Strony

sobota, 6 grudnia 2014

Noragami: Rozdział 1

 Tą część "Noragami" napisałam tak naprawdę już jakiś czas temu, ale dopiero dzisiaj przypomniałam sobie, że wypadałoby je w końcu skorektować i wstawić na bloga... No dobrze, powiem jeszcze, że wreszcie mam pomysł na kolejny rozdział Diabolik Lovers i już nie przedłużając, zapraszam do czytania ^ ^.



Stałam się bronią

 Wszystko zdarzyło się bardzo szybko. Szok wypisany na twarzy mojej przyjaciółki, krzyki ludzi, ogłuszający warkot silnika, pisk hamulców, a potem… Okropny odgłos ciała uderzonego przez samochód i trzask czaszki uderzającej w twardy asfalt. To było moje ciało, to była moja czaszka.
 Jednak… nie czułam bólu. Po prostu upadłam na jezdnię, wpatrując się szeroko otwartymi oczami gdzieś w przestrzeń. Czułam się jakby szczelnie mnie czymś okryto – głosy docierały do mnie przytłumione, obraz stracił swoją ostrość.
 Mówi się, że przed śmiercią całe życie przelatuje ci przed oczami. W moim przypadku nie do końca była to prawda. Wyobrażałam sobie po prostu twarze członków mojej rodziny, moich przyjaciół, znajomych, osób lubianych i nielubianych… Jeden obraz był błyskawicznie zastępowany przez inny, a ostatnim jaki zobaczyłam była ta zszokowana twarz mojej przyjaciółki. Później zapadła już po prostu ciemność.
***
 Obudziłam się w innym miejscu. Oszołomiona siedziałam na chodniku. Nie miałam pojęcia co tam robiłam. Rozejrzałam się zdezorientowana, po rozgrywającym się na moich oczach chaosie.
 Ruch na jezdni został wstrzymany. Wszędzie wokół zgromadzili się gapie. Z jednej strony ulicy stała zaparkowana karetka, z drugiej - policyjny radiowóz. W pobliską latarnię musiał przed chwilą uderzyć samochód, który teraz stał obok z całkowicie zmiażdżonym przodem. Grupa ludzi zebrała się pośrodku przejścia dla pieszych, otaczając coś ciasnym kręgiem.
 Podniosłam się z ziemi i z dziwnym, narastającym niepokojem podeszłam bliżej. Jakoś udało przepchnąć mi się między ludźmi, chociaż nikt nie chciał się przesunąć, kiedy o to prosiłam. Pożałowałam, że jednak udało mi się przedostać, kiedy zobaczyłam to, wokół czego ci wszyscy ludzie się zebrali.
 Na asfalcie leżało ciało młodej dziewczyny. Jej długie, ciemne, niemal, że czarne włosy leżały rozrzucone wokół jej bladej twarzy, a jej szeroko otwarte złote oczy wpatrywały się nieruchomym wzrokiem w nicość. Dziewczyna miała na sobie aż za dobrze znany mi licealny mundurek, a wokół jej głowy zebrała się kałuża krwi.
 Cofnęłam się, przerażona. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie zobaczyłam. To było moje ciało.
Czy… czy ja… nie żyję?
 Rozejrzałam się spanikowana. Zaczęłam zadawać pytania ludziom stojącym wokół mnie, jednak nikt mi nie odpowiadał. Krzyczałam na nich, wołałam, zdzierałam sobie gardło, krztusząc się własnymi łzami, ale wszyscy mnie ignorowali.
 Nie, to niemożliwe…
 Cofałam się od tłumu otaczającego moje ciało. Potknęłam się i upadłam. Złapałam się za głowę, zaciskając palce na swoich włosach.
To nie może być prawda!
 Ponownie się rozejrzałam, szukając czegoś, najmniejszego dowodu na to, że to nie jest prawdą. Że to nie ja leżę w kałuży krwi, że ja nie… umarłam. I wtedy ich dostrzegłam – trójkę nastolatków stojących na chodniku. Najmłodszy (tak mi się wydawało sądząc po wzroście) z nich, blondyn miał całkowicie zszokowaną, niedowierzającą minę. Dziewczyna stojąca obok niego wyglądała na bliską łez. Jedynie drugi chłopak, wyższy od pozostałej dwójki i chyba również starszy, wydawał się spokojny. Cała trójka natomiast wpatrywała się wprost we mnie. Nie mogłam się mylić. Oni mnie widzieli.
 Podniosłam się więc ze swojego miejsca i chciałam do nich podejść, ale w tej samej chwili przede mną przejechał samochód, a gdy mnie minął, tamtej trójki już nie było.
***
 Przez następne kilka dni włóczyłam się bez większego celu po ulicach miasta. Nie mogłam wrócić do domu – nie pamiętałam, gdzie on jest. Tak naprawdę, to niczego już nie pamiętałam – swojego imienia, rodziny, szkoły. Niczego. Próbowałam wysilić pamięć, ale każda taka próba kończyła się fiaskiem. Miałam w głowie po prostu całkowitą pustkę.
 Szybko straciłam rachubę czasu. Nie mogłam jeść, spać, mówić. Nawet moje myśli przestały przybierać konkretne kształty, szybko rozmywały się i ulatywały. Stałam się biernym, pustym wewnątrz bytem, błądzącym po okolicy. Zupełnie jakbym była pozbawiona świadomości.
 Było tak aż do pewnej nocy, kiedy to zapuściłam się w starszą, jak mi się wydawało, część miasta. Za wysokim płotem odgradzającym budynki od pola ujrzałam przedziwną scenę. Chłopak w dresie walczył z zielonym pająkiem wielkości ciężarówki.
- Skup się, Yukine albo obu nas pozabijasz! – krzyknął, zaciekle siekąc stwora nagim ostrzem.
 Nagle jego wzrok padł na mnie. Przez chwilę wydawał się być zaskoczony, po czym jakby nigdy nic wskoczył na płot, spoglądając na mnie z góry. Wolną dłonią zaczął nakreślać w powietrzu jakieś znaki, jednocześnie recytując do tego niezrozumiałe dla mnie słowa. Wokół niego pojawiła się złota aura. Wreszcie uniósł rękę i zawołał:
- Chodź, Yamiki!
 Poczułam, że tracę już i tak niewielką kontrolę nad moim ciałem. Rozmyłam się, by po chwili poczuć się niby uwięziona wewnątrz czegoś trudnego do określenia. Otoczyła mnie oślepiająca biel, a wokół wirowały rozmaite, połyskujące złotem i srebrem znaki. Chwilę później ponownie widziałam, ale z innej perspektywy, słyszałam, ale jakoś inaczej. Patrzyłam teraz z góry na tego olbrzymiego pająka.
Poczułam, że jakaś siła unosi mnie po czym runęłam prosto na dziwnego stwora. Odruchowo chciałam zamknąć oczy, ale szybko spostrzegłam, że to nie mi dzieje się krzywda. To łeb potwora został rozcięty na pół… mną?
- Wracaj, Ari! – usłyszałam głos chłopaka.
 Ponownie na krótką chwilę ogarnęła mnie ta dziwna biel. Poczułam, że odzyskuję kontrolę nad ciałem, ale taką… całkowitą. Nim się spostrzegłam stałam z powrotem na ziemi. W dodatku odzyskałam świadomość. Dziwna blokada opuściła mój umysł. Powoli otworzyłam oczy.
 Przede mną stała dwójka chłopaków. Niższy, blondyn i wyższy, ciemnowłosy w dresie, ten sam który wcześniej walczył z pająkiem-gigantem. Jego błękitne oczy błyszczały, jakby od łez. Szybko potarł je rękawem bluzy i odchrząknął, skupiając na mnie swój wzrok.
Czy ja przed chwilą znalazłam się w jego dłoni? Jak…? Czy on płakał? Dlaczego? Co tu się dzieje?
- YAAATOOO! – rozległ się dziewczęcy głos i znikąd podbiegła do nas jego właścicielka. – Chciałam… chwila, a to kto?
 Dziewczyna przeniosła na mnie zdziwione spojrzenie różowych tęczówek.
- Moje nowe Boskie Narzędzie. Jej imię to Aria – odpowiedział, po czym ponownie przeniósł na mnie wzrok. – Aria, jestem Yato. Twój pan. Wezwałem cię z Dalekiego Wybrzeża, abyś służyła mi jako Boskie Narzędzie. Pozwalam ci służyć i trwać przy moim boku dłużej niż krewni.
 Patrzyłam na niego, nie rozumiejąc o czym do mnie mówi. W dodatku wreszcie zaczęłam odczuwać chłód nocnego powietrza. Miałam na sobie jedynie białe, zwykłe kimono. Zadrżałam z zimna i potarłam ramiona. Widząc to, czarnowłosy zdjął swoją bluzę i podał mi ją.
- Załóż to. Nie masz się już czego bać – dodał, uśmiechając się delikatnie.
Urocze, przeszło mi przez myśl.
 Po chwili zastanowienia, przyjęłam niepewnie bluzę.
- Nie wierzę, znowu oferujesz komuś to przepocone coś? – zapytał blondwłosy chłopak. Zmarszczył brwi i zwrócił się do mnie. – Masz, weź moją ku…
Urwał w pół słowa, otwierając szerzej oczy.
- Ty, ty jesteś… dziewczyną!
Spojrzałam na niego zaskoczona, nie wiedząc o co mu chodzi.
- J-jesteś dziewczyną z tego wypadku. Ty… n-nie żyjesz! – dodała z przerażeniem różowooka.
- Tak, wiem… chwila, powiedziałaś „z tego wypadku”? Jakiego wypadku? O co wam chodzi? – zapytałam. – Czy wiecie kim ja…
W tej chwili przerwał mi Yato.
- NIE. To znaczy… Myślę, że z kimś cię pomylili – oznajmił, spoglądając gniewnie na tamtą dwójkę. – A tak na marginesie, to jest Hiyori – to mówiąc wskazał na różowooką. – A to Yukine, moje drugie Boskie Narzędzie – tu wskazał na blondyna. – A teraz, wracajmy do domu. Jestem naprawdę zmęczony po walce z tym upierdliwym duchem.
 Skończywszy mówić, odwrócił się i zaczął iść przed siebie. Hiyori i Yukine spojrzeli po sobie, wzruszyli ramionami, po czym ruszyli za nim. Zostałam, więc nieco z tyłu, próbując sobie wszystko jako tako poukładać w głowie.
Inne Boskie Narzędzie? Przynajmniej nie jestem w tym sama… Może uda się nam nawet zaprzyjaźnić…
- A więc… jesteś jakimś innym Boskim Narzędziem? – zapytałam, zrównując krok z dziewczyną.
- Um… nie. Nie jestem.
- W takim razie kim jesteś? Dlaczego mnie… nas widzisz? Też jesteś bóstwem?
Skoro jest bóg w dresie, to może nim chyba również być nastolatka w szkolnym mundurku, prawda?
- Nie – zaśmiała się. – Jestem człowiekiem. Ale w skutek pewnego wypadku mam możliwość widzenia was wszystkich.
 Dopiero teraz zauważyłam, że zatrzymaliśmy się przy niewielkim budynku, przypominającym budkę z jedzeniem, jakich pełno w mieście.
- Yatuuuś! – rozległ się wesoły pisk i z budynku wypadła niczym huragan różowowłosa, młoda dziewczyna, rzucając się Yato na szyję.
- Czemu wracacie tak późno? Oh! Kim jest ta urocza dziewczynka? – zapytała, spoglądając prosto na mnie.
- Kofuku – odezwał się Yato. – To jest Aria, moje nowe Boskie Narzędzie. Aria, poznaj Kofuku, moją przyjaciółkę i boginię. Kofuku, wychodzi na to, że będziemy musieli przygotować kolejne łóżko.
- Więc będziemy mieszkać w domu… świątyni jakiegoś innego bóstwa? – mruknęłam cicho.
- Taa… Nie spodziewaj się za wiele po bogu w dresie – odmruknął Yukine stojący obok mnie.
- Bogowie chyba jednak kompletnie różnią się od tego, co sobie wyobrażałam na ich temat – westchnęłam.
 W środku czekał już na nas wysoki, groźnie wyglądający mężczyzna. Na jego widok po plecach przeszły mi ciarki i nabrałam ochoty by jak najszybciej stamtąd zwiać.
- Daikoku! To Aria, nowe shinki Yato. Czyż nie jest urocza? Uhh, Yato zdobył kolejne Boskie Narzędzie szybciej ode mnie!
- Moja pani, naprawdę nie potrzebujesz kolejnego Boskiego Narzędzia, dopóki masz mnie. Zresztą dwa to już i tak za dużo, jak na bezdomnego i bezrobotnego boga – Daikoku spiorunował wzrokiem Yato, po czym zwrócił się do mnie. – A tak w ogóle, to miło mi cię poznać.
Skinęłam głową, myśląc tymczasem o tym, że Kofuku i Daikoku wyglądają na uroczą parę. Wolałam jednak zachować te przemyślenia dla siebie i o nic ich nie pytać.
 Okazało się, że w świątyni Kofuku nie masz aż tylu wolnych pomieszczeń, by każde z nas mogło spać osobno. Skończyło się więc na tym, że wylądowałam w jednym pokoju z Yato i Yukine.
 Wciąż byłam nieźle oszołomiona tym wszystkim, co wydarzyło się tej nocy, więc położyłam się pod oknem, z dala od pozostałej dwójki. Wpatrywałam się w piękny księżyc w pełni i coraz bardziej pogrążałam się w swoich myślach.
 Czy odzyskam swoje wspomnienia z ludzkiego życia? Jakie ono, tak w ogóle, było? Jaka była moja rodzina, przyjaciele? Jak zginęłam? O jaki wypadek chodziło Hiyori i Yukine? Czy Yato coś przede mną ukrywa? Jak teraz będzie wyglądało moje życie po śmierci?
Tak wiele pytań krążyło po mojej głowie. Znałam jednak tylko niewielką garstkę odpowiedzi. Wiedziałam, że jestem martwa. Wiedziałam, że zostałam sama, a moją nową i jedyną rodziną w tym dziwnym, jak się okazuje świecie, są aktualnie Yato i Yukine. Wiedziałam również, że muszę im zaufać, by móc odnaleźć się jakoś w tym wszystkim.
 Obróciłam się na bok i potarłam swój kark, gdzie, jak się wcześniej dowiedziałam, znajdowało się moje nowe, zapisane w kanji imię – Ari.
To wszystko jest takie skomplikowane.
Westchnęłam i po zamknięciu powiek, zasnęłam niemalże natychmiast.

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział! Na początku myślałam, że Ari bedzie ,,tak jakby" zastępować Hiyori, mam nadzieje, że zrozumiałaś XD. Jednak czytam i widzę, że zrobiłaś z niej boskie narzędzie! Genialny pomysł ^^. Czekam na dalsze rozdzialy jak i oczywiście na kolejny rozdział DL ;)
    Weny!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne, ciekawie wszystko ukazałaś. :) Weny, zdrowia, czasu i dużo pomysłów.

    OdpowiedzUsuń