[160908, Jungkook]
Wszystko zaczęło się w pierwszym tygodniu po powrocie Jungkooka do liceum. Jako że uczęszczał do placówki przystosowanej do edukowania idoli oraz tych, którzy mieli się nimi niebawem stać, nie musiał za bardzo przejmować się frekwencją. Wystarczyło, że pojawił się na zajęciach raz na jakiś czas, głównie w celu napisania obowiązkowych testów. Teraz jednak, przed zbliżającymi się egzaminami końcowymi wolał mimo wszystko częściej odwiedzać szkołę, aby móc się do nich lepiej przygotować. W końcu zależało mu na jak najlepszych wynikach. Pocieszał się myślą, że były to jego ostatnie dni w roli ucznia. Po zakończeniu roku szkolnego będzie mógł całkowicie skupić się na zespole. Studiami nie zamierzał bowiem jeszcze zawracać sobie głowy.
Tego dnia miał się jednak na własnej skórze przekonać, co to znaczy znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Najgorsze było to, że jak to w życiu bywa, do ostatniej chwili nic nie zapowiadało nadciągających kłopotów.
Zaczęło się niewinnie. Ostatnie zajęcia dobiegły końca wcześniej niż przewidywał plan lekcji i to przypomniało Jungkookowi, jak wiele radości może sprawić uczniowi taka drobnostka. I może wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdyby zajęcia jednak potrwały chwilę dłużej albo gdyby Jungkook nie postanowił pójść na skróty. Może gdyby tylko coś go wtedy nie podkusiło, to losy jego oraz jego najbliższych potoczyłyby się inaczej. Może… a może nie?
Tak czy siak, niezależnie od czyjejkolwiek woli, kłopoty czekały na Jungkooka na drodze, którą postanowił obrać. Między budynkiem auli a salą gimnastyczną, tuż poza zasięgiem szkolnych kamer. Przyjęły postać czterech chłopaków w identycznych mundurkach. Na pierwszy rzut oka zdawali się po prostu ze sobą rozmawiać. Kiedy jednak Jungkook przyjrzał się im uważniej, dostrzegł, że jeden z nich nie wyglądał na zbyt szczęśliwego podczas wysłuchiwania tego, co miał mu do powiedzenia jego rozmówca. Przyciskając plecy do znajdującej się za nim ściany i spuszczając wzrok sprawiał takie wrażenie, jakby chciał zapaść się w sobie i zniknąć pozostałym z widoku.
Jungkook rozejrzał się, ale nie dostrzegł nikogo poza samym sobą, kto mógłby ewentualnie zainterweniować. Poprawił więc szelki plecaka zawieszonego na ramionach i niechętnie ruszył w stronę grupki. Zdążył zrobić może ze dwa kroki, kiedy przekonał się, że dwóch uczniów stojących z boku nie brało wcale udziału w rozmowie, lecz stało na czatach. Jeden z nich zmierzył go wzrokiem, po czym powiedział coś do swojego „szefa”, jak Jungkook nazwał w myślach chłopaka stojącego do niego plecami. Ten obrócił się gwałtownie, z twarzą wykrzywioną w grymasie irytacji. Jungkook od razu rozpoznał w nim Lee Donghana, syna wicedyrektora i aktualnego przewodniczącego szkoły.
Nie mógł już zawrócić, więc przywołał w myślach obraz Namjoona, sposób w jaki mówił i w jaki się poruszał. Z najbardziej beztroskim uśmiechem, na jaki było go stać, stanął przed rówieśnikami.
– Wszystko w porządku?
Miał ochotę ugryźć się w język, gdy tylko zadał to pytanie. „Wszystko w porządku?” nie brzmiało dobrze, ale „jakiś problem?” nie było wcale lepsze. Wdawszy się w wewnętrzną sprzeczkę z samym sobą, napotkał spojrzenie ofiary wcześniejszego zainteresowania przewodniczącego. Obecny w nim strach przekonał go, że niezależnie od tego, jak sformułowałby pytanie, odpowiedź na nie i tak byłaby przecząca. Donghan z kolei puścił je mimo uszu.
– Proszę, proszę – powiedział zamiast tego. Irytację na jego twarzy zastąpił wyraz rozbawienia. – Jeon Jungkook we własnej osobie. Co cię tu sprowadza?
– Widziałem, jak rozmawialiście – Jungkook starał się odpowiednio dobierać słowa. Zerknął na „ofiarę” przewodniczącego, która skorzystała z zamieszania i pomknęła ku wyjściu z terenu szkoły. – Myślałem, że coś się stało.
Usta przewodniczącego drgnęły, układając się w uśmiech.
– Jeszcze z tobą nie skończyłem! – zawołał za uciekającym chłopakiem, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Uśmiech na jego ustach pozostawał taki sam, kiedy swoje następne słowa skierował do Jungkooka. – A ty, drogi kolego, nie zawracaj sobie głowy takimi błahostkami. Mieliśmy tylko coś do przedyskutowania.
Jungkook zmarszczył brwi, ale Donghan zdążył już odwrócić się do pozostałej dwójki, która obserwowała tę krótką wymianę zdań z całkowitym brakiem zainteresowania.
– Widzimy się wieczorem? – spytał, na co obydwaj przytaknęli, by następnie ruszyć w stronę wyjścia.
Nie wiedząc, co lepszego mógłby począć, Jungkook chciał zrobić to samo, lecz Donghan niespodziewanie położył mu rękę na ramieniu i nachylił się nad jego uchem.
– Tak na przyszłość, nie mieszaj się w nieswoje sprawy. Jesteś tutaj tylko zwykłym uczniem, więc dobrze ci radzę, nie wchodź mi w drogę.
Całkowicie zbiwszy swoimi słowami Jungkooka z tropu, klepnął go przyjacielsko w ramię, błysnął zębami w uśmiechu i jakby nigdy nic, wrócił do budynku. Zanim ruszył się ze swojego miejsca, Jungkook pokręcił z niedowierzaniem głową. Cała ta sytuacja dziwnie nie pasowała mu do wizerunku przewodniczącego, uwielbianego zarówno przez nauczycieli, jak i uczniów. W końcu jednak dał sobie spokój z tymi rozmyślaniami, nie widząc w nich żadnego sensu.
[160919, Jungkook]
Jedynym czego Jungkook pragnął w tamtym momencie było przygotowanie się w spokoju do egzaminów, zdanie ich jak najlepiej i ukończenie szkoły. Na zajęcia przychodził jedynie w celu przygotowania się do egzaminów, więc nawet mu przez myśl nie przeszło, żeby wtrącać się w cudze życie. Jak to jednak często bywa, los postanowił pokrzyżować jego plany.
I tak oto zdarzyło się, że pewnego razu pomylił podręczniki. Przeklinając w myślach, pospieszył do szatni, by ten trzymany w ręce zamienić na właściwy. Do rozpoczęcia lekcji pozostało parę minut. Na korytarzach nie było żywej duszy, jako że większość uczniów znajdowała się już w salach.
Spóźnienie. Jeszcze mi tego brakowało, pomyślał ze złością i szarpnięciem otworzył przydzieloną mu szafkę. Szybko ze sterty książek wygrzebał tę, której szukał, po czym biegiem rzucił się w drogę powrotną. Ale nie dotarł nawet na korytarz. Odgłosy szamotaniny sprawiły, że gwałtownie wyhamował i nadstawił uszu. Z przejścia, między dwoma ostatnimi rzędami szafek, dobiegł go podniesiony damski głos:
– Nie obchodzi mnie, kim jesteś. Jeśli mnie nie puścisz, zacznę krzyczeć.
Niewiele myśląc, Jungkook ruszył w stronę głosu. Kiedy wyjrzał zza metalowych szafek, po raz kolejny przeklął swojego pecha. Głos, który usłyszał, należał do Hwang Eunbi, nad którą pochylał się nie kto inny, jak sam przewodniczący szkoły. Dziewczyna była uwięziona między jego rękami opartymi o drzwiczki po obu stronach jej głowy.
Jungkook nie musiał się odzywać, dwójka od razu go zauważyła. Na jego widok na twarzy Eunbi pojawiła się ulga, podczas gdy Donghan w najmniejszym stopniu nie wyglądał na zadowolonego. Zaciskając usta w wąską linię, odsunął się od dziewczyny, która od razu odeszła od niego na bezpieczną odległość. Przed opuszczeniem szatni posłała mu jeszcze wściekłe spojrzenie, a Jungkookowi skłoniła się lekko w geście podziękowania. Jungkook odwrócił się, by udać się wreszcie na lekcję, lecz Donghan go przytrzymał. Zdziwiony piosenkarz spojrzał na palce zaciskające się na jego ręce, a następnie na twarz przewodniczącego.
– Już raz cię ostrzegałem – odezwał się Donghan. Uśmiech na jego ustach był tak sztuczny, że mogłaby się na niego nabrać jedynie osoba bardzo naiwna lub mająca spore problemy ze wzrokiem. – Powtórzę to jeszcze raz i więcej nie będę. Nie wchodź mi w drogę. To, że łaskawie pojawiłeś się w szkole…
– Donghan – przerwał mu zniecierpliwiony Jungkook. Był już spóźniony na lekcję, a każda kolejna sekunda w towarzystwie przewodniczącego tylko pogarszała jego nastrój. – Jeśli myślisz, że celowo na ciebie wpadam, to jesteś w błędzie. Tym bardziej nie chcę wszczynać z tobą żadnej wojny.
Uśmiech Donghana nieco się poszerzył.
– Świetnie. Skoro się rozumiemy…
– Chłopcy, a wy nie wybieracie się na lekcje?
Obaj błyskawicznie odwrócili się do nauczyciela, który zatrzymał się w przejściu do szatni i spoglądał na nich wyczekująco. Jak na zawołanie, twarz Donghana przybrała łagodniejszy i bardziej pogodny wyraz.
– Proszę nam wybaczyć, trochę się zagadaliśmy – powiedział, po czym skłonił głowę. Jungkook poszedł w jego ślady, wdzięczny, że ktoś przerwał jego kolejne niekomfortowe spotkanie z Donghanem,
Naprawdę nie rozumiem tego gościa, pomyślał parę minut później, siedząc już w klasie. Zaczął się zastanawiać, czy mógł kiedyś zrobić coś, co było przyczyną niechęci, jaką najwyraźniej darzył do niego przewodniczący, ale nic takiego nie przychodziło mu do głowy. Nie przypominał sobie nawet, aby przed incydentem sprzed kilku dni kiedykolwiek z nim rozmawiał.
Ech, dlaczego niektórzy muszą być tacy skomplikowani?
[160921, Jungkook]
Jungkook właśnie rozważał, czy podczas przerwy bardziej opłaca mu się odrobić zadanie z matmy czy raczej przeczytać nowy rozdział komiksu, kiedy na blacie jego ławki wylądowała mała paczuszka czekoladowych ciastek. Zdumiony, podniósł wzrok.
– Nie miałam okazji porządnie ci podziękować – wyjaśniła stojąca nad nim Eunbi.
Jungkook wyprostował się i pospiesznie zamachał w powietrzu rękami.
– Nie ma za co, naprawdę. To był…
Zwykły przypadek, dokończył w myślach, ale nie był przekonany co do tego, czy powinien wypowiedzieć to na głos.
Oblicze Eunbi odrobinę się zachmurzyło.
– Nie wiem, co by się stało, gdybyś akurat tamtędy nie przechodził. Może nic, a może… – urwała i pokręciła głową, jakby chciała odgonić nękające ją myśli. – W każdym razie, dziękuję. Donghan zaczyna ostatnio przeginać.
– Nie ma za co – powtórzył Jungkook, spuszczając wzrok na paczkę ciastek. – Nie musiałaś.
– Ale chciałam. Mogę się dosiąść?
Jungkook powiódł wzrokiem po sali. Poza nimi znajdowało się w niej kilku zajętych swoimi sprawami uczniów. Spojrzał znów na Eunbi i skinął głową, choć czuł się niezręcznie. Niezbyt często rozmawiał z innymi uczniami. Przez to, że rzadko bywał na zajęciach, nie miał wielu okazji do zaprzyjaźniania się z innymi licealistami. Zazwyczaj więc jego relacje z nimi ograniczały się do wymiany uprzejmości.
– Dzięki – Eunbi przysunęła sobie krzesło z sąsiedniej ławki i rozsiadła się na nim wygodnie, nim ponownie zabrała głos. – Mam nadzieję, że nie masz przeze mnie żadnych kłopotów?
– W sumie, to nie wiem – mruknął Jungkook, obracając w palcach długopis. – Nie spotkałem go jeszcze od tamtego razu. Czego, tak w ogóle, od ciebie chciał?
– Umówić się – prychnęła Eunbi, otwierając przyniesione przez siebie ciastka. – Odmówiłam, więc chciał mnie zaszantażować. Na szczęście wtedy pojawiłeś się ty. Pewnie nie byłam pierwsza ani ostatnia.
Oczy Jungkooka otworzyły się szerzej w wyrazie szoku.
– Wiesz, on nie zawsze taki był – powiedziała Eunbi, nim zdążył na głos wyrazić swoje zaskoczenie. – Z tego, co słyszałam, ostatnio w jego domu panuje jakaś napięta atmosfera. Plus, przesłuchanie, na które się zgłosił jakiś czas temu, poszło nie po jego myśli. Teraz każdego idola, każdego, komu udało się zadebiutować, traktuje jak swojego rywala albo wręcz wroga. W dodatku, zrobił się strasznie nerwowy. Wystarczy, że krzywo na niego spojrzysz, a już zacznie się wściekać.
Jungkook westchnął.
– To wiele wyjaśnia.
Widząc pytający wzrok Eunbi, opowiedział jej o swojej pierwszej konfrontacji z Donghanem. Jeszcze nikomu o tym nie mówił. A nawet (albo raczej – w szczególności) – pozostałym członkom zespołu. Nie chciał ich niepotrzebnie martwić. Zresztą, do tej pory nie uważał całej sprawy za coś poważnego. Jasne, nie podobało mu się zachowanie przewodniczącego, ale postanowił je zbagatelizować.
Po wysłuchaniu go, Eunbi ugryzła jedno z ciastek i pokiwała głową.
– Uwziął się na nas wszystkich.
– I nikt do tej pory nic z tym nie zrobił?
Wzruszyła lekko ramionami.
– A co możemy? Jest oczkiem w głowie swojego ojca, który nie dość, że jest wicedyrektorem, to jeszcze kumpluje się z dyrektorem. Gdyby chciał, mógłby nas nieźle załatwić. Wszyscy chcą ukończyć tę szkołę, a kto wie, do czego zdolny jest teraz Donghan? Powoli staje się nieobliczalny.
Jungkook z jękiem opuścił głowę na splecione na ławce dłonie.
Za jakie grzechy mnie to spotyka?
[160927, Jungkook]
Jungkook n a p r a w d ę miał pecha. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że w ciągu kilku następnych dni wciąż natykał się na Donghana? Raz dosłownie na siebie wpadli, kiedy Donghan niezbyt delikatnie trącił go ramieniem przechodząc obok. Innym razem niby przypadkiem uderzył go drzwiami. W pozostałych przypadkach po prostu przeszywał go spojrzeniem, od którego można było dostać dreszczy. Jungkook miał już tego wszystkiego dość. Wciąż jednak nikomu poza Eunbi nawet się o tym nie zająknął. Powziął decyzję, że sam jakoś rozwiąże ten problem, choć żaden pomysł nie przychodził mu do głowy. Najgorsze było to, że zaczął przez to miewać problemy ze skupieniem się na nauce oraz pracy.
Tymczasem w SOPA* trwały przygotowania do egzaminów ze śpiewu. Obejmowały one próby na scenie i z nagłośnieniem. I właśnie nadeszła jedna z nich.
Uczniowie krzątali się po sali, by zgodnie z poleceniami nauczyciela rozstawić i podłączyć odpowiednio potrzebny sprzęt. Jungkook, który był odpowiedzialny za statywy rozstawiał właśnie jeden z nich na niewielkim podwyższeniu pełniącym rolę sceny. Obok niego inny chłopak rozwijał właśnie kabel, a za nim dwie dziewczyny zajmowały się głośnikami. Kiedy Jungkook skończył regulować swój statyw, na prowizorycznej scenie pojawił się uczeń z kolejnym.
– Gdzie mam to postawić? – zapytał i rozejrzał się wokół, nie bacząc na to, że wymachuje metalowym drążkiem. Jungkook skrzywił się i instynktownie zrobił krok w tył. Widząc to, ktoś krzyknął:
– Uważaj!
Ale było już za późno. Jungkook zahaczył stopą o kabel i runął z podwyższenia wprost na drewniany parkiet. Bolało. Choć nie potrafił stwierdzić, co bardziej – plecy, na których wylądował czy duma. Przez dziewiętnaście lat swego życia, przez ponad trzy lata kariery ani razu nie spadł ze sceny. Aż do tego dnia.
– Hej, co tu się… – nauczyciel urwał w pół zdania, gdy dostrzegł Jungkooka. Podszedł do niego szybkim krokiem i wyciągnął rękę, by pomóc mu wstać. – Wszystko w porządku? Jesteś cały?
– Tak, tak, nic mi nie jest – wymamrotał Jungkook, podnosząc się z podłogi. Mógłby się założyć, że jego policzki lub co najmniej czubki uszu zaczerwieniły się ze wstydu. Czuł na sobie spojrzenia chyba wszystkich osób zebranych w sali.
– Na pewno? Nie chcesz, żeby ktoś cię obejrzał?
– Nie, w porządku – zapewnił ponownie, ponad ramieniem nauczyciela widząc uśmiechy dwóch chłopaków, stojących wciąż na scenie.
Nauczyciel jeszcze raz upewnił się, że Jungkook nie potrzebuje pomocy, po czym podszedł do podwyższenia i zmierzył jego powierzchnię krytycznym spojrzeniem.
– Kto tak naciągnął ten kabel? – zapytał oskarżycielskim tonem. – Przecież on jest napięty jak struna! Tylko patrzeć aż następna osoba się o niego potknie.
[160928, Jungkook]
– Nikomu o tym nie powiedziałeś? – zapytała Eunbi, gdy ponownie zawitała do jego sali podczas przerwy.
Jungkook zaprzeczył ruchem głowy.
– A niby komu?
– Nie wiem, może… – Przygryzła słomkę wystającą z kartonika z mlekiem truskawkowym. – Nie mówiłeś członkom zespołu?
Ponownie zaprzeczył i wbił wzrok w widoczne przez okno niebo.
– Nie chcę ich martwić – powiedział cicho. – Mają własne problemy na głowach. A poza tym… – Na chwilę zacisnął usta w wąską linie. – Czułbym się jak przedszkolak, który przybiega do rodziców poskarżyć się, że jakiś kolega mu dokucza.
Dziewczyna odstawiła kartonik na jego ławkę, wciąż bawiąc się słomką.
– A nie uważasz, że to robi się coraz poważniejsze? – Usiadła przodem do niego, wskazując go oskarżycielsko słomką. – To już nie są zwykłe słowne zaczepki. Oboje dobrze wiemy, że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent tamten wypadek to była jego sprawka. Kto wie, co może zrobić następnym razem?
– Sama mówiłaś, że nie można nic z tym zrobić, bo Donghan ma wice owiniętego wokół palca.
– No tak, ale… – Przygryzła dolną wargę i spojrzała w kierunku drzwi, jakby w każdej chwili spodziewała się w nich zobaczyć przewodniczącego. – Nie podoba mi się to. Mam złe przeczucia. Chyba naprawdę powinniśmy kogoś zawiadomić.
Lecz Jungkook miał inne zdanie na ten temat. Był przekonany, że sam da radę rozwiązać swój problem. Tylko jeszcze nie wiedział jak.
[160928, Jungkook]
– Słyszałem, że naszej gwieździe się spadło.
Jungkook zmełł przekleństwo cisnące się mu na usta, gdy głos przewodniczącego rozbrzmiał tuż koło jego ucha. Starając się zapanować nad nerwami, ostrożnie zamknął swoją szafkę. Prawda była jednak taka, że miał ochotę z całej siły trzasnąć jej drzwiczkami.
– Domyślam się – odparł, ale nie zaszczycił Donghana spojrzeniem. Odwrócił się, aby odejść i nie dać mu okazji do wygłoszenia kolejnego przemówienia. Przewodniczącemu zdawało się jednak nie przeszkadzać mówienie do jego pleców.
– A myślałem, że rolę totalnych ciot w tej waszej grupie pełnią Rap Monster i Jimin. Może to zaraźliwe?
Jungkook zatrzymał się gwałtownie. Odruchowo zacisnął dłonie w pięści i musiał kilkakrotnie zamrugać, by pozbyć się mgły wściekłości, która przysłoniła mu widok. Gniew niczym płomień po zapalonym loncie rozprzestrzeniał się po jego ciele. Szydzenie z niego, to jedno. Ale szydzenie z osób, które były mu najdroższe? Celowo czy nie, Donghanowi udało się uderzyć w czuły punkt.
Mógłby przysiąc, że gdzieś z tyłu głowy usłyszał głos swojego lidera: Nie pozwól mu się sprowokować. Nie daj mu tej satysfakcji.
– Zaniemówiłeś? Tym pewnie zaraziłeś się od…
Na jego nieszczęście, jego usta były szybsze od głowy.
– Zamknij się – warknął, wciąż nie odwracając się do swojego niechcianego rozmówcy. – Nie chcesz, żebym wchodził ci w drogę? Wzajemnie. Odwal się, z łaski swojej, bo to nie z własnej woli ciągle muszę cię oglądać.
Nie czekał na jego reakcję. Nie oglądał się za siebie. Unosząc wysoko podbródek, wyszedł ze szkoły.
[160930, Jungkook]
Później Jungkook pożałował swoich słów. Domyślał się, że przewodniczący raczej nie przyjmie dobrze takiej „zniewagi”. Mimo to, żywił cicha nadzieję, że jego wybuch podziała na niego raczej jak kubeł zimnej wody niż jak płachta na byka.
Ale jak to mawiają – nadzieja matką głupich.
Lekcje dobiegły końca, a Jungkook przez cały dzień ani razu nie zobaczył Donghana. Uznał to za dobry znak. Kiedy zbierał się do powrotu do domu, niespodziewanie zaczepiła go znajoma postać. Zajęło mu to, co prawda, chwilę, ale rozpoznał w niej chłopaka, z którym Donghan rozmawiał w dzień ich pierwszego starcia.
– Och, cześć – przywitał się, unosząc w zdziwieniu brwi. – O co chodzi?
– Możemy porozmawiać? – zapytał tamten. Był wyraźnie z jakiegoś powodu zdenerwowany. Uciekał nerwowo wzrokiem i wykręcał ręce.
– Jasne. O czym?
Chłopak pokręcił głową.
– Nie tu. Chodź za mną.
Jungkook wahał się przez chwilę, ale w końcu ruszył za nim jednym ze szkolnych korytarzy.
– O co chodzi? – ponowił swe pytanie. – Gdzie idziemy?
– W ustronne miejsce – odparł chłopak, nie patrząc na niego. Przełknął głośno ślinę. – To… sam się przekonasz.
Jungkook go nie znał. Nie wiedział, jak miał na imię ani kim był. Aktorem? Muzykiem? Nie miał pojęcia. Znikąd nie kojarzył jego twarzy. Ale tak właściwie, nie było to niczym niezwykłym. Z powodu prowadzonego przez siebie trybu życia, znał zaledwie niewielką grupkę uczniów, do której, stety i niestety, zaliczali się Eunbi oraz Donghan. Cóż, jego charakter również nie był tutaj bez winy. Jungkook nie miał talentu do zaprzyjaźniania się z innymi tak jak Taehyung. Nie był też taki głośny ani towarzyski jak chociażby Hoseok czy Jimin. W szkole wolał spędzać czas w samotności, słuchając muzyki, czytając komiksy czy grając w gry na komórce. Nie był zbyt dobry w zaczynaniu rozmów z nieznajomymi, więc zwykle po prostu tego nie robił. Czasami zazdrościł członkom swojego zespołu łatwości, z jaką przychodziło im nawiązywanie znajomości.
Zamyśliwszy się, prawie wpadł na chłopaka, który bez ostrzeżenia zatrzymał się przy drzwiach prowadzących do jednej z sal lekcyjnych. Czekał aż wejdzie do środka, ale on tylko trzymał się kurczowo drzwi, wbijając przy tym wzrok w podłogę. Jungkook wzruszył więc ramionami i wykonał krok do przodu. A wtedy usłyszał ciche:
– Przepraszam.
I drzwi się za nim zamknęły.
– Co do… – Chwycił za klamkę, ale ta ani drgnęła. – Otwieraj, to nie jest śmieszne!
Nawet jeśli chłopak go usłyszał, to w żaden sposób nie zareagował.
– Cześć.
Jungkook spiął się, dopiero w tej chwili zdając sobie sprawę, że nie był w pomieszczeniu sam. Obejrzał się przez ramię, czując nagły skok ciśnienia. Donghan siedział ze skrzyżowanymi w kostkach nogami na krawędzi biurka nauczyciela. Jego usta rozciągały się w niepokojąco zadowolonym uśmiechu. Towarzyszyło mu czterech innych chłopaków. Dwóch siedziało na ławkach, a dwóch stało pod ścianą.
– Czego chcesz? – zapytał Jungkook, wbijając paznokcie we wnętrza dłoni.
Przewodniczący nie odpowiedział od razu. Zeskoczył z biurka i niespiesznym krokiem ruszył w jego stronę. Gdy stanął tuż przed nim, uśmiech na jego twarzy zamienił się w grymas.
– Coś ci powiem, Jeon. Wkurwiasz mnie.
Jedna z brwi Jungkook uniosła się w górę, obrazując stan jego zdziwienia.
– Niemiłosiernie mnie wkurwiasz – kontynuował Donghan. – Ledwie zjawiasz się w szkole i już wtrącasz się we wszystko. Chcesz, żeby wszyscy padli ci do stóp.
– O czym ty gadasz?
Donghan prychnął.
– Jesteś idolem, więc myślisz, że wszystko ci wolno. Myślisz, że jesteś w czymkolwiek ode mnie lepszy?
– Donghan, czy ty siebie słyszysz?
Jungkook nie potrafił pojąć, jakim sposobem Donghan nie dostrzegał ironii w tym, co mówił.
Przewodniczący zmrużył oczy. Dwóch chłopaków zbliżyło się do Jungkooka. Ich miny pozostawały niewzruszone.
– Tak, doskonale się słyszę. I tobie też radzę nadstawić uszu.
Jungkook nigdy nie przypuszczał, że Donghan byłby zdolny do bezpośredniej przemocy. Kiedy więc pięść przewodniczącego niespodziewanie spotkała się z jego twarzą, zaskoczony zachwiał się i pewnie byłby upadł, gdyby dwaj towarzysze Donghana nie chwycili go za ramiona. Pozostali już czaili się w pogotowiu.
– Oszalałeś? – wykrztusił w końcu, próbując się oswobodzić.
Donghan pokręcił głowa i teatralnie załamał ręce.
– Przykro mi, ale sam mnie do tego zmusiłeś. Dam ci nauczkę, to może zrozumiesz, że nie jesteś nikim wyjątkowym.
– Popieprzyło cię!
Donghan wycofał się na drugi koniec pomieszczenia, wracając na swoje wcześniejsze miejsce. Kątem oka Jungkook dostrzegł ruch – jeden z chłopaków wyciągnął coś z kieszeni. Nie czekając na dalszy rozwój wypadków, kopnął jednego z trzymających go uczniów w kolano. Następnie, korzystając z zamieszania, jakie tym wywołał, wbił drugiemu łokieć w brzuch. Zanim jednakże zdążył zrobić coś więcej, został powalony na podłogę i unieruchomiony. Ich było czterech, on – jeden. Od początku znajdował się na straconej pozycji. Czarny worek, śmierdzący zapoconym obuwiem mimo jego protestów został naciągnięty na jego głowę. A potem nadeszło pierwsze uderzenie. Czyjaś stopa wbiła się w jego brzuch z taką siłą, że na chwilę zabrakło mu tchu. Kolejny cios spadł na jego plecy, potem na nogi, ramiona, tył głowy… Jedynym, co mógł zrobić, było skulenie się na brudnym parkiecie, starając się chronić najwrażliwsze miejsca i mając nadzieję, że jego oprawcy wkrótce zostawią go w spokoju. Próbował, co prawda, wzywać pomocy, ale zostało to skutecznie uniemożliwione przez towarzyszy Donghana. W tamtej chwili Jungkook żałował wszystkich swoich wyborów z ostatniego czasu.
___________________________
*SOPA (School of Performing Arts Seoul) – liceum artystyczne w Seulu, do którego w rzeczywistości uczęszczali Jungkook oraz Eunbi.
Następna aktualizacja: 190224
Następna aktualizacja: 190224
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz