Nowa rola
Stojąca przed nim kobieta różniła się
drastycznie od tej, która przybyła do Agencji dzień wcześniej, a nawet od tej,
którą przyszło mu powstrzymać od zabicia Dazaia w portowym magazynie. Przez
chwilę Atsushi odniósł wrażenie, jakby były to dwie lub może nawet trzy
zupełnie różne osoby. Ta teraźniejsza była ubrana schludnie, ale w innym,
bardziej drapieżnym stylu, w którym dominowała czerń oraz skórzany materiał.
Włosy miała rozpuszczone, poza dwoma pasmami splecionymi z tyłu głowy, a twarz
w pełni umalowaną. Zniknęły z niej zmęczenie i ten dojmujący smutek. Kobieta
wydawała się również roztaczać wokół siebie zupełnie inną aurę. Aurę pewności
siebie, opanowania i może obojętności. Nie sprawiała wrażenia, jakby zaledwie
dwie doby wcześniej próbowała dokonać morderstwa.
Najwyraźniej czując, że się jej przygląda,
odwróciła głowę w jego stronę. Atsushi niemal poczuł dreszcze przebiegające mu
po plecach pod wpływem chłodnego spojrzenia jej srebrnych oczu. Ona tymczasem
wyjęła z umalowanych ust lizak i zapytała:
— Co? Mam coś na twarzy? Wyrosły mi rogi?
Atsushi szybko pokręcił głową.
— Nie, skąd. Po prostu… wydaje mi się pani
inna niż poprzednio — odważył się powiedzieć.
Brwi kobiety uniosły się ku górze.
— Bo doprowadziłam się do porządku i
wreszcie wyglądam jak człowiek?
— Nie chodzi tylko o wygląd. Sprawia pani
inne wrażenie i inaczej się pani zachowuje.
Mruknęła coś pod nosem w odpowiedzi i
oparła się biodrem o najbliższe biurko. Atsushi myślał, że to tyle, jeśli
chodzi o tę rozmowę, ale wbrew jego oczekiwaniom, kobieta ponownie zabrała
głos.
— Bo nie muszę już odgrywać roli
zrozpaczonej siostry ani próbować was pozabijać. Przykro mi, jeśli zepsułam
twoje plany zamknięcia mnie w psychiatryku.
Postanowił puścić drugą część tej
wypowiedzi mimo uszu.
— Mówi pani o odgrywaniu roli… to znaczy,
że już pani lepiej? W związku z bratem?
Oczywiście istniała jeszcze jedna
możliwość, którą Atsushi jednak od razu odrzucił. Bo gdyby nigdy tak naprawdę
nie rozpaczała z powodu śmierci swojego brata, to po co miałaby chcieć się
mścić?
— Lepiej? — powtórzyła, obracając w
palcach patyczek od lizaka. Patrzyła przy tym na niego tak, jakby osadzona na
nim różowa kulka była najbardziej interesującym przedmiotem w całej Agencji. —
To zależy, co rozumiesz przez „lepiej”. Jeśli chodzi ci o pogodzenie się z jego
śmiercią, to nie, nigdy nie będę w stanie tego zrobić. Jeśli chodzi ci o to, że
nauczyłam się z tym żyć, to można tak powiedzieć. Miałam na to trochę czasu.
— Przykro mi — powiedział cicho. Może nie
były to najlepsze słowa, jakich mógł użyć w tym momencie, ale czy w ogóle
istniały takie słowa? Co jeszcze mógłby dodać?
— Mi też. Ludzie mawiają, że czas leczy
rany. Ale wiesz co? To bzdura. On tylko pomaga nam się z nimi oswoić. Ci,
którzy twierdzą inaczej są albo naiwni, albo nigdy nie przeżyli żadnej
tragedii.
Zdziwiła go ta niespodziewana wylewność Yazawy
oraz fakt, że potrafiła mówić takie rzeczy zupełnie obojętnym tonem, ani na
moment nie odrywając wzroku od trzymanej słodkości, jakby to ona była powierniczką
jej słów. Ale musiał przyznać, że przynajmniej po części się z nią zgadzał.
Zastanawiał się właśnie nad odpowiedzią,
gdy kobieta uniosła wzrok, jak nagle wyrwana z transu, i zapytała:
— To co z tym zadaniem?
No właśnie, zadanie. Przybyła tego dnia do
Agencji, żeby wykonać dla niej swoje pierwsze zadanie. I to właśnie Atsushi,
który sam przecież dopiero od niedawna tu pracował, został wyznaczony do jej
nadzorowania. Co prawda nie miał tego robić w pojedynkę, ale i tak czuł, że
będzie to sprawdzian zarówno dla niej, jak i dla niego. Przewidywał ciężki i
długi dzień.
— Tanizaki zaraz powinien… — urwał, bo
wspomniany chłopak właśnie kroczył w ich stronę z plikiem dokumentów w dłoni.
Atsushi z trudem powstrzymał westchnięcie ulgi. — Już jest. Zaraz wszystkiego
się pani dowie.
Tanizaki przywitał się i na chwilę z
ciekawością zawiesił wzrok na Yazawie. Chociaż został już wtajemniczony w całą sytuację,
to nie miał jeszcze okazji jej poznać. Ponaglony jednak przez nią samą przeszedł
do opisania zlecenia.
— Według tego zgłoszenia w dzielnicy
handlowej grasuje ostatnio złodziej, który kradnie drobne przedmioty takie jak zegarki
czy biżuteria. Problem polega na tym, że nikt nie potrafi udowodnić mu winy.
Podobno nawet, gdy, teoretycznie, został przyłapany na gorącym uczynku, to po
przeszukaniu niczego przy nim nie znaleziono. — Tanizaki podał kobiecie
dokumenty wraz z dołączonym do nich zdjęciem pochodzącym z miejskiego
monitoringu. — Pani zadaniem będzie sprawdzenie z bliska, czy ten człowiek
rzeczywiście dopuszcza się kradzieży. A jeżeli będzie miała pani pewność, to
wtedy my wkroczymy do akcji.
— Czyli mam po prostu za nim chodzić i
patrzeć mu na ręce, a wy — tu wskazała lizakiem najpierw na Tanizakiego, a
następnie na Atsushiego — będziecie to sobie obserwować z oddali?
— Zgadza się — przytaknął Tanizaki. —
Będziemy cały czas w kontakcie.
— Kiedy zaczynamy?
Obaj chłopcy odpowiedzieli zgodnym chórem:
— Już.
🌓🌓🌓
Podążając za nastoletnimi pracownikami
Agencji, wróciłam w myślach do rozmowy, którą odbyłam dzień wcześniej z ich
szefem.
— Więc? — zapytałam, gdy znalazłam się już
sam na sam z mężczyzną w jego gabinecie. Nie odpowiedział od razu, delektując
się jakby nigdy nic świeżo zaparzoną herbatą. Przede mną również stała
filiżanka tego napoju, ale nie zamierzałam jej tknąć. Chciałam, żeby ten cyrk
już się po prostu skończył. Miałam pracować dla bandy detektywów z
nadnaturalnymi zdolnościami, którą w dodatku próbowałam zabić? Ktoś tu miał
okropne poczucie humoru.
— Chcę, żebyś pracowała nie z nami, ale
dla nas — oświadczył spokojnie mężczyzna, odstawiając wreszcie swoją filiżankę.
Tyle to sama zdążyłam się domyślić.
— A konkretniej? — dopytywałam z
naciskiem, porządnie już zniecierpliwiona. — Mam być waszą sprzątaczką?
Mężczyzna popatrzył mi prosto w oczy.
— Informatorką.
Uniosłam w zdziwieniu brwi. No dobrze,
tego się nie spodziewałam. Byłam już bardziej nastawiona na tę pracę
sprzątaczki.
— Mam zbierać dla was informacje?
— Usługi informatorów są przez nas bardzo
cenione. Znacznie ułatwiają nam pracę i niejednokrotnie odgrywają dużą rolę w
rozwiązywanych przez nas sprawach.
Tak jakby mnie to interesowało… Nie
zależało mi na względach pracowników Agencji, ich wdzięczności czy szacunku. Nie
zamierzałam emocjonalnie angażować się w tę pracę. Chciałam tylko jak
najszybciej odbębnić swoją karę i nie musieć już nigdy więcej oglądać tych
ludzi na oczy.
— Z tego, co wiem, informatorzy nie
pracują za darmo. Więc…
— Przypominam, że ma to być twoja kara —
uciął mężczyzna. — Będziesz w związku z tym wyjątkiem od reguły.
Westchnęłam głośno, odchylając się przy
tym na oparcie swojego fotela.
— Szkoda.
— Jednakże, jeśli po okresie tejże kary
zdecydowałabyś się na dalszą współpracę z nami, wtedy mogłabyś otrzymywać
wynagrodzenie jak każdy inny informator.
Zmrużyłam oczy.
— Na to bym nie liczyła. Lepiej przejdźmy
do konkretów — kiedy mam zacząć i jak długo to potrwa?
🌓🌓🌓
Z retrospekcji wyrwał mnie głos chłopaka
zwanego Tanizakim.
— Zazwyczaj nie nadzorujemy bezpośrednio naszych
informatorów i ich praca w normalnych warunkach wygląda nieco inaczej. Musi nam
pani jednak wybaczyć, ale na początku będziemy pani towarzyszyć, bo…
— Bo musicie mieć na mnie oko, żeby widzieć,
czy dobrze wykonuję powierzoną mi robotę oraz — przeciągnęłam w znaczący sposób
ostatnie słowo — czy czegoś nie kombinuję. Mam rację?
Chłopcy spojrzeli po sobie z
zakłopotaniem.
— Cóż, właściwie, to tak… — zgodził się z
wahaniem Tanizaki.
— I nikt nie wpadł jeszcze na pomysł, żeby
założyć mi obrożę z nadajnikiem?
— Spokojnie, to nie będzie konieczne —
zapewnił mnie szybko Atsushi, uśmiechając się przyjaźnie. — Nie musi się pani o
to martwić.
— Ale ja nie miałabym nawet nic przeciwko,
gdyby była ładna.
Moje wyznanie wprawiło go w chwilowe oszołomienie.
Na szczęście dla niego z pomocą przyszedł mu Tanizaki, który nagle zatrzymał
się w miejscu.
— Tutaj się rozdzielimy — oznajmił. — Wie
pani, co robić?
Zdążyliśmy omówić cały ten — nie tak wcale
skomplikowany — plan już przynajmniej ze trzy razy. Jak na mój gust było to o
dwa razy za dużo, ale tak, wiedziałam, co miałam robić. Skinęłam więc głową, po
czym udałam się w inną stronę niż moi młodociani nadzorcy. W duchu
zastanawiałam się wciąż, jaka była szansa na powodzenie tej „misji”. Skoro
facet rzeczywiście został już przynajmniej raz przyłapany — nawet jeśli nie
udowodniono mu winy — to podejmowanie kolejnej próby w tym samym miejscu było,
moim zdaniem, pozbawione jakiejkolwiek logiki. Nie minęło wiele czasu nim
przekonałam się, że sposób myślenia naszego podejrzanego całkowicie różnił się
od mojego.
— Nie wierzę — mruknęłam do siebie, odnajdując
w tłumie mężczyznę ze zdjęcia.
— Coś się stało? — zaniepokojony głos
Tanizakiego sprawił, że mimowolnie się wzdrygnęłam. Zapomniałam o
bezprzewodowej słuchawce przyczepionej do mojego ucha. Uzgodniliśmy wcześniej,
że podczas całej akcji będziemy porozumiewać się właśnie za jej pomocą.
— Nic takiego — odparłam, ruszając w ślad
za mężczyzną. Musiałam się skupić, jeśli nie chciałam od razu go zgubić. Byłby
to kiepski początek mojej kariery tajnej agentki. — Po prostu go zauważyłam.
— Szybko poszło. Proszę nie spuszczać go z
oczu.
— Tak, tak. Wiem.
Podejrzany znajdował się wciąż kilka metrów
przede mną, lawirując między przechodniami i rozstawionymi wzdłuż chodnika
straganami z godną podziwu pewnością siebie. Szedł swobodnym krokiem, z dłońmi
opuszczonymi luźno wzdłuż tułowia i z wysoko uniesioną głową. Kiedy obrócił ją
w bok, by przyjrzeć się jednej z mijanych wystaw, dostrzegłam na jego twarzy
krzywy uśmieszek. Zachowywał się, jakby był u siebie. Aż w końcu zatrzymał się
przed stoiskiem z zegarkami. Nie namyślając się wiele, podeszłam do
znajdującego się tuż obok jubilera.
— Mogę w czymś pomóc? — zapytała z
uprzejmym uśmiechem kobieta stojąca po drugiej stronie lady.
— Tylko oglądam… Och, te kolczyki są
śliczne! — zawołałam, wskazując palcem na dwie srebrne łezki przyozdobione drobnymi
kryształkami. — Mogę przymierzyć?
Jedną dłonią chwyciłam kolczyki, a drugą
lusterko podane mi przez sprzedawczynię. Starałam się ustawić je pod
odpowiednim kątem, tak żeby widzieć to, co działo się przy sąsiednim stoisku. Akurat
udało mi się uchwycić moment, w którym podejrzany wziął do ręki męski model —
na oko — drogiego zegarka. Już w następnej chwili przedmiot zniknął w jego
plecaku. I to całkiem dosłownie. Zegarek bowiem rozpłynął się w powietrzu nim
nasz złodziejaszek zdążył sięgnąć do suwaka otwierającego kieszeń.
Mam cię, pomyślałam, odwracając się z
powrotem do sprzedawczyni.
— Wezmę je. — Kątem oka dostrzegłam, że
mężczyzna zaczął się oddalać, więc pospiesznie sięgnęłam do tylnej kieszeni
spodni i wyciągnęłam z niej zwitek banknotów. Rzuciłam je bez przeliczenia na
ladę. — Reszty nie trzeba!
— Halo? Halo? — powtarzał natarczywie głos
Tanizakiego w słuchawce. — Pani Yazawo! To nie czas na zakupy!
— Spokojnie, wszystko mam pod kontrolą. Przyłapałam
go na gorącym uczynku, więc możecie już ruszyć te wasze szanowne cztery… Och,
szlag.
Złodziej na moich oczach wkroczył w jedną
z bocznych uliczek, kończących się ślepym zaułkiem. Zatrzymałam się w ostatniej
chwili i przylgnęłam plecami do ściany budynku. Czyżby zdał sobie sprawę z
tego, że był śledzony?
— Co się…
— Nic. Na skrzyżowaniu za targiem w prawo,
drugi zaułek po lewej stronie, tuż przy cukierni. Pośpieszcie się, a ja
spróbuję do tego czasu czymś go zająć.
— Że co chce pani zrobić?
— Nie przejmuj się, złotko. Dam sobie
radę.
Ostrożnie wyjrzałam zza rogu. Mężczyzna
kucał, odwrócony do mnie plecami i przeglądał zawartość swojego plecaka.
Wyglądało na to, że jednak mnie nie zauważył. Cóż, zaraz miało się to zmienić.
Minęła jeszcze chwila, nim na powrót
zarzucił plecak na plecy i ruszył w stronę wyjścia z zaułku. Czyli w moją
stronę. Zaskoczony zastygł w pół kroku, gdy wyszłam mu naprzeciw.
— Dokąd się wybierasz? — zapytałam, opierając
dłonie na biodrach.
Jego brwi uniosły się ku górze, a usta
wygięły się w kpiącym uśmieszku. Prychnął jakbym opowiedziała mu mało śmieszny
żart.
— Nie wiem coś za jedna, ale nie mam
czasu. Jak chcesz się umówić, to zostaw mi swój numer. Może zadzwonię.
To powiedziawszy, nie zaczekał nawet na
mój numer — uznałam to za szczyt chamstwa, nawet jeśli nie planowałam mu go
podać — a zamiast tego spróbował mnie ominąć. Przeszkodziły mu w tym moje
palce, które oplotły jego ramię.
— Nie tak szybko. Widziałam, jak przed
chwilą zwinąłeś zegarek.
— Nie wiem, o czym mówisz. Puszczaj.
W odpowiedzi jedynie wzmocniłam swój
chwyt, wbijając paznokcie w rękaw jego bluzy. To go zirytowało.
— Słuchaj, laska. Nie wiem, o co ci
chodzi, ale nie masz na mnie żadnych dowodów. A teraz odwal się, zanim stracę
cierpliwość.
— Skoro tak ładnie prosisz… Ale może
najpierw pokażesz mi zawartość swojego plecaka?
Na te słowa szarpnął się gwałtownie,
wyrywając rękę z mojego uścisku.
— Pojebało? — Nagle, jakby coś mu przyszło
do głowy, zmierzył mnie nerwowym spojrzeniem. Zacisnął przy tym palce na
szelkach plecaka i cofnął się o krok, prawdopodobnie szykując się do ucieczki.
— Glina?
Uśmiechnęłam się.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo się
pomyliłeś. — Ponownie zbliżyłam się do niego, wyciągając przed siebie dłoń. —
Dobrze ci radzę, oddaj go po dobroci albo…
Jednakże mój rozmówca postanowił po raz
kolejny zademonstrować, że rzeczywiście bardzo się pomylił. Zwinął bowiem dłoń
w pięść i zamachnął się nią w moją stronę.
Nigdy nie rozumiałam, dlaczego faceci z
góry zakładali, że przedstawicielki płci pięknej nie potrafią się bić ani nawet
bronić. Ze względu na środowisko, w jakim żyła moja rodzina, a także na to, że
moja rodzicielka za cel postawiła sobie uczynienie mnie silną, niezależną
kobietą doskonale wiedziałam, jak poradzić sobie w takiej sytuacji. Uchyliłam
się, jednocześnie łapiąc mężczyznę za rękę. Szybkim, sprawnym ruchem wykręciłam
mu ją za plecami, a następnie wbiłam obcas swojego buta w jego stopę.
Zaskoczony złodziejaszek stęknął z bólu. Z satysfakcją mogłam więc odnotować,
że miałam rację, co do tego, że ładny wygląd nie był jedynym atutem tych
botków.
— Ty… suko… — wysyczał przez zaciśnięte
zęby.
— Ostrzegałam, prawda? Więc teraz nie
podskakuj, bo następnym razem wbiję ci ten obcas w inne miejsce. A to zaboli o
wieeele bardziej. — Dla podkreślenia swoich słów pokręciłam nogą w jedną i
drugą stronę, jakbym rozgniatała ohydnego robala. Och, to nie mogło być
przyjemne uczucie. W przekonaniu tym utwierdził mnie kolejny okrzyk bólu. —
Dotarło?
Na jego szczęście, nim zdążył się zgodzić
czy też znowu mnie zbluzgać, u wejścia do uliczki zjawili się zdyszani Atsushi
oraz Tanizaki. Widok, jaki zastali, sprawił, że obejrzeli się na siebie
nerwowo.
— No nareszcie. Coś wam się nie spieszyło
— zauważyłam i pchnęłam mężczyznę w ich kierunku. — Oto wasz podejrzany. Nie ma
za co.
🌓🌓🌓
— Poza tym, że z reguły nie nadzorujemy naszych
informatorów w taki sposób, jak dzisiaj, zazwyczaj też nie wymagamy od nich
łapania podejrzanych na własną rękę.
— Tak, tak, dobra. Następnym razem nie
kiwnę nawet palcem bez wyraźnego nakazu — mruknęłam, naburmuszona, krzyżując
ramiona na klatce piersiowej. Nie podobało mi się to, że musiałam wysłuchiwać
upomnień od młodszego od siebie chłopaka.
Atsushi westchnął, ale już po chwili na
jego twarzy zagościł delikatny uśmiech.
— Jednakże dzięki pani działaniu udało się
rozwiązać tę sprawę szybciej niż oczekiwaliśmy. Dobra robota. No, przynajmniej
częściowo.
Spojrzałam na niego spode łba, chociaż
moje niezadowolenie zdawało się nie wywierać na nim większego wrażenia. Kontynuował
swój wywód, w ogóle niezrażony.
— Jeśli to panią interesuje, to okazało
się, że podejrzany posiada zdolność, która pozwala mu za pomocą dotyku uczynić
dowolny przedmiot niewidzialnym. Pod warunkiem, że przedmiot ten mieści mu się
w dłoni. Dlatego niczego wcześniej mu nie udowodniono. Skradzione rzeczy po
prostu znikały wszystkim z oczu.
— Tak też myślałam. — Zdążyłam się tego
domyślić, gdy widziałam, jak kradł zegarek.
Atsushi odłożył raport na blat
kawiarnianego stolika.
— A więc… jak wrażenia po pani pierwszym
zadaniu?
Tym razem to ja westchnęłam, wzruszając
przy tym ramionami.
— Nie było tak źle. Mogłam się na kimś
wyżyć, plus — sięgnęłam do kieszeni, by z dumą zaprezentować mu swoją zdobycz —
przy okazji zaopatrzyłam się w nowe kolczyki!
Chłopak zamrugał, a potem zaśmiał się w
dziwnie nerwowy sposób.
— Cóż, chyba można to uznać za całkiem
dobry początek, prawda?
Przechyliłam głowę na bok, nie bardzo
rozumiejąc, o co mu chodziło.
— Skoro tak uważasz — przytaknęłam mu
niepewnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz