Przedstawiam wam kolejne moje opowiadanie, którym jest prolog do czegoś większego. Jest to opowiadanie o anime/grze "Diabolik Lovers". Napisałam je już jakiś czas temu, ale żeby je tu wstawić, musiałam je najpierw przesłać z innego komputera. Pozwoliłam sobie w nim wprowadzić kilka zmian - między innymi albo przede wszystkim, zmieniłam główną bohaterkę. Mam nadzieję, że to opowiadanie przypadnie wam do gustu. Miłej lektury ^ ^
Światło w pokoju zamrugało aż wreszcie zapaliło się na
dobre. Jasny, przyjemny blask sączący się z misternie zdobionego żyrandola
skutecznie rozproszył gęstą ciemność, która jeszcze zaledwie parę sekund temu
zalegała w pomieszczeniu.
Obróciłam się powoli i przyjrzałam się
swojemu odbiciu w lustrze. Jeszcze bledsza niż zazwyczaj skóra kontrastowała z
ciemnymi włosami, opadającymi swobodnie do pasa, gdzie każdy kosmyk kończył się
spiralą. Intensywnie niebieskie oczy, otoczone gęstymi rzęsami, zdawały się
jeszcze bardziej przykuwać uwagę, obwiedzione dodatkowo czarną linią. Czarna
sukienka na ramiączkach, sięgająca mi do kolan, leżała na mnie gładko. Me stopy
spoczywały w dopasowanych, również czarnych pantoflach, a na szyi jak zwykle zawieszony
miałam naszyjnik ze srebrnym krzyżykiem. Jedynym wyraźnie odcinającym się od
reszty elementem była biała róża, przypięta do ramiączka sukienki.
Uśmiechnęłam się delikatnie do swojego
odbicia w lustrze, jakby próbując przekonać samą siebie, że wszystko będzie
dobrze; że dziś mi się uda.
Na zewnątrz niebo znów przecięła
błyskawica. Zdenerwowana zerknęłam za siebie, ale nie zauważyłam nic
niepokojącego. Splotłam palce i uniosłam je do ust.
- Raz... dwa… trzy… - liczyłam na głos. – Cztery…
Huk. Lunął deszcz. Następny błysk.
- Raz… dwa… trzy… cztery… pięć… sześć…
Huk. Deszcz ze zdwojoną siłą zaczął bębnić w parapet. Kolejny błysk.
- Raz… dwa…
Huk. Trzask. Światło zgasło. Błysk.
- Gotowa? – z wnętrza pokoju rozległ się z lekka rozbawiony, dobrze mi znany
głos.
Nie zdążyłam odliczyć sekund do
następnego grzmotu. Niemal od razu błyskawica rozdarła niebo, a przez ten
ułamek sekundy, na jaki rozświetliła pokój, w lustrze zdążyłam zauważyć postać
siedzącą na moim łóżku, a także jej drapieżny uśmiech.
Nie czekając ani chwili dłużej,
rzuciłam się do wyjścia. Wypadłszy na korytarz, nie pofatygowałam się żeby
zamknąć drzwi – dobrze wiedziałam, że jeśli by chciał to wydostałby się nawet z
pomieszczenia bez drzwi i okien.
Biegnąc ciemnym korytarzem, odtwarzałam
sobie w myślach układ budynku. Sama siebie zadziwiałam tym, że potrafiłam już
samodzielnie odnaleźć prawidłową drogę w tym istnym labiryncie. Skręciłam w
korytarz po prawej stronie i nie zwalniając kroku, obejrzałam się przez ramię.
To był mój błąd. Wystarczyła, bowiem ta krótka chwila nieuwagi bym wpadła
prosto na „Kapelusznika”, czyli kolejnego z braci wampirów.
- Co jest, maleńka? Gdzie się tak śpieszysz? – zapytał z szerokim uśmiechem.
Nie odpowiedziałam mu. Wyszarpnęłam po prostu rękę z jego uścisku i pognałam
dalej korytarzem. Gdy zbiegałam po krętych schodach, jedynymi odgłosami, jakie
do mnie docierały były: mój przyspieszony oddech, stukanie pantofelków o
metalowe stopnie oraz szalejąca na zewnątrz burza.
U dołu schodów przystanęłam i wychyliłam się przez barierkę, aby spojrzeć w
górę. Jednak, co było do przewidzenia, niczego nie zobaczyłam. Odetchnęłam
głęboko i pomknęłam dalej. Przebiegałam właśnie kolejnym korytarzem, nieróżniącym
się zbytnio od pozostałych, kiedy to rozświetliła go kolejna błyskawica. W
niemal oślepiającym świetle ujrzałam sylwetkę białowłosego wampira, siedzącego
na parapecie ogromnego okna. Siłą woli powstrzymałam się żeby nie przystanąć.
Wiedziałam, że to on, jako pierwszy skrytykowałby mnie za to. Sam właśnie
udawał, że niczego nie zauważa, wpatrując się w burzowe niebo za oknem.
Z dobrymi przeczuciami skierowałam swe
kroki na ostatnie już schody. Wystarczyło, że pokonam je, puste pomieszczenie u
ich dołu, krótki korytarz i będę wolna. Z tą myślą zaczęłam zbiegać po
stopniach, pokrytych grubym czerwonym dywanem. W pewnej chwili zahaczyłam
pantoflem o ten właśnie zdradziecki dywan. Oczami wyobraźni już widziałam
następującą scenę:
Nie daję rady odzyskać równowagi, spadam ze schodów. Kiedy próbuję się
podnieść, tuż obok mnie z nikąd pojawia się jeden z braci. Triumfalny uśmiech
widnieje na jego twarzy, gdy szarpnięciem stawia mnie na nogi. Przysuwa wargi
do mojej szyi i zatapia w niej kły. Zalewa mnie fala bólu. Próbuję się wyrwać –
nadaremnie, to sprawia tylko jeszcze więcej bólu. Wampir warknięciem nakazuje
mi się nie ruszać, unieruchamiając mnie jednocześnie. Wąskie strumyczki krwi
spływają po mej szyi wprost na różę, zmieniając jej barwę ze śnieżnobiałej na
krwistoczerwoną…
Nic z tego jednak się nie wydarzyło.
Zdążyłam się przytrzymać rzeźbionej barierki. Odetchnęłam z ulgą i nie marnując
więcej czasu ponownie zaczęłam zbiegać ze schodów, tym razem przytrzymując się
poręczy.
- Jeszcze tylko sala i ho… - urwałam,
zaskoczona. Sala, bowiem była zastawiona po obu stronach stołami z
najróżniejszymi słodkościami. Przełknęłam ślinę, puściwszy się w slalom między
meblami.
- Nie uciekniesz nam tak łatwo. – usłyszałam niemal dziecięcy głos kolejnego
wampira. – Prawda, Teddy? Nie wypuścimy jej.
Stał tam, między stołami. Na jego
twarzy gościł opętany wręcz uśmiech, gdy obserwował mnie z przechyloną na bok
głową. Jak zwykle w rękach trzymał swojego ukochanego misia.
Jakimś cudem udało mi się opuścić salę.
Chociaż nogi powoli odmawiały posłuszeństwa, trzęsąc się nie wiadomo, czy to ze
strachu, czy ze zmęczenia.
- Jeszcze kawałek, jeszcze tylko kawałek! – szepnęłam do siebie.
Pokonywałam już ostatnie metry dzielące
mnie od drzwi – od wolności. Miałam je już na wyciągnięcie ręki, gdy…
zatrzasnęły się.
- Nie! – szarpnęłam rozpaczliwie za klamkę. – Nie, nie, nie! Było tak blisko!
To niesprawiedliwe! – krzyczałam.
Uderzałam pięścią w drewno, kopałam,
szarpałam. Wszystko na nic. Drzwi ani drgnęły. Byłam bliska płaczu. Wtedy
właśnie poczułam czyjś dotyk na talii, a już po chwili otoczyło mnie silne
ramię.
- Tak. To niesprawiedliwe, że to zawsze Ayato wygrywa. – usłyszałam
zrezygnowany głos Raito vel „Kapelusznika”.
- Właśnie. – zawtórował mu Kanato. – Teddy i ja też chcielibyśmy napić się jej
krwi.
Ayato odwrócił mnie przodem do siebie i
powiódł zadowolonym, pełnym wyższości wzrokiem po braciach.
- Chyba nie muszę wam przypominać, kto tu jest najlepszy?
Szybko uniosłam dłoń do ust, lecz
pomimo tego nie zdążyłam powstrzymać parsknięcia śmiechem. Ayato błyskawicznie
przeniósł na mnie wzrok, a na jego twarzy odmalowało się zdziwienie. Widząc to,
jego dwaj bracia uśmiechnęli się niemalże jednocześnie. Ayato zmarszczył
gniewnie brwi.
- Och, przepraszam cię. – wydusiłam wreszcie, uśmiechając się do niego.
- Zdrajczyni. – mruknął, na co ponownie zareagowałam śmiechem.
- Brawo, maleńka. – Raito zaklaskał w dłonie. – Niedługo doprowadzisz dumę
„Naszej Wysokości” do ruiny.
- Zamilcz. – warknął Ayato, obejmując mnie mocniej ramieniem.
- Jesteście za głośni… - westchnął Shu, stojący pod ścianą. Jak zawsze oczy
miał półprzymknięte, a w jego uszach tkwiły słuchawki.
- Wybacz, Shu. – uśmiechnęłam się do blondyna przepraszająco.
- Nie gadaj tyle, na – leś – ni – ku. Czas na moją nagrodę. – oznajmił Ayato,
pochylając się nade mną.
Z cichym westchnięciem odgarnęłam włosy
na prawe ramię.
- Grzeczny, naleśnik. – szepnął wampir, pochylając się do mojej szyi. Na skórze
poczułam jego ciepły oddech. Przymknęłam oczy, przygotowując się na ból.
- Skończyliście się już bawić? Jeśli tak, to zapraszam na posiłek. – oświadczył
niezwykle oficjalnie Reiji.
Ayato zaklął cicho w moją szyję i oparł podbródek na mym ramieniu.
- Sztywniak. – prychnął.
Reiji zmarszczył tylko brwi i wskazał nam ruchem ręki, że mamy udać się do
jadalni. W pełni zgadzałam się z Ayato – „Okularnik”, czyli Reiji był strasznym
sztywniakiem.
- Wygląda na to, że nikt dzisiaj nie ma szczęścia. – stwierdził Raito,
rozkładając ręce w dramatycznym geście.
Wszyscy, z wyjątkiem „Okularnika”,
zgodziliśmy się z nim jednogłośnym mruknięciem, po czym powlekliśmy się do
jadalni, gdyż Reiji zaczął się już wyraźnie niecierpliwić.
Po drodze w moją stronę nachylił się Subaru, białowłosy wampir.
- Nieźle. Poprawiłaś swój czas. – szepnął.
- A dziękuję. – mrugnęłam do niego. Ku
mojemu zdziwieniu, ale i zarazem radości, kącik ust chłopaka zadrgał, po czym
uniósł się w delikatnym uśmiechu.
CHyba ja dodaje ten P-I-E-R-W-S-Z-Y komentarz xD
OdpowiedzUsuńWięc tak wszystko pięknie i ładnie-podoba mi się :)
Najbardziej spodobało mi się ostatnie 3 linijki
"- Nieźle. Poprawiłaś swój czas. – szepnął.
- A dziękuję. – mrugnęłam do niego. Ku mojemu zdziwieniu, ale i zarazem radości, kącik ust chłopaka zadrgał, po czym uniósł się w delikatnym uśmiechu. "
Zapraszam Cię do komentowania mojego bloga umiroshitsuji.bloog.pl
Yay! Cieszę się, że komuś spodobało się moje opowiadanie. Dziękuję za odwiedziny i komentarz :3
UsuńOooo !!!! Super *.* na prawda się wciągnęła a to dopiero prolog ! Oby tak dalej ~.~ sweet <333
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńInteresujące, naprawdę ciekawe opowiadanie :) Zapowiada się naprawdę ciekawie.
OdpowiedzUsuńPrzyznam się, że z początku jak czytałam myślałam, że będzie to kolejna kopia oryginału. A jednak się myliłam. Jestem mile zaskoczona. Trzymaj tak dalej ;)
OdpowiedzUsuńFajne. Bardzo mi się podoba, a jest mało takich blogów.
OdpowiedzUsuńCudowne :D A w tym ostatnim momencie, aż się szeroko uśmiechnęłam ^^ Subaru, ty tygrysie :3
OdpowiedzUsuńAle super ! . Ayato kocham Cię ! ;*❤
OdpowiedzUsuńAhhh,jak miło wrócić do tego opowiadania po tak długim czasie <3
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńbardzo interesujaco, czy naprawdę chcieli sie po żywić, czy to była zabawa no i ciekawi mnie jak to się stało, że z nimi zamieszkała...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Bardzo wciągające ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńCo jakiś czas wracam sobie do tej historii i za każdym razem towarzyszą mi przy niej te same, cudowne emocje, które pojawiły się, gdy pierwszy raz czytałam to opowiadanie ❤️
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak ciepło zrobiło mi się na sercu po przeczytaniu tego komentarza ♥ Cieszę się, że moja praca tak bardzo zapadła Ci w pamięć i spodobała się na tyle, że do niej wracasz. Dziękuję za komentarz!
Usuń