Dacie wiarę, że to już 30 rozdział? DiaLovers to jak na razie naprawdę najdłuższe opowiadanie, jakie kiedykolwiek napisałam. I jak widać - najbardziej przez was lubiane. Cieszy mnie to tym bardziej, że lubicie je tak bardzo pomimo tego, że zmieniła główną bohaterkę i załagodziłam charaktery chłopaków. Dziękuję wszystkim tym, którzy czytają, komentują, obserwują i w ogóle odwiedzają tego bloga (wow, to już naprawdę ponad 100 tys. wyświetleń?) - jesteście wielcy ^^.
Pozorna normalność
Przynajmniej minęło już większość skutków toksyny podanej mi przez Richtera i chociaż wciąż bolały mnie żebra, to na szczęście przestałam miewać te nieznośne mdłości i bóle głowy. Tak więc pomimo tego, że pod ubraniami moje ciało wciąż pokrywały bandaże, postanowiłam wrócić do szkoły. Już i tak moja frekwencja nie była w najlepszym stanie...
Limuzyna zatrzymała się na szkolnym parkingu, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia. Oderwałam wzrok od okna, uświadamiając sobie, że wpatrywałam się w nie nieprzytomnie. Czym prędzej wyskoczyłam z pojazdu poganiana przez zniecierpliwionych Ayato i Kanato.
- No, przepraszam bardzo! Zamyśliłam się! - tłumaczyłam się, kiedy zaczęli ochrzaniać mnie za powolność. Plus, okazało się, że nie usłyszałam, co Ayato wcześniej do mnie mówił.
- A o czym tak niby myślałaś? - zapytał Ayato, stając przede mną ze skrzyżowanymi ramionami.
- Zszokuję cię - oparłam dłonie na biodrach. - Nie o tobie.
Ayato zmrużył oczy.
- Zmienię to.
- Spróbuj - odparłam buńczucznie.
- Nie będę próbował, zrobię to.
- Aleś ty pewny siebie...
Tymczasem pozostali zdążyli już utworzyć wokół nas krąg. Kanato właśnie opowiadał Teddy'emu, jak to ludzie potrafią się dziwnie zachowywać. Shuu westchnął ze znudzeniem, mamrocząc pod nosem coś, co zabrzmiało jak "jak dzieci". Natomiast Subaru obserwował nas z ponurą miną w przeciwieństwie do uśmiechniętego Laito.
- Może łaskawie przestalibyście odstawiać cyrk przed szkołą? - przemówił w końcu zirytowany Reiji. - Zaraz zacznie się pierwsza lekcja.
Oderwałam wzrok od Ayato i spojrzałam spode łba na Okularnika.
- Mam jeszcze dziesięć minut. Spokojnie mogłabym pokłócić się ze wszystkimi i zdążyć dojść do sali przed dzwonkiem.
- Nie sądzę, maleńka - wtrącił Laito. - Jeśli na dobre rozkręcisz się z Ayato, to trochę czasu ci na to zejdzie. Szczególnie, jeśli przejdziecie do rękoczynów~.
Zamrugałam kilkakrotnie.
- Jesteś zboczony - stwierdziłam oczywiste. - Ayato, nie patrz tak na mnie!
Na twarzy wampira pojawił się jego firmowy uśmieszek.
- Bo?
- Bo... Wiecie co? Reiji jednak miał rację. Lekcja zaraz się zacznie.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę wejścia do budynku, ignorując spojrzenia uczniów, którzy najwyraźniej obserwowali całe zajście. Nie musiałam długo czekać na to, aby bracia Sakamaki do mnie dołączyli.
Oczywiście kłótnia z Ayato nie była niczym więcej jak naszym najzwyklejszym drażnieniem się ze sobą nawzajem. Dlatego w drodze do klasy już normalnie rozmawialiśmy, a na lekcji postanowiłam jednak wrócić na swoje stare miejsce - przed Ayato.
Kiedy zadzwonił dzwonek na jedną z dłuższych przerw, postanowiłam pójść sobie po coś ciepłego do picia. Szłam spokojnie szkolnym korytarzem, ponownie pogrążona w niezbyt przyjemnych myślach. Nie zwracałam uwagi na ludzi mijanych po drodze. Dlatego wzdrygnęłam się gwałtownie, gdy znikąd pojawił się przede mną chłopak.
- Prze... - urwałam w pół słowa, rozpoznając w uczniu Azusę Mukami. Wampir uśmiechnął się, obserwując mnie spod półprzymkniętych powiek.
- Witaj, Ewo.
Cofnęłam się niepewnie o krok. Sama powtarzałam, że przecież Mukami nic mi nie zrobili, ale na jego widok poczułam nagłe ukłucie strachu. Nie podobała mi się atmosfera, jaką wokół siebie roztaczał. W dodatku, nie miałam pojęcia, czemu wciąż mówił do mnie "Ewo".
- Czego chcesz? - zapytałam, przełykając nerwowo. Korytarz pustoszał. Nie chciałam zostać z nim sama. Wodziłam wokół wzrokiem, rozpaczliwie szukając drogi ucieczki lub pomocnej dłoni.
Azusa przechylił głowę na bok.
- Powinnaś to wiedzieć, Ewo.
- Ale nie wiem - kolejny krok w tył. - I przestań tak do mnie mówić.
- Dlaczego, Ewo?
Jego krok w przód, mój w tył.
- Bo nie jestem żadną Ewą!
- Jesteś. I... Nie odpowiedziałaś mi ostatnio...
- Na co? - zmarszczyłam brwi, zastygając na chwilę w bezruchu.
Usta ciemnowłosego rozciągnęły się w leniwym uśmiechu.
- Na moje pytanie... Czy jesteś sadystką, czy masochistką?
- O czym ty mówisz? - spięłam się, słysząc to absurdalne pytanie.
Ktoś. Ktokolwiek...
- Myślę, że masochistką - kontynuował spokojnie. - Wyczuwam od ciebie podobną woń do mojej...
- Przestań wygadywać bzdury - obejrzałam się przez ramię oceniając swoje szanse na powrót do sali. Wrzeszczenie na środku korytarza nie wchodziło w grę - uznaliby mnie za wariatkę. A nawet jeśli ktoś by się tu pofatygował, to co miałabym powiedzieć? Że chłopak, z którym właśnie rozmawiam jest podejrzanie zachowującym się wampirem, który, nie wiedzieć czemu, nazywa mnie "Ewą" i zadaje pytania o sado-maso? Taa... Witaj, psychiatro!
- Ale może to tylko jakaś pomyłka... Albo oszukujesz? Czy to możliwe, że jesteś sadystką?
Ktokolwiek!
- Zostaw ją w spokoju!
Drgnęłam na dźwięk wściekłego głosu. W mgnieniu oka jego właściciel pojawił się między mną a Azusą.
- Kanato?!
Chłopak stał twarzą do ciemnowłosego, w jednej dłoni trzymając pluszową łapkę Teddy'ego, podczas gdy drugą zaciskał w pięść.
- Słyszysz?! - krzyknął w kierunku Azusy. - Wynoś się stąd!
Drugi wampir mierzył go przez chwilę niewzruszenie wzrokiem, po czym odwrócił się, żeby odejść.
- Do zobaczenia, Ewo - rzucił na odchodnym.
Nie widząc go już dłużej w swoim pobliżu, odetchnęłam z ulgą.
- Nareszcie... Dziękuję, Kanato.
Fioletowowłosy przeniósł na mnie wzrok. Wzruszył obojętnie ramionami.
- Po prostu tędy przechodziłem.
- Ale nie musiałeś tego robić.
Wiecznie podkrążone oczy zmrużyły się odrobinę.
- Chcę coś słodkiego.
Ayato podniósł głowę w chwili, w której Natsuki i Kanato przekroczyli próg sali. Jadowicie zielone oczy czujnie obserwowały każdy ich ruch.
- Jeszcze raz dziękuję, Kanato - powiedziała Natsuki, uśmiechając się do jego młodszego brata. Ten jedynie przytulił do siebie Teddy'ego, uważając, aby nie rozlać parującej zawartości styropianowego kubka.
- Po prostu tamtędy przechodziłem - odpowiedział, po czym wrócił na swoje miejsce.
Ayato śledził wzrokiem dziewczynę, nie spuszczając z niej wzroku ani na chwilę.
- Co? - zapytała zdziwiona, siadając na krześle przed nim.
- Coś długo ci to zajęło - odezwał się, krzyżując nogi w kostkach.
- Tak? - rzuciła niby nonszalancko, upijając odrobinę napoju ze swojego kubka.
- Czemu?
Wzruszyła ramionami.
- Kanato do mnie dołączył. Tak jakoś wyszło.
Zerknął kątem oka na swojego brata, który spokojnie popijał gorąca ciecz, wpatrując się w okno.
- Kanato wyszedł kilka minut po tobie. Co robiłaś do tej pory?
- Um... - wodziła wokół wzrokiem, unikała patrzenia na niego. - Nic takiego...
- Nie potrafisz kłamać.
Nie tak dobrze jak ja.
Niebieskie oczy otworzyły się szerzej. Wolna dłoń powędrowała do srebrnego krzyżyka zawieszonego na jej szyi. Palce zacisnęły się na zdobionym metalu.
- Więc? - drążył, pochyliwszy się w jej stronę.
- Ja... - zawahała się. W końcu westchnęła ze zrezygnowaniem. Spuściła wzrok. - Spotkałam Azusę.
Zielone tęczówki momentalnie się zwęziły.
- I co?
- W zasadzie to nic - odstawiła napój i wreszcie na niego spojrzała. - Znowu gadał jakieś bzdury i tyle. Ale przyszedł Kanato i go... Cóż, przegonił.
Ayato zmarszczył brwi.
- I tyle?
- I tyle - uśmiechnęła się. - Czyżbyś się martwił?
Prychnął.
- Nie schlebiaj sobie tak, Naleśniku.
Pokazała mu język i odwróciła się do niego plecami, gdyż w tej chwili przyszedł nauczyciel, rozpoczynając kolejną, nudną lekcję. Ayato oparł podbródek na dłoni. Wiedział, że Natsuki miała po części rację. Ale dlaczego tak właściwie, tak się tym przejmował?
Telefon zawibrował mi w dłoni akurat wtedy, kiedy wyjmowałam go z torby.
Cóż za wyczucie.
Spojrzałam na nadawcę wiadomości i przygryzłam wargę. To znowu był Kou. Tak właściwie to wiadomości wysyłał mi regularnie od kilku dni, ale na żadną z nich nie odpisałam. Stuknęłam w ekran, by odczytać maila i... Telefon zniknął z mojej ręki.
- Hej! - podniosłam wzrok na idącego obok mnie wampira. - Oddaj to!
- Jak zobaczę z kim piszesz - odparł Ayato, unosząc telefon na tyle, bym nie mogła go dosięgnąć.
- Grasz nieczysto! - zamachałam rozpaczliwie ramionami, stając na palcach.
- Taa? - uśmiechnął się półgębkiem, spoglądając na wyświetlacz komórki. Spiął się. - Mukami?
- Uhm... - burknęłam. - Jak widać...
- Po jaką cholerę z nim piszesz?
- Nie piszę z nim. To on do mnie pisze, ale nie odpowiedziałam na żad-
- Dlaczego w ogóle podałaś mu swój numer? - spojrzał na mnie niemalże z wyrzutem.
- Nie podałam. Sam go zdobył!
- Czy ty zapomniałaś, co oni ci zrobili?
- Przecież nic takiego mi nie zrobili...
- Nie? - zaśmiał się bez cienia wesołości. - Mam ci przypomnieć w jakim stanie znajdowałaś się w zeszłym tygodniu?
Ugryzłam się w język, żeby znowu nie powiedzieć czegoś, czego miałabym później żałować.
- Ayato... Jakbyś nie zauważył, staram się ich unikać, więc chyba wszystko w porządku, prawda? A teraz... Oddawaj mój telefon!
Podskoczyłam, ale on najzwyczajniej się cofnął. Uśmieszek powrócił na jego twarz.
- Masz coś jeszcze do ukrycia?
- Nie słyszałeś o czymś takim, jak prywatność? - oburzyłam się, ponownie próbując odebrać swoją własność. Ayato uniósł wyżej rękę z telefonem, drugą oplatając mnie w pasie.
- To jest twój największy problem?
Nadęłam policzki, mierząc go wzrokiem.
- Oddaj. To.
- Bo co?
- Booo...
Nie zdążyłam wymyślić odpowiedzi, ponieważ w tej chwili mój telefon został przejęty przez Subaru.
- Ej! - zaprotestowałam jednocześnie z Ayato.
- Zdajecie sobie sprawę, że wciąż jesteśmy w szkole? - mruknął białowłosy.
- Do czego zmierzasz?
Posłał mi znaczące spojrzenie... I nagle zdałam sobie sprawę, że byłam praktycznie przyklejona do Ayato tuż przed głównym wejściem do szkoły. Odsunęłam się od niego jak oparzona.
- Ekhm... Mógłbyś oddać mi mój telefon? - podeszłam do Subaru, ignorując szczerzącego się drugiego wampira.
- Mhm... - podał mi urządzenie. - Nie musisz się przejmować.
- Huh?
- Tym razem go nie zniszczę. W końcu sam go kupiłem.
Parsknęłam śmiechem, wyłapując w jego wypowiedzi nawiązanie do wydarzenia z pierwszego dnia mojego pobytu w rezydencji Sakamaki.
- Stare dobre czasy, co?
- Dobre? - powtórzył Ayato. - Naprawdę jesteś masochistką czy co?
- No nie, teraz gadasz jak Azusa!
- Obrażasz mnie, Naleśniku?
- Chodząca wredota...
- Długo tak możecie? - zrezygnowany Subaru spojrzał w kierunku parkingu, najwyraźniej mając nadzieję ujrzeć tam znajomą limuzynę.
- Jak już mówiłem, może im to zająć dwa razy tyle czasu, jeśli przejdą do rękoczynów~.
- Ledwie się pojawił i już rzuca zboczonymi podtekstami. Czy to jest istota twojego istnienia, Laito?
- Też za tobą tęskniłem, Maleńka~.
- Ej, łapy przy sobie! - ostrzegł Ayato, wsuwając się między nas, gdy Laito postanowił naruszyć moją przestrzeń osobistą.
Patrząc z boku, pewnie nie różniliśmy się niczym szczególnym od zwykłej grupy nastolatków. Ale gdyby tylko ktoś poznał nasze wspólne i osobiste tajemnice... Uśmiechnęłam się gorzko. Nawet wśród nas nikt nie znał nikogo na wylot. Każde z nas skrywało własne sekrety, którymi niekoniecznie chciało się dzielić.