Strony

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Inu x Boku SS: Prolog

 Ehh, i jak zwykle moja wena wraz z wyobraźnią robią, co im się żywnie podoba. A oto ich najnowsze dzieło, czyli prolog do nieco innej wersji historii z anime"Inu x Boku SS", które oglądałam w zeszłym tygodniu. Jednakże nie wiem jeszcze, czy będę to kontynuować. A moja wena i wyobraźnia ostatnio wariują, i spiskują teraz, żebym napisała również fanfic o anime "Zetsuen no Tempest", które aktualnie oglądam. Jednak postaram się powstrzymać i nie bombardować was każdym pomysłem zrodzonym w moim umyśle xD W każdym razie zapraszam do czytania:



Prolog

 Ludzie są fałszywi, oszukują innych jeśli tylko jest im to na rękę. Szczęście i przyjemności trwają za krótko, a ból i cierpienie ciągną się w nieskończoność. Życie jest niesprawiedliwe. Oto mój światopogląd.
 Mam na imię Ayano i jako pierworodne dziecko jestem dziedziczką rodu Funabashi, a zarazem kolejną w rodzinie reinkarnacją demona. Ale nie prosiłam się o żadną z tych rzeczy. Gdybym mogła wybrać, wolałabym być zwykłą, normalną dziewczyną z przeciętnej rodziny. Może wtedy zaznałabym chociaż zwyczajnego dzieciństwa oraz rodzicielskiej miłości. Skarżę się? Marudzę? Żądam za wiele? Tak sądzi większość osób, z którymi miałam do czynienia.
 Przez całe swoje dzieciństwo byłam trzymana pod kloszem. Poza szkołą nie miałam kontaktów z rówieśnikami, ani nawet z własnymi rodzicami. Widywałam ich bardzo rzadko, chociaż mieszkaliśmy w jednej posiadłości. Zamiast nich, zajmował się mną sztab opiekunek. Codziennie widywałam sztuczne uśmiechy, wymuszony szacunek i uprzejmość. Przynoszono mi zabawki, drogie ubrania i ozdoby, których nie chciałam. Ale gdy prosiłam o wyjście z domu lub zabawę z innymi dziećmi, nagle mi odmawiano.
 Ludzie się mnie bali. Bali się drzemiącej we mnie mocy, bali się dziedzictwa, o które nie prosiłam. Rodzice kiedyś stwierdzili, że jestem rozpuszczona, wybredna, że narzekam na swój los, podczas, gdy inne dzieci są do mnie porównywane.
 W szkole mną pogardzano, wytykano palcami, wyzywano od potworów. Tam także uważali, że jestem rozpuszczona.
 Widząc, że ludzie oceniali mnie nie po moim charakterze ani zachowaniu, lecz po pochodzeniu, wyrobiłam sobie nową postawę. Wykreowałam nową siebie, fałszywą osobę na pokaz. Zaczęłam zachowywać się tak jak oczekiwali tego ode mnie rodzice. A tak naprawdę odcięłam się od innych, oddaliłam się, zamknęłam w sobie. Uśmiechałam się grzecznie, zachowując się nienagannie, podczas, gdy w środku czułam się zupełnie inaczej. Przestałam dopuszczać do siebie innych. Nie chciałam do nikogo się zbliżać.
 Żyłam więc w swoim małym świecie, na pokaz grając grzeczną dziewczynę z dobrej rodziny przez wiele lat. Tkwiłam w przekonaniu, że mój wykreowany z pomocą doświadczenia światopogląd jest słuszny, póki nie spotkałam jego.
***

 „Ayakashi Kan” zwany też „Maison de Ayakashi” to luksusowy kompleks dla „wybranych”. Zamieszkują go takie osoby, jak ja – z rodów, w których dziedziczy się krew nadnaturalnych. W dodatku każdy taki mieszkaniec otrzymuje podobno swojego prywatnego ochroniarza z „Secret Service”.
 Ja nie chciałam żadnego ochroniarza, ani nawet tych luksusów. Chciałam po prostu żyć w spokoju, sama. W miejscu, które należałoby do mnie, gdzieś gdzie mogłabym być wreszcie indywidualistką na pełen etat. „Ayakashi Kan” okazał się być niemalże idealny, no a do tego bezpieczny. Miałam na oku też kilka innych mieszkań, ale rodzice uparli się, że skoro i tak koniecznie chcę, żyć na swoim, to albo będzie to w „Ayakashi Kan” albo nigdzie. Decyzja była więc oczywista.
 I tak oto stałam przed główną bramą do luksusowego kompleksu, o którym marzyło tak wiele osób.
- Na pewno panience nie pomóc? – zapytał szofer, który mnie tu podwiózł. Obserwował mnie z niejaką obawą. Uśmiechnęłam się do niego spokojnie.
- Nie, dziękuję. Możesz już jechać do domu – odparłam, złapałam za rączkę walizki i ruszyłam w stronę wejścia do budynku.
 W środku od razu skierowałam się do windy, bo choć odrzuciłam propozycję szofera, wcale nie byłam taka pewna czy dotaszczę wszystkie swoje rzeczy bezpiecznie do swojego pokoju.
- Apartament numer cztery – mruknęłam, kiedy drzwi windy rozsunęły się na właściwym piętrze. Nie oglądając się na nic, ruszyłam prosto do drzwi mojego nowego apartamentu. Musiałam jeszcze wyjąć klucze z torebki, a nie było to łatwe ze względu na to, jak bardzo byłam obładowana. Spróbowałam sięgnąć wolną dłonią do kieszonki z kluczami, nie odstawiając niczego, ale okazało się to błędem. Torba sportowa zsunęła mi się z ramienia i upadła na podłogę, a w jej ślady poszedł plecak. Zła, cisnęłam również walizką na podłogę.
- Niech to szlag… - warknęłam, grzebiąc w torebce. Kiedy wreszcie natknęłam się na właściwe klucze, te oczywiście musiały wypaść mi z ręki. Klnąc pod nosem schyliłam się, żeby je podnieść. Ktoś jednak mnie uprzedził.
- Panienka Ayano Funabashi?
 Podniosłam wzrok na nieznajomego i mimowolnie wstrzymałam oddech. Był to wysoki, młody mężczyzna w garniturze. Co czyniło go jeszcze bardziej niezwykłym miał mlecznobiałe włosy oraz heterochromię – jego lewe oko było złote, natomiast prawe – niebieskie. Na jego wyciągniętej w moją stronę dłoni w czarnej rękawiczce leżał mój klucz.
- Zgadza się. Dziękuję – przyjęłam klucz i odwróciłam się, by otworzyć drzwi. W duchu cały czas modliłam się, aby mężczyzna sobie poszedł. Nie chciałam się wdawać w niepotrzebne rozmowy i po raz kolejny odgrywać tego samego spektaklu.
 Mężczyzna podniósł z podłogi moje rzeczy i podał mi je z uśmiechem na ustach. Skinęłam mu bez słowa głową i chciałam już wejść do pokoju, jednak on wciąż stał w tym samym miejscu, nie wykazując żadnych chęci do odejścia. Zrezygnowana odwróciłam się w jego stronę.
- O co chodzi?
Ku mojemu zdziwieniu białowłosy skłonił się nisko.
- Nazywam się Soushi Miketsukami i zostałem wyznaczony na twojego agenta z Secret Service, panienko Ayano.
- Dziękuję, ale nie potrzebuję żadnego ochroniarza, więc możesz już iść – i nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Następnie oparłam się o nie, wzdychając ciężko. Byłam przekonana, że to ktoś z rodziny zatrudnił tego ochroniarza. Miałam cichą nadzieję, że już nigdy go nie spotkam. Nie chciałam nawiązywać z nikim znajomości, wiązałoby się to tylko z kolejnymi rozczarowaniami, a może i nawet cierpieniem. Już dawno zdecydowałam, że będę unikać, jak tylko się będzie dało wszystkich mieszkańców „Ayakashi Kan”.
 Nie wiedziałam jeszcze jednak, że nie będzie to takie łatwe ani, że tak wiele zmieni się w moim życiu za sprawką białowłosego ochroniarza.

3 komentarze:

  1. Wyobraźnia dobrze ci podpowiada ;) Z chęcią przeczytałabym coś o Zetsuen no Tempest. A co prologu... Szkoda, że taki krótki :/ Bo to póki co idealna kopia anime, z niektórymi oczywiście innymi szczegółami. A więc czekam na rozdziały. Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Prolog jak prolog wiadomo, ze będzie krótki :( Prawie dokładnie jak w anime, oczywiście jest trochę inaczej ;). Co do Zetsuen no Tempest, jesli napiszesz coś to zdecydowanie będę czytać :D. Czekam na resztę rozdziałów. Weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    świetne, jestem ciekawa co dalej spotka panienkę Ayano...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń