Świętowanie z wampirami
Do świąt pozostało
zaledwie kilka dni. Co prawda, nie obeszło się bez trudności, ale udało mi się
przekonać braci Sakamaki, by pomogli mi z przygotowaniami. Choć na początku
niechętnie, po niedługim czasie zgadzali się już na moje propozycje bez
większych oporów.
I tak, pewnego wieczoru (oczywiście przecież, że nie w ciągu dnia), na dwa dni przed Wigilą wybrałam się na zakupy do centrum handlowego w towarzystwie Ayato, Laito, Kanato oraz Subaru. Shuu, zbyt leniwy, aby ruszyć swój tyłek z rezydencji podczas wolnego dnia, miał zająć się świąteczną muzyką. Natomiast jego młodszy, sztywny brat Reiji obiecał (po zmuszeniu) posprawdzać, jak wyglądają sprawy ze świątecznym wyposażeniem domu.
Całe centrum było niesamowicie wystrojone. Na parterze stała kilkumetrowa choinka, wzdłuż ruchomych schodów ciągnęły się kolorowe łańcuchy oraz migoczące lampki, z sufitu zwieszały się złote i srebrne, olbrzymie gwiazdy i bombki, a w sklepowych witrynach pełno było najróżniejszych ozdób. Dodatkowo, z głośników płynęły najpopularniejsze świąteczne przeboje.
- No, dobra – zatrzymałam się, wyciągając z torebki cienki plik kartek. – Kanato, ty zajmij się słodyczami.
Podałam chłopakowi jedną z list. Ten skinął głową i odszedł, dyskutując ze swoim ukochanym pluszakiem.
- Laito – zamachałam drugą kartką przed nosem Kapelusznika. – Tobie przydzielam ozdoby.
- Jak sobie życzysz, Maleńka – uśmiechnął się, mrugając do mnie, po czym odmaszerował w swoją stronę.
- Ayato, Subaru – zwróciłam się do pozostałej dwójki. – Wy idziecie ze mną.
- A czym mamy się zająć? – zapytał Ayato, rozglądając się po centrum.
- Potrawy, prezenty, różne duperele…
Wampir uniósł brwi, ale nic nie powiedział.
Tak, jak się spodziewałam, w sklepach było niezwykle tłoczno. Jednak, na szczęście, nie musiałam przepychać się przez tłum – ludzie samoistnie rozstępowali się, gdy tylko widzieli Ayato i Subaru. Za każdym takim razem mimowolnie się uśmiechałam. Z drugiej natomiast strony, w pewien sposób było to smutne. Ale nie wdawałam się w dłuższe przemyślenia na ten temat. Chciałam po prostu jak najszybciej skończyć zakupy.
Chłopcy w milczeniu, bez marudzenia, przyjmowali ode mnie kolejne wypełnione reklamówki. Chociaż widziałam po ich twarzach, że włóczenie się po sklepach i robienie za tragarzy nie jest szczytem ich marzeń. Kiedy już wyraźnie mieli serdecznie dość, zaproponowałam, żeby zaczekali na mnie przy jednej z ławek rozstawionych w korytarzach. Obaj spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
- Muszę… załatwić kilka babskich spraw – tłumaczyłam. – Wątpię żeby chciało się wam mi przy tym towarzyszyć. Zresztą… wolę sama to załatwić. To do zobaczenia! – rzuciłam szybko, gdy chcieli zaprotestować i pognałam w stronę paru ostatnich sklepów.
I tak, pewnego wieczoru (oczywiście przecież, że nie w ciągu dnia), na dwa dni przed Wigilą wybrałam się na zakupy do centrum handlowego w towarzystwie Ayato, Laito, Kanato oraz Subaru. Shuu, zbyt leniwy, aby ruszyć swój tyłek z rezydencji podczas wolnego dnia, miał zająć się świąteczną muzyką. Natomiast jego młodszy, sztywny brat Reiji obiecał (po zmuszeniu) posprawdzać, jak wyglądają sprawy ze świątecznym wyposażeniem domu.
Całe centrum było niesamowicie wystrojone. Na parterze stała kilkumetrowa choinka, wzdłuż ruchomych schodów ciągnęły się kolorowe łańcuchy oraz migoczące lampki, z sufitu zwieszały się złote i srebrne, olbrzymie gwiazdy i bombki, a w sklepowych witrynach pełno było najróżniejszych ozdób. Dodatkowo, z głośników płynęły najpopularniejsze świąteczne przeboje.
- No, dobra – zatrzymałam się, wyciągając z torebki cienki plik kartek. – Kanato, ty zajmij się słodyczami.
Podałam chłopakowi jedną z list. Ten skinął głową i odszedł, dyskutując ze swoim ukochanym pluszakiem.
- Laito – zamachałam drugą kartką przed nosem Kapelusznika. – Tobie przydzielam ozdoby.
- Jak sobie życzysz, Maleńka – uśmiechnął się, mrugając do mnie, po czym odmaszerował w swoją stronę.
- Ayato, Subaru – zwróciłam się do pozostałej dwójki. – Wy idziecie ze mną.
- A czym mamy się zająć? – zapytał Ayato, rozglądając się po centrum.
- Potrawy, prezenty, różne duperele…
Wampir uniósł brwi, ale nic nie powiedział.
Tak, jak się spodziewałam, w sklepach było niezwykle tłoczno. Jednak, na szczęście, nie musiałam przepychać się przez tłum – ludzie samoistnie rozstępowali się, gdy tylko widzieli Ayato i Subaru. Za każdym takim razem mimowolnie się uśmiechałam. Z drugiej natomiast strony, w pewien sposób było to smutne. Ale nie wdawałam się w dłuższe przemyślenia na ten temat. Chciałam po prostu jak najszybciej skończyć zakupy.
Chłopcy w milczeniu, bez marudzenia, przyjmowali ode mnie kolejne wypełnione reklamówki. Chociaż widziałam po ich twarzach, że włóczenie się po sklepach i robienie za tragarzy nie jest szczytem ich marzeń. Kiedy już wyraźnie mieli serdecznie dość, zaproponowałam, żeby zaczekali na mnie przy jednej z ławek rozstawionych w korytarzach. Obaj spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
- Muszę… załatwić kilka babskich spraw – tłumaczyłam. – Wątpię żeby chciało się wam mi przy tym towarzyszyć. Zresztą… wolę sama to załatwić. To do zobaczenia! – rzuciłam szybko, gdy chcieli zaprotestować i pognałam w stronę paru ostatnich sklepów.
- Naprawdę nie mam pojęcia, co dziewczyny widzą w zakupach –
mruknął Ayato jakiś czas później, gdy już zanieśliśmy zakupy do limuzyny i
wracaliśmy do rezydencji.
- Hej, kupiłam same najpotrzebniejsze rzeczy. Chyba nie widziałeś dziewczyny ogarniętej szałem zakupów. Uwierz, że takie są gorsze ode mnie – prychnęłam, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- Czyżby, Naleśniku? – kąciki ust wampira uniosły się w uśmiechu. Niedługo po przesłuchaniu, na którym byłam, wrócił mu humor i od tego czasu zachowywał się już normalnie.
- Wyobraź sobie – odwróciłam się do okna, aby uciec przed spojrzeniem jego jadowicie zielonych oczu.
- Czy ty się rumienisz, Maleńka? – zachichotał Laito ze swojego miejsca.
- Ja?! – przyłożyłam dłonie do swoich policzków. – Chyba ci się przywidziało.
- Może masz gorączkę? – zasugerował dotąd milczący Subaru.
- Mogę to sprawdzić… - odezwał się Ayato. W samochodowej szybie mignęło mi odbicie jego złośliwego uśmieszku.
- Ani się waż! – pisnęłam, odwracając się gwałtownie w jego stronę. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, że jego twarz znajduje się aż tak blisko. Zaskoczona, podskoczyłam na swoim siedzeniu, niemal uderzając przy tym głową w dach limuzyny. Laito teraz już nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Subaru zmarszczył brwi.
- Coś ty taka nerwowa, Naleśniku? – Ayato przesunął się ponownie na swoje miejsce.
- Hej, Teddy, jak myślisz, czy to przez te święta czy przez coś innego? – Kanato ponownie wdał się w jednostronną dyskusję z pluszowym misiem.
- Och, dajcie spokój… - zsunęłam się w swoim siedzeniu, modląc się, by głupie rumieńce zniknęły z mojej twarzy.
- Hej, kupiłam same najpotrzebniejsze rzeczy. Chyba nie widziałeś dziewczyny ogarniętej szałem zakupów. Uwierz, że takie są gorsze ode mnie – prychnęłam, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- Czyżby, Naleśniku? – kąciki ust wampira uniosły się w uśmiechu. Niedługo po przesłuchaniu, na którym byłam, wrócił mu humor i od tego czasu zachowywał się już normalnie.
- Wyobraź sobie – odwróciłam się do okna, aby uciec przed spojrzeniem jego jadowicie zielonych oczu.
- Czy ty się rumienisz, Maleńka? – zachichotał Laito ze swojego miejsca.
- Ja?! – przyłożyłam dłonie do swoich policzków. – Chyba ci się przywidziało.
- Może masz gorączkę? – zasugerował dotąd milczący Subaru.
- Mogę to sprawdzić… - odezwał się Ayato. W samochodowej szybie mignęło mi odbicie jego złośliwego uśmieszku.
- Ani się waż! – pisnęłam, odwracając się gwałtownie w jego stronę. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, że jego twarz znajduje się aż tak blisko. Zaskoczona, podskoczyłam na swoim siedzeniu, niemal uderzając przy tym głową w dach limuzyny. Laito teraz już nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Subaru zmarszczył brwi.
- Coś ty taka nerwowa, Naleśniku? – Ayato przesunął się ponownie na swoje miejsce.
- Hej, Teddy, jak myślisz, czy to przez te święta czy przez coś innego? – Kanato ponownie wdał się w jednostronną dyskusję z pluszowym misiem.
- Och, dajcie spokój… - zsunęłam się w swoim siedzeniu, modląc się, by głupie rumieńce zniknęły z mojej twarzy.
***
- Wiesz, że mamy służących? – zapytał Shuu, obserwując jak
biegam tam i z powrotem, wieszając ostatnie dekoracje w salonie. – Czemu nie
każesz im tego zrobić?
- Cóż – wpatrywałam się w choinkę, ściskając w dłoni szpic w kształcie złotej gwiazdy. Byłam za niska, żebym sama mogła go włożyć. – Bo zrobienie tego samemu, jest o wiele zabawniejsze.
- Co robienie samemu jest o wiele zabawniejsze? – odezwał się ze szczytu schodów Laito, oplatający poręcz granatowym łańcuchem. – O czymkolwiek mówicie, sądzę, że zabawniejsze byłoby robienie tego we dwójkę, Maleńka.
- Ty tam wracaj do pracy – machnęłam na niego ręką. Ponownie zmierzyłam choinkę wzrokiem. Może jak stanę na palcach… nie to na nic.
- Pomóc ci?
Odwróciłam się. Za mną stał Ayato. Odłożył kartonowe pudło wypełnione kolorowymi ozdobami na podłogę i spojrzał na mnie pytająco.
- Ja z chęcią po-
- Zamknij się – uciszył swojego brata, nawet na niego nie patrząc.
- Jeśli mógłbyś włożyć to na czubek choinki to byłabym…Hej, co ty wyprawiasz?! – krzyknęłam, zaskoczona.
Ayato bowiem, nim skończyłam mówić, położył dłonie na moich biodrach i pomimo moich protestów, podniósł mnie.
- O co ci chodzi, Naleśniku? Teraz dosięgniesz.
Miał rację. W ten sposób mogłam bez problemu włożyć ozdobę na czubek choinki. Tak też zrobiłam.
- Okay, możesz mnie postawić – oznajmiłam.
Wampir opuścił mnie więc na podłogę, ale jego dłonie zatrzymały się na moich biodrach odrobinę dłużej niż było to konieczne. Ubawiony Laito, zaśmiał się radośnie nad naszymi głowami.
- Hej, Maleńka, jesteś pewna, że nie masz gorączki? Może Subaru miał jednak ra…
Nim zdążył dokończyć zdanie sięgnęłam po jedną z plastikowych bombek z pudła, które przyniósł Ayato i najzwyczajniej w świecie, rzuciłam nią w wampira. Czerwona kulka odbiła się od kapelusza zaskoczonego chłopaka.
- Aj! A to za co? – zapytał, udając oburzenie.
Tym razem to Ayato się zaśmiał, a z korytarza dobiegło mnie ciche parsknięcie Subaru, który najwidoczniej również widział tą scenę.
- Masz niezłego cela, Naleśniku.
- Dzięki.
- Heej~. Czy wy mnie ignorujecie?
- Właśnie tak, Kapeluszniku. Wracaj do pracy.
- Tak, tak. Się robi, Maleńka~.
- Cóż – wpatrywałam się w choinkę, ściskając w dłoni szpic w kształcie złotej gwiazdy. Byłam za niska, żebym sama mogła go włożyć. – Bo zrobienie tego samemu, jest o wiele zabawniejsze.
- Co robienie samemu jest o wiele zabawniejsze? – odezwał się ze szczytu schodów Laito, oplatający poręcz granatowym łańcuchem. – O czymkolwiek mówicie, sądzę, że zabawniejsze byłoby robienie tego we dwójkę, Maleńka.
- Ty tam wracaj do pracy – machnęłam na niego ręką. Ponownie zmierzyłam choinkę wzrokiem. Może jak stanę na palcach… nie to na nic.
- Pomóc ci?
Odwróciłam się. Za mną stał Ayato. Odłożył kartonowe pudło wypełnione kolorowymi ozdobami na podłogę i spojrzał na mnie pytająco.
- Ja z chęcią po-
- Zamknij się – uciszył swojego brata, nawet na niego nie patrząc.
- Jeśli mógłbyś włożyć to na czubek choinki to byłabym…Hej, co ty wyprawiasz?! – krzyknęłam, zaskoczona.
Ayato bowiem, nim skończyłam mówić, położył dłonie na moich biodrach i pomimo moich protestów, podniósł mnie.
- O co ci chodzi, Naleśniku? Teraz dosięgniesz.
Miał rację. W ten sposób mogłam bez problemu włożyć ozdobę na czubek choinki. Tak też zrobiłam.
- Okay, możesz mnie postawić – oznajmiłam.
Wampir opuścił mnie więc na podłogę, ale jego dłonie zatrzymały się na moich biodrach odrobinę dłużej niż było to konieczne. Ubawiony Laito, zaśmiał się radośnie nad naszymi głowami.
- Hej, Maleńka, jesteś pewna, że nie masz gorączki? Może Subaru miał jednak ra…
Nim zdążył dokończyć zdanie sięgnęłam po jedną z plastikowych bombek z pudła, które przyniósł Ayato i najzwyczajniej w świecie, rzuciłam nią w wampira. Czerwona kulka odbiła się od kapelusza zaskoczonego chłopaka.
- Aj! A to za co? – zapytał, udając oburzenie.
Tym razem to Ayato się zaśmiał, a z korytarza dobiegło mnie ciche parsknięcie Subaru, który najwidoczniej również widział tą scenę.
- Masz niezłego cela, Naleśniku.
- Dzięki.
- Heej~. Czy wy mnie ignorujecie?
- Właśnie tak, Kapeluszniku. Wracaj do pracy.
- Tak, tak. Się robi, Maleńka~.
- Kanato, mam nadzieję, że nie zżerasz większości słodyczy?
– rzuciłam przez ramię, wchodząc do kuchni. Wampir podniósł na mnie wzrok,
oblizując palce z kolorowego lukru. – Zostaw coś na kolację.
- Czemu tak biegasz? – zapytał Reiji, siedzący w kącie z książką na kolanach.
- Jest Wigilia. Zaraz kolacja. A ty mógłbyś pomóc. Wszyscy inni zaangażowali się bez marudzenia.
- Tak, naprawdę doceniam twój dar przekonywania…
- Dziwnie to mówić, ale jesteś chyba bardziej leniwy niż Shuu.
Okularnik spiorunował mnie wzrokiem. Uparcie odwzajemniłam jego spojrzenie. Przed nieuchronnie nadchodzącą kłótnią wybawiło mnie wołanie Ayato, dobiegające z salonu.
- Naleśniku! Chodź tutaj!
- Co jest?
- Po prostu tu chodź!
Westchnęłam ciężko, kierując się w jego stronę.
- Byle szybko. Mam mało czasu. Zaraz kolacja, muszę posprawdzać, czy wszystko gotowe i…
Nim zdążyłam dokończyć, wampir złapał mnie za ramię i pociągnął na sam środek pomieszczenia. Wpatrywałam się w niego zaskoczona.
- O co chodzi?
Ten z uśmiechem wskazał coś wiszącego nad jego głową. Zmrużyłam oczy. Jemioła.
- Z tego co wiem, jednym z ludzkich zwyczajów jest takie coś, że jeżeli staniesz z kimś pod jemiołą, to musisz go pocałować.
- Żartujesz… - wykrztusiłam, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Nie – jego uśmiech się poszerzył. Złapał mnie jedną ręką w talii i przyciągnął bliżej. Byłam zbyt zaskoczona, żeby protestować. Ayato wykorzystał to, pochylił się nade mną i złożył na moich ustach pocałunek. Zadziwiająco delikatny jak na niego. Tak bardzo różniący się od tego w szkolnym składziku… Na samo to wspomnienie zadrżałam. Widząc to, chłopak owinął swoje ramiona wokół mojej talii, przysuwając mnie jeszcze bliżej. Byliśmy tak blisko siebie, że nasze ciała się stykały. Moje serce biło zadziwiająco głośno.
- Przepraszam, Natsuki za… tamto – wyszeptał wampir do mojego ucha. Otworzyłam oczy jeszcze szerzej, ze zdumienia. Po pierwsze, Ayato mnie przeprosił. Ayato. Przeprosił. Coś takiego nie zdarza się za często. Wróć, to w ogóle się jeszcze nigdy nie zdarzyło.
Po drugie, zwrócił się do mnie po imieniu. Do tej pory robił tak tylko wtedy, gdy moje życie wisiało na włosku. Czyżbym o czymś nie wiedziała?
- Co tak nagle zesztywniałaś?
- Ty… użyłeś mojego imienia – wydusiłam.
- To źle, Naleśniku? – zapytał zaczepnie, uśmiechając się przy tym złośliwie.
W odpowiedzi nadęłam policzki, mierząc go spojrzeniem. Ayato parsknął śmiechem.
- Oj, już nie rób takiej miny – przyłożył dłonie do moich policzków, patrząc mi w oczy. Pod wpływem tego spojrzenia nie mogłam się uspokoić. Serce tak głośno mi waliło… - Postaram się używać go częściej.
I znowu nasze usta się spotkały. Tym razem na dłużej. Zacisnęłam dłonie na jego koszuli, oddając się słodkiej przyjemności. Gdzieś z góry rozległ się gwizd. Kiedy oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w górę, ujrzeliśmy rozbawionego Laito.
- Hej, też będę musiał wykorzystać tę sztuczkę z jemiołą – stwierdził, przechylając się przez przystrojoną barierkę.
- Znajdź sobie własną – burknął Ayato, zrywając roślinkę. Zastanawiałam się, czy miał na myśli właśnie ją, czy… mnie. – Dokończymy to później, Naleśniku – zwrócił się do mnie, posyłając mi jeden z jego firmowych uśmieszków.
- To obietnica czy groźba?
- Potraktuj to sobie jak chcesz.
Mimowolnie, na moją twarz wypełznął uśmiech. Jednak w tej chwili tuż przed moim nosem pojawiła się znajoma, kudłata, pluszowa głowa.
- Co jest, Teddy? – zapytałam, zerkając to na misia, to na Kanato.
- Teddy i ja jesteśmy głodni. Kiedy kolacja?
- Kolacja! – puknęłam się otwartą dłonią w czoło. – Daj mi jakieś dziesięć minut, zaraz wszystko będzie gotowe!
- Czemu tak biegasz? – zapytał Reiji, siedzący w kącie z książką na kolanach.
- Jest Wigilia. Zaraz kolacja. A ty mógłbyś pomóc. Wszyscy inni zaangażowali się bez marudzenia.
- Tak, naprawdę doceniam twój dar przekonywania…
- Dziwnie to mówić, ale jesteś chyba bardziej leniwy niż Shuu.
Okularnik spiorunował mnie wzrokiem. Uparcie odwzajemniłam jego spojrzenie. Przed nieuchronnie nadchodzącą kłótnią wybawiło mnie wołanie Ayato, dobiegające z salonu.
- Naleśniku! Chodź tutaj!
- Co jest?
- Po prostu tu chodź!
Westchnęłam ciężko, kierując się w jego stronę.
- Byle szybko. Mam mało czasu. Zaraz kolacja, muszę posprawdzać, czy wszystko gotowe i…
Nim zdążyłam dokończyć, wampir złapał mnie za ramię i pociągnął na sam środek pomieszczenia. Wpatrywałam się w niego zaskoczona.
- O co chodzi?
Ten z uśmiechem wskazał coś wiszącego nad jego głową. Zmrużyłam oczy. Jemioła.
- Z tego co wiem, jednym z ludzkich zwyczajów jest takie coś, że jeżeli staniesz z kimś pod jemiołą, to musisz go pocałować.
- Żartujesz… - wykrztusiłam, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Nie – jego uśmiech się poszerzył. Złapał mnie jedną ręką w talii i przyciągnął bliżej. Byłam zbyt zaskoczona, żeby protestować. Ayato wykorzystał to, pochylił się nade mną i złożył na moich ustach pocałunek. Zadziwiająco delikatny jak na niego. Tak bardzo różniący się od tego w szkolnym składziku… Na samo to wspomnienie zadrżałam. Widząc to, chłopak owinął swoje ramiona wokół mojej talii, przysuwając mnie jeszcze bliżej. Byliśmy tak blisko siebie, że nasze ciała się stykały. Moje serce biło zadziwiająco głośno.
- Przepraszam, Natsuki za… tamto – wyszeptał wampir do mojego ucha. Otworzyłam oczy jeszcze szerzej, ze zdumienia. Po pierwsze, Ayato mnie przeprosił. Ayato. Przeprosił. Coś takiego nie zdarza się za często. Wróć, to w ogóle się jeszcze nigdy nie zdarzyło.
Po drugie, zwrócił się do mnie po imieniu. Do tej pory robił tak tylko wtedy, gdy moje życie wisiało na włosku. Czyżbym o czymś nie wiedziała?
- Co tak nagle zesztywniałaś?
- Ty… użyłeś mojego imienia – wydusiłam.
- To źle, Naleśniku? – zapytał zaczepnie, uśmiechając się przy tym złośliwie.
W odpowiedzi nadęłam policzki, mierząc go spojrzeniem. Ayato parsknął śmiechem.
- Oj, już nie rób takiej miny – przyłożył dłonie do moich policzków, patrząc mi w oczy. Pod wpływem tego spojrzenia nie mogłam się uspokoić. Serce tak głośno mi waliło… - Postaram się używać go częściej.
I znowu nasze usta się spotkały. Tym razem na dłużej. Zacisnęłam dłonie na jego koszuli, oddając się słodkiej przyjemności. Gdzieś z góry rozległ się gwizd. Kiedy oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w górę, ujrzeliśmy rozbawionego Laito.
- Hej, też będę musiał wykorzystać tę sztuczkę z jemiołą – stwierdził, przechylając się przez przystrojoną barierkę.
- Znajdź sobie własną – burknął Ayato, zrywając roślinkę. Zastanawiałam się, czy miał na myśli właśnie ją, czy… mnie. – Dokończymy to później, Naleśniku – zwrócił się do mnie, posyłając mi jeden z jego firmowych uśmieszków.
- To obietnica czy groźba?
- Potraktuj to sobie jak chcesz.
Mimowolnie, na moją twarz wypełznął uśmiech. Jednak w tej chwili tuż przed moim nosem pojawiła się znajoma, kudłata, pluszowa głowa.
- Co jest, Teddy? – zapytałam, zerkając to na misia, to na Kanato.
- Teddy i ja jesteśmy głodni. Kiedy kolacja?
- Kolacja! – puknęłam się otwartą dłonią w czoło. – Daj mi jakieś dziesięć minut, zaraz wszystko będzie gotowe!
Dzięki Bogu, kolacja
minęła bez większych problemów. Większość potraw przygotowana częściowo przeze
mnie, a częściowo przez służbę zniknęła w mgnieniu oka ze stołu. Cóż, czego się
dziwić po szóstce dorastających wampirów…
Kiedy opróżniłam swój talerz, obrzuciłam spojrzeniem pozostałych, po czym widząc, że wszyscy skończyli swoje dania, poderwałam się ze swojego miejsca i zawołałam radośnie:
- Czas na prezenty!
- Nareszcie~! – zawtórował mi Laito, klaszcząc. – Ale najpierw, Maleńka, mam do ciebie prośbę. Otwórz mój prezent jako pierwszy zanim zajmiesz się resztą.
Spojrzałam na szczerzącego się w uśmiechu wampira, z niejakim niepokojem.
- Czemu?
- Po prostu. No chodź – chłopak popchnął mnie, więc niechętnie ruszyłam do salonu. Tam wręczył mi podłużne, krwistoczerwone pudełko przewiązane zieloną wstążką. Z wahaniem rozwiązałam ją i uniosłam wieko pudła.
- Chyba żartujesz – oznajmiłam, widząc co znajduje się w środku. – Powiedz, że żartujesz.
- Nie, w żadnym wypadku~. No, już. Załóż to. Jestem pewien, że wszystkim się spodoba.
- Zwariowałeś. Nie mam za…
- E, e, e – wampir zamachał mi palcem wskazującym przed oczami zupełnie jakby pouczał niesforne dziecko. – Czy nie przyjęcie prezentu nie byłoby niegrzeczne?
- Ty…
- Wesołych Świąt, Ma-leń-ka~.
Myślałam, że spalę się ze wstydu, gdy wróciłam do salonu przebrana w zdecydowanie za krótką, jak na mój gust sukienkę a la Święty Mikołaj. Spiorunowałam wzrokiem uradowanego Laito i nerwowo obciągnęłam strój.
- Wiedziałem, że będzie leżał na tobie idealnie – mrugnął do mnie, na co wysunęłam język, choć miałam ochotę wykonać bardziej obraźliwy gest. Odetchnęłam głęboko, aby się uspokoić i przywdziałam na twarz najbardziej pewny siebie uśmiech na jaki było mnie stać.
- Więc teraz, przejdźmy na poważnie do prezentów.
- A czy mój nie był poważny?
- Przymknij się, Laito, albo nic nie dostaniesz.
Ku mojemu zdziwieniu, to go uciszyło.
- Najpierw rozdam prezenty ode mnie.
- Kupiłaś prezenty dla każdego? – odezwał się zaskoczony Subaru.
- Tak. Zacznijmy może od najstarszego… Shuu.
Podeszłam do wampira z niebieskim pudełkiem.
- Tylko proszę cię, bądź delikatny. Nie trzęś tym ani nic – ostrzegłam, podając mu paczkę.
Blondyn spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, lecz tak jak prosiłam, był ostrożny przy otwieraniu. Ledwie zdążył podnieść górną część pudła, gdy ze środka dobiegło ciche miauczenie. Zdezorientowany wampir wziął na ręce małego, rudego kociaka i uniósł go na wysokość oczu, by lepiej mu się przyjrzeć. Następnie przeniósł zdumiony wzrok na mnie.
- Kot?
- Taak. Wybacz, wolałam nie ryzykować z psem, a wydawało mi się, że lubisz koty – cały czas obserwowałam uważnie jego reakcję. Chłopak wreszcie ułożył futrzastą kulkę na swoich kolanach, gładząc jej łebek.
- Trafiłaś – powiedział krótko, wpatrując się w kota. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Odetchnęłam z ulgą i odwróciłam się, żeby rozdać pozostałe prezenty. Natknęłam się na zdumione spojrzenia pozostałej piątki.
- No co? – burknęłam, wracając do rozdawania.
Reijiemu wręczyłam roślinę, o tak skomplikowanej nazwie, że nawet nie starałam się jej zapamiętać. Wampir jednak skinął mi głową z aprobatą, więc stwierdziłam, że i tu chyba dobrze strzeliłam.
Laito również wydawał się zadowolony ze swojego prezentu – puzzli składających się z pięciu tysięcy części, przedstawiających skomplikowany obraz z pianinem. Tak, mógłby się wydawać dziwnym fakt, że zboczony Kapelusznik zadowoli się paczką puzzli. Jednak z tego, czego udało mi się dowiedzieć, układanie puzzli było hobby Laito.
Kanato z radością przyjął ode mnie białego królika z, podobnie jak u Teddy’ego, czarną opaską na oku. Ucieszyłam się, że Kanato spodobał się prezent. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby wpadł w szał, bo nie byłby zadowolony…
Najmłodszemu z trojaczków sprezentowałam piłkę do koszykówki z limitowanej edycji, z autografami członków popularnej w Japonii drużyny. Była trudna do zdobycia, ale ów trud się opłacił. Ayato posłał mi zadowolony uśmiech, kiedy obracał piłkę w dłoniach.
Subaru natomiast otrzymał ode mnie ozdobną, skórzaną pochwę na jego sztylet. Chłopak przesunął palcami po skomplikowanych wzorach, po czym rumieniąc się, burknął, że nie musiałam mu nic dawać.
Okazało się, że bracia również przygotowali coś dla mnie. I tak oto od najstarszej dwójki dostałam piękną, biała gitarę z czarnymi, ozdobnymi zawijasami na pudle rezonansowym, od Kanato przerażająco realnie wyglądającą lalkę, od Ayato komplet ślicznej biżuterii z szafirami, a od Subaru nowiutki telefon. Kiedy zaskoczona przyglądałam się urządzeniu w mojej ręce, oznajmił:
- Twój poprzedni zniszczyłem przy naszym pierwszym spotkaniu, więc… no, proszę.
Jednak ku mojemu rozczarowaniu, bracia nie podarowali niczego sobie nawzajem. Naprawdę nie rozumiałam tego, że choć są rodziną, to prawie, że wcale się ze sobą nie dogadują. No, ale cóż. Nie można mieć wszystkiego, prawda? To i tak była nader udana Wigilia.
Kiedy opróżniłam swój talerz, obrzuciłam spojrzeniem pozostałych, po czym widząc, że wszyscy skończyli swoje dania, poderwałam się ze swojego miejsca i zawołałam radośnie:
- Czas na prezenty!
- Nareszcie~! – zawtórował mi Laito, klaszcząc. – Ale najpierw, Maleńka, mam do ciebie prośbę. Otwórz mój prezent jako pierwszy zanim zajmiesz się resztą.
Spojrzałam na szczerzącego się w uśmiechu wampira, z niejakim niepokojem.
- Czemu?
- Po prostu. No chodź – chłopak popchnął mnie, więc niechętnie ruszyłam do salonu. Tam wręczył mi podłużne, krwistoczerwone pudełko przewiązane zieloną wstążką. Z wahaniem rozwiązałam ją i uniosłam wieko pudła.
- Chyba żartujesz – oznajmiłam, widząc co znajduje się w środku. – Powiedz, że żartujesz.
- Nie, w żadnym wypadku~. No, już. Załóż to. Jestem pewien, że wszystkim się spodoba.
- Zwariowałeś. Nie mam za…
- E, e, e – wampir zamachał mi palcem wskazującym przed oczami zupełnie jakby pouczał niesforne dziecko. – Czy nie przyjęcie prezentu nie byłoby niegrzeczne?
- Ty…
- Wesołych Świąt, Ma-leń-ka~.
Myślałam, że spalę się ze wstydu, gdy wróciłam do salonu przebrana w zdecydowanie za krótką, jak na mój gust sukienkę a la Święty Mikołaj. Spiorunowałam wzrokiem uradowanego Laito i nerwowo obciągnęłam strój.
- Wiedziałem, że będzie leżał na tobie idealnie – mrugnął do mnie, na co wysunęłam język, choć miałam ochotę wykonać bardziej obraźliwy gest. Odetchnęłam głęboko, aby się uspokoić i przywdziałam na twarz najbardziej pewny siebie uśmiech na jaki było mnie stać.
- Więc teraz, przejdźmy na poważnie do prezentów.
- A czy mój nie był poważny?
- Przymknij się, Laito, albo nic nie dostaniesz.
Ku mojemu zdziwieniu, to go uciszyło.
- Najpierw rozdam prezenty ode mnie.
- Kupiłaś prezenty dla każdego? – odezwał się zaskoczony Subaru.
- Tak. Zacznijmy może od najstarszego… Shuu.
Podeszłam do wampira z niebieskim pudełkiem.
- Tylko proszę cię, bądź delikatny. Nie trzęś tym ani nic – ostrzegłam, podając mu paczkę.
Blondyn spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, lecz tak jak prosiłam, był ostrożny przy otwieraniu. Ledwie zdążył podnieść górną część pudła, gdy ze środka dobiegło ciche miauczenie. Zdezorientowany wampir wziął na ręce małego, rudego kociaka i uniósł go na wysokość oczu, by lepiej mu się przyjrzeć. Następnie przeniósł zdumiony wzrok na mnie.
- Kot?
- Taak. Wybacz, wolałam nie ryzykować z psem, a wydawało mi się, że lubisz koty – cały czas obserwowałam uważnie jego reakcję. Chłopak wreszcie ułożył futrzastą kulkę na swoich kolanach, gładząc jej łebek.
- Trafiłaś – powiedział krótko, wpatrując się w kota. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Odetchnęłam z ulgą i odwróciłam się, żeby rozdać pozostałe prezenty. Natknęłam się na zdumione spojrzenia pozostałej piątki.
- No co? – burknęłam, wracając do rozdawania.
Reijiemu wręczyłam roślinę, o tak skomplikowanej nazwie, że nawet nie starałam się jej zapamiętać. Wampir jednak skinął mi głową z aprobatą, więc stwierdziłam, że i tu chyba dobrze strzeliłam.
Laito również wydawał się zadowolony ze swojego prezentu – puzzli składających się z pięciu tysięcy części, przedstawiających skomplikowany obraz z pianinem. Tak, mógłby się wydawać dziwnym fakt, że zboczony Kapelusznik zadowoli się paczką puzzli. Jednak z tego, czego udało mi się dowiedzieć, układanie puzzli było hobby Laito.
Kanato z radością przyjął ode mnie białego królika z, podobnie jak u Teddy’ego, czarną opaską na oku. Ucieszyłam się, że Kanato spodobał się prezent. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby wpadł w szał, bo nie byłby zadowolony…
Najmłodszemu z trojaczków sprezentowałam piłkę do koszykówki z limitowanej edycji, z autografami członków popularnej w Japonii drużyny. Była trudna do zdobycia, ale ów trud się opłacił. Ayato posłał mi zadowolony uśmiech, kiedy obracał piłkę w dłoniach.
Subaru natomiast otrzymał ode mnie ozdobną, skórzaną pochwę na jego sztylet. Chłopak przesunął palcami po skomplikowanych wzorach, po czym rumieniąc się, burknął, że nie musiałam mu nic dawać.
Okazało się, że bracia również przygotowali coś dla mnie. I tak oto od najstarszej dwójki dostałam piękną, biała gitarę z czarnymi, ozdobnymi zawijasami na pudle rezonansowym, od Kanato przerażająco realnie wyglądającą lalkę, od Ayato komplet ślicznej biżuterii z szafirami, a od Subaru nowiutki telefon. Kiedy zaskoczona przyglądałam się urządzeniu w mojej ręce, oznajmił:
- Twój poprzedni zniszczyłem przy naszym pierwszym spotkaniu, więc… no, proszę.
Jednak ku mojemu rozczarowaniu, bracia nie podarowali niczego sobie nawzajem. Naprawdę nie rozumiałam tego, że choć są rodziną, to prawie, że wcale się ze sobą nie dogadują. No, ale cóż. Nie można mieć wszystkiego, prawda? To i tak była nader udana Wigilia.
Kyaaa <3 Nie mogłam się doczekać tego rozdziału, i nie zawiodłam się. Kibicowałam Ayato, więc jestem zadowolona z przebiegu wydarzeń ^^ Jednak w treści zauważyłam niewielki błąd. Najstarszym z trojaczków Jest Ayato, potem kanato a najmłodszym Laito. W internecie pomylili daty urodzenia Ayato i Laito. Sama autorka mangi Diabolik lovers potwierdziła że Ayato jest najstarszym z trojaczków. Nie zważając jednak na to, jest to najlepszy rozdział. Nie mogę się doczekać następnego ^^ życzę duużo weny <3
OdpowiedzUsuńFaktycznie, sprawdziłam właśnie w pierwszym odcinku Diabolik Lovers i tam Reiji wymienia Ayato jako 3 syna i zarazem najstarszego z trojaczków. Natomiast w internecie podają, że to Laito jest najstarszy. Teraz bądź tu mądry i pisz wiersze xD W każdym razie dziękuję, że zwróciłaś mi na to uwagę ^ ^.
UsuńAyato punktuje <3 oby tak dalej ^^ Bardzo podobał mi się rozdział. Ayato mile mnie zaskoczył i myślę, ze rozwiniesz ten wątek w tym kierunku w którym teraz zmierza :3 Natomiast prezent od Laito mnie powalił <3 Po prostu jak przeczytałam o tym, co na siebie włozyła prawie zakrztusiłam sie herbata ze smiechu XD
OdpowiedzUsuńJeden z najlepszych rozdziałów ^^
OdpowiedzUsuńZważając na uwagę o tego który z trojaczków jest najstarszy wiem iż to Laito jest najstarszy, świadczy o tym obrazek z jednej z japońskich stron o DL jak na tym linku obrazku http://img2.wikia.nocookie.net/__cb20140227033330/diabolik-lovers/images/7/73/Triplets_birthday.jpg o trojaczkach.
Powodzenia i dużo weny życzę naszej autorce :D
I tu właśnie pojawia się ten problem - w internecie właśnie podają, że to Laito jest najstarszy. Jednak w anime, w 1 odcinku Reiji wymienia Ayato 3 w kolejności, zaraz po sobie, więc jednocześnie okazuje się, że ten jest najstarszy z trojaczków. Takie to pogmatwane...
UsuńW każdym razie, dziękuję ^^
Rozdział boski *.*. Czytałam go chyba z 6 razy i mam ochote czytać go dalej. Naprawdę świetny. Ayato! Punktujesz! Szczerze to mnie trochę zaskoczył tym, że przeprosił... nie spodziewałam się tego po nim XD. Matko, prezent Laito mnie rowalił, jeszcze lepsze było to, że Natsuki go ubrała, tu to normalnie padłam XD.
OdpowiedzUsuńCo do kwesti który jest najstarszy... To jest serio pokręcone O.o
Cały czas byłam pewna, ż to Ayato jest najmłodszy (oczywiście z trojaczków), w internecie tak jest ale jak wspomniałaś faktycznie w anime magicznie wychodzi na to, że jest najstarszy XD Nie wiem jak dla Was ale dla mnie to jest strasznie pokręcone. Jak wspomniałam wcześniej rozdział wspaniały, mam nadzieję, że kolejny napiszesz szybko jak i również szybko go dodasz, nie moge się już doczekac ^^. Wesołego Sylwestra i dużoo weny!! ^.^
Ile ty masz pomysłów!!!???Jesteś najnajnajlepszą pisarką na świecie!!!! Dużo weny i zdrówka!! ( Ps.Zrub jakąś część gdzie Natasuki jest zwierzęciem. ) I Love You!!! ♥❤♠♣♦❄⭐⭐❄♦♣♠❤♥
OdpowiedzUsuńIle ty masz pomysłów!!!???Jesteś najnajnajlepszą pisarką na świecie!!!! Dużo weny i zdrówka!! ( Ps.Zrub jakąś część gdzie Natasuki jest zwierzęciem. ) I Love You!!! ♥❤♠♣♦❄⭐⭐❄♦♣♠❤♥
OdpowiedzUsuńKocham ten rozdział, jest taki typowo świąteczny. Wiedziałam,że Laito wymyśli coś w tym stylu, bo pamiętam,że w którymś z poprzenich rozdziałów,gdy Natsuki mówiła o świętach to on powiedział,że chętnie zobaczyłby ją w stroju śnieżynki albo roznegliżowanego elfa haha to zapamiętałam ;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Ayato to w życiu sie nie spodziewałam,że przeprosi, ani że faktycznie tak przy wszystkich ją pocałuje ot tak sobie szok O.O
A co do prezentu od Subaru to ciekawi mnie czy ten tek ma chociaż karte sim haha bo bez niej wiele nie zrobi, a jak by nie patrzec w ten sposób mogłaby wreszcie do kogos zadzwnonić np do swojego "ojca", gdyby oczywiście nadal chciała uciec z tego domu wariatów hehe :)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńświęta, święta o tak prezenty trafione... Ayato z ta jemiołą super
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia