Czy ja naprawdę ostatni rozdział tej historii dodałam prawie rok temu? ;-; Przepraszam wszystkich, którzy to czytali T^T Właśnie skończyłam pisać ten nowy rozdział i mam nadzieję, że się wam spodoba. Życzę miłego czytania i czekam na wasze opinie :3
Zburzony spokój
Mijały dni,
a ja w dalszym ciągu mieszkałam z członkami Explosive
Rabbits oraz chodziłam do szkoły, jakby nigdy nic. Nastoletni terroryści
nawet nie rozmawiali o kolejnej akcji, ale czułam, że coś się zbliżało. Nikt
jednak o niczym mi nie mówił, a ja nie próbowałam dociekać. Chciałam nacieszyć
się chwilami spokoju. W szkole nadal najwyraźniej nie nabrano żadnych
podejrzeń, co do mnie, co musiało oznaczać, że moja matka nigdzie nie zgłosiła
mojego zaginięcia. Dlaczego, tak właściwie, myślałam, że będzie inaczej? Ona
pewnie wręcz ucieszyła się, że z jej domu zniknęła problemowa gęba do
wyżywienia.
Po części zadowolona z tego, że nikt nie zawracał sobie mną głowy zaczęłam się czuć nietykalna. Myślałam, że wszystko jakoś samo się ułoży. Do czasu. Los bowiem szybko postanowił mi uświadomić, iż byłam w błędzie.
Miało to miejsce pewnego poranka, tuż przed rozpoczęciem lekcji. Nasz nauczyciel, wszedłszy do klasy, od razu skupił swoją uwagę na mnie. Poczułam niepokój, gdy podszedł do mojej ławki. Jego twarz była nieco blada, a on sam wydawał się być zatroskany.
- Panno Shimizu, dyrektor prosi cię do siebie – powiedział cicho.
- Teraz? – zapytałam, starając się nie okazywać swojego nagłego podenerwowania.
Czyżby jednak odkryli prawdę?
- Tak. – Odwrócił się i omiótł wzrokiem resztę uczniów znajdujących się w sali. – Zacznijcie czytać tekst znajdujący się na stronie sto szóstej. Niedługo wrócę.
Przełknęłam ślinę, zastanawiając się, jak bardzo mogłam mieć przechlapane. Nauczyciel skinął na mnie głową, więc niechętnie podniosłam się ze swojego miejsca. Nie ośmieliłam się nawet spojrzeć w stronę Natsume ani Ryutaro.
Po wyjściu na korytarz próbowałam dowiedzieć się, w jakiej sprawie dyrektor mnie wzywał, lecz nauczyciel zbył mnie. Oznajmił mi, że dyrektor wszystko sam mi wyjaśni. Wcale to nie załagodziło moich nerwów. Wręcz przeciwnie. Zaczęłam mieć coraz gorsze przeczucia.
Mężczyzna otworzył drzwi prowadzące do gabinetu dyrektora i pozwolił mnie jako pierwszej wejść do pomieszczenia. Wsunąwszy się do środka za mną, zamknął drzwi. Następnie minął mnie bez słowa i stanął tuż obok siedzącego za biurkiem dyrektora. Starszy mężczyzna uśmiechnął się do mnie lekko, choć byłam przekonana, że uśmiech ten był wymuszony. Dłonią wskazał mi krzesło ustawione przed jego biurkiem.
- Usiądź, dziecko – powiedział łagodnie. Nie podobało mi się to.
- O co chodzi? – zapytałam zaraz po tym, jak opadłam na krzesło.
Mężczyźni wymienili między sobą spojrzenia. Widząc to, wbiłam paznokcie w swoje kolana, starając się opanować w ten sposób drżenie dłoni. Dyrektor tymczasem przeniósł na mnie wzrok, splatając ze sobą dłonie na blacie biurka. Wyglądał na spiętego. Wreszcie przemówił.
- Przykro mi, że musisz usłyszeć to ode mnie, bo wygląda na to, że jeszcze o niczym nie wiesz, ale… - Mężczyzna zaczerpnął tchu, po czym spojrzał mi w oczy. – W twoim domu był pożar.
Zamarłam.
- Resztą my się zajmiemy – rozległ się kolejny męski głos za moimi plecami. Odwróciłam się i dostrzegłam dwóch policjantów stojących w drzwiach. – Możemy?
- Tak, tak, oczywiście – powiedział dyrektor, prostując się na swoim miejscu. – Proszę bardzo.
Jeden z mężczyzn zajął miejsce na ostatnim wolnym krześle, a drugi stanął za jego plecami. Czułam narastającą panikę, a moje myśli szalały. Nie wiedziałam, co się dzieje. Z jednej strony chciałam, żeby dłużej tego nie przeciągali i wszystko mi wyjaśnili. Z drugiej natomiast miałam ochotę poderwać się ze swojego miejsca i uciec od nich jak najdalej.
Ten z policjantów, który siedział, spojrzał na mnie ze współczuciem zanim w końcu się odezwał.
- Jak już pan dyrektor zdążył cię poinformować, w twoim domu doszło do pożaru. – Zaczął. Mówił powoli i spokojnie, jakby starał się mnie nie wystraszyć. – Przykro mi z powodu twojej straty, ale…
Po prostu to powiedz!, zawołałam w myślach. Powiedz to, co masz do powiedzenia i dajcie mi spokój!
- Wewnątrz znajdowała się wówczas twoja mama.
Wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami, a serce waliło mi coraz mocniej, jakby chciało połamać więżące je żebra, by wydostać się na wolność.
- Nie przeżyła.
Otworzyłam usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. W uszach słyszałam jedynie szum, gdy policjant w dalszym ciągu coś mówił. Wpatrywałam się w jego twarz, we wciąż poruszające się usta, z których padły te najmniej spodziewane przeze mnie słowa.
Nie przeżyła.
To prawda, że od niej uciekłam. To prawda, że miałam jej dość. To prawda, że znienawidziłam osobę, którą się stała. Ale nigdy nie życzyłam jej śmierci. Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że tak to się mogło skończyć. Sądziłam, że po prostu nie przejęło jej moje zniknięcie. Że znowu uległa nałogom. A ona tymczasem… Ona…
Nie przeżyła.
Drgnęłam gwałtownie, gdy na moim ramieniu wylądowała czyjaś dłoń. Zamrugałam kilkakrotnie i zdałam sobie sprawę, że nauczyciel pochylał się nade mną z zatroskaną miną.
- Ja… - urwałam. Powiodłam wzrokiem po twarzach wszystkich zebranych, coraz mocniej wbijając paznokcie w swoje kolana. Miałam pustkę w głowie. – Ja…
- Czy możemy kontynuować? – zapytał policjant.
Chciałam odpowiedzieć, ale zaschło mi w ustach. Skinęłam powoli głową.
- Sądzę, że na dzisiaj wystarczy – odezwał się jednak dyrektor. – Jest w szoku, więc może proszę ją…
- Jeszcze tyko jedno pytanie – przerwał mu policjant. Ponownie skupił na mnie swój uważny wzrok. – Gdzie byłaś wczoraj wieczorem?
Przełknęłam ślinę.
- Ja… Byłam u… - odetchnęłam. – Byłam u przyjaciół.
- Możesz mi podać jakieś nazwisko?
Przygryzłam dolą wargę.
- Yamamura. Natsume Yamamura.
- Chodzi z tobą do klasy, prawda?
- Dość. – Dyrektor podniósł głos. – Naprawdę, proszę już przestać. Takie informacje mogę ja panu podać. Panna Shimizu natomiast potrzebuje teraz spokoju.
Policjant zacisnął usta, ale zrezygnował z dalszego przepytywania mnie. Razem z nauczycielem opuściłam gabinet dyrektora i skierowałam się w drogę powrotną do sali lekcyjnej. Każdy kolejny krok stawiałam coraz bardziej niepewnie. Miałam wrażenie, że podłoże w każdej chwili może usunąć mi się spod stóp. Nauczyciel zatrzymał się przed drzwiami do sali i zmierzył mnie wzrokiem.
- Jeśli źle się czujesz, nie musisz wracać na lekcje. Możesz iść do gabinetu szkolnej pielęgniarki, jeśli potrzebujesz lub…
- Wystarczy mi, jeśli posiedzę gdzieś w samotności – odparłam, obejmując się ramionami.
Mężczyzna wahał się przez chwilę. W końcu jednak skinął głową.
- W takim razie zaczekaj tu. Przyniosę ci twoją torbę.
Wszedł do pomieszczenia. Przez pozostawione przez niego otwarte drzwi dostrzegłam Natsume. Wpatrywał się we mnie z niemym pytaniem w oczach. W odpowiedzi pokręciłam jedynie głową i odwróciłam wzrok.
Po części zadowolona z tego, że nikt nie zawracał sobie mną głowy zaczęłam się czuć nietykalna. Myślałam, że wszystko jakoś samo się ułoży. Do czasu. Los bowiem szybko postanowił mi uświadomić, iż byłam w błędzie.
Miało to miejsce pewnego poranka, tuż przed rozpoczęciem lekcji. Nasz nauczyciel, wszedłszy do klasy, od razu skupił swoją uwagę na mnie. Poczułam niepokój, gdy podszedł do mojej ławki. Jego twarz była nieco blada, a on sam wydawał się być zatroskany.
- Panno Shimizu, dyrektor prosi cię do siebie – powiedział cicho.
- Teraz? – zapytałam, starając się nie okazywać swojego nagłego podenerwowania.
Czyżby jednak odkryli prawdę?
- Tak. – Odwrócił się i omiótł wzrokiem resztę uczniów znajdujących się w sali. – Zacznijcie czytać tekst znajdujący się na stronie sto szóstej. Niedługo wrócę.
Przełknęłam ślinę, zastanawiając się, jak bardzo mogłam mieć przechlapane. Nauczyciel skinął na mnie głową, więc niechętnie podniosłam się ze swojego miejsca. Nie ośmieliłam się nawet spojrzeć w stronę Natsume ani Ryutaro.
Po wyjściu na korytarz próbowałam dowiedzieć się, w jakiej sprawie dyrektor mnie wzywał, lecz nauczyciel zbył mnie. Oznajmił mi, że dyrektor wszystko sam mi wyjaśni. Wcale to nie załagodziło moich nerwów. Wręcz przeciwnie. Zaczęłam mieć coraz gorsze przeczucia.
Mężczyzna otworzył drzwi prowadzące do gabinetu dyrektora i pozwolił mnie jako pierwszej wejść do pomieszczenia. Wsunąwszy się do środka za mną, zamknął drzwi. Następnie minął mnie bez słowa i stanął tuż obok siedzącego za biurkiem dyrektora. Starszy mężczyzna uśmiechnął się do mnie lekko, choć byłam przekonana, że uśmiech ten był wymuszony. Dłonią wskazał mi krzesło ustawione przed jego biurkiem.
- Usiądź, dziecko – powiedział łagodnie. Nie podobało mi się to.
- O co chodzi? – zapytałam zaraz po tym, jak opadłam na krzesło.
Mężczyźni wymienili między sobą spojrzenia. Widząc to, wbiłam paznokcie w swoje kolana, starając się opanować w ten sposób drżenie dłoni. Dyrektor tymczasem przeniósł na mnie wzrok, splatając ze sobą dłonie na blacie biurka. Wyglądał na spiętego. Wreszcie przemówił.
- Przykro mi, że musisz usłyszeć to ode mnie, bo wygląda na to, że jeszcze o niczym nie wiesz, ale… - Mężczyzna zaczerpnął tchu, po czym spojrzał mi w oczy. – W twoim domu był pożar.
Zamarłam.
- Resztą my się zajmiemy – rozległ się kolejny męski głos za moimi plecami. Odwróciłam się i dostrzegłam dwóch policjantów stojących w drzwiach. – Możemy?
- Tak, tak, oczywiście – powiedział dyrektor, prostując się na swoim miejscu. – Proszę bardzo.
Jeden z mężczyzn zajął miejsce na ostatnim wolnym krześle, a drugi stanął za jego plecami. Czułam narastającą panikę, a moje myśli szalały. Nie wiedziałam, co się dzieje. Z jednej strony chciałam, żeby dłużej tego nie przeciągali i wszystko mi wyjaśnili. Z drugiej natomiast miałam ochotę poderwać się ze swojego miejsca i uciec od nich jak najdalej.
Ten z policjantów, który siedział, spojrzał na mnie ze współczuciem zanim w końcu się odezwał.
- Jak już pan dyrektor zdążył cię poinformować, w twoim domu doszło do pożaru. – Zaczął. Mówił powoli i spokojnie, jakby starał się mnie nie wystraszyć. – Przykro mi z powodu twojej straty, ale…
Po prostu to powiedz!, zawołałam w myślach. Powiedz to, co masz do powiedzenia i dajcie mi spokój!
- Wewnątrz znajdowała się wówczas twoja mama.
Wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami, a serce waliło mi coraz mocniej, jakby chciało połamać więżące je żebra, by wydostać się na wolność.
- Nie przeżyła.
Otworzyłam usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. W uszach słyszałam jedynie szum, gdy policjant w dalszym ciągu coś mówił. Wpatrywałam się w jego twarz, we wciąż poruszające się usta, z których padły te najmniej spodziewane przeze mnie słowa.
Nie przeżyła.
To prawda, że od niej uciekłam. To prawda, że miałam jej dość. To prawda, że znienawidziłam osobę, którą się stała. Ale nigdy nie życzyłam jej śmierci. Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że tak to się mogło skończyć. Sądziłam, że po prostu nie przejęło jej moje zniknięcie. Że znowu uległa nałogom. A ona tymczasem… Ona…
Nie przeżyła.
Drgnęłam gwałtownie, gdy na moim ramieniu wylądowała czyjaś dłoń. Zamrugałam kilkakrotnie i zdałam sobie sprawę, że nauczyciel pochylał się nade mną z zatroskaną miną.
- Ja… - urwałam. Powiodłam wzrokiem po twarzach wszystkich zebranych, coraz mocniej wbijając paznokcie w swoje kolana. Miałam pustkę w głowie. – Ja…
- Czy możemy kontynuować? – zapytał policjant.
Chciałam odpowiedzieć, ale zaschło mi w ustach. Skinęłam powoli głową.
- Sądzę, że na dzisiaj wystarczy – odezwał się jednak dyrektor. – Jest w szoku, więc może proszę ją…
- Jeszcze tyko jedno pytanie – przerwał mu policjant. Ponownie skupił na mnie swój uważny wzrok. – Gdzie byłaś wczoraj wieczorem?
Przełknęłam ślinę.
- Ja… Byłam u… - odetchnęłam. – Byłam u przyjaciół.
- Możesz mi podać jakieś nazwisko?
Przygryzłam dolą wargę.
- Yamamura. Natsume Yamamura.
- Chodzi z tobą do klasy, prawda?
- Dość. – Dyrektor podniósł głos. – Naprawdę, proszę już przestać. Takie informacje mogę ja panu podać. Panna Shimizu natomiast potrzebuje teraz spokoju.
Policjant zacisnął usta, ale zrezygnował z dalszego przepytywania mnie. Razem z nauczycielem opuściłam gabinet dyrektora i skierowałam się w drogę powrotną do sali lekcyjnej. Każdy kolejny krok stawiałam coraz bardziej niepewnie. Miałam wrażenie, że podłoże w każdej chwili może usunąć mi się spod stóp. Nauczyciel zatrzymał się przed drzwiami do sali i zmierzył mnie wzrokiem.
- Jeśli źle się czujesz, nie musisz wracać na lekcje. Możesz iść do gabinetu szkolnej pielęgniarki, jeśli potrzebujesz lub…
- Wystarczy mi, jeśli posiedzę gdzieś w samotności – odparłam, obejmując się ramionami.
Mężczyzna wahał się przez chwilę. W końcu jednak skinął głową.
- W takim razie zaczekaj tu. Przyniosę ci twoją torbę.
Wszedł do pomieszczenia. Przez pozostawione przez niego otwarte drzwi dostrzegłam Natsume. Wpatrywał się we mnie z niemym pytaniem w oczach. W odpowiedzi pokręciłam jedynie głową i odwróciłam wzrok.
Pierwszym
miejsce, które przyszło mi do głowy po odzyskaniu moich rzeczy był dach szkoły.
Tak więc, tam właśnie się udałam. Siedząc na jego powierzchni i wpatrując się w
rozciągający się z niego widok na miasto, kompletnie zatraciłam się w myślach.
Mój telefon kilkakrotnie wibrował, informując mnie o nowych powiadomieniach
oraz przychodzących połączeniach, ale nie zwracałam na to uwagi.
- Tak myślałem, że cię tutaj znajdę – rozległ się w pewnej chwili głos nad moją głową. Nie spojrzałam w kierunku jego właściciela. Nie zrobiłam tego również wtedy, gdy usiadł obok mnie, wyciągając przed siebie długie nogi.
Przez pewien czas po prostu milczeliśmy. I byłam mu za to wdzięczna. Potrzebowałam czegoś takiego.
- Powiesz mi, co się stało? – zapytał po kilku minutach. A może kilkunastu? Albo nawet kilkudziesięciu? Nie wiedziałam. Nie odczuwałam potrzeby, żeby to sprawdzić.
Odchyliłam głowę, nie odrywając wzroku od horyzontu, w który wpatrywałam się od dłuższego czasu. Bawiłam się rąbkiem swojej spódniczki.
- Był pożar. – Zająknęłam się, ale odchrząknęłam i kontynuowałam, nie patrząc w jego stronę. Opowiedziałam mu przebieg rozmowy odbytej w gabinecie dyrektora. Słowem nie skomentował mojej wypowiedzi. Jedyną reakcją z jego strony było położenie dłoni na mojej ręce.
- Mogę cię o coś prosić? – zapytałam.
- Jasne. O co?
Odwróciłam głowę i spojrzałam w brązowe oczy Natsume.
- Zabierz mnie tam.
- Tak myślałem, że cię tutaj znajdę – rozległ się w pewnej chwili głos nad moją głową. Nie spojrzałam w kierunku jego właściciela. Nie zrobiłam tego również wtedy, gdy usiadł obok mnie, wyciągając przed siebie długie nogi.
Przez pewien czas po prostu milczeliśmy. I byłam mu za to wdzięczna. Potrzebowałam czegoś takiego.
- Powiesz mi, co się stało? – zapytał po kilku minutach. A może kilkunastu? Albo nawet kilkudziesięciu? Nie wiedziałam. Nie odczuwałam potrzeby, żeby to sprawdzić.
Odchyliłam głowę, nie odrywając wzroku od horyzontu, w który wpatrywałam się od dłuższego czasu. Bawiłam się rąbkiem swojej spódniczki.
- Był pożar. – Zająknęłam się, ale odchrząknęłam i kontynuowałam, nie patrząc w jego stronę. Opowiedziałam mu przebieg rozmowy odbytej w gabinecie dyrektora. Słowem nie skomentował mojej wypowiedzi. Jedyną reakcją z jego strony było położenie dłoni na mojej ręce.
- Mogę cię o coś prosić? – zapytałam.
- Jasne. O co?
Odwróciłam głowę i spojrzałam w brązowe oczy Natsume.
- Zabierz mnie tam.
Natsume zatrzymał swój pojazd w jednej z bocznych uliczek, kilkanaście metrów od budynku, który jeszcze do niedawna był moim domem. Wpatrywałam się w niego przez chwilę, po czym zeskoczyłam z motoru. Przed podejściem bliżej powstrzymała mnie dłoń zaciśnięta na moim ramieniu.
- Zaczekaj – powiedział cicho chłopak, zdjąwszy swój kask. – To może być niebezpieczne.
Popatrzyłam na niego bez słowa. Cisnęłam w niego kaskiem i niemal biegiem rzuciłam się w stronę swojego byłego domu.
- Saori!
Nie słuchałam go. Jak najszybciej pokonałam ostatnie metry i stanęłam jak wryta. Od strony, od której podeszłam wszystko wydawało się być w porządku. Dopiero patrząc na dom od frontu dostrzegłam, że jego niegdyś białe ściany stały się osmalone, czarne. Część szyb była wybita, drzwi chwiały się w zawiasach, a dach z jednej strony się zawalił. Całość otoczona była kołysząca się na wietrze taśmą policyjną.
Oddychałam szybko, płytko. Zrobiło mi się niedobrze. Słowa policjanta ponownie zadźwięczały w moich uszach, niosąc się przeraźliwie głośnym echem. Przypominały wręcz ryk.
W twoim domu doszło do pożaru.
Osunęłam się na kolana, przyciskając dłonie do uszu, jakby mogło to pomóc. Jakbym mogła w ten sposób zaprzeczyć rzeczywistości i nie dopuścić jej do siebie. Potrząsnęłam głową, zaciskając powieki.
- Nie…
Nie przeżyła.
Zaczęłam się dusić. Żółć podeszła mi do gardła. Drżałam, starając się nie zwymiotować.
- Nie! – wykrztusiłam, by w następnej chwili wybuchnął potwornym szlochem. Nawet nie zorientowałam się, kiedy z nieba lunął deszcz. Lodowate krople wsiąkały w moje ubranie i spływały po twarzy, mieszając się ze łzami. Krzyczałam i szlochałam, zdzierając sobie gardło. Nie zwracałam na nic uwagi. Miałam wrażenie, że jakaś część mnie w tej właśnie chwili rozpadła się i zniknęła na dobre.
Ostatni most spłonął za mną wbrew mojej woli.
Super rozdział, aż mam motyle w brzuchu! Nie mogę się doczekać kolejnego^^
OdpowiedzUsuńMiło mi :3
UsuńŚwietna historia! Nie oglądałam anime, więc nie mam pojęcia, ile jest tu twojego własnego wkładu, ale i tak ogromnie mi się podoba. Coś się dzieje, jest niebezpiecznie, jest akcja, jest wesoło. Bardzo przyjemnie się to czyta. No, i uwielbiam tego ich szefa-hackera. Dupek z przymusu, żeby ogarnąć całą bandę, jak ja dobrze znam to zachowanie! Mam nadzieję że nie zostanę zjedzona żywcem przez fanów jeśli powiem, że podoba mi się to o wiele bardziej niż DL. ;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o styl... już o tym pisałam. Teraz zostawię tylko pomocny link, wspaniała strona: http://poradnikpisania.pl/
Dziękuję za miłe słowa! Cieszę się, że Ci się spodobało! ^^ I to opowiadanie nie jest fanfiction - z Zankyou no Terror zaczerpnęłam tylko pomysł młodocianych terrorystów i dziewczyny wciągniętej w ich działania.
UsuńO, w takim razie przepraszam. Komentarze pod poprzednimi częściami mnie zmyliły. :)
UsuńI kolejne opowiadanie zaliczone, przynajmniej po części xD mam nadzieję, że będzie tego więcej, bo jest naprawdę dobre
OdpowiedzUsuńWeny :*
Powinno być więcej, bo chcę do tego kiedyś wrócić ;3
UsuńAle fajnie ^^
UsuńNie zamierzasz moze pisac tego ale regularnie? Opowiadanie jest świetne i szkoda ze sie tak marnuje..
OdpowiedzUsuńChciałabym, ale niestety - teraz nie będę.
Usuń(/*.*)/ więceeeeeeej \(*.*\)
OdpowiedzUsuń