Moi kochani czytelnicy, dziękuję wam za to, że poświęcacie swój czas, aby czytać i komentować opowiadania. Cieszy mnie to, że tak wam się podobają. Jednakże chciałabym was prosić o cierpliwość i wyrozumiałość. Pomimo tego, że są wakacje, mam swoje inne zajęcia. Jeśli kolejny rozdział sie nie pojawia, to nie dlatego, że robię wam na złość, ale po prostu najwyraźniej jeszcze go nie skończyłam. Tak więc, jeszcze raz, proszę was o cierpliwość. A teraz przechodząc do rozdziału... Natsuki jest torturowana przez Richtera. Jak to zniesie? Kim są jego tajemniczy wspólnicy? Na jaki pomysł wpadł Laito?
Życzę miłego czytania ^^
Ratunek
Leżałam na podłodze celi, wpatrując się pustym
wzrokiem w zakratowane okienko. Pod plecami czułam chłód kamiennej posadzki. W
całej celi było zimno, a sytuacji wcale nie polepszała wciąż trwająca zima. Nie
mogłam ogrzać się nawet chociażby przez pocieranie skóry dłońmi, gdyż te nadal
miałam związane.
Przynajmniej nie pada.
Minęło pewnie zaledwie kilka,
maksymalnie kilkanaście godzin od mojego porwania, a ja już byłam ledwo żywa.
Nie wiedziałam, ile jeszcze byłabym w stanie wytrzymać takie tortury w wykonaniu
Richtera oraz Cordelii, szepczącej mi wciąż do ucha. Chciała, żebym się poddała
i zaakceptowała jej dominację w swoim umyśle. Nie miałam jednakże zamiaru tego
robić. Wolałabym zginąć niż oddać swoje ciało tej wiedźmie.
Czas się wlókł, a nikt nie przychodził
mi z pomocą. Zaczynałam tracić nadzieję, że do takowej wytrzymam.
Może naprawdę na to zasłużyłam…
Moje myśli co jakiś czas odbiegały w
stronę braci Sakamaki, a już w szczególności w stronę Ayato. Wspominałam
wszystkie te wspólne chwile, a również to, jak zmieniały się moje relacje z
poszczególnymi braćmi. Na początku traktowali mnie jak ofiarę, później zaczęłam
wyczuwać rodzącą się między nami więź. Nie miałam pojęcia, jak postrzegali to
chłopcy, ale ja uważałam, że zbliżyliśmy się do siebie. W mniejszym lub
większym stopniu poznałam każdego z nich. W końcu z czasem, zrozumiałam ich
bardziej i wszystkich polubiłam, nawet sztywnego Reijiego.
Szczególnie do jednego zbliżyłam się bardziej niż do reszty… Ayato. Nigdy bym
nie pomyślała, że mogłabym zakochać się w kimś takim. Szkoda tylko, że do tej
pory nigdy nie wyznał mi swoich prawdziwych uczuć. Nie wiedziałam, czy w ogóle
kiedyś tego doczekam.
Jestem głupia.
Zamknęłam oczy. Przeklinałam samą siebie
za swoje zachowanie, za swoją głupotę. Tak bardzo żałowałam, że z nim nie
porozmawiałam, że w ogóle się z nim pokłóciłam. Wolałabym mieć w tej chwili
same dobre wspomnienia w głowie, wolałabym nie żałować niczego. Ale cóż… czasu
nie da się cofnąć, tak samo, jak swoich błędów.
Jeśli to przeżyję… przeproszę go, postanowiłam
w myślach.
W tej samej chwili usłyszałam kroki
odbijające się echem od ścian niewielkiego pomieszczenia. Drgnęłam, otwierając
oczy.
- Jeszcze się trzymasz? – Richter posłał mi pełne zdziwienia spojrzenie.
- Przepraszam, że cię rozczarowałam – prychnęłam, podnosząc się do pozycji
siedzącej, aby lepiej go widzieć.
- Och, i masz siłę pyskować?
- Jak widać – siliłam się na swobodny ton, mimo, że cała drżałam.
- Chyba trzeba cię nauczyć szacunku dla starszych, co?
Przełknęłam ślinę.
- Nie sądzę, aby to było konieczne…
- Nie pytałem cię o zdanie.
Wampir pociągnął za moje związane
nadgarstki, zmuszając mnie do wstania. Zrobił to jednak jedynie po to, by
czubek jego buta mógł uderzyć mnie w brzuch i posłać na ścianę. Nie było to
zwykłe kopnięcie, lecz kopnięcie wampira. Przekonałam się o tym boleśnie, gdy
po zetknięciu ze ścianą, coś nieprzyjemnie chrupnęło. Skrzywiłam się,
zagryzając mocno wargę, by nie krzyknąć.
- I jak? Masz mi teraz coś do powiedzenia? – Richter spoglądał na mnie z góry,
z sadystycznym uśmiechem wykrzywiającym jego usta. – No dalej, podnieś się!
Zacisnęłam zęby i choć dygotałam na
całym ciele, udało mi się dźwignąć na czworaka.
- Brawo! – wrzasnął wampir, przewracając mnie brutalnie na plecy. W jego dłoni
błysnął nóż. Krew odpłynęła mi z twarzy. – A teraz sobie grzecznie poleżysz. I
ani drgnij, jasne?
Tym razem byłam zbyt przerażona, żeby
grać. Potulnie patrzyłam jak wampir kucnął obok mnie, wsunął ostrze noża pod
moją koszulkę, a następnie powoli ją rozcinał. Zatrzymał narzędzie tuż przed
moją twarzą, jego koniuszkiem napierając na skórę na moim gardle. Wstrzymałam
oddech.
- Grzeczna dziewczynka – Richter uśmiechnął się, ukazując swoje kły. – Nie
można było tak od początku?
Schował nóż, napawając się widocznie
moim strachem. Gdy wyciągnął z kieszeni srebrne pudełeczko, już wiedziałam co
mnie czeka. Ale nie próbowałam się opierać. Wiedziałam, że byłoby to bezcelowe.
Strzykawka z mętną cieczą wbiła się w
moje ciało i nim kropla krwi z mojej szyi zdążyła skapnąć na podłoże, zawładnął
mną potworny ból.
***
Ayato przyglądał się potężnemu budynkowi,
przed którym się znaleźli. Rezydencja Mukami. Nie była ona tak ogromna, jak ich
dom, ale i tak robiła wrażenie, wyraźnie odcinając się od okolicy.
- Jesteś pewny, że to dobry pomysł? – Ayato spojrzał z powątpiewaniem na
swojego rudowłosego brata.
- Oczywiście – Laito skinął z przekonaniem głową. – Na pewno lepsze to, niż
zwykłe wpadnięcie do środka bez żadnego planu.
- Czy możemy wreszcie przejść do działania? – warknął zniecierpliwiony Subaru.
- A co jeśli jednak jej tu nie ma? – zapytał Kanato, zerkając na swoich braci.
Nawet teraz trzymał w ramionach swojego ulubionego misia.
No właśnie, co jeśli jej tu nie ma?
Ayato nie wiedział czy wolałby, żeby była tutaj, czy może raczej gdzieś
zupełnie indziej. Z jednej strony, na pewno odczułby ulgę, gdyby to właśnie
tutaj ją znaleźli, ale z drugiej…
- Nie dowiemy się póki nie sprawdzimy! – Subaru już wyraźnie tracił
cierpliwość, zaciskając nerwowo dłonie w pięści.
- W tym wypadku zgodzę się z Subaru – odezwał się milczący do tej pory Shuu.
- Tak, tak, już zaczynamy – Laito zerknął na fioletowookiego brata. – Kanato,
czyń honory.
- Jasne – westchnął Kanato, kucając przed jednym z wielu krzaków róż, które
ciągnęły się wzdłuż całego dziedzińca, niemal aż pod samo wejście do budynku
rezydencji. Z kieszeni spodni wyjął pojedynczą zapałkę i odpalił ją, pocierając
jej główką o bruk. Jednak płomień, którym się zajęła nie miał zwyczajnej,
pomarańczowej barwy, lecz fioletową.
Kanato wrzucił płonącą zapałkę w róże i już po chwili buchnął z nich fioletowy
ogień. W mgnieniu oka w ślady pierwszego poszły pozostałe krzaki, zapalając się
kolejno od siebie nawzajem. Piątka braci Sakamaki obserwowała jak płomienie po
obu stronach dziedzińca sięgają co raz wyżej i wyżej, tworząc coś w rodzaju
niezwykle widowiskowego tunelu.
- Zadowolony? – Kanato zwrócił się w stronę Laito, który przytaknął z
uśmiechem.
- Teraz pozostaje nam tylko chwilę poczekać… O proszę, jednak nie musimy nawet
czekać.
W tej samej chwili bowiem drzwi
rezydencji otworzyły się z trzaskiem i wybiegł przez nie rozwścieczony Yuma.
Zatrzymał się kilka metrów przed braćmi Sakamaki, obrzucając ich złowrogim
spojrzeniem.
- Czego chcecie? – warknął, nad wyraz nieucieszony
z powodu tej wizyty.
Shuu wysunął się naprzód, wbijając
spokojne, pełne opanowania spojrzenie w Yumę. Nawet nie drgnął, gdy drugi
wampir to odwzajemnił.
- Gdzie ona jest? – zapytał, nie odrywając od niego wzroku.
- Niby kto?!
- Dobrze wiesz o kim mówię.
- Tak się składa, że nie mam pojęcia – prychnął Mukami, krzyżując ramiona.
- Natsuki – zaczął Ayato. – Gdzie…
- Gdzie ona jest?! – wtrącił się Subaru.
- A, ona – przez twarz Yumy przemknął krótki uśmieszek. – Zgubiła się wam? Jaka
szkoda…
- Jeśli nie powiesz nam, gdzie ją przetrzymujecie – tym razem głos zabrał Laito
– to Kanato z przyjemnością sfajczy ci
cały ogród, prawda, Kanato?
- Mówię wam, debile, że jej tutaj nie
ma! A ty, knypku, odwal się od tych roślin!
Kanato jedynie zmarszczył brwi, słysząc nawiązanie do swojego wzrostu, po czym machnięciem
ręki sprawił, że ogień wystrzelił jeszcze wyżej. Tymczasem, jego braci
spojrzeli po sobie, po czym zgodnie przenieśli się do budynku.
Obudziłam się w chwili, gdy poczułam, że
czyjeś ramiona obejmują moje ciało i unoszą je w powietrze. Zamrugałam
kilkakrotnie, ale nadal miałam problem z odzyskaniem ostrości widzenia, czy
chociażby skupienia wzroku w jednym punkcie. W głowie natomiast narastał mi
pulsujący ból. Jęknęłam cicho.
- Ćśś, wszystko w porządku.
Otworzyłam szerzej oczy, zaskoczona
dźwiękiem znajomego głosu.
- R…Ruki? – wykrztusiłam, próbując dojrzeć jego twarz. Zrezygnowałam jednak z
tego, czując nadchodzące mdłości. Zacisnęłam powieki.
- Co się dzieje? – zapytałam, ale Ruki nie zdążył mi odpowiedzieć.
- Co ty wyprawiasz, Mukami? – usłyszałam wołanie Richtera.
- Zabieram ją do siebie.
- Z jakiego powodu?
- A jak myślisz? – głos Rukiego nabrał nieprzyjemnego brzmienia. – Nie widzisz,
jak ona przez ciebie wygląda? Nie taka była umowa.
Umowa? Czyli Richter współpracował z…
Mukami?
Richter zaśmiał się tym swoim paskudnym śmiechem, którego w ciągu ostatnich
godzin nasłuchałam się zdecydowanie za wiele.
- Umowa? Gówniarzu, myślisz, że naprawdę miałem zamiar się z niej wywiązać? Co,
myślałeś, że wam pomogę? Jesteś tak samo naiwny jak i ona.
- Ty draniu… - wysyczał Ruki, mocniej przyciskając do siebie moje ciało. – Więc
jaki jest twój cel?
Lecz tak jak wcześniej ja, tym razem to Ruki nie doczekał się odpowiedzi.
- Ruki! Mamy problem! – oznajmił Kou, dobiegając do naszej trójki. A raczej
dwójki, gdyż Richter zniknął w tym samym momencie.
- Jaki?
- Sakamaki się pojawili. Jeden z nich podpalił ogród. Yuma się teraz nimi
zajmuje… Co jej się stało?!
Sakamaki?
Moje serce od razu zabiło szybciej, słysząc to jedno nazwisko.
- Richter przesadził. Zabieram ją do siebie, a ty ściągnij Azusę.
- Robi się!
Chwyciłam ciemnowłosego za koszulkę.
- Ruki, ja… chcę do domu – powiedziałam.
- Wybacz, ale nie mogę spełnić twojej prośby, Ewo.
- Ewo? – powtórzyłam zbita z tropu. – O czym ty mówisz?
Zamiast odpowiedzieć, Ruki powtórzył, że wszystko jest w porządku.
Jako, że nie miałam sił na to, by z nim
walczyć czy też mu się opierać, pozwoliłam by Ruki wyniósł mnie z podziemi i
zaniósł do jednego z pokoi na wyższym piętrze. Tam ułożył mnie delikatnie na
łóżku, jednakże, nie rozwiązał mi nadgarstków.
- Zostaniesz tutaj. Azusa ci potowarzyszy – oznajmił, machając ręką na swojego
brata, który stał gdzieś poza polem mojego widzenia.
- Ale ja… ja chcę do… - skrzywiłam się, walcząc z mdłościami.
- Niedługo wrócę – zapewnił Ruki, opuszczając pokój. Usłyszałam jeszcze szczęk
zamykanych na klucz drzwi, po czym zostałam sam na sam z Azusą, który przysiadł
na skraju łóżka.
- Hej, Ewo – zagadnął, używając tego samego imienia co Ruki. – Jesteś masochistką
czy sadystką?
Nie odpowiedziałam. Chcąc odciąć się od tego wszystkiego, zamknęłam oczy.
Rozdzielili się na dwie grupy. Ayato oraz
Subaru mieli przeszukać niższe piętra, natomiast Shuu i Laito wyższe. Kanato
pozostał na zewnątrz, aby odciągać uwagę Yumy. Wszystko przebiegało według
planu Laito.
Ayato kierowany dziwnymi przeczuciami
przemierzał biegiem korytarz w podziemiach rezydencji. Subaru bez słowa podążał
za nim, rozglądając się czujnie na boki. Wreszcie im oczom ukazały się jedyne
otwarte drzwi. Bez wahania wbiegli do środka.
Przekroczywszy próg, Ayato zobaczył
otwartą, niewielką, ale pustą celę. W powietrzu wyczuł znajomą woń krwi, a na
podłodze znalazł czerwoną kokardę, charakterystyczną dla damskiego mundurku ich
szkoły. Gdyby jego serce normalnie funkcjonowało, zapewne teraz zaczęłoby pracować
na wyższych obrotach.
- Była tutaj.
- Ale gdzie może być teraz? – zapytał Subaru, stojąc w wejściu do
pomieszczenia. Ayato zacisnął dłoń na kokardzie.
- Musimy ją znaleźć.
Biegiem wrócili na parter, gdzie zastali
Rukiego, opartego o balustradę przy schodach.
- Chyba nam się tu jakieś szczury zalęgły… - westchnął na ich widok. – Nie dość,
że podpalacie spokojnym ludziom ogród, to jeszcze włamujecie się do domu… Co za
brak kultury.
- Gdzie ona jest? – Ayato od razu przeszedł do sedna, piorunując wzrokiem
ciemnowłosego.
- A o kim mówisz?
- Nie zgrywaj idioty – warknął Subaru. – Wiemy, że tu jest!
- Wciąż nie mam pojęcia o kim…
Zanim Ruki zdążył dokończyć swoją wypowiedź, pojawił się przed nim Subaru,
wymierzając cios wprost w jego twarz. W ostatniej chwili zrobił jednak unik,
jedynie po to, by zostać przypartym do ściany przez Ayato.
- Gadaj! – rozkazał zielonooki, przyciskając ramię do szyi Rukiego.
- Chciałbym – wykrztusił tamten – ale jak już mówiłem, nie wiem, o co wam
chodzi.
- Znaleźliśmy ją!
Ayato poderwał głowę. Na schodach stał
Laito, machając do niego gorączkowo.
- Masz szczęście – wysyczał do ciemnowłosego, po czym puścił go i ruszył po
schodach. – Zajmij się nim, Subaru!
Ayato poświęcił jedynie ułamek sekundy, aby
spojrzeć na Shuu stojącego nad nieprzytomnym Azusą, po czym przeniósł swój
wzrok na odnalezioną Natsuki. Nie widział jej zaledwie kilkanaście godzin, więc
trudno było mu uwierzyć w to, w jakim stanie się znajdowała.
Była nieprzytomna. Miała związane
nadgarstki, bledszą niż zazwyczaj skórę pokrytą śladami zaschniętej krwi,
połamane paznokcie, rozciętą koszulkę…
Ayato zacisnął usta, podnosząc ostrożnie
jej bezwładne ciało. Był wściekły, bardzo wściekły. Ale w tej chwili wolał ją
po prostu stamtąd zabrać. Z zaciętym wyrazem twarzy przycisnął jej drobne ciało
do swojej klatki piersiowej i powiódł wzrokiem po pozostałych.
- Wracamy.