Strony

wtorek, 22 września 2020

Summertime Sadness


Leżała na brzuchu, z brodą opartą na zgiętej w łokciu ręce. Rude włosy, jeszcze niedawno misternie upięte, opadały teraz w nieładzie na jej nagie plecy. Biała, skołtuniona pościel wiła się między jej kończynami niczym ogromny wąż, ledwie okrywając jej ciało, pokryte gęsią skórką wywołaną muśnięciami nocnego powietrza wpadającego przez otwarte okno. Spojrzenie jej zielonych, nakrapianych złotem oczu śledziło ruchy papierosowego dymu tańczącego w świetle księżyca. Jeszcze parę godzin wcześniej to ona znajdowała się na jego miejscu, poruszając się w takt muzyki, którą słyszała tylko ona. I on.

Popiół z czubka papierosa żarzącego się między jej palcami osypał się na podłogę, ale nie przywiązała do tego większej wagi, wygaszając po prostu jego resztę w popielniczce stojącej na stoliku nocnym. Usiadła i obróciła się do niego twarzą, otulając się kołdrą, bardziej z powodu chłodu niż wstydu. Przecież dopiero co chłonął wzrokiem każdy skrawek jej ciała. I na tym nie poprzestał.

Teraz siedział na skraju łóżka, wciągając przez głowę koszulę. Zdążył już założyć spodnie, a jego wciąż bose stopy opierały się na ciemnych panelach, tuż obok butów ustawionych równo, jeden przy drugim. W przeciwieństwie do nich jej własne szpilki leżały porzucone przy drzwiach, tam gdzie skopała je z nóg zaraz po przekroczeniu progu.

W milczeniu obserwowała jego spokojne, niespieszne, acz zdecydowane ruchy. Nie po raz pierwszy zwróciła uwagę na fakt, że jego jasne włosy w świetle księżyca wydawały się srebrne. W rzeczywistości bliżej im było do złota. Uwielbiała przeczesywać je palcami, bawić się nimi i gładzić je, kiedy leżał z głową na jej kolanach. Zamykał wtedy oczy i uśmiechał się leniwie, z zadowoleniem, jak kot.

Musiał wyczuć jej spojrzenie, bo odwrócił ku niej głowę i uniósł jeden kącik ust w doskonale znanym jej krzywym uśmiechu. Pochylił się i przycisnął wargi do jej warg. Nie był to już jeden z tych gorących, wygłodniałych pocałunków, które zapamiętała jej skóra. Sprawił za to, że oczy ją zapiekły od napływających do nich łez. Opuściła powieki, a gdy ponownie je uniosła, on już się odsuwał i sięgał po buty. Leżący obok popielniczki telefon zawibrował nagląco, a wtedy wiedziała, że dalsze zwlekanie nie miało sensu. Ich czas nieubłaganie dobiegał końca.

Odrzuciła więc kołdrę i, nie kłopocząc się szukaniem bielizny, założyła czerwoną sukienkę, wiszącą do tej pory smętnie na oparciu krzesła. Kiedy była gotowa, on ujął jej dłoń i poprowadził ją za sobą na zewnątrz.

Noc była chłodna i mglista, choć jeszcze kilka dni temu panowały upały. Nagły spadek temperatury był niemal szokujący dla jej przyzwyczajonego do ciepła ciała. Miała ochotę potrzeć ramiona, by się rozgrzać, ale nie zamierzała puszczać jego ręki wcześniej niż było to konieczne.

Niestety, do furtki dotarli szybciej niżby chciała. Po raz ostatni uścisnął jej dłoń i złożył ostatni pocałunek na jej ustach, a potem ruszył drogą prowadzącą w mrok. Odprowadziła go wzrokiem aż całkiem zniknął jej z oczu. W tej samej chwili we wnętrzu domu stary zegar, którego dźwięk słyszała przez otwarte okna i drzwi, wybił północ. Ostatni dzień lata dobiegł końca. Ale ono powróci, a wraz z nim — on, jego dziecię. Za niecały rok, o wschodzie słońca pierwszego dnia tej najcieplejszej pory roku stanie na jej progu. I ponownie na trzy miesiące będzie go miała dla siebie. Przez cale lato i ani dnia dłużej.

_________________________
Oto pierwsza część zbioru opowiadań zatytułowanego 4 pory roku. Więcej informacji na jego temat znajdziecie w zakładce pod tym samym tytułem. Mam nadzieję, że ten mały projekt przypadnie Wam do gustu :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz