Ariana | Blogger | X X

środa, 8 września 2021

Już dobrze, Nico

Z dziećmi Apollina był jeden problem. Były głośne, pewne siebie, uparte i niezwykle pogodne. Okay, to trochę więcej niż jeden problem, ale w każdym razie w taki właśnie sposób postrzegał je Nico. A przynajmniej jedno z nich — Willa Solace’a.

Nico naprawdę nie rozumiał, dlaczego ten irytujący, niczym niezrażony heros postanowił uczepić się akurat niego. To nie tak, że Nico jakoś specjalnie starał się, żeby zniechęcić do siebie innych — zwykle wystarczało samo jego pochodzenie, by dobrowolnie trzymali się na dystans. Z jednej strony, gdzieś w głębi serca sprawiało mu to ból, ale z drugiej przynajmniej miał dzięki temu spokój. Tak to sobie tłumaczył. Dlatego nie pojmował fenomenu w postaci Willa, który wracał do niego niczym ciągle uśmiechnięty bumerang, to dopytując go o stan jego zdrowia, upewniając się, że nie używa „mrocznych mocy”, to znowu zapraszając do dołączenia do swojej drużyny w czasie różnego rodzaju gier. I nigdy, ale to nigdy nie uciekał wzrokiem, kiedy Nico posyłał mu swoje firmowe spojrzenie pod tytułem „jam jest syn Hadesa, zważaj na swe czyny i słowa”.

Gesty i zachowanie Willa wyglądały na zwykłe okazywanie sympatii. Tylko czemu miałby mu ją okazywać? Czemu on? Czemu… ktokolwiek z Obozu?

Tego ciepłego, letniego poranka syn Apollina znalazł kolejny pretekst, by go zaczepić. Dopadł go tuż po śniadaniu, nim Nico zdążył odejść od stołu, przy którym jak zwykle siedział samotnie, i podetknął mu pod nos kolorową, ręcznie wykonaną ulotkę.

— Festiwal muzyczny? — zapytał Nico, wpatrując się w napis na samej górze kartki.

— Latem zwykle odbywa się masa różnych festiwali, prawda? A jako że obozowicze nie bardzo mogą się wybrać na chociażby jeden z nich, razem z resztą mojego domku wpadliśmy na pomysł, żeby zorganizować taki tu, na miejscu, z udziałem wszystkich chętnych — wyjaśnił Will. — Codziennie będzie inny gatunek przewodni.

— Czy praktycznie codziennie nie robicie takiego festiwalu, kiedy śpiewacie sobie przy ognisku?

Will zamachał w proteście ulotką i podsunął ją jeszcze bliżej, zmuszając Nica do wzięcia jej w dłoń.

— To nie to samo. To będzie… prawdziwy festiwal. Ze sceną, konkretnymi zespołami i nagłośnieniem.

— Zespołami?

— Złożonymi z obozowiczów, oczywiście. I wszystkich innych chętnych. — Will wyprostował się i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, a na jego twarzy odmalował się wyraz dumy. — Ja też będę występował.

— Ty? — Nico prychnął. Był tak przyzwyczajony do widoku Willa zajmującego się rannymi i chorymi, że jakoś nie potrafił go sobie wyobrazić z instrumentem zamiast leków czy opatrunków w rękach. No, może poza gitarą akustyczną, która podczas zebrań przy ognisku była instrumentem wędrującym z rąk do rąk każdego, kto umiał wybrzdąkać chociaż kilka akordów (albo i nie). Nico uświadomił sobie, że akurat tego syna Apollina rzeczywiście nigdy nie widział grającego na czymkolwiek innym. — I co? Zagrasz jakieś country?

— Aleś ty złośliwy, Panie Mroku. — Will, jak zwykle, nie dał się sprowokować i jedynie uśmiechnął się z przekąsem. — Nie. Wyobraź sobie, że country przewidziane jest na środę, a ja występuję dzisiaj.

Nico przeniósł wzrok na trzymaną w dłoni kartkę i przesunął po niej wzrokiem, szukając odpowiedniego punktu w rozpisce. Kiedy już go znalazł, jego brwi uniosły się tak wysoko, że zniknęły pod nierówną grzywką.

— Rock? — upewnił się z niedowierzaniem.

Will zrobił zadowoloną minę.

— Rock.

Nico zamrugał, próbując wyobrazić go sobie w rockowym wydaniu i musiał przyznać, że ta nietypowa wizja, ku jego własnemu zdziwieniu, wydała mu się całkiem interesująca. Tak, to było coś, co chciałby zobaczyć. Chociażby po to, żeby pozyskać w ten sposób materiał do docinków i ciętych ripost.

— Kto jeszcze będzie w tym twoim zespole? — zapytał, nie potrafiąc pozbyć się z głosu kpiącej nuty.

— Tego dowiesz się, jeśli zjawisz się na dzisiejszym występie — odparł tajemniczo Will, jakby szykował jakąś niespodziankę. Albo próbował ukryć kiepski skład swojej grupy. — A jako obozowy lekarz stwierdzam, że powinieneś. Trochę rozrywki dobrze ci zrobi.

Gdy Will po tych słowach odszedł od jego stołu, Nico przyłapał się na tym, że leciutko unosił kąciki ust ku górze.

 

Słońce chyliło się już ku zachodowi, kiedy Nico dotarł do amfiteatru, w którym miał odbyć się koncert. Na scenie rozstawiono już instrumenty oraz sprzęt do dodatkowego nagłośnienia — gdyby naturalne atuty tego miejsca okazały się niewystarczające — i kilka osób po raz ostatni sprawdzało, czy wszystko działa tak jak powinno. Nico omiótł wzrokiem tę grupkę, a gdy uzmysłowił sobie, że szuka pośród niej pewnej konkretnej blond czupryny, zaklął pod nosem i w zamian rozejrzał się za wolnym miejscem na widowni. Początkowo zamierzał usiąść gdzieś z tyłu, żeby nie dawać Solace’owi zbyt dużej satysfakcji, ale jego plany pokrzyżował Jason. Siedzący w trzecim rzędzie syn Jupitera bowiem od razu go dostrzegł i ruchem ręki przywołał do siebie. Nico westchnął z rezygnacją, ale wykonał polecenie.

— Nie sądziłem, że cię tu zobaczę — oznajmił Jason w ramach powitania.

— Zalecenie lekarza — mruknął w odpowiedzi Nico.

Przed sobą, w pierwszym rzędzie zauważył Annabeth pogrążoną w rozmowie z Groverem, ale nigdzie nie widział Percy’ego, który przecież też powinien być gdzieś w pobliżu. Miał w związku z tym mieszane uczucia. Zresztą jak zwykle, gdy w grę wchodził syn Posejdona.

— Lekarza? — powtórzył Jason, by po chwili skinąć głową ze zrozumieniem. — Will?

— Aha — przytaknął Nico, a wtedy na twarzy Jasona pojawił się jakiś dziwny uśmiech. Syn Hadesa zmarszczył brwi. — O co ci chodzi?

— O nic. — Jason zamachał dłonią, próbując przybrać niewinny wyraz twarzy. — Po prostu cieszę się, że przyszedłeś.

Nico nie do końca uwierzył w szczerość jego słów, ale postanowił nie pytać dalej i zmienić temat.

— Wiesz, kto ma dzisiaj występować?

— Najpierw zespół Willa, Austina, Leona i Percy’ego, a potem…

— Czekaj, co? — zdziwiony syn Hadesa wszedł mu w słowo. — Leo i Percy? Oni mają jakieś talenty muzyczne?

Jason uśmiechnął się krzywo, ale nim zdążył odpowiedzieć, zrobiła to Piper, która właśnie do nich dołączyła.

— Nie przesadzałabym z tymi talentami — powiedziała, siadając po drugiej stronie Jasona. — Nie wiem, co zrobiły dzieci Apollina, czy udzieliły im błogosławieństwa, czy może rzuciły na nich klątwę, ale skutek jest taki, że potrafią prawidłowo wykonać te trzy piosenki, z którymi mają dzisiaj wystąpić. Ale kiedy próbują zagrać coś sami od siebie… nie brzmi to dobrze.

Jakby na potwierdzenie jej słów, ze sceny dobiegł dziwny jęk gitary. Nico spojrzał w tamtą stronę i dostrzegł Percy’ego z zakłopotaniem drapiącego się wolną ręką w głowę, podczas gdy w drugiej trzymał gryf przewieszonej przez ramię gitary. Stojący obok niego Austin spokojnie mu coś tłumaczył.

— To były te hałasy, które przez ostatnie tygodnie dobiegały z Bunkra Dziewiątego? — zapytał Nico.

— Tak. To były ciężkie tygodnie. — Piper wzdrygnęła się, jakby właśnie przypomniała sobie coś wyjątkowo nieprzyjemnego.

Nico ponownie popatrzył na scenę. Percy i Austin w dalszym ciągu majstrowali coś przy gitarach, Leo bawił się pałeczkami do perkusji, a Willa nadal brakowało.

— Czy to bezpieczne?

Jason zamyślił się na krótką chwilę.

— Obóz jest chroniony, a wzmacniacze, mikrofony i cała reszta nie działa na tej samej zasadzie co komórki… Chyba. Tak czy siak myślę, że nic nie powinno się wydarzyć.

— Chodziło mi o to, czy bezpieczne jest dopuszczenie tej dwójki do takiego sprzętu — wyjaśnił Nico, mając na myśli Percy’ego i Leona, którzy w połączeniu z instrumentami muzycznymi wydawali mu się zwiastunem totalnej katastrofy.

— Zaraz się tego dowiemy — odparła Piper, kładąc na kolanach przyniesioną ze sobą torbę z przekąskami. Sprawiała wrażenie gotowej zarówno do zjedzenia jej zawartości ze smakiem, jak i do wykorzystania tejże zawartości jako pocisków, gdyby występ okazał się niezbyt udany.

Nico coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że czekał go niezwykle ciekawy wieczór.

 

Przynajmniej przez dwie pierwsze piosenki obawy Nica okazały się niepotrzebne. Dzieciaki Apollina naprawdę musiały włożyć w przygotowania sporo wysiłku, bo Leonowi i Percy’emu gra na instrumentach szła całkiem przyzwoicie, a poza tym nie doprowadzili jeszcze do żadnego wypadku. Choć Nico nie przyznałby tego na głos, największym zaskoczeniem i zarazem plusem występu był jednak dla niego główny wokalista i gitarzysta, Will Solace.

Syn Apollina przybył na miejsce tuż przed rozpoczęciem koncertu. Jak się później okazało, było to spowodowane pilnym wezwaniem do herosa, któremu nie poszczęściło się w trakcie ćwiczenia skoku przez lawę. Mimo to Will wciąż miał wystarczająco dużo czasu, aby przed występem zdążyć się przebrać — noszone zazwyczaj szorty i obozowy T-shirt zastąpił spranymi dżinsami oraz czarną koszulą, z rozpiętymi górnymi guzikami. Kiedy się poruszał, spod materiału wyłaniały się ciemne linie tatuażu znaczące lewą stronę jego klatki piersiowej, ale Nico po tak niewielkim fragmencie nie potrafił stwierdzić, w jaki kształt się układały. Gdyby ta zmiana w wyglądzie Willa robiła wciąż zbyt małe wrażenie, to zachodzące słońce dodatkowo rzucało pomarańczowe refleksy na twarz i jasne włosy chłopaka, a także odbijało się w jego srebrnych–

Chwila, pomyślał Nico, od kiedy Solace nosi kolczyki?

Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek widział jakieś ozdoby w jego uszach. Ale nie żeby zwracał szczególną uwagę na jego wygląd. Mógł to zwyczajnie przeoczyć.

Tak czy inaczej, wszystkie te elementy sprawiały, że Will wyglądał niczym nowoczesna wersja jednego z tych pięknych, młodych herosów opiewanych w starożytnych pieśniach. Nico prychnął pod nosem. Oczywiście, że syn Apollina dobrze prezentował się na tle zachodu. Nie zdziwiłoby go nawet, gdyby bóg słońca celowo wykorzystał swoją moc, aby przedstawić Willa w jak najlepszym świetle. Dosłownie.

Syn Hadesa nie zwracał tylko uwagi na fakt, że podobne myśli nie przychodziły mu do głowy, kiedy patrzył na rodzeństwo Willa.

 

Drugi utwór właśnie dobiegał końca. Nico potrząsnął głową, żeby oderwać się od dziwnych rozmyślań. Jego wzrok mimowolnie przesunął się w bok i spoczął na Percym, który właśnie ze skupieniem przebiegał palcami po strunach gitary. Syn Posejdona co jakiś czas podnosił głowę i zerkał w kierunku Annebeth oraz reszty przyjaciół z uśmiechem mówiącym „Widzicie? Robię to! Wymiatam na gitarze!”. Wyglądało na to, że dobrze się bawił — podobnie jak cała reszta, łącznie z Annabeth, na której twarzy Nico dostrzegł mieszankę dumy i rozbawienia, kiedy obróciła się bokiem, żeby powiedzieć coś Groverowi na ucho. Patrząc tak na nią i na Percy’ego, Nico poczuł w klatce piersiowej lekkie, niechciane ukłucie, szybko więc wrócił wzrokiem do Willa.

Jak na zawołanie rozbrzmiały pierwsze dźwięki trzeciego kawałka i Nico momentalnie znieruchomiał. Znał tę piosenkę. Może nie należała do jego ulubionych, ale zdecydowanie ją znał i nie podobało mu się, co wybór tej piosenki przez zespół Willa mógł oznaczać.

Sam Will pochwycił tymczasem jego spojrzenie i uśmiechnął się, nim zaczął śpiewać. Nico już podczas wcześniejszych dwóch piosenek doszedł do wniosku, że jego głos brzmiał całkiem przyjemnie, ale teraz, odczuwając niepokój wywołany doborem utworu, wsłuchał się w niego wyjątkowo uważnie. Syn Apollina nie odrywał od niego wzroku, podczas gdy jego dłonie wykonywały skomplikowany taniec na powierzchni gitary, a z ust płynęły kolejne słowa. Im bliżej było do refrenu, tym serce Nica biło szybciej. Aż w końcu usłyszał:

— W porządku, Nikki, już dobrze, kochanie. Dziś wieczorem możesz rozpuścić włosy. W porządku Nikki, już dobrze, kochanie. Dziś wieczorem możesz odetchnąć*.

Zgodnie ze słowami piosenki Nico miał ochotę odetchnąć z ulgą. Cały czas bowiem obawiał się, że Will w ramach żartu postanowi zastąpić tytułowe Nikki jego imieniem. A tego chyba by mu nie wybaczył.

Kątem oka zerknął na Jasona i przekonał się, że ten uśmiechał się z rozbawieniem. Syn Jupitera musiał zrozumieć aluzję zawartą w refrenie i widząc to, Nico miał ochotę fuknąć niczym oburzony kot.

Jeszcze cię dorwę, Solace, pomyślał, mając nadzieję, że Will odczyta tę groźbę w jego spojrzeniu. Will jednak zdawał się niewzruszony, nadal spoglądając w jego stronę, a Nico — czy tego chciał, czy nie — z jakiegoś powodu także nie potrafił oderwać od niego wzroku przez resztę występu.

 

Podczas przerwy, zanim następny zespół wyszedł na scenę, Will ruszył w jego stronę, więc Nico rozejrzał się szybko za drogą ucieczki. Liczył w tej kwestii na Jasona, ale syn Jupitera zdążył już wraz z Piper dołączyć do Annabeth, Percy’ego i Leona. Jeśli wzrok Nica nie mylił, ten ostatni chyba właśnie za pomocą swoich mocy podpalił pałeczki, którymi jeszcze chwilę wcześniej grał na perkusji.

— Jak ci się podobało? — zapytał syn Apollina, nie zdając sobie sprawy z zamieszania, jakie wywoływał w umyśle Nica.

— Powiedzmy, że nie spodziewałem się, że tak potrafisz — odparł Nico, starając się brzmieć w miarę naturalnie.

Will uśmiechnął się szeroko.

— Widzisz, mówiłem, że mam rozliczne talenty.

Syn Hadesa nie zdążył skomentować tej wypowiedzi, gdyż wtem za nim rozległ się niespodziewany męski głos.

— W pełni się z tym zgadzam.

Na twarzy Willa pojawiło się szczere, kompletne zaskoczenie.

— Tato?

Nico obejrzał się przez ramię na mężczyznę, który znikąd pojawił się za jego plecami. Z burzą blond włosów, niebieskimi oczami i opalonym ciałem surfera nowo przybyły wyglądał jak o kilka lat starsza wersja Willa. Kiedy wyminął Nica i stanął obok niego, syn Hadesa zauważył, że bardziej przypominał jego brata niż ojca.

— Chyba nie myślałeś, że przegapię występ moich dzieci, będący jednocześnie twoim debiutem? — Apollo, promieniejąc wręcz dumą, położył dłonie na barkach Willa. — Świetnie ci poszło.

Will, wciąż wyglądając na oszołomionego wizytą ojca, wykrztusił z siebie jedynie krótkie podziękowanie. Apollo spojrzał na Nica, a potem ponownie na Willa.

— Ale widzę, że jesteś teraz zajęty, więc pogadamy później. Powodzenia.

Mrugnąwszy do niego, klepnął go lekko w ramię i ruszył w kierunku sceny, z oddali wołając już Austina.

Will zaśmiał się nerwowo i potarł dłonią kark. Jego policzki nabrały barwy zachodzącego słońca, a pewność siebie gdzieś się ulotniła.

— Tego się nie spodziewałem.

Usta Nica zadrżały, grożąc ułożeniem się w uśmiech.

— Tego pewnie nikt się nie spodziewał.

Syn Apollina zaśmiał się raz jeszcze, a potem zmienił temat.

— Załapałeś aluzję z piosenki?

Nico postanowił zagrać głupiego.

— Jeśli chodziło ci o królową piękności z Dallas, to bardziej pasuje to do ciebie.

— Bardzo zabawne. Uznam to za komplement. — Will przewrócił oczami, po czym nagle spoważniał i popatrzył prosto w oczy syna Hadesa. — Nie. Chodziło mi o to, że… Już dobrze, Nico. Możesz odetchnąć, możesz wyluzować. Jesteś w domu, wśród przyjaciół, a mam wrażenie, że dalej to do ciebie nie dociera.

Tego Nico się nie spodziewał. Myślał, że piosenka miała być po prostu zwykłym żartem, nawiązaniem do jego imienia, niczym więcej. Ze zdumienia zaniemówił.

— Zrozum to. Ja… My chcemy się do ciebie zbliżyć, pokazać ci, że to jest twoje miejsce, że jesteś jednym z nas. Więc pozwól nam na to.

Chociaż Will używał liczby mnogiej, Nico nie był pewien, czy nie mówił głównie w swoim własnym imieniu. Musiał zadać sobie pytanie — czy stanowiło to dla niego problem? Odpowiedź była prosta, lecz zaskakująca: nie. Im więcej czasu spędzał z synem Apollina, tym bardziej — co prawda po cichu — chciał wierzyć w to, że jest on wobec niego szczery. Może rzeczywiście nadeszła pora, żeby przestać żyć przeszłością, odetchnąć i zaufać innym. Bo musiał przyznać, że nie miałby nic przeciwko, gdyby ten irytujący heros irytował go w dalszym ciągu.

Powoli skinął głową.

— Spróbuję.

Uśmiech, jakim odpowiedział mu Will, był tak promienny, że zdawał się rozpraszać zapadający wokół nich mrok.

— Cieszę się. Napijesz się może czegoś? Zadbaliśmy też o przekąski, więc gdybyś miał ochotę…

Nico miał ochotę. Pozwolił się więc poprowadzić Willowi — i to nie tylko w kierunku przekąsek.

___________________________
*Piosenką graną przez Willa i spółkę jest Nikki zespołu Forever The Sickest Kids. Możecie jej posłuchać tutaj:


Tak jak wspominałam w poprzednim poście, zdecydowałam się na napisanie one shota z jednej z moich ulubionych serii — oto i on! Pomysł na niego zrodził się wkrótce po tym, gdy zaczęłam czytać Wieżę Nerona, a opierał się na jednej myśli — co by było, gdyby Will odziedziczył po Apollinie także talent do muzyki? W zamyśle one shot ten miał być raczej lekki i luźny; luźny jest też jego związek z oryginalną fabułą, jako że opisanych w nim wydarzeń nie osadziłam w żadnym konkretnym momencie tzw. riordanverse. Mam nadzieję, że jego lektura sprawiła Wam przyjemność :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz