Strony

niedziela, 31 maja 2015

Nastoletni Terror: Rozdział 3

 Zauważyłam ostatnio, że kilka osób chciało kontynuacji Nastoletniego Terroru, więc... proszę bardzo! Mam nadzieję, że 3 rozdział tej historii o młodocianych terrorystach się wam spodoba. Życzę miłego czytania :3


Baza

 Natsume powoli opuścił ręce, nie spuszczając przy tym ze mnie wzroku. Rurę wyrzucił gdzieś w bok.
- J-jak… co… t-ty… - bełkotałam, dygocząc.
- Wszystko w porządku?
W odpowiedzi jedynie wlepiłam w niego wzrok, niezdolna do sklecenia całego, poprawnego zdania. Chłopak uśmiechnął się.
- Czy nie powinnaś być teraz w szkole?
- Mogłabym zapytam cię o to samo – odburknęłam wreszcie.
 Jego uśmiech się poszerzył.
- Lepiej stąd spadajmy – wskazał podbródkiem na nieprzytomnego mężczyznę, po czym złapał mnie za przegub ręki i pociągnął za sobą.
- Dlaczego mi pomogłeś? – Zapytałam cicho. – Teoretycznie to już drugi raz…
 Natsume zerknął na mnie przez ramię, marszcząc brwi.
- A nie powinienem?
- Nie… to znaczy… - wbiłam wzrok w mokry chodnik pod stopami, szukając odpowiednich słów. – Tak właściwie to się nie znamy. Nie masz wobec mnie żadnych zobowiązań, więc… Po co?
- Czy wszystko musi mieć jakiś powód?
 Nie odpowiedziałam, zaciskając usta w wąską linię. Czy wszystko musi mieć jakiś powód? Do tej pory myślałam, że tak. Musiał być jakiś powód tego, że ojciec nas zostawił. Tego, że matka popadła w nałogi. Tego, że byłam raczej małolubiana w szkole. A wreszcie i tego, że uciekłam z domu… Ale czy jest tak ze wszystkim?
- A poza tym – dodał z uśmiechem – od teraz jesteś naszą wspólniczką.
- Ja…
- Lepiej się pospieszmy, bo zaraz całkiem przemokniemy – przerwał mi, przyspieszając kroku.
- Ale gdzie?
- Do nas – odparł krótko.
- Słucham? – Zaskoczona podniosłam głos. Jednocześnie próbowałam dotrzymać mu tempa.
- Nie będę wnikał, dlaczego zwiałaś z domu, ale wygląda na to, że i tak nie masz gdzie się podziać. A skoro jesteś naszą wspólniczką, to spokojnie możesz zamieszkać z nami.
- Skąd ty… - urwałam, zorientowawszy się, że właśnie sama się przyznałam.
- Chyba nie chciałaś wcisnąć mi, że twoim hobby jest siedzenie na deszczu w zaułku, z wypchaną po brzegi torbą?
- Nie…
- Więc sprawa załatwiona. Zabieram cię do nas – podsumował, skręcając w kolejną uliczkę. Deszcz już co prawda osłabł, ale wciąż delikatnie mżyło. Zaczynałam marznąć, a torba niemiłosiernie mi ciążyła. Byłam już gotowa z ulgą przyjąć jego ofertę, aby chociaż się ogrzać i przebrać, kiedy dotarł do mnie sens jego słów.
Zabieram cię do  n a s. Do nich. Przecież to byli sami chłopcy!
- Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł – odezwałam się szybko, kręcąc głową.
- Wolisz spędzić noc na ulicy z takimi miłymi panami jak ten sprzed chwili?
- N-nie… - mruknęłam, wzdrygając się na samą myśl o tamtym obleśnym mężczyźnie.
- No właśnie. Tak myślałem.
 Nagle Natsume zatrzymał się pod jednym ze sklepów. Po szyldzie mogłam z łatwością stwierdzić, że był to sklep sportowy.
- Chcesz coś kupić? – zapytałam z wahaniem.
 Chłopak zaśmiał się krótko i zaprzeczył ruchem głowy.
- Chyba nie myślałaś, że będziemy szli pieszo całą drogę?
 Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia, kiedy podszedł do czarnego motoru zaparkowanego przed wejściem do sklepu i przetarł jego siodełko rękawem swojej koszulki.
- Czy ty… zamierzasz go ukraść?  - wykrztusiłam, rozglądając się nerwowo.
 Natsume ponownie się zaśmiał.
- Nie panikuj, to mój – odpowiedział, siadając, po czym poklepał wolną część siodełka za sobą. – No, dalej. Wskakuj.
- Ja… - zawahałam się. Jeszcze nigdy nie jechałam czymś takim i musiałam przyznać, że odrobinę się obawiałam.
 Chłopak przewrócił oczami.
- Nic ci się przecież nie stanie – zapewnił. – A teraz się pospiesz, bo już zaczyna mi być zimno.
 Skinęłam głową i przełknąwszy głośno ślinę posłusznie usiadłam za nim.
Blisko…
- Złap się mnie mocno – polecił, zerkając na mnie.
- Dobrze…
Niepewnie zacisnęłam palce na materiale jego czarnej, skórzanej kurtki. W odpowiedzi westchnął, najwyraźniej podirytowany.
- Chyba sobie żartujesz. Jeśli tak się będziesz trzymać, to na pewno spadniesz.
 Nim zdążyłam odpowiedzieć, złapał mnie za obie dłonie i przesunął je na swój brzuch. Momentalnie się zarumieniłam. Ta sytuacja była dla mnie strasznie krępująca. Nie dość, że niemal całkowicie przylegałam w tej chwili do jego pleców, to w dodatku przez dłonie spoczywające na wilgotnym od deszczu materiale koszulki na jego brzuchu czułam ciepło jego ciała.
- Gotowa? – zapytał, najwyraźniej w ogóle w przeciwieństwie do mnie niewzruszony.
- Mhm – odburknęłam, zamykając oczy i opierając głowę o jego plecy.
- Tylko trzymaj się mocno – powtórzył, po czym obudził maszynę do życia.

 Musiałam przyznać, że kiedy już przyzwyczaiłam się do niesamowitej prędkości i pędu powietrza, jazda zaczęła mi się naprawdę podobać. Otworzyłam nawet oczy i szczękając zębami z zimna przyglądałam się mijanej błyskawicznie okolicy.
 Wreszcie, Natsume zwolnił wjeżdżając na zaniedbaną, popękaną drogę sporo oddaloną od centrum miasta. Jedynymi zabudowaniami były tutaj raczej puste magazyny, w większości z powybijanymi oknami i graffiti na ścianach. Motor kierował się w stronę jednego z budynków, który wyróżniał się na tle innych bardziej zadbanym wyglądem.
 Natsume zdjął jedną rękę z kierownicy i wyciągnął z kieszeni swojej kurtki mały pilot. Następnie nacisnął guzik, a brama garażowa magazynu przed nami uniosła się powoli. Wjechaliśmy do środka i po chwili zostaliśmy pogrążeni w ciemnościach.
- Zawsze jeździsz bez kasku? – zapytałam, żeby przerwać ciszę.
- Tylko czasami – odparł, zsuwając się z siodełka.
- Wiesz, że to niebezpieczne?
 Gdy mój wzrok przyzwyczaił się już do mroku panującego w garażu, rozejrzałam się wokół siebie. Zdziwiło mnie to, że garaż był taki mały. W dodatku oprócz motoru Natsume nie zauważyłam w nim żadnych więcej maszyn.
- Och, wiele rzeczy jest niebezpieczne.
 No, tak. Zapomniałam, że Natsume przecież był terrorystą i to między innymi on stał za wczorajszym napadem na centrum handlowe. Gdyby mnie tam nie było, pewnie w życiu nie podejrzewałabym go, o coś takiego.
- Chodź za mną – polecił.
 Wszedłszy po kilku kamiennych schodkach znaleźliśmy się na rozległym… parterze. Nie wiem czego się spodziewałam, ale na pewno nie czegoś takiego. Przed moimi oczami rozciągała się pełnowymiarowa kuchnia, jadalnia oraz ogromny salon. Znajdowało się tu wiele kanap, foteli, stolików, ale chyba najbardziej zaskoczył mnie ogromny telewizor plazmowy na jednej ze ścian. W dodatku, metalowe schody po mojej lewej prowadziły w górę, na zapewne kolejne piętra. Moja mina musiała być przekomiczna, gdyż Natsume stojący obok mnie parsknął śmiechem.
- Witaj w skromnych progach Explosive Rabbits!
 Gdy nadal kompletnie zdezorientowana rozglądałam się po pomieszczeniu, które kompletnie różniło się od wnętrza magazynu, którym ten budynek powinien być, Natsume skinął na mnie głową, więc ruszyłam powoli za nim.
 Podeszliśmy do jednej z kanap, na której leżał Ryutaro pochłonięty graniem w jakąś strzelankę na plazmie. Słysząc nasze kroki zatrzymał grę i nie odkładając konsoli podniósł głowę.
- O, Natsu, wróci- urwał gwałtownie, zauważając mnie. – Kogo my tu mamy, hmm? Kuro raczej nie będzie zadowolony z tego, że ściągnąłeś ją do naszej bazy.
- Chyba nie będzie miał nic tu do gadania – stwierdził Natsume, wzruszając ramionami. Widząc uniesione brwi Ryutaro, kontynuował – W końcu jest naszą wspólniczką. A poza tym, sama zwiała z domu.
Ryutaro gwizdnął cicho.
- No, no. Myślisz, że Kuro się zgodzi?
- Jest naszą wspólniczką – powtórzył Natsume. - Będzie musiał się zgodzić.
- Skoro jesteś taki pewny… - mruknął, chyba nie do końca przekonany okularnik, po czym wrócił do swojej gry.
- Chodź – zawołał mnie Natsume, już wchodząc po metalowych schodach na następne piętro. Pospiesznie podreptałam za nim.


 Ku mojemu (ponownemu) zaskoczeniu, okazało się, że następne piętro podzielone jest na pokoje. Wyglądało na to, że chłopcy niemal całkowicie przebudowali ten magazyn.
 Natsume bezceremonialnie otworzył drzwi do jednego z pokoi, nie kłopocząc się pukaniem. Zajrzawszy mu przez ramię zauważyłam wiele różnego sprzętu komputerowego.
Normalnie jak sala informatyczna…
 Czarnowłosy chłopak siedział przed jednym z laptopów i zawzięcie wystukiwał coś na klawiaturze.
- Nauczył byś się wreszcie pukać – mruknął, podnosząc wzrok na Natsume. Kiedy mnie dostrzegł, jego oczy automatycznie się zwęziły.
- Co ona tu robi?
- Szuka domu – odpowiedział najzwyczajniej w świecie Natsume, opierając się ramieniem o futrynę drzwi.
- Słucham? – Teraz chłopak całkowicie obrócił się w naszą stronę.
- Uciekła z domu, a jako, że jest naszą wspólniczką to chyba nie ma najmniejszego problemu, żeby z nami zamieszkała, prawda?
- Co ty knujesz? – Ciemnowłosy westchnął ciężko, przesuwając dłonią po twarzy.
- To może z nami zostać? – dopytywał Natsume, ignorując pytanie starszego chłopaka.
Kolejne ciężkie westchnięcie.
- Niech ci będzie – odparł w końcu po chwili ciszy i mierzenia mnie wzrokiem. – Ale ty się nią zajmujesz.
Hej, dlaczego ta rozmowa zaczyna brzmieć jak bym była zwierzakiem-przybłędą?
- A nie mówiłem? – Natsume odwrócił się do mnie z tryumfującym uśmieszkiem, zamknąwszy za sobą drzwi. Odpowiedziałam mu nieśmiałym uśmiechem.
- To… co teraz?
- Racja! – Chłopak klasnął w dłonie. – Przydałaby ci się kąpiel i musiałabyś przebrać się w coś suchego… Idziemy do góry.
- Ile pięter tak właściwie ma ten budynek?
- Licząc z garażami, to pięć.
- Wow… - mruknęłam cicho, z podziwem. – A co tak właściwie znajduje się tam, gdzie idziemy?
- Damskie piętro.
- Damskie… to znaczy, że w waszej grupie są jakieś dziewczyny?
- Łącznie z tobą – dwie.
 To piętro w przeciwieństwie do poprzedniego, nie było podzielone na pokoje, ale tworzyło otwartą przestrzeń tak jak i parter. Nie znajdowało się tu wiele rzeczy – jedynie pojedyncze łóżko, kanapa, dwa fotele, stolik, kilka szaf… Ogólnie mówiąc, podstawowe wyposażenie.
- Czego chcesz, Natsu? – odezwała się dziewczyna leżąca na łóżku. Z wyglądu strasznie przypominała mi Ryutaro. Miała taki sam odcień włosów i taki sam kolor oczu – brąz niemal podchodzący pod czerwień.
- Przedstawić ci nową współlokatorkę.
- Hę? – Dziewczyna podniosła głowę znad kolorowej gazety i otaksowała mnie wzrokiem. – To ta nowa, o której mówił Ryu?
- We własnej osobie – zaśmiał się Natsume. – Mam nadzieję, że się dogadacie.
- Tak, tak – brązowowłosa przewróciła oczami. – Hisako Endo. Miło poznać. A teraz zmiatajcie mi stąd, bo oboje ociekacie wodą. Nowa, łazienka to te drzwi po prawej. Czuj się jak u siebie i te sprawy.
- Dziękuję – odpowiedziałam, uśmiechając się delikatnie.
A więc naprawdę mam zamieszkać z grupą terrorystyczną… Jestem ciekawa co z tego wyniknie.

sobota, 23 maja 2015

Diabolik Lovers: Rozdział 20

 Odpowiednia porcja weny + dobra muzyka + kubek słodkiego latte = rozdział 20 gotowy w jeden dzień. Serio, to już 20 rozdział... aż mi samej trudno w to uwierzyć. Z żadnym opowiadaniem jeszcze nigdy tak daleko nie zaszłam. Jak zwykle chciałabym podziękować wszystkim, którzy komentują moje posty - naprawdę, miło jest wiedzieć, że komuś podobają się moje wypociny, a w dodatku takie pozytywne komentarze wywołują uśmiech na mojej twarzy i potrafią zmotywować do dalszego pisania. Dziękuję również wszystkim, którzy w ogóle wchodzą na mojego bloga i czytają moje opowiadania. Wszystkim wam szczerze dziękuję, drodzy czytelnicy :3
Się rozpisałam... w każdym razie, zapraszam do czytania! ^^




Wizje

 Stoję pośrodku sali balowej. Jestem otoczona przez wampiry. Są ich dziesiątki, a może nawet setki. Ich oczy przeszywające mnie wzrokiem lśnią krwistą czerwienią. Wszystkie jak jeden organizm jednocześnie przekrzywiają głowy, ukazują swoje kły i mówią:
- Potwór!
Ich zlewające się w jedno głosy przypominają dziki, potworny charkot, który wprawia w drżenie całe pomieszczenie.
 Nagle liczne, ogromne żyrandole upadają z ogłuszającym hukiem na posadzkę. Wszędzie wokół rozsypują się ich szczątki, które już po chwili giną w językach ognia.
 Mogę tylko stać i przyglądać się jak szalejący żywioł pochłania wszystko na swej drodze. Wampiry wrzeszczą, wykrzywiają twarze w bólu, a płomienie wznoszą się wciąż wyżej i wyżej.
 Wiem, że powinnam szukać wyjścia i uciekać stąd jak najdalej, ale nie potrafię. Moje nogi nie chcą się ruszyć. Płomienie są co raz bliżej. I wtedy ze ściany ognia przede mną wyskakuje mężczyzna z mieczem skierowanym wprost we mnie.

 Obudziłam się z krzykiem. Gwałtownie usiadłam na łóżku z bijącym szaleńczo sercem i rozejrzałam się ostrożnie po swoim otoczeniu. Byłam w swoim pokoju, a zegar wiszący na ścianie wskazywał kilka minut po czternastej.
 Odetchnęłam głęboko, przykładając dłoń do wilgotnego czoła. Po raz kolejny, śpiąc sama, miałam koszmar. To już się robiło niepokojące.
 Niemal podskoczyłam w pościeli, kiedy materac obok mnie ugiął się pod ciężarem drugiego ciała.
- Czemu krzyczałaś? – Zapytał Ayato, tłumiąc ziewnięcie. Najwidoczniej musiałam go obudzić swoim wydzieraniem się.
- Zły sen – odparłam krótko.
- Znowu?
 Wzruszyłam bezradnie ramionami. Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że złych snów nie miałam przeważnie jedynie wtedy, gdy spałam z nim w jednym łóżku.
- Dlaczego przyszedłeś? – Zapytałam w zamian.
- Żeby sprawdzić, czemu wydzierasz się tak wcześnie i żeby ewentualnie spuścić komuś lanie?
- Mam nadzieję, że nie mnie?
- Nadzieja matką głupich - oznajmił wampir, przeczesał włosy palcami, i przesłał mi jeden z tych swoich uśmieszków.
W odpowiedzi prychnęłam jedynie, rzucając w niego poduszką.
 Kilka godzin później, kiedy szykowałam się na zajęcia, mój telefon porzucony na nocnej szafce zaczął wibrować. Zdziwiona sięgnęłam po urządzenie. Szczerze mówiąc nie korzystałam z niego za często od czasu, gdy go dostałam. Nie miałam pojęcia, kto mógłby do mnie dzwonić.
 Na ekranie wyświetlał się nieznany numer. Jeszcze bardziej skołowana przyjęłam połączenie i z wahaniem uniosłam telefon do ucha.
- Halo? – Zapytałam niepewnie.
- Heeej,  kociaku – usłyszałam wesoły, męski głos. – Już myślałem, że nie odbierzesz.
- K-Kou?! – Wykrztusiłam. – Skąd masz mój numer?
- Ma się swoje sposoby – zaśmiał się.
- Okay… - odparłam, wciąż trochę zdezorientowana. – Chciałeś coś?
- A, tak. Przyjdź na długiej przerwie do sali muzycznej, dobrze?
- Dobrze – odpowiedziałam, marszcząc brwi.
- W takim razie do zobaczenia, kociaku~.
 Z tymi słowami, blondyn zakończył połączenie. Przez chwilę wpatrywałam się w czarny już ekran komórki. Bardzo mnie ciekawiło, skąd Kou miał numer mojego telefonu.

 Na długiej przerwie zgodnie z życzeniem Kou wymknęłam się na spotkanie z nim. Drzwi sali muzycznej były uchylone i sączyło się stamtąd światło, więc chłopak musiał być już na miejscu. Nie myliłam się. Wsunąwszy głowę do pomieszczenia ujrzałam blondyna siedzącego na biurku nauczyciela i w najlepsze bawiącego się batutą. Dziwnie było widzieć go pierwszy raz w szkolnym mundurku. Odchrząknęłam, by zwrócić na siebie uwagę.
- O! Wchodź, wchodź – wampir uśmiechnął się przyjaźnie, zeskakując z biurka.
- Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać? – Zapytałam stając naprzeciw niego.
- Sama o to prosiłaś – oznajmił blondyn. – Nie pamiętasz?
 Zamrugałam kilkakrotnie, po czym uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.
- No tak, przepraszam – uśmiechnęłam się krzywo.
 Idol w odpowiedzi zaśmiał się głośno, opierając dłońmi o krawędź biurka.
- Nic nie szkodzi. Więc… mówiłaś, że masz jakiś problem przy śpiewaniu, kociaku?
- Tak, konkretnie to chodzi o… wysokie tony – odparłam, krzyżując ramiona. – Wiesz, nie czuję się przy nich najlepiej. Mam wrażenie, że mój głos staje się wtedy strasznie… piskliwy. No i nie potrafię długo tak wyciągać.
 Kou pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Na poważnie do tego podchodzisz. Masz dobry głos. Myślałaś lub myślisz o karierze piosenkarki?
- Szczerze mówiąc to kiedyś tak – przyznałam cicho. – Ale jakoś nigdy nie było okazji, żeby się wybić. Razem ze znajomymi tworzyliśmy szkolny zespół, ale tak to nigdzie nie występowałam.
- A powinnaś – stwierdził. – Wiesz co? Mam pomysł. Wystąp ze mną w duecie podczas następnej szkolnej imprezy. Co ty na to?
- Mówisz serio?
- A wyglądam jakbym żartował? – Blondyn uśmiechnął się uroczo. – Zgódź się, będzie fajnie.
- W takim razie zastanowię się nad tym…
- Świetnie – wampir klasnął w dłonie. – A co do twojego problemu… Musisz po prostu ćwiczyć. Podeślę ci maila z piosenką, a ty spróbuj ją ogarnąć. Spotkamy się za tydzień i zobaczymy, czy zrobiłaś jakieś postępy. Jeśli nie, to coś wymyślę. Pasuje ci taki układ?
- Jasne – przytaknęłam. – Będę czekać na tego maila.
 Blondyn wyszczerzył białe zęby, pochylając się nieznacznie w moją stronę.
- Za tydzień o tej samej porze i w tym samym miejscu, kociaku.
- Nie ma sprawy, do zobaczenia.
 Uśmiechnęłam się, pomachałam mu i ruszyłam do drzwi w chwili, gdy te otworzyły się na oścież. Do pomieszczenia wpadł brązowowłosy brat Kou.
- Ile ty tu jeszcze zamierzasz siedzieć?! – Warknął.
 Mijając mnie, niby niechcący trącił mnie ramieniem oraz obdarzył niekoniecznie przyjacielskim spojrzeniem.
Przy tym gościu czułam się jeszcze niższa niż zazwyczaj. Poważnie, on miał chyba z dwa metry wzrostu! Przerażające…
 Pospiesznie opuściłam salę muzyczną i wróciłam do klasy, w której odbywały się zajęcia mojej grupy. Na miejscu zastałam jedynie Ayato, jak zwykle półleżącego na ławce z głową opartą na ramionach.
- Gdzie byłaś? – Zapytał, gdy przechodziłam obok niego.
- W sali muzycznej. Musiałam coś sprawdzić.
 Nie było to kłamstwo ani cała prawda, wolałam jednak nie drażnić podejrzliwego wampira. Nie wiedziałam jakby zareagował, wiedząc, że spotkałam się z Kou. Sakamaki i Mukami chyba niezbyt dobrze dogadywali się ze sobą.
 Ayato podniósł głowę i spojrzał na zegar zawieszony nad tablicą, po czym przeniósł swój wzrok na mnie.
- Jest jeszcze czas… - oznajmił, prostując się na krześle. – Zrób mi takoyaki.
- O nie, nie ma mowy – zaprzeczyłam szybko, kręcąc przy tym głową.
- Niby czemu? – Wampir zmarszczył brwi.
- Pamiętasz jak się to skończyło ostatnim razem? Mieliśmy małą sprzeczkę, ty się na mnie rzuciłeś, a w końcu Reiji wykopał nas oboje do domu przez co ominął mnie pierwszy dzień lekcji – wyliczałam na palcach.
- A ty się wtedy nieźle rzucałaś, wyrywałaś i nawet chciałaś przyrżnąć mi talerzem – dopowiedział Ayato.
- Nie moja wina, że chciałeś mi się odpłacić za posiłek gryzieniem mnie. I to jeszcze w szkole!
- Twoja wina. Próbowałaś zagonić mnie do zmywania.
- No, korona by ci z głowy nie spadła – oparłam dłonie na biodrach.
- Skąd ty…
- O co się kłócicie? – Przerwał nam Kanato, pojawiając się obok z dwoma tekturowymi kubkami w dłoniach. Z plecaka, który miał przerzucony przez ramię wystawała głowa Teddy’ego.
- Nie kłócimy się – stwierdziliśmy jednocześnie.
- Taa… skoro tak mówicie – fioletowooki wzruszył ramionami, stawiając przede mną jeden z kubków. – Proszę.
 Momentalnie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy zorientowałam się, że w kubku znajdowała się gorąca kawa.
- Wielkie dzięki! – Zawołałam w stronę wampira, który już zajmował swoje miejsce.
- A nie zapomniałeś przypadkiem o kimś? – Wtrącił Ayato, unosząc jedną brew.
Kanato spojrzał na niego z uśmiechem.
- Nie wydaje mi się.
- Zdrajca – mruknął Ayato, piorunując go wzrokiem.
 Zachichotałam, opierając się o stolik za moimi plecami. Upiłam łyk napoju, a gdy opuściłam kubek natknęłam się na spojrzenie jadowicie zielonych oczu.
- Daj się napić, naleśniku.
- A jeśli powiem: nie?
- To… - wampir podniósł się ze swojego miejsca i ruszył w moją stronę – sam sobie wezmę.
- Spróbuj – zaśmiałam się, rzucając się przez salę slalomem między ławkami.
- A żebyś wiedziała, że spróbuję – usłyszałam jego głos tuż za plecami.
 Już w następnej chwili byłam przyszpilona do ściany. Dłonie Ayato znajdowały się po obu stronach mojej twarzy, a jego usta wyginały się w tryumfującym uśmieszku.
- Ze mną nie wygrasz – oznajmił, pochylając się nade mną.
- Warto próbować – stwierdziłam, unosząc buntowniczo podbródek.
 Jego twarz znajdowała się już niebezpiecznie blisko mojej, gdy zdałam sobie sprawę, że jesteśmy obserwowani. W wejściu do klasy stały dwie dziewczyny z naszej grupy, gorączkowo coś do siebie szeptając.
- Dobra, masz – odpowiedziałam, szybko wsuwając kubek z kawą między nasze twarze.
 Ayato cofnął się zaskoczony, ale przyjął kubek, po czym błyskawicznie mi go oddał.
- To jest obrzydliwie słodkie – powiedział, krzywiąc się przy tym.
Uśmiechnęłam się z zadowoleniem. Wygrana leżała więc jednak po mojej stronie.
- Nie znasz się i tyle.

 Jako, że znajdowaliśmy się w różnych klasach, zdarzało się, że kończyliśmy o różnych godzinach. Tym razem w drodze powrotnej w limuzynie znajdowaliśmy się więc w czwórkę – towarzyszyły mi trojaczki. Jak zwykle siedziałam obok Ayato, a Laito i Kanato zajmowali miejsca naprzeciwko nas, obaj przy oknach.
 W pewnej chwili postanowiłam skorzystać z nadarzającej się okazji i nachyliłam się w stronę Ayato.
- Moglibyśmy po powrocie spotkać się i porozmawiać?
 Zielonooki przeniósł na mnie zaciekawiony wzrok.
- Gdzie?
- Tam, gdzie i tak zawsze sam się wpraszasz o każdej porze dnia, i nocy – powiedziałam, dźgając go palcem wskazującym w klatkę piersiową.
- Czyżby zaczęło ci to przeszkadzać? – Wampir pochylił się tak, że nasze czoła niemal się stykały.
- Szczerze mówiąc, zawsze mi to przeszkadzało – westchnęłam teatralnie. – W tym domu nie można mieć grama prywatności.
- Ciekawe, kto później za każdym razem robi sobie ze mnie poduszkę – mruknął mi do ucha. – Wtedy jakoś ci to nie przeszkadza.
- Zaczyna się – westchnął Kanato.
- A co, mi się nic nie należy? Jak już przychodzisz, to niech chociaż będzie z ciebie jakiś pożytek – odgryzłam się.
- Pożytek, hę?
 Chłodne palce wampira znalazły się na moim podbródku, unosząc go lekko. Mimo wszystko nie mogłam oderwać wzroku od tych hipnotyzujących, kocich oczu.
- Nie no, proszę, tylko nie przy ludziach – odezwał się Laito, zasłaniając sobie oczy dłonią w dramatycznym geście.
- Odezwał się – mruknął Ayato, odsuwając się nieco. – Zresztą, gdzie ty tu masz ludzi?
- Och, dobrze wiesz, o co mi chodziło, braciszku – rudzielec mrugnął do Ayato, na co ten tylko prychnął pod nosem.
- Dokończymy to później, naleśniku – zwrócił się natomiast do mnie z chytrym uśmieszkiem na ustach.

***


- To o czym chciałaś porozmawiać? – Zapytał Ayato, rozsiadając się wygodnie na moim łóżku. Zajęłam miejsce naprzeciw niego, stawiając między nami talerz z ciastkami.
- No więc – zaczęłam niepewnie sięgając po jeden z czekoladowych wypieków – chciałam cię o coś zapytać…
- O co? – Wampir spojrzał na mnie wyczekująco, opierając podbródek na dłoni.
 Westchnęłam cicho.
- Czy wiesz coś na temat pożaru z przeszłości, który mógłby wywołać u Shuu traumę? – Wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu.
 Ayato zmarszczył brwi, przyglądając mi się.
- Nie wydaje mi… chociaż. Możesz mieć rację. Tak, chyba było coś takiego – skinął głową po chwili zastanowienia.
- Znasz jakieś konkrety? Na przykład, kto wtedy zginął?
- Nie. Wiem tylko, że był pożar, który on widział, ale nic poza tym. Czemu tak cię to interesuje?
- Szczerze? Martwię się o Shuu. Chcę wiedzieć, co siedzi w jego głowie, co powoduje, że się tak zachowuje.
- Naprawdę cię to interesuje?
- Tak. Skoro z wami mieszkam, to chcę o was wiedzieć jak najwięcej.
- Mam się zacząć bać?
- Jak chcesz – mruknęłam, opierając się głową o słupek podtrzymujący baldachim. – W dodatku te sny…
- Jakie sny?
- Wiesz… dość często miewam raczej… złe sny. Plus czasami mam takie momenty jak wtedy w ogrodzie podczas wojny na śnieżki, jeśli to pamiętasz. Zaczynam się zastanawiać czy to nie są jakieś wizje.
- Wizje? – Wampir skrzyżował ramiona, przypatrując mi się uważnie.
- Tak. Zazwyczaj widzę wtedy rzeczy, które mają dopiero nastąpić lub takie, które już się wydarzyły. Na przykład, przed karnawałem widziałam scenę, jak ktoś rzuca się na mnie z ostrzem. To samo śniło mi się dzisiaj. Tylko było to jakieś takie przekoloryzowane. Ech, może po prostu już świruję?
- Wiesz przecież, że zdolności nadprzyrodzone są możliwe. Spójrz na nas.
- Taak, ale wy jesteście wampirami.
- Trzeba to po prostu sprawdzić – stwierdził. – Powiedz, jak znów będziesz miała taki sen.
- To może być nawet dzisiaj – odpowiedziałam, pochłaniając kolejne ciastko.
- Skąd wiesz?
- Mówi się, że jeśli dużo o czymś myślisz, to może ci się to przyśnić. A ja chcę się dowiedzieć więcej o tym pożarze. Jeśli to naprawdę są wizje, to chcę to sprawdzić.
- Mam zostać? – Zaproponował, odchylając się żeby oprzeć plecy o stertę poduszek.
- Nie – odpowiedziałam szybko.
- Bo? – Uniósł brwi.
- Bo… wolę zostać sama żeby się skupić.
Przecież naprawdę nie mogłam mu powiedzieć, że przy nim spokojniej bym spała!
- A jeśli znowu będziesz krzyczeć?
- To przyjdziesz i mnie pocieszysz?
- Chyba raczej „uciszysz”…
- Ciekawe jak… - mruknęłam, przewracając oczami.
- Chcesz się przekonać? – Ayato uśmiechnął się, pochylając w moją stronę.
- Chcę się wykąpać – odpowiedziałam, również z uśmiechem. – A gdy wrócę, to ma cię tu nie być.
Wampir westchnął, podnosząc się z łóżka. Zanim zdążyłam zaprotestować, podszedł do mnie i musnął krótko moje wargi swoimi.
- Będziesz musiała mi to wynagrodzić.
 Uśmiechnął się zadowolony i zniknął za drzwiami.
Miałam teraz resztę nocy na to, by przekonać się, czy faktycznie najdzie mnie wizja związana z Shuu. Jeśli tak, to miałam nadzieję, że odpowie ona na moje pytania.

poniedziałek, 18 maja 2015

Diabolik Lovers: Bonus III

 Yay, wreszcie to napisałam! Kij z tym, że z prawie dwu miesięcznym opóźnieniem... Liczą się chcęci, prawda? Bez dłuższych wstępów życzę po prostu miłego czytania! ^^
P.S.: Czy mam tu jakiegoś fana zespołu One Direction, który obchodził wczorajszy "No Control Day"? Jeśli zespół ten nie jest wśród was lubiany... zignorujcie ten dopisek xD


Bonus III
Potrójne urodziny

19 marca

 Wsunęłam się do pokoju i cicho zamknęłam za sobą drzwi. Następnie powiodłam wzrokiem po trójce  zgromadzonych wampirów, siedzących na fotelach. No dobra, dwójka z nich siedziała, trzeci – Shuu, półleżał na swoim z nogami przewieszonymi przez podłokietnik.
- Więc po co nas tu zebrałaś, tak w środku dnia? – Zapytał Reiji, nawet nie podnosząc na mnie wzroku znad książki, którą trzymał na kolanach.
- Chciałam z wami o czymś porozmawiać – odparłam, siadając na skraju stolika ustawionego między fotelami.
- To raczej oczywiste – westchnął Shuu.
 Przewróciłam oczami.
- Wiem, wiem… W każdym razie. Z tego co się orientuję to jutro, pojutrze i popojutrze przypadają urodziny trojaczków.
- I co w związku z tym? – Zapytał Subaru, krzyżując nogi w kostkach.
- No i w związku z tym – zaczęłam, oparłszy dłonie na blacie za plecami – chciałabym je jakoś uczcić.
 Jeśli do tej pory chłopcy niezbyt zwracali na mnie uwagę, to w tej chwili zostałam przeszyta spojrzeniami całej trójki.
- Co ty znowu kombinujesz? – Reiji poprawił okulary, wpatrując się we mnie z irytacją.
- Nic takiego. Co złego jest w świętowaniu czyichś urodzin?
- Szczerze mówiąc, w tym domu nie świętuje się żadnych urodzin – odparł Shuu.
- Serio? – Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. – No to lepiej przygotujcie się na wasze – dodałam z pewnym siebie uśmiechem.
- Już się boję – westchnął Subaru.
- Ej! – Spiorunowałam go spojrzeniem. – Jeśli pomożecie mi z urodzinami trojaczków, to możecie się spodziewać miłych niespodzianek w wasze urodziny.
- A z czym my mamy znowu ci pomagać? – Spytał Reiji.
- Hmm… Doradźcie mi na przykład w kwestii prezentów. Co mogłoby się im spodobać? Jako ich bracia powinniście to lepiej wiedzieć ode mnie.
- Czy ty zawsze musisz podkreślać nasze pokrewieństwo? – Reiji wrócił do wertowania swojej książki.
- Nie moja wina, że ty byś się najchętniej do nikogo nie przyznawał!
Shuu westchnął ciężko, siadając w miarę prosto na swoim fotelu.
- Czy wy musicie się kłócić? A w każdym razie, czy musicie się kłócić tak głośno?
- To on zaczął… - mruknęłam. – No to jakieś pomysły?
- Dla Laito proponuję bilet w jedną stronę do burdelu. Najlepiej takiego po drugiej stronie globu. Gwarantuję stuprocentowe zadowolenie dla wszystkich – stwierdził Reiji.
- Reiji…
- Ale to nie jest wcale taki zły pomysł – przerwał mi białowłosy wampir, pocierając w zamyśleniu podbródek.
- Subaru!
- No co?
- Ech, nic… No to może jakieś pomysły na prezent dla Kanato?
- Bilet w jedną stronę do opuszczonego Disneylandu po drugiej stronie kuli ziemskiej.
- Reiji… No to może dla Ayato? – Zapytałam z przygasającą iskierką nadziei.
- Bilet w jedną stronę do…
- Reiji, do jasnej cholery! – Wrzasnęłam na wampira już nieźle wytrącona z równowagi. – Czy wy nie możecie do tego podejść na poważnie?
- Ale pomysł z burdelem naprawdę nie był zły…
- Subaru, błagam cię – spiorunowałam go wzrokiem.
- Zawsze możesz owinąć samą siebie w jakąś kokardę i po problemie. Wszyscy będą zadowoleni – oznajmił Shuu z nieznacznym uśmieszkiem formującym się na jego ustach.
- Kolejny zboczeniec… Dobra! Sama coś wymyślę, bo z wami się nie da dogadać… W każdym razie na pewno upiekę tort.
Trójka wampirów milczała, znów nie zwracając na mnie uwagi.
- Och, dziękuję! Naprawdę nie musicie się tak pchać z ofertami pomocy. Doskonale poradzę sobie sama!
- To świetnie. Mogę już iść?
 Posłałam Reijiemu mordercze spojrzenie. Daremne moje trudy, chyba nigdy się z nim nie dogadam…
- Idźcie… - zwiesiłam ramiona. – A! I pamiętajcie. Jak coś to postanowiłam świętować te ich urodziny dwudziestego trzeciego, żeby nie było, że któregoś wyróżniam.
- I tak wiadomo, którego wyróżniasz – Shuu posłał mi znaczące spojrzenie zanim wyszedł z pokoju.

20 marca

 Ayato siedział na parapecie jednego z wielkich okien w rezydencji Sakamki. Z beznamiętnym wyrazem twarzy śledził wzrokiem kolejne krople deszczu spływające po szybie. Oparł ramiona na kolanie zgiętej nogi i pozwolił sobie odpłynąć myślami.
 Teoretycznie, na ten dzień przypadały jego urodziny. Teoretycznie. Do tej pory nigdy ich jakoś nie świętował. Nie dostawał prezentów, nie jadł tortu, z niczyich ust nie padały słowa „Wszystkiego najlepszego”. Ale przyzwyczaił się do tego, bo i tak nie miał czego oczekiwać. Ojca praktycznie nigdy nie było w domu, a matka… cóż, od niej to już całkiem nie miał się czego spodziewać, a już na pewno nie matczynej miłości. Ona traktowała go jedynie jako potencjalnego następcę i władcę. Dlatego musiał być we wszystkim najlepszy. Nic więcej jej nie interesowało.
 Z bladych warg wampira wydobyło się ciche westchnięcie. Nie żeby było mu w jakiś sposób przykro… Jednak czuł się w tej chwili lekko rozdrażniony, chociażby ze względu na to, że Natsuki cały dzień dziwnie go unikała i zaszyła się sama w pokoju pod pretekstem nauki na zbliżające się egzaminy. Wyczuwał w tym słabą wymówkę.

21 marca

 Kanato siedział samotnie w pomieszczeniu z pannami młodymi. Wpatrywał się w ich puste, martwe twarze bez wyrazu, wolną ręką gładząc pluszową głowę Teddy’ego. Doskonale wiedział, że właśnie dziś są jego urodziny, ale nie czuł się w żaden sposób wyjątkowo. Był to dla niego zwykły, kolejny dzień roku. Jedyną zmianą była cyfra oznaczająca jego wiek. Nic nadzwyczajnego.
 Gdy był młodszy wyglądało to niemal identycznie. Samotny czas spędzony na zabawie. Czasem matka zawołała go do siebie, ale bynajmniej nie po to, by obdarować go czymkolwiek. Sadzała go po prostu obok siebie i kazała mu śpiewać. Ale nie przeszkadzało mu to.

22 marca

 Laito w samotności wygrywał smętną acz zarazem piękną melodię na fortepianie w pokoju muzycznym. Z przymkniętymi powiekami oddawał się muzyce, jego smukłe palce tańczyły na lśniących klawiszach, a na ustach igrał delikatny, gorzki uśmieszek.
 Są jego urodziny? Doprawdy? Mało go to interesowało. Tak jak i dla jego braci, był to dla niego najzwyklejszy dzień. Nawet jakoś specjalnie nie chciał obchodzenia swoich urodzin. Może to ze względu na niekoniecznie miłe wspomnienia urodzin z dzieciństwa, kiedy to matka odwiedzała go w środku nocy w jego pokoju.
Chociaż… może i byłoby miło, gdyby jakieś usta ułożyły się w uśmiech i złożyły mu życzenia. Mimowolnie pomyślał o Natsuki. W końcu to ona wprowadzała tak wiele zmian do ich życia.
Szybko jednak odepchnął od siebie tę myśl. W końcu, skąd ona w ogóle miałaby znać datę jego urodzin?

23 marca

- No nareszcie! – Zawołałam, gdy do kuchni wkroczył Subaru. – Już się zastanawiałam, czy jesteście aż takimi sadystami, żeby kazać mi samej nieść to czekoladowe monstrum.
 Mówiąc, wskazałam na ogromny tort, na którego zrobienie zeszło mi dobre pół dnia. Nie licząc wcześniejszych prób.
- Dobrze wiesz, że nie musiałaś go robić aż tak dużego – oznajmił białowłosy, bez problemu podnosząc srebrną tacę z tortem.
- Ej! To jest moja dobra wola i wielkie chęci, więc ty się tam lepiej módl, żeby ci smakował.
- Taa… musisz się tak wszystkim przejmować?
- Wcale się nie przejmuję – zaprzeczyłam, krzyżując przed sobą ramiona.
- Nie, wcale. – wampir przewrócił oczami – Tylko od jakiejś godziny biegasz tam i z powrotem, sprawdzając czy wszystko jest w porządku.
- To jeszcze nie znaczy, że…
- Oj, daj już sobie spokój i lepiej weź te świeczki, bo ja mam ręce zajęte, jak sama widzisz.
 Pokazałam wampirowi język, ale tak jak mówił, zgarnęłam świeczki do ręki.
- Kiedy to zamieniliśmy się rolami? – Zapytałam z rozbawieniem.
- Hmm… odkąd zaczęłaś panikować?
- Tylko uważaj na to ciasto! – Ostrzegłam go, drepcząc za nim do salonu.
- I co ja mówiłem…
- Tak, tak, już się uspokajam.
 Ledwie przycupnęłam na podłokietniku fotela, na którym siedział znudzony jak zwykle Shuu, gdy do pomieszczenia weszli Ayato, Kanato oraz Laito.
- Co jest aż takie ważne, że mieliśmy jak najszybciej przyjść i to koniecznie ra… - zaczął Ayato, ale urwał gwałtownie na widok ciasta na stoliku. – Co to ma być?
 Błyskawicznie podniosłam się ze swojego miejsca i z szerokim uśmiechem na ustach podeszłam do trojaczków. Każdy z nich obserwował mnie z identyczną dezorientacją.
- Jako, że o żadnym śpiewaniu raczej nie ma mowy – tu posłałam mordercze spojrzenie w kierunku pozostałej trójki – to powiem krótko i na temat: wszystkiego najlepszego, chłopcy!
- Chwila… co?
Muszę przyznać, że pierwszy raz widziałam tak oniemiałego Laito. Z trudem powstrzymywałam się od śmiechu.
- Z tego co się orientuję, to dwudziesty, dwudziesty pierwszy i dwudziesty drugi marca to daty waszych urodzin, prawda? No więc postanowiłam zrobić wam małą niespodziankę.
- Nie wierzę – Kanato pokręcił głową, wpatrując się w zdumieniu w tort.
- Oj, no chłopcy, darujcie sobie to całe zaskoczenie tylko siadajcie i jedzcie. Ach, Laito, Kanato to prezenty dla was – wskazałam dłonią na dwie paczuszki leżące przed chłopakami.
 Bracia spojrzeli po sobie i wzięli się za rozpakowywanie prezentów podczas, gdy Ayato usadowił się na kanapie. Pociągnąwszy mnie za rękę posadził mnie obok siebie, uśmiechnął się kpiąco i wyszeptał do mojego ucha:
- A dla mnie nic nie ma?
- I tu cię muszę rozczarować , – uśmiechnęłam się do wampira – bo jest. Musisz tylko trochę poczekać.
- Mam się już zacząć bać?
- Oczywiście, że nie – oznajmiłam, dając mu kuksańca w bok.
- Nie wierzę, że to zrobiłaś, maleńka.
Podniosłam wzrok na Laito, który patrzył na mnie z mieszaniną niedowierzania i rozbawienia. W rękach trzymał… zielone bokserki ze wzorem w króliczki oraz z doczepionym z tyłu króliczym ogonem. Wyszczerzyłam się w uśmiechu.
- No to uwierz. Taki mały rewanżyk za święta.
 Laito parsknął śmiechem i opadł na fotel, kręcąc głową.
 Tymczasem Kanato odpakował okulary zerówki w czarnej oprawce na również czarnym łańcuszku z doczepionymi do niego malutkimi nietoperzami.
- I jak? – Zapytałam, obserwując reakcję fioletowookiego.
 Ten posłał mi uśmiech, bawiąc się łańcuszkiem.
- Skąd wiedziałaś?
- Ma się swoje źródła – odparłam ze śmiechem.

Kilka godzin i kawałków tortu później…


- Gdzie ty mnie ciągniesz, naleśniku? – Zapytał zdziwiony Ayato, gdy wyszliśmy na jedną z dróżek w ogrodzie.
- Zobaczysz – mruknęłam, idąc przodem.
- Coś ty dzisiaj taka tajemnicza, co?
- Inaczej to by nie była niespodzianka, proste.
- Ty mała…
- Lepiej uważaj, albo się pogniewam i nici z prezentu – rzuciłam, oglądając się przez ramię. Ayato uniósł brwi, ale już się nie odezwał.
 Wreszcie zatrzymałam się i odwróciłam przodem do Ayato, patrząc na niego z wyczekiwaniem.
- I co? – Zapytałam.
 Staliśmy nad jeziorem przy rozłożonym na trawniku kocu zarzuconym poduszkami. Wkoło rozstawione były talerze, półmiski i koszyczki z jedzeniem oraz kilka butelek napojów. Oczywiście nie zabrakło takoyaki w najróżniejszych sosach, odtwarzacza z muzyką, ani małej, starannie zapakowanej paczuszki.
 Kiedy wampir nie odpowiadał, zaczęłam nerwowo skubać rękaw swetra.
- Jako, że ostatnio padało, nie byłam pewna, czy to wypali, ale jeśli ci się to nie podoba czy coś to…
 Nim zdążyłam dokończyć, zostałam zamknięta w żelaznym uścisku. Zaskoczona spojrzałam na wampira, który oparł podbródek na moim ramieniu.
- Naprawdę za dużo gadasz.
- To… jesteś zadowolony?
- Zgadnij – mruknął, przykładając wargi do mojej szyi. Szybko jednak wyplątałam się z jego ramion.
- Może jeszcze najpierw to otwórz – wytłumaczyłam się, wręczając mu szybko paczuszkę. Ayato zerknął na mnie niepewnie, po czym wziął się za odpakowywanie prezenciku. Wreszcie wyjął kartonowy kwadracik.
- Wszystkiego najlepszego… - odczytał, unosząc pytająco jedną brew.
- Odwróć.
Patrząc na mnie podejrzliwie obrócił kartonik.
- Kupon na co-tylko-chcesz?
 Wampir zaśmiał się, a jego ramiona znalazły się na mojej talii.
- Wiesz, że to może się dla ciebie źle skończyć? – Zapytał ze swoim firmowym uśmieszkiem na ustach.
- Wiem – odparłam, zarzucając ręce na jego szyję. – Mimo to, wszystkiego najlepszego, Ayato.

niedziela, 10 maja 2015

Diabolik Lovers: Rozdział 19

Tamtararam, zamawiał tu ktoś może nowiutki rozdzialik DL? Jeśli tak, to proszę bardzo, oto i on! Vandead Carnival się zakończył. Cóż, nie była to do końca udana impreza. W dodatku Shuu zaczął się dziwnie zachowywać. Co może być tego przyczyną? Wszystkim, którzy tak niecierpliwie czekali na ten rozdział życzę miłej lektury ^ ^
P.S. Proszę, nie pytajcie mnie o to, kiedy wstawię nowy rozdział. To naprawdę nie zależy tylko od moich chęci :c




Tajemnica Shuu?

 Z wciąż walącym sercem wpadłam do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Wzięłam głęboki oddech, uspokajając skołatane nerwy. Nie kłopocząc się zapalaniem światła, sięgnęłam po krawędź koszulki, by ją zdjąć. Niestety kilka kropel mojej krwi skapnęło na nią, więc wolałam ją przebrać. Jednak, gdy uniosłam ją zaledwie na kilka centymetrów odsłaniając brzuch, gwałtownie opuściłam ręce. Zdałam sobie bowiem sprawę, że nie jestem sama.
 Czym prędzej doskoczyłam do włącznika światła. W nagłej jasności, która wypełniła pokój dostrzegłam Ayato, siedzącego spokojnie na krześle.
- Czemu przestałaś? – Jego usta wygięły się w typowym dla niego uśmieszku.
- A czemu ty znów siedzisz w moim pokoju? – Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Przeszkadza ci to?
 Wampir podniósł się z krzesła i podszedł do mnie powoli.
- Może – odparłam, unosząc buntowniczo podbródek i krzyżując ramiona na piersiach.
- Coś ci nie wierzę – mruknął wysuwając ręce w moim kierunku. Nagle jednak znieruchomiał, ze wzrokiem wbitym w moją szyję. Zaklęłam w myślach.
- Który? – Zapytał krótko, oschle.
 Spuściłam wzrok. Wiedziałam, że i tak sam się domyśli. Nie myliłam się. Chłodne palce przesunęły się po niewielkich rankach.
- Shuu? – Mruknął do siebie. – Ten cholerny, pieprzony…
 Ayato odsunął się ode mnie i wykonał ruch, jakby chciał opuścić mój pokój. Złapałam go więc szybko za rękaw bluzy.
- Ayato, nie. Proszę, zostaw go.
- Co? – Wampir odwrócił się i obdarzył mnie niedowierzającym spojrzeniem.
- Shuu… on nie jest sobą – odparłam, szukając właściwych słów. Widziałam jak niedowierzanie w oczach wampira przeradza się we wściekłość. Chwycił mnie za ramiona, boleśnie zaciskając na nich palce.
- Nikt nie ma prawa cię dotykać – wysyczał, patrząc mi prosto w oczy. – Rozumiesz? Należysz do mnie. Tylko i wyłącznie do mnie.
 Z jednej strony poczułam przyjemne ciepło rozlewające się wewnątrz mnie. Z drugiej – irytację. Znowu wyrażał się o mnie tak, jakby mówił o przedmiocie.
Wyszarpnęłam się z jego uścisku i cofnęłam od niego o kilka kroków.
- Bardzo cieszy mnie to, że się o mnie troszczysz – powiedziałam cicho, z większą dawką sarkazmu niż zamierzałam. – Nie wiem, czy ze względu na samą moją osobę, czy ze względu na to, że jestem chodzącym bankiem krwi, ale nie przesadzaj. Shuu naprawdę nie zachowuje się normalnie i chyba sam to zauważyłeś. Więc dziękuję za troskę i w ogóle, a teraz dobranoc.
 I nie czekając na jego reakcję, rzuciłam się na łóżko. Skuliłam się w kłębek plecami do niego i wtuliłam twarz w poduszkę, nasłuchując. Cisza. Czy już sobie poszedł?
 Wypuściłam powoli powietrze przez zęby, czując napływające do oczu łzy. Przecież pomimo tego, że mieszkam z szóstką wampirów, nie na co dzień ktoś rzuca się na mnie z nożem, nie muszę uciekać z płonącego budynku, ani nie jestem atakowana przez chłopaka, którego uważam niemal za starszego brata. Trochę się tego wszystkiego nagromadziło przez ostatnie kilka godzin i w końcu wybuchłam płaczem. W myślach karciłam się za to, że tak łatwo się rozklejałam, ale łzy i tak płynęły, wsiąkając w poduszkę.
 Prawie, że podskoczyłam, czując dotyk chłodnej dłoni na ramieniu.
- Hej, naleśniku.
- Co? – Odburknęłam z twarzą wciąż przyciśniętą do miękkiej poduszki. – Jeszcze sobie nie poszedłeś?
- A powinienem?
- …Nie… - odpowiedziałam po kilku sekundach. Poderwałam się ze swojego miejsca i rzuciłam zielonookiemu na szyję. O mały włos, a siłą impetu zepchnęłabym go z łóżka.
- Ej, idiotko, nie rzucaj się tak na mnie! – Jego słowa może i nie były zbyt miłe, ale za to w jego głosie pobrzmiewała nuta rozbawienia.
- Przymknij się – szepnęłam, wtulając się w jego klatkę piersiową. Ayato niespodziewanie delikatnie pogładził mnie po włosach. To tylko pogorszyło sprawę i na nowo zaczęłam szlochać.
 Oddech wampira połaskotał mnie w szyję, kiedy ten zaśmiał się cicho, obejmując mnie ramionami w talii.

 Kiedy obudziłam się kilka godzin później, słońce znajdowało się już wysoko na niebie. Dopiero po kilku sekundach po uniesieniu powiek zdałam sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze, moja głowa spoczywała na nieunoszącej się klatce piersiowej. Po drugie, palce miałam kurczowo zaciśnięte na koszulce mojej „poduszki”.
 Powoli podniosłam głowę, napotykając wzrokiem spojrzenie zielonych, kocich tęczówek. Blade usta rozciągnęły się w lekkim uśmieszku.
- Długo mnie tak obserwujesz?
- Może – odpowiedział Ayato, stosując tą samą wymijającą odpowiedź co ja przy wielu okazjach.
 Westchnęłam i opuściłam głowę, ukrywając twarz we własnych, splątanych po śnie włosach. Czułam jak niechciany rumieniec wypływa na moje policzki. Nie mogłam powstrzymać się od myślenia o tym, że nigdy jeszcze nie miałam chłopaka, co wiązało się z brakiem różnego rodzaju fizycznych kontaktów z płcią przeciwną. A teraz, odkąd zamieszkałam w rezydencji Sakamaki już wielokrotnie spałam w jednym łóżku z Ayato. A on nie dość, że był chłopakiem to w dodatku krwiożerczym stworem, który z łatwością mógłby pozbawić mnie za równo drogocennego płynu z moich żył, jak i życia.
Oczywiście, do niczego między nami nie doszło, nie licząc kilku pocałunków… ale jednak.
- Nie musiałeś siedzieć tu całą noc – wymamrotałam.
- Tak jakby nie miałem wyjścia. Uczepiłaś się mnie i nie chciałaś puścić. Jestem aż tak wygodny?
 W odpowiedzi dźwignęłam się na łokciach i uderzyłam go najbliższą poduszką. Wampir najpierw spojrzał na mnie zaskoczony, a potem złapał jedną ręką za poduszkę, a drugą za mój nadgarstek.
- Nie wierzę, że to zrobiłaś, naleśniku.
- To uwierz – odgryzłam się.
- Chyba za dużo sobie pozwalasz – mruknął, odrzucając poduszkę i wolną ręką łapiąc mnie za drugi nadgarstek.
- Chyba? – Pisnęłam, kiedy wylądowałam na plecach, z nadgarstkami przyszpilonymi za głową. Wampir znalazł się nade mną z szerokim uśmiechem na ustach.
- Trzeba pomyśleć o jakiejś karze za takie zachowanie, prawda?
- Obejdzie się – zaprzeczyłam szybko, potrząsając głową.
- Jesteś pewna? – Pochylił się, oblizując demonstracyjnie wargi. – Mi też się coś należy.
 Nasze twarze dzieliły już zaledwie marne centymetry, kiedy drzwi do mojego pokoju otworzyły się gwałtownie. W progu stał wyszczerzony… Laito. Norma. Widząc pozycje w jakich się znajdowaliśmy, teatralnym gestem przyłożył dłoń do klatki piersiowej.
- No, no, moi drodzy. Jest dopiero środek dnia. Zostawcie sobie takie rzeczy na czas jak wszyscy będą spać.
- W takim razie, idź spać – warknął Ayato.
- Po tym, co właśnie zobaczyłem, chyba nie mógłbym zasnąć – Laito pokręcił głową z dezaprobatą, choć kąciki jego ust unosiły się w uśmiechu.
 Z piersi Ayato wydobył się głuchy warkot, więc postanowiłam zainterweniować, aby jeszcze przypadkiem nie doszło do rękoczynów. Położyłam dłonie płasko na torsie Ayato i odepchnęłam go, bym mogła usiąść.
- Chciałeś coś? – Zwróciłam się do Laito. W końcu, chyba nie przylazłby do mnie tak „wcześnie” bez powodu, prawda?
Rudowłosy przyłożył dłoń do brody, jakby próbował sobie coś przypomnieć.
- Hmm… - wzruszył ramionami – nie – oświadczył.
A jednak…
 Westchnęłam, załamując ramiona, podczas gdy Laito uśmiechnął się po raz kolejny i wymaszerował z pokoju.
- Czasami zastanawiam się, który z was jest bardziej niemożliwy… - mruknęłam.
- Raczej nie przegrywam z tym niewyżytym seksualnie rudzielcem? – Ayato uniósł pytającą jedną brew.
- No wieeesz… w końcu jesteście braćmi, macie te same geny i w ogóle…  Pod pewnymi względami na pewno jesteście podobni – zaśmiałam się i… oberwałam tą samą poduszką, która wcześniej mi posłużyła za broń.

 Kiedy wreszcie wylazłam z łóżka i ogarnęłam się po tej naprawdę dłuuugiej nocy, postanowiłam dowiedzieć się wreszcie czegoś na temat dziwnego zachowania Shuu.
Naprawdę, naprawdę nie chcę tego robić… ale chyba nie mam wyjścia, pomyślałam, stojąc przed drzwiami do gabinetu Reijiego.
- Raz kozie śmierć – wymamrotałam do siebie.
 Wzięłam głęboki wdech i zastukałam w ciemne drewno. Po usłyszeniu pozwolenia na wejście, uchyliłam ostrożnie drzwi i wślizgnęłam się do pomieszczenia, rozglądając się czujnie. Reiji siedział za biurkiem, z niewzruszoną miną przeglądając zaściełające blat papiery.
 Pewnym krokiem podeszłam bliżej i stanęłam przed wampirem, krzyżując przed sobą ramiona. Reiji podniósł na mnie powoli wzrok swoich różowych tęczówek. Zawsze uważałam, że ten kolor do niego nie pasuje. Był zbyt dziewczęcy, zbyt… delikatny? Gdyby chociaż miał czerwone jak Subaru, albo fioletowe jak Kanato… No ale cóż, sam na to wpływu chyba nie miał. Chociaż kto go tam wie…
- Chciałaś coś? – Zapytał, spoglądając na mnie wyczekująco.
- Owszem. Z tego co wiem, jesteś biologicznym bratem Shuu.
- Niestety. Co w związku z tym?
- Więc na pewno zauważyłeś jego dziwne zachowanie po wybuchu pożaru podczas karnawału, prawda?
- Niezbyt – wampir wzruszył ramionami, wracając wzrokiem do dokumentu trzymanego w dłoni. – Szczerze, to nie obchodzi mnie co się z nim dzieje, póki nie przynosi to hańby naszej rodzinie.
 Zatkało mnie. Po prostu mnie zatkała jego postawa. Przecież byli braćmi!
- Jesteś… jesteś… okropny! – Wydusiłam z siebie.
- Tak? Dziękuję.
- Przecież wiesz, że to nie był komplement!
- Och, naprawdę? Chcesz może herbaty?
- Nie, dziękuję. Nie mam nastroju na bycie otrutą. Wolałabym raczej usłyszeć odpowiedzi na moje pytania.
- Jaka szkoda… a jakie masz pytania?
 Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Reiji coraz bardziej wyprowadzał mnie z równowagi. I pewnie o to mu chodziło. Odetchnęłam, uspokajając się.
- Czy to możliwe, że Shuu boi się ognia? – Wypaliłam, a Reiji wreszcie podniósł na mnie wzrok. Jego spojrzenie momentalnie stało się lodowate.
- A czemu cię to w ogóle interesuje?
- Może dlatego, że skoro już z wami mieszkam, to chciałabym się czegoś o was dowiedzieć?
- Nie ma takiej potrzeby.
- Słucham?
- Powiedziałem, że nie ma takiej potrzeby – powtórzył, przeszywając mnie wzrokiem. – Nawet nie wiesz z jakiego powodu do nas trafiłaś, więc nie ma potrzeby, żebyś wiedziała coś o nas. Jedyne, o czym musisz pamiętać, to to, że jesteś zdana na naszą łaskę.
- A co to ma w ogóle do rzeczy?! – Wściekła wyrzuciłam ręce w powietrze. Jak zwykle z Reijim nie dało się dogadać. – Po prostu mi odpowiedz, czy wiesz o czymś, co mogłoby być przyczyną zachowania Shuu?
- Naprawdę nie rozumiem, po co ci ta informacja – wampir westchnął zrezygnowany i podparł brodę dłonią w białej rękawiczce. – Jako dziecko widział pożar jakiejś wsi. Nie wiem czemu miałoby to mieć na niego jakikolwiek wpływ, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.
 Wow! Nareszcie jakaś konkretna informacja padła z jego ust!
- To wszystko? – Upewniłam się.
- Tak, wiesz już co chciałaś, więc możesz sobie iść.
- Och, milutki jak zwykle.
- No chyba, że wolisz zostać. Na pewno znajdzie się coś do roboty – uśmieszek wampira przyprawił mnie o dreszcze.
- Dziękuję bardzo i raczej nie skorzystam! – Zawołałam, na odchodnym zatrzaskując za sobą drzwi.


 Mimo, że czegoś się dowiedziałam, to i tak nie byłam w pełni zadowolona. Zawsze istniała szansa, że Reiji nie mówił mi całej prawdy. A wręcz było to niemal pewne.
Na moje szczęście jednak, w jednym z pokoi na parterze zastałam Subaru, samotnie grającego w rzutki.
- Hej, Subaru! – Zawołałam radośnie od progu.
Wampir obrócił się w moją stronę z pytającym spojrzeniem.
- Cześć. Wszystko w porządku? To znaczy… po imprezie?
Czyżby się o mnie martwił? Jaki słodziak.
- Tak, tak. Mogłabym cię o coś spytać?
Białowłosy uniósł brwi, ale skinął głową.
- Czy wiesz może… - starałam się jak najlepiej dobrać słowa – co mogłoby być przyczyną lęku Shuu przed ogniem? Wiesz, tak teoretycznie.
 Subaru oparł się o stojący za jego plecami stół do bilardu, obracając między palcami rzutkę. Wyglądał na zaskoczonego.
- Zdaje się, że kiedyś na jego oczach spłonęło jakieś miasto albo wieś. Sam tego nie pamiętam, słyszałem to tylko od kogoś. Chyba zginął wtedy jakiś jego przyjaciel.
- Naprawdę? Biedny Shuu…
 Nawet jeśli Shuu był wampirem i teraz zdawał się niczym nie przejmować, to w dzieciństwie musiał być wrażliwszy. Coś takiego dla każdego byłoby wielkim ciosem. Szczerze mu współczułam.
- Więcej nie wiem – wzruszył ramionami.
- Okay, okay, wielkie dzięki, Subaru – uśmiechnęłam się szeroko do wampira. Jakie szczęście, że chociaż z nim dało się normalnie porozmawiać.
 Miałam już więc rozwiązanie zagadki, albo przynajmniej bardzo dobry trop. Obawiałam się zapytać Shuu wprost o tą sprawę, ale z drugiej strony wciąż mnie to dręczyło. Było mi go szkoda i z chęcią poprawiłabym mu humor… Tylko jak?

niedziela, 3 maja 2015

Zakochany Demon: Rozdział 1

 Phew, wreszcie wolne... Tak jak obiecałam w następnej kolejności pojawia się kontynuacja Zakochanego Demona. Jako, że wreszcie napisałam ten rozdział, będę mogła brać się za Diabolik Lovers :3 Jednak chciałabym coś wam przekazać, moi drodzy czytelnicy. Cieszy mnie to, że tak wam się podoba DL, ale to nie znaczy, że porzucę na jego rzecz inne opowiadania. I wiem, że teraz długo nie pisałam, ale po prostu nie miałam na to zbytnio czasu. Tak jak mówiłam, piszę wtedy, kiedy mam i czas, i wenę. Bez jednego z tych czynników nic nie wyjdzie. No cóż, to chyba tyle. Życzę miłego czytania ^^.


Rozdział 1

 Sytry wciąż nie mógł uwierzyć w to, czego dowiedział się zaledwie kilka godzin temu. Nie dość, że zadurzył się w ludzkiej dziewczynie, to jeszcze ona okazała się pochodzić z tych Twinigów. A co za tym idzie, musiała być również potomkinią samego Salomona. Ale… kobieta? Jak do tej pory nie słyszał o ani jednym, żeńskim przedstawicielu z linii Salomona. Może się jednak pomylił? Może…
- Sytry.
 Wściekłe syknięcie przywróciło demona do rzeczywistości. Ze skruchą i niepewnością podniósł wzrok na siedzącego obok niego Baalberitha.
- Tak, wuju?
- Mógłbyś sprawiać chociaż pozory, że ta rozmowa cię interesuje.
Oczy Króla Pająków przeszywały go, przyprawiając o nieprzyjemne uczucie niepokoju.
- Wybacz, wuju.
Baalberith prychnął tylko, oparłszy podbródek na dłoni zaciśniętej w pięść.
 Sytry tymczasem powiódł wzrokiem po reszcie zgromadzonych. Byli tam, we własnej osobie Samael, Belzebub wraz ze swoim faworytem – Camio oraz Astaroth, przywódczyni Nefilimów w towarzystwie Dantaliona.
 Zniecierpliwiona Astaroth, uniosła znacząco brwi.
- Czy możemy wrócić do głównego wątku?
- Ależ oczywiście – odparł Baalberith, posyłając Sytry ostrzegawcze spojrzenie. Białowłosy demon poruszył się nerwowo na swym fotelu, po czym wbił wzrok w Astaroth, starając się przybrać jak najbardziej skupiony wyraz twarzy.
- Dziękuję.
- Więc… - zaczął Belzebub. – Lucyfer znowu zapada w sen?
- A co za tym idzie, trzeba wybrać kolejnego Namiestnika Piekieł – dopowiedział Samael.
 Sytry ponownie poruszył się niespokojnie, wiedząc doskonale, co będzie dalej.
- Czy wiadomo już, czy ten, który wybiera się pojawił? A mówiąc dokładniej – czy wiadomo, kto nim jest? – Zapytał Belzebub.
Astaroth odchyliła się na oparcie swojego fotela, krzyżując ramiona na piersiach.
- Jak sami zapewne dobrze wiecie, jeszcze się nie przebudził. I chyba każdy doskonale pamięta z jakiej rodziny wywodzi się ten, który wybiera.
- Cóż, co tu więcej dyskutować? – Wtrącił się Samael. – Wszyscy wiedzą, co w związku z tym. Życzę powodzenia drogim kandydatom. I to by było na tyle, prawda? Uważam, że spotkanie można uznać za zakończone.
 Camio, Dantalion oraz Sytry wymienili się spojrzeniami. Po raz kolejny startują przeciwko sobie w tym samym konkursie. W konkursie o względy tego, który wybiera.

***
 Tymczasem w świecie ludzi, Willa Twining odbywała zwyczajowe, cotygodniowe lekcje pod uważnym okiem jej prywatnej nauczycielki, pani Davis. Była to pulchna kobieta o szarych, surowych oczach skrytych za okularami na srebrnym łańcuszku, popielatych włosach wiecznie spiętych w ciasny kok na czubku głowy oraz lekko skrzekliwym głosie.
 Pani Davis wodziła wzrokiem za swoją uczennicą, wykonującą figury walca angielskiego, jednocześnie zadając jej kolejne pytania.
- Twierdzenie Pitagorasa?
- W trójkącie prostokątnym suma kwadratów długości przyprostokątnych jest równa kwadratowi długości przeciwprostokątnej – odpowiedziała blondynka bez zawahania, wykonując przy tym krótkie chasse*.
- Prawo powszechnej grawitacji?
- Wartość siły grawitacji, którą przyciągają się dwie jednorodne kule, jest wprost proporcjonalna do iloczynu ich mas i odwrotnie proporcjonalna do kwadratu odległości między ich środkami.
- Translacja to…?
- Przetłumaczenie sekwencji nukleotydów RNA na sekwencję aminokwasów w białku – to mówiąc Willa wykonała zgrabny obrót. – Zachodzi ona na rybosomie, który łączy dostarczane przez tRNA aminokwasy zgodnie z kolejnością wyznaczaną przez kodony mRNA.
- Konferencja w Poczdamie. Kto, gdzie i kiedy.
- Jak sama już pani wspomniała, konferencja ta odbyła się w Poczdamie. Obrady toczyły się od siedemnastego lipca do drugiego sierpnia tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego roku. Uczestniczyli w nich Józef Stalin reprezentujący ZSRR, prezydent Stanów Zjednoczonych Harry Truman oraz nasz premier, Clement Attlee.
- Kto wchodził w skład wielkiej trójki francuskiego oświecenia?
- Wolter, Diderot oraz Rousseau.
- Przetłumacz mi to zdanie: „Vanitas vanitatum et omnia vanitas”*1.
- „Marność nad marnościami i wszystko marność”.
- Dobrze. To teraz… stój! Źle! Powinnaś opaść w trzecim kroku, a nie już w pierwszym!
- Byłoby mi zdecydowanie łatwiej gdybym miała partnera. Takiego z krwi i kości, a nie wyimaginowanego – mruknęła Willa, zatrzymując się. – Zresztą męczy mnie już pani chyba od godziny, każąc bez przerwy tańczyć i odpowiadać na ten grad pytań. Jestem już zmęczona!
 Pani Davis zmrużyła oczy, mierząc blondynkę wzrokiem.
- Nie zapominaj, dziecko, że masz jeszcze na dziś zaplanowaną lekcję jazdy konnej, szermierki, gry na skrzypcach oraz łaciny. Im szybciej uporamy się z tym, tym szybciej będziemy mogły przejść dalej.
- Ale chyba należy mi się chociaż chwila odpoczynku – jęknęła dziewczyna.
- Pięć minut i wracamy do pracy.
- Pięć minut?
- Nie marudź, dziecko. Taki plan na dzisiaj dostałam od twojej szanownej matki, więc będziemy się go trzymać.
- Ale…
- Żadnych ale.
 Blondynka skuliła się pod srogim spojrzeniem szarych oczu nauczycielki i już więcej nie ośmieliła się zaprzeczyć.
 Willa zaznała prawdziwego odpoczynku dopiero późnym wieczorem. Bolały ją chyba wszystkie możliwe mięśnie i wciąż czuła suchość w ustach od ciągłego recytowania najróżniejszych regułek, praw, wierszy i czego tam jeszcze sobie jej nauczycielka nie zażyczyła.
 Po długiej, relaksującej kąpieli dziewczyna wróciła wreszcie do swojego pokoju. Rozejrzała się po nim z pewną nostalgią. Łóżko z baldachimem zarzucone wieloma kolorowymi poduszkami, plakaty z ulubionymi zespołami i piosenkarzami na ścianach, pułki uginające się pod niezliczoną ilością książek i komiksów, miękkie dywany na podłodze, pufa przy oknie i te de. Blondynka lubiła spędzać czas w swoim pokoju i czasami żałowała, że musi chodzić do szkoły z internatem. Z drugiej jednak strony tam nie miała żadnej pani Davis, która sterczałaby nad nią, zarzucając pytaniami z każdej możliwej dziedziny naukowej.
 Willa westchnęła cicho i rzuciła ręcznik na łóżko, podchodząc do biurka. Włączyła swojego laptopa, szybko przejrzała Facebook’a, pocztę i kilka innych stron. Spojrzała na zegarek. Dochodziła północ. Blondynka już miała wyłączyć komputer, gdy przypomniała się jej jedna rzecz. Jej palce zawisły na chwilę nad klawiaturą, po czym przemknęły po niej wystukując imię chłopaka, którego wcześniej spotkała. Po prostu było to nietypowe imię, a dziewczynie wydawało się, że skądś już je zna. Chciała więc sprawdzić skąd.
 Kliknęła w pierwszy link jaki się pojawił. Była to strona z Wikipedii. Normalne.
- W tradycji okultystycznej, demon, prałat,
a według Dictionnaire Infernal książę piekła – przeczytała na głos, unosząc przy tym brwi. Zaciekawiona prześledziła resztę tekstu wzrokiem, natykając się na kolejny ciekawy fragment. - Potrafi rozpalać namiętność kobiet do mężczyzn i mężczyzn do kobiet. Potrafi nakłaniać do rozebrania się. Odkrywa sekrety kobiet i zarazem chętnie je obraża. Ukazywany jest jako człowiek z głową geparda i ze skrzydłami gryfa. Na rozkaz przyzywającego może przemienić się w pięknego człowieka.*2
 Willa parsknęła śmiechem.
- No proszę, proszę. Albo jego rodzice są jakimiś satanistami albo chłopak ma ciekawe mniemanie o sobie.
 Kręcąc głową zamknęła laptopa i rzuciła się na swoje łóżko. Musiała przyznać, że chłopak w jakiś sposób ją zaintrygował. Przedstawiać się imieniem demona… ciekawe. W dodatku doskonale pamiętała, że miał nietypową urodę. Szczególnie zafascynowały ją jego włosy. Była ciekawa czy je farbuje.
 Rozmyślając o tajemniczym, nowopoznanym chłopaku, Willa zapadła w głęboki sen.

***
 Sytry stał samotnie, oparty o balustradę otaczającą balkon i wpatrywał się w mrok spowijający Piekło. Jego myśli, czy tego chciał czy nie, wciąż odpływały w kierunku tamtej dziewczyny.
- A więc tu się skrywa mój ulubieniec – odezwał się nagle głos za jego plecami. Niebieskooki spiął się cały i odwrócił powoli, stając oko w oko ze swoim wujem. Choć usta Baalberitha rozciągały się w uśmiechu, spojrzenie jego oczu pozostawało lodowate.
- Znów się zamyślasz? – zapytał, podchodząc do niego powoli.
Sytry przełknął ślinę, błądząc wzrokiem wszędzie wokół, byle tylko nie patrzeć na rozgniewaną twarz Króla Pająków.
- Ja… to znaczy… - bąknął cicho.
- Nie obchodzi mnie to – uciął krótko jego wuj. – Weź się w garść i tym razem lepiej nie spartacz tej roboty.
 Złapał białowłosego za gardło i zmusił go do spojrzenia mu w oczy.
- Rozumiesz? – Syknął Baalberith.
- Tak, wuju – odparł Sytry.
- To świetnie.
 Baalberith po raz kolejny uśmiechnął się nieprzyjemnie, puścił drugiego demona i odmaszerował, pozostawiając go samego z jego mieszanymi uczuciami.


*chasse – krok w stylu odstaw-dostaw. Jeden z podstawowych kroków tanecznych.
*1 Vanitas vanitatum et omnia vanitas” – fragment biblijnej księgi Eklezjastesa
*2 Fragment artykułu z Wikipedii, oto link do całości: http://pl.wikipedia.org/wiki/Sytri