Strony

niedziela, 21 września 2014

Zapomniana Melodia: Partytura 1

Nadszedł czas by zaprezentować wam 1 rozdział "Zapomnianej Melodii". Mam nadzieję, że się wam spodoba. Na pocieszenie dodam, że 2 rozdział "Nastoletniego Terroru" jest już w trakcie pisania i mam również pomysł na kontynuację "Diabolik Lovers" ^ ^. Trudno mi jednak stwierdzić, kiedy pojawią się na blogu. Dużo zależy niestety od szkoły :c


 Sen
Widok sterczącego nad sobą rozzłoszczonego nauczyciela zaraz po przebudzeniu z pewnością nie jest najprzyjemniejszą rzeczą pod słońcem. Moja przyjaciółka z dobroci swego serca właśnie usilnie starała się mi tego oszczędzić, potrząsając mocno moim ramieniem. Jęknęłam cicho, uchyliwszy nieznacznie powieki.
- Co jest, Kitty? - wymamrotałam zaspanym głosem.
- Panna Histeryczka zaraz cię zabije - syknęła mi tamta do ucha.
- Panna Histeryczka? - powtórzyłam nieprzytomnie przezwisko jakim obdarzyliśmy naszą nauczycielkę historii. Oprzytomniałam jednak błyskawicznie, gdy wystawiwszy głowę spod bluzy, pod którą drzemałam, dostrzegłam morderczy wzrok kobiety. Szybko wyprostowałam się na swoim fotelu.
- Elizabeth Lockay. Rozumiem, że doskonale znasz tę historię, mogłabyś ją sama opowiedzieć, a ja cię tylko zanudzam?
- N-nie...ja tylko...
- Wyraźnie wczoraj mówiłam, że macie iść wcześnie spać, żeby na wycieczce być wypoczęci.
- To prawda, ale ja...
- Już się nie tłumacz, po prostu uważaj - kobieta posłała mi zza okularów chłodne spojrzenie swoich szarych tęczówek. - A teraz spójrzcie na ksera, które dla was przygotowałam...
Westchnąwszy ciężko, osunęłam się w swoim fotelu. Kątem oka zerknęłam na Kate, moją najlepszą przyjaciółkę, która starała się powstrzymać śmiech. Dałam jej kuksańca w bok.
- Hej! A to za co?
- Mogłaś mnie wcześniej obudzić!
- Próbowałam. Spałaś jak zabita. W dodatku gadałaś przez sen - kolejny stłumiony chichot.
- Gadałam? - spojrzałam na nią zaskoczona. - A co takiego?
- Nie wiem, mamrotałaś pod nosem. Nie dało się ciebie zrozumieć. A co ci się w ogóle śniło?
- Śniła mi się... - zamyśliłam się. - Melodia.
- Melodia? - teraz Kate już parsknęła śmiechem.
- Nie śmiej się! - trzepnęłam ją w ramię. - Mówię prawdę.
- Okay, okay, wierzę ci.
Przerwałyśmy rozmowę, gdyż w tej chwili dotarły do nas ksera przygotowane przez Pannę Histeryczkę. Było to kilka spiętych ze sobą kartek z czarno-białymi ilustracjami i tekstem. 
Nauczycielka odchrząknęła i przebiegła wzrokiem po autokarze, sprawdzając czy wszyscy otrzymali materiały.
- Tak więc, kontynuując... Te tereny zamieszkiwały dwa znane i wysoko postawione rody - Kaylock oraz Redmond. Młoda hrabina, córka Kaylock'ów w wieku szesnastu lat została wydana za starszego od siebie o sześć lat hrabiego Redmonda. Repliki ich portretów macie na kserach.
- Ty! Eli, patrz na to! - Kate szturchnęła mnie w ramię, wskazując na kartkę z portretami.
- Co jest? - nachyliłam się w jej stronę.
- Nie uważasz, że ta cała hrabina jest do ciebie podobna?
- Do mnie?
Przyjrzałam się niewielkiej ilustracji przedstawiającej twarz pięknej, młodej dziewczyny. Miała delikatne rysy twarzy, duże oczy i drobne usta ułożone w lekki uśmiech. Kilka kosmyków włosów zwisało luźno z misternie upiętego koka, okalając jej twarz wyrażającą dumę.
- Żartujesz - parsknęłam. - W ogóle nie jesteśmy podobne.
- A gdzie tam. Ślepa w takim razie jesteś.
- No dzięki...
- Ej, ale w ogóle patrz na to. Obie macie na imię Elizabeth. No, i te nazwiska. Kaylock, Lockay. Hej, może jesteś jej jakąś reinkarnacją?
Spojrzałam na nią z uniesionymi brwiami, po czym obie wybuchłyśmy śmiechem.
- Nie no, ale męża to byś miała zarąbistego. Niezłe ciacho jak na dziewiętnastowiecznego gościa - stwierdziła Kate, wskazując na kolejny obrazek.
Ten przedstawiał przystojnego mężczyznę z długimi włosami i wyraźnie szlachetnymi rysami. Jego usta układały się w ciepły uśmiech, a trzeba przyznać, że był on zniewalający. I chociaż była to tylko czarno-biała ilustracja, poczułam się dziwnie, jakbym skądś go znała. Niewiele myśląc pogładziłam palcem ten niewielki portret.
- Co jest, zakochałaś się? - Kate dźgnęła mnie palcem w brzuch, uśmiechając się znacząco.
- No jasne, od pierwszego wejrzenia - zaśmiałam się, chociaż wyszło to trochę nerwowo. Nie opuszczało mnie wciąż to dziwne wrażenie, gdy wpatrywałam się w nieruchomą twarz hrabiego.
- Nie masz na co liczyć, nie twoja liga! Nie miałabyś u niego żadnych szans! - doszedł mnie śmiech koleżanek z klasy.
- Jedyny powód, dla którego nie miałaby u niego szans, to fakt, że ten koleś nie żyje od jakichś dwóch wieków! - odszczeknęła się w moim imieniu Kate.
Uśmiechnęłam się pod nosem, przeglądając dalsze informacje z kartek, podczas gdy nauczycielka historii wróciła do swojej opowieści.
- ... jednak ich życie nie było zbyt długie ani szczęśliwe. Wydarzyła się bowiem straszna dla obu rodów tragedia, której nikt się nie spodziewał. Młoda Elizabeth została zamordowana, a głównym podejrzanym stał się jej mąż, Victor. Sprawa jednak nigdy nie została rozwiązana, gdyż ten w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął i nigdy nie odnaleziono ani jego, ani jego ciała.
- Taki ładny, a morderca... - mruknęła cicho Kate.
- Wierzysz w to? - zapytałam zdziwiona.
- No, a czemu nie? Wiesz, on był starszy, może taka smarkata żona mu się znudziła albo coś... Może nie zadowoliła go w łóżku? W każdym razie, pewnie o coś się pokłócili, koleś ją zabił, a potem zwiał - wzruszyła ramionami.
- Nie wierzę - odpowiedziałam zdenerwowana, czując nagłą potrzebę bronienia hrabiego. - On nie mógłby czegoś takiego zrobić!
- Spokojnie, spokojnie. Czemu tak uważasz?
- Bo... - nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie miałam pojęcia skąd we mnie takie przeczucie.
Kate się zaśmiała.
- Może i był ładny, ale wiesz... nie oceniaj książki po okładce - mówiąc to szturchnęła mnie ramieniem.
- A ty po cudzej recenzji - oddałam jej.

Autokar zatrzymał się na niewielkim, wyłożonym żwirem parkingu. Gdy tylko wysypaliśmy się z pojazdu i ruszyliśmy w kierunku naszego celu, Panna Histeryczka zaczęła kontynuować swój wykład.
- Pierwszym punktem naszej dzisiejszej wycieczki będzie ogród należący niegdyś do rodziny Kaylock. Było to ulubione miejsce spotkań Elizabeth i Victora. Został zaprojektowany, a następnie wybudowany w połowie dziewiętnastego wieku...
Wreszcie, gdy mieliśmy już zdecydowanie dość paplaniny naszej nauczycielki na temat architektury, niemal niczym zbawienie ukazała nam się brama do ogrodu. Wysoka, z długimi zakończonymi na wzór grotów strzał prętami. Nad bramą, na dwóch kamiennych kolumnach ustawionych naprzeciwko siebie, stały dwie, zniszczone teraz tak samo jak brama, figury aniołów. Idealnie nad środkiem przejścia krzyżowały one ze sobą dwie długie włócznie. 
Przy bramie czekała już na nas nasza przewodniczka - pulchna kobieta z rudymi włosami związanymi w krótką kitkę. Uśmiechnęła się ona do nas promiennie i wykonując zapraszający gest, pchnęła bramę. Ta otworzyła się z głośnym zgrzytnięciem. Kilka osób spojrzało po sobie z powątpiewaniem.
W ślad za przewodniczką oraz nauczycielką, wkroczyliśmy do ogrodu. Zewsząd otaczały nas teraz potężne drzewa, krzewy i różnorodne kwiaty, które nie będąc pod opieką żadnego ogrodnika rozrosły się dziko po całej okolicy. Trawa wraz z chwastami wyrastała spomiędzy kolorowych płytek tworzących ścieżkę, po której stąpaliśmy. Gdzieniegdzie spośród zdziczałego zielska wychylały się samotne, wybrakowane posągi. 
Ogród napełnił mnie dziwną melancholią. Czułam się jakbym już tu kiedyś była. Jakbym właśnie odwiedzała miejsce ze swoich snów. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony w moją świadomość wkradał się niepokój, który po chwili ustępował miejsca smutkowi, a następnie spokojowi. 
To musiało być kiedyś piękne miejsce, pomyślałam, wpatrując się w ciemną toń niewielkiego jeziorka. Na gładkiej powierzchni widziałam własne odbicie. Nagle woda zafalowała. Przyglądałam się zafascynowana jak moja sylwetka rozpływa się, by w następnej chwili przybrać już zupełnie inny kształt. Kształt młodego mężczyzny z ilustracji. Wciągnęłam ze świstem powietrze.
W tej chwili jednak czyjaś dłoń wylądowała na moim ramieniu. Czar prysł. Na wodzie ponownie widziałam jedynie własne odbicie. Odwróciłam głowę, aby ujrzeć zmartwioną twarz Kate.
- Dobrze się czujesz? - zapytała.
- Tak... tak. Czemu pytasz?
- Wołałam cię. Nie reagowałaś.
- Ach... wybacz... Zamyśliłam się - zbyłam ją.
- Okay, ale teraz się pospieszmy - Kate uśmiechnęła się i pociągnęła mnie w kierunku starej fontanny znajdującej się w centralnej części ogrodu, gdzie zgromadziła się reszta wycieczki.

- Czy są jakieś pytania? - odezwała się Panna Histeryczka, gdy przewodniczka skończyła opowiadać.
Jeden z chłopaków podniósł niepewnie dłoń.
- Dlaczego ogrodu nigdy nie odnowiono? - zapytał, gdy udzielono mu głosu. - Przecież z tego co pani mówiła wszystko inne, rezydencję Kaylock'ów i w ogóle resztę odnowiono.
Przewodniczka odchrząknęła i z uśmiechem na ustach, zaczęła tłumaczyć:
- Wszystko przez legendę dotyczącą śmierci Elizabeth Kaylock. Mówi się, że gdy zginęła w ogrodzie zapanowała niemal zupełna cisza. Ptaki przestały śpiewać, wiatr przestał wiać. Wszystko wyglądało jakby zatrzymane w czasie. Jedynym dźwiękiem, który mącił tę ciszę była melodia płynąca z zegarka - prezentu dla Elizabeth od Victora. Znaleziono go tutaj, na murku przy tej właśnie fontannie. Miał otwartą klapkę, a wskazówki zatrzymały się ponoć na godzinie śmierci hrabiny.
Kątem oka spojrzałam na Kate, niezbyt przejętą całą tą historią. Powoli wypuściłam powietrze, które nieświadomie do tej pory wstrzymywałam. Moje dłonie zaciśnięte w pięści dygotały. Rozprostowałam palce i starałam się opanować, żeby nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi.
- No, dobrze. Teraz macie trochę czasu wolnego dla siebie - przemówiła ponownie nauczycielka historii. - My idziemy załatwić wejście na dwór Kaylock'ów. Możecie pokręcić się trochę po ogrodzie, czy co tam chcecie. Nie oddalajcie się tylko zbytnio ani niczego nie zniszczcie. Spotykamy się w tym samym miejscu za pół godziny.
- Pfft... I co my mamy niby robić w tym zarośniętym ogrodzie? - mruknęła Kate.
- Nie wiem. Może po prostu usiądziemy? - wskazałam na fontannę. Na jej murku przycupnęło już kilka innych osób.
- Ok - moja przyjaciółka wzruszyła obojętnie ramionami, najwidoczniej nie mając lepszego pomysłu.

- No i jak ci się podoba? - zapytałam po chwili, gdy już siedziałyśmy na nagrzanych od słońca kamieniach.
- Fantastycznie. Zarośnięty, walący się ogród. Po prostu szczyt moich marzeń jeśli chodzi o wycieczkę... - odparła markotnie Kate. - Może i ta cała historia jest ciekawa, ale bez przesady. Skuli jakiejś głupiej legendy pozwolili, by cały ogród porosły chaszcze?
Zakryłam usta dłonią, tłumiąc chichot. Przyjaciółka spojrzała na mnie zdziwiona, po czym dźgnęła mnie palcem między żebra, sama również wybuchając śmiechem.
Niedługo później, może zaledwie po kilku minutach, moje powieki zaczęły mi niemiłosiernie ciążyć, a głowa sama opadła na ramię Kate. 
- Co jest? Hej! Nie próbuj mi tu zasypiać! - mówiła do mnie, potrząsając mną. Jej głos dochodził jednak do mnie przytłumiony, jakby z oddali. Senność ogarnęła mnie całkowicie. Pozwoliłam powiekom opaść.

***

Nie wiem, po jak długim czasie się obudziłam. Jednak, jak tylko otworzyłam oczy, wiedziałam już, że coś jest nie tak. Rozejrzałam się, zdezorientowana. Nigdzie nie widziałam Kate, znajomych z klasy ani nauczycielki. Ogarnęła mnie panika. Zerwałam się gwałtownie z miejsca. Tak długo spałam? Ale jak to możliwe, skoro słońce wciąż jest wysoko? A poza tym, Kate na pewno by mnie obudziła? Gdzie się wszyscy podziali? Co tu w ogóle jest grane?, kolejne myśli błyskawicznie pojawiały się w mojej głowie.
Niewiele myśląc, puściłam się biegiem w stronę, z której przyszliśmy. Po drodze nawoływałam wszystkich, których imiona przyszły mi do głowy. Wśród nich najczęściej pojawiało się oczywiście imię mojej przyjaciółki. 
Wreszcie wpadłam na pomysł, żeby do kogoś zadzwonić. Zatrzymałam się więc pośrodku ścieżki i sięgnęłam do kieszeni moich dżinsów. Jednak moja dłoń nie natknęła się ani na telefon, ani nawet na kieszeń. Spojrzałam w dół i zamarłam.
- Co ja mam na sobie?! - pisnęłam.
Przesunęłam dłońmi wzdłuż swojego ciała, muskając opuszkami palców gładki materiał. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Miałam bowiem na sobie, ciężką, niezwykle elegancką purpurową suknię. Pociągnęłam sięgający ziemi materiał i moim oczom ukazały się delikatne pantofle na obcasach. Następnie przesunęłam dłońmi po swojej twarzy i włosach, które ukazały się być misternie poupinane. Przełknęłam ciężko ślinę.
- Co tu jest grane?...
Ponownie rozejrzałam się po ogrodzie i w tej chwili uderzyła mnie kolejna rzecz. Ogród wyglądał... zupełnie inaczej. Jak zapewne musiał wyglądać za swoich dawnych czasów. Równo przycięta trawa oraz krzaki róż, lśniące bielą posągi, skrząca się woda tryskająca z fontanny, śpiew ptaków dochodzący z koron drzew.
Na trzęsących się nogach skierowałam się na niewielki drewniany mostek, przy jeziorku, w które wcześniej tak się wpatrywałam. Zacisnęłam dłonie na drewnianej balustradzie, spoglądając na krystalicznie czystą wodę. Na gładkiej tafli pojawiło się moje odbicie. A raczej odbicie dziwnej mnie w dziewiętnastowiecznym stroju. Zacisnęłam powieki.
- To musi być sen, to na pewno tylko mój kolejny, pokręcony sen - powtarzałam sobie te słowa niczym mantrę.
Otworzyłam ponownie oczy, ale nic się nie zmieniło. No, może prawie nic. Na powierzchni wody pojawiła się bowiem druga sylwetka. Ta sama, co wcześniej.
- Czekałem na ciebie, Lizzy - odezwał się głos za moimi plecami.

3 komentarze:

  1. Zapowiada się na świetną historię, czekam na kolejny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Super historia. Ciekawa fabuła, niezwykły język i fajny sposób narracji. Czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    czyli to ona, jej nowe wcielenie, historia bardzo ciekawa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń