I oto wreszcie nadszedł - 6 rozdział DL! Jak zwykle dziękuję za komentarze i życzę miłego czytania ^w^
Déjà vu
Subaru ułożył
ostrożnie bezwładne ciało na kanapie w salonie, w którym zebrali się wszyscy
bracia Sakamaki. Spojrzał na swoje umazane krwią dziewczyny ręce. Zacisnął
dłonie w pięści.
- Subaru – odezwał się Ayato, przywołując białowłosego do porządku. - Wyciągniesz to?
Ayato wskazał sztylet tkwiący w piersi nieprzytomnej. Subaru skinął głową. Oplótł palcami wąską rękojeść i powoli wyciągnął ostrze. Z rany popłynęła krew, jednak żaden z szóstki wampirów nie rzucił się, by się nią pożywić.
Subaru odsunął się. Był na siebie wściekły. Uderzył pięścią w ścianę, aż posypał się z niej tynk. Palce drugiej dłoni zaciskał kurczowo na sztylecie. Nie potrafił sam sobie wybaczyć tego, że Natsuki odzyskała jego broń. Chociaż sam ją jej kiedyś dał, chociaż powiedział, co ma zrobić, jeśli będzie miała dość… Teraz obwiniał się o to, co się stało. Nie chciał by się zabiła. Nie chciał by umarła. Nie mógł znieść tej myśli. Powinien pozbyć się sztyletu, kiedy miał okazję.
Ayato tymczasem ukląkł obok kanapy. Ujął drobną dłoń dziewczyny w swoją. Jej skóra była chłodna w dotyku, w dodatku stała się bledsza nawet od jego własnej. Zacisnął zęby, opanowując się. Wyczuwał zanikający puls. Życie uchodziło z dziewczyny z każdą chwilą, z każdą drogocenną sekundą.
- Reiji! – warknął Ayato.
- Nie mogę nic zrobić.
- Huuh, nie możesz odtworzyć tamtego eliksiru? – zapytał zdziwiony Raito.
- Nie. Drugi raz nie zadziała, poza tym… nie mamy wszystkich składników.
- To ją chociaż opatrz – Ayato zazgrzytał zębami.
- Nie wierzę, że nasza laleczka znowu to zrobiła… - mruknął Raito, zdejmując kapelusz i przyciskając go do klatki piersiowej.
- Czy tym razem umrze? – zapytał Kanato, pochylając się nad oparciem kanapy, by lepiej widzieć. W jego głosie pobrzmiewała nuta żalu.
Znów dało się słyszeć głuchy łoskot, gdy Subaru ponownie uderzył w ścianę. Miał ochotę gołymi rękami połamać sztylet, chociaż wiedział, że i tak by to nic nie dało.
- Jesteście za głośni… - odezwał się znużonym głosem dotąd milczący Shu. – Przez to tego nie słyszycie.
Wszyscy, wraz z Reijim, który właśnie wrócił do pokoju z metalową skrzyneczką w rękach, spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Shu pochylił się w swoim fotelu i oparł podbródek na splecionych dłoniach.
- Jej serce wciąż bije. Przeżyje to.
Reiji bez słowa położył swoją skrzynkę na stoliku i spojrzał znacząco na Ayato.
- Byłoby mi łatwiej, gdybyś się odsunął.
Zielonooki niechętnie wykonał polecenie, pozwalając, by jego przyrodni brat pochylił się nad Natsuki. Nagle ten zrobił coś czego nikt się po nim nie spodziewał – zaśmiał się. Ayato zgromił go spojrzeniem.
- Chyba miałeś…
- Może jednak nie jest taka głupia – Reiji przerwał mu wpół zdania, przeczesując włosy.
- Co masz na myśli? – odezwał się Raito.
Reiji poszerzył dziurę w koszulce dziewczyny i zabrał się za oczyszczanie rany.
- Sztylet mogący zabijać wampiry… Nie trafiła nim bezpośrednio w serce, ale pchnięcie było na tyle skuteczne, że przerwało połączenie, przynajmniej tymczasowo, z tą kobietą.
Bracia zamilkli, pozwalając Reijiemu pracować. Ciemnowłosy wampir zastygł jednak w bezruchu, gdy przyjrzał się z bliska oczyszczonej ranie. Krwawienie ustąpiło. Przesunął palcem po bladej skórze.
- Reiji – syknął ostrzegawczo Ayato.
Okularnik, więc bez przekonania opatrzył ranę. Wyprostował się ze sceptyczną miną.
- Nie mogę nic więcej zrobić. Rana sama się goi, niedługo nie powinno być po niej śladu. Może nawet jeszcze dziś się zasklepi.
- Ale jak to możliwe? – Raito zmarszczył brwi.
Reiji nie odpowiedział. Zamiast tego złapał nieprzytomną dziewczynę za podbródek i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wlał je do gardła bezbarwną substancję.
- Co to? – Ayato spiął się, ruszając w jego stronę.
- Powinno pomóc – odparł wymijająco, zamknąwszy swoją skrzyneczkę.
W tej chwili ciało dziewczyny uniosło się na posłaniu, a jej plecy wygięły się w łuk. Z jej ust natomiast wydobył się jęk. Po chwili znów opadła bezwładnie na kanapę.
- Co się dzieje? – Raito odepchnął się od fotela.
Ayato w jednej chwili znalazł się przy kanapie. Subaru odsunął się od ściany, podchodząc bliżej reszty.
- Przemiana? – zapytał Kanato.
Shu zmarszczył brwi, kręcąc głową.
- To raczej niemożliwe. Normalny człowiek…
Jego biologiczny brat nie dał mu jednak skończyć. Lodowatym głosem przypomniał:
- Ona nie jest normalnym człowiekiem. Ma serce tej kobiety.
W pokoju zapadła cisza, wszyscy wpatrywali się w ciało dziewczyny, oświetlane teraz przez pierwsze promienie słońca.
- Ale nie przemieni się – oznajmił Reiji, wychodząc z pomieszczenia. – Przynajmniej nie teraz – dodał, gdy był już poza zasięgiem wzroku i słuchu braci.
- Subaru – odezwał się Ayato, przywołując białowłosego do porządku. - Wyciągniesz to?
Ayato wskazał sztylet tkwiący w piersi nieprzytomnej. Subaru skinął głową. Oplótł palcami wąską rękojeść i powoli wyciągnął ostrze. Z rany popłynęła krew, jednak żaden z szóstki wampirów nie rzucił się, by się nią pożywić.
Subaru odsunął się. Był na siebie wściekły. Uderzył pięścią w ścianę, aż posypał się z niej tynk. Palce drugiej dłoni zaciskał kurczowo na sztylecie. Nie potrafił sam sobie wybaczyć tego, że Natsuki odzyskała jego broń. Chociaż sam ją jej kiedyś dał, chociaż powiedział, co ma zrobić, jeśli będzie miała dość… Teraz obwiniał się o to, co się stało. Nie chciał by się zabiła. Nie chciał by umarła. Nie mógł znieść tej myśli. Powinien pozbyć się sztyletu, kiedy miał okazję.
Ayato tymczasem ukląkł obok kanapy. Ujął drobną dłoń dziewczyny w swoją. Jej skóra była chłodna w dotyku, w dodatku stała się bledsza nawet od jego własnej. Zacisnął zęby, opanowując się. Wyczuwał zanikający puls. Życie uchodziło z dziewczyny z każdą chwilą, z każdą drogocenną sekundą.
- Reiji! – warknął Ayato.
- Nie mogę nic zrobić.
- Huuh, nie możesz odtworzyć tamtego eliksiru? – zapytał zdziwiony Raito.
- Nie. Drugi raz nie zadziała, poza tym… nie mamy wszystkich składników.
- To ją chociaż opatrz – Ayato zazgrzytał zębami.
- Nie wierzę, że nasza laleczka znowu to zrobiła… - mruknął Raito, zdejmując kapelusz i przyciskając go do klatki piersiowej.
- Czy tym razem umrze? – zapytał Kanato, pochylając się nad oparciem kanapy, by lepiej widzieć. W jego głosie pobrzmiewała nuta żalu.
Znów dało się słyszeć głuchy łoskot, gdy Subaru ponownie uderzył w ścianę. Miał ochotę gołymi rękami połamać sztylet, chociaż wiedział, że i tak by to nic nie dało.
- Jesteście za głośni… - odezwał się znużonym głosem dotąd milczący Shu. – Przez to tego nie słyszycie.
Wszyscy, wraz z Reijim, który właśnie wrócił do pokoju z metalową skrzyneczką w rękach, spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Shu pochylił się w swoim fotelu i oparł podbródek na splecionych dłoniach.
- Jej serce wciąż bije. Przeżyje to.
Reiji bez słowa położył swoją skrzynkę na stoliku i spojrzał znacząco na Ayato.
- Byłoby mi łatwiej, gdybyś się odsunął.
Zielonooki niechętnie wykonał polecenie, pozwalając, by jego przyrodni brat pochylił się nad Natsuki. Nagle ten zrobił coś czego nikt się po nim nie spodziewał – zaśmiał się. Ayato zgromił go spojrzeniem.
- Chyba miałeś…
- Może jednak nie jest taka głupia – Reiji przerwał mu wpół zdania, przeczesując włosy.
- Co masz na myśli? – odezwał się Raito.
Reiji poszerzył dziurę w koszulce dziewczyny i zabrał się za oczyszczanie rany.
- Sztylet mogący zabijać wampiry… Nie trafiła nim bezpośrednio w serce, ale pchnięcie było na tyle skuteczne, że przerwało połączenie, przynajmniej tymczasowo, z tą kobietą.
Bracia zamilkli, pozwalając Reijiemu pracować. Ciemnowłosy wampir zastygł jednak w bezruchu, gdy przyjrzał się z bliska oczyszczonej ranie. Krwawienie ustąpiło. Przesunął palcem po bladej skórze.
- Reiji – syknął ostrzegawczo Ayato.
Okularnik, więc bez przekonania opatrzył ranę. Wyprostował się ze sceptyczną miną.
- Nie mogę nic więcej zrobić. Rana sama się goi, niedługo nie powinno być po niej śladu. Może nawet jeszcze dziś się zasklepi.
- Ale jak to możliwe? – Raito zmarszczył brwi.
Reiji nie odpowiedział. Zamiast tego złapał nieprzytomną dziewczynę za podbródek i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wlał je do gardła bezbarwną substancję.
- Co to? – Ayato spiął się, ruszając w jego stronę.
- Powinno pomóc – odparł wymijająco, zamknąwszy swoją skrzyneczkę.
W tej chwili ciało dziewczyny uniosło się na posłaniu, a jej plecy wygięły się w łuk. Z jej ust natomiast wydobył się jęk. Po chwili znów opadła bezwładnie na kanapę.
- Co się dzieje? – Raito odepchnął się od fotela.
Ayato w jednej chwili znalazł się przy kanapie. Subaru odsunął się od ściany, podchodząc bliżej reszty.
- Przemiana? – zapytał Kanato.
Shu zmarszczył brwi, kręcąc głową.
- To raczej niemożliwe. Normalny człowiek…
Jego biologiczny brat nie dał mu jednak skończyć. Lodowatym głosem przypomniał:
- Ona nie jest normalnym człowiekiem. Ma serce tej kobiety.
W pokoju zapadła cisza, wszyscy wpatrywali się w ciało dziewczyny, oświetlane teraz przez pierwsze promienie słońca.
- Ale nie przemieni się – oznajmił Reiji, wychodząc z pomieszczenia. – Przynajmniej nie teraz – dodał, gdy był już poza zasięgiem wzroku i słuchu braci.
Nie mogli już nic
więcej zrobić. Pozostało im tylko czekać. Subaru wrócił pod ścianę, Shu i Raito
z powrotem opadli na swoje fotele. Kanato nie ruszył się ze swojego miejsca, a
Ayato ponownie ukucnął przy kanapie.
- Obudź się – powiedział, jakby miało to sprawić, że Natsuki nagle oprzytomnieje.
Pochylił się nad jej twarzą i z niezwykłą dla niego delikatnością przycisnął wargi do jej lekko rozchylonych ust.
Nikt nie skomentował jego zachowania. Jedynie Raito uśmiechnął się do siebie, opierając podbródek na dłoni.
Żaden z wampirów nie podejrzewałby Ayato o zdolność do przejmowania się kimś innym poza sobą, a już na pewno nie człowiekiem. Jednak Raito doskonale widział zmartwienie, czające się w zachowaniu swego brata. Przecież w końcu byli bliźniakami. Kiedyś, jako małe dzieci bardzo dobrze się rozumieli.
Ayato z tak niepodobnym do niego smutkiem w oczach przyjrzał się twarzy dziewczyny. Powoli wracały na nią kolory. Ciało ciemnowłosej wyglądało niczym wykonane z porcelany. Piękne, ale delikatne i kruche. Wydawało mu się, że gdyby teraz zbyt mocno ją ścisnął – pękłaby i rozsypała się w drobne kawałeczki.
Potrząsnął szybko głową, odganiając od siebie dziwne myśli. Ścisnął ostrożnie rękę dziewczyny.
- Natsuki… - niemal wyszeptał jej imię. – Otwórz oczy.
Ponownie nakrył jej usta swoimi, ale tym razem wyczuł jakiś ruch. Delikatny, słaby, niemal niewyczuwalny, mimo to był pewien. Odsunął się powoli, przyglądając się jej uważnie.
- Obudź się – powiedział, jakby miało to sprawić, że Natsuki nagle oprzytomnieje.
Pochylił się nad jej twarzą i z niezwykłą dla niego delikatnością przycisnął wargi do jej lekko rozchylonych ust.
Nikt nie skomentował jego zachowania. Jedynie Raito uśmiechnął się do siebie, opierając podbródek na dłoni.
Żaden z wampirów nie podejrzewałby Ayato o zdolność do przejmowania się kimś innym poza sobą, a już na pewno nie człowiekiem. Jednak Raito doskonale widział zmartwienie, czające się w zachowaniu swego brata. Przecież w końcu byli bliźniakami. Kiedyś, jako małe dzieci bardzo dobrze się rozumieli.
Ayato z tak niepodobnym do niego smutkiem w oczach przyjrzał się twarzy dziewczyny. Powoli wracały na nią kolory. Ciało ciemnowłosej wyglądało niczym wykonane z porcelany. Piękne, ale delikatne i kruche. Wydawało mu się, że gdyby teraz zbyt mocno ją ścisnął – pękłaby i rozsypała się w drobne kawałeczki.
Potrząsnął szybko głową, odganiając od siebie dziwne myśli. Ścisnął ostrożnie rękę dziewczyny.
- Natsuki… - niemal wyszeptał jej imię. – Otwórz oczy.
Ponownie nakrył jej usta swoimi, ale tym razem wyczuł jakiś ruch. Delikatny, słaby, niemal niewyczuwalny, mimo to był pewien. Odsunął się powoli, przyglądając się jej uważnie.
***
Gdy popchnęłam
zdecydowanie sztylet w swoją klatkę piersiową, niemal nie poczułam bólu. W tej
samej chwili głos w mojej głowie ustał, tak samo jak każdy inny dźwięk.
Ciemność zasłoniła moje oczy, zupełnie jakby ktoś wyłączył światło. Raz po raz,
powtarzałam w myślach jedno słowo – „przepraszam”. Zdawało mi się, że zanim
upadłam, chwyciły mnie czyjeś silne ramiona, ale nie byłam pewna. Niczego nie
mogłam być już pewna.
Zdawało mi się, że
tonę. Nie, to nie jest odpowiednie określenie. Nie tonęłam, a… dryfowałam.
Unosiłam się zewsząd otoczona wodą. Czarną, gęstą, lepką, niczym smoła. Nie
mogłam nic przez nią zobaczyć. Nie mogłam się ruszać. Nie mogłam mówić, widzieć
ani słyszeć. Czy tak wygląda śmierć?
Woda oblepiała mnie. Czarne macki owijały się wokół moich nóg, rąk, tułowia, głowy. Pętały mnie i ściągały w dół. Nie walczyłam. Nie potrafiłam.
Woda oblepiała mnie. Czarne macki owijały się wokół moich nóg, rąk, tułowia, głowy. Pętały mnie i ściągały w dół. Nie walczyłam. Nie potrafiłam.
I wtedy to
zobaczyłam. Niewielki, jasny punkcik wysoko nade mną. Biała kropelka pośród
morza czerni. Zaintrygowało mnie to. Wytężyłam wszystkie swoje przytępione
przez smolistą wodę zmysły. Usłyszałam głos. Znajomy, cichy, dobiegający z
oddali, tłumiony przez ciecz. Mój umysł się ożywił, a w sercu pojawiła się
nadzieja. Zapragnęłam walczyć.
Spróbowałam poruszyć ręką – nic. Dłonią. Nic. Skupiłam się najbardziej jak tylko potrafiłam. Porusz palcem, porusz palcem, porusz palcem. Błagam.
Udało się. Poruszyłam małym palcem prawej dłoni. Potem serdecznym, środkowym, wskazującym i kciukiem. Wreszcie całą dłonią.
Ogarnęła mnie taka euforia jakbym właśnie dokonała cudu. A może to był cud? Moje ciało przeszył ból, ale udało mi się uwolnić obie ręce. Wyszarpnęłam nogi i chociaż nigdy nie potrafiłam pływać, zaczęłam kierować się w górę. Nie dziwiłam się temu. Już nie umiałam.
Czarne macki pomknęły za mną w pościg, oplatając się wokół moich kostek. Ale nie poddałam się. Nie mogłam. Byłam już tak blisko celu. Biała plamka powiększała się coraz bardziej, w miarę jak się do niej zbliżałam…
Spróbowałam poruszyć ręką – nic. Dłonią. Nic. Skupiłam się najbardziej jak tylko potrafiłam. Porusz palcem, porusz palcem, porusz palcem. Błagam.
Udało się. Poruszyłam małym palcem prawej dłoni. Potem serdecznym, środkowym, wskazującym i kciukiem. Wreszcie całą dłonią.
Ogarnęła mnie taka euforia jakbym właśnie dokonała cudu. A może to był cud? Moje ciało przeszył ból, ale udało mi się uwolnić obie ręce. Wyszarpnęłam nogi i chociaż nigdy nie potrafiłam pływać, zaczęłam kierować się w górę. Nie dziwiłam się temu. Już nie umiałam.
Czarne macki pomknęły za mną w pościg, oplatając się wokół moich kostek. Ale nie poddałam się. Nie mogłam. Byłam już tak blisko celu. Biała plamka powiększała się coraz bardziej, w miarę jak się do niej zbliżałam…
Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza jak po
nurkowaniu. Ale czy właśnie tego nie robiłam? Blask porannych promieni
słonecznych poraził moje oczy. Zacisnęłam powieki. Kręciło mi się w głowie, w
uszach szumiało, a w płucach piekło. Poczułam jakiś dotyk na twarzy, wokół mnie
słyszałam głosy. Przez chwilę nie potrafiłam sobie przypomnieć co się stało i
gdzie jestem. Wreszcie się uspokoiłam, wyrównałam oddech i powoli otworzyłam
oczy.
Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam była
twarz. Bardzo znajoma twarz. Zielone oczy wpatrywały się we mnie intensywnie
z…troską? Zmartwieniem? Zamrugałam, niepewna.
- Aya…to? - skrzywiłam się, słysząc swój słaby, zachrypnięty głos.
- Tak. Witaj z powrotem – kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu.
Zdałam sobie sprawę, że nie tylko Ayato
tu jest. Uśmiechała się do mnie czwórka innych wampirów. Nawet Subaru, nawet
Shu! Lekko, prawie niezauważalnie, ale jednak. Tylko twarz Reiji’ego pozostawała
tą samą, kamienną maską.
- Wszyscy… przepraszam… - szepnęłam.
W tej samej chwili zwróciłam uwagę na to,
że w mojej głowie panuje cisza. Irytujący głos Cordelii wreszcie zamilkł.
Odetchnęłam z ulgą, przymykając oczy.
- Udało się.
Świetny *.* Kiedy następny?
OdpowiedzUsuńCóż, ciężko mi powiedzieć... Wszystko zależy od weny xD
UsuńŚwietny! Już sie nie mogłam doczekać aż przeczytam :D. Mam nadzieje, że kolejny rozdzialki już piszesz :) Wieć życze ci dużooo weny aby ci jej nie zabrakło bo piszesz naprawdę cudnie ^.^
OdpowiedzUsuńAww, dzięki ^w^ I tak, następny rozdział zaczęłam dzisiaj pisać :3
UsuńStrasznie mi się podoba twoje opowiadanie Diabolik Lovers ,bo bohaterka nie jest tak ciapowata jak w anime :) Co prawda uwielbiam to anime ale z charakterem Yui trochę przesadzili :/ Twoje opowiadanie jest strasznie fajne i mnie masakrycznie wciągnęło :) Fajnie że rozwijasz wątek między Natsuki a Ayato :) Już nie mogę się doczekać nexta.Życzę dużo weny i pozdrawiam :* <3
OdpowiedzUsuńOooch, dziękuję :3 Charakter Yui był właśnie główną przyczyną tego, że zmieniłam bohaterkę, bo twórcy naprawdę przesadzili według mnie .-.
UsuńTo prawda że przesadzili,ale i tak nie jest gorsza od bohaterki z Amnesi ,tam to już całkiem przesadzili,jest tak okropna że odechciewa się oglądać :/ W Diabolik Lovers,Yui przynajmniej co chwilę nie wzdycha i nie robi z siebie aż takiej ofiary jak ta w Amnesi :3 A jak z pomysłami na nexta?Masz już jakieś? :)
UsuńRacja, zapomniałam o tej z Amnesii .-. Podsumowując wszystkie haremy jakie widziałam, ta GB (jak można nawet nie mieć imienia?) pobijała wszystkie inne. Ona mówiła przecież niewiele więcej od swojej torebki ;__;
UsuńA co do pomysłów... owszem, mam i jestem w trakcie pisania :3
Cudo
OdpowiedzUsuńCiekawe. Bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńOjejciu ale ten Ayato jest taki Kawaii *-* poprostu go kocham jejciu on jest taki opiekunczy ciesze sie ze to on siedział obok kanapy i sie w nia wpatrywał i prosił aby sie obudziła....jednego sie balam ze Subaru mg sb ten sztylet wbic bo on byl na wampiry. Ale ogólnie fajny rozdział
OdpowiedzUsuńFajne. *-*
OdpowiedzUsuńPożycz mi swoją wenę, bo nie mam jej.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och Ayato taki słodki... uff żyje i cieszy mnie ten fakt jak widać wszyscy się martwili o nią...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia