Strony

czwartek, 26 maja 2016

Fairy Tail: One shot

Pisałam ten one shot i pisałam, i coś skończyć nie umiałam... Ale wreszcie mi się to udało! Trochę się przy nim napracowałam, więc mam nadzieję, że było warto. A ramach ciekawostki poinformuję was, iż główna bohaterka tego opowiadania odzwierciedla mnie, więc znajdziecie tu także prawdziwe. informacje. Na początku miałam wątpliwości, czy w ogóle wykorzystać pomysł na ten o-s i teraz mam nadzieję, że dokonałam słusznego wyboru. Życzę miłego czytania ^^ I oczywiście dajcie znać, czy ta krótka komedia przypadła wam do gustu.
P.S. Zastanawiam się nad założeniem swojej strony na Facebook'u (taki tam fanpage~). Jak myślicie? Czy to dobry pomysł? Bylibyście taką stronką zainteresowani? Dajcie znać ^^


Pokręcony sen pewnego otaku



Tego dnia (a raczej powinnam powiedzieć - tej nocy) postanowiłam nadrobić zaległości w oglądaniu jednego z moich ulubionych anime, a mianowicie "Fairy Tail". Stwierdziłam, że najwyższa pora skończyć pierwszy sezon, więc już od kilku godzin oglądałam odcinek za odcinkiem. Właśnie skończyłam kolejny i przeciągnęłam się na łóżku, ziewając przy tym. Przetarłszy oczy wierzchem dłoni spojrzałam na zegar widniejący na górnym pasku na ekranie mojego tabletu. Wskazywał już niemal trzecią nad ranem. Westchnęłam i obróciłam się na bok, opierając urządzenie o nogi zgięte w kolanach. Poświata rzucana przez włączony ekran padła na ścianę, oświetlając twarz Kanekiego Kena1, który dotykał palcami skroni, jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi.
- Och, już nie patrz na mnie z takim potępieniem - fuknęłam na plakat. - Jeszcze tylko jeden, ostatni już odcinek i grzecznie pójdę spać. Obiecuję.
Oparłam głowę na lewej ręce, a palcem wskazującym prawej stuknęłam w ekran, włączając kolejny odcinek. Starałam się walczyć z opadającymi wbrew mojej woli powiekami, ale niestety byłam skazana na porażkę. Po kilku minutach, gdy Natsu po raz kolejny stwierdził, że się "napalił", całkowicie odpłynęłam w objęcia Morfeusza...
- Obudź się! Hej, słyszysz mnie? - usłyszałam naglący głos gdzieś nad moją głową. - Otwórz oczy!
- Nngh... - wymamrotałam jedynie, próbując bez unoszenia powiek zorientować się, o co chodzi.
Z tego, co pamiętam, to na budzik mam ustawiony ending drugiego sezonu "K"... Więc to na pewno nie może być on. W takim razie, może to moja mama? Ale po co miałaby mnie budzić? Przecież jest weekend...
- Obudź się! - usłyszałam ponownie. Tym razem poczułam także, że ktoś potrząsa moim ciałem. Niechętnie dałam wreszcie za wygraną i otworzyłam oczy jedynie po to, by kompletnie zdębieć. Nad sobą ujrzałam bowiem dwie, aż zbyt znajome postacie.
- Ach, wreszcie się ocknęłaś! - Pochylona nade mną blondynka odetchnęła z wyraźną ulgą. - Wszystko w porządku?
- Eee...
Wiem, to najbardziej elokwentna odpowiedź we wszechświecie, ale to chyba zrozumiałe i nie ma się tutaj czemu dziwić, prawda? W końcu, miałam właśnie przed oczami dwie osoby, które jeszcze chwilę temu oglądałam na swoim tablecie. A mogłam przysiąc, że to, co właśnie widziałam, na pewno nie było obrazem 2D na dziesięciocalowym wyświetlaczu.
- Pomogę ci usiąść - zaoferował się chłopak o pomarańczowawych włosach. Podał mi dłoń i gdy wciąż osłupiała ją ujęłam, podciągnął mnie do pozycji siedzącej.
- Dzięki - wybąkałam.
- Nie ma za co. - Uśmiechnął się ciepło, poprawiając swoje okulary.
- Jak się czujesz? - Ponownie przemówiła blondynka. - Boli cię coś?
Potrząsnęłam głową.
- Nic mi nie jest.
- Jesteś pewna?
Ja nie jestem nawet pewna, co się właśnie dzieje!
- Tak, dziękuję.
- To dobrze.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, po czym spojrzała na swojego towarzysza.
- Dziękuję, Loki. Możesz już wracać.
- Jak sobie życzysz, Lucy. - To powiedziawszy, zniknął. Tak po prostu.
Jako, że blondynka wciąż kucała obok mnie, pochyliłam się w jej stronę.
- Jesteś Lucy Heartfilia i należysz do gildii magów "Fairy Tail", a ten koleś przed chwilą był jednym z twoich duchów, Lwem, o imieniu Loki - wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu. - Prawda?
Lucy zamrugała kilkakrotnie, zanim ponownie się odezwała, pełnym zaskoczenia głosem.
- S-skąd ty to wiesz?
Ponieważ jestem fanką tego anime, a ty jesteś jedną z jego głównych bohaterek. Logiczne, nie? Taa...
Ach, chyba jednak przesadziłam z oglądaniem tylu odcinków, skoro śnią mi się takie rzeczy... Ale chwila. Skoro wiem, że to sen, to czy jest to sen świadomy?
Widząc, że Lucy wciąż uważnie mi się przygląda, doszłam do wniosku, że muszę jej w końcu odpowiedzieć. A skoro to sen... To chyba mogłam sobie trochę poszaleć, prawda? Druga taka okazja mogła się już nie nadarzyć.
Podrapałam się po głowie i uśmiechnęłam lekko.
- Można powiedzieć, że trochę o was słyszałam. W końcu, jesteście dość sławną gildią.
Dziewczyna zaśmiała się i poprawiła swoje jasne włosy.
- Ale mam nadzieję, że w pozytywnym znaczeniu?
- Jak najbardziej! - zapewniłam, kiwając głową dla podkreślenia swoich słów. - Zawsze chciałam do was dołączyć.
- Jesteś magiem?
- Chyba tak...
- Chyba?
Zawahałam się i przygryzłam dolną wargę.
Na ile ten sen może mi pozwolić?
- Hej, masz problemy z pamięcią? - Lucy zrobiła zmartwioną minę. - Pamiętasz w ogóle co się stało?
Jeszcze chwilę temu oglądałam anime, a teraz gadam z tobą w chyba-świadomym śnie. Więc...
- No, właśnie niezbyt. Mogłabyś mi powiedzieć, jak mnie znalazłaś?
- Cóż... Właśnie wychodziłam z domu, kiedy zobaczyłam, jak leżysz nieprzytomna na chodniku. Nie wiem, co mogło stać się wcześniej.
- Rozumiem... Czyli jestem w Magnolii, tak? - Skinęła głową. - Dzięki, że mi pomogłaś.
- Nie ma za co. - Uśmiechnęła się promiennie. - Pamiętasz jak się nazywasz?
- Kira - palnęłam bez zastanowienia. Było to imię kilku postaci z moich opowiadań, a także pseudonim, którym posługiwałam się kiedyś w internecie.
- Miło mi cię poznać. - Podniosła się i wyciągnęła do mnie rękę, więc z jej pomocą również wstałam. - Wygląda na to, że ja już nie muszę się przedstawiać.
- Taak, to nie będzie konieczne.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę na własny wygląd. Miałam na sobie czarne, obcisłe dżinsy, tunikę w tym samym kolorze, z białym nadrukiem przedstawiającym łeb tygrysa z paszczą otwartą do ryku oraz dżinsową kurtkę. Na stopach miałam zasznurowane niebieskie, sportowe buty, a brązowe włosy spływały luźno po plecach, aż do bioder. Uniósłszy dłonie przekonałam się także, iż na moim lewym nadgarstku zapięta była czarna, skórzana bransoletka, a na serdecznych palcach obu dłoni lśniły delikatne, srebrne pierścionki. Wyglądała więc tak, jak  poprzedniego dnia. Przynajmniej tyle dobrze, że mój umysł nie postanowił mnie przypadkiem upokorzyć, wrzucając do świata jednego z ulubionych anime w piżamie...
- Więc mówiłaś, że gdzieś szłaś zanim się na mnie natknęłaś? - zagaiłam, ponownie podnosząc wzrok na jasnowłosą dziewczynę. - Czy może, tak zupełnym przypadkiem, wybierałaś się akurat do gildii?
- Zgadłaś. Chcesz iść ze mną?
Ta propozycja jeszcze bardziej pobudziła moją wyobraźnię. Poczułam rosnące we mnie podekscytowanie.
- A mogę?
- No pewnie! Zresztą, tak będzie lepiej, skoro jeszcze przed chwilą byłaś nieprzytomna.
- Och, nie musisz się o mnie martwić.
Chociaż zapewniłam ją, że nic mi nie jest, Lucy i tak stwierdziła, że powinnam trzymać się blisko niej i dać znać, gdyby coś było nie tak. Szczerze? Nie miałam nic przeciwko temu. Niemal dosłownie w podskokach ruszyłam za nią w stronę majaczącego w oddali znajomego mi już budynku. Podróż minęła nam dość szybko. Chociaż, z drugiej strony, sami wiecie jak to bywa z upływem czasu w snach. Dlatego nie będę się nad tym tematem za bardzo rozwodzić.
Stanąwszy w drzwiach siedziby gildii nie mogłam posiąść się z zachwytu. Chłonęłam łapczywie wzrokiem widok wnętrza budynku i tych wszystkich postaci, które jadły, piły, śmiały się i wygłupiały.
- Wybacz. - Na twarzy Lucy pojawiło się lekkie zakłopotanie. - Wiem, że dla kogoś z zewnątrz, może się to wydawać trochę chaotyczne, ale z czasem można się przy...
- Wow! - Przerwałam jej. - Tu jest super!
- Podoba ci się?
- Tak!
Przeglądając się pomieszczeniu doszłam do wniosku, że mój umysł wykonał kawał dobrej roboty w odtworzeniu tego miejsca.
Jeszcze raz omiotłam wszystko wzrokiem, tym razem zwracając większą uwagę na sylwetki ludzi... oraz innych istot żywych.
- Czy to mistrz Makarov? - upewniłam się, wskazując na niewielkich rozmiarów starca usadowionego na ladzie po drugiej stronie pomieszczenia. Kiedy Lucy przytaknęła, przesunęłam spojrzenie na następną osobę. - A to Mirajane. Gromowładni Bogowie. Elfman i Lisanna. Levy, Gajeel i Lily. Cana, Wendy i Carla.
Lucy uniosła brwi w zdziwieniu, słuchając mojego wyliczania.
- Ty naprawdę nieźle nas już znasz, co?
- Oczywiście! - Rozejrzałam się raz jeszcze, lecz nie dostrzegając nigdzie tych, których szukałam, zmarszczyłam czoło. - A gdzie reszta? To znaczy... Gdzie Erza, Gray, Natsu i Happy?
- Ty naprawdę dużo o nas wiesz... Cóż, jeśli nie są na jakiejś niezapowiedzianej wcześniej misji, to pewnie gdzieś po prostu się włóczą.
Westchnęłam.
- Szkoda... Miałam nadzieję, że ich spotkam...
Jakby na zawołanie, w tej chwili drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł przez nie sam Gray Fullbuster z dłońmi wsuniętymi do kieszeni spodni. Szok i niedowierzanie! Miał on bowiem na sobie koszulę. Jeszcze.
Za nim wpadł Natsu z Happy'm unoszącym się nad jego głową.
- Gray, wracaj tu! Jeszcze z tobą nie skończyłem!
- Ale ja z tobą tak - odparł spokojnie ciemnowłosy, nawet nie oglądając się na Natsu.
- Graaay! Ty...
- Dosyć tego! - zagrzmiał od wejścia głos, który sprawił, że obaj się wzdrygnęli, a Happy schował się za różowowłosym.
- Nadchodzi... - Nawet ze swojego miejsca widziałam, jak niebieski kot zadrżał, po wypowiedzeniu tego słowa.
- No, to się doigrali - westchnęła Lucy.
Erza weszła do środka i oparła dłonie na biodrach. Spiorunowała wzrokiem Natsu i Graya, po raz kolejny wywołując u nich dreszcze.
- Mam dość waszych kłótni jak na jeden dzień.
- My się nie kłócimy! - zaprzeczył Natsu. - Ja chcę tylko z nim walczyć!
- Natsu po prostu nie może znieść przegranej - oświadczył Happy, wylatując zza jego pleców.
- Nie przegrałem z nim!
- Bo Erza nam przerwała - sprostował Gray.
- Właśnie. Inaczej skopałbym ci tyłek!
- Dawaj!
- Ani się ważcie! - Czerwonowłosa wkroczyła między chłopaków, co skutecznie ich uciszyło.
Nagle jednak Natsu odwrócił głowę w naszą stronę, a jego twarz przybrała zaciekawiony wyraz.
- A to kto?
- Lucy wreszcie znalazła sobie przyjaciół? - zapytał Happy, podlatując bliżej.
Na twarzy blondynki drgnął nerwowo jeden z mięśni.
- Udam, że tego nie słyszałam... - odchrząknęła, po czym kontynuowała już opanowanym tonem. - Poznajcie Kirę. Spotkałam ją w drodze do gildii. Okazuje się, że posiada sporą wiedzę na temat "Fairy Tail" i jej członków.
- To ciekawe... - Erza skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, lecz nim zdążyła powiedzieć coś więcej, przerwał jej Natsu.
- Tak? To co wiesz o mnie?
- Natsu Dragneel zwany też Salamandrem. Smoczy Zabójca posługujący się magią ognia. Cierpisz na zaawansowaną chorobę lokomocyjną. Jednym z twoim najlepszych przyjaciół i zarazem partnerem jest ten tutaj, latający, niebieski kot albo raczej pochodzący z Extalii Exceed o imieniu Happy. Nie rozstajesz się także ze swoim szalikiem, który dostałeś od smoka, Igneela. Jesteś liderem drużyny, w skład której wchodzą Happy, Lucy, Erza, Gray, Wendy oraz Carla - wyrecytowałam, starając się nie wtrącać do tego dodatkowych informacji z poszczególnych odcinków anime.
Natsu opadła szczęka. Pozostali spojrzeli po sobie z zaskoczeniem. W tej chwili zdałam sobie też sprawę, że wokół nas zebrała się już całkiem spora grupa ludzi.
- No dobra - tym razem głos zabrał Gray. - To co możesz powiedzieć na mój temat?
Odchrząknęłam i ponownie zaczęłam mówić:
- Gray Fullbuster. Mag lodu. Należysz do wcześniej już wspomnianej przeze mnie drużyny Natsu, z którym, tak na marginesie, ciągle rywalizujesz. Jesteś także nałogowym... Powiedziałabym, że nałogowym nudystą - uśmiechnęłam się znacząco. - Ponieważ zimno ci nie przeszkadza, często zdejmujesz ubrania. Tylko, że sam często nie zdajesz sobie z tego sprawy.
- To chyba lekka przesada...
- W takim razie, gdzie twoja koszula? - zapytała Erza.
Chłopak spuścił wzrok na swój teraz nagi tors.
- Hej, Lucy...
- Nie, nie pożyczę ci swoich ubrań!
Uśmiechnęłam się do siebie.
To chyba najlepszy sen, jaki do tej pory mi się przyśnił! Ale... Dlaczego czuję się tak, jakbym nagle znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie?
Zerknęłam przez ramię i niemal naprawdę dostrzegłam mroczną aurę kłębiącą się wokół niebieskowłosej dziewczyny obserwującej nas zza jednego z filarów.
No tak. Juvia. I wszystko jasne.
- Skąd tyle wiesz?
Przeniosłam wzrok na Erzę, która mierzyła mnie zaciekawionym wzrokiem.
- Cóż... Poza tym, że dużo o was słyszałam, to chyba można powiedzieć, że jest to w pewien sposób związane z moją magią.
- A jakim typem magii, tak właściwie, się posługujesz? - wtrącił Natsu.
No, to pięknie. I co by tu teraz wymyślić? Jaki rodzaj magii może pasować do otaku i amatorskiej pisarki w jednym?
- Magią wyobraźni - palnęłam w końcu, aby nie przedłużać za bardzo ciszy.
Moja odpowiedź wywołała szmer szeptów wokół mnie.
Czyżbym przesadziła? Chwila... Czy takiej magii nie używał przypadkiem Rustyrose?
Jednak Natsu w ogóle nie wydawał się zrażony.
- Jak to wygląda podczas walki?
- Trochę ciężko mi to tak wyjaśnić...
- Więc walcz ze mną!
Zamurowało mnie. Musiało minąć kilka sekund, żeby dotarł do mnie sens wypowiedzianych przez niego słów.
- Co?!
Mój głos wymieszał się z okrzykami zaskoczenia innych zebranych.
Że niby ja, ja, mam walczyć z Natsu? Tym Natsu? Tym samym, który wygrywa większość swoich walk, nawet przeciwko jakimś superpotężnym przeciwnikom?! To już wcale nie jest śmieszne! Coś czuję, że ten sen skończy się dość brutalnie i boleśnie. Dla mnie, oczywiście.
- Nie sądzę, by był to dobry pomysł - zaoponowała Lucy.
O, dzięki ci! Chociaż jedna...
- Czemu? - Natsu spojrzał buntowniczo na swoją przyjaciółkę.
- Chociażby dlatego, że gdy się dzisiaj na nią natknęłam, to była nieprzytomna. I ma problemy z pamięcią.
- Żadna z was słowem o tym nie wspomniała - zauważył Gray, a Erza mu przytaknęła.
- Bo nie było okazji... - bąknęłam cicho.
- Ale to nie stoi na przeszkodzie! - oznajmił Natsu, a szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. - Może dzięki walce twoja pamięć wróci do normy!
- A co to ma być, jakaś terapia szokowa?! - Lucy wyglądała na co najmniej tak wstrząśniętą, jak ja byłam.
- Taak, ja może podziękuję~.
- Może to wcale nie jest taki zły pomysł? - Gray potarł podbródek, najwyraźniej rzeczywiście się nad tym zastanawiając. - Jest w tym jakiś sens.
- Słucham?!
- Też tak myślę - dodała po chwili namysłu Erza. - Takie wydarzenie jak walka, może w pewnym stopniu wpłynąć na umysł i pobudzić go do wytężonej pracy.
No, to się wkopałam...
- Chwila, chwila, chwila! - zaprotestowałam. - Czy skoro już uparliście się przy tej walce, to czy nie moglibyście wybrać mi jakiegoś słabszego przeciwnika? Albo chociaż takiego o jakiejś łagodniejszej, że tak powiem, magii? Jak na przykład Lucy albo Levy, albo ktoś w tym stylu?
Z którąś z nich miałabym przynajmniej szansę na przeżycie w jednym kawałku. Mimo wszystko, nawet w śnie, śmierć przez spopielenie przez jedną z bardziej lubianych postaci raczej nie wydaje się zbyt przyjemna.
Erza z powagą położyła dłoń na moim ramieniu.
- Dasz sobie radę. Mam nadzieję, że uda ci się w ten sposób odzyskać całkowicie pamięć.
A zakład, że nie? Ja mam nadzieję, że uda mi się chociaż przetrwać jako tako jedną minutę...

I tak oto w mgnieniu oka znalazłam się naprzeciwko Natsu, na placu, który miał nam pełnić rolę areny. Pozostali członkowie gildii zebrali się wokół placu. Wyglądało na to, że mój tyłek miał zostać skopany na oczach tych wszystkich mniej lub bardziej lubianych i nielubianych przeze mnie postaci.
O matulu, za jakie grzechy? A zapowiadał się taki piękny sen...
Potrząsnęłam głową i zaczerpnęłam głęboko powietrza.
Dobra, skup się. To twój sen, więc powinnaś móc go kontrolować. Wymyśliłaś sobie, że jesteś magiem, to teraz to udowodnij. Wybrałaś magię wyobraźni, a na czym ona polega? Na przekształcaniu wyobrażeń na rzeczywistość. Więc nie pozostaje ci nic innego jak...
- Gotowa? - zawołał Natsu z drugiego końca placu.
Skinęłam głową.
- Świetnie!
W ułamku sekundy całe ciało Natsu zapłonęło i chłopak ruszył pędem w moją stronę.
Ogień zwalczaj ogniem, huh? Oby to tylko wypaliło.
Wyciągnęłam przed siebie prawą rękę i wykrzyknęłam znane mi już dobrze słowa:
- Zakwitnij, Amaryllis!
Przez krótką chwilę obawiałam się, że jednak nic się nie stanie i rozpędzony, płonący Natsu na mnie wpadnie. Wtedy jednak przed moją dłonią pojawiła się duża, ognista kula, która wystrzeliła do przodu i zderzyła się ze Smoczym Zabójcą. Chłopak bardziej pewnie z powodu zdziwienia niż skuteczności ataku zatrzymał się w miejscu, a w tłumie rozległo się kilka okrzyków. Uśmiechnęłam się, zadowolona z siebie.
Zadziałało! Dziękuję ci, Julis2!
- Ogień? - Natsu przechylił głowę na bok, uśmiechając się. - Teraz to się napaliłem!
Mina mi zrzedła. Szybko odskoczyłam do tyłu i słysząc znajome hasło brzmiące "Stalowe Pięści Ognistego Smoka" ponownie uniosłam rękę.
- Zakwitnij, Primrose!
Tym razem dziewięć utworzonych z ognia kul zawirowało w powietrzu, po czym uderzyło w Natsu nawet go nie wzruszając. Spanikowana rzuciłam się na ziemię i przetoczyłam na bok. W ten sposób jakimś cudem (o centymetry!) udało mi się uniknąć jego ataku.
- Loropetalum!
Ognisty mur, nie tak imponujących rozmiarów jak widziałam w anime, wyrósł znikąd odcinając mnie od chłopaka. Nie utrzymał się niestety długo. Zdążyłam jedynie dźwignąć się na nogi, gdy nagle zniknął. Wyglądało to zupełnie tak, jakby został przez coś (lub kogoś) najzwyczajniej wessany.
- No to są chyba jakieś żarty! - zawołałam. - Ty naprawdę to zeżarłeś?!
Natsu poklepał się dłonią po brzuchu.
- Zgadza się. - Uśmiechnął się szeroko, najwidoczniej dumny ze swojego czynu. - To jedziemy dalej!
Natsu wypowiedział nazwę kolejnego ataku, a jego ciało momentalnie na powrót zajęło się ogniem.
- O, no chyba nie... - wymamrotałam, rzucając się do ucieczki jak najdalej od niego. - Czy mogę się już poddać?!
- Nie ma mowy!
Szlag! Ta magia już na niego nie podziała. Trzeba wymyślić coś innego.
Pisnęłam mimowolnie, kiedy obok mnie przeleciał strumień ognia. Rzuciłam się w bok i zatrzymawszy, uniosłam obie ręce ku niebu. Na moment zamknęłam oczy, a kiedy ponownie je otworzyłam w powietrzu przede mną zawisł lśniący fioletem trójkąt. Jego wnętrze zdobiły skomplikowane wzory, ale nie było czasu na to, aby się im przyglądać. Z tego nieco przerobionego magicznego kręgu wystrzeliło kilka łańcuchów3, które następnie oplotły się wokół kończyn Salamandra.
- Co jest grane?!
Odetchnęłam z ulgą. Dzięki tej sztuczce uzyskałam przynajmniej chwilę na spokojne przemyślenie kolejnego ruchu. Było jasne, że Natsu nie wykorzystuje w pełni swoich sił, a i tak nie miałam żadnych szans na wygraną. Mogłam się jedynie bronić i modlić w duchu, żeby ten sen nie przekształcił się przypadkiem w prawdziwy koszmar.
W tej chwili ziemia zatrzęsła się gwałtownie, a z nieba zaczęli spadać... ludzie. Postacie w ciemnych płaszczach i dziwnych maskach lądowały między zebranymi członkami "Fairy Tail" i od razu wszczynały walki. A ja stałam wciąż w tym samym miejscu, skołowana, starając się przypomnieć sobie z czym mi się to wszystko kojarzy.
- "Grimoire Heart"? Czy wy ich przypadkiem nie pokonaliście w sto którymś odcinku?
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - odparła, przebiegająca obok Erza, która zdążyła już dobyć swojego miecza. - Ale potrzebujemy teraz jak najwięcej osób do obrony okolicy. Jesteś jeszcze w stanie walczyć?
Skinęłam głową, a wtedy czerwonowłosa uśmiechnęła się lekko.
- W takim razie, liczę na ciebie.
Uwolniłam szamoczącego się Natsu i nie bardzo wiedząc, co jest grane, rozejrzałam się po otoczeniu. Na placu zapanował istny chaos. Magowie z "Fairy Tail" pojedynczo lub w grupach dzielnie walczyli z zamaskowanymi przedstawicielami "Grimoire Heart", a zewsząd rozbłyskiwały przeróżne barwy oraz towarzyszące im okrzyki. Z ogólnego zgiełku udało mi się wyłapać kilka znajomo brzmiących haseł.
- Ryk Ognistego Smoka!
- Przejęcie!
- Lodowy Twór: Lanca!
- Wodne Cięcie!
- Podmiana!
- Otwórz się, Bramo do Złotego Byka!
Nie musiałam długo czekać na to, aż przyjdzie moja kolej, by włączyć się do walki. Zupełnie jakby wyrośli spod ziemi, zamaskowani zjawili się przede mną całą grupą. W dłoniach dzierżyli najróżniejszą broń i zupełnie się nie spiesząc, rozdzielili się, aby mnie otoczyć. Potoczyłam po nich wzrokiem, gorączkowo zastanawiając się, jakiej magii mogłabym użyć przeciwko nim.
Co pomogłoby mi pozbyć się wielu przeciwników za jednym razem? A może by tak...
Widząc, że wciąż ustawiali się w ślimaczym tempie, rozluźniłam się nieco i uniosłam swoją lewą dłoń na wysokość twarzy.
- Oko za oko, ząb za ząb, zło za zło. Spłońcie4.
Zafascynowana patrzyłam, jak potężny, błękitny płomień wystrzelił spomiędzy moich palców i błyskawicznie ogarnął zamaskowanych gości. Nie pozostał po nich nawet ślad. Wlepiłam wzrok w swoją dłoń, czując jak moje wargi rozciągają się w szerokim uśmiechu.
- Ale czad... Zawsze chciałam to powiedzieć!
Usłyszałam zbliżający się do mnie tupot stóp, więc podniosłam głowę. Uśmiech zniknął z mojej twarzy, bo dostrzegłam pędzącą w moją stronę kolejną grupę z "Grimoire Heart". Westchnęłam, przygotowując się do kolejnego ataku.
W dość krótkim czasie zdążyłam wykorzystać jeszcze kilka innych mocy bohaterów z różnych serii. Na początku było to fajne i bardzo ciekawe, ale ostatecznie stało się męczące. Zaczynało mi już powoli brakować pomysłów, a członków wrogiej gildii wciąż przybywało. Na miejscu każdego pokonanego zaraz pojawiał się nowy. Po rozejrzeniu się wokół zdałam sobie sprawę, że każdy mag z "Fairy Tail" również miał ten sam problem. Nie było widać końca tej bitwy.
Jęknęłam, zobaczywszy kolejną bandę zamaskowanych nadbiegających w moją stronę.
- Mam dość... Niech to się już skończy!
Ku mojemu zdziwieniu rzeczywiście się skończyło. Jakby w reakcji na moje słowa, całe "Grimoire Heart" po prostu... zniknęło. Rozległy się okrzyki radości, a ja z osłupieniem wpatrywałam się w przestrzeń.
- Że co? To tyle? Serio?! Przecież to zupełnie bez sensu!
Moje narzekania przerwała Lucy, przybiegając do mnie z resztą swoich przyjaciół.
- Nic ci się nie stało? - zapytała.
- Nie, wszystko w porządku.
- W takim razie pora na świętowanie! - zawołał entuzjastycznie ktoś z tłumu.

I już w następnej chwili znaleźliśmy się wszyscy na powrót w gildii, a w jeszcze następnej rozpoczęła się impreza. Mirajane zadziwiająco szybko ogarnęła się po stoczonej walce i zajęła się swoją rolą kelnerki, krążąc między stolikami. Po nikim nie było widać, żeby jakoś szczególnie przejął się całym wydarzeniem. Ja tymczasem wylądowałam przy jednym stoliku z wszystkimi głównymi bohaterami. Z szerokim uśmiechem na ustach przyglądałam się każdemu z osobna. Gray'owi szukającemu swojej zaginionej koszulki; Natsu sprzeczającemu się o coś z Lucy; Erzie pochłoniętej konsumpcją ciasta z truskawkami; Happy'emu patrzącemu z uwielbieniem na Carlę pouczającą Wendy i tak dalej... Chłonęłam te widoki ciesząc się, że ten sen wrócił jednak na normalniejsze tory.
- A tak właściwie, to należysz do jakiejś gildii? - spytał Gray, przerywając swoje bezowocne poszukiwania.
Pokręciłam przecząco głową.
- To może dołączysz do naszej? - zaproponowała wesoło Lucy. - Mówiłaś, że zawsze chciałaś to zrobić.
- A mogę? - Gdybym była postacią z anime, w tym momencie w moich oczach pojawiłyby się pewnie charakterystyczne iskierki. A może tak właśnie się stało?
- Pewnie!
Mirajane zatrzymała się przy naszym stoliku, aby ustawić na nim kilka kubków.
- Dobrze się bawicie, jak widzę - powiedziała z uśmiechem. - Wiecie, że pojawiło się kilka nowych, ciekawych zadań?
Happy przestał ślinić się na widok Carli i odwrócił się w stronę Lucy.
- Widzisz, Lucy? Już nie musisz rozpaczać, że znowu nie masz pieniędzy na czynsz!
- Happy...
- Hej, mam pomysł! - oświadczył nagle Natsu, pochylając się nad stołem. Patrzył na mnie. - Jak szybko dołączysz do naszej gildii, to chodź z nami na misję!
- Naprawdę? - Otworzyłam szerzej oczy.
- Przy okazji dokończymy naszą walkę!
- Ugh...
Lucy wstała i wyciągnęła do mnie rękę, po raz kolejny tego dnia.
- Chodźmy od razu do mistrza Makarova.
- Okay! - zgodziłam się, podekscytowana. Podniosłam się ze swojego miejsca i nagle do moich uszu dotarły zupełnie niespodziewane słowa.
So they say "we are the dead". So they say "we are the dead". So they say "we are the dead"5.
- Kira?
Potrząsnęłam głową i skupiłam swój wzrok na twarzy blondynki.
- Słyszałaś to?
- Co?
Katararekimerareta yukue darenimo mieteru kotae koete konna shihai no ruuru ni i i i i!6
- O nie... - wyszeptałam. - Nie. Tylko nie to... Nie teraz!
- Kira? Co się dzieje?
Pozostali przestali się wygłupiać i spojrzeli na mnie, nie rozumiejąc mojego zachowania.
- Miło było was poznać - westchnęłam, po czym... obudziłam się. W swoim pokoju, na swoim łóżku, zaplątana w pościel. Ze zrezygnowaniem sięgnęłam po telefon leżący na stoliku przy łóżku. Przesunęłam palcem po jego ekranie, wyłączając budzik. Muzyka ucichła. Mój wzrok spoczął teraz na, jakimś cudem, wciąż włączonym tablecie. Cały jego ekran zajmował obrazek przedstawiający wszystkich członków "Fairy Tail". Westchnęłam ciężko, wyłączyłam urządzenie i ukryłam twarz w poduszce.
- A był to taki fajny sen…



1Kaneki Ken - główny bohater anime/mangi pt. “Tokyo Ghoul”. Plakat z nim mam zawieszony na ścianie nad łóżkiem.
2Julis-Alexia van Riessfeld - główna bohaterka anime/mangi pt. “Gakusen Toshi Asterisk”. Amaryllis, Primrose oraz Loropetalum to jej przykładowe ataki. A tak wygląda właśnie Amaryllis:

3Jest to jedna z mocy Natsuki Minamiyi - postaci ze “Strike The Blood”.

4Tekst, który przeważnie wypowiada Rei Ogami z “Code:Breaker” przed skorzystaniem ze swojej mocy.

5Wmawiają nam, że jesteśmy martwi” - początek endingu anime “K: Return of Kings”, czyli piosenka pt. “Kai” zespołu CustomiZ. Tłumaczenie zaczerpnięte ze strony opening-anime.pl
P.S. Wbrew temu, że ustawiłam ją sobie jako budzik, bardzo lubię tę piosenkę.
6Zmierzam właśnie do puenty. Każdy ją tutaj zna. Na wszystko odpowiadam: nie i nie, bo nie i nie” - jak wyżej.


poniedziałek, 9 maja 2016

Diabolik Lovers: Bonus IV ver. Reiji

Zaskakujące jest to, jak można polubić postać przez pisanie o niej opowiadania i słuchanie przy tym w kółko jej piosenek... No cóż, jak można zauważyć na moim przykładzie, takie rzeczy są możliwe. Sama się o tym właśnie przekonałam xD Zapraszam do czytania tego bonusu ^^
A w następnej kolejności pojawi się wspomniany już przeze mnie one shot z "Fairy Tail" ~.


Władczy Wilk

 Nim się obejrzałam nadeszły urodziny Reijiego, do których przygotowywałam się przez kilka ostatnich dni. Reiji był w tym czasie nieobecny, gdyż załatwiał jakieś sprawy w świecie demonów, więc ułatwiało mi to działanie. Przynajmniej nie musiałam się z niczym kryć i narażać tym samym na przepytywanie przez wampira. A bez tego zapewne by się nie obeszło. Zawsze potrafił wyczuć czy kłamię.
 W każdym razie, miał wrócić do domu wieczorem w dniu swoich urodzin. Już od rana nie potrafiłam usiedzieć spokojnie na miejscu, niezliczoną ilość razy sprawdzając czy tort wygląda tak jak powinien, a książka jest nienagannie zapakowana w ozdobny papier. Nie żebym narzekała, ale nie ukrywając, trochę się nad tym wszystkim napracowałam. Przez ostatnie dwa dni prawie nie wychodziłam z kuchni, bo chciałam, aby ciasto wyszło idealne. Bracia Sakamaki, którzy zaglądali co jakiś czas do pomieszczenia nie rozumieli moich przesadnych (według nich) starań. Jedynie Kanato nie miał nic przeciwko moim kuchennym wyczynom. Stwierdził nawet, że mogłabym tak częściej robić. A wszystko dlatego, iż miał darmową wyżerkę, gdy stwierdzałam, że jednak coś mi z danym ciastem nie wyszło.
 Wraz z zapadnięciem zmroku usadowiłam się przy jednym z okien wychodzących na dziedziniec. Choć mój wzrok nie był porównywalny do wampirzego, uparcie wlepiałam go w ciemność panującą na zewnątrz. Zapewne Reiji nazwałby moje zachowanie dziecinnym, ale w tym momencie mnie to kompletnie nie obchodziło. Nie mogłam się już po prostu doczekać jego powrotu i reakcji na to, co dla niego przygotowałam. Miałam nadzieję, że mile go tym zaskoczę.
 Wreszcie, dostrzegłam dwa punkciki samochodowych świateł. Nie czekając aż limuzyna zatrzyma się przed rezydencją zerwałam się ze swojego miejsca i czym prędzej zbiegłam ze schodów na parter. W holu natknęłam się na Ayato oraz Laito. Stali po obu stronach drzwi wejściowych, a w dłoniach trzymali plastikowe tacki z ciastami pokrytymi sporą ilością bitej śmietany. Zatrzymałam się, obdarzając ich podejrzliwym spojrzeniem.
- Co wy knujecie?
Ayato zerknął na mnie przez ramię.
- Niespodziankę dla tego zgredowatego sztywniaka.
- Taki mały, słodki prezent z okazji urodzin - dodał ze śmiechem Laito.
Ot ciekawostka, że akurat w takich sprawach potrafili się ze sobą jakoś dogadać i współpracować. Pokręciłam głową.
- Nie sądzę, żeby był to dobry pomysł.
- To jest dobry pomysł - prychnął Ayato. Tym samym stało się niemal oczywiste to, że to właśnie on był tego autorem.
- Chłopaki, mówię poważnie. Nie rób...
Urwałam swoją wypowiedź w pół słowa. W tej samej chwili zdarzyły się dwie rzeczy. Pierwsza - otworzyły się drzwi, przy których staliśmy. Druga - chłopcy jednocześnie rzucili się na swojego starszego brata. A ja wciąż tkwiłam w tym samym miejscu z ustami otwartymi w wyrazie niemego niedowierzania w to, co właśnie stało się na moich oczach. Ayato i Laito zanosząc się śmiechem przezornie odskoczyli na bezpieczną odległość. Reiji natomiast stał nieruchomo na progu, choć pewnie w duszy gotował się ze złości. Cała jego twarz była biała od śmietany. Może i mnie by to rozbawiło, gdyby to nie był on lub gdyby chociaż był inny dzień.
- Trafiony, zatopiony! - zawołał rozbawiony Laito.
Spiorunowałam wzrokiem dwójkę moich rówieśników, po czym ponownie odwróciłam się w stronę okularnika.
- Reiji...
Lecz on nie czekał nawet aż dokończę i najzwyczajniej rozpłynął się w powietrzu.
- A niech to... - mruknęłam dotykając dłonią czoła. - Czy wy naprawdę nie mogliście z tym chociaż poczekać?!
Odpowiedziała mi cisza, bowiem ci dwaj również postanowili się ulotnić.
 Westchnęłam, bezradnie wyrzucając ramiona w powietrze. Odwróciłam się na pięcie i z powrotem popędziłam na górę po schodach. Do pokoju Reijiego dotarłam lekko zdyszana od tej całej bieganiny. Przystanęłam z uniesioną w powietrzu pięścią. Po chwili wahania opuściłam ją i odetchnąwszy głęboko, otworzyłam drzwi.
 Reiji stał, odwrócony do mnie bokiem i za pomocą chusteczek higienicznych starał się pozbyć jasnej substancji ze swojej twarzy, włosów i ubrania. Zaskoczyło mnie to, że nadal miał na sobie długi płaszcz z kapturem, w którym przybył do rezydencji.
- Mogę pomóc?
Nawet nie podniósł na mnie wzroku.
- Przydałoby się.
Podeszłam więc bliżej, zgarniając po drodze chusteczki leżące na biurku. Ostrożnie zdjęłam mu okulary, tak jak robiłam to już nie raz i zaczęłam je czyścić. Przez chwilę trwaliśmy w takim milczeniu, aż w końcu nie mogłam go już znieść.
- Przepraszam - powiedziałam, delikatnie pocierając szkła. - Chciałam ich powstrzymać, ale wiesz jacy są...
- Nawet nie liczyłem na to, że mogłoby ci się udać.
Ugh, no dzięki.
- A... Czemu tak właściwie nie zdejmiesz tego płaszcza?
Wreszcie na mnie spojrzał. Choć nie było to niestety przyjazne spojrzenie, jakiego oczekiwałam po naszej rozłące.
Westchnął i nerwowym gestem zrzucił z siebie wierzchnie okrycie, które opadło na stojący obok fotel.
- Zadowolona?
Musiałam odłożyć okulary na blat biurka, bo inaczej niechybnie upuściłabym je z wrażenia. Wolne teraz dłonie uniosłam do ust.
- O mój Boże... - wymamrotałam patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. - Co ci się stało?
- Wypadek przy pracy - odparł krótko, przeczesując włosy palcami. Kiedy to zrobił jego duże, futrzaste uszy poruszyły się nieznacznie, a wystający ze spodni ogon opadł jakby ze zrezygnowaniem.
- Ale... O matko, to jest po prostu takie... dziwne. Wiesz jak to odwrócić?
Wzruszył ramionami, wyrzucając brudne chusteczki.
- Powinno minąć samo. Jeśli będę miał szczęście, to znikną po kilku godzinach. Jeśli pecha, to może to trwać nawet kilka dni.
- Och - zamrugałam, jeszcze raz mu się przyglądając. - Przynajmniej wyglądasz tak całkiem uroczo.
Pożałowałam, że to powiedziałam, gdy posłał mi ponure spojrzenie.
- Wybacz? - Uśmiechnęłam się niepewnie. - Ale nie sądzisz, że to trochę ironiczne? Pojawiły ci się najprawdopodobniej wilcze uszy i ogon, podczas gdy jesteś wampirem. Więc można powiedzieć, że jesteś w pewnym sensie połączeniem wampira i wilkołaka. A zawsze tak wszędzie trąbią o tym, jak to te dwie rasy się nienawidzą.
Reiji popatrzył na mnie niechętnie. Zupełnie tak, jakbym była według niego wyjątkowo irytującą istotą.
- Naprawdę musisz przestać interesować się tymi bezsensownymi głupotami wymyślonymi przez śmiertelników.
Mój poprzedni entuzjazm trochę przygasł.
Ma prawo być zdenerwowany po tym wszystkim. To w końcu jego urodziny. Pewnie zaraz mu przejdzie i wszystko będzie w porządku.
Pomyślałam o tym, co dla niego przygotowałam. Odetchnęłam cicho.
- Powiedz, masz może ochotę na...
- Na nic nie mam ochoty - przerwał mi lodowatym tonem, który sprawił, że coś boleśnie zakłuło mnie w klatce piersiowej. - Możesz już sobie iść.
- Ale Reiji...
- Idź stąd.
Spojrzałam na niego zszokowana. Nie rozumiałam, co w niego wstąpiło. W końcu wyprostowałam się i zacisnęłam dłonie w pięści, czując rosnącą w gardle gulę.
- Jasne. Jak sobie życzysz - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - Och, byłabym zapomniała. Wszystkiego najlepszego.
Nie czekając na jego reakcję wypadłam z pomieszczenia trzaskając za sobą drzwiami. Do moich uszu dotarł jeszcze dźwięk tłuczonego szkła, ale miałam już to gdzieś.
 Kierowana złością pobiegłam do swojego pokoju po tort i prezent, które tam wcześniej zostawiłam. Następnie wróciłam pod drzwi pokoju Reijiego i położyłam wszystko na podłodze.
- Nie to nie, bez łaski - wyszeptałam, po czym uciekłam stamtąd łykając łzy goryczy. Jednocześnie czułam wściekłość i rozpacz. Tak się starałam, żeby sprawić mu radość, a on zachowywał się jakby coś go co najmniej ugryzło. Nie rozumiałam, o co mu chodziło. Miałam wrażenie, że wróciliśmy do tego, jak wyglądała nasza znajomość na samym początku.

 Wpadłam do kuchni jak burza i chociaż chciałam tylko czegoś się napić, to trzaskałam wszystkimi możliwymi drzwiczkami szafek, szufladami i naczyniami. Wreszcie zdecydowałam się na zwykłą wodę mineralną. Napełniłam nią szklankę i wypiłam wszystko duszkiem. Mimo to, nie mogłam pozbyć się guli w gardle. Odstawiłam z hukiem szklankę na blat, mrugając nerwowo, aby pozbyć się niechcianych łez napływających mi do oczu.
- Musisz robić tyle hałasu?
Drgnęłam.
- Tak, Shu.
- Co się stało? Czyżbyś pokłóciła się z moim braciszkiem?
Byłam odwrócona do niego plecami, ale mogłam się założyć, że na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek.
- Może.
Spięłam się, czując jego oddech na karku.
- To może mam ci pomóc w odegraniu się na nim?
- Podziękuję - burknęłam, cofnąwszy się z zasięgu jego ramion. Wyszłam z kuchni, mając nadzieję, że blondyn da sobie spokój. Chciałam już po prostu wrócić do swojego pokoju i najlepiej przespać resztę nocy. Shu jednak akurat postanowił pobyć sobie trochę nad wyraz natarczywym. Dopadł mnie w korytarzu i uwięził między ścianą a swoim ciałem.
- Jesteś pewna swojej decyzji?
- Tak, jestem pewna. Puść mnie.
- Jaka szkoda... Mógłbym ci zapewnić zdecydowanie więcej przyjemności niż mój brat - to oświadczywszy, pochylił się nade mną rozchylając usta, w których doskonale widoczne były jego kły. Już myślałam, że nie uda mi się uciec, ale nagle wampir zastygł w bezruchu.
- Cholera... - wymamrotał, odwracając głowę.
Nie wiedziałam, co miał na myśli, dopóki także do moich uszu nie dobiegł dość... No cóż, raczej niespodziewany odgłos. Coś jakby stukanie pazurów o podłogę, a potem także... warczenie.
Shu odsunął się ode mnie i wtedy moim oczom ukazał się potężny wilk stojący na środku korytarza. Miał ciemnoszarą, wpadającą w fiolet sierść oraz znajomo wyglądające, czerwone ślepia. Wstrzymałam oddech. Drapieżnik zjeżył sierść, położył po sobie uszy i wciąż warcząc postąpił powoli kilka kroków do przodu. Wyglądał przerażająco, ale również w jakiś sposób pięknie. Nie mogłam oderwać od niego wzroku.
- Ale to upierdliwe. - Shu westchnął i po prostu zniknął. Typowe.
 Widząc to, wilk zamknął pysk i przysiadł na zadzie. Cały czas wpatrywał się we mnie swoimi ślepiami w kolorze rubinów. Znałam te oczy. Przełknęłam ślinę, wypuściłam powoli wstrzymywane powietrze przez usta, po czym kucnęłam w miejscu, w którym stałam.
- Reiji?
- Niestety, masz rację.
- Co się stało?
- Przemiana postąpiła jeszcze bardziej.
Dziwnie było mi rozmawiać z wilkiem. Tym bardziej, że jego odpowiedzi słyszałam bezpośrednio w swojej głowie.
- Ahm. W takim razie, życzę miłego powrotu do oryginalnej formy.
Wstałam i ominęłam go, aby skierować się do swojego pokoju. Nie musiałam długo czekać na stukot pazurów podążającego za mną wilka.
- Gdzie idziesz?
- Do siebie.
Zamilkł na kilka sekund.
- Ty to zrobiłaś?
- Co?
- To, co znalazłem pod drzwiami.
- Tak. A co? - prychnęłam. - Chcesz wiedzieć czyją pracę wyrzuciłeś do śmietnika?
- To nie tak.
- Pewnie.
Reiji w swojej nowej formie przyspieszył i złapał zębami rękaw mojego swetra.
- Zatrzymaj się.
- Bo co? - Szarpnęłam się, mając nadzieję, że nie podrę przez to ubrania. - Chciałabym zauważyć, że chwilę temu dałeś mi jasno do zrozumienia, iż nie życzysz sobie mojego towarzystwa. Więc teraz łaskawie zostaw mnie w spokoju.
Nacisk jego szczęk zelżał, a ja to bez zastanowienia wykorzystałam. Wyrwałam się mu i jak najszybciej pokonałam ostatnie metry dzielące mnie od mojego pokoju. Zamknąwszy za sobą drzwi, nie patrząc już na nic, rzuciłam się na łóżko, a potem zakopałam w pościeli. Raz po raz odtwarzając w myślach wydarzenia tego dnia, a także zachowanie Reijiego, pogrążyłam się w niespokojnym śnie.
 Nie spałam długo i gdy się przebudziłam, zdziwił mnie ciężar spoczywający na moich nogach. Zmrużyłam oczy próbując dostrzec w ciemności ów ciężar. Niemal podskoczyłam na łóżku, zdając sobie sprawę, że o moje kolana opiera się wilczy łeb. Reiji musiał wyczuć, że nie śpię, gdyż otworzył swoje rubinowe oczy.
- Obudziłaś się?
- Jak widać. Co ty tu robisz?
Przeciągnął się leniwie na moim łóżku i ziewnął, co było na tyle urocze, że prawie zapomniałam o swojej złości.
- Przyszedłem cię przeprosić - odrzekł wreszcie. - Ale nie zrobię tego, póki nie wrócę do swojej prawdziwej postaci.
- I do tego czasu masz zamiar wylegiwać się na moim łóżku? - Zapytałam, unosząc jedną brew.
- Powiedzmy.
Westchnęłam. Chciałam spać i nie miałam zamiaru kolejny raz się z nim kłócić.
- Rób co chcesz.
Obróciłam się na bok, podciągając kołdrę aż pod brodę. Starałam się zapomnieć o jego obecności, chociaż wilgotny, psi nos trącający moją rękę wcale mi w tym nie pomagał.

 Drugi raz obudziłam się już dopiero, kiedy promienie słońca w najlepsze przedzierały się przez szczeliny w zasłonach. Jęknęłam cicho, przyciskając twarz do poduszki. Nie chciało mi się jeszcze wychodzić spod cieplutkiej kołdry i wdawać w kolejną sprzeczkę z tym wampirołakiem. Jednak okrycie zostało ze mnie brutalnie ściągnięte.
- Co jest grane? - burknęłam, podnosząc się błyskawicznie do pozycji siedzącej.
- Czy teraz mogę już uznać, że jesteś w pełni obudzona?
Spojrzałam spode łba na wampira stojącego u nóg łóżka.
- Nienawidzę cię, Reiji.
- Przykro mi, ale nie potrafisz kłamać.
- Ma ci być przykro! A teraz łaskawie oddaj moją kołdrę i... Chwila, moment, wróć! - Nagle mnie olśniło. Jeszcze raz spojrzałam w tamtym kierunku, aby upewnić się, że nie mam żadnych omamów. Potarłam oczy wierzchem dłoni, ale on nadal tam stał. W ludzkiej formie. - Znowu jesteś sobą!
- Zauważyłaś?
Przewróciłam oczami i odgarnęłam pasma włosów, opadające mi na twarz.
- Czy nie miałeś przypadkiem zrobić czegoś po "powrocie"?
- To najpierw wstań.
- Zaczynasz przeprosiny od rozkazów? No, ładnie.
Nie odpowiedział. Zamiast tego popatrzył na mnie wyczekująco, więc posłusznie wygramoliłam się z łóżka. Od razu do mnie podszedł, po czym, ku mojemu zdziwieniu, wziął w objęcia.
- Huh? - Tylko tyle byłam w stanie z siebie wykrztusić, kiedy moja twarz znalazła się nagle tuż przy jego klatce piersiowej.
- Przepraszam za wczoraj. - Jego oddech musnął włosy na czubku mojej głowy. - Nie chciałem się na tobie wyładować. Tym bardziej, że nie widzieliśmy się przez kilka dni...
- Więc czemu to zrobiłeś?
- Nie zaczyna się zdania od...
- Psujesz przeprosiny.
Zaśmiał się cicho, a wtedy przytuliłam policzek do jego piersi. Co tu ukrywać? Lubiłam ten dźwięk.
- Chyba masz rację. - Odchrząknął, ponownie poważniejąc. - Po prostu było tego wszystkiego za dużo. Irytowało mnie to, że nie byłem w stanie nic z tym zrobić.
- A Ayato i Laito dolali oliwy do ognia.
- Zgadza się. Potem nie potrafiłem już po prostu nad sobą zapanować.
Podniosłam głowę, a moje usta same ułożyły się w uśmiech.
- Reiji przyznaje się do niemocy, do błędu i przeprasza. Chyba będę musiała to gdzieś zapisać.
- Możesz się z tym wstrzymać. A teraz - ujął mój podbródek palcami - chyba nie chcesz, żeby zrobione przez ciebie ciasto się zmarnowało?

 Okazało się, że w pokoju Reijiego wszystko było już przygotowane - kawałki tortu leżały na porcelanowych talerzykach na stoliku, a obok nich stały filiżanki z jeszcze parującą herbatą.
- Kiedy zdążyłeś to zrobić? - zapytałam, posyłając mu pytające spojrzenie.
- Gdy spałaś - odparł krótko, wskazując mi jeden z foteli. Usiadłam więc na nim ze skrzyżowanymi ramionami.
- Czyli od początku zakładałeś, że ci wybaczę?
- A miałaś jakieś wyjście?
- Zaraz zabiorę ci to wszystko i tyle będziesz miał ze swoich urodzin...
- Och, no już. - Przed moją twarzą zawisł widelec z nadzianym na niego kawałkiem truskawkowego ciasta.
- Zamierzasz mnie karmić, żebym się zamknęła?
- Otwórz albo zrobię to siłą - ostrzegł, przysuwając widelec jeszcze bliżej.
- Dobra, dobra.
Otworzyłam usta, pozwalając by nakarmił mnie chociaż ten jeden raz.
- I co?
- Tak samo dobre, jak wtedy, kiedy je robiłam. Skosztuj też, to się przekonasz.
- W porządku.
Lecz zamiast ponownie wbić widelec w swoją porcję, Reiji pochylił się nad stolikiem i musnął moje wargi swoimi.
- H-hej, a to co miało być? - zapytałam zdezorientowana, gdy już się ode mnie odsunął.
- Kosztowałem - odpowiedział zwyczajnie. - Tak, jak mi poleciłaś. Rzeczywiście jest całkiem dobre.
Spuściłam wzrok na własny talerzyk. Byłam pewna, że moje policzki przybrały kolor truskawek zdobiących ciasto. Upiłam kilka łyków gorącej herbaty i dopiero coś sobie przypomniałam. Podniosłam wzrok na chłopaka.
- Posłuchaj, Reiji. Tym razem mówię to poważnie. - Uśmiechnęłam się lekko. - Wszystkiego najlepszego!
Zamrugał. Raz. Drugi. Potem odłożył widelec i poprawił okulary.
- Tylko na tyle cię stać?
Zamarłam w bezruchu.
- S-słucham?
- To chyba trochę mało, nie uważasz? Przydałby się też jakiś prezent.
- Przecież dałam ci tamtą książkę...
- Tak. I zaskoczyło mnie, że o niej pamiętałaś.
- No wiesz, mimo wszystko cię słucham.
- Tak? W takim razie podejdź tu.
- Po co? - Zmrużyłam podejrzliwie oczy.
- Podobno mnie słuchasz.
- Ech, już idę...
Podniosłam się ze swojego miejsca i niepewnie obeszłam stół. Kiedy tylko stanęłam obok Reijiego, ten złapał mnie i najzwyczajniej posadził na swoich kolanach.
- Hej! - pisnęłam.
Objął ramionami moją talię. Na jego ustach pojawił się triumfujący uśmiech.
- I co teraz zrobisz?
- To znaczy? - mruknęłam ze zrezygnowaniem, dając sobie spokój z daremnymi szarpaninami.
- Prezent.
Popatrzyłam w jego rubinowe, roziskrzone oczy.
- Jesteś niemożliwy...
 Pochyliłam się, opierając dłonie na jego torsie. Następnie pocałowałam go delikatnie, powoli. Jednak Reiji nie pozwolił mi na tym poprzestać. Czułam, jak jego dłoń wędrowała po moich plecach, gdy pogłębiał pocałunek tak długo, aż straciłam oddech, a serce w szalonym tempie zaczęło obijać mi się o żebra. Wtedy wreszcie odsunął się odrobinę, bym mogła się uspokoić. Oparłam głowę na jego ramieniu.
- Teraz jesteś zadowolony?
- A żebyś wiedziała - wymruczał mi do ucha. - Mogłaś od razu od tego zacząć.
Jego palce sunęły wzdłuż mojego kręgosłupa. W górę i w dół.
- A co z ciastem? Miałeś rację z tym, że nie chcę, żeby się zmarnowało.
- Chwilę może jeszcze poczekać.
- To może chociaż puścisz mnie na minutkę, to pójdę się przebrać? Jakby nie patrzeć, wciąż jestem w "piżamie".
- Hmm... To też może poczekać.
Nie widziałam sensu w dalszym sprzeczaniu się, więc po prostu się poddałam. W końcu byłam mu winna małe, prywatne przyjęcie urodzinowe.