Strony

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Diabolik Lovers: Bonus IV ver. Kou

Nie wiem czemu, ale ostatnio miałam jakąś straszną blokadę weny... Nie potrafiłam z siebie nic wykrzesać ani na drugiego bloga, ani na konkurs, a ten bonus pisałam przez kilka dni... Mam tylko nadzieję, że nie wpłynęło to na jego jakość (sama nie potrafię zbyt dobrze ocenić własnego opowiadania, więc pozostawiam to zadanie wam). 
Przypominam też o dzieleniu się waszymi pomysłami na uczczenie 5 rocznicy istnienia DL oraz zbliżającego się 40 rozdziału mojego ff (poprzedni post). Na razie swoje propozycje podały tylko 3 osoby, więc liczę na jeszcze jakieś. Macie pomysły? Nie krępujcie się i piszcie!
A teraz życzę wszystkim miłego czytania i czekam na szczere opinie. ^^

 Zestresowany Jenot

 Pot spływał cienką strużką po moich plecach pod materiałem obcisłej sukienki, a oczy zaczynały mnie już boleć od ostrego światła reflektorów. Mimo to, moje usta rozciągały się w uśmiechu. Szerokim i pełnym satysfakcji.
 Zerknęłam w bok. Stojący po mojej lewej stronie Kou podchwycił to spojrzenie. Również się uśmiechał. Mrugnął do mnie, po czym wyciągnął rękę. Bez wahania ujęłam jego wyraźnie chłodniejszą w dotyku dłoń i razem się ukłoniliśmy. Wydawało mi się, iż w reakcji na to widownia jeszcze głośniej zaczęła bić brawo, nie przestając skandować przy tym naszych imion.

- Och, to był dobry występ! - oznajmiłam opadając na kanapę w garderobie. Nie miałam zamiaru ukrywać, że byłam zadowolona z tego, jak wypadliśmy oraz jak zareagowała na nas publiczność. Przed występem jak zwykle miałam tremę, ale po zejściu ze sceny wiedziałam, że dałam z siebie wszystko i udało mi się zaśpiewać zgodnie z własnymi oczekiwaniami. Szczerze mnie to uszczęśliwiło.
 Kou zajął miejsce na fotelu ustawionym naprzeciwko kanapy. Posłał mi szeroki uśmiech, wyciągając przed siebie nogi.
- Zgadza się - przytaknął. Splótł dłonie i założył je za głowę. - Ale czy mam ci przypomnieć, kto się tak bardzo opierał, kiedy za pierwszym razem zaproponowałem duet?
Przewróciłam oczami.
- Naprawdę masz zamiar mi to ciągle wypominać? Przecież nie było w tym nic dziwnego... W końcu, może nie pamiętasz, ale tak jakby jesteś dosyć sławnym idolem. Z rzeszą bardziej lub mniej zdrowych na umyśle fanek. A ja? - Rozłożyłam ręce. - Przeciętna dziewczyna, która w gimnazjum bawiła się w zespół i nagle znikąd pojawia się u twego boku na scenie. To raczej oczywiste, że przejmowałam się tym, jak zostanę przyjęta i czy jakieś fanki przypadkiem mnie nie rozszarpią i pożrą żywcem przy pierwszej lepszej okazji.
 Kou parsknął śmiechem, wyglądając na szczerze rozbawionego moją wypowiedzią.
- No jasne. Śmiej się. - Odchyliłam głowę na skórzane oparcie kanapy. - Ale ja nadal wolę pozostać czujna.
- Nie dramatyzuj, kotku. Chyba widzisz, że nie masz czym się przejmować, prawda? - Błysnął zębami w uśmiechu. - Zresztą sama słyszałaś. Jesteśmy uważani za świetny duet i to nie tylko na scenie.
 Miał rację. Ku mojemu zaskoczeniu już za pierwszym razem, kiedy wystąpiłam z nim na scenie zostałam całkiem ciepło przyjęta przez publikę. Obawą za to napełnił mnie fakt, iż Kou wcale nie zamierzał kryć się z tym, że łączy nas coś także w prywatnym życiu. Ale jak się okazało, ta informacja również nie wywołała żadnego skandalu. Niestety nie byłam w stanie nic poradzić na swoją podejrzliwość. Byłam na sto procent pewna, że znalazłaby się jakaś fanka (tudzież psychofanka) Kou, która źle mi życzyła.
 Przeciągnęłam się leniwie, zamykając przy tym oczy.
- Dalej dziwi mnie to, że twój menadżer i ogólnie całe szefostwo tak po prostu zgodziło się żebym z tobą występowała.
- Mam swoje sposoby.
- Taak - zgodziłam się. - Wiem coś o tym. A skoro nawet w pracy robisz to, co chcesz, to na serio im współczuję.
- To ich robota. Zresztą, dzięki mnie zarabiają sporo kasy.
- Co prawda, to prawda...
- I zapewne nie mogliby już beze mnie żyć...
- Już nie przesadzaj.
- ... tak jak ty.
 Otworzyłam oczy. Blondyn pochylał się nad dzielącym nas stolikiem z pewnym siebie uśmieszkiem na ustach i patrzył na mnie w prowokujący sposób. Sięgnęłam po leżący obok mnie ręcznik, po czym rzuciłam nim w twarz wampira. Ten złapał go w ostatniej chwili, nachmurzony.
- Uważaj, bo wrócisz do bycia solistą. I to nie tylko na scenie - dodałam, przedrzeźniając go.
- Schowaj te pazurki, kotku - odparł, przewieszając ręcznik przez oparcie fotela. - Chyba zacznę myśleć, że chcesz mnie wygryźć, aby mieć scenę tylko dla siebie.
- No nie - jęknęłam, udając rozpacz. - Już przejrzałeś mój niecny plan?
- Oczywiście. - Mrugnął do mnie swoim "wszystkowiedzącym"* okiem. - Niczego przede mną nie ukryjesz.
 Zaśmiałam się, chociaż wiedziałam, że to prawda. Gdyby chciał, wystarczyłoby mu jedno spojrzenie i mógłby czytać ze mnie jak z otwartej książki. Na szczęście jednak nie wykorzystywał tak często swojej zdolności. Co nie zmieniało faktu, że stanowiło to jego ulubioną groźbę.
- Wiem, wiem. - Sięgnęłam po leżącą na stoliku torebkę i wyjęłam z niej swoją komórkę, by sprawdzić godzinę. - A teraz lepiej się już zbierajmy, bo chłopaki urwą nam głowy, jeśli znowu spóźnimy się na kolację.

 Wróciliśmy do domu późno w nocy, ale i tak udało nam się zdążyć na posiłek przygotowany przez Rukiego. Jak zazwyczaj zjedliśmy go wspólnie, całą piątką w niezwykle rodzinnej atmosferze - wdając się w bezsensowne kłótnie, dogryzając sobie nawzajem oraz podkradając co lepsze kąski z cudzego talerza. Po napełnieniu naszych żołądków odmeldowaliśmy się z Kou i udaliśmy do jego pokoju. Chłopak od razu padł jak długi na swoje łóżko.
- Ugh... - wymamrotał z twarzą ukrytą w poduszce. - Jestem zmęczony.
- Chyba ty akurat powinieneś już być przyzwyczajony do takich występów, prawda?
- Jestem przyzwyczajony do występów. - Odwrócił twarz w moją stronę. Wyglądał jak nadąsane dziecko. - To ludzie są męczący.
Uniosłam brwi, opierając dłonie na biodrach.
- Chyba się obrażę - oznajmiłam.
Wampir ziewnął i usiadł na łóżku.
- Jesteś wyjątkiem.
- Tak lepiej. - Skinęłam głową z uśmiechem, po czym klapnęłam na materac obok niego. Błyskawicznie to wykorzystał, zmieniając swoją pozycję i kładąc się ponownie, tym razem z głową na moich kolanach.
- Nie za wygodnie ci tak przypadkiem?
- Hmm... nie. Jest idealnie.
 Prychnęłam, lecz uśmiech nie schodził mi z ust. Wsunęłam palce w jego jasne włosy i ostrożnie je przeczesałam. Kou najwyraźniej nie miał nic przeciwko temu, gdyż zamknął oczy i pozwalał mi robić, co chciałam. Prostowałam więc jego poskręcane kosmyki między palcami, ciesząc się tą spokojną chwilą. Lubiłam bawić się włosami blondyna. Były takie gładkie i przyjemne w dotyku.
- Pomożesz mi się przebrać? - przerwał nagle ciszę. Przeniosłam wzrok na jego klatkę piersiową, gdzie jego smukłe palce walczyły z guzikami koszuli. Jeden z nich był już rozpięty i odsłaniał skrawek bladej skóry. Odwróciłam szybko wzrok czując, że moje policzki stały się cieplejsze.
- Nie wygłupiaj się - skarciłam go, wyplątując dłoń z jasnych włosów.
- Ale naprawdę przydałaby mi się pomoc...
Pstryknęłam go palcami w czoło. Jego twarz wykrzywiła się w lekkim grymasie.
- Wiesz, szłoby ci znacznie lepiej, gdybyś po prostu otworzył oczy - zauważyłam z przekąsem.
Chłopak westchnął i uniósł powieki z widoczną niechęcią.
- Gdzie w tym zabawa?
Wzruszyłam ramionami, odchyliłam się do tyłu i oparłam dłonie na materacu za plecami.
- Stresujesz się niedzielnym występem? - zapytał niespodziewanie Kou.
- Tak - przyznałam szczerze. - W końcu to już pojutrze. W dodatku to ważny program. Nie chcę żebyś przeze mnie gorzej wypadł...
Idol zmrużył swoje jasnoniebieskie oczy.
- O czym ty mówisz? Nie masz się czym przejmować. Od dawna już przecież umiemy dobrze wykonać tę piosenkę. Mamy jeszcze prawie dwa dni, żeby ją na spokojnie przećwiczyć, a potem tylko zaśpiewamy tak, jak na próbach i gotowe.
Przygryzłam dolną wargę.
- Tak, ale... Nic na to nie mogę poradzić, że się martwię.
Kou uniósł rękę. Opuszki jego palców musnęły moje czoło.
- Marszczysz je - wyjaśnił, gdy posłałam mu pytające spojrzenie. - Uważaj, bo porobią ci się zmarszczki.
Usłyszawszy to, trzepnęłam go w dłoń.
- Nie strasz nastolatki zmarszczkami!
Zachichotał, nie przejmując się moją wypowiedzią.
- A zmieniając temat na coś przyjemniejszego... - Popatrzyłam na stojącą na szafce nocnej papierową torbę. - Czy nie dostaliśmy przypadkiem jakichś słodyczy w prezencie po naszym występie?
 Chłopak przytaknął, siadając tylko po to, by podać mi wspomnianą torbę, po czym wrócił do beztroskiego wylegiwania się z głową na moich kolanach. Wyjęłam z torby pierwszą paczuszkę, na jaką natrafiłam palcami. Brązowe pudełko było przewiązane wstążką w kolorze złota i nie miało na sobie żadnych napisów ani charakterystycznych symboli, po których można byłoby rozpoznać producenta. Domyśliłam się jednak, że w środku musiały znajdować się czekoladki, gdyż Kou już wcześniej dostawał takie słodycze zapakowane w podobny sposób.
 Otworzyłam pudełko i uniosłam do ust pierwszą pralinkę. Wampir złapał mnie za nadgarstek, powstrzymując tym samym przed zjedzeniem słodkości.
- O co chodzi?
Zamiast odpowiedzieć, po prostu rozchylił własne wargi. Jasne oczy patrzyły na mnie z oczekiwaniem. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Jesteś niemożliwy - oznajmiłam, ale bez protestowania włożyłam mu czekoladkę do ust.
Nie minęło nawet kilka sekund, kiedy poderwał się gwałtownie z moich kolan, krztusząc się i kaszląc. Przestraszona jego reakcją szybko przysunęłam się do niego bliżej.
- Co się stało?! - zapytałam zaniepokojona. - Wszystko w porządku?
 Blondyn opuścił dłoń, którą zasłaniał usta. Skrzywił się tak, jakby co najmniej wypił duszkiem szklankę soku z cytryny.
- To... było... - wykrztusił wreszcie. - Ohydne!
Zamrugałam, zbita z tropu.
- Aż tak?
- Aż tak! - potwierdził. Wziął pudełeczko z pozostałymi czekoladkami i cisnął nim przez pokój. Zderzyło się z cichym stuknięciem ze ścianą, a następnie upadło na podłogę. - W życiu nie jadłem czegoś tak obrzydliwego!
Chyba naprawdę musiało mu to nie smakować...
- Okay... To może masz ochotę na coś innego? - zasugerowałam, przeglądając pozostałą zawartość torby.
- O, nie. - Pokręcił energicznie głową. - Nie ma mowy. Na dzisiaj mam zdecydowanie dość słodyczy.

 Następnego ranka z łóżka wyciągnęły mnie smakowite zapachy dochodzące z kuchni. Wciąż będąc w piżamie podreptałam ich tropem. Jak się okazało, Ruki właśnie kończył przygotowywać śniadanie. Azusa i Yuma siedzieli już natomiast przy stole. Nigdzie nie widziałam Kou.
- Dobry - przywitałam się. Jedną dłonią przygładziłam rozczochrane włosy, a wierzchem drugiej stłumiłam ziewnięcie. - Nie widzieliście Kou?
Azusa pokręcił przecząco głową. Yuma uniósł jedną brew.
- Mógłbym zapytać cię o to samo. Myślałem, że razem spędziliście noc.
Kątem oka dostrzegłam ostrzegawcze spojrzenie, jakie Ruki posłał brązowowłosemu. Byłam pewna, że moje policzki się zaróżowiły.
- Dobrze wiesz, że to nie prawda - fuknęłam, starając się ukryć swoje zawstydzenie.
- No tak, wtedy pewnie byłoby głośniej.
Azusa zachichotał, więc obu spiorunowałam wzrokiem. Podobnie jak Ruki, który z hukiem postawił przed Yumą talerz.
- Moglibyście darować sobie takie żarty z samego rana i tak dla odmiany może ktoś by mi pomógł?
- Ja ci pomogę! - Stanęłam prosto i uniosłam dłoń niczym uczeń zgłaszający się na ochotnika do odpowiedzi. Ruki skinął głową z aprobatą.
- Jedna porządna.
 W dziecinnym odruchu pokazałam reszcie język, zabierając się do rozstawiania na stole naczyń podawanych mi przez ciemnowłosego. Wkrótce cały blat został zastawiony pieczywem, wędlinami, nabiałem oraz świeżymi warzywami. Zmieściwszy jeszcze jakoś na nim dzbanek z dopiero co zaparzoną herbatą zerknęłam w kierunku korytarza. Kou wciąż się nie pojawił.
Czyżby jeszcze spał?
- To ja może po niego pójdę? - zasugerowałam.
Ruki przytaknął.
- Idź i każ mu się pospieszyć.
- Naszej gwieździe zebrało się na leniuchowanie - dobiegł mnie jeszcze rozbawiony głos Yumy, gdy wyszłam już na korytarz. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem.

 Zapukałam w zamknięte drzwi pokoju Kou. Nie doczekałam się żadnej odpowiedzi.
- Kou? - zawołałam, ponowiwszy czynność. - Wstałeś już?
Nadal nic.
- Bez jaj... - mruknęłam zniecierpliwiona i otworzyłam drzwi. - Pobudka, leniu!
Problem w tym, że Kou wcale nie spał. Jego łóżko było puste, nie licząc rozgrzebanej pościeli oraz kupki ubrań.
- Huh? Gdzie on...
Drgnęłam na dźwięk gwałtownie otwieranych drzwi do łazienki przylegającej do sypialni wampira.
- Mamy problem!
 Zmierzyłam stojącego na progu blondyna uważnym wzrokiem. Nie miał na sobie nic poza ręcznikiem przewiązanym w pasie. Dzięki temu mogłam dokładnie przyjrzeć się jego szczupłemu ciału. Na czym przyłapałam się dopiero po kilku sekundach. Zarumieniona, szybko podniosłam wzrok wyżej, na jego twarz. Myślałam, że skomentuje moją reakcję jakimś głupkowatym tekstem, ale pomyliłam się. Kou wyglądał raczej na spanikowanego niż rozbawionego.
- Jaki prob... - urwałam w pół słowa, gdyż wreszcie zauważyłam powód dziwnego zachowania chłopaka. Z jego wciąż wilgotnych po kąpieli włosów wystawała para zaokrąglonych uszu. Futrzastych, zaokrąglonych uszu. - O-okay... Chyba wiem, o czym mówisz.
- To nie wszystko!
- A... Co jeszcze? - Wolałam nie zsuwać wzroku z jego twarzy, aby samodzielnie się o tym przekonać.
Kou wydał z siebie coś pomiędzy ciężkim westchnięciem a jękiem. Obrócił się do mnie tyłem i wskazał okolice swoich lędźwi.
- To!
Nad krawędzią jego ręcznika poruszył się dość długi, puchaty... ogon. Zarówno on jak i uszy były w tym samym kolorze, co włosy chłopaka.
- Okay. Okay... - Potarłam dłonią czoło. Szczypanie w ramię nic nie dało. To naprawdę się działo. Kou dorobił się uszu i ogona. Czegoś takiego się nie spodziewałam. - Mógłbyś mi to jakoś sensownie wyjaśnić?
Z powrotem stanął twarzą do mnie. Rozłożył bezradnie ręce.
- Sam tego nie rozumiem. - Na jego twarzy malowała się najprawdziwsza rozpacz. - Kiedy wstałem i wziąłem prysznic... to wszystko już po prostu było tak, jak widzisz! Na początku myślałem, że to tylko czyjś głupi żart, ale to... - to mówiąc dotknął najpierw jednego ucha, a potem ogona - i to... to jest prawdziwe! To pewnie wina tych pieprzonych czekoladek. Zdecydowanie podejrzanie smakowały...
- Tak myślisz?
Pokiwał głową i przesunął dłonią po twarzy.
- Nie jadłem ani nie dotykałem niczego innego podejrzanego... To jedyne rozwiązanie, jakie przychodzi mi do głowy.
- Wiesz... - zaczęłam niepewnie. Trzeba przyznać, że była to bardzo dziwna sytuacja. - Wydaje mi się, że powinniśmy o tym porozmawiać z resztą. Może ktoś będzie miał jakiś pomysł co z tym zrobić.
Blondyn westchnął.
- Tak, masz rację. Jestem pewien, że jakoś mi pomogą.

 Yuma wybuchnął takim śmiechem, że prawie spadł przez to z krzesła.
- Wyglądasz... jak... - dukał, nie potrafiąc się uspokoić.
- Jenot - dokończył za niego Azusa.
Nie potrafiłam powstrzymać chichotu, za co zostałam obrzucona przez Kou oburzonym spojrzeniem.
- Ty też?!
- Wybacz. - Odchrząknęłam i po odzyskaniu powagi powiodłam wzrokiem po zebranych przy stole. - A tak na poważnie, to macie jakiś pomysł co to może być i jak się tego pozbyć?
Azusa i Yuma pokręcili głowami. Ruki wyglądał na zamyślonego.
- Wspominaliście, że Kou zjadł jakąś podejrzaną czekoladkę  - odezwał się po chwili. - Od kogo je dostaliście?
- Od prowadzących wczorajszy program - odparłam. Kou wyglądał na zbyt przybitego, więc zdecydowałam się przejąć pałeczkę w przeprowadzeniu tej rozmowy.
- Na pewno musiały w sobie zawierać jakąś magię - stwierdził oczywisty fakt. - Ale możliwe, że oni nawet o tym nie wiedzieli. Jeśli rzeczywiście zjadłeś tylko jedną, to jej działanie samoistnie powinno zaniknąć.
 Kou z nadzieją spojrzał na swojego starszego brata.
- Jak długo to może potrwać?
- Nie mam pojęcia.
Ta odpowiedź sprawiła, że jego ramiona opadły w wyrazie zawodu.
- I co ja mam teraz zrobić? - Jego ton przybrał niemalże płaczliwy ton. - Jutro wieczorem mamy występ. Co jeśli do tego czasu się tego nie pozbędę? Jak ja mam się pokazać ludziom?!
- Może spróbujesz to czymś zasłonić? - podsunął Yuma.
- A może wcale nie trzeba będzie? - wtrąciłam się, zanim Kou zdążył odpowiedzieć.
- Co masz przez to na myśli?
- Jeśli te uszy i ogon rzeczywiście nie znikną do jutra, to ja też zawsze mogę się przebrać. Wiecie, wystarczy, że ubiorę opaskę ze sztucznymi uszami. Ogon też raczej nie byłby problemem. Zawsze można wszystkich wkręcić, że taki jest nasz koncept.
- Myślisz, że nikt się nie zorientuje? - Azusa przypatrywał mi się z zaciekawieniem.
- Raczej nie powinien. To program dla ludzi. Skoro nie zorientowali się, że Kou jest wampirem, to zwierzęce uszy też nie powinny wzbudzić podejrzeń.
- To nie jest taki głupi pomysł - poparł mnie Ruki. - Na pewno jest to lepszą opcją, niż gdybyście mieli wycofać swój udział.
- Właśnie. - Przeniosłam wzrok na pogrążonego w myślach idola. - Co ty na to?
Kou popatrzył na mnie i powoli skinął głową.
- Chyba nie mamy innego wyjścia. Zgadzam się.

 Tak więc czas, jaki pozostał do niedzielnego programu spędziliśmy zgodnie z pierwotnym planem, czyli na szlifowaniu piosenki, którą mieliśmy zaśpiewać. Niestety, nowe części ciała Kou nie zniknęły i chłopak zdawał się być coraz bardziej zestresowany. Z drugiej strony, ja byłam zaskakująco spokojna, więc to zupełnie tak, jakbyśmy zamienili się rolami.
 W końcu nieubłaganie nadszedł niedzielny wieczór...
- Jak wyglądam? - zapytałam, poprawiając na głowie opaskę z kocimi uszami.
Kou spojrzał na mnie zdezorientowany. Musiałam wyrwać go z zamyślenia.
- Ach, tak. - Nerwowo skubał rękaw swojej marynarki. - Pasują ci.
Sprawdziłam jeszcze, czy czarny ogon trzymał się tyłu mojej sukienki, po czym podeszłam bliżej blondyna.
- Kiedyś zamorduję tych stylistów za to, że każą mi nosić takie szpilki - wymamrotałam. W butach, które miałam na sobie, byłam o jakieś dziesięć centymetrów wyższa. - O ile sama wcześniej przez nich nie zginę...
Kou jedynie uniósł kąciki ust w lekkim uśmiechu. Położyłam dłoń na jego ramieniu.
- Hej, to do ciebie niepodobne, żeby tak stresować się jakimś występem.
- Wiem - westchnął. - Ale nic na to nie poradzę.
- Przynajmniej zakosztujesz odrobinę tego, co ja zazwyczaj przeżywam - zażartowałam, dając mu kuksańca. - Będzie dobrze.
W tej chwili podszedł do nas jeden z pracowników pomagający przy nadzorowaniu programu.
- Jesteście gotowi? - spytał, podnosząc na nas wzrok znad podkładki z logo programu.
Skinęliśmy głowami.
- Wchodzicie następni - przypomniał, po czym odmaszerował w kierunku innych uczestników.
Wzięłam głęboki oddech.
Oby to wypaliło.
Nie było już czasu na zmianę planu, gdyż w tym momencie ze sceny dobiegł głos prowadzącego:
- A teraz powitajmy nasz kolejny duet, Natsuki Komori oraz Kou Mukami!
 Rozległy się wiwaty, a ja po raz ostatni zerknęłam na Kou, by następnie jako pierwsza wyjść na scenę. Dostrzegłam kilka zdziwionych min na widowni, ale zamiast nich skupiłam się na rozpoczynającej się piosence. Przymykając powieki, uniosłam mikrofon do ust.

Straciłam oddech
Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłam
Nie potrzebowałam już dłużej powietrza
Potrzebowałam tylko ciebie
Unosząc się jak sen
Ty i ja kołyszemy się razem 
Wszystko wygląda oschle
Kiedy cię tutaj nie ma
Tonąc w basenie miłości 
Bez tchu, nie wyciągaj mnie
Jesteś snem
Nie budź mnie teraz

 Przez krótką, zatrważającą chwilę myślałam, że Kou zrezygnował z naszego występu, ale wtedy zauważyłam, że zbliżał się do mnie powolnym krokiem. Kiedy skończyłam swoją część, od razu, bez żadnego zawahania zaczął śpiewać kolejną zwrotkę.

Więc przejmij mnie
Pokaż mi, co robisz
Wciągnij mnie
Tonę w tobie

Pozwoliłaś swoim włosom opaść 
Na moje ramiona
Twoje ciepło na mojej skórze 
Jest przyjemniejsze od słońca 
Jeśli ucieklibyśmy dzisiejszej nocy
Nie kłóciłbym się
Jesteś moją wymówką 
By być ryzykownym**

 Uśmiechnęłam się widząc, że Kou odzyskał swoją pewność siebie. Dzięki temu bez problemu udało się nam doprowadzić nasz występ do końca.
- A nie mówiłam? - zagadnęłam chłopaka, gdy schodziliśmy już ze sceny. Nie doczekałam się jednak odpowiedzi. - Kou?
 Nie było go u mojego boku, chociaż zaledwie sekundę temu szliśmy ramię w ramię. Rozejrzałam się, kompletnie zdezorientowana. Wreszcie mój wzrok padł na coś... raczej niespodziewanego. Przy moich stopach siedział bowiem jenot. Jenot o bardzo jasnej sierści i niebieskich oczach.
- To chyba jakiś żart... Kou?
- Tak! - rozległ się jęk w mojej głowie.
- To już przegięcie.
- Mi to mówisz?!
 Schyliłam się i czym prędzej wzięłam zwierzątko na ręce, żeby przypadkiem ktoś inny go nie zabrał.
- I co my teraz zrobimy? - Zmarszczyłam brwi. - Zaraz będą wywoływać wszystkich uczestników na scenę... Poza tym, jak to mogło tak daleko zabrnąć?!
- Nie wiem!
- Myśl, Natsuki, myśl - mamrotałam do samej siebie, gorączkowo szukając jakiegoś rozwiązania tej pokręconej sytuacji.
- A teraz zapraszam na scenę wszystkich uczestników dzisiejszego programu! - zawołał prowadzący. - Za chwilę ujawnimy wyniki dzisiejszego konkursu!
- Och, no nie... Trudno. Nie mamy innego wyjścia.
- Hej! Czekaj! - Kou protestował w moich ramionach. - Gdzie ty mnie zabierasz?!
- A jak myślisz? - szepnęłam, ponownie wchodząc na scenę. - Zachowuj się.
 Jakby nigdy nic się nie wydarzyło dołączyłam do rzędu, który utworzyli już inni piosenkarze. Przywitałam się z dziewczyną, obok której stanęłam, ale jej uwagę niemal od razu przykuł Kou w swojej nowej formie.
- Jenot? - Przytaknęłam. - Wygląda dość nietypowo.
- Tak, pochodzi ze specjalnej hodowli - palnęłam.
- Wypraszam sobie!
- A gdzie twój partner?
Uśmiechnęłam się, wskazując na trzymanego na rękach futrzaka.
- Wiesz... To taki nasz koncept.
- Aaa... - Zachichotała. - Bardzo ciekawy. Na pewno się wyróżniliście.
- Dzięki - odpowiedziałam, a w duchu odetchnęłam z ulgą.
 Wszystkie rozmowy ucichły. Prowadzący upewnił się, że wszyscy są już na swoich miejscach, po czym zamachał w powietrzu kolorową kopertą.
- Wszystkie dzisiejsze występy były wspaniałe... - zaczął swoją wypowiedź. - Ale jak wiecie, zwycięzca może być tylko jeden. Tak więc, przechodząc do rzeczy, w tym tygodniu nasz program wygrywa duet składający się z... - Zawiesił dramatycznie głos. W denerwująco wolnym tempie otworzył kopertę i wyjął z niej złożoną kartkę. Miałam ochotę podbiec do niego, wyrwać mu ją i uciec ze sceny, byleby tylko szybciej się to skończyło. - Natsuki i Kou!
Och. Tego się nie spodziewałam. Znowu.

- Uwierzysz? - opuściłam Kou na podłogę w garderobie. - Mimo wszystko, udało się nam to wygrać!
- Też tam byłem, jeśli nie zauważyłaś.
- Wiem, wiem, ale wciąż jestem tym zaskoczona. - Odwróciłam się w stronę drzwi, uważnie nasłuchując dźwięków dochodzących z zewnątrz. - Teraz tylko się modlić, żeby nikt tutaj nie zajrzał w poszukiwaniu ciebie...
 Nagle poczułam ramiona oplatające mnie od tyłu w talii. Drgnęłam, zaskoczona i odwróciłam głowę, by ujrzeć rozpromienioną twarz Kou.
- Wróciłeś do siebie? - Obróciłam się, by móc lepiej mu się przyjrzeć. - I z tego, co widzę, uszy i ogon też ci zniknęły.
- Zgadza się, kotku! - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, którego zaczynało mi już brakować. - To coś wreszcie przestało działać.
- To świetnie! - Ucieszyłam się, ale w tym samym momencie moje plecy zderzyły się z drzwiami. - Co ty wyprawiasz?
 Zamiast odpowiedzieć, przysunął się bliżej i bez ostrzeżenia złączył nasze usta w pocałunku.
- Hej... - zaprotestowałam cicho. - Ktoś może tu przyjść.
- Daj mi chociaż chwilę - poprosił. Nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry, a jego dłonie spoczywały na drzwiach po obu moich stronach skutecznie odcinając mi ewentualne drogi ucieczki. - Należy mi się po tym wszystkim.
- Hmm... Chyba w sumie masz rację.
 Objęłam jego szyję ramionami i tym razem to ja go pocałowałam. Bardziej od wygranej cieszył mnie powrót Kou do normalności. I starałam się mu to jak najlepiej pokazać.


*Przez "'wszystkowiedzące' oko" Natsuki miała na myśli prawe oko Kou, dzięki któremu może on zajrzeć w ludzką duszę i sprawdzić, czy dana osoba mówi prawdę, czy kłamie.
**KOLAJ & Eric Nam - "Into You"
[Zamieszczony fragment został przetłumaczony przeze mnie (jakoś trzeba sobie radzić, kiedy w internecie nie ma tłumaczenia T^T), więc może nie być idealny.]

9 komentarzy:

  1. Kou jako jenot! Jakie to słodkie^^ Genialna piosenka:3

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww <3 cudne jak zwykle duużo weny życzę

    Twoja wierna fanka

    OdpowiedzUsuń
  3. Kou jest taki uroczy <3 Po prostu nic tylko przytulić tego jenocika 😂 I tak, nareszcie skomentowałam!!! Wiem, powinnam dostać Nobla ^^ no nic, życzę więcej weny <3
    Lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yay, tak trzymać! Liczę teraz na więcej komentarzy od ciebie ;3

      Usuń
  4. Genialny rozdział dużo weny i czy będzie bonus z Kanato

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na kolejne części i mam pytanie, czy będzie bonus z Kanato? Mój miś nie może się doczekać (tak miś, mój miś) Życzę dobrej weny. ~YumikoMitsu

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka,
    wspaniale, słodko... Kou jenotem bosko naprawdę i tak nagle zaczął się stresować koncertem, a tu wyszło po prostu rewelacyjnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń