Droga do odkupienia
Już dawno zapadła noc, gdy przekroczyłam bramę cmentarza. Częściowo wyłaniający się zza chmur księżyc sprawiał, że wszędzie wokół kładły się pokraczne cienie, które zdawały się ożywać w mojej obecności. Były one moimi jedynymi towarzyszami w tym miejscu przepełnionym śmiercią. Tylko ja i one pomiędzy rzędami niemal identycznych kamiennych płyt. Odszukanie tej z nazwiskiem mojej rodziny nie zajęło mi wiele czasu. Drogę do niej potrafiłabym znaleźć nawet z zamkniętymi oczami.
Przesunęłam wzrokiem po znakach wyrytych w szarym marmurze, a wtedy coś ostatecznie we mnie pękło. Nogi ugięły się pode mną i osunęłam się na kolana, nie zważając na żwir wbijający się boleśnie w nagą skórę. Poczułam się jak marionetka, której lalkarz przeciął podtrzymujące ją sznurki.
Płakałam w dzień śmierci brata, a potem w
dzień śmierci matki. Od tamtego czasu nie pozwoliłam sobie na uronienie ani
jednej łzy. Nawet podczas pogrzebu matki, który był czystą formalnością
dopełnioną między mną i kapłanem.
Teraz jednak moje usta zadrżały,
pozwalając wydostać się przez nie nieartykułowanemu dźwiękowi, a po moich
policzkach spłynęły pierwsze ciepłe krople, których nie potrafiłam dłużej wstrzymywać.
Oparłszy się o kamienną płytę, rozszlochałam się na dobre.
Płakałam z powodu bliskich, których
straciłam, z powodu swojej bezsensownej zemsty, której i tak nie dałam rady
dokonać. Płakałam z powodu swojej słabości, bezsilności i głupoty. Bo byłam
głupia, byłam tak bardzo głupia.
Płakałam z powodu swojej przeszłości i
utraconego czasu oraz szczęścia. Płakałam również z powodu przyszłości, tak
bardzo mnie przerażającej. Przez ostatnie lata żyłam z myślą tylko o zemście. Nie
zastanawiałam się, co potem. Brałam pod uwagę fakt, że mogę zginąć lub zostać
aresztowana, ale z pewnością nie to, że w ogóle mogłabym mieć jakąś przyszłość.
Nie miałam więc najmniejszego pojęcia, co powinnam zrobić.
Byłam taka głupia.
Shin, mamo, tak bardzo mi was brakuje.
🌒🌒🌒
W świetle poranka musiałam wyglądać jak
chodzące nieszczęście. Brudna i postrzępiona sukienka, włosy w nieładzie, oczy zaczerwienione
i zapuchnięte od płaczu. Prezentowałam się okropnie i tak też się czułam. Ale
wyjątkowo miałam to gdzieś. Zmierzałam bowiem na swoją egzekucję.
Odnalezienie tego budynku nie było niczym
trudnym. Przecież od jakiegoś już czasu znajdował się na liście miejsc
interesujących mnie najbardziej. Wypłakawszy się przez noc, na miejsce dotarłam
wypełniona obojętnością czy też może raczej wyprana z jakichkolwiek emocji. Nie
miałam już siły, by dalej rozpaczać lub się gniewać. Chciałam po prostu mieć to
już za sobą.
Zawahałam się na moment dopiero przed
drzwiami z plakietką, na której widniał napis „Zbrojna Agencja
Detektywistyczna”. Zacisnęłam jednak zęby i z determinacją nacisnęłam klamkę. Osoby
znajdujące się wewnątrz nie od razu zdały sobie sprawę z mojej obecności.
Musiało minąć kilka długich jak wieczność sekund, by szmer rozmów i stukanie w
klawiaturę na dobre ustały. Kobieta siedząca przy biurku znajdującym się
najbliżej drzwi podniosła się pospiesznie.
— W czym mogę po… Och — wymknęło się jej,
gdy uważniej mi się przyjrzała.
— Chcę rozmawiać z waszym szefem —
oznajmiłam, bezwiednie muskając koniuszkami palców uda tam, gdzie pod
materiałem sukienki znajdowały się puste pochwy na ostrza.
— Była pani umówiona?
Poczułam lekką irytację, więc zamiast
patrzeć na moją rozmówczynię powiodłam wzrokiem po pomieszczeniu. Wśród grupy
nieinteresujących mnie pracowników dostrzegłam swoje niedoszłe ofiary.
Wygadanego detektywa, chłopca o białych włosach, a także Osamu Dazaia
obserwującego mnie spokojnie z drugiego końca pokoju.
— Ty — zwróciłam się do nastolatka,
Atsushiego, jeśli mnie pamięć nie myliła. Gdy mnie rozpoznał, jego dziwne,
dwukolorowe oczy otworzyły się szerzej. — Zaprowadź mnie do waszego szefa.
— Ja… — Chłopak wyglądał na zakłopotanego.
Miałam ochotę przewrócić oczami. — Nie wiem, czy to taki dobry pomysł.
— Nie każ mi się powtarzać — ostrzegłam.
Naprawdę nie chciało mi się z nim kłócić. — Zrób to albo…
— Albo co? — przerwał mi spokojny, głęboki
głos.
Należał do wysokiego mężczyzny w
tradycyjnej yukacie, który musiał wejść do pomieszczenia przez jedne z bocznych
drzwi.
— Prezes…! — zawołała z zaskoczeniem moja
była rozmówczyni.
Uniosłam brwi i pod czujnymi spojrzeniami
zebranych podeszłam kilka kroków bliżej do mężczyzny.
— A więc to pan jest tu szefem? —
upewniłam się.
— Zgadza się. Co w związku z tym?
Przez chwilę bez słowa odwzajemniałam jego
poważne spojrzenie. A potem zgięłam się w głębokim, sztywnym ukłonie.
— Chciałam najszczerzej przeprosić za
narażenie zdrowia i życia pańskich pracowników. Jestem gotowa na poniesienie
kary za swoje czyny.
— Zatem to ty jesteś odpowiedzialna za wczorajsze
zamieszanie?
— Tak. To ja chciałam ich zabić —
przyznałam szczerze. Do moich uszu dotarło parę zaskoczonych szeptów. — I żeby
było jasne, nie przepraszam za to, że próbowałam popełnić morderstwo.
Próbowałabym zabić każdego, kogo uznałabym za winnego. Przepraszam za to, że
się pomyliłam.
— Podnieś głowę — polecił mężczyzna.
Posłuchałam. Jego twarz pozostawała niezmiernie surowa. — Przychodzisz tutaj,
zapewne doskonale wiedząc, że mamy pełne prawo oddać cię w ręce policji?
— Tak. I tak jak mówiłam, jestem gotowa
przyjąć jakąkolwiek karę, jaka zostanie mi wymierzona.
— Jakąkolwiek?
Skinęłam głową.
— Więc pracuj dla nas.
Zamrugałam. Czy ja się właśnie
przesłyszałam?
— Co?
— Naraziłaś moich pracowników na
niebezpieczeństwo, ale w Agencji wierzymy w drugą szansę. I z tego, co
słyszałem, tobie również się ona należy. Chcę jednak, żebyś to udowodniła pracą
dla nas.
Zatkało mnie. Najzwyczajniej w świecie
mnie zatkało.
— Przecież… to jakieś szaleństwo! —
wykrzyknęłam, ruchem ręki wskazując Osamu Dazaia. — Próbowałam poderżnąć mu
gardło, a potem wysadzić wszystkich w powietrze! A pan chce mnie zatrudnić?
Jestem niedoszłą morderczynią!
— „Niedoszłą” jest tutaj słowem kluczowym.
— Ale…
— Powiedziałaś, że jesteś gotowa przyjąć
każdą karę. Zmieniłaś zdanie?
Chociaż się starałam, naprawdę nie
potrafiłam pojąć tego, co właśnie się działo. Wydawało się to tak
surrealistyczne, jakby było snem. Z tym, że wyraźnie czułam paznokcie wbijające
się w skórę moich ud.
— Nie.
— Jaka jest zatem twoja odpowiedź?
Patrząc wprost w stalowe oczy prezesa
Zbrojnej Agencji Detektywistycznej byłam już pewna jednej jedynej rzeczy. Ci
ludzie nie byli normalni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz