Z dziećmi Apollina był jeden problem. Były
głośne, pewne siebie, uparte i niezwykle pogodne. Okay, to trochę więcej niż jeden problem, ale w każdym razie w taki
właśnie sposób postrzegał je Nico. A przynajmniej jedno z nich — Willa
Solace’a.
Nico naprawdę nie rozumiał, dlaczego ten irytujący, niczym niezrażony heros postanowił uczepić się akurat niego. To nie tak, że Nico jakoś specjalnie starał się, żeby zniechęcić do siebie innych — zwykle wystarczało samo jego pochodzenie, by dobrowolnie trzymali się na dystans. Z jednej strony, gdzieś w głębi serca sprawiało mu to ból, ale z drugiej przynajmniej miał dzięki temu spokój. Tak to sobie tłumaczył. Dlatego nie pojmował fenomenu w postaci Willa, który wracał do niego niczym ciągle uśmiechnięty bumerang, to dopytując go o stan jego zdrowia, upewniając się, że nie używa „mrocznych mocy”, to znowu zapraszając do dołączenia do swojej drużyny w czasie różnego rodzaju gier. I nigdy, ale to nigdy nie uciekał wzrokiem, kiedy Nico posyłał mu swoje firmowe spojrzenie pod tytułem „jam jest syn Hadesa, zważaj na swe czyny i słowa”.
Gesty i zachowanie Willa wyglądały na
zwykłe okazywanie sympatii. Tylko czemu miałby mu ją okazywać? Czemu on? Czemu…
ktokolwiek z Obozu?
Tego ciepłego, letniego poranka syn
Apollina znalazł kolejny pretekst, by go zaczepić. Dopadł go tuż po śniadaniu,
nim Nico zdążył odejść od stołu, przy którym jak zwykle siedział samotnie, i
podetknął mu pod nos kolorową, ręcznie wykonaną ulotkę.
— Festiwal muzyczny? — zapytał Nico, wpatrując
się w napis na samej górze kartki.
— Latem zwykle odbywa się masa różnych
festiwali, prawda? A jako że obozowicze nie bardzo mogą się wybrać na chociażby
jeden z nich, razem z resztą mojego domku wpadliśmy na pomysł, żeby
zorganizować taki tu, na miejscu, z udziałem wszystkich chętnych — wyjaśnił
Will. — Codziennie będzie inny gatunek przewodni.
— Czy praktycznie codziennie nie robicie takiego
festiwalu, kiedy śpiewacie sobie przy ognisku?
Will zamachał w proteście ulotką i
podsunął ją jeszcze bliżej, zmuszając Nica do wzięcia jej w dłoń.
— To nie to samo. To będzie… prawdziwy
festiwal. Ze sceną, konkretnymi zespołami i nagłośnieniem.
— Zespołami?
— Złożonymi z obozowiczów, oczywiście. I
wszystkich innych chętnych. — Will wyprostował się i skrzyżował ramiona na
klatce piersiowej, a na jego twarzy odmalował się wyraz dumy. — Ja też będę
występował.
— Ty? — Nico prychnął. Był tak
przyzwyczajony do widoku Willa zajmującego się rannymi i chorymi, że jakoś nie
potrafił go sobie wyobrazić z instrumentem zamiast leków czy opatrunków w
rękach. No, może poza gitarą akustyczną, która podczas zebrań przy ognisku była
instrumentem wędrującym z rąk do rąk każdego, kto umiał wybrzdąkać chociaż
kilka akordów (albo i nie). Nico uświadomił sobie, że akurat tego syna Apollina
rzeczywiście nigdy nie widział grającego na czymkolwiek innym. — I co? Zagrasz
jakieś country?
— Aleś ty złośliwy, Panie Mroku. — Will,
jak zwykle, nie dał się sprowokować i jedynie uśmiechnął się z przekąsem. —
Nie. Wyobraź sobie, że country przewidziane jest na środę, a ja występuję
dzisiaj.
Nico przeniósł wzrok na trzymaną w dłoni
kartkę i przesunął po niej wzrokiem, szukając odpowiedniego punktu w rozpisce. Kiedy
już go znalazł, jego brwi uniosły się tak wysoko, że zniknęły pod nierówną
grzywką.
— Rock? — upewnił się z niedowierzaniem.
Will zrobił zadowoloną minę.
— Rock.
Nico zamrugał, próbując wyobrazić go sobie
w rockowym wydaniu i musiał przyznać, że ta nietypowa wizja, ku jego własnemu
zdziwieniu, wydała mu się całkiem interesująca. Tak, to było coś, co chciałby
zobaczyć. Chociażby po to, żeby pozyskać w ten sposób materiał do docinków i
ciętych ripost.
— Kto jeszcze będzie w tym twoim zespole?
— zapytał, nie potrafiąc pozbyć się z głosu kpiącej nuty.
— Tego dowiesz się, jeśli zjawisz się na
dzisiejszym występie — odparł tajemniczo Will, jakby szykował jakąś
niespodziankę. Albo próbował ukryć kiepski skład swojej grupy. — A jako obozowy
lekarz stwierdzam, że powinieneś. Trochę rozrywki dobrze ci zrobi.
Gdy Will po tych słowach odszedł od jego
stołu, Nico przyłapał się na tym, że leciutko unosił kąciki ust ku górze.
Słońce chyliło się już ku zachodowi, kiedy
Nico dotarł do amfiteatru, w którym miał odbyć się koncert. Na scenie
rozstawiono już instrumenty oraz sprzęt do dodatkowego nagłośnienia — gdyby
naturalne atuty tego miejsca okazały się niewystarczające — i kilka osób po raz
ostatni sprawdzało, czy wszystko działa tak jak powinno. Nico omiótł wzrokiem
tę grupkę, a gdy uzmysłowił sobie, że szuka pośród niej pewnej konkretnej blond
czupryny, zaklął pod nosem i w zamian rozejrzał się za wolnym miejscem na
widowni. Początkowo zamierzał usiąść gdzieś z tyłu, żeby nie dawać Solace’owi
zbyt dużej satysfakcji, ale jego plany pokrzyżował Jason. Siedzący w trzecim
rzędzie syn Jupitera bowiem od razu go dostrzegł i ruchem ręki przywołał do
siebie. Nico westchnął z rezygnacją, ale wykonał polecenie.
— Nie sądziłem, że cię tu zobaczę —
oznajmił Jason w ramach powitania.
— Zalecenie lekarza — mruknął w odpowiedzi
Nico.
Przed sobą, w pierwszym rzędzie zauważył
Annabeth pogrążoną w rozmowie z Groverem, ale nigdzie nie widział Percy’ego,
który przecież też powinien być gdzieś w pobliżu. Miał w związku z tym mieszane
uczucia. Zresztą jak zwykle, gdy w grę wchodził syn Posejdona.
— Lekarza? — powtórzył Jason, by po chwili
skinąć głową ze zrozumieniem. — Will?
— Aha — przytaknął Nico, a wtedy na twarzy
Jasona pojawił się jakiś dziwny uśmiech. Syn Hadesa zmarszczył brwi. — O co ci
chodzi?
— O nic. — Jason zamachał dłonią, próbując
przybrać niewinny wyraz twarzy. — Po prostu cieszę się, że przyszedłeś.
Nico nie do końca uwierzył w szczerość
jego słów, ale postanowił nie pytać dalej i zmienić temat.
— Wiesz, kto ma dzisiaj występować?
— Najpierw zespół Willa, Austina, Leona i
Percy’ego, a potem…
— Czekaj, co? — zdziwiony syn Hadesa
wszedł mu w słowo. — Leo i Percy? Oni mają jakieś talenty muzyczne?
Jason uśmiechnął się krzywo, ale nim
zdążył odpowiedzieć, zrobiła to Piper, która właśnie do nich dołączyła.
— Nie przesadzałabym z tymi talentami —
powiedziała, siadając po drugiej stronie Jasona. — Nie wiem, co zrobiły dzieci
Apollina, czy udzieliły im błogosławieństwa, czy może rzuciły na nich klątwę,
ale skutek jest taki, że potrafią prawidłowo wykonać te trzy piosenki, z
którymi mają dzisiaj wystąpić. Ale kiedy próbują zagrać coś sami od siebie… nie
brzmi to dobrze.
Jakby na potwierdzenie jej słów, ze sceny
dobiegł dziwny jęk gitary. Nico spojrzał w tamtą stronę i dostrzegł Percy’ego z
zakłopotaniem drapiącego się wolną ręką w głowę, podczas gdy w drugiej trzymał gryf
przewieszonej przez ramię gitary. Stojący obok niego Austin spokojnie mu coś
tłumaczył.
— To były te hałasy, które przez ostatnie
tygodnie dobiegały z Bunkra Dziewiątego? — zapytał Nico.
— Tak. To były ciężkie tygodnie. — Piper
wzdrygnęła się, jakby właśnie przypomniała sobie coś wyjątkowo nieprzyjemnego.
Nico ponownie popatrzył na scenę. Percy i
Austin w dalszym ciągu majstrowali coś przy gitarach, Leo bawił się pałeczkami do
perkusji, a Willa nadal brakowało.
— Czy to bezpieczne?
Jason zamyślił się na krótką chwilę.
— Obóz jest chroniony, a wzmacniacze,
mikrofony i cała reszta nie działa na tej samej zasadzie co komórki… Chyba. Tak
czy siak myślę, że nic nie powinno się wydarzyć.
— Chodziło mi o to, czy bezpieczne jest
dopuszczenie tej dwójki do takiego sprzętu — wyjaśnił Nico, mając na myśli
Percy’ego i Leona, którzy w połączeniu z instrumentami muzycznymi wydawali mu
się zwiastunem totalnej katastrofy.
— Zaraz się tego dowiemy — odparła Piper,
kładąc na kolanach przyniesioną ze sobą torbę z przekąskami. Sprawiała wrażenie
gotowej zarówno do zjedzenia jej zawartości ze smakiem, jak i do wykorzystania tejże
zawartości jako pocisków, gdyby występ okazał się niezbyt udany.
Nico coraz bardziej utwierdzał się w
przekonaniu, że czekał go niezwykle ciekawy wieczór.
Przynajmniej przez dwie pierwsze piosenki
obawy Nica okazały się niepotrzebne. Dzieciaki Apollina naprawdę musiały włożyć
w przygotowania sporo wysiłku, bo Leonowi i Percy’emu gra na instrumentach szła
całkiem przyzwoicie, a poza tym nie doprowadzili jeszcze do żadnego wypadku. Choć
Nico nie przyznałby tego na głos, największym zaskoczeniem i zarazem plusem
występu był jednak dla niego główny wokalista i gitarzysta, Will Solace.
Syn Apollina przybył na miejsce tuż przed
rozpoczęciem koncertu. Jak się później okazało, było to spowodowane pilnym
wezwaniem do herosa, któremu nie poszczęściło się w trakcie ćwiczenia skoku
przez lawę. Mimo to Will wciąż miał wystarczająco dużo czasu, aby przed
występem zdążyć się przebrać — noszone zazwyczaj szorty i obozowy T-shirt
zastąpił spranymi dżinsami oraz czarną koszulą, z rozpiętymi górnymi guzikami. Kiedy
się poruszał, spod materiału wyłaniały się ciemne linie tatuażu znaczące lewą
stronę jego klatki piersiowej, ale Nico po tak niewielkim fragmencie nie
potrafił stwierdzić, w jaki kształt się układały. Gdyby ta zmiana w wyglądzie
Willa robiła wciąż zbyt małe wrażenie, to zachodzące słońce dodatkowo rzucało
pomarańczowe refleksy na twarz i jasne włosy chłopaka, a także odbijało się w
jego srebrnych–
Chwila, pomyślał Nico, od kiedy Solace
nosi kolczyki?
Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek
widział jakieś ozdoby w jego uszach. Ale nie żeby zwracał szczególną uwagę na
jego wygląd. Mógł to zwyczajnie przeoczyć.
Tak czy inaczej, wszystkie te elementy
sprawiały, że Will wyglądał niczym nowoczesna wersja jednego z tych pięknych,
młodych herosów opiewanych w starożytnych pieśniach. Nico prychnął pod nosem.
Oczywiście, że syn Apollina dobrze prezentował się na tle zachodu. Nie zdziwiłoby
go nawet, gdyby bóg słońca celowo wykorzystał swoją moc, aby przedstawić Willa
w jak najlepszym świetle. Dosłownie.
Syn Hadesa nie zwracał tylko uwagi na fakt,
że podobne myśli nie przychodziły mu do głowy, kiedy patrzył na rodzeństwo
Willa.
Drugi utwór właśnie dobiegał końca. Nico
potrząsnął głową, żeby oderwać się od dziwnych rozmyślań. Jego wzrok mimowolnie
przesunął się w bok i spoczął na Percym, który właśnie ze skupieniem przebiegał
palcami po strunach gitary. Syn Posejdona co jakiś czas podnosił głowę i zerkał
w kierunku Annebeth oraz reszty przyjaciół z uśmiechem mówiącym „Widzicie? Robię
to! Wymiatam na gitarze!”. Wyglądało na to, że dobrze się bawił — podobnie jak
cała reszta, łącznie z Annabeth, na której twarzy Nico dostrzegł mieszankę dumy
i rozbawienia, kiedy obróciła się bokiem, żeby powiedzieć coś Groverowi na
ucho. Patrząc tak na nią i na Percy’ego, Nico poczuł w klatce piersiowej
lekkie, niechciane ukłucie, szybko więc wrócił wzrokiem do Willa.
Jak na zawołanie rozbrzmiały pierwsze
dźwięki trzeciego kawałka i Nico momentalnie znieruchomiał. Znał tę piosenkę.
Może nie należała do jego ulubionych, ale zdecydowanie ją znał i nie podobało
mu się, co wybór tej piosenki przez zespół Willa mógł oznaczać.
Sam Will pochwycił tymczasem jego
spojrzenie i uśmiechnął się, nim zaczął śpiewać. Nico już podczas
wcześniejszych dwóch piosenek doszedł do wniosku, że jego głos brzmiał całkiem przyjemnie,
ale teraz, odczuwając niepokój wywołany doborem utworu, wsłuchał się w niego
wyjątkowo uważnie. Syn Apollina nie odrywał od niego wzroku, podczas gdy jego dłonie
wykonywały skomplikowany taniec na powierzchni gitary, a z ust płynęły kolejne
słowa. Im bliżej było do refrenu, tym serce Nica biło szybciej. Aż w końcu
usłyszał:
— W porządku, Nikki, już dobrze, kochanie.
Dziś wieczorem możesz rozpuścić włosy. W porządku Nikki, już dobrze, kochanie.
Dziś wieczorem możesz odetchnąć*.
Zgodnie ze słowami piosenki Nico miał
ochotę odetchnąć z ulgą. Cały czas bowiem obawiał się, że Will w ramach żartu
postanowi zastąpić tytułowe Nikki jego imieniem. A tego chyba by mu nie
wybaczył.
Kątem oka zerknął na Jasona i przekonał
się, że ten uśmiechał się z rozbawieniem. Syn Jupitera musiał zrozumieć aluzję zawartą
w refrenie i widząc to, Nico miał ochotę fuknąć niczym oburzony kot.
Jeszcze cię dorwę, Solace, pomyślał, mając
nadzieję, że Will odczyta tę groźbę w jego spojrzeniu. Will jednak zdawał się
niewzruszony, nadal spoglądając w jego stronę, a Nico — czy tego chciał, czy
nie — z jakiegoś powodu także nie potrafił oderwać od niego wzroku przez resztę
występu.
Podczas przerwy, zanim następny zespół
wyszedł na scenę, Will ruszył w jego stronę, więc Nico rozejrzał się szybko za
drogą ucieczki. Liczył w tej kwestii na Jasona, ale syn Jupitera zdążył już
wraz z Piper dołączyć do Annabeth, Percy’ego i Leona. Jeśli wzrok Nica nie
mylił, ten ostatni chyba właśnie za pomocą swoich mocy podpalił pałeczki,
którymi jeszcze chwilę wcześniej grał na perkusji.
— Jak ci się podobało? — zapytał syn
Apollina, nie zdając sobie sprawy z zamieszania, jakie wywoływał w umyśle Nica.
— Powiedzmy, że nie spodziewałem się, że
tak potrafisz — odparł Nico, starając się brzmieć w miarę naturalnie.
Will uśmiechnął się szeroko.
— Widzisz, mówiłem, że mam rozliczne
talenty.
Syn Hadesa nie zdążył skomentować tej
wypowiedzi, gdyż wtem za nim rozległ się niespodziewany męski głos.
— W pełni się z tym zgadzam.
Na twarzy Willa pojawiło się szczere,
kompletne zaskoczenie.
— Tato?
Nico obejrzał się przez ramię na
mężczyznę, który znikąd pojawił się za jego plecami. Z burzą blond włosów,
niebieskimi oczami i opalonym ciałem surfera nowo przybyły wyglądał jak o kilka
lat starsza wersja Willa. Kiedy wyminął Nica i stanął obok niego, syn Hadesa
zauważył, że bardziej przypominał jego brata niż ojca.
— Chyba nie myślałeś, że przegapię występ
moich dzieci, będący jednocześnie twoim debiutem? — Apollo, promieniejąc wręcz
dumą, położył dłonie na barkach Willa. — Świetnie ci poszło.
Will, wciąż wyglądając na oszołomionego wizytą
ojca, wykrztusił z siebie jedynie krótkie podziękowanie. Apollo spojrzał na
Nica, a potem ponownie na Willa.
— Ale widzę, że jesteś teraz zajęty, więc
pogadamy później. Powodzenia.
Mrugnąwszy do niego, klepnął go lekko w
ramię i ruszył w kierunku sceny, z oddali wołając już Austina.
Will zaśmiał się nerwowo i potarł dłonią
kark. Jego policzki nabrały barwy zachodzącego słońca, a pewność siebie gdzieś
się ulotniła.
— Tego się nie spodziewałem.
Usta Nica zadrżały, grożąc ułożeniem się w
uśmiech.
— Tego pewnie nikt się nie spodziewał.
Syn Apollina zaśmiał się raz jeszcze, a
potem zmienił temat.
— Załapałeś aluzję z piosenki?
Nico postanowił zagrać głupiego.
— Jeśli chodziło ci o królową piękności z
Dallas, to bardziej pasuje to do ciebie.
— Bardzo zabawne. Uznam to za komplement.
— Will przewrócił oczami, po czym nagle spoważniał i popatrzył prosto w oczy
syna Hadesa. — Nie. Chodziło mi o to, że… Już dobrze, Nico. Możesz odetchnąć,
możesz wyluzować. Jesteś w domu, wśród przyjaciół, a mam wrażenie, że dalej to
do ciebie nie dociera.
Tego Nico się nie spodziewał. Myślał, że
piosenka miała być po prostu zwykłym żartem, nawiązaniem do jego imienia,
niczym więcej. Ze zdumienia zaniemówił.
— Zrozum to. Ja… My chcemy się do ciebie
zbliżyć, pokazać ci, że to jest twoje miejsce, że jesteś jednym z nas. Więc
pozwól nam na to.
Chociaż Will używał liczby mnogiej, Nico
nie był pewien, czy nie mówił głównie w swoim własnym imieniu. Musiał zadać
sobie pytanie — czy stanowiło to dla niego problem? Odpowiedź była prosta, lecz
zaskakująca: nie. Im więcej czasu spędzał z synem Apollina, tym bardziej — co
prawda po cichu — chciał wierzyć w to, że jest on wobec niego szczery. Może
rzeczywiście nadeszła pora, żeby przestać żyć przeszłością, odetchnąć i zaufać
innym. Bo musiał przyznać, że nie miałby nic przeciwko, gdyby ten irytujący
heros irytował go w dalszym ciągu.
Powoli skinął głową.
— Spróbuję.
Uśmiech, jakim odpowiedział mu Will, był
tak promienny, że zdawał się rozpraszać zapadający wokół nich mrok.
— Cieszę się. Napijesz się może czegoś?
Zadbaliśmy też o przekąski, więc gdybyś miał ochotę…
Nico miał ochotę. Pozwolił się więc poprowadzić Willowi — i to nie tylko w kierunku przekąsek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz