Strony

środa, 4 października 2017

Diabolik Lovers: Rozdział 54

Tak myślę, że do końca Diabolik Lovers zostały jeszcze jakieś...3 rozdziały (łącznie z epilogiem)? Jeszcze się okaże w trakcie pisania. Chciałabym je skończyć jak najszybciej, ponieważ właśnie zaczął mi się rok akademicki, co oznacza, że z moim czasem wolnym będzie krucho. Zobaczymy, jak to będzie.
W każdym razie, zapraszam do czytania i komentowania, a także do odwiedzania mnie na moich profilach! 
~*~

[Rozdział dedykowany Red Queen za udział w konkursie ♥]

Nie ma na niebie limitu
Którego bym dla ciebie nie przekroczył
Nie ma takiej ilości łez w moich oczach
Której bym dla ciebie nie wylał
~Jungkook - 2U (cover)

Powrót do żywych


            Nie rozpoznałam  sufitu, jaki zobaczyłam po otworzeniu oczu. Z konsternacją rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam, ale nie dało mi to żadnej przydatnej wskazówki. Nie przypominałam sobie, żebym kiedykolwiek w nim była. W dodatku miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwował. Powiodłam wzrokiem wokół pokoju aż napotkałam nim mężczyznę, siedzącego pod przeciwległą ścianą. Na jego widok poderwałam się gwałtownie do pozycji siedzącej, a ruch ten sprawił, że z mojego czoła wprost na uda spadło coś wilgotnego i chłodnego.
            - Witaj, moja droga.
            Podniosłam wzrok z zimnego okładu spoczywającego teraz na moich nogach na siedzącego nieopodal mężczyznę. Miał długie blond włosy i złote oczy ukryte za szkłami okularów, a na beżowy garnitur narzucił biały kitel. Z pewnością był przystojny, ale za nic nie potrafiłam ocenić jego wieku.
            - Gdzie ja jestem? – zapytałam po kilku sekundach ciszy.
            Kąciki bladych ust uniosły się w lekkim uśmiechu.
            - W gabinecie szkolnego lekarza, którym jestem właśnie ja – wyjaśnił, podnosząc się ze swojego miejsca. Obserwowałam go uważnie, jednocześnie próbując sobie przypomnieć, co się stało. – Nazywam się Reinhart.
            Skinęłam tylko głową, nie czując się w obowiązku, by również się przedstawić. Wątpiłam, żeby szkolnego lekarza interesowała taka informacja.
            - Co tak właściwie się stało? – zapytałam zamiast tego. – Czemu tu jestem?
            - Wygląda na to, że zemdlałaś i twój kolega cię tutaj przyniósł.
            Kolega?
           
Spróbowałam skupić myśli i wreszcie sobie przypomniałam. Wpadnięcie na Yumę. Wędrówka na dach. Rozmowa z Rukim.
            Zdaje się, że Ruki chciał powiedzieć mi o czymś ważnym… Ale czy zdążył to zrobić?
           
Tego akurat nie potrafiłam sobie przypomnieć. Przynajmniej irytujący ból głowy ustał.
            - W takim razie dziękuję i przepraszam za kłopot – zwróciłam się do… Reinharta? Pana Reinharta? Nie wiedziałam, jak powinnam myśleć czy zwracać się do mężczyzny. Sprawiał tak dziwne wrażenie…
            - Ależ to żaden kłopot – zaprzeczył natychmiast. Obszedł biurko, przy którym siedział i oparł się biodrem o jego blat. – W końcu od tego tu jestem.
            Uśmiechnęłam się do blondyna.
            - Jeszcze raz dziękuję. Już lepiej się czuję, więc czy mogę iść? Chyba nie ominęło mnie zbyt wiele lekcji?
            - Tylko jedna. Nawet nie cała. Jeśli czujesz się na siłach, możesz już wracać. – Skrzyżował nogi w kostkach. Czułam się tak, jakby spojrzenie złotych oczu przewiercało mnie na wylot. – Jednak zalecałbym wzbogacenie twojej diety w witaminy i porządny odpoczynek. Zrobiłbym też coś z twoją anemią. Zdaje się, że trwa bardzo długo. Może wybierzesz się w najbliższym czasie na badania?
            Zamrugałam, zdziwiona jego wywodem. Lekarze czy też higienistki, z jakimi miałam do czynienia w poprzednich szkołach raczej dawali tylko uczniowi leki przeciwbólowe (o ile w ogóle uznali, że mogą to zrobić) i nie wnikali w historię jego chorób. Nie mówiąc już o szczegółowych zaleceniach.
            - Może… - bąknęłam.
            Pożegnałam się z mężczyzną i czym prędzej opuściłam jego gabinet.

            Odczekałam na korytarzu aż odezwał się dzwonek obwieszczający przerwę. Wtedy wsunęłam się do sali, starając się zignorować zaciekawione spojrzenia moich nielicznych kolegów z klasy. Niemal już udało mi się dotrzeć do mojej ławki, gdy jedna z osób poderwała się gwałtownie ze swojego miejsca.
            - Niech to… - mruknęłam, gdy Kanato stanął przede mną.
            - Gdzieś ty była? – wysyczał.
            Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Reszta osób wróciła do swoich zajęć, za co byłam im wdzięczna. Westchnęłam i popatrzyłam w pałające gniewem, fioletowe oczy.
            - Trochę zasłabłam.
            Uśmiechnęłam się lekko, próbując w ten sposób załagodzić sytuację. Wkurzony Kanato był bowiem niebezpiecznym, nieprzewidywalnym i zdecydowanie przerażającym Kanato.
            Chyba nie podziałało, gdyż w następnej chwili poczułam jego palce, boleśnie zaciskające się na moim ramieniu. Skrzywiłam się, kiedy jego paznokcie zaczęły wbijać się w skórę.
            - Hej, spokojnie, mówię prawdę.
            - Miałem nie spuszczać cię z oczu…
            Och, no pięknie. Dorobiłam się niańki.
            Fioletowe tęczówki zdawały się jarzyć, ale w jakiś sposób udało mi się wyswobodzić rękę.
            - Nic takiego się nie stało – zapewniłam, przemawiając łagodnie jak do dziecka. – Zasłabłam i wylądowałam u lekarza. Ale już wszystko w porządku.
            - Niech ci będzie – stwierdził wreszcie wampir i wzruszył ramionami, zanim wrócił na swoje miejsce. Odetchnęłam cicho z ulgą, opadając na krzesło.
            Pozostało mi jeszcze tylko wytrzymać do końca zajęć.

            Nie chciałam nikomu podpaść, więc po powrocie ze szkoły grzecznie zjadłam przygotowany dla mnie posiłek, skomplementowałam nowe okna w salonie i podreptałam do łóżka. Co dziwne, tym razem nawet dość szybko udało mi się zasnąć. Przespałam kilka godzin, lecz gdy rano się obudziłam – nie pamiętałam, o czym śniłam.
            Przez chwilę leżałam w bezruchu, wpatrując się w kobaltowy materiał baldachimu zawieszonego nad moją głową. W końcu zebrałam się w sobie, usiadłam i z determinacją spojrzałam w lustro zawieszone na przeciwległej ścianie pokoju. Wpatrywałam się we własne odbicie, czekając w napięciu na jakąkolwiek, najdrobniejszą zmianę. Ale nic się nie stało. Nie było żadnych jadowicie zielonych oczu. Żadnych ust w kolorze krwi.
            Przymknęłam oczy, wypuszczając powoli powietrze przez usta. Z jednej strony czułam ulgę, lecz z drugiej strach mnie nie opuszczał. Wiedziałam doskonale, że Cordelia tak łatwo by nie odpuściła; że z pewnością czekała na dobrą okazję do ponownego wkroczenia do akcji. Musiałam pozbyć się jej całkowicie, ale nie wiedziałam jak tego dokonać. Pragnęłam porozmawiać znowu z Beatrix. Jednak ta od czasu wyimaginowanej walki w moim umyśle ani razu się nie pojawiła.
            Po upewnieniu się jeszcze raz, że Cordelia nie czaiła się w lustrze ani w żadnym innym miejscu, ubrałam się i odświeżyłam. Dzielnie połknęłam przygotowany dla mnie koktajl z witamin, aby nie zaliczyć kolejnego zasłabnięcia i wyprowadzenia moich wampirzych nianiek z równowagi. W końcu wymknęłam się ze swojego pokoju i przemknęłam przez korytarze rezydencji, udając się do Ayato.
            Zgodnie z przewidywaniami Reijiego, gdy wróciliśmy ze szkoły, Ayato wciąż był nieprzytomny. Okularnik wciąż powtarzał, że niemożliwe jest przewidzenie, kiedy się obudzi, więc w końcu dałam za wygraną z pytaniami. Ale mimo to, chciałam posiedzieć u boku wampira, z cichą nadzieją, że może właśnie wtedy wreszcie się ocknie.
            W pokoju nie przywitał mnie jednak ani jeden dźwięk, ani ruch. Zielone oczy wciąż zasłonięte były bladymi powiekami, a spowite bandażem ciało leżało w takiej pozycji, w jakiej ostatni raz je widziałam. Zawiedziona opadłam na swoje zwyczajowe miejsce na krześle przy łóżku. Pochyliłam się w stronę wampira i ujęłam jego chłodną dłoń w swoje. Wbiłam w nią wzrok, opierając podbródek na przyciągniętych do piersi kolanach.
            - Długo zamierzasz tak tkwić? – zapytałam cicho, nie oczekując żadnej odpowiedzi. – Wiem, że jesteś strasznie uparty… I arogancki. Zapatrzony w siebie. Ze zdecydowanie przerośniętym ego. Leniwy. Chamski i… O czym to ja mówiłam? Ach, tak. Wiem, że jesteś uparty, ale ileż można? Wiesz, jak wszystkich zmartwiłeś? I wkurzyłeś. Tak, mnie też. I to chyba szczególnie. Po co to w ogóle zrobiłeś? Może by nie trafił. Może… - Zamrugałam, odganiając napływające do oczu łzy. – Naprawdę nie musiałeś tego robić. Pewnie dało jakoś inaczej się to rozwiązać. Moim zdaniem… Nie było warto. Może lepiej byłoby, gdybym to ja została postrzelona. Przynajmniej coś w ten sposób mogłoby zostać rozwiązane. A tak?
            Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, a następni spadła na nasze dłonie. Moje wargi zadrżały, więc je przygryzłam. Nie chciałam po raz kolejny się rozklejać. Za dużo już łez wylałam.
            - Pomyśl może o innych, co? Obudź się już wreszcie, żebyśmy mogli nakopać ci do tego aroganckiego tyłka. Laito niby twierdził, że będę musiała ustawić się do tego w kolejce, ale znajdę sposób, żeby przepchnąć się na sam jej początek. Rozumiesz? Nie puszczę ci tego płazem. Nie ma mowy, nie wywiniesz się. Tym razem przegiąłeś.
            Pociągnęłam nosem i wierzchem dłoni otarłam mokre policzki.
            - Kiedy zamierzasz się obudzić? Co mam zrobić, żebyś do nas wrócił?
            - Zamknąć się i mnie pocałować.
            Zamarłam. Na początku myślałam, że po prostu się przesłyszałam. Ale gdy uniosłam wzrok, ujrzałam parę zielonych tęczówek przypatrujących mi się z uwagą.
            - O mój Boże! – zawołałam, zasłaniając usta dłonią.
            - Wystarczy „Wasza Wysokość”.
            Zignorowałam tę wypowiedź Ayato i rzuciłam się na niego, obejmując go ramionami. Wampir syknął w reakcji, dziwnie się przy tym spinając. Zrozumiałam, że sprawiłam mu ból, choć sam by się do tego nie przyznał. Odsunęłam się błyskawicznie.
            - Wybacz, ja… Po prostu tak bardzo się cieszę – wymamrotałam, trąc oczy, by pozbyć się pozostałości łez.
            - No, ja myślę – stwierdził,  z uśmiechem wkradającym się na usta. Podciągnął się na łokciach, poprawiając pozycję. – To zamierzasz okazać mi tę swoją radość czy nie?
            Zamrugałam, przesuwając wzrok na jego blade usta, które jeszcze bardziej wygięły się w uśmiechu. Przez to, że się obudził zalała mnie taka fala ulgi i szczęścia, że bez zastanowienia pocałowałam go prosto w ten pewny siebie uśmieszek. Jednak gdy się od niego odsunęłam, wrócił do mnie cały gniew i nieposkromiona żądza skopania czterech liter wampira. Dłoń, którą chwilę wcześniej położyłam na nagiej klatce piersiowej Ayato zacisnęłam w pięść.
            - Dlaczego to zrobiłeś, ty durniu?! – wykrzyczałam mu w twarz, dając upust swoim emocjom.
            Uśmiech na jego twarzy nieco przybladł.
            - Taa, nie ma za co – mruknął. – Spodziewałem się lepszych podziękowań.
            - Przestań! – Uderzyłam go pięścią w zdrowe ramię. – Przestań sobie z tego żartować. Przecież ty… Mogłeś zginąć!
            Ayato skrzywił się nieznacznie.
            - Może tak nie dramatyzujmy?
            - Dramatyzujmy?! Przecież to była jakaś chrzaniona kula na wampiry! – Odparowałam, patrząc na niego z niedowierzaniem. Jak mógł być w tej sytuacji tak spokojny? – Może gdybyś się przede mnie nie rzucił, mój oj… - Ugryzłam się w język. – Może wtedy on by spudłował? Może nie trafiłby w nic ważnego i jakoś by to było.
            - Jesteś niewdzięczna – stwierdził wampir, po czym przyciągnął mnie bliżej siebie i oplótł ramionami. Pozwoliłam mu na to bez oporu. Wtuliłam się w niego i z przymkniętymi powiekami zaciągnęłam się jego zapachem. – Poza tym, dzięki mnie Reiji miał szansę się wykazać. Powinien być mi za to wdzięczny.
            - Taak, zobaczysz tę wdzięczność, jak się reszta dowie, że już nie bawisz się w Śpiącą Królewnę.
            - Śpiącą Królewnę? – prychnął. – Mówiłem, że jestem…
            - Och, zamknij się na litość. Czy naprawdę musisz się ze mną sprzeczać zaraz po odzyskaniu świadomości? Zaraz jeszcze doprowadzisz do tego, że zatęsknię za tymi paroma dniami spokoju.
            - Wątpię.
            - Pewny siebie dupek.
            Wampir zaśmiał się cicho, nie przejmując się moimi słowami w najmniejszym stopniu.
            - Dziękuję – powiedziałam w końcu. – Dziękuję za ratunek. Choć uważam, że postąpiłeś bardzo głupio.
            - Nie uważam, żeby ta ostatnia część twojej wypowiedzi była konieczna.
            - Tęskniłam za tobą – wyznałam, opierając policzek o jego tors. – Jak się czujesz?
            - Świetnie.
            Przewróciłam oczami.
            - Jasne. Potrzebujesz czegoś? Na przykład…
            - Na przykład?
            Podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy.
            - Mojej krwi? – zapytałam niepewnie.
            To nie tak, że lubiłam być gryziona i okradana z krwi, która powinna krążyć w moich żyłach. Chciałam mu jedynie pomóc, a już kiedyś usłyszałam od niego, że ta czerwona ciecz „daje mu kopa”.
            - Skoro sama proponujesz – wyszczerzył zęby w uśmiechu, od razu ochoczo odgarniając moje włosy, by następnie zatopić swoje ostre kły w moim barku.
            Mimowolnie wydałam z siebie ciche stęknięcie, gdy przebił moją skórę. Nieważne, jak wiele razy już przez to przechodziłam, nie potrafiłam nie zareagować na towarzyszący temu ból.
            Gdy Ayato zaspokoił swoją potrzebę, zlizał ostatnie kropelki krwi wypływające z niewielkich ranek, po czym spojrzał na mnie z zadowolonym uśmiechem. Widok ten nasunął mi skojarzenie z najedzonym kotem. W innych okolicznościach zapewne można by to było uznać za całkiem urocze.
            - Twoja krew jest naprawdę niesamowita.
            - Jeśli to jakiś dziwny komplement, to dziękuję… - Zmarszczyłam brwi, nagle o czymś sobie przypominając. – A co z tym… Pewnym posmakiem?
            Oczy Ayato zalśniły, kiedy zrozumiał, o co go zapytałam.
            - Nie jest już tak wyraźny. – Nagle otworzył szerzej oczy. – Co z antidotum? Opowiadaj!
             Więc przystąpiłam do streszczenia mu wszystkiego, co wydarzyło się odkąd stracił przytomność w wyniku ochronienia mnie przed postrzałem. Wspominałam już, że postąpił głupio?




11 komentarzy:

  1. Dziękuję za dedyka, nie trzeba było! X'D
    Ostatnio rzadko mam czas na cokolwiek, chyba że jestem chora, więc musisz mi wybaczyć te nieregularne komentarze;; Poprawię się po maturze (*)
    No, tak czy owak przykro mi, że bohaterka dalej nie pamięta w pełni Rukiego. Musi mu to sprawiać ogromny ból xc
    I przykro mi z powodu kończącej się serii (liczę na następną!). Całkiem przyjemnie mi się ją czytało ;^;
    W sumie dalej zastanawiam się co z tą historią z kapelą. Czyżby Natsuki była o wiele starsza niż nam się wydaje? Albo ma/miała po prostu klona X'D
    Oczywiście cieszę się standardowo, że Ayato się obudził, choć czekałam na jakiś plot twist w stylu "ktoś go porywa" na przykład XD Poza tym trochę biednie, że ten-którego-imienia-nie-wolno-wymawiać-bo-spoilery pojawia się dopiero teraz TuT

    Czekam na następny rozdział, tak. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! Mówiłam, że dedykację dostanie każdy, kto brał udział w konkursie, więc nie marudź mi tu xD
      Wiadomo, matura - rzecz ważna, więc ucz się do niej dzielnie i powodzenia życzę!
      Cieszę się, że ta historia przypadła ci do gustu~.

      Usuń
  2. Rozdział super, bardzo podobała mi się scena z przbudzeniem Ayato. Wiem, że chcesz zakończyć to opowiadanie, bo będziesz teraz bardzo zajęta, ale może mogłabyś rozłożyć dodawanie rozdziałów, by pojawiały się one rzadziej, ale wciąż byś kontynuowała tą historię. Nie chcę na nic cię namawiać to tylko propozycja. Cały przebieg wydarzeń jest świetnie zaplanowany i szkoda by było to zakończyć
    ~Dominika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję~. To nie tak, że chcę skończyć DL tylko z powodu braku czasu. Tę decyzję podjęłam już dość dawno i tak właściwie, chciałam je zakończyć jeszcze w wakacje. No, ale nie wyszło. W każdym razie, definitywnie zamierzam zakończyć to fanfiction.

      Usuń
    2. Ok rozumiem, życzę dalszych sukcesów :)
      ~Dominika

      Usuń
  3. Scena przebudzenia super :) świadomość, że ff sie kończy jest dobijająca, ale szanuje Twoją decyzje i mam nadzieje,że kiedyś wrócisz do pisania DL choćby z inną postacią :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością nie mogę niczego obiecać, choć cieszy mnie, że aż tak to ff przypadło ci do gustu. Dziękuję również za zrozumienie :D

      Usuń
  4. Ayato się obudził, jest nadzieja xD chociaż to nie jest moja ulubiona postać
    Rozdział Ci wyszedł fantastycznie. Pozdrawiam i przesyłam dużo weny
    Sama nawet nie mam kiedy usiąść się do rozdziału xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie kończ tego!!! To jest świetne!! Mogli by zrobic z tego odcinki. Uwielbiam cie i uwielbiam twoje opowiadania!!! Zazdroszczę ci takiego talentu, a także wyobraźni. Jedynie co bym dodała to więcej wątków o miłości. Mogła byś nawet zrobic specjalny bonus o pierwszej randce z Ayato i Natsuki. ❤️ A co do opowiadania jestem ciekawa jak dalej się potoczy, będę czekać. ��

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, wie kim jest czy nie zarejstrowała tego faktu... i tak obudził się i co potrzebuje pocalunku ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń