wszystkim, co zrobili, nie sądzisz? Szczególnie jeden z nich. – Zmrużyła lekko swoje jadowicie zielone oczy, tak bardzo podobne do tych jej syna. – Wprost nie mogę się już tego doczekać! A teraz… No cóż, ciesz się czasem, który ci został!
Wciągnęłam
ze świstem powietrze i zamrugałam gwałtownie, czując jak ktoś potrząsa mnie za
ramiona. Kiedy już w pełni się ocknęłam, zauważyłam przed sobą zaniepokojoną
minę Subaru.
- Co… się stało? – spytałam zdezorientowana. Z tego, co zdążyłam zauważyć kątem oka, znajdowałam się w salonie, chociaż w ogóle nie przypominałam sobie tego, jak się tam znalazłam.
- Mamrotałaś coś przez sen – wyjaśnił białowłosy, odsunąwszy się ode mnie. – Lunatykowałaś?
Przetarłam oczy wierzchem dłoni, a gdy ją opuściłam, strąciłam leżącą na moich kolanach książkę. Zmarszczyłam brwi.
Zasnęłam przy czytaniu?
- Tak właściwie, to nie wiem – odpowiedziałam, podnosząc książkę. Odłożyłam ją na stolik i przeniosłam wzrok na wciąż uważnie obserwującego mnie wampira.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
Nie.
- Tak – skłamałam i przywołałam na twarz najbardziej radosny uśmiech, na jaki było mnie stać. – Po prostu jestem już zmęczona tą całą nauką. Chciałabym, żeby już było po egzaminach i…
- Jesteś pewna?
- Że co?
- Czy jesteś pewna, że wszystko w porządku?
- Ach, jasne – zaśmiałam się, machając lekceważąco ręką. – Ale chyba przydałby mi się spacer, żeby trochę przewietrzyć umysł. Masz może ochotę mi potowarzyszyć?
Subaru wahał się przez chwilę, ale ostatecznie skinął głową, więc wyszliśmy razem do ogrodu. Choć zbliżała się już wiosna, rośliny wciąż przykryte były gdzieniegdzie białym puchem, a temperatura powietrza zdecydowanie nie należała do przyjemnych.
- Od razu czuję się orzeźwiona – powiedziałam, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki. – Przynajmniej ma ta pogoda jakiś plus.
Białowłosy zerknął na mnie przelotnie i skinął głową, ale nic nie powiedział. Szturchnęłam go więc w ramię.
- Co jest?
- Naprawdę masz zamiar to w sobie dusić? – burknął.
Westchnęłam. Jak widać, moje starania, aby nie dać po sobie niczego poznać spełzły na niczym. Czy naprawdę byłam aż tak kiepską aktorką?
- A czy wy zwierzacie mi się ze wszystkich waszych problemów? – odparłam pytaniem na pytanie. – I tak wiecie o mnie więcej, niż ja o was. Czy to nie jest już dostatecznie nie fair?
W odpowiedzi zacisnął jedynie usta w cienką linię.
- No właśnie. Nie ma więc potrzeby, żebym ja mówiła wam o wszystkim.
Kopnęłam grudkę śniegu, patrząc jak rozbryzguje się na wszystkie strony. Miałam nadzieję, że wytrzymam do nadejścia wiosny i tego momentu, w którym ta biała breja wreszcie na dobre się roztopi. Śnieg był w porządku, ale do czasu. Jak to mawiają – co za dużo, to niezdrowo. Chociaż lubiłam zimę, to i tak zdecydowanie wolałam od niej cieplejsze pory roku.
- Więc nadal jesteś zła?
Zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam przodem do chłopaka.
- Nie, skąd - odpowiedziałam spokojnie. – Po prostu jedyni ludzie, którzy znają odpowiedzi na sporą część moich pytań, postanowili uparcie milczeć, a z moim ojcem, jedynym członkiem jedynej rodziny jaką kiedykolwiek miałam, nie mogę się skontaktować! Ależ oczywiście, że nie jestem zła. Przecież nie mam ku temu najmniejszych powodów.
- Natsuki…
- Co? – warknęłam, zirytowana. Czy moje zachowanie było naprawdę takie dziwne? Czy to, że chciałam dowiedzieć się czegoś o samej sobie było aż tak nienormalne?
- Ja… - zaczął Subaru, po czym urwał, najwyraźniej ważąc słowa, które chciał wypowiedzieć.
- Co? – powtórzyłam, by go ponaglić. – No, wyduś to z sie…
Tym razem to ja nie dokończyłam swojej wypowiedzi, gdyż poczułam dziwne mrowienie na karku. Zupełnie jakbym była obserwowana. Odwróciłam się i przeczesałam wzrokiem linię drzew ciągnącą się wokół ogrodu. Zdawało mi się, że jakaś sylwetka przemknęła między roślinami. Odruchowo cofnęłam się o krok. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale ogarnęły mnie złe przeczucia. Wcale nie pomagał mi fakt, że ciągle czułam wbijające się we mnie spojrzenia. Zaczęłam nerwowo rozglądać się na boki, by dostrzec winowajców, ale niczego nie widząc, tylko bardziej panikowałam. Mój przyspieszony oddech unosił się w wieczornym powietrzu w postaci białych obłoczków.
Ktoś chwycił mnie za ramiona, a ja z trudem zdusiłam w sobie chęć krzyknięcia. Potrzebowałam chwili, by zorientować się, że był to tylko Subaru.
- Co się stało?
- Ja… Wróćmy już lepiej do środka – zaproponowałam, wciąż czując swój własny przyspieszony puls.
- Ale o co chodzi? – nie dawał za wygraną. Po jego minie widziałam, że nie rozumiał mojego zachowania sprzed chwili. Spojrzałam w jego szkarłatne tęczówki. Postanowiłam zaryzykować.
- Powiedz, czy widziałeś lub wyczułeś tutaj przed chwilą czyjąś obecność?
Na jego twarzy odmalowało się zdziwienie.
- Nie. Czemu pytasz? Widziałaś kogoś?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nieważne. Wejdźmy już do środka.
- Natsuki…
- Proszę! – mój głos załamał się na tym jednym słowie. Ku mojej rozpaczy, uświadomiłam sobie, iż Subaru nie był jedynym, który już mnie nie rozumiał.
- Co… się stało? – spytałam zdezorientowana. Z tego, co zdążyłam zauważyć kątem oka, znajdowałam się w salonie, chociaż w ogóle nie przypominałam sobie tego, jak się tam znalazłam.
- Mamrotałaś coś przez sen – wyjaśnił białowłosy, odsunąwszy się ode mnie. – Lunatykowałaś?
Przetarłam oczy wierzchem dłoni, a gdy ją opuściłam, strąciłam leżącą na moich kolanach książkę. Zmarszczyłam brwi.
Zasnęłam przy czytaniu?
- Tak właściwie, to nie wiem – odpowiedziałam, podnosząc książkę. Odłożyłam ją na stolik i przeniosłam wzrok na wciąż uważnie obserwującego mnie wampira.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
Nie.
- Tak – skłamałam i przywołałam na twarz najbardziej radosny uśmiech, na jaki było mnie stać. – Po prostu jestem już zmęczona tą całą nauką. Chciałabym, żeby już było po egzaminach i…
- Jesteś pewna?
- Że co?
- Czy jesteś pewna, że wszystko w porządku?
- Ach, jasne – zaśmiałam się, machając lekceważąco ręką. – Ale chyba przydałby mi się spacer, żeby trochę przewietrzyć umysł. Masz może ochotę mi potowarzyszyć?
Subaru wahał się przez chwilę, ale ostatecznie skinął głową, więc wyszliśmy razem do ogrodu. Choć zbliżała się już wiosna, rośliny wciąż przykryte były gdzieniegdzie białym puchem, a temperatura powietrza zdecydowanie nie należała do przyjemnych.
- Od razu czuję się orzeźwiona – powiedziałam, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki. – Przynajmniej ma ta pogoda jakiś plus.
Białowłosy zerknął na mnie przelotnie i skinął głową, ale nic nie powiedział. Szturchnęłam go więc w ramię.
- Co jest?
- Naprawdę masz zamiar to w sobie dusić? – burknął.
Westchnęłam. Jak widać, moje starania, aby nie dać po sobie niczego poznać spełzły na niczym. Czy naprawdę byłam aż tak kiepską aktorką?
- A czy wy zwierzacie mi się ze wszystkich waszych problemów? – odparłam pytaniem na pytanie. – I tak wiecie o mnie więcej, niż ja o was. Czy to nie jest już dostatecznie nie fair?
W odpowiedzi zacisnął jedynie usta w cienką linię.
- No właśnie. Nie ma więc potrzeby, żebym ja mówiła wam o wszystkim.
Kopnęłam grudkę śniegu, patrząc jak rozbryzguje się na wszystkie strony. Miałam nadzieję, że wytrzymam do nadejścia wiosny i tego momentu, w którym ta biała breja wreszcie na dobre się roztopi. Śnieg był w porządku, ale do czasu. Jak to mawiają – co za dużo, to niezdrowo. Chociaż lubiłam zimę, to i tak zdecydowanie wolałam od niej cieplejsze pory roku.
- Więc nadal jesteś zła?
Zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam przodem do chłopaka.
- Nie, skąd - odpowiedziałam spokojnie. – Po prostu jedyni ludzie, którzy znają odpowiedzi na sporą część moich pytań, postanowili uparcie milczeć, a z moim ojcem, jedynym członkiem jedynej rodziny jaką kiedykolwiek miałam, nie mogę się skontaktować! Ależ oczywiście, że nie jestem zła. Przecież nie mam ku temu najmniejszych powodów.
- Natsuki…
- Co? – warknęłam, zirytowana. Czy moje zachowanie było naprawdę takie dziwne? Czy to, że chciałam dowiedzieć się czegoś o samej sobie było aż tak nienormalne?
- Ja… - zaczął Subaru, po czym urwał, najwyraźniej ważąc słowa, które chciał wypowiedzieć.
- Co? – powtórzyłam, by go ponaglić. – No, wyduś to z sie…
Tym razem to ja nie dokończyłam swojej wypowiedzi, gdyż poczułam dziwne mrowienie na karku. Zupełnie jakbym była obserwowana. Odwróciłam się i przeczesałam wzrokiem linię drzew ciągnącą się wokół ogrodu. Zdawało mi się, że jakaś sylwetka przemknęła między roślinami. Odruchowo cofnęłam się o krok. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale ogarnęły mnie złe przeczucia. Wcale nie pomagał mi fakt, że ciągle czułam wbijające się we mnie spojrzenia. Zaczęłam nerwowo rozglądać się na boki, by dostrzec winowajców, ale niczego nie widząc, tylko bardziej panikowałam. Mój przyspieszony oddech unosił się w wieczornym powietrzu w postaci białych obłoczków.
Ktoś chwycił mnie za ramiona, a ja z trudem zdusiłam w sobie chęć krzyknięcia. Potrzebowałam chwili, by zorientować się, że był to tylko Subaru.
- Co się stało?
- Ja… Wróćmy już lepiej do środka – zaproponowałam, wciąż czując swój własny przyspieszony puls.
- Ale o co chodzi? – nie dawał za wygraną. Po jego minie widziałam, że nie rozumiał mojego zachowania sprzed chwili. Spojrzałam w jego szkarłatne tęczówki. Postanowiłam zaryzykować.
- Powiedz, czy widziałeś lub wyczułeś tutaj przed chwilą czyjąś obecność?
Na jego twarzy odmalowało się zdziwienie.
- Nie. Czemu pytasz? Widziałaś kogoś?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nieważne. Wejdźmy już do środka.
- Natsuki…
- Proszę! – mój głos załamał się na tym jednym słowie. Ku mojej rozpaczy, uświadomiłam sobie, iż Subaru nie był jedynym, który już mnie nie rozumiał.
***
Ayato siedział na wąskim murku otaczającym balkon na drugim piętrze posiadłości, z jedną nogą swobodnie opuszczoną za jego krawędź. Dla zwykłego człowieka taka pozycja byłaby co najmniej niebezpieczna, ale on nie był człowiekiem. Mógłby spaść z tej wysokości i nic by mu się nie stało. Ba, mógłby nawet spaść z samego dachu. Ale nie żeby miał to w planach. To raczej jeden z jego braci miał ciągoty do straszenia ludzi poprzez rzucanie się z różnych wysokości. Co w tym takiego zabawnego? Tego Ayato nie wiedział. On wolał sobie po prostu posiedzieć w takim miejscu po to, by w spokoju pomyśleć. Tak, posiadając tak liczne rodzeństwo obdarzone na domiar złego nadnaturalnymi zdolnościami, trzeba było czasami posuwać się do dość radykalnych kroków, jeśli chciało się od niego odpocząć. A tego dnia Ayato właśnie pragnął chwili spokoju od całej reszty.
Nie miał pojęcia, ile mogło minąć czasu, odkąd wyszedł na balkon, ale szczerze powiedziawszy mało go to obchodziło. Zimno mu nie doskwierało, zapadający zmrok nie był dla niego problemem i przynajmniej nikt go nie niepokoił swoją obecnością. Nie spodziewał się jednak zobaczyć Natsuki. Myślał, że zaszyła się na resztę dnia w jednym z pokoi, żeby się uczyć. Gdy tylko jej sylwetka pojawiła się w jego polu widzenia, podświadomie zaczął śledzić ją wzrokiem. Choć nie chciał tego przed samym sobą przyznać, nie spodobało mu się to, że nie była ona sama. Ze zmrużonymi oczami przesuwał spojrzenie z Natsuki na Subaru i z powrotem, jednocześnie wytężając słuch, by wiedzieć, o czym rozmawiają. Zawsze w razie czego, mógłby zainterweniować.
Wzdrygnął się.
W razie czego? Ale co by się miało stać? I niby dlaczego on miałby jakoś reagować? Prychnął cicho i opuścił obie nogi za krawędź murku.
Ayato poczuł dziwny ucisk w klatce piersiowej, widząc jak Natsuki zaczęła się dziwnie zachowywać i rozglądać z paniką po swoim otoczeniu. Bezradnie zacisnął dłoń na materiale swojej koszuli. Z jednej strony chciał wrócić już do swojego pokoju, ale z drugiej nie potrafił oderwać wzroku od dwóch postaci w ogrodzie. Tocząc z samym sobą wewnętrzną walkę przyglądał się, jak Subaru wciąż trzymając dłonie na ramionach dziewczyny zabiera ł ją z powrotem do domu. Gdy już oboje zniknęli z jego pola widzenia, zielonooki odetchnął cicho i przymknął powieki.
Po ponownym otworzeniu oczu, Ayato zdał sobie sprawę, że zapadł już całkowity mrok. Przeciągnął się z westchnięciem. Wszystko wszystkim, ale spędzenie zbyt długiego czasu w tej samej pozycji nawet dla niego nie było szczytem wygód. Zwlókł się więc wreszcie z murku i wrócił do pokoju. Ledwie zdążył zamknąć za sobą drzwi balkonowe, kiedy rozległo się pukanie. Zdziwiło go to, ponieważ zazwyczaj w tym domu nikt nie pukał przed wejściem do czyjegoś pokoju. Cóż, cenienie cudzej prywatności nie było mocną stroną braci Sakamaki. Dlatego też chłopak niemal od razu domyślił się, kto może stać po drugiej stronie drzwi. I bynajmniej się nie mylił.
- Już się stęskniłaś? – rzucił na przywitanie, opierając się o framugę.
- Oczywiście. Nie wiesz, że już nie mogę bez ciebie żyć? – odparła Natsuki z ironicznym uśmiechem. Najwyraźniej zdążyła się otrząsnąć i wrócić do swojego normalnego zachowania. Ayato nachylił się w jej stronę.
- Ja to wiem od dawna. Dobrze, że ty też wreszcie sobie to uświadomiłaś.
- A wiesz, co jeszcze sobie uświadomiłam? – Czarnowłosa przechyliła głowę, sprawiając tym samym, że grzywka przysłoniła jej oczy, a wampira aż zaświerzbiły palce, żeby ją odgarnąć. Musiał skarcić się w myślach, aby przypadkiem rzeczywiście tego nie zrobić. Tymczasem dziewczyna dźgnęła go palcem wskazującym w klatkę piersiową. – Że czasami mam wielką ochotę cię kopnąć. Masz teraz czas?
- Szybko zmieniasz temat – stwierdził wampir, prostując się. – To zależy.
- Czyli masz – skwitowała Natsuki, po czym pomachała mu przed nosem podręcznikiem do matematyki. – Czas na naukę!
Twarz Ayato wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia.
- Sama się poucz – mruknął, nagle pozbawiony humoru.
- Już to zrobiłam. Teraz kolej na ciebie.
- A jeśli odmówię?
Przewróciła oczami i zdzieliła go podręcznikiem w ramię.
- To cię zmuszę.
- O, jestem bardzo ciekawy, jak chcesz to zrobić. – Uśmiechnął się prowokująco.
- Ayato! – fuknęła na niego Natsuki. – Daj spokój z żartami. Nie mam zamiaru oberwać, jeśli nie zdasz tego chrzanionego egzaminu, więc z łaski swojej rusz swój szanowny tyłek i miejmy to z głowy.
Wampir wzruszył ramionami, dając za wygraną.
- Jak chcesz. Ale… chcesz uczyć się tam? – to mówiąc wskazał kciukiem wnętrze swojego pokoju.
Natsuki zamrugała kilkakrotnie.
- A to jakiś problem…?
Na jej twarzy wraz ze zrozumieniem pojawiło się zmieszanie.
- Och – wymamrotała. – Zawsze możemy iść do salonu albo do mojego po… - przerwała, widząc przebiegły uśmieszek wpełzający na jego usta. – Albo nie. Jednak salon. Tak, salon będzie najlepszy. A więc chodźmy do sal…
Wampir nie był w stanie powstrzymać chichotu, gdy dziewczyna zaczęła się plątać i przejmować z powodu czegoś tak błahego. Nawet nie podejrzewał, że może w ten sposób zareagować na jego żart. Cofnął się kawałek i wykonał w jej stronę zapraszający gest. Natsuki spiorunowała go wzrokiem, co w jego mniemaniu uroczo kontrastowało z lekkim rumieńcem na jej policzkach.
- Idiota – stwierdziła cicho, mijając go przy przekraczaniu progu.
Ayato z uśmiechem zamknął za nią drzwi. Ta część jego osoby, która pragnęła samotności, nagle gdzieś przepadła. Albo inaczej. Teraz chciał spędzić czas sam z tą naburmuszoną dziewczyną, której intensywnie niebieskie oczy ciskały w niego gromy, a drobne usta układały się w niezbyt przyjemne epitety określające jego osobę. Tak, takie towarzystwo ani trochę mu nie przeszkadzało.
Awwww! Jak ja się za tobą stęskniłam!! Nie rób tak więcej! już sie bałam, że cie kosmici porwali! XDDD Jak tam życie mija?
OdpowiedzUsuńTo nie sprawka kosmitów, tylko szkoły. Lepiej powiedz, co sądzisz o tym rozdziale?
UsuńRozdział jest super, już się stęskniłam za sadystycznymi wampirami ;) przesyłam dużo weny i życzę więcej czasu na pisanie kolejnych rozdziałów, których z niecierpliwością będę wyczekiwać ;)
UsuńRozdział jak zwykle super ;) Mnie też męczą szkołą. Sadyści -,-
UsuńRozdział superowy! Bardzo mi się podobał. To moje zdanie (jestem straszną romantyczna) ale pragnę więcej romansu !!! I z niecierpliwością czekam na bonus i na Nastoletni Terror. Życzę dużo weny i pomysłowości ( pewnie napiszesz następne opowiadanie po świętach) więc życzę Ci Wesołych świąt !!!
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział *-* Ale...
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej i bardziej nienawidzę Cordeli -_-'' Niby nie żyje, ale jednak nawet po śmierci nie daje nikomu spokoju... tacy to są zdecydowanie najgorsi i wkurzający ;/
Przesyłam masę weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^-^
Takie jędzy to długo ciągną, niestety...
UsuńCzytam już twojego bloga od dawna ale jakoś nie było okazji by napisać komentarz za co cię bardzo przepraszam. Wracając, rozdział świetny, uwielbiam kiedy Ayato droczy się z naszą główną bohaterką. Mam nadzieje że szybko napiszesz następny rozdział będę czekała cierpliwie. Życzę dużo weny, śniegu i ( jakby kolejny rozdział nie zdążył się pojawić przed świętami to) Wesołych Świąt. Będę się podpisywać Reziko, więc do zobaczenia :*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że teraz już będziesz komentować częściej;) I cieszy mnie, że podobają ci się te sceny :3
UsuńJeej!Czuję się wyróżniona:") Warto ty zaglądać.
OdpowiedzUsuńKocham, kocham i jeszcze raz kocham charakter Natsuki!Świetnie ją wykreowałaś!I ten zazdrosny Ayato.Pss, Natsuki, nie właź do jego pokoju, bo jeszcze do żelaznej damy Cię wepcha ;-;
A co do Cordeli:Złego diabli nie biorą, spalić to licho nim w szpony złapie;___;!
Aww, to dobrze, że podoba ci się jej charakter :3 A z tym, że złego diabli nie biorą, to masz rację~.
UsuńTęskniłam!!! Zamorduje Cię. Obudzisz się na dnie Pacyfiku xd a tak serio cudowny rozdział <3 Przez Twój ostatni One Shot z BTS słucham ich 24/7 pff taka ze mnie A.R.M.Y
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko <3
Lena
Witam w fandomie! ^^
UsuńBardzo ciekawe, niestety trochę krótkie. Czekałam sporo czasu i nie jestem zadowolona z długości rozdziału. Jednak mimo wszystko muszę przyznać, że wolę krótkie dobrej jakości niżeli długi złej. Życzę weny i wesołych Świąt.
OdpowiedzUsuńO, przepraszam bardzo. Rozdział ma niemal pełne 6 stron w Wordzie, a średnia długość rozdziałów DL mieści się w granicach od 4 do 6 stron, tak więc wcale nie jest krótki.
UsuńJak są dobre opowiadania to nie ważne ile mają długości, zawsze będą za krótkie :)
UsuńJak ja za tym tęskiłam <3 Natsuki nie daj się!!! Ayato taki sweet na końcu :*
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i czasu. No i chcę już nexta
Dziękuje Ci Karolinko za wspaniały rozdział.Cornelcia jak to zwykle pokazuje pazurki i swoją dumę.Och dlaczego robisz tyle tajemnic? Jakim cudem zostało Natsuki mało czasu? Dobrze stanę się Sherlock'iem Holmes'em i rozwiążę tą zagadkę.A Ayato jest kawaii <3 Uwielbiam go w takiej postaci <3 Życzę weny! Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńA gdzie by tu była zabawa, gdyby od razu wszystko zostało podane na tacy? :3
UsuńWiem :) Życzę Wesołych Świąt !
UsuńWzajemnie ^^
UsuńAle miły prezent na święta! :D
OdpowiedzUsuńI nowe tło
chociaż stare mi się bardziej podobało ale na tym łatwiej czytać
Już 40 rodział? Jak ten czas leci
ale w relacjcah Atsuki aka Nayato żadnego progresu xDD
czekam na dalsze rozdziały :>
Jeśli był to dla ciebie prezent, to się cieszę :3
UsuńŚwietny rozdział <3 ! Już się bałam, że cię porwali :D Czekam na więcej i oby tak dalej ;P
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, czy bracia nie widzą co się dzieje z Natsuki, ze Cordelia próbuje przejąć jej cialo...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia