Moi drodzy czytelnicy. Mam wrażenie, że część z was wciąż czegoś nie rozumie. A mianowicie tego, że ta historia dobiega końca. Definitywnie i nieodwołalnie. Wiem, że możecie być do niej przywiązani (wierzcie mi lub nie, ale ja też jestem) i naprawdę cieszy mnie to, że tak wam się ona spodobała! Jednak decyzję podjęłam już jakiś czas temu i mam zamiar się jej trzymać. Każda, nawet najlepsza (nie uważam, aby moje DiaLovers nią było) historia musi kiedyś się skończyć. Przewiduję jeszcze jakieś 2-3 rozdziały - w zależności od tego, jak rozpiszę się przy końcowym wątku. Mam nadzieję, że zakończenie mimo wszystko przypadnie wam do gustu. A tymczasem zapraszam was do czytania 55 rozdziału! Dajcie znać, co o nim sądzicie ^^ I jeśli chcecie - odwiedźcie mnie na Twitterze lub innej stronie/komunikatorze. Będzie mi miło~.
~*~
Przyjaźń
Kiedy
Ayato był już na bieżąco ze wszystkim, co ominęło go, gdy spał sobie smacznie
po przyjęciu przeznaczonego dla mnie pocisku, poinformowałam resztę o jego
przebudzeniu. Momentalnie w pokoju zaroiło się od wampirów gotowych sprać na
powitanie swojego brata. Jako pierwszy dorwał się do niego Reiji, który
wygłosił mu długie kazanie zakończone stwierdzeniem, że jeśli jeszcze raz
wpakuje się w coś takiego, to już mu nie pomoże. Następnie pozostali bracia
zaczęli się wzajemnie przekrzykiwać, w skutek czego pomieszczenie wypełniła
istna kakofonia. Z obu stron dało się słyszeć obelgi, groźby, warknięcia i tym
podobne dźwięki. Nie chcąc się wtrącać w tę rodzinną dyskusję, szybko ulotniłam
się na korytarz.
Prawdziwie kochająca się rodzinka, przeszło mi przez myśl, gdy
oparłam się plecami o ścianę korytarza,
jak najdalej od dźwięków braci Sakamaki. Choć brzmiało to, jakby mieli się tam
co najmniej pozabijać, to tak naprawdę musiało to oznaczać, że jednak gdzieś
głęboko w tych swoich lodowatych sercach troszczyli się o siebie. W bardzo
pokrętny sposób, ale jednak. W innym przypadku, nie robiliby raczej takiego
zamieszania, prawda?
- Jak się czujesz?
Drgnęłam, słysząc głos Subaru
tuż obok siebie. Naprawdę nienawidziłam,
kiedy pojawiali się tak znikąd.
Kiedyś wszystkim im przywiążę dzwoneczki.
- Czemy pytasz o to mnie?
– zapytałam, odwracając się w stronę wampira. – Nie powinieneś być z resztą i
raczej troszczyć się o swojego brata, który dopiero co wrócił do żywych?
Brwi Subaru drgnęły, jakby nie
mógł się zdecydować, czy powinien je unieść czy też zmarszczyć. W końcu z
westchnięciem przeczesał włosy palcami.
- Dopiero co wrócił do żywych, a już chciał wszcząć bójkę z Laito i
prawie wyrzucił pluszaka Kanato przez okno. Nie mam ochoty się z nim użerać i
nie wiem, jak ty w ogóle z nim wytrzymujesz.
- Ja? – Zdziwiłam się. –
Przecież to ty mieszkasz z nim od urodzenia pod jednym dachem.
- No właśnie – westchnął
ponownie.
- Cóż, ze mną wszystko w
porządku… Powiedzmy.
- Co jest? – zapytał ciszej i
zaskakująco łagodnie.
Tym razem to ja westchnęłam,
splatając dłonie za plecami i unosząc wzrok ku sufitowi.
- Wiesz, teoretycznie
antidotum zadziałało. Ale boję się, bo wiem, że to tylko tymczasowe. Prędzej
czy później znowu mogę stracić kontrolę na rzecz Cordelii. Musiałabym ją zniszczyć,
póki to jeszcze ja mam przewagę, ale… Nie wiem jak.
- A twoje wspomnienia?
Pokręciłam głową.
- Wciąż w rozsypce.
- I nie ma nikogo ani niczego,
co by ci pomogło?
Ponownie zaprzeczyłam.
Odruchowo sięgnęłam dłonią do swojego naszyjnika, lecz zatrzymałam ją w połowie
drogi. Zamiast tego skierowałam ją na swój kark i po raz pierwszy od dawna
odpięłam srebrny łańcuszek. Przyjrzałam się wiszącemu na nim krzyżykowi. Srebrny,
długi na kilka centymetrów i wysadzany maleńkimi kryształkami. Był pierwszym
prezentem, jaki otrzymałam od mężczyzny, którego przez tak wiele lat nazywałam
swoim ojcem. Nie stanowił jedynie symbolu wiary, jaką wyznawałam. Był też dla
mnie czymś w rodzaju amuletu. Zawsze w trudnych dla mnie chwilach, kiedy
szukałam pocieszenia, sięgałam po niego. Jego znajomy kształt, dotyk i ciężar
działał na mnie kojąco.
W
tej chwili również zacisnęłam na nim palce, lecz jedynie po to, aby wepchnąć go
głęboko do kieszeni bluzy. Kiedy podniosłam wzrok na obserwującego mnie przez
cały ten czas wampira, coś zaświtało mi w głowie.
- W zasadzie… Chyba znalazłby
się ktoś, kto mógłby mi pomóc.
Internet
okazał się bardzo pomocny. Po ponownym wyszukaniu w nim hasła o Upadłych
Anielicach znalazłam stronę niemal w całości poświęconą zespołowi, do którego
kiedyś podobno należałam. Ku mojemu zaskoczeniu, ale również uldze znajdowały
się na niej szczegółowe profile wszystkich członkiń. Zawahałam się, lecz
stuknęłam palcem w swoje własne imię. Na ekranie mojego telefonu wyskoczyło
zdjęcie zrobione, kiedy miałam może jakieś piętnaście lat. Moja młodsza wersja
miała czarne, lekko poskręcane włosy upięte w wysoki kucyk, czarną sukienkę na
ramiączkach, naszyjnik ze srebrnym krzyżykiem zawieszony na szyi oraz
kobaltowe, roześmiane oczy, patrzące wprost w obiektyw. Przesunęłam palcem po
ekranie, aby odsłonić tabelkę z informacjami na mój temat. Choć teoretycznie
wszystkie dotyczyły mnie, miałam wrażenie, jakbym czytała o kimś obcym.
Imię
i nazwisko: Natsuki Komori
Data urodzenia: 11 czerwca 1996
Wzrost: 156 cm
Waga: 44 kg
Grupa krwi: 0
Instrument: Gitara (najczęściej akustyczna)
Pozycja: Główna wokalistka
Poniżej
znajdowały się dane kontaktowe (nieaktualne), opis mojego wyglądu, charakteru,
a nawet głosu (ktoś uznał go za „charyzmatyczny”). Ale nie tego szukałam. Przeczytawszy
więc to wszystko wróciłam do spisu członkiń i na chybił trafił wybrałam kolejny
profil z listy. Dołączone do niego zdjęcie przedstawiało zapewne moją
rówieśniczkę. Miała ona ciemnobrązowe, idealnie proste włosy, oczy w kolorze
czekolady i niemal karmelową cerę.
Imię
i nazwisko: Emiko Ishikawa
Data urodzenia: 1 grudnia 1996
Wzrost: 165 cm
Waga: 49 kg
Grupa krwi: B
Instrument: Keyboard
Pozycja: Liderka, dodatkowa wokalistka
Ku mojej
wielkiej uldze, jej dane kontaktowe pozostały aktualne. Skopiowałam wskazany
adres e-mailowy i zabrałam się za pisanie wiadomości. Zanim ostatecznie
nacisnęłam pole „wyślij” kilkukrotnie zmieniłam treść maila, co chwilę kasując
to, co dopiero napisałam. Miałam problem z ubraniem w słowa tego, co chciałam
jej przekazać. W końcu zaczęłam od przeprosin za to, że tak długo nie dawałam
znaku życia. Potem wspomniałam coś o „wypadku, który doprowadził do mojej
amnezji” i zakończyłam prośbą o spotkanie. Nie wiedziałam, czy w ogóle mogłam
oczekiwać odpowiedzi. Przecież cokolwiek łączyło nas w przeszłości – czy to
stosunki wyłącznie „zawodowe” czy może przyjaźń – nie zmieniało to faktu, że od
paru ładnych miesięcy w ogóle się z nią nie kontaktowałam. Ba! Ja nawet nie
pamiętałam o jej istnieniu. Nie winiłabym więc tej dziewczyny, gdyby zwyczajnie
zignorowała mojego maila.
Jakie więc było moje
zdziwienie, gdy zaledwie parę minut później otrzymałam odpowiedź. Ishikawa
wydawała się być bardzo przejęta opisaną przeze mnie sytuacją. Napisała
również, że koniecznie musimy spotkać się całą trójką – miałam jej tylko podać
odpowiadający mi adres oraz termin. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i szybko
wystukałam odpowiedź.
***
I znowu
wylądowałam w Cynamonie. Wyglądało na to, że to właśnie w tym miejscu miałam
poznawać swoją historię z ust różnych osób. Najpierw odbyłam tam rozmowę z
Rukim, a teraz umówiłam się tam z członkiniami Upadłych Anielic.
Na miejsce przybyłam jakieś
pół godziny wcześniej, od razu zamówiłam latte macchiato w rozmiarze XXL i popijałam
je nerwowo, czekając na dziewczyny. Specjalnie zajęłam miejsce przy stoliku, z
którego miałam dobry widok na drzwi wejściowe i od tamtej pory nie spuszczałam
z nich wzroku.
Początkowo
bracia Sakamaki chcieli wysłać kogoś ze mną na to spotkanie, ale uparłam się,
że muszę się na nie wybrać sama. Ci więc
z kolei uparli się, że w obie strony mam jechać limuzyną. No cóż, na
taki kompromis mogłam dla świętego spokoju przystać.
Nawet nie zdawałam sobie
sprawy z tego, że z nerwów darłam serwetkę na drobne kawałeczki, póki na
stoliku nie leżała już całkiem spora ich sterta. Westchnęłam, zgarnęłam je na
dłoń i wstałam, aby wyrzucić do śmietnika. Gdy ponownie odwróciłam się w
kierunku swojego stolika, drzwi kawiarni otworzyły się przy akompaniamencie
charakterystycznego „dzyń”. Zastygłam w bezruchu, choć przecież mógł to być
każdy. Ale nie był.
Do środka weszły bowiem dwie
dziewczyny, na których widok mój żołądek zawiązał się w ciasny supeł. One
tymczasem rozejrzały się po pomieszczeniu, a gdy ich wzrok padł na mnie,
wyszeptały coś do siebie, po czym ruszyły w moją stronę. Poczułam suchość w
ustach. Przyglądałam się im, jednocześnie zaciskając dłonie na oparciu krzesła.
Starałam się znaleźć odpowiednie słowa, którymi mogłabym je przywitać, ale nie
miałam pomysłu. Cała przemowa, którą wcześniej przygotowałam w myślach, nagle
gdzieś mi umknęła. Przełknęłam nerwowo ślinę i już otwierałam usta, gdy nagle
jedna z dziewczyn rzuciła się w moją stronę.
- Natsuuu! – zawołała, niemal
zgniatając mnie w swoim uścisku.
- Chiyo, opanuj się – skarciła
ją druga dziewczyna. – Możesz wprawić ją w zakłopotanie.
Chiyo popatrzyła na mnie w
taki sposób, jakby miała się zaraz rozpłakać, ale posłusznie się odsunęła.
Dzięki temu wreszcie mogłam uważnie przyjrzeć się im obu. Emiko miała równie
ciemne i idealnie proste włosy, co na zdjęciu, które widziałam w Internecie. Z
tym, że były nieco krótsze – sięgały jej mniej więcej do ramion. Czekoladowe
oczy obwiedzione miała czarną kreską, a usta pociągnięte brązową szminką. Z jej
uszu zwisały duże, złote koła, kołyszące się przy każdym jej ruchu. Całość jej
ubioru – długi płaszcz, spodnie i botki na obcasie – była czarna, ze złotymi
dodatkami.
Chiyo natomiast prezentowała
nieco inny styl. Długie platynowe włosy poprzetykane miała niebieskimi,
fioletowymi oraz różowymi pasmami i związane w dwa warkocze. Jej szare oczy
przysłaniały okulary w grubych, czarnych oprawkach, a w obu uszach błyszczało
po kilka różnych kolczyków. Jej ubiór składał się z kurtki bomberki połyskującej
srebrem i różem, podartych dżinsów oraz sportowych butów.
Cisza, jaka zapadła stała się
w końcu niezręczna, więc przywołałam na twarz uśmiech i wskazałam stolik.
- Może usiądziemy?
Emiko skinęła głową, z lekkim
uśmiechem formującym się na jej ustach.
- Dobry pomysł.
- Dziękuję, że przyszłyście –
powiedziałam, gdy już cała nasza trójka zajęła miejsca i zamówiła sobie coś do
picia. – To naprawdę wiele dla mnie znaczy. I może to zabrzmi idiotycznie, ale…
przepraszam, że o was zapomniałam.
- Hej, Emiko powiedziała mi o
twoim wypadku – odezwała się Chiyo, dotykając mojej dłoni. – To nie twoja wina.
- No właśnie – przytaknęła jej
ciemnowłosa. – Jesteśmy tu, żeby ci pomóc. Ale może opowiesz nam najpierw, co
się z tobą działo?
Przełknęłam ślinę, splatając
ze sobą palce obu dłoni. Miałam już przygotowaną historię, którą miałam im
przedstawić. Nie chciałam ich za bardzo okłamywać, ale nie mogłam również
powiedzieć im całej prawdy. Pewnie nawet by mi nie uwierzyły.
- Wiecie, że musiałam się
przeprowadzić ze względu na pracę… ojca?
- Tak, miałaś zamieszkać z
jakimiś krewnymi czy też znajomymi swojej rodziny, prawda? – upewniła się
Emiko.
- Zgadza się. Zamieszkałam.
Przedstawiłam im historię o
tym, jak to zamieszkałam u zaprzyjaźnionej rodziny, a po niedługim czasie
wydarzył się „pewien nieszczęśliwy wypadek”, który doprowadził do mojej
amnezji. Było to lekkie rozwinięcie tego, co zdążyłam już napisać w mailu do
Emiko. Gdy skończyłam mówić, obie dziewczyny spojrzały na mnie ze współczuciem.
- Biedactwo! – oznajmiła
Chiyo. – To musi być dla ciebie straszne. Jak możemy ci pomóc?
Zmusiłam swoje usta do
uśmiechu.
- Po prostu opowiedzcie mi o
mnie tyle, ile możecie.
Tak też
zrobiły. Opowiedziały mi o naszej przyjaźni i historii Upadłych Anielic. A
mianowicie – zespół został założony, gdy pewna nauczycielka z naszej
poprzedniej szkoły wpadła na genialny pomysł zorganizowania festiwalu.
Potrzebowała jednak kogoś, kto by na nim występował. W jakiś sposób dowiedziała
się, że ja, Chiyo oraz Emiko mamy większy lub mniejszy związek z muzyką. Wraz z
kilkoma innymi uczennicami zaprosiła nas do siebie i przedstawiła swoją
propozycję nie do odrzucenia. W rzeczywistości, praktycznie zostałyśmy zmuszone
do tego, żeby razem występować. Później okazało się jednak, iż wcale nie był to
zły pomysł. Do czasu festiwalu nasza
trójka zdążyła się zaprzyjaźnić, a po nim – wyszłyśmy z własną inicjatywą.
Wkrótce zespół założony zupełnym przypadkiem zaczął się rozwijać i stał się
naszym wspólnym hobby.
W miarę, jak dziewczyny
mówiły, część z moich wspomnień zaczęła się układać i wskakiwać na odpowiednie
miejsca w moim umyśle. Niektóre niejasne wątki z mojej przeszłości zaczęły
nabierać sensu. Przypominało to jednakże sklejanie potłuczonej porcelany
plastrami. Ku mojemu rozczarowaniu, dziewczyny nie były w stanie odpowiedzieć mi
na wiele ważnych pytań, ponieważ nie były zbyt dobrze zaznajomione z moją
historią sprzed czasów Upadłych Anielic.
- Przykro mi, że nie możemy
powiedzieć ci więcej – zakończyła Emiko, robiąc skruszoną minę. – Pomogłyśmy ci
chociaż trochę?
Uśmiechnęłam się, patrząc
jednej i drugiej w oczy.
- Tak, naprawdę wam dziękuję.
Trochę rozjaśniło mi się w głowie, ale wygląda na to, że reszty muszę dowiedzieć
się jakoś sama.
- Daj znać, gdybyśmy mogły
jeszcze coś zrobić. – Chiyo mrugnęła do mnie, łapiąc mnie za dłoń i ściskając
ją lekko. – Możesz na nas liczyć nawet, jeśli nie do końca nas pamiętasz.
Emiko przytaknęła ruchem
głowy, przez co jej kolczyki ponownie się rozkołysały. Coś ścisnęło mnie w
gardle.
- Dziękuję – powtórzyłam nieco
zduszonym głosem. – To wiele dla mnie znaczy.
- Jeśli będziesz nas
potrzebowała… Nie. – Ciemnowłosa delikatnie ujęła moją drugą dłoń. – Dzwoń w
każdej chwili. Koniecznie musimy odnowić naszą przyjaźń.
Przyjaciółki to coś, czego
brakowało mi odkąd zamieszkałam z braćmi Sakamaki. Ochoczo więc się z nią
zgodziłam.
Niedługo później musiałyśmy
się rozstać. Odprowadziłam dziewczyny do taksówki, którą zamówiły, pożegnałam
się z nimi i obiecałam odnowienie utraconego kontaktu. Spotkanie to sprawiło,
że zrobiło mi się jakoś lżej na duszy. Może i w mojej pamięci wciąż ziała
ogromna dziura, lecz i tak było lepiej niż wcześniej. Musiałam już tylko odkryć
to, czego mi brakowało. A miałam wrażenie, że było to coś na tyle ważnego, że
dzięki temu wszystko inne również wróciłoby na swoje miejsce.
Z nowymi pokładami energii i
gotowości do działania, rozejrzałam się w poszukiwaniu limuzyny braci Sakamaki.
Dostrzegłam ją zaparkowaną po drugiej stronie ulicy. Uniosłam dłoń, by dać znać
kierowcy i wykonałam krok w tamtą stronę, kiedy ktoś złapał mnie za łokieć.
- Zaczekaj.
Odwróciłam się z zaskoczeniem,
które wzrosło jeszcze bardziej, gdy rozpoznałam stojącą przede mną osobę.
- Ruki?
- Musimy porozmawiać.