Strony

sobota, 22 października 2022

It's Okay to Not Be Okay [recenzja]

 Cześć wszystkim! W poprzednim poście wspominałam, że rozważam napisanie recenzji pewnej popularnej dramy, którą zaczęłam oglądać już jakiś czas temu. A zatem oto i ona!

Tytuł: It's Okay to Not Be Okay
Liczba odcinków: 16
Premiera: wiosna 2020
Gatunek: dramat, komedia, romans
Kategoria wiekowa: 13+
[powyższe informacje pochodzą z platformy Netflix]
Zapowiedź:

Opis: Moon Gang-tae przez większość swojego życia miał jeden cel, któremu podporządkowywał wszystko inne — opiekować się swoim autystycznym bratem. Wiązało się to dla niego z mnóstwem wyrzeczeń, ale nigdy się nie skarżył, jednocześnie ukrywając swoje prawdziwe uczucia za maską uśmiechu. Z pewnością nie potrzebował kolejnych problemów, a jednak te odnalazły go same pod postacią antyspołecznej pisarki, Ko Mun-yeong. Choć zapewne nikt by tego nie przypuszczał, to właśnie ona może okazać się lekarstwem dla jego poranionego serca.

O It's Okay to Not Be Okay swego czasu było dosyć głośno. Dlatego, kiedy kilka miesięcy temu szukałam czegoś, co mogłabym oglądać w drodze na uczelnię, by zabić nieco czasu podczas podróży pociągiem, wybrałam właśnie ten tytuł. I początkowo (jakoś przez pierwszy czy dwa pierwsze odcinki) właśnie tym dla mnie był — sposobem na zabicie czasu, niczym więcej. Nie rozumiałam wtedy, jak autorzy zamierzali poprowadzić tę fabułę, by między dwójką głównych bohaterów rozwinął się romans — bo nie ma co ukrywać, ich relacja nie zaczęła się zbyt dobrze i raczej nie przesadziłabym, stwierdzając, że była zwyczajnie toksyczna. A potem, w miarę oglądania kolejnych odcinków… zakochałam się w tej dwójce i kibicowałam jej z całego serca.

Skąd nagła zmiana w moim nastawieniu? A stąd, że dowiedziałam się, dlaczego bohaterowie zachowywali się w ten, a nie inny sposób i stąd, że oni sami tego się dowiedzieli. Oboje dostrzegli także swoje błędy i wady, i starali się coś z nimi zrobić. Więź, która między nimi się wytworzyła, skłoniła ich do zastanowienia się nad własnym postępowaniem oraz nad tym, czego tak naprawdę chcieli. Na przestrzeni 16 odcinków przeszli od toksycznej znajomości, opartej na zwykłej zachciance do prawdziwej miłości. Zaczęło im na sobie zależeć, obdarzyli się zaufaniem, otoczyli troską i starali się jak mogli, by uszczęśliwić to drugie, a jednocześnie, by — cytując słowa z ostatniego odcinka — odnaleźć swoje prawdziwe twarze, mówiąc prościej — by wreszcie zacząć być po prostu sobą.

Grono bohaterów tego serialu jest naprawdę specyficzne i ciekawe. Gang-tae jest przekochanym mężczyzną, dla swojego brata gotowym niemal na wszystko, nawet, jeżeli wiąże się to dla niego z różnymi ograniczeniami. Dla niego jest w stanie poświęcić własne szczęście, byle tylko zapewnić mu bezpieczne i dobre życie. I choć początkowo odpycha od siebie Mun-yeong, dobitnie wyrażając swoje opinie na jej temat, szybko okazuje się, że za jego postawą kryje się coś o wiele bardziej złożonego. Gdy wreszcie zdobywa się na otwartość oraz szczerość wobec samego siebie, zaczyna darzyć kobietę uczuciem tak silnym, jak brata. Co niestety czasami prowadzi u niego do wewnętrznego rozdarcia i staje się kolejnym problemem, z którym musi sobie poradzić na drodze do pełnego szczęścia. Z miłości do tej dwójki jest jednak gotów zrobić wszystko, by to szczęście osiągnąć.

Mun-yeong dla odmiany, jak sam Gang-tae to ujął, nie jest łatwo polubić. Początkowo sprawia wrażenie egocentrycznej, nieobliczalnej materialistki, która posunie się naprawdę daleko, aby dostać to, co jej się spodoba — czy to nóż z restauracji, czyjeś pióro, czy też człowiek. W jednej chwili zachowuje się jak wyrachowana kobieta, o obojętnym wyrazie twarzy i pustym spojrzeniu, a w następnej do głosu dochodzi jej wewnętrzne dziecko, którym nigdy tak do końca nie mogła być, ze względu na sposób, w jaki była wychowywana. Nic więc dziwnego, że niejednokrotnie budzi lęk w osobach, z którymi ma do czynienia. Jak się jednak okazuje, Mun-yeong wcale nie jest, ponownie odwołując się do słów Gang-taego, pustą puszką, która jedynie robi dużo hałasu. Jak każdy inny człowiek ma uczucia, ale skrywane przed wzrokiem postronnych. To, czego jej potrzeba, żeby uwolnić się od traumatycznej przeszłości, naznaczającej jej osobę, okazuje się po prostu ciepłem i miłością. Ich poznanie rozpoczyna w niej proces przemian.

Trzecią z najważniejszych dla tej dramy postaci jest Sang-tae, starszy brat Gang-taego. Sang-tae nie tylko zmaga się z autyzmem, ale także z traumą, wynikającą z dramatycznego zdarzenia, którego był świadkiem w dzieciństwie. Trauma ta ma ogromny wpływ na życie jego i Gang-taego, zmuszając ich do ciągłych przeprowadzek czy może raczej — ucieczek. Sang-tae przez długi czas nie potrafi sobie z nią poradzić, w czym dużą rolę odgrywa także jego choroba. Mimo wszystko stara się być dobrym bratem, najpierw oczywiście dla Gang-taego, ale potem również dla Mun-yeong, a jednocześnie podejmuje niełatwą próbę życia po swojemu i robienia tego, co chce. I tu koniecznie trzeba wspomnieć, że aktor wcielający się w Sang-taego spisał się na medal — ta rola nie mogła być łatwa, a jednak zagrał ją fenomenalnie, odpowiednio dopasowując swoje zachowanie, gesty, mimikę, sposób poruszania się i mówienia.

Niezwykle satysfakcjonujące było obserwowanie, jak na przestrzeni kolejnych odcinków, zmieniało się wzajemne nastawienie do siebie tej trójki bohaterów, jak rozwijały i zacieśniały się łączące ich więzi, jak starali się pokonywać kolejne problemy, aby stać się prawdziwą rodziną. Nie było to dla nich łatwe, ale jednakże bardzo ważne dla każdego z nich. Trzy cierpiące dusze złączyły się, by wzajemnie leczyć swoje rany i odszukać siebie.

O dramie tej mówiono sporo ze względu na poruszaną w niej ważną tematykę różnego rodzaju zaburzeń/problemów o podłożu psychicznym. Poza bliżej nieokreślonymi zaburzeniami osobowości Mun-yeong oraz traumą Sang-taego widzowie mogą się w niej zapoznać także z wieloma innymi przypadłościami, na które cierpią pacjenci szpitala psychiatrycznego będącego miejscem pracy Gang-taego. Choć nie są to tematy przyjemne, to dobrze, że twórcy zdecydowali się je nieco przybliżyć oraz dobrze je przedstawić — a przynajmniej, jeśli się nie mylę, to krytycy właśnie tak uznali.

Jeżeli czytaliście inne moje recenzje, to już zapewne wiecie, że zwykle zwracam uwagę na oprawę muzyczną danych produkcji. W przypadku It's Okay to Not Be Okay przynajmniej kilka utworów ze ścieżki dźwiękowej przypadło mi do gustu, a najbardziej chyba najsmutniejsza z nich — In Silence Janet Suhh. Poniżej zamieszczam link do niej, abyście mogli zapoznać się z tą piękną i przejmująco smutną zarazem piosenką:


It's Okay… niejednokrotnie doprowadziło mnie do śmiechu (na całe szczęście komediowych wstawek w tej dramie nie brakuje), ale też do wzruszenia i smutku. Muszę szczerze przyznać, że oglądając pierwszy odcinek/pierwszych kilka odcinków, nie spodziewałam się, jak bardzo serial ten może mi się spodobać i jak bardzo polubię głównych bohaterów — w tym główną parę. Zachęcam więc, abyście i Wy dali It's Okay to Not Be Okay szansę, jeżeli tylko wspomniane motywy Was interesują.


P.S. W następnej kolejności szykuję dla Was powoli opowiadanie przypisane do wiosny, a zatem ostatnią część 4 pór roku. Możecie się również spodziewać recenzji Kronik Bane'a, które właśnie czytam, a na których temat na pewno będę musiała się wygadać.




2 komentarze:

  1. Niezwykle przyjemna recenzja, bardzo miło mi się ją czytało! Przyznając szczerze, ja już jestem zmęczona oglądaniem seriali/ dram, ale na pewno z przyjemnością polecą tą recenzję, jak i tytuł dramy moim znajomym zafascynowanym kulturą azjatycką. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń