Strony

sobota, 28 grudnia 2013

Prolog: Diabolik Lovers

 Przedstawiam wam kolejne moje opowiadanie, którym jest prolog do czegoś większego. Jest to opowiadanie o anime/grze "Diabolik Lovers". Napisałam je już jakiś czas temu, ale żeby je tu wstawić, musiałam je najpierw przesłać z innego komputera. Pozwoliłam sobie w nim wprowadzić kilka zmian - między innymi albo przede wszystkim, zmieniłam główną bohaterkę. Mam nadzieję, że to opowiadanie przypadnie wam do gustu. Miłej lektury ^ ^


Prolog


  Światło w pokoju zamrugało aż wreszcie zapaliło się na dobre. Jasny, przyjemny blask sączący się z misternie zdobionego żyrandola skutecznie rozproszył gęstą ciemność, która jeszcze zaledwie parę sekund temu zalegała w pomieszczeniu.
  Obróciłam się powoli i przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Jeszcze bledsza niż zazwyczaj skóra kontrastowała z ciemnymi włosami, opadającymi swobodnie do pasa, gdzie każdy kosmyk kończył się spiralą. Intensywnie niebieskie oczy, otoczone gęstymi rzęsami, zdawały się jeszcze bardziej przykuwać uwagę, obwiedzione dodatkowo czarną linią. Czarna sukienka na ramiączkach, sięgająca mi do kolan, leżała na mnie gładko. Me stopy spoczywały w dopasowanych, również czarnych pantoflach, a na szyi jak zwykle zawieszony miałam naszyjnik ze srebrnym krzyżykiem. Jedynym wyraźnie odcinającym się od reszty elementem była biała róża, przypięta do ramiączka sukienki.
  Uśmiechnęłam się delikatnie do swojego odbicia w lustrze, jakby próbując przekonać samą siebie, że wszystko będzie dobrze; że dziś mi się uda.
  Na zewnątrz niebo znów przecięła błyskawica. Zdenerwowana zerknęłam za siebie, ale nie zauważyłam nic niepokojącego. Splotłam palce i uniosłam je do ust.
- Raz... dwa… trzy… - liczyłam na głos. – Cztery…
Huk. Lunął deszcz. Następny błysk.
- Raz… dwa… trzy… cztery… pięć… sześć…
Huk. Deszcz ze zdwojoną siłą zaczął bębnić w parapet.  Kolejny błysk.
- Raz… dwa…
Huk. Trzask. Światło zgasło. Błysk.
- Gotowa? – z wnętrza pokoju rozległ się z lekka rozbawiony, dobrze mi znany głos.
  Nie zdążyłam odliczyć sekund do następnego grzmotu. Niemal od razu błyskawica rozdarła niebo, a przez ten ułamek sekundy, na jaki rozświetliła pokój, w lustrze zdążyłam zauważyć postać siedzącą na moim łóżku, a także jej drapieżny uśmiech.
  Nie czekając ani chwili dłużej, rzuciłam się do wyjścia. Wypadłszy na korytarz, nie pofatygowałam się żeby zamknąć drzwi – dobrze wiedziałam, że jeśli by chciał to wydostałby się nawet z pomieszczenia bez drzwi i okien.
  Biegnąc ciemnym korytarzem, odtwarzałam sobie w myślach układ budynku. Sama siebie zadziwiałam tym, że potrafiłam już samodzielnie odnaleźć prawidłową drogę w tym istnym labiryncie. Skręciłam w korytarz po prawej stronie i nie zwalniając kroku, obejrzałam się przez ramię. To był mój błąd. Wystarczyła, bowiem ta krótka chwila nieuwagi bym wpadła prosto na „Kapelusznika”, czyli kolejnego z braci wampirów.
- Co jest, maleńka? Gdzie się tak śpieszysz? – zapytał z szerokim uśmiechem.
Nie odpowiedziałam mu. Wyszarpnęłam po prostu rękę z jego uścisku i pognałam dalej korytarzem. Gdy zbiegałam po krętych schodach, jedynymi odgłosami, jakie do mnie docierały były: mój przyspieszony oddech, stukanie pantofelków o metalowe stopnie oraz szalejąca na zewnątrz burza.
U dołu schodów przystanęłam i wychyliłam się przez barierkę, aby spojrzeć w górę. Jednak, co było do przewidzenia, niczego nie zobaczyłam. Odetchnęłam głęboko i pomknęłam dalej. Przebiegałam właśnie kolejnym korytarzem, nieróżniącym się zbytnio od pozostałych, kiedy to rozświetliła go kolejna błyskawica. W niemal oślepiającym świetle ujrzałam sylwetkę białowłosego wampira, siedzącego na parapecie ogromnego okna. Siłą woli powstrzymałam się żeby nie przystanąć. Wiedziałam, że to on, jako pierwszy skrytykowałby mnie za to. Sam właśnie udawał, że niczego nie zauważa, wpatrując się w burzowe niebo za oknem.
  Z dobrymi przeczuciami skierowałam swe kroki na ostatnie już schody. Wystarczyło, że pokonam je, puste pomieszczenie u ich dołu, krótki korytarz i będę wolna. Z tą myślą zaczęłam zbiegać po stopniach, pokrytych grubym czerwonym dywanem. W pewnej chwili zahaczyłam pantoflem o ten właśnie zdradziecki dywan. Oczami wyobraźni już widziałam następującą scenę:
Nie daję rady odzyskać równowagi, spadam ze schodów. Kiedy próbuję się podnieść, tuż obok mnie z nikąd pojawia się jeden z braci. Triumfalny uśmiech widnieje na jego twarzy, gdy szarpnięciem stawia mnie na nogi. Przysuwa wargi do mojej szyi i zatapia w niej kły. Zalewa mnie fala bólu. Próbuję się wyrwać – nadaremnie, to sprawia tylko jeszcze więcej bólu. Wampir warknięciem nakazuje mi się nie ruszać, unieruchamiając mnie jednocześnie. Wąskie strumyczki krwi spływają po mej szyi wprost na różę, zmieniając jej barwę ze śnieżnobiałej na krwistoczerwoną…
  Nic z tego jednak się nie wydarzyło. Zdążyłam się przytrzymać rzeźbionej barierki. Odetchnęłam z ulgą i nie marnując więcej czasu ponownie zaczęłam zbiegać ze schodów, tym razem przytrzymując się poręczy.
 - Jeszcze tylko sala i ho… - urwałam, zaskoczona. Sala, bowiem była zastawiona po obu stronach stołami z najróżniejszymi słodkościami. Przełknęłam ślinę, puściwszy się w slalom między meblami.
- Nie uciekniesz nam tak łatwo. – usłyszałam niemal dziecięcy głos kolejnego wampira. – Prawda, Teddy? Nie wypuścimy jej.
  Stał tam, między stołami. Na jego twarzy gościł opętany wręcz uśmiech, gdy obserwował mnie z przechyloną na bok głową. Jak zwykle w rękach trzymał swojego ukochanego misia.
  Jakimś cudem udało mi się opuścić salę. Chociaż nogi powoli odmawiały posłuszeństwa, trzęsąc się nie wiadomo, czy to ze strachu, czy ze zmęczenia.
- Jeszcze kawałek, jeszcze tylko kawałek! – szepnęłam do siebie.
  Pokonywałam już ostatnie metry dzielące mnie od drzwi – od wolności. Miałam je już na wyciągnięcie ręki, gdy… zatrzasnęły się.
- Nie! – szarpnęłam rozpaczliwie za klamkę. – Nie, nie, nie! Było tak blisko! To niesprawiedliwe! – krzyczałam.
  Uderzałam pięścią w drewno, kopałam, szarpałam. Wszystko na nic. Drzwi ani drgnęły. Byłam bliska płaczu. Wtedy właśnie poczułam czyjś dotyk na talii, a już po chwili otoczyło mnie silne ramię.
- Tak. To niesprawiedliwe, że to zawsze Ayato wygrywa. – usłyszałam zrezygnowany głos Raito vel „Kapelusznika”.
- Właśnie. – zawtórował mu Kanato. – Teddy i ja też chcielibyśmy napić się jej krwi.
  Ayato odwrócił mnie przodem do siebie i powiódł zadowolonym, pełnym wyższości wzrokiem po braciach.
- Chyba nie muszę wam przypominać, kto tu jest najlepszy?
  Szybko uniosłam dłoń do ust, lecz pomimo tego nie zdążyłam powstrzymać parsknięcia śmiechem. Ayato błyskawicznie przeniósł na mnie wzrok, a na jego twarzy odmalowało się zdziwienie. Widząc to, jego dwaj bracia uśmiechnęli się niemalże jednocześnie. Ayato zmarszczył gniewnie brwi.
- Och, przepraszam cię. – wydusiłam wreszcie, uśmiechając się do niego.
- Zdrajczyni. – mruknął, na co ponownie zareagowałam śmiechem.
- Brawo, maleńka. – Raito zaklaskał w dłonie. – Niedługo doprowadzisz dumę „Naszej Wysokości” do ruiny.
- Zamilcz. – warknął Ayato, obejmując mnie mocniej ramieniem.
- Jesteście za głośni… - westchnął Shu, stojący pod ścianą. Jak zawsze oczy miał półprzymknięte, a w jego uszach tkwiły słuchawki.
- Wybacz, Shu. – uśmiechnęłam się do blondyna przepraszająco.
- Nie gadaj tyle, na – leś – ni – ku. Czas na moją nagrodę. – oznajmił Ayato, pochylając się nade mną.
  Z cichym westchnięciem odgarnęłam włosy na prawe ramię.
- Grzeczny, naleśnik. – szepnął wampir, pochylając się do mojej szyi. Na skórze poczułam jego ciepły oddech. Przymknęłam oczy, przygotowując się na ból.
- Skończyliście się już bawić? Jeśli tak, to zapraszam na posiłek. – oświadczył niezwykle oficjalnie Reiji.
Ayato zaklął cicho w moją szyję i oparł podbródek na mym ramieniu.
- Sztywniak. – prychnął.
Reiji zmarszczył tylko brwi i wskazał nam ruchem ręki, że mamy udać się do jadalni. W pełni zgadzałam się z Ayato – „Okularnik”, czyli Reiji był strasznym sztywniakiem.
- Wygląda na to, że nikt dzisiaj nie ma szczęścia. – stwierdził Raito, rozkładając ręce w dramatycznym geście.
  Wszyscy, z wyjątkiem „Okularnika”, zgodziliśmy się z nim jednogłośnym mruknięciem, po czym powlekliśmy się do jadalni, gdyż Reiji zaczął się już wyraźnie niecierpliwić.
Po drodze w moją stronę nachylił się Subaru, białowłosy wampir.
- Nieźle. Poprawiłaś swój czas. – szepnął.
- A dziękuję. – mrugnęłam do niego.  Ku mojemu zdziwieniu, ale i zarazem radości, kącik ust chłopaka zadrgał, po czym uniósł się w delikatnym uśmiechu. 

15 komentarzy:

  1. CHyba ja dodaje ten P-I-E-R-W-S-Z-Y komentarz xD
    Więc tak wszystko pięknie i ładnie-podoba mi się :)
    Najbardziej spodobało mi się ostatnie 3 linijki
    "- Nieźle. Poprawiłaś swój czas. – szepnął.
    - A dziękuję. – mrugnęłam do niego. Ku mojemu zdziwieniu, ale i zarazem radości, kącik ust chłopaka zadrgał, po czym uniósł się w delikatnym uśmiechu. "
    Zapraszam Cię do komentowania mojego bloga umiroshitsuji.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yay! Cieszę się, że komuś spodobało się moje opowiadanie. Dziękuję za odwiedziny i komentarz :3

      Usuń
  2. Oooo !!!! Super *.* na prawda się wciągnęła a to dopiero prolog ! Oby tak dalej ~.~ sweet <333

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Interesujące, naprawdę ciekawe opowiadanie :) Zapowiada się naprawdę ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznam się, że z początku jak czytałam myślałam, że będzie to kolejna kopia oryginału. A jednak się myliłam. Jestem mile zaskoczona. Trzymaj tak dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne. Bardzo mi się podoba, a jest mało takich blogów.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne :D A w tym ostatnim momencie, aż się szeroko uśmiechnęłam ^^ Subaru, ty tygrysie :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale super ! . Ayato kocham Cię ! ;*❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Ahhh,jak miło wrócić do tego opowiadania po tak długim czasie <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejka,
    bardzo interesujaco, czy naprawdę chcieli sie po żywić, czy to była zabawa no i ciekawi mnie jak to się stało, że z nimi zamieszkała...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. Co jakiś czas wracam sobie do tej historii i za każdym razem towarzyszą mi przy niej te same, cudowne emocje, które pojawiły się, gdy pierwszy raz czytałam to opowiadanie ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak ciepło zrobiło mi się na sercu po przeczytaniu tego komentarza ♥ Cieszę się, że moja praca tak bardzo zapadła Ci w pamięć i spodobała się na tyle, że do niej wracasz. Dziękuję za komentarz!

      Usuń