Strony

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Zapomniana Melodia: Prolog

Wróciłam! I przywiozłam ze sobą przeziębienie... ale również nowy pomysł. Tak więc jako powitanie prezentuję wam prolog, do czegoś do czego natchnęło mnie podczas wyjazdu. Mam nadzieję, że się wam spodoba ^^


Prolog


 W zrujnowanym ogrodzie panowała niczym niezmącona cisza. Wiatr nie poruszał ani jednym listkiem, ani jednym źdźbłem trawy. Słońce tkwiło wysoko na czystym niebie. Pokryta rdzą brama była lekko uchylona. Poprzewracane kolumny lśniły bielą. Kruszejące rzeźby tkwiły nieruchomo pośród obrastających je roślin. Wysoka trawa przysłaniała kolorowe płytki. Tafla niewielkiego jeziora była zupełnie gładka, lecz nieprzejrzysta. Wszystko było nieruchome niczym zatrzymane w czasie.
 Promienie słońca przesączały się leniwie między soczyście zielonymi liśćmi potężnego drzewa, oświetlając twarz śpiącego młodzieńca. Z jednej strony młody mężczyzna wydawał się zupełnie nie pasować do reszty otoczenia, chociaż z drugiej… stanowił jego nieodłączną część. Pomimo brudnych i podartych ubrań wyglądał on niezwykle dumnie, dostojnie.
 Młodzieniec powoli uniósł powieki. Dłonią w niegdyś śnieżnobiałej rękawiczce przesunął po potarganych włosach. Podniósł się z trawy i mrużąc oczy, zwrócił swój wzrok ku błękitnemu niebu. Z kieszeni poszarzałych spodni wysunął naszyjnik na delikatnym srebrnym łańcuszku i z czułością przesunął palcem po znajdującej się wewnątrz miniaturowej fotografii, przedstawiającej młodą kobietę. Na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Już niedługo, ukochana – powiedział cicho, chowając naszyjnik.
 W jego miejsce, z drugiej kieszeni wysunął złoty, misternie zdobiony zegarek kieszonkowy na solidniejszym, również złotym łańcuchu. Obrócił w palcach czasomierz, przyglądając mu się uważnie, choć dobrze go znał. Z jednej strony, z tyłu zdobił go wygrawerowany piękny kwiat róży, natomiast z przodu – ozdobna, wielka litera „E”.
 Młodzieniec wcisnął niewielki guziczek i klapka zegarka odskoczyła z cichym kliknięciem, ukazując tarczę i nieruchome, czarne wskazówki, które zatrzymały się na godzinie czwartej trzydzieści siedem. Chwycił za pokrętło i przekręcił je kilkakrotnie. Gdy przywrócone do życia wskazówki wznowiły swój bieg wokół tarczy, z czasomierza popłynęła spokojna, delikatna melodia.
 Chłopak uśmiechnął się, widząc, że z zegarka, z jego dłoni, a nawet z całej jego sylwetki sączy się złociste światło zalewające ogród. Na jego oczach począł się on zmieniać. Z bramy zniknęła rdza, woda w jeziorku na powrót stała się przejrzysta, kolumny podnosiły się, posągi wynurzały się z chwastów, odzyskując brakujące fragmenty, a płytki ponownie wyznaczyły ścieżki.
Postać samego młodzieńca również się zmieniła. Jego ubiór na nowo stał się elegancki i barwny. Jasne włosy odzyskały blask, a w szmaragdowych oczach pojawiły się iskierki.
Po raz kolejny przekręcił pokrętło i wszystko przygasło, zanikło.
- Już niedługo znów się spotkamy.
W opuszczonym ogrodzie ciszę przerywała jedynie łagodna melodia.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Informacja

 Chciałabym wszystkich moich czytelników poinformować, że wyjeżdżam dziś na wakacje na około tydzień i nie będę tam miała dostępu do komputera. Z tego powodu w najbliższym czasie nie pojawią się nowe opowiadania, czy też kontynuuacja DL. Jeśli ktoś chciałby się ze mną skontaktować, zapraszam do zajrzenia do zakładki "O blogu i autorce", gdzie dodałam namiary na mnie. Tymczasem życzę wszystkim miłych wakacji i do przeczytania za mniej więcej tydzień :3

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Ryou no Yume: Rozdział 1

W bezdennych czeluściach mojego laptopa natknęłam się na 1 rozdział Ryou no Yume. Tak więc postanowiłam go skorektować i tak oto się teraz prezentuje:



Akademik Marzeń

 Po raz kolejny sprawdziłam godzinę na wyświetlaczu swojej komórki. Westchnęłam cicho i oparłam głowę o szybę w drzwiach samochodu. Poczułam ucisk na ramieniu, więc oderwałam wzrok od krajobrazu migającego za oknem i przeniosłam wzrok na Akane, moją najlepszą przyjaciółkę. Uśmiechała się do mnie szeroko, a w jej jasnych oczach błyszczało podekscytowanie. Odwzajemniłam uśmiech.
- Nie mogę się już doczekać tego, że będziemy razem mieszkać! – zapewniła mnie ponownie. Powtarzała to jedno zdanie już kilkaset razy odkąd okazało się, że obie zostałyśmy przyjęte do Sekcji Artystycznej. Nasza poprzednia szkoła znajdowała się blisko naszych domów, więc nie miałyśmy wtedy potrzeby by mieszkać w akademiku. W dodatku byłyśmy wtedy w różnych klasach. A teraz nie dość, że będziemy w tej samej sekcji, jak i w klasie, to w dodatku będziemy razem mieszkać. Było więc sporo powodów, z których się cieszyłyśmy.
- Ja też – odparłam i po raz kolejny wdałyśmy się w dyskusję na temat tego jak może wyglądać mieszkanie, w którym spędzimy kolejne trzy lata, co będziemy razem robić, z kim zamieszkamy i tak dalej.
 Mężczyzna za kierownicą westchnął zrezygnowany. Rozmawiałyśmy na ten sam temat już co najmniej trzeci raz odkąd wyruszyliśmy spod naszych domów. Nagle jednak się ożywił, zatrzymał swój pojazd i oznajmił niemalże z radością:
- Jesteśmy na miejscu!
 Spojrzałyśmy po sobie z Akane, po czym błyskawicznie wyskoczyłyśmy z samochodu. Nasz zapał jednakże nieco się ostudził, gdy naszym oczom ukazała się obłażąca z farby brama i przekrzywiona, drewniana tabliczka, z wymalowanym czarnym napisem „Akademik Marzeń”.
- To jakiś żart, prawda? – mruknęłam.
 Taksówkarz w zadziwiająco szybkim jak na niego tempie ustawił na chodniku obok nas nasze bagaże. Skłonił siwiejącą głowę.
- Dziękuję, powodzenia i do nie… znaczy, do zobaczenia! – i już siedział za kierownicą, odpalał silnik, po czym odjechał, zdecydowanie przekraczając dozwoloną tu prędkość.
Uniosłam brew, spoglądając na Akane. Ta wzruszyła jedynie ramionami, ponownie zerkając na budynek przed nami.
- Cóż… same wybrałyśmy ten akademik – przypomniała.
- Racja…
 Czy wspominałam już, że Ryou no Yume, to nie taki zwyczajny akademik? Jest on przeznaczony dla osób, które z pewnych przyczyn nie mogą lub nie chcą mieszkać w zwyczajnym akademiku. Jest w nim niższy czynsz i mieszkają w nim zarówno dziewczyny jak i chłopcy. Trzecie Liceum albo stawia na integrację, albo po prostu nie ma wystarczających funduszy na osobny budynek dla dziewcząt i osobny dla chłopców. Zresztą, drugiego Ryou no Yume podobno trzeba ze święcą szukać…  Trafiają tu dość… różnorodne osoby. To takie… wariatkowo. Osobiście, zdecydowałam się właśnie na ten akademik ze względu na niższy czynsz i mniejsze grono osób, które tu mieszka. Znając siebie, w normalnym akademiku czułabym się raczej źle i mało komfortowo.
 Akane nie mogła przegapić okazji zamieszkania ze mną pod jednym dachem, więc bez wahania również zdecydowała się na ten akademik. W kółko powtarzała, że tak będzie też zabawniej. Wiedziałam jednak, że tak naprawdę główną przyczyną, dla którego postanowiła się tu wprowadzić jest tak jak i w moim przypadku właśnie ten niski czynsz.
 Budynek, przed którym stałyśmy, rozmiarami przypominał dom jednorodzinny. Miał strasznie zapuszczony, zarośnięty ogródek, z zardzewiałej rynny kapała woda, chociaż nie padało do kilku dni, drewniana tabliczka z nazwą akademika wyglądała jakby miała zaraz odpaść, a wszystkie okna były szczelnie pozasłaniane. Przełknęłam ślinę.
- Czy ktokolwiek tu miesz… - zanim zdążyłam dokończyć zdanie, drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem. Wzdrygnęłam się i z obawą zerknęłam na drzwi, zastanawiając się, czy te przypadkiem zaraz nie wypadną z zawiasów. Tymczasem z domu wypadło coś… a raczej ktoś i pognał w naszą stronę. Wysoki, blondwłosy chłopak znalazł się przy nas po kilku susach, przytulając najpierw mnie, a później Akane.
- Dziewczyny! Dobrze wyglądacie – wyszczerzył się do nas w szerokim uśmiechu. – Myślałem, że nie zobaczymy się szybciej niż na spotkaniu klasowym za rok.
To ostatnie zdanie skierował do mnie. Mimowolnie uśmiechnęłam się szeroko do blondyna.
- Wybacz, że cię rozczarowałam.
 Haru, nasz przyjaciel z gimnazjum, również dostał się do Sekcji Artystycznej w Trzecim Liceum. Zawsze był niesamowicie pozytywny, przyjacielski i pełny energii. W Ryou no Yume miał zamieszkać z powodu swojej ciotki, jego tymczasowej opiekunki, która była nauczycielką odpowiedzialną za ten akademik.
- Ciociu, dziewczyny już są! – wrzasnął Haru w stronę domu.
Chwilę później z wnętrza budynku wysunęła się kobieca głowa z czerwonymi, sięgającymi ramion włosami.
- No to na co czekasz? Wnieś ich bagaże i oprowadź je po akademiku.
- Ok!
Blondyn złapał za nasze walizki i ruszył w kierunku wejścia. Przy drzwiach czekała już na nas jego ciotka.
- Kimiko Hazuki. Ale możecie mi mówić Kimiko.
Gdybym nie wiedziała kim jest, podejrzewałabym ją raczej o bycie uczennicą niż nauczycielką. Jak wspomniałam już wcześniej, miała ufarbowane na czerwono włosy sięgające jej do ramion. Jej twarz była w pełni umalowana, a w jej uszach tkwiły kolorowe kolczyki (w lewym miała normalnie jeden, natomiast w prawym – trzy). Miała na sobie krótkie, postrzępione spodenki i obcisłą granatową koszulkę na ramiączkach ze srebrnym napisem „Oczy mam wyżej” pod dekoltem.
- Ty to pewnie Mayumi – wskazała na mnie pomalowanym na krwistoczerwony kolor paznokciem, po czym przeniosła wzrok na moją przyjaciółkę. – A ty Akane.
Gdy potwierdziłyśmy, splotła ramiona na piersiach i skinęła głową.
- Haru dość dużo mi o was mówił.
- Cio…
- Cicho. Mam nadzieję, że się wam tu spodoba – uśmiechnęła się. – Wasze pokoje są u góry, w razie problemów możecie do mnie przyjść.
- Nas tak ciepło nie przywitałaś… - mruknął Haru.
Kimiko zgromiła wzrokiem swojego siostrzeńca.
- To są dziewczyny – położyła wyraźny nacisk na ostatnie słowo. – No, dalej, bagaże same się nie wniosą po schodach.
Haru posłusznie ruszył z walizkami po schodach, jęcząc po drodze.
- Co wy tu macie…
- Same najpotrzebniejsze rzeczy – odparłyśmy równocześnie z Akane po czym parsknęłyśmy śmiechem.
- Resztę waszych rzeczy przywiozą po południu, póki co możecie się rozejrzeć po akademiku – oznajmiła Kimiko i zniknęła za jednymi z wielu drzwi.
Mimo wszystko nie wydawała się aż taka zła…
- Idziesz? – Akane wsunęła swoje okulary przeciwsłoneczne na czubek głowy i wskazała w kierunku schodów. Potaknęłam i obie wspięłyśmy się po schodach na piętro, gdzie korytarz rozchodził się w dwie strony.
- Tutaj! – usłyszałyśmy głos Haru z lewej strony, więc tam też się skierowałyśmy. Blondyn ustawił nasze walizki pod ścianą i wskazał nam dwoje drzwi znajdujących się obok siebie.
- To wasze pokoje. Zejdźcie potem na dół to przedstawię wam resztę mieszkańców.

 Oba pokoje były niemal identyczne. Nie okazały się zaskakująco duże, ale mimo wszystko były dość przestronne. Na ich wystrój składało się podstawowe umeblowanie – jednoosobowe łóżko,  szafa, biurko, krzesło i szafka nocna. Ściany pomalowano na kremowo (kiedyś pewnie tak naprawdę były białe), a z okien, gdy odsłoniło się fioletowe zasłony roztaczał się widok na zarośnięty ogród.
 Po dokładnej, wzajemnej penetracji pokojów, zeszłyśmy z Akane na dół, gdzie w kuchni zastałyśmy Kimiko i Haru. Nauczycielka popijała spokojnie kawę przy stole, przeglądając jakiś kolorowy magazyn. Blondyn natomiast z uśmiechem od ucha do ucha zerwał się ze swojego miejsca.
- Wycieczka za mną! – zaśmiał się i wyszedł z kuchni, dając nam znak ręką żebyśmy poszły za nim.
Najpierw pokazał nam łazienki, swój pokój, wyjście ewakuacyjne, piwnicę i tym podobne miejsca.
- A to jeden, jedyny pokój w tym budynku zamykany na klucz. Nikt nie ma tu wstępu bez zgody Yuki’ego.
- Co w nim takiego jest? – uniosłam pytająco brwi.
- To tajemnica. Jeśli się dowiesz, zginiesz – oznajmił Haru, po czym zaśmiał się ubawiony własnym żartem. – Nie wiem, musiałabyś się go zapytać. Zresztą, oto jego pokój.
Blondyn zatrzymał się, zastukał we framugę, zawołał „wchodzimy”, po czym pchnął drewniane drzwi.
 W środku zastał nas mały chaos. Każdą wolną przestrzeń w pokoju zajmowały płótna, farby, ołówki, kredki, pędzle, wszędzie walały się kartki papieru, te czyste jak i te z różnymi szkicami oraz bazgrołami. Centralną część pokoju zajmowała drewniana sztaluga, za którą ktoś się krzątał. Gdy drzwi skrzypnęły osoba ta zamarła z pędzlem w smukłej dłoni i wyjrzała zza sztalugi. Tą tajemniczą postacią okazał się być brązowowłosy, dość wysoki chłopak. Gdy wysunął się całkiem zza swojej sztalugi i podszedł bliżej mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Był nieco niższy od Haru, mimo to wciąż miał nade mną przewagę co najmniej jednej głowy. Zielony sweter, który narzucił na białą koszulę rywalizował swoim odcieniem z kolorem jego oczu.
Chłopak uśmiechnął się do nas przyjaźnie, gdy Haru wzajemnie nas sobie przedstawił.
- Miło was poznać. Mam nadzieję, że się wam tu spodoba. Warunki może nie są najlepsze, ale można się przyzwyczaić.
 Mówiąc to machnął dłonią i wtedy zdał sobie sprawę, że wciąż trzyma w niej pędzel. Spojrzał na niego zaskoczony, po czym podrapał się w głowę drugą ręką, śmiejąc się.
Spojrzałam kątem oka na Akane. Jej oczy lśniły, mało brakowało a pojawiłyby się w nich serduszka jak w jakiejś kreskówce.

- Yuki bywa czasami lekko roztrzepany. Jest na drugim roku. Jego dziedzina to malarstwo, rysunek i te sprawy… - mówił Haru, gdy szliśmy korytarzem w stronę pokoju ostatniego z mieszkańców Ryou no Yume.
Akane złapała mnie za ramię i pochyliła się w moją stronę.
- Ja tam wiem jedno… - szepnęła do mnie. – Jest meeega uroczy.
 Starałam się nie wywrócić oczami. Moja przyjaciółka miała wielki dar do zakochiwania się i to często od pierwszego wejrzenia.
Haru zastukał w drewno obklejone kartkami z ostrzeżeniami typu „Nie wchodzić”, „Nie przeszkadzać”, „Wstęp wzbroniony”.
- To ja, dziewczyny przyjechały i…
- Nie ma mnie! – dobiegł nas wrzask z pokoju.
- Ale Akira…
- Akwizytorom dziękujemy!
 Cała nasza trójka wpatrywała się z totalnym osłupieniem w drzwi. Haru zwiesił bezradnie ręce i uśmiechnął się do nas przepraszająco.
- Akira jest… ma specyficzny charakter. Yuki twierdzi, że zawsze taki był. No ale w porze obiadowej nawet jego głód wygoni z pokoju.

 Haru miał rację. Akira dołączył do nas kilka godzin później, gdy wszyscy siedzieliśmy w kuchni. Okazał się być mniej więcej wzrostu Yuki’ego. Miał nieco ciemniejszą karnację, a kosmyki czarnych włosów opadały mu niedbale na okulary.
Podczas całego posiłku prawie wcale nie zwracał na nas uwagi, zbyt pochłonięty grą na konsoli.
- Hej, mam pomysł – odezwał się w pewnym momencie Haru, odsuwając od siebie pusty talerz. – Zróbmy imprezę!

piątek, 8 sierpnia 2014

Diabolik Lovers: Rozdział 7

Po raz kolejny bardzo dziękuję wam za komentarze, one naprawdę motywują ^ ^ Zachęcam również do głosowania w ankiecie.
Miłej lektury :3






Nietrafiony duet


 Od ostatnich wydarzeń związanych z Cordelią minęło kilka dni i wszystko wróciło już do normy. O ile „normą” można nazwać mieszkanie z szóstką braci-sadystów. W każdym razie, od tamtej pory nie słyszałam więcej w głowie tego okropnego głosu. Rana natomiast zagoiła się w zadziwiająco szybkim tempie, pozostawiając po sobie jedynie niewielką, bladą bliznę.
 Teraz siedziałam w sali lekcyjnej i bezskutecznie próbowałam skupić się na zadaniu z angielskiego. Westchnęłam cicho, gdyż wciąż nie potrafiłam przypomnieć sobie odpowiedniej formy czasownika, którym należało uzupełnić lukę w zdaniu. Zrezygnowana oderwałam wzrok od prawie, że pustej kartki i powróciłam do bezmyślnego obracania ołówka w dłoni.
- Jakiś problem, panno Komori? – zapytał nauczyciel, podnosząc swój znudzony wzrok znad dokumentów, które zajmowały dziewięćdziesiąt procent powierzchni jego biurka.
- Nie, skądże – uśmiechnęłam się , na co nauczyciel zareagował apatycznym skinieniem głowy i wrócił do swojej pracy.
 No bo co takiego miałam mu powiedzieć? „Tak, przepraszam, proszę pana, ale nie potrafię skupić się na zadaniu, gdyż w zeszłym tygodniu po raz kolejny prawie umarłam z powodu opętania przez psychopatyczną wampirzycę, matkę moich dwóch kolegów z klasy. Czy mógłby mi pan, proszę,  przypomnieć odmianę czasowników?”? Taa… Zapewne po takim tekście nie tylko by mi nie uwierzył, ale również wysłałby mnie do szkolnego psychologa skąd trafiłabym prosto do przytulnego pokoiku bez klamek.
 Poczułam mrowienie w karku, więc odwróciłam głowę. Ayato półleżał na swojej ławce, nie przejmując się zupełnie ziejącą pustkami kartą pracy. Nasze spojrzenia się spotkały, a kąciki ust wampira uniosły się w nieco kpiącym uśmieszku.   Odpowiedziałam mu na to pokazaniem języka, wracając spojrzeniem do swojego zadania. Nagle doznałam olśnienia i już miałam zapisać odpowiedź, gdy ktoś zapukał do drzwi klasy.
 No rzesz szlag by to trafił, pomyślałam odkładając ołówek. Wszystkie głowy (a było ich, licząc włącznie z nauczycielem i ze mną, siedem) zwróciły się w stronę otwierających się drzwi. W progu stanęła jasnowłosa dziewczyna. Nie znałam jej imienia, kojarzyłam tylko, że jest z rocznika Subaru i pochodzi z bogatej rodziny. Czyli tak jak większość uczniów tej szkoły.
- Czy jest Natsuki Komori? – odezwała się i rozejrzała niepewnie po klasie. Szybko odnalazła mnie spojrzeniem. – Pani pedagog prosi cię do siebie.
Uniosłam brwi i spojrzałam na nauczyciela. Ten westchnął i ze zrezygnowaniem machnął ręką.
- Idź.
 Podniosłam się więc ze swojego miejsca i wyszłam za dziewczyną, nie wiedząc czego mam się spodziewać. Jasnowłosa nie czekała aż ją dogonię. Szła szybkim, pewnym krokiem, wyraźnie chcąc jak najszybciej się ode mnie oddalić.
- Gdzie mam iść? – zawołałam za nią.
Dziewczyna przystanęła i zerknęła na mnie przez ramię, obdarzając mnie lodowatym spojrzeniem bladoniebieskich oczu. Była ładna, była bogata. Chłopcy musieli się za nią uganiać.
- Do jej gabinetu – odparła, po czym zniknęła w  jednej z klas.
- Dzięki – prychnęłam.

 Zatrzymałam się przed drzwiami ze złotą tabliczką, na której widniał zdobiony napis „Pedagog szkolny”. Odetchnęłam nerwowo i zapukałam w drewno, po czym wsunęłam głowę do gabinetu.
- Chciała mnie pani wi… - urwałam w pół słowa, gdy zobaczyłam kto jeszcze oprócz pani pedagog jest w pomieszczeniu - …dzieć?
- Tak, usiądź – kobieta uśmiechnęła się do mnie zachęcająco, wskazując wolny fotel.
Zdezorientowana opadłam na siedzenie cały czas zerkając podejrzliwie w stronę Raito rozpartego na drugim meblu. Dlaczego zostałam wezwana razem z  n i m?! Czy zrobiłam coś o czym nie wiem?
 Raito wykorzystał moment, w którym kobieta składała jakieś papiery i pochylił się w moją stronę.
- Co jest, Maleńka? Coś blado wyglądasz… - wyszeptał mi do ucha.
 Zgromiłam go spojrzeniem i odsunęłam się jak najdalej mogłam. Pedagog oczywiście niczego nie widziała. Wreszcie po chwili odłożyła papiery i spojrzała na nas z ciepłym uśmiechem.
Co ta kobieta knuje?
- Jak wiecie zaczyna się okres świąteczny – zaczęła spokojnie. – Nasza szkoła ma w zwyczaju organizować wtedy apel, podsumowujący ostatnie miesiące pracy. Zawsze apel taki ma również, oczywiście, część artystyczną, podczas której nasi uczniowie mogą wykazać się swoimi talentami…
Wiedziałam już do czego zmierza. I jakoś mi się to nie podobało…
- Natsuki, słyszałam, że w poprzedniej szkole, jak i w gimnazjum, często angażowałaś się w tego typu wydarzenia.
Skinęłam głową.
- Czy nie miałabyś nic przeciwko zaśpiewaniu piosenki lub dwóch?
Zgarbiłam ramiona, zastanawiając się. Nie, nie nad tym czy powinnam się zgodzić, czy nie. Wiedziałam, że w tej sprawie nie mam wyjścia i kobieta pyta tylko z grzeczności. Powoli ponownie skinęłam głową.
- Świetnie – pedagog uśmiechnęła się szeroko. -  Chciałabym żebyś wystąpiła w duecie z Raito.
Wiedziałam, że coś tu… chwila… że co?!
- Z… z nim? – zająknęłam się, spoglądając kątem oka na uśmiechniętego wampira. Kobieta entuzjastycznie skinęła głową.
Jest dobrze, jeszcze nie wszystko stracone, on się na pewno nie zgo…
- Ja nie mam nic przeciwko.
Cholera jasna!
- Co? – szczęka mi po prostu opadła.
- Jest jakiś problem? – pedagog nie traciła entuzjazmu. Pewnie przesadziła z ilością kawy… - W tym roku stawiamy na występy w duetach. Jedna osoba grająca, druga śpiewająca. A z tego co wiem, jesteś teraz pod opieką rodziny Sakamaki, więc stwierdziłam, że będzie to dobre rozwiązanie.
 Gdyby tylko wiedziała jak wygląda ta „opieka”… Pewnie już dawno zadzwoniłaby po policję, egzorcystów albo jakichś łowców wampirów. A najlepiej po wszystko naraz.
- N-nie… - burknęłam.
- To bardzo się cieszę – posłała mi kolejny szeroki uśmiech. – Co do utworu - możecie sami wybrać z czym wystąpicie. Może to być coś nowoczesnego. Byleby mieściło się w tematyce świąt, zimy i tym podobnych.
- Ahh, zapomniałabym…  - odezwała się szybko, gdy już zbieraliśmy się do wyjścia. – Nie miałabyś nic przeciwko wystąpieniu jeszcze może z Shu? Będę próbowała go namówić, żeby zgodził się zagrać. Chłopak ma talent.
Po raz kolejny szczęka mi opadła.
Shu? Poważnie? Czy wie pani kim on jest? To nie jest tylko najstarszy syn i dziedzic rodziny Sakamaki. To również leniwy, ale sadystyczny wampir, który może panią w każdej chwili zabić! Czy jest pani pewna, że chce pani ryzykować namawianiem go do czegokolwiek?
Ale nie wyraziłam swoich myśli na głos. Skinęłam tylko głową i opuściłam jej gabinet.
 Jak się okazało spotkanie z pedagogiem uratowało mnie przed skończeniem tego przeklętego zadania z angielskiego. Na przerwie zebrałam swoje rzeczy, kupiłam kawę w automacie i udałam się na dach.
 Chłodny wiatr zaatakował mnie, gdy tylko otworzyłam drzwi. Zadrżałam lekko, po czym ruszyłam wzdłuż dachu. Zatrzymałam się przy balustradzie. Pozwoliłam by torba zsunęła się z mojego ramienia i opadła na podłożę u moich stóp. Oplotłam palce wokół styropianowego kubka z wciąż parującą kawą i przeniosłam wzrok na miasto doskonale widoczne z miejsca, w którym stałam.
 Zbliżały się święta i było to widać. Drzewa, krzewy, płoty jarzyły się rozmaitymi barwami lampek. W sklepowych witrynach powystawiane były świąteczne towary. Wszędzie wisiały reklamy proponowanych prezentów i informacje o przecenach. Gdzieniegdzie na balkonach, placykach i tym podobnych miejscach poustawiano udekorowane choinki oraz  różnorodne podobizny Świętego Mikołaja.
 Uśmiechnęłam się do siebie, podnosząc wzrok na rozgwieżdżone niebo. Przypomniałam sobie wszystkie te święta spędzone w domu, z moim „ojcem”. Wspólne dekorowanie domu, ukrywanie prezentów, przygotowywanie posiłków. Śmiechy podczas pieczenia ciasteczek. Uśmiech na twarzy „ojca”, kiedy oświetlona migotliwym blaskiem choinki śpiewałam znane zimowe przeboje. Wymienianie uścisków po otrzymaniu wymarzonych prezentów. Wspólne czuwanie w kościele.
 Poczułam ucisk w sercu. Bezwiednie sięgnęłam dłonią do naszyjnika ze srebrnym krzyżykiem. Upiłam łyk kawy i westchnęłam, a mój oddech zamienił się w niewielki obłoczek pary.

 Z zadumy wyrwał mnie pewien wampir, którego w danej chwili akurat nie chciałam widzieć.
- Co tak wzdychasz, Maleńka? – odezwał się, podchodząc do mnie cicho, niczym drapieżnik zachodzący swoją ofiarę… chwila. Przecież tak właśnie było.
- Już nie możesz doczekać się występu ze mną? Rozumiem cię, tylko ty i ja. Scena będzie należała wyłącznie do nas. Rozgrzejemy publikę, prawda, Maleńka?
- A chlusnął ci tak ktoś kiedyś gorącą kawą w twarz? – zapytałam, obracając się do niego przodem .
Raito zaśmiał się niemal radośnie.
- Cóż za agresja, Maleńka. Nie zrobiłabyś tego.
- A zakład?
- O co? – wymruczał mi do ucha, znajdując się nagle zdecydowanie za blisko.
Cofnęłam się, zarzucając torbę na ramię.
- Huuuh? Już sobie idziesz?
- Wiesz… znalazłam jeden plus tego, że będziesz ze mną współpracował.
- Jakiż to?
- Na pewno będziesz grał na pianinie co oznacza, że będziesz miał przez cały występ  zajęte dłonie, więc nie będziesz mógł wywinąć żadnego numeru – zatoczyłam w powietrzu łuk kubkiem, jakby na potwierdzenie swoich słów.
- Jak okrutnie…
- A! I jeszcze jedno – wycelowałam w niego palcem wskazującym. – To ja wybiorę piosenkę.
- Jak sobie życzysz, Ma-leń-ka – puścił mi oczko, na co zareagowałam zirytowanym warknięciem, opuszczając dach.


wtorek, 5 sierpnia 2014

Ryou no Yume: Prolog


Możliwe, że zauważyliście na blogu nową zakładkę zatytułowaną "Ryou no Yume". Będzie to moje nowe opowiadanie (szczegóły w zakładce). Ale spokojnie, DiaLovers nie porzuciłam ani nie mam takiego zamiaru. Pomysł na nowy rozdział już kiełkuje w mojej głowie ^^. A tymczasem wstawiam prolog do mego nowego dzieła. Mam nadzieję, że komuś się spodoba :3

Prolog

 Trzy lata mojego życia, składające się na naukę w gimnazjum, minęły niespodziewanie szybko.  Ludzie byli fajni, nasza klasa szybko się ze sobą dogadała. Jednak zanim dobrze się poznaliśmy, trzeba było się już żegnać. Raz bywało lepiej, raz gorzej. Oceny były wyższe i niższe. Pojawiały się kłótnie oraz sprzeczki. Mimo wszystko zarówno szkoła jak też inni uczniowie zapisali się w mej pamięci dość pozytywnie.
 Wakacje zleciały jeszcze szybciej. Ich początek był dla mnie stresujący i minął pod jednym wielkim znakiem zapytania: czy uda mi się dostać do wymarzonego liceum? Egzaminy poszły mi dość dobrze, jednak wciąż miałam pewne obawy.  Jak się na szczęście okazało, zupełnie niepotrzebnie. Bez problemu dostałam się do Sekcji Artystycznej w Trzecim Liceum w Tokio.
 I tak o to znalazłam się w taksówce, ze swoją najlepszą przyjaciółką, zmierzając do akademika o nazwie „Ryou no Yume”. Co zastanę na miejscu? Z jakimi ludźmi przyjdzie mi mieszkać? Co czeka mnie w szkole? Czy uda mi się zbliżyć do spełnienia mojego marzenia? Te i tym podobne pytania dręczyły mnie przez całą drogę do internatu.

piątek, 1 sierpnia 2014

Diabolik Lovers: Rozdział 6

I oto wreszcie nadszedł - 6 rozdział DL! Jak zwykle dziękuję za komentarze i życzę miłego czytania ^w^



Déjà vu

 Subaru ułożył ostrożnie bezwładne ciało na kanapie w salonie, w którym zebrali się wszyscy bracia Sakamaki. Spojrzał na swoje umazane krwią dziewczyny ręce. Zacisnął dłonie w pięści.
- Subaru – odezwał się Ayato, przywołując białowłosego do porządku. - Wyciągniesz to?
 Ayato wskazał sztylet tkwiący w piersi nieprzytomnej. Subaru skinął głową. Oplótł palcami wąską rękojeść i powoli wyciągnął ostrze. Z rany popłynęła krew, jednak żaden z szóstki wampirów nie rzucił się, by się nią pożywić.
 Subaru odsunął się. Był na siebie wściekły. Uderzył pięścią w ścianę, aż posypał się z niej tynk. Palce drugiej dłoni zaciskał kurczowo na sztylecie. Nie potrafił sam sobie wybaczyć tego, że Natsuki odzyskała jego broń. Chociaż sam ją jej kiedyś dał, chociaż powiedział, co ma zrobić, jeśli będzie miała dość… Teraz obwiniał się o to,  co się stało. Nie chciał by się zabiła. Nie chciał by umarła. Nie mógł znieść tej myśli. Powinien pozbyć się sztyletu, kiedy miał okazję.
 Ayato tymczasem ukląkł obok kanapy. Ujął drobną dłoń dziewczyny w swoją. Jej skóra była chłodna w dotyku, w dodatku stała się bledsza nawet od jego własnej. Zacisnął zęby, opanowując się. Wyczuwał zanikający puls. Życie uchodziło z dziewczyny z każdą chwilą, z każdą drogocenną sekundą.
- Reiji! – warknął Ayato.
- Nie mogę nic zrobić.
- Huuh, nie możesz odtworzyć tamtego eliksiru? – zapytał zdziwiony Raito.
- Nie. Drugi raz nie zadziała, poza tym… nie mamy wszystkich składników.
- To ją chociaż opatrz – Ayato zazgrzytał zębami.
- Nie wierzę, że nasza laleczka znowu to zrobiła… - mruknął Raito, zdejmując kapelusz i przyciskając go do klatki piersiowej.
- Czy tym razem umrze? – zapytał Kanato, pochylając się nad oparciem kanapy, by lepiej widzieć. W jego głosie pobrzmiewała nuta żalu.
 Znów dało się słyszeć głuchy łoskot, gdy Subaru ponownie uderzył w ścianę. Miał ochotę gołymi rękami połamać sztylet, chociaż wiedział, że i tak by to nic nie dało.
- Jesteście za głośni… - odezwał się znużonym głosem dotąd milczący Shu. – Przez to tego nie słyszycie.
Wszyscy, wraz z Reijim, który właśnie wrócił do pokoju z metalową skrzyneczką w rękach, spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Shu pochylił się w swoim fotelu i oparł podbródek na splecionych dłoniach.
- Jej serce wciąż bije. Przeżyje to.
Reiji bez słowa położył swoją skrzynkę na stoliku i spojrzał znacząco na Ayato.
- Byłoby mi łatwiej, gdybyś się odsunął.
 Zielonooki niechętnie wykonał polecenie, pozwalając, by jego przyrodni brat pochylił się nad Natsuki. Nagle ten zrobił coś czego nikt się po nim nie spodziewał – zaśmiał się. Ayato zgromił go spojrzeniem.
- Chyba miałeś…
- Może jednak nie jest taka głupia – Reiji przerwał mu wpół zdania, przeczesując włosy.
- Co masz na myśli? – odezwał się Raito.
Reiji poszerzył dziurę w koszulce dziewczyny i zabrał się za oczyszczanie rany.
- Sztylet mogący zabijać wampiry… Nie trafiła nim bezpośrednio w serce, ale pchnięcie było na tyle skuteczne, że przerwało połączenie, przynajmniej tymczasowo, z kobietą.
 Bracia zamilkli, pozwalając Reijiemu pracować. Ciemnowłosy wampir zastygł jednak w bezruchu, gdy przyjrzał się z bliska oczyszczonej ranie. Krwawienie ustąpiło. Przesunął palcem po bladej skórze.
- Reiji – syknął ostrzegawczo Ayato.
Okularnik, więc bez przekonania opatrzył ranę. Wyprostował się ze sceptyczną miną.
- Nie mogę nic więcej zrobić. Rana sama się goi, niedługo nie powinno być po niej śladu. Może nawet jeszcze dziś się zasklepi.
- Ale jak to możliwe? – Raito zmarszczył brwi.
 Reiji nie odpowiedział. Zamiast tego złapał nieprzytomną dziewczynę za podbródek i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wlał je do gardła bezbarwną substancję.
- Co to? – Ayato spiął się, ruszając w jego stronę.
- Powinno pomóc – odparł wymijająco, zamknąwszy swoją skrzyneczkę.
 W tej chwili ciało dziewczyny uniosło się na posłaniu, a jej plecy wygięły się w łuk. Z jej ust natomiast wydobył się jęk. Po chwili znów opadła bezwładnie na kanapę.
- Co się dzieje? – Raito odepchnął się od fotela.
Ayato w jednej chwili znalazł się przy kanapie. Subaru odsunął się od ściany, podchodząc bliżej reszty.
- Przemiana? – zapytał Kanato.
Shu zmarszczył brwi, kręcąc głową.
- To raczej niemożliwe. Normalny człowiek…
Jego biologiczny brat nie dał mu jednak skończyć. Lodowatym głosem przypomniał:
- Ona nie jest normalnym człowiekiem. Ma serce tej kobiety.
W pokoju zapadła cisza, wszyscy wpatrywali się w ciało dziewczyny, oświetlane teraz przez pierwsze promienie słońca.
- Ale nie przemieni się – oznajmił Reiji, wychodząc z pomieszczenia. – Przynajmniej nie teraz – dodał, gdy był już poza zasięgiem wzroku  i słuchu braci.
 Nie mogli już nic więcej zrobić. Pozostało im tylko czekać. Subaru wrócił pod ścianę, Shu i Raito z powrotem opadli na swoje fotele. Kanato nie ruszył się ze swojego miejsca, a Ayato ponownie ukucnął przy kanapie.
- Obudź się – powiedział, jakby miało to sprawić, że Natsuki nagle oprzytomnieje.
Pochylił się nad jej twarzą i z niezwykłą dla niego delikatnością przycisnął wargi do jej lekko rozchylonych ust.
 Nikt nie skomentował jego zachowania. Jedynie Raito uśmiechnął się do siebie, opierając podbródek na dłoni.
 Żaden z wampirów nie podejrzewałby Ayato o zdolność do przejmowania się kimś innym poza sobą, a już na pewno nie człowiekiem. Jednak Raito doskonale widział zmartwienie, czające się w zachowaniu swego brata. Przecież w końcu byli bliźniakami. Kiedyś, jako małe dzieci bardzo dobrze się rozumieli.
 Ayato z tak niepodobnym do niego smutkiem w oczach przyjrzał się twarzy dziewczyny. Powoli wracały na nią kolory. Ciało ciemnowłosej wyglądało niczym wykonane z porcelany. Piękne, ale delikatne i kruche. Wydawało mu się, że gdyby teraz zbyt mocno ją ścisnął – pękłaby i rozsypała się w drobne kawałeczki.
 Potrząsnął szybko głową, odganiając od siebie dziwne myśli. Ścisnął ostrożnie rękę dziewczyny.
- Natsuki… - niemal wyszeptał jej imię. – Otwórz oczy.
 Ponownie nakrył jej usta swoimi, ale tym razem wyczuł jakiś ruch. Delikatny, słaby, niemal niewyczuwalny, mimo to był pewien. Odsunął się powoli, przyglądając się jej uważnie.
***
 Gdy popchnęłam zdecydowanie sztylet w swoją klatkę piersiową, niemal nie poczułam bólu. W tej samej chwili głos w mojej głowie ustał, tak samo jak każdy inny dźwięk. Ciemność zasłoniła moje oczy, zupełnie jakby ktoś wyłączył światło. Raz po raz, powtarzałam w myślach jedno słowo – „przepraszam”. Zdawało mi się, że zanim upadłam, chwyciły mnie czyjeś silne ramiona, ale nie byłam pewna. Niczego nie mogłam być już pewna.
 Zdawało mi się, że tonę. Nie, to nie jest odpowiednie określenie. Nie tonęłam, a… dryfowałam. Unosiłam się zewsząd otoczona wodą. Czarną, gęstą, lepką, niczym smoła. Nie mogłam nic przez nią zobaczyć. Nie mogłam się ruszać. Nie mogłam mówić, widzieć ani słyszeć. Czy tak wygląda śmierć?
Woda oblepiała mnie. Czarne macki owijały się wokół moich nóg, rąk, tułowia, głowy. Pętały mnie i ściągały w dół. Nie walczyłam. Nie potrafiłam.
 I wtedy to zobaczyłam. Niewielki, jasny punkcik wysoko nade mną. Biała kropelka pośród morza czerni. Zaintrygowało mnie to. Wytężyłam wszystkie swoje przytępione przez smolistą wodę zmysły. Usłyszałam głos. Znajomy, cichy, dobiegający z oddali, tłumiony przez ciecz. Mój umysł się ożywił, a w sercu pojawiła się nadzieja. Zapragnęłam walczyć.
 Spróbowałam poruszyć ręką – nic. Dłonią. Nic. Skupiłam się najbardziej jak tylko potrafiłam. Porusz palcem, porusz palcem, porusz palcem. Błagam.
 Udało się. Poruszyłam małym palcem prawej dłoni. Potem serdecznym, środkowym, wskazującym i kciukiem. Wreszcie całą dłonią.
 Ogarnęła mnie taka euforia jakbym właśnie dokonała cudu. A może to był cud? Moje ciało przeszył ból, ale udało mi się uwolnić obie ręce. Wyszarpnęłam nogi i chociaż nigdy nie potrafiłam pływać, zaczęłam kierować się w górę. Nie dziwiłam się temu. Już nie umiałam.
 Czarne macki pomknęły za mną w pościg, oplatając się wokół moich kostek. Ale nie poddałam się. Nie mogłam. Byłam już tak blisko celu. Biała plamka powiększała się coraz bardziej, w miarę jak się do niej zbliżałam…
 Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza jak po nurkowaniu. Ale czy właśnie tego nie robiłam? Blask porannych promieni słonecznych poraził moje oczy. Zacisnęłam powieki. Kręciło mi się w głowie, w uszach szumiało, a w płucach piekło. Poczułam jakiś dotyk na twarzy, wokół mnie słyszałam głosy. Przez chwilę nie potrafiłam sobie przypomnieć co się stało i gdzie jestem. Wreszcie się uspokoiłam, wyrównałam oddech i powoli otworzyłam oczy. 
 Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam była twarz. Bardzo znajoma twarz. Zielone oczy wpatrywały się we mnie intensywnie z…troską? Zmartwieniem? Zamrugałam, niepewna.
- Aya…to? - skrzywiłam się, słysząc swój słaby, zachrypnięty głos.
- Tak. Witaj z powrotem – kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu.
 Zdałam sobie sprawę, że nie tylko Ayato tu jest. Uśmiechała się do mnie czwórka innych wampirów. Nawet Subaru, nawet Shu! Lekko, prawie niezauważalnie, ale jednak. Tylko twarz Reiji’ego pozostawała tą samą, kamienną maską.
- Wszyscy… przepraszam… - szepnęłam. 
 W tej samej chwili zwróciłam uwagę na to, że w mojej głowie panuje cisza. Irytujący głos Cordelii wreszcie zamilkł. Odetchnęłam z ulgą, przymykając oczy.
- Udało się.