Oto i jest! Trzeci rozdział Diabolik Lovers. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Życzę miłej lektury ^^
Krew, pot i łzy
Subaru zaprowadził mnie do domu
i choć z początku protestował, udało mi się go ostatecznie przekonać, że do
łazienki naprawdę mogę iść sama. Mimo to i tak stanął pod drzwiami oraz
zastrzegł, że gdyby coś się działo, to wejdzie bez ostrzeżenia.
W łazience stanęłam przed lustrem i z uwagą przyjrzałam się swojemu odbiciu. Byłam bledsza niż zazwyczaj, miałam ciemne kręgi pod oczami i potargane włosy. Zdusiłam w sobie jęknięcie. Koszula nocna z delikatnego, białego materiału, którą miałam na sobie była poplamiona. Musiałam się przebrać, jeśli nie chciałam podpaść reszcie. Zdecydowałam się jednakże najpierw zająć się pokaleczonymi rękami. Zastanawiałam się, jak uda mi się to wszystko ukryć przed chłopakami.
Odkręciłam wodę w umywalce i wsunęłam dłonie pod strumień zimnej wody. Przygryzłam dolną wargę. Skóra szczypała niemiłosiernie. Ułożyłam dłonie w koszyczek, chcąc obmyć również twarz. Jednak gdy spojrzałam na swoje palce, wrzasnęłam i wylałam całą zawartość dłoni, ochlapując nią również podłogę.
Dłonie miałam pokaleczone, to fakt, jednak w umywalce zebrało się tyle krwi jakbym co najmniej odcięła sobie pół ręki. Z przerażeniem patrzyłam jak z kranu skapują kolejne krople czerwonej cieczy.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i w jednej chwili obok mnie znalazł się Subaru.
- Co się stało?
Przełknęłam ciężko ślinę i drżącą ręką wskazałam na umywalkę. Białowłosy zakręcił wodę i spojrzał na mnie pytająco.
- O co chodzi?
- Krew… - wybełkotałam.
- Krew?
Przesunęłam się do przodu i niepewnie zajrzałam do umywalki. Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. Na białej, lśniącej powierzchni nie było ani jednej czerwonej kropli.
- A-ale…
Subaru przyłożył swoją dłoń do mojego czoła, marszcząc przy tym brwi.
- Gorączka wróciła. Może to halucynacje?
Nie miałam siły się z nim spierać. Nie widziałam sensu. Może naprawdę choroba tak źle na mnie wpływała, że dostawałam już halucynacji. Nie mogłam być niczego pewna.
Posłusznie pozwoliłam zaprowadzić się do swojego pokoju i przykryć pościelą.
Gdy uniosłam dłoń by odgarnąć sobie włosy z twarzy, coś dziwnego przykuło moją uwagę. Skóra na dłoni, która jeszcze chwilę temu w wielu miejscach była zadrapana teraz stała się nieskazitelnie gładka. Tak jakbym nigdy się nie zraniła.
- Nie mówmy nic reszcie – szepnęłam jeszcze do Subaru zanim osunęłam się w objęcia Morfeusza.
W łazience stanęłam przed lustrem i z uwagą przyjrzałam się swojemu odbiciu. Byłam bledsza niż zazwyczaj, miałam ciemne kręgi pod oczami i potargane włosy. Zdusiłam w sobie jęknięcie. Koszula nocna z delikatnego, białego materiału, którą miałam na sobie była poplamiona. Musiałam się przebrać, jeśli nie chciałam podpaść reszcie. Zdecydowałam się jednakże najpierw zająć się pokaleczonymi rękami. Zastanawiałam się, jak uda mi się to wszystko ukryć przed chłopakami.
Odkręciłam wodę w umywalce i wsunęłam dłonie pod strumień zimnej wody. Przygryzłam dolną wargę. Skóra szczypała niemiłosiernie. Ułożyłam dłonie w koszyczek, chcąc obmyć również twarz. Jednak gdy spojrzałam na swoje palce, wrzasnęłam i wylałam całą zawartość dłoni, ochlapując nią również podłogę.
Dłonie miałam pokaleczone, to fakt, jednak w umywalce zebrało się tyle krwi jakbym co najmniej odcięła sobie pół ręki. Z przerażeniem patrzyłam jak z kranu skapują kolejne krople czerwonej cieczy.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i w jednej chwili obok mnie znalazł się Subaru.
- Co się stało?
Przełknęłam ciężko ślinę i drżącą ręką wskazałam na umywalkę. Białowłosy zakręcił wodę i spojrzał na mnie pytająco.
- O co chodzi?
- Krew… - wybełkotałam.
- Krew?
Przesunęłam się do przodu i niepewnie zajrzałam do umywalki. Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. Na białej, lśniącej powierzchni nie było ani jednej czerwonej kropli.
- A-ale…
Subaru przyłożył swoją dłoń do mojego czoła, marszcząc przy tym brwi.
- Gorączka wróciła. Może to halucynacje?
Nie miałam siły się z nim spierać. Nie widziałam sensu. Może naprawdę choroba tak źle na mnie wpływała, że dostawałam już halucynacji. Nie mogłam być niczego pewna.
Posłusznie pozwoliłam zaprowadzić się do swojego pokoju i przykryć pościelą.
Gdy uniosłam dłoń by odgarnąć sobie włosy z twarzy, coś dziwnego przykuło moją uwagę. Skóra na dłoni, która jeszcze chwilę temu w wielu miejscach była zadrapana teraz stała się nieskazitelnie gładka. Tak jakbym nigdy się nie zraniła.
- Nie mówmy nic reszcie – szepnęłam jeszcze do Subaru zanim osunęłam się w objęcia Morfeusza.
Tajemnicza choroba
zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Następnego dnia po gorączce nie było
śladu, a ja czułam się pełna energii. Trzeba przyznać, że wszystkich tym
niezmiernie zaskoczyłam. Reiji, mimo, że po szczegółowym przebadaniu mnie nie
znalazł chociażby jednego objawu, czy też śladu po niedawnej chorobie, podniósł
moją zwyczajną, dzienną dawkę witamin i wciąż faszerował mnie jakimiś ziołowymi
specyfikami.
Czasami wciąż dostawałam niespodziewanych bólów głowy, a nocami nawiedzały mnie dziwne sny. Wolałam jednak to wszystko przemilczeć.
Wróciłam na szkolne zajęcia. Udało mi się również wybłagać Subaru, by zaczął wreszcie ćwiczyć ze mną obiecaną mi samoobronę. Tak więc, gdy w czwartek budzik wyrwał mnie ze snu o piątej nad ranem, nie mogłam protestować ani narzekać, chociaż miałam na to wielką ochotę.
Zaspana zwlokłam się z łóżka, dziękując Bogu, za to, że tym razem Ayato nie postanowił mnie odwiedzić. Oszczędziło mi to przynajmniej niepotrzebnych pytań. Wiedziałam jednak, że prędzej czy później ten dowie się, że wykradam się nad ranem by ćwiczyć z Subaru. Wiedziałam również, że nie będzie z tego bynajmniej zadowolony.
Starając się nie zasnąć na stojąco, wciągnęłam na siebie białą bokserkę, ciemne leginsy, spięłam włosy w kitkę i wsunęłam trampki na stopy. Piąta rano to zdecydowanie nie była pora dla mnie. Już czułam, że będę musiała odespać te godziny w ciągu dnia.
Muszę się wreszcie przyzwyczaić do nocnego trybu życia, przeszło mi przez myśl, gdy ślimaczym tempem schodziłam po schodach. Senność zniknęła jednakże bardzo szybko, gdy tylko wyszłam na dwór. Chłodny wiatr podziałał na mnie niczym kubeł zimnej wody. Poprawiłem czarną bluzę, wsuwając dłonie do rękawów. Rozejrzałam się wokół.
Cały ogród spowijała mgła, trzymająca się nisko ziemi. Nie było więc zbytniego problemu z widocznością, ale za to trzeba było uważać, gdzie się stawiało stopy. Cisza tu panująca była tak głęboko, że niemal namacalna. Nieprzyjemne wrażenie potęgowała szarość poranka oraz ciemne chmury zasnuwające niebo.
Sunęłam powoli ścieżką, napawając się tajemniczymi widokami. Objęłam się ramionami. Mało brakowało a zaczęłabym szczękać zębami.
Cholera, przesadzasz, skarciłam się w myślach. Nie zachowuj się jak jakaś rozpieszczona paniusia.
Właśnie miałam wdać się w konkretną kłótnię sama ze sobą, gdy dojrzałam postać opierającą się o pobliskie drzewo. Subaru obserwował mnie z jedną uniesioną brwią. Oczywiście chłód poranka miał w głębokim poważaniu, mając na sobie postrzępiony, szary podkoszulek i czarne jeansy. Eleganckie buty zastąpił tak jak ja, trampkami. Z tym wyjątkiem, że jego wyglądały na markowe. Od razu wyprostowałam się i odchrząknęłam.
- Dobry – burknęłam w jego stronę.
- Jeśli chcesz się wycofać…
O tak, chcę się wycofać do swojego cieplutkiego łóżeczka, przykryć się cieplutką kołderką i spać tak długo, póki Reiji nie ochrzani mnie za obijanie się.
- Nie – odparłam, unosząc dumnie podbródek i podpierając się pod boki. – No chyba, że ty wymiękasz.
Szybko pożałowałam, że zabrałam ze sobą bluzę. Już po kilku minutach solidnej rozgrzewki jaką zapewnił mi Subaru czułam pot spływający mi po plecach. Wuefiści mogliby się od niego uczyć. Był naprawdę wymagającym nauczycielem.
W krótkiej przerwie między ćwiczeniami ściągnęłam bluzę i cisnęłam ją pod drzewo, gdzie zniknęła we mgle. Subaru nie patyczkował się ze mną. Wykrzykiwał krótkie polecenia oraz ganił mnie, gdy coś źle robiłam.
- A teraz skłony. Pochyl się bardziej. Bardziej! Nie, jeszcze raz. Dobrze. Wytrzymaj tak jeszcze kilka sekund. Dwadzieścia powtórek.
Pod koniec rozgrzewki miałam już serdecznie dość. No, ale właśnie. To była tylko rozgrzewka. Oddychając ciężko, opadłam na trawę.
- Jesteś sadystą… - jęknęłam, ocierając czoło wierzchem dłoni.
Oczywiście, miałam na myśli ćwiczenia. Tak naprawdę, Subaru miał najmniej sadystyczne skłonności z całej swojej rodziny.
- To ty mnie o to prosiłaś. Mówiłem, że jeśli chcesz się wycofać…
- Nie chcę! – krzyknęłam i zerwałam się szybko na równe rogi. – Obiecałeś nauczyć mnie samoobrony. I nauczysz mnie, chyba, że ty się wycofasz, bo ja nie zamierzam. I wypadałoby chyba wreszcie przejść do jakichś konkretnych ćwiczeń, prawda?
Białowłosy patrzył na mnie przez chwilę w ciszy. Wreszcie kącik jego ust zadrżał, unosząc się nieznacznie.
Czasami wciąż dostawałam niespodziewanych bólów głowy, a nocami nawiedzały mnie dziwne sny. Wolałam jednak to wszystko przemilczeć.
Wróciłam na szkolne zajęcia. Udało mi się również wybłagać Subaru, by zaczął wreszcie ćwiczyć ze mną obiecaną mi samoobronę. Tak więc, gdy w czwartek budzik wyrwał mnie ze snu o piątej nad ranem, nie mogłam protestować ani narzekać, chociaż miałam na to wielką ochotę.
Zaspana zwlokłam się z łóżka, dziękując Bogu, za to, że tym razem Ayato nie postanowił mnie odwiedzić. Oszczędziło mi to przynajmniej niepotrzebnych pytań. Wiedziałam jednak, że prędzej czy później ten dowie się, że wykradam się nad ranem by ćwiczyć z Subaru. Wiedziałam również, że nie będzie z tego bynajmniej zadowolony.
Starając się nie zasnąć na stojąco, wciągnęłam na siebie białą bokserkę, ciemne leginsy, spięłam włosy w kitkę i wsunęłam trampki na stopy. Piąta rano to zdecydowanie nie była pora dla mnie. Już czułam, że będę musiała odespać te godziny w ciągu dnia.
Muszę się wreszcie przyzwyczaić do nocnego trybu życia, przeszło mi przez myśl, gdy ślimaczym tempem schodziłam po schodach. Senność zniknęła jednakże bardzo szybko, gdy tylko wyszłam na dwór. Chłodny wiatr podziałał na mnie niczym kubeł zimnej wody. Poprawiłem czarną bluzę, wsuwając dłonie do rękawów. Rozejrzałam się wokół.
Cały ogród spowijała mgła, trzymająca się nisko ziemi. Nie było więc zbytniego problemu z widocznością, ale za to trzeba było uważać, gdzie się stawiało stopy. Cisza tu panująca była tak głęboko, że niemal namacalna. Nieprzyjemne wrażenie potęgowała szarość poranka oraz ciemne chmury zasnuwające niebo.
Sunęłam powoli ścieżką, napawając się tajemniczymi widokami. Objęłam się ramionami. Mało brakowało a zaczęłabym szczękać zębami.
Cholera, przesadzasz, skarciłam się w myślach. Nie zachowuj się jak jakaś rozpieszczona paniusia.
Właśnie miałam wdać się w konkretną kłótnię sama ze sobą, gdy dojrzałam postać opierającą się o pobliskie drzewo. Subaru obserwował mnie z jedną uniesioną brwią. Oczywiście chłód poranka miał w głębokim poważaniu, mając na sobie postrzępiony, szary podkoszulek i czarne jeansy. Eleganckie buty zastąpił tak jak ja, trampkami. Z tym wyjątkiem, że jego wyglądały na markowe. Od razu wyprostowałam się i odchrząknęłam.
- Dobry – burknęłam w jego stronę.
- Jeśli chcesz się wycofać…
O tak, chcę się wycofać do swojego cieplutkiego łóżeczka, przykryć się cieplutką kołderką i spać tak długo, póki Reiji nie ochrzani mnie za obijanie się.
- Nie – odparłam, unosząc dumnie podbródek i podpierając się pod boki. – No chyba, że ty wymiękasz.
Szybko pożałowałam, że zabrałam ze sobą bluzę. Już po kilku minutach solidnej rozgrzewki jaką zapewnił mi Subaru czułam pot spływający mi po plecach. Wuefiści mogliby się od niego uczyć. Był naprawdę wymagającym nauczycielem.
W krótkiej przerwie między ćwiczeniami ściągnęłam bluzę i cisnęłam ją pod drzewo, gdzie zniknęła we mgle. Subaru nie patyczkował się ze mną. Wykrzykiwał krótkie polecenia oraz ganił mnie, gdy coś źle robiłam.
- A teraz skłony. Pochyl się bardziej. Bardziej! Nie, jeszcze raz. Dobrze. Wytrzymaj tak jeszcze kilka sekund. Dwadzieścia powtórek.
Pod koniec rozgrzewki miałam już serdecznie dość. No, ale właśnie. To była tylko rozgrzewka. Oddychając ciężko, opadłam na trawę.
- Jesteś sadystą… - jęknęłam, ocierając czoło wierzchem dłoni.
Oczywiście, miałam na myśli ćwiczenia. Tak naprawdę, Subaru miał najmniej sadystyczne skłonności z całej swojej rodziny.
- To ty mnie o to prosiłaś. Mówiłem, że jeśli chcesz się wycofać…
- Nie chcę! – krzyknęłam i zerwałam się szybko na równe rogi. – Obiecałeś nauczyć mnie samoobrony. I nauczysz mnie, chyba, że ty się wycofasz, bo ja nie zamierzam. I wypadałoby chyba wreszcie przejść do jakichś konkretnych ćwiczeń, prawda?
Białowłosy patrzył na mnie przez chwilę w ciszy. Wreszcie kącik jego ust zadrżał, unosząc się nieznacznie.
Przez następne chyba bite
pół godziny, Subaru szczegółowo wyjaśniał, które miejsca i jak powinnam osłaniać. Każdy opisany
przykład później demonstrował. Następnie przeszedł do pokazywania jak w
najłatwiejszy sposób wykręcić komuś rękę i jak coś z niej wytrącić.
- Jesteś dziwna – stwierdził w pewnym momencie, gdy bezskutecznie próbowałam złapać go za nadgarstek lub zrobić cokolwiek innego z tego, czego mnie uczył.
Wiem.
- Czemu tak uważasz?
- Dowiedziałaś się, że jesteś adoptowana – słowa wydobywające się z jego ust zabolały jak cios w brzuch, przypominając o niechcianej prawdzie. Uszło ze mnie całe powietrze. Odsłoniłam się. Białowłosy wykorzystał to błyskawicznie łapiąc mnie za rękę i wykręcając mi ją na plecach.
- Zostałaś zmuszona do zamieszkania z szóstką wampirów – kontynuował. – Niejednokrotnie stawałaś się naszą ofiarą, ofiarą ataków moich braci. Niezliczoną ilość razy pito twoją krew. Zmuszano cię do robienia rzeczy, których nie chciałaś robić. Prawie umarłaś.
Mówił cicho, wciąż wykręcając mi rękę. Czułam jego oddech na wilgotnej skórze. Przygryzłam wargę. Ręka mnie bolała, prawie tak jak prawda, którą mi uświadamiał.
- Mimo to, ty się nie poddałaś. Nie załamałaś się. Nie próbujesz uciekać, nie próbowałaś zabić żadnego z nas, chociaż dałem ci broń do tego potrzebną i miałaś ku temu wiele okazji – mówił coraz głośniej. – Zachowujesz się jakby to był twój bezpieczny dom. Traktujesz nas jak… jak swoją rodzinę! Dlaczego?! Jesteś masochistką?
Wreszcie puścił mój nadgarstek, odsunął się. Odetchnęłam z ulgą, opierając dłonie na drżących kolanach. Powoli się wyprostowałam i spojrzałam prosto w krwistoczerwone oczy wampira. Widniało w nich niezrozumienie.
- Nie wiem, może jestem masochistką. Nie wiem, czemu się tak zachowuję. Nie wiem, ale nie widzę sensu w uciekaniu wam. Nie widzę sensu w zabijaniu was. Przecież, gdy przyszło co do czego, to właśnie wy stanęliście w mojej obronie! Jeśli dobrze pamiętam, uratowaliście mnie. Sądzę, że lepiej pogodzić się ze swoim losem. Bo jaki mam wybór? Mam zachowywać się jak pusta blondynka z taniego horroru? Mam piszczeć i błagać was o ocalenie życia? – prychnęłam. – Wybacz, ale nie jestem taka.
Bo po co bawić się w kotka i myszkę, skoro i tak kot prędzej czy później dopadnie swoją ofiarę? Będzie się nią bawił tak długo aż mu się znudzi albo ją pożre. Nie chciałam być pożarta ani nie chciałam być zabawką. Pragnęłam być zaakceptowana. Tak, właśnie tak. Pragnęłam żeby bracia Sakamaki mnie zaakceptowali i żeby widzieli we mnie kogoś, a nie tylko zabawkę i chodzący bank krwi. Tak naprawdę nie chciałam opuszczać ich domu.
Prawie się zaśmiałam. Może naprawdę jestem masochistką?
Subaru skinął lekko głową jakby się z czymś zgadzał. Przeczesał dłonią nieskazitelnie białe włosy. Oczywiście on po całym tym treningu wyglądał jak nowonarodzony. W ogóle nie było po nim widać zmęczenia, a na jego ubraniu nie dało się dostrzec ani jednej plamy potu. Westchnęłam cicho. Szczęściarz…
Ja pewnie wyglądałam okropnie. Kosmyki czarnych włosów przyklejały mi się do twarzy i szyi. Cała byłam spocona i czułam jak nogi dygotają mi ze zmęczenia.
Niebo nad ogrodem pojaśniało, chłodny wiatr poruszył moimi włosami. Dopiero teraz zorientowałam się, że mgła gdzieś przepadła.
- I bardzo dobrze – mruknął Subaru, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Co?
- Tak trzymaj – odparł tylko
„Tak trzymaj”? O co może mu chodzić?
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc.
Wampir jednak najwyraźniej nie miał zamiaru mi podpowiadać. Schylił się, podnosząc z ziemi moją bluzę. Podał mi ją i przechodząc obok mnie rzucił tylko:
- Na dzisiaj koniec – po czym zniknął. Dosłownie.
- Jesteś dziwna – stwierdził w pewnym momencie, gdy bezskutecznie próbowałam złapać go za nadgarstek lub zrobić cokolwiek innego z tego, czego mnie uczył.
Wiem.
- Czemu tak uważasz?
- Dowiedziałaś się, że jesteś adoptowana – słowa wydobywające się z jego ust zabolały jak cios w brzuch, przypominając o niechcianej prawdzie. Uszło ze mnie całe powietrze. Odsłoniłam się. Białowłosy wykorzystał to błyskawicznie łapiąc mnie za rękę i wykręcając mi ją na plecach.
- Zostałaś zmuszona do zamieszkania z szóstką wampirów – kontynuował. – Niejednokrotnie stawałaś się naszą ofiarą, ofiarą ataków moich braci. Niezliczoną ilość razy pito twoją krew. Zmuszano cię do robienia rzeczy, których nie chciałaś robić. Prawie umarłaś.
Mówił cicho, wciąż wykręcając mi rękę. Czułam jego oddech na wilgotnej skórze. Przygryzłam wargę. Ręka mnie bolała, prawie tak jak prawda, którą mi uświadamiał.
- Mimo to, ty się nie poddałaś. Nie załamałaś się. Nie próbujesz uciekać, nie próbowałaś zabić żadnego z nas, chociaż dałem ci broń do tego potrzebną i miałaś ku temu wiele okazji – mówił coraz głośniej. – Zachowujesz się jakby to był twój bezpieczny dom. Traktujesz nas jak… jak swoją rodzinę! Dlaczego?! Jesteś masochistką?
Wreszcie puścił mój nadgarstek, odsunął się. Odetchnęłam z ulgą, opierając dłonie na drżących kolanach. Powoli się wyprostowałam i spojrzałam prosto w krwistoczerwone oczy wampira. Widniało w nich niezrozumienie.
- Nie wiem, może jestem masochistką. Nie wiem, czemu się tak zachowuję. Nie wiem, ale nie widzę sensu w uciekaniu wam. Nie widzę sensu w zabijaniu was. Przecież, gdy przyszło co do czego, to właśnie wy stanęliście w mojej obronie! Jeśli dobrze pamiętam, uratowaliście mnie. Sądzę, że lepiej pogodzić się ze swoim losem. Bo jaki mam wybór? Mam zachowywać się jak pusta blondynka z taniego horroru? Mam piszczeć i błagać was o ocalenie życia? – prychnęłam. – Wybacz, ale nie jestem taka.
Bo po co bawić się w kotka i myszkę, skoro i tak kot prędzej czy później dopadnie swoją ofiarę? Będzie się nią bawił tak długo aż mu się znudzi albo ją pożre. Nie chciałam być pożarta ani nie chciałam być zabawką. Pragnęłam być zaakceptowana. Tak, właśnie tak. Pragnęłam żeby bracia Sakamaki mnie zaakceptowali i żeby widzieli we mnie kogoś, a nie tylko zabawkę i chodzący bank krwi. Tak naprawdę nie chciałam opuszczać ich domu.
Prawie się zaśmiałam. Może naprawdę jestem masochistką?
Subaru skinął lekko głową jakby się z czymś zgadzał. Przeczesał dłonią nieskazitelnie białe włosy. Oczywiście on po całym tym treningu wyglądał jak nowonarodzony. W ogóle nie było po nim widać zmęczenia, a na jego ubraniu nie dało się dostrzec ani jednej plamy potu. Westchnęłam cicho. Szczęściarz…
Ja pewnie wyglądałam okropnie. Kosmyki czarnych włosów przyklejały mi się do twarzy i szyi. Cała byłam spocona i czułam jak nogi dygotają mi ze zmęczenia.
Niebo nad ogrodem pojaśniało, chłodny wiatr poruszył moimi włosami. Dopiero teraz zorientowałam się, że mgła gdzieś przepadła.
- I bardzo dobrze – mruknął Subaru, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Co?
- Tak trzymaj – odparł tylko
„Tak trzymaj”? O co może mu chodzić?
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc.
Wampir jednak najwyraźniej nie miał zamiaru mi podpowiadać. Schylił się, podnosząc z ziemi moją bluzę. Podał mi ją i przechodząc obok mnie rzucił tylko:
- Na dzisiaj koniec – po czym zniknął. Dosłownie.
Od razu po wejściu do
domu skierowałam swe kroki do łazienki. Zrzuciłam z siebie ubrania, zostawiając
je na białych kafelkach i weszłam do kabiny prysznicowej. Odkręciłam wodę,
pozwalając by strumień chłodnej wody płynął swobodnie po moim ciele. Pochyliłam
głowę i przymknęłam powieki.
- Dał mi niezły wycisk – mruknęłam do siebie. – Ale sama tego chciałam.
Otworzyłam oczy i sięgnęłam po buteleczkę z żelem pod prysznic. Zaraz ją jednak upuściłam z cichym piskiem. Z przerażeniem wpatrywałam się w dno kabiny. Zamiast wody zebrała się tam… krew. Uniosłam głowę. Krew wypływała ze słuchawki prysznica.
Wrzasnęłam, szarpiąc się z zasuwanymi drzwiczkami kabiny. Wypadłam z niej, potykając się o własne nogi. Upadłam na kafelki, trzęsąc się z przerażenia. Drżącą ręką sięgnęłam po ręcznik, który zrzuciłam na podłogę i owinęłam się nim szczelnie. Zebrało mi się na płacz. Dokładnie w tej samej chwili drzwi otworzyły się bez ostrzeżenia.
- Co to za krzyki, moja maleńka?
Przez kilka sekund wpatrywałam się w Raito stojącego w progu z tym jego uśmieszkiem na ustach. Musiałam żałośnie wyglądać siedząc tak na podłodze, naga, owinięta jedynie ręcznikiem, z załzawionymi oczami.
Sięgnęłam po najbliższą rzecz, czyli buteleczkę z szamponem i cisnęłam nią w stronę drzwi. Było to komicznie niedorzeczne posunięcie. Butelka upadła jakiś metr dalej i sunąc po podłodze dotarła do nóg Raito.
- Wyjdź stąd! – wrzasnęłam. – Wynoś się!
- Czy to szampon, którego używasz? – zapytał, nie przejmując się moimi wrzaskami. Podniósł buteleczkę, odkręcił ją i powąchał zawartość.
- Cudowny zapach, maleńka – jego głos dobiegał teraz zza moich pleców. Złapał pasmo moich włosów i podniósł do swojej twarzy. – Podnieca mnie.
Poczułam jego palce na skórze pod łopatkami, tuż nad krawędzią ręcznika. Coś we mnie pękło. Zerwałam się na równe nogi.
- Zostaw mnie! – krzyknęłam, czując jak łzy spływają po moich policzkach. – Odwal się. Po prostu się ODWAL!
Zielone oczy wampira rozszerzyły się na chwilę z zaskoczenia. Wykorzystałam moment, zgarnęłam swoje rzeczy z podłogi i niemal na oślep popędziłam do swojego pokoju.
Ubrałam się mechanicznymi ruchami, po czym rzuciłam się na łóżko. Zwinęłam się w kłębek i przytuliłam się do wielkiej poduchy, pozwalając płynąć łzom. Czułam się okropnie. Żałosna i bezradna.
Nagle mój umysł wypełnił się samymi najgorszymi myślami, które od długiego czasu od siebie odpychałam. Byłam adoptowana. Żyłam w domu z szóstką krwiożerczych potworów. Znęcano się nade mną. Prawie umarłam. A teraz wszędzie widziałam krew. Moje życie przypominało horror.
Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, nie wiedziałam skąd się to wszystko brało. Czemu tak gwałtownie wybuchłam?
Zacisnęłam powieki, a z mojego gardła wydobył się szloch.
- Dał mi niezły wycisk – mruknęłam do siebie. – Ale sama tego chciałam.
Otworzyłam oczy i sięgnęłam po buteleczkę z żelem pod prysznic. Zaraz ją jednak upuściłam z cichym piskiem. Z przerażeniem wpatrywałam się w dno kabiny. Zamiast wody zebrała się tam… krew. Uniosłam głowę. Krew wypływała ze słuchawki prysznica.
Wrzasnęłam, szarpiąc się z zasuwanymi drzwiczkami kabiny. Wypadłam z niej, potykając się o własne nogi. Upadłam na kafelki, trzęsąc się z przerażenia. Drżącą ręką sięgnęłam po ręcznik, który zrzuciłam na podłogę i owinęłam się nim szczelnie. Zebrało mi się na płacz. Dokładnie w tej samej chwili drzwi otworzyły się bez ostrzeżenia.
- Co to za krzyki, moja maleńka?
Przez kilka sekund wpatrywałam się w Raito stojącego w progu z tym jego uśmieszkiem na ustach. Musiałam żałośnie wyglądać siedząc tak na podłodze, naga, owinięta jedynie ręcznikiem, z załzawionymi oczami.
Sięgnęłam po najbliższą rzecz, czyli buteleczkę z szamponem i cisnęłam nią w stronę drzwi. Było to komicznie niedorzeczne posunięcie. Butelka upadła jakiś metr dalej i sunąc po podłodze dotarła do nóg Raito.
- Wyjdź stąd! – wrzasnęłam. – Wynoś się!
- Czy to szampon, którego używasz? – zapytał, nie przejmując się moimi wrzaskami. Podniósł buteleczkę, odkręcił ją i powąchał zawartość.
- Cudowny zapach, maleńka – jego głos dobiegał teraz zza moich pleców. Złapał pasmo moich włosów i podniósł do swojej twarzy. – Podnieca mnie.
Poczułam jego palce na skórze pod łopatkami, tuż nad krawędzią ręcznika. Coś we mnie pękło. Zerwałam się na równe nogi.
- Zostaw mnie! – krzyknęłam, czując jak łzy spływają po moich policzkach. – Odwal się. Po prostu się ODWAL!
Zielone oczy wampira rozszerzyły się na chwilę z zaskoczenia. Wykorzystałam moment, zgarnęłam swoje rzeczy z podłogi i niemal na oślep popędziłam do swojego pokoju.
Ubrałam się mechanicznymi ruchami, po czym rzuciłam się na łóżko. Zwinęłam się w kłębek i przytuliłam się do wielkiej poduchy, pozwalając płynąć łzom. Czułam się okropnie. Żałosna i bezradna.
Nagle mój umysł wypełnił się samymi najgorszymi myślami, które od długiego czasu od siebie odpychałam. Byłam adoptowana. Żyłam w domu z szóstką krwiożerczych potworów. Znęcano się nade mną. Prawie umarłam. A teraz wszędzie widziałam krew. Moje życie przypominało horror.
Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, nie wiedziałam skąd się to wszystko brało. Czemu tak gwałtownie wybuchłam?
Zacisnęłam powieki, a z mojego gardła wydobył się szloch.
Cudowny rozdział ♥ Nie przeżyję czekając miesiąc na kolejny :c
OdpowiedzUsuńSpokojnie, są wakacje, mam dużo czasu, więc postaram się napisać następny rozdział jeszcze w tym tygodniu :3
UsuńRozdział wspaniały jak zawsze! Mam nadzieje, że sprinterem napiszesz kolejny rozdział bo już się nie mogę doczekać więc proszę pisz szybko!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i przesyłam wene !! ♥♥
Wspaniały rozdział :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział zawsze Subaru uwarzałam za dupka a tutaj się okazuje że jest bardzo fajny a Raito ten zbok jakby mi wszedł do łazienki to b go poprostu skopała haha troszeczke żal mi jej że ponownie cierpi i wszystko sie jej przypomniało prze Subaru jakby nie powiedziedz ale ogólnie rozdział mi się podobał.
OdpowiedzUsuńWłaśnie założyłam specjalnie konti aby spytać kiedy next xD Bo kurwa ro kocham a chce mieć lekture na sylwestra xD Pamiętam że ostatniego sylwestra czytałam to bo dopiero to znalazłam..taki fajny maraton. Ale teraz nie moge zrobić se maratonu xD Rozumiem szkoła i wgl ale bym prosiła o next bo na prawde *-* To jest tak zajebiste a ja dłużej nie moge tak czekać na nexta xD Planowałam nie czytać wszystkich rozdziałów jake teraz wydasz żeby je wszystkie na raz w sylwestra poczytać ale nie ma ani jednego ;CC Baaaaardzo czekam i mam nadzieje że będziesz miała i masz wene i dobrze ci idzie w szkole :>
OdpowiedzUsuńSkoro rozumiesz, to dlaczego nalegasz? "Nie możesz" czekać? Chcesz mieć "lekturę na sylwestra"? Chyba nie sądzisz, że po przeczytaniu takich haseł rzucę wszystko, żebyś tylko miała co czytać na zakończenie roku. Wybacz, ale z brakiem czasu, to ja ci rozdziału nie wyczaruję. Po raz kolejny proszę o cierpliwość.
UsuńNie nalegam...tylko mówie jak bardzo kocham czytać co piszesz...przecież rozumiem..:/ Czemu od razu tak piszesz? Napisałam tylko co bym chciała...a czy ja napisałam "rozumiem brak czasu ale w tej chwili masz pisać next"??? Nie...skoro nie masz czasu ja to rozumiem przecież...+ ja tylko wychwalałam to jak piszesz jak coś..bo zajebiście piszesz tak powiem..Trzymaj się i wgl..pisz kiedy chcesz...ważne żebyś kiedykolwiek napisała..może być nawet w lutym lub później ważne żeby wgl było..:c Więc ja nie nalegam przecież..miłego dnia i takie tam :)
UsuńNie nalegasz? A tak właśnie odebrałam twoje "ale bym prosiła o next". No cóż, w każdym razie, jeśli tak lubisz to, jak piszę, to już możesz przeczytać 40 rozdział DL oraz inne opowiadania dla zabicia czasu ;3
Usuń*-* rozdział *-*
UsuńAha myślałam że skomentowałam ostatni rozdział a tu 3..jprdl *faceplam* udaeaj że to rozdział 39 XDDD
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, co się dzieje czy ma jakieś omamy czy coś innego, ha sama rozgrzewka ją wykończyła... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia