P.S.: Następny rozdział DL pojawi się najprawdopodobniej pod koniec przyszłego tygodnia.
Zakochany Demon
Czy demon może dostać
depresji? Taka myśl nie dawała spokoju Leonardowi, gdy z niepokojem obserwował
swego pana. Sytry był szanowanym szlachcicem, demonicznym hrabią, który
dowodził sześćdziesięcioma zastępami piekielnymi i był kandydatem na zastępcę Lucyfera.
A tymczasem od kilku dni prawie wcale nie ruszał się ze swojego fotela i
pochłaniał jeszcze większe ilości słodkości niż zazwyczaj. W dodatku przez cały
czas zdawał się być na zmianę zamyślony lub rozdrażniony.
- Panie… - zaczął ostrożnie lokaj, wsuwając się do pokoju hrabiego.
- Dobrze, że jesteś – odpowiedział mu cichy głos. – Przynieś więcej ciastek.
Na twarzy lokaja niemal niezauważalnie drgnął jeden z mięśni. Przez te wszystkie lata tak się starał… Zwiedził niemalże cały ludzki świat, był we wszystkich krajach słynących z dobrej kuchni, nauczył się przygotowywać tak wiele, najróżniejszych i najbardziej wykwintnych dań… A jego pan wciąż wolał słodycze! Demon z trudem opanował rosnącą w nim złość.
- Tak jest, panie. Jednakże… przyszedłem tu w innej sprawie.
- O co chodzi?
- Pan Baalberith chce cię widzieć, panie.
Dopiero teraz jasnoniebieskie oczy zaszczyciły lokaja spojrzeniem. Wydawało mu się, czy w oczach swego pana przez ułamek sekundy dojrzał przebłysk strachu? Nie zdążył niestety poznać odpowiedzi na to pytanie, ponieważ twarz Sytry błyskawicznie przybrała wyraz neutralnej maski.
- Dobrze, dziękuję za wiadomość. Możesz odejść.
- Panie… - zaczął ostrożnie lokaj, wsuwając się do pokoju hrabiego.
- Dobrze, że jesteś – odpowiedział mu cichy głos. – Przynieś więcej ciastek.
Na twarzy lokaja niemal niezauważalnie drgnął jeden z mięśni. Przez te wszystkie lata tak się starał… Zwiedził niemalże cały ludzki świat, był we wszystkich krajach słynących z dobrej kuchni, nauczył się przygotowywać tak wiele, najróżniejszych i najbardziej wykwintnych dań… A jego pan wciąż wolał słodycze! Demon z trudem opanował rosnącą w nim złość.
- Tak jest, panie. Jednakże… przyszedłem tu w innej sprawie.
- O co chodzi?
- Pan Baalberith chce cię widzieć, panie.
Dopiero teraz jasnoniebieskie oczy zaszczyciły lokaja spojrzeniem. Wydawało mu się, czy w oczach swego pana przez ułamek sekundy dojrzał przebłysk strachu? Nie zdążył niestety poznać odpowiedzi na to pytanie, ponieważ twarz Sytry błyskawicznie przybrała wyraz neutralnej maski.
- Dobrze, dziękuję za wiadomość. Możesz odejść.
***
Sytry potulnie opadł
na kolana przed tronem Króla Pająków, nieprzyjemnego Księcia Zachodu. Opuścił
skromnie wzrok na misternie zdobioną posadzkę i zapytał cicho:
- Chciałeś mnie widzieć, wuju?
- Owszem – odpowiedział mu głęboki głos. – Ale co to za skromność? Podnieś głowę, moja śliczna laleczko.
Demon przesunął palcami po bladym policzku Sytry. Ten przygryzł nerwowo dolną wargę, po czym niechętnie podniósł wzrok.
- W jakiej sprawie chciałeś mnie widzieć, wuju?
Baalberith cofnął rękę, mierząc swojego bratanka wzrokiem ciemnozielonych oczu. Jego usta wygięły się w kpiącym uśmiechu.
- Doszły mnie słuchy o twoim podejrzanym zachowaniu ostatnimi czasy.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz…
Książę Zachodu chwycił Sytry brutalnie za podbródek, zmuszając go tym samym do spojrzenia mu w oczy.
- Naprawdę myślisz, że możesz mnie okłamać, moja marionetko? – wysyczał, napawając się tym przerażeniem w pięknych, niebieskich oczach. – Chodzi o jakąś ludzką kobietę, mylę się?
Nie mylił się. Sytry był autentycznie zdumiony. Wiedział, że nie uda mu się utrzymać tego długo w tajemnicy, ale jednocześnie nie spodziewał się, że jego wuj odkryje to tak szybko. Chociaż może sam był sobie winien…
Prawda była taka, że jakiś czas temu, pewna ludzka dziewczyna przykuła jego uwagę. Sam nie wiedział czemu. Jednak, jeszcze żaden człowiek nigdy tak go nie zainteresował. Sytry nie mógł się powstrzymać, by nie schodzić (a robił to ostatnio dość często) do ludzkiego świata tylko po to, by ją zobaczyć. Obserwował ją, gromadził o niej informacje… ale mimo to, wciąż nie zaspokoił swojej ciekawości. W dodatku jego myśli wciąż krążyły wokół niej. Nie mógł pozbyć się jej obrazu ze swojego umysłu. Chciał się z nią spotkać, chciał z nią porozmawiać, chciał… Już sam nie wiedział czego tak naprawdę chciał.
Widząc jego reakcję, Baalberith parsknął śmiechem. Ponownie rozparł się wygodniej w swoim tronie.
- To czemu, w takim razie, po prostu nie zejdziesz do świata ludzi i jej nie uwiedziesz? Zaspokoisz swoje potrzeby i po problemie. Z twoimi zdolnościami nie powinno to raczej zająć dużo czasu.
To prawda, Sytry posiadał dość ciekawą zdolność – na jego życzenie każda kobieta bez namysłu zrzuciłaby z siebie ubrania i oddałaby mu się. Doskonale o tym wiedział, ale jednak… Nie chciał tego robić. Czuł, że nie byłoby to prawidłowe.
- N-nie, wuju – mruknął cicho.
Uśmiech spełzł z twarzy Baalberitha.
- Słucham? Co ty powiedziałeś?
- Powiedziałem: nie! – Sytry podniósł głos, a w jego oczach zalśniła nagła złość. – Nie zrobię tego!
- Czy ty zgłupiałeś do reszty?! – starszy demon uderzył pięścią w podłokietnik swojego tronu. – Czego ty niby oczekujesz?! Nie mów, że uległeś uczuciu do jakiejś śmiertelniczki! – Ostatnie słowo niemalże wypluł z pogardą. – Chcesz skończyć jak Gilles de Rais, który do tej pory świruje, gdy ktoś tylko wspomni Joannę d’Arc? A może tak jak Camio? Mam ci przypomnieć co stało się z jego „ukochaną”? Zestarzała się i umarła. Bo była tylko śmiertelniczką! Radzę ci się szybko z tego otrząsnąć. To tylko głupota, której ulegają słabeusze. A teraz zejdź mi z oczu. I radzę zapamiętać ci moje słowa.
- Chciałeś mnie widzieć, wuju?
- Owszem – odpowiedział mu głęboki głos. – Ale co to za skromność? Podnieś głowę, moja śliczna laleczko.
Demon przesunął palcami po bladym policzku Sytry. Ten przygryzł nerwowo dolną wargę, po czym niechętnie podniósł wzrok.
- W jakiej sprawie chciałeś mnie widzieć, wuju?
Baalberith cofnął rękę, mierząc swojego bratanka wzrokiem ciemnozielonych oczu. Jego usta wygięły się w kpiącym uśmiechu.
- Doszły mnie słuchy o twoim podejrzanym zachowaniu ostatnimi czasy.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz…
Książę Zachodu chwycił Sytry brutalnie za podbródek, zmuszając go tym samym do spojrzenia mu w oczy.
- Naprawdę myślisz, że możesz mnie okłamać, moja marionetko? – wysyczał, napawając się tym przerażeniem w pięknych, niebieskich oczach. – Chodzi o jakąś ludzką kobietę, mylę się?
Nie mylił się. Sytry był autentycznie zdumiony. Wiedział, że nie uda mu się utrzymać tego długo w tajemnicy, ale jednocześnie nie spodziewał się, że jego wuj odkryje to tak szybko. Chociaż może sam był sobie winien…
Prawda była taka, że jakiś czas temu, pewna ludzka dziewczyna przykuła jego uwagę. Sam nie wiedział czemu. Jednak, jeszcze żaden człowiek nigdy tak go nie zainteresował. Sytry nie mógł się powstrzymać, by nie schodzić (a robił to ostatnio dość często) do ludzkiego świata tylko po to, by ją zobaczyć. Obserwował ją, gromadził o niej informacje… ale mimo to, wciąż nie zaspokoił swojej ciekawości. W dodatku jego myśli wciąż krążyły wokół niej. Nie mógł pozbyć się jej obrazu ze swojego umysłu. Chciał się z nią spotkać, chciał z nią porozmawiać, chciał… Już sam nie wiedział czego tak naprawdę chciał.
Widząc jego reakcję, Baalberith parsknął śmiechem. Ponownie rozparł się wygodniej w swoim tronie.
- To czemu, w takim razie, po prostu nie zejdziesz do świata ludzi i jej nie uwiedziesz? Zaspokoisz swoje potrzeby i po problemie. Z twoimi zdolnościami nie powinno to raczej zająć dużo czasu.
To prawda, Sytry posiadał dość ciekawą zdolność – na jego życzenie każda kobieta bez namysłu zrzuciłaby z siebie ubrania i oddałaby mu się. Doskonale o tym wiedział, ale jednak… Nie chciał tego robić. Czuł, że nie byłoby to prawidłowe.
- N-nie, wuju – mruknął cicho.
Uśmiech spełzł z twarzy Baalberitha.
- Słucham? Co ty powiedziałeś?
- Powiedziałem: nie! – Sytry podniósł głos, a w jego oczach zalśniła nagła złość. – Nie zrobię tego!
- Czy ty zgłupiałeś do reszty?! – starszy demon uderzył pięścią w podłokietnik swojego tronu. – Czego ty niby oczekujesz?! Nie mów, że uległeś uczuciu do jakiejś śmiertelniczki! – Ostatnie słowo niemalże wypluł z pogardą. – Chcesz skończyć jak Gilles de Rais, który do tej pory świruje, gdy ktoś tylko wspomni Joannę d’Arc? A może tak jak Camio? Mam ci przypomnieć co stało się z jego „ukochaną”? Zestarzała się i umarła. Bo była tylko śmiertelniczką! Radzę ci się szybko z tego otrząsnąć. To tylko głupota, której ulegają słabeusze. A teraz zejdź mi z oczu. I radzę zapamiętać ci moje słowa.
***
Sytry nie miał zamiaru słuchać swojego wuja.
Już następnego dnia ponownie udał się do świata ludzi. Dzięki swoim
wcześniejszym wizytom, doskonale orientował się w aktualnej modzie dwudziestego
pierwszego wieku. Błyskawicznie zamienił swój szlachecki strój na zwykły, biały
T-shirt oraz czarną kamizelkę, spodnie i buty. Zmienił również długość mlecznobiałych
włosów, które teraz sięgały mu mniej więcej do połowy pleców.
Przejrzał się w jednej ze sklepowych
witryn, po czym sprawdził godzinę na markowym zegarku, który pojawił się na
jego lewym nadgarstku i uśmiechnął się zadowolony.
Doskonale znał Jej plan dnia i wiedział,
w które dni i o jakiej godzinie
wychodziła regularnie na miasto wraz ze swoimi przyjaciółmi. Rozejrzał się po
mijającym go, kolorowym tłumie. I wreszcie ją dostrzegł. Szła w towarzystwie
dwóch rówieśniczek, opowiadając im coś, na co te co chwila reagowały chichotami
i szerokimi uśmiechami.
Na sam jej widok na twarzy Sytry
zagościł mimowolny uśmiech, a jednocześnie poczuł się dziwnie zdenerwowany.
Odwrócił się więc i udawał, że ze skupieniem ogląda przez szybę wystawę w
sklepie z męskimi ubraniami. Nie było to trudne, gdyż kilka ciuchów naprawdę mu
się spodobało.
Jednak, gdy tylko wyczuł jej obecność za
swoimi plecami, musiał się odwrócić. Nawet na niego nie spojrzała, zbyt
pochłonięta rozmową z koleżankami. Przez to także, nie zauważyła zdradliwej
nierówności chodnika. Potknęła się i zderzyłaby się z betonem, gdyby nie
interwencja Sytry.
Jego ciało zareagowało, zanim jeszcze
zdążył to przemyśleć. Błyskawicznie znalazł się przy dziewczynie, łapiąc ją w
ostatniej chwili. Zdziwił się, jak lekka była.
Dzięki tej sytuacji, wreszcie mógł
przyjrzeć się jej z bliska. Przesunął wzrokiem po jej drobnym, smukłym ciele,
po jasnej skórze, delikatnych rysach twarzy, złotych pasmach włosów,
muskających jego ramię. I wreszcie zatrzymał się na szeroko otwartych,
szmaragdowych oczach.
Wreszcie otrząsnął się i pomógł
dziewczynie wrócić do pozycji pionowej.
- Wow… znaczy… dzięki – wykrztusiła, przygładzając swoje ubranie.
- Nie ma za co – odpowiedział, wciąż nie mogąc oderwać od niej wzroku.
Koleżanki dziewczyny zaczęły szeptać
między sobą i szturchać ją. Widocznie się im spieszyło. Jednak ona wciąż stała
w tym samym miejscu, wpatrując się w Sytry z nieskrywanym zdumieniem.
- Czy my… spotkaliśmy się już kiedyś? – zapytała niepewnie, marszcząc czoło.
- Nie, nie wydaje mi się.
- W takim razie miło było cię poznać… - urwała, gdyż nie znała przecież jego
imienia.
- Nazywam się Sytry. Sytry Cartwright – odpowiedział bez zastanowienia, uśmiechając
się.
- To dość ciekawe imię – zaśmiała się. – Jestem Willa Twining.
- Twining? – powtórzył zaskoczony Sytry.
- Taa… Pewnie kiedyś już słyszałeś to nazwisko? Moja rodzina jest stara jak
świat… No, w każdym razie, muszę już iść. Do zobaczenia, Sytry!
Dziewczyna pomachała mu na odchodnym,
uśmiechając się do niego szeroko. A on wciąż stał zdumiony tym, czego się
dowiedział.
- Do zobaczenia… - mruknął.
Trudno było mu w to wszystko uwierzyć.
Znał barwę tych włosów, odcień tych oczu. Znał to nazwisko. A jednak wciąż z
trudem to do niego docierało.
Natomiast Sytry wiedział jedno. To
jednorazowe spotkanie mu nie wystarczało. Chciał więcej. Chciał o wiele więcej…