Dla
Roseanne czas dzielił się na ten sprzed i po wypadku.
Przed wypadkiem były mordercze
treningi i śliczne, misternie zdobione stroje.
Po wypadku było wylegiwanie się w
łóżku i sprane piżamy w miśki.
Przed wypadkiem – marzenia i
rozbudowane plany na przyszłość.
Po wypadku – odliczanie minut do
kolejnego odcinka serialu i apatia.
Przed wypadkiem – gratulacje i
wymagania.
Po wypadku – spojrzenia pełne
współczucia i słowa mające przynieść pociechę.
Roseanne doskonale pamiętała wypadek.
W myślach potrafiła odtworzyć każdą jego sekundę, co zresztą robiła. Wciąż od
nowa. Każdego dnia.
Było piękne, słoneczne popołudnie.
Małe, puszyste chmurki sunące niespiesznie po błękitnym niebie przypominały
porozrzucane tu i ówdzie kawałeczki śnieżnobiałej waty cukrowej. Lekki wietrzyk
przyjemnie chłodził rozgrzane słońcem ciała, a w powietrzu wciąż unosił się ten
charakterystyczny zapach świeżości, pozostały po niedawnych opadach deszczu.
Słowem – był to wręcz idealny dzień. Tym bardziej, że właśnie rozpoczęły się
wakacje i Roseanne była w doskonałym humorze. Dlatego ochoczo przystała na
propozycję przyjaciół, by udać się na rowerową przejażdżkę.
Było przyjemnie. Śmiech ich
pięcioosobowej paczki niósł się po polach wzrastającej kukurydzy, a wiatr delikatnie
odgarniał włosy opadające na ich uśmiechnięte twarze. Nie trwało to jednak
długo. Nagle bialutkie obłoczki stały się ciężkimi kłębiskami szarości, a wiatr
przybrał na sile.
Olivia jadąca na czele ich grupy
zatrzymała się i spojrzała w niebo.
– Niedobrze – powiedziała. – Zaraz może
lunąć.
– A według prognozy, cały dzień
miało świecić słońce – burknął Peter, opierając brodę na kierownicy swojego
roweru. Po chwili poderwał głowę i wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Mam pomysł.
Ścigajmy się stąd do domu. Znam pewien skrót.
Roseanne wahała się tylko przez
sekundę. Jej duch rywalizacji dał o sobie znać i już wkrótce pędziła przez
polne drogi, z całych sił napierając na pedały. Niestety nie przewidziała tego,
że skrót Petera w pewnym momencie przybrał postać wąskiej ścieżynki, biegnącej
wzdłuż wzgórza, do stóp którego tuliła się rzeka. Nie przewidziała również
tego, że to właśnie w tym miejscu, tuż pod przednim kołem jej roweru postanowi
przemknąć jaszczurka. Roseanne spanikowała, kompletnie się tego nie
spodziewając. Szarpnęła gwałtownie kierownicą w bok, jednocześnie zaciskając
palce na hamulcach. Wraz ze swoim pojazdem runęła w dół zbocza. Słyszała krzyki
przyjaciół i szum wody, tuż koło ucha. Widziała wciąż obracające się koło
roweru oraz kość wystającą z ułożonej pod dziwnym kątem nogi.
Ten dzień przekreślił jej karierę.
Roseanne doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nawet gdyby jej kość zrosła
się poprawnie, to nim mogłaby na nowo podjąć treningi, minęłoby wiele czasu.
Zbyt wiele. Mogła zapomnieć o konkursie, do którego przygotowywała się przez
ostatnich kilka miesięcy. Mogła zapomnieć o stypendium, nagrodach i sławie. Nie
mogła już patrzeć na dyplomy i puchary rozstawione w równych rządkach na
półkach w jej pokoju. Nie mogła patrzeć na kolorowe, błyszczące stroje wiszące
w szafie. Nie mogła patrzeć na zdjęcia przyklejone do ścian. Wszystko to
przypominało jej o nie tak dalekiej przeszłości, o pasji wypełniającej niemal
całe jej dotychczasowe życie i o marzeniach, które nigdy nie miały się spełnić.
Roseanne obróciła się na łóżku, a
jej wzrok padł na porcelanowego misia-baletnicę wykonującego piruet za piruetem
w rytm melodii Jeziora łabędziego.
Pozytywka ta była jednym z jej najcenniejszych skarbów. Dostała ją w prezencie
od rodziców na ósme urodziny i od tamtej pory zawsze trzymała ją na szafce obok
jej łóżka. Lubiła wsłuchiwać się w jej dźwięki tuż przed zaśnięciem.
Roseanne wyciągnęła rękę w jej stronę i
delikatnie dotknęła piórek zdobiących strój porcelanowej figurki, a następnie
jej głowy, będącej głową misia. Po jej policzku spłynęła łza, kiedy ze złością
strąciła baletnicę na podłogę. Delikatna porcelana pękła, a jej elementy
rozprysły się na drewnianych panelach.
Z oczu dziewczyny popłynęły kolejne
łzy. Przycisnęła twarz do ciałka pluszowego misia trzymanego w ramionach i
zaszlochała.
Przed wypadkiem lubiła myśleć, że
jest delikatna i zgrabna niczym motyl lub piękny ptak. W rzeczywistości jednak była
krucha niczym jej porcelanowa baletnica – wystarczył jeden zły ruch, by uległa
nieodwracalnym zmianom.
____________________________________________
Zbliża się czas podania wyników konkursu pisarskiego, w którym wystartowałam, więc postanowiłam, że opublikuję swoje prace również tutaj. Na pierwszy ogień idzie Porcelanowa baletnica - króciutkie opowiadanie napisane specjalnie z myślą o kategorii "napisz mnie". Zadanie polegało na napisaniu krótkiej historii mocno nawiązującej do jednego z podanych zestawów haseł. Wybrałam zestaw obejmujący słowa: miś, porcelana, rower.
Jak wam się podoba ta praca? Koniecznie podzielcie się swoimi opiniami! ^^
[Porcelanową baletnicę znajdziecie również na wattpadzie -> https://www.wattpad.com/story/156415566-porcelanowa-baletnica]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz