Ariana | Blogger | X X

niedziela, 14 września 2014

Nastoletni Terror: Rozdział 1

Szukając natchnienia do kolejnego rozdziału Diabolik Lovers stworzyłam od takie coś. To jest chyba jakaś klątkwa, ale przeważnie mam wenę na wszystko tylko nie na to, na co powinnam xD Mam nadzieję, że mi to wybaczycie i że jednak te moje nowe dzieło wam się spodoba.



Wybawca czy oprawca?


 Nigdy nie pomyślałabym, że moje życie może tak łatwo zmienić się diametralnie w ciągu jednego dnia. A już na pewno nie pomyślałabym, że przyczyni się do tego królik – terrorysta, który uratuje mnie z płonącego centrum handlowego.
 Wszystko zaczęło się normalnie, można powiedzieć wręcz niewinnie. Po lekcjach wybrałam się na małe zakupy. Kiedy miałam już wszystko, czego potrzebowałam, zatrzymałam się w małej kawiarence. Sącząc spokojnie owocowy koktajl dostrzegłam przy jednym ze stolików znajome postacie. Trzy dziewczyny i jednego chłopaka. Wszyscy w drogich, markowych ubraniach, dziewczyny wymalowane tak bardzo, że było to widać z kilku metrów. No i, niestety, wszystkie były moimi „koleżankami” z klasy, a jedyny chłopak chodził z farbowaną blondynką, przywódczynią całej tej bandy. 
 Spięłam się, widząc ich i skuliłam się na swoim krześle, modląc się w duchu by mnie nie zauważyli. Nie cieszyłam się bowiem wśród nich najlepszą sławą. Od samego początku, odkąd tylko zaczęłam chodzić do tego samego co oni liceum gnębili mnie. Stałam się dla nich kozłem ofiarnym, chociaż przecież nic im nie zrobiłam. Przynajmniej niczego takiego nie pamiętałam.
 Dopiłam swój koktajl, zarzuciłam torbę na ramię i podniosłam się ze swojego miejsca. Najszybciej jak tylko potrafiłam opuściłam kawiarenkę. Pech chciał, że postanowiłam skorzystać z łazienki. Może gdybym wtedy do niej nie poszła tylko od razu wyszła z centrum wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej.
 Ale nie ma co gdybać. Prawda była taka, że poszłam do tej cholernej łazienki. Ciężkie drzwi zatrzasnęły się za mną, a światła automatycznie się zapaliły. Stanęłam przy umywalkach i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. 
 W tej samej chwili drzwi do łazienki otworzyły się ponownie, a do moich uszu dotarł głośny śmiech i cichsze chichoty. Zamarłam. W lustrze dostrzegłam odbicie blondynki, jej chłopaka i jednej dziewczyny z jej świty. Druga musiała najwidoczniej zostać na czatach. Odbicie blondynki uśmiechnęło się do mnie.
- Proszę, proszę, co za spotkanie – odezwała się przesłodzonym głosikiem.
Odwróciłam się powoli i stanęłam z nią twarzą w twarz. Jej chłopak tymczasem zniknął w drugim pomieszczeniu, w którym znajdowały się kabiny. Po krótkiej chwili wrócił i oznajmił krótko:
- Czysto.
 Blondynka uśmiechnęła się szerzej skutecznie blokując mi wyjście z łazienki. Zaczęłam powoli cofać się w kierunku kabin, ale ta dała znak spojrzeniem pozostałej dwójce i zostałam otoczona. Przełknęłam ślinę, zaciskając spoconą dłoń na pasku torby.
- Czego chcecie? – warknęłam, mrużąc oczy.
- Och, słyszeliście? To się nas pyta, czego od niej chcemy! – parsknęła blondynka, przykładając pomalowane na intensywnie różowy kolor paznokcie do ust. Jak na komendę pozostała dwójka wybuchła śmiechem. Druga dziewczyna, Hana popchnęła mnie wprost na chłopaka, którego palce zacisnęły się boleśnie na moich ramionach. Szarpnęłam się, ale nie miałam z nim szans. Blondynka, Yui, wycelowała we mnie oskarżycielsko palcem. Uśmiech zniknął z jej twarzy.
- Nie udawaj, ździro. Dobrze wiem, że to ty na nas nakablowałaś!
- Ja? – uniosłam brwi w zdumieniu.
- Tak, ty! Nie próbuj się wykręcać!
 Bardzo dobrze wiedziałam o co jej chodziło. Właśnie dlatego starałam się ich unikać. W szkole, ktoś powiadomił nauczycieli, że Yui i jej paczka popijają alkohol i palą pod szkołą. Nauczyciele się wkurzyli i doszło do awantury oraz wezwania rodziców. Tak naprawdę nie miałam z tą sprawą nic wspólnego, ale Yui jak widać nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Albo nie miała nikogo innego, na kim mogła by się wyładować.
- Nakamura – wycedziłam przez zęby. – Zrozum, że nic nie obchodzisz mnie ty, ani twoje żałosne nałogi, więc czemu miałabym…
 Nie dokończyłam zdania, gdyż blondynka zamachnęła się i uderzyła mnie otwartą dłonią w twarz. Policzek zapiekł mnie z bólu. W życiu nie podejrzewałabym ją o taką siłę.
- Zamknij się, idiotko! – wrzasnęła. – Hana!
 Druga dziewczyna podskoczyła i posłusznie wygrzebała ze swojej torebki jakiś przedmiot. Telefon komórkowy. Wcisnęła kilka klawiszy, po czym skierowała urządzenie w moją stronę. 
 Yui uspokoiła się, a na jej twarzy ponownie pojawił się uśmiech. Stanęła przed telefonem, oznajmiając radośnie:
- A teraz, publiczne upokorzenie pewnej idiotki! Egzekucję przeprowadzę własnoręcznie ja, Yui Nakamura!
 W jej dłoni błysnęły nożyczki. Wytrzeszczyłam oczy i ponownie zaczęłam się szarpać.
- To nie ja! Naprawdę, to nie byłam ja! Zwariowaliście?!
- Ty, czy nie ty… Czy to ma znaczenie? – Yui odwróciła się ponownie w moją stronę i podeszła bliżej, unosząc nożyczki.
 W tej chwili drzwi do łazienki otworzyły się gwałtownie, a do wnętrza wraz ze spanikowaną przyjaciółką Yui wlały się krzyki przerażenia i wycie alarmu.
- Musimy spadać! – wysapała dziewczyna. – Podobno jest jakiś pożar czy coś.
 Zaskoczona Yui opuściła dłoń z nożyczkami. Machnęła dłonią na swojego chłopaka, a sama ze swoimi koleżankami uciekła z łazienki. Chłopak tymczasem wepchnął mnie do najbliższej kabiny i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
- Sorry, ale ty tu zostajesz – usłyszałam jeszcze jego głos.
 Sięgnęłam do klamki i spróbowałam otworzyć drzwi, ale te ani drgnęły. Były zablokowane czymś z drugiej strony. Wystraszona już nie na żarty zaczęłam uderzać pięściami w drzwi, wołając o pomoc.
- Zwariowaliście?! Wypuście mnie stąd! Błagam! Ratunku! Niech mi ktoś pomoże!
 Ale moje krzyki na nic się nie zdały. Zostałam sama, uwięziona. Popadałam w coraz większą panikę. Nie wiedziałam co robić. Zadzwonić do kogoś? Ale do kogo? Dalej krzyczeć? A może spróbować wyjść górą?
To ostatnie wydawało mi się najrozsądniejszym rozwiązaniem. Wdrapałam się na muszlę, ale wtedy usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi oraz szybkie kroki. Na chwilę wstrzymałam oddech. Czy wreszcie ktoś przyszedł mi z pomocą? Szybko zeskoczyłam na podłogę, ponownie łomocząc w drzwi.
- Pomocy! – zawołałam.
- Co do…? – usłyszałam męski głos.
- Tutaj! Pomocy!
 Kroki zbliżyły się. Coś zaszurało. Drzwi wreszcie stanęły otworem. Słowa podziękowania zamarły mi jednak na ustach, kiedy moim oczom ukazał się mój wybawca. Był to dość wysoki chłopak, w sportowych butach, ciemnych podartych spodniach, białym T-shircie i czarnej skórzanej kurtce. Nie potrafiłam określić jego wieku, gdyż miał na twarzy… ciemnoszarą maskę królika. Otrząsnęłam się z osłupienia dopiero, gdy wyciągnął do mnie rękę w czarnej, skórzanej rękawiczce bez palców.
- D-dziękuję… - wymamrotałam, łapiąc niepewnie jego dłoń.
 Chłopak pociągnął mnie w swoją stronę, kopniakiem zamykając za mną drzwi kabiny. Następnie wziął zamach i wyrzucił coś – racę na drugi koniec pomieszczenia. 
- Co ty… - zaczęłam, ale chłopak już wyciągał mnie z łazienki na korytarz.
- Teraz nie czas na pytania – przerwał mi.
 Choć jego głos był stłumiony przez maskę wydawało mi się, że go rozpoznaję. Zmrużyłam oczy, wytężając pamięć.
 Tajemniczy chłopak ciągnął mnie wzdłuż opustoszałego już korytarza. Z niektórych sklepów wydobywał się biały, gęsty dym. Alarm nieprzerwanie wył, wwiercając się w głowę i niemal zagłuszając wrzaski ludzi dochodzące gdzieś z dołu. 
 Mój wybawca skręcił w boczny korytarz i otworzył drzwi z napisem „Wstęp tylko dla pracowników”. Puścił się biegiem  w dół po schodach. Zerwał teraz z twarzy maskę i wcisnął ją pod ubranie. Wciągnęłam ze świstem powietrze. Znałam tego chłopaka. Chodził ze mną do klasy.
- Ty…
- Cicho.
- W-wiesz… ja… Dziękuję ci bardzo za pomoc, ale mogę już naprawdę sama… - jąkałam się.
 Chłopak gwałtownie zatrzymał się i przycisnął dłoń w rękawiczce do moich ust, przypierając mnie do ściany. W zielonym świetle padającym ze znaku z wyjściem ewakuacyjnym mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Blada skóra, ciemne włosy, nierówna grzywka opadająca na brązowe oczy, srebrny kolczyk w lewym uchu…
 Wstrzymałam oddech, kiedy mierzył mnie swoim spojrzeniem, marszcząc przy tym brwi.
- Naprawdę nie chcę tego robić – odezwał się szeptem. – Ale jeśli mnie zmusisz, to nie będę miał wyjścia.
 To mówiąc wyciągnął spod kurtki pistolet. Wytrzeszczyłam oczy, gdy przyłożył chłodną lufę do mojego czoła.
- Bądź grzeczną dziewczynką i współpracuj a nic ci się nie stanie. Rozumiemy się?
 Sparaliżowana strachem skinęłam lekko głową. Na to ciemnowłosy uśmiechnął, chowając pistolet. Cofnął swoją dłoń z moich ust i ponownie zaczął ciągnąć mnie za sobą.
 Nie wiedziałam co to wszystko miało znaczyć, co się w ogóle działo… Chciałam uciec, ale jasne było to, że nie miałam żadnych szans. Co się ze mną stanie?
 Wreszcie wypadliśmy na podziemny parking. Mój wybawca albo i może oprawca… skierował się do zaparkowanego w pobliżu czarnego minivana. Bezceremonialnie wepchnął mnie przez otwarte drzwi na tylne siedzenie, a sam zajął miejsce obok. Samochód od razu ruszył. Jęknęłam, prostując się na siedzeniu. Gdy podniosłam głowę ujrzałam dwóch innych chłopaków zajmujących miejsca z przodu. Jeden z nich, brązowowłosy, w okularach odwrócił się do nas i wbił we mnie przenikliwe spojrzenie.
- Kto to? Nie przypominam sobie żeby porywanie dziewczyn było w planie – zwrócił się do chłopaka siedzącego obok mnie.
- Ktoś zamknął ją w łazience. Tego też nie było w planie – wzruszył ramionami mój porywacz. 
 Z lusterka wstecznego wpatrywała się we mnie kolejna para oczu. Pod wpływem tego chłodnego spojrzenia skuliłam się na swoim siedzeniu.
- Porozmawiamy o tym na miejscu – głos ten był równie lodowaty co spojrzenie.
 Kątem oka zerknęłam na brązowookiego, który bawił się w najlepsze pistoletem, podrzucając go w dłoni.
- Emm… - odezwałam się niepewnie. – Czy to nie jest aby niebezpieczne?
- Co? To? – zdziwił się. – To tylko atrapa.
- Słucham?!
- No, sama zobacz.
 Chłopak położył broń na moich kolanach. Spoglądając na niego podejrzliwie, wzięłam ostrożnie pistolet do ręki. Okazał się on zaskakująco lekki, a gdy wysunęłam magazynek moim oczom ukazał się rządek pomarańczowych, plastikowych kuleczek.
- Groziłeś mi zabawką?! – wybuchłam.
- Cóż, jakoś musiałem cię przekonać – uśmiechnął się niewinnie. – A ty uwierzyłaś.
- Mój Boże… - ukryłam twarz w dłoniach. 
 Z przedniego siedzenia doszedł mnie śmiech okularnika. Zerknęłam na niego spode łba, ale ten w odpowiedzi tylko do mnie pomachał.
Niech mi ktoś powie, w co ja się wpakowałam?

7 komentarzy:

  1. O co cho i gdzie się podział kochany rozdział z diablika lovers niemu wie że to jest złe tylko że chce laito Kawai

    OdpowiedzUsuń
  2. No nieźle się zaczyna ,fajny pomysł z tym porwaniem :)Jestem ciekawa gdzie ją zabiorą :> Czekam na nexta bo bardzo mi się spodobało no i wiadomo że na rozdział 9 DL :* Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Przypomina to trochę Zankyou no Terror, nie mniej całkiem niezłe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że może to przypominać ZnT, gdyż to właśnie ono podsunęło mi pomysł terrorystów. Tak więc pewne motywy mogą się powtarzać. Jednak późniejsza akcja (o ile będę kontynuować) po jakimś czasie odbiegnie już raczej od tej z Zankyou ;)

      Usuń
  4. Bardzo fajnie się zaczyna :D nie mogę doczekac sie nastepnego rozdzialu tak jak i DL ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    zapowiada się na bardzo interesujące opowiadanie, aż mnie wkurzyły te dziewczyny i ten chłopak....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń