Ludzie, zaskakujecie mnie ilością komentarzy i pochwałami w nich zawartymi. Nawet nie wiecie, jak się cieszę, gdy je czytam^^ Ale przejdźmy do rozdziału, na który tak czekaliście. Natsuki została porwana. Kto za tym stoi? Czy zostanie uratowana? Co zrobią bracia Sakamaki?
Zapraszam do czytania ^^
Zapraszam do czytania ^^
W uwięzieniu
Gdy odzyskałam przytomność znajdowałam się w
całkowicie obcym dla mnie miejscu. Moja własna głowa wydawała mi się dziwnie
ciężka, a żeby odzyskać ostrość widzenia musiałam kilkakrotnie zamrugać. Na
niewiele jednak się to zdało, gdyż wokół mnie panował półmrok. Gwałtownie
poderwałam głowę i zaraz tego pożałowałam, gdy mój kark przeszył ból. Jęknęłam.
Chciałam podnieść rękę, żeby rozmasować zesztywniałą szyję, ale poczułam dziwny
opór. Zaskoczona obróciłam głowę. Otworzyłam szerzej oczy. Okazało się, że
zarówno moje ręce, jak i nogi przywiązane były do krzesła, na którym
siedziałam.
Co jest?!
- Widzę, że się obudziłaś – usłyszałam rozbawiony głos. W tej samej chwili pomieszczenie zostało rozświetlone przez pojedynczą żarówkę zwisającą smętnie z sufitu. Zmrużyłam oczy nieprzygotowana na ten nagły blask.
- Ty… - wymamrotałam, gdy moje oczy przyzwyczaiły się już do jasności.
- Owszem. Ja – nieprzyjemny śmiech poniósł się echem po niewielkim pomieszczeniu. Dopiero teraz mogłam się po nim dobrze rozejrzeć.
Nieotynkowane, ceglane ściany. Szare płyty tworzące podłogę. Maluteńkie, zakratowane okienko nad moją głową. Długie pręty odgradzające mnie od drewnianych drzwi zamkniętych na kłódkę. Z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że znajdowałam się w niczym innym, jak celi.
Przeniosłam wzrok na znienawidzonego mężczyznę. Nic się nie zmienił od naszego ostatniego spotkania. Cały ubrany na czarno, z ciemnymi włosami sięgającymi kołnierza płaszcza, wpatrywał się we mnie ciemnoczerwonymi oczami.
- Richter – wychrypiałam. – Jakim cudem…? Powinieneś nie żyć!
- No, no, no – mężczyzna zbliżył się do mnie, grożąc mi palcem niczym małemu dziecku. – To było niemiłe.
- Jakbyś ty był miły – prychnęłam. – Gdzie ja jestem? Czego znowu ode mnie chcesz?
- Zdaje się, że niestety nie mogę odpowiedzieć ci na pierwsze pytanie – jego palce sięgnęły do mojego podbródka, ale odwróciłam głowę. – A chcę tego, czego wcześniej.
- Jaka szkoda, że niczego nie dostaniesz – odpowiedziałam, posyłając mu mordercze spojrzenie. – Uwolnij mnie.
W celi po raz kolejny rozbrzmiał śmiech wampira. Jego palce chwyciły mój podbródek i siłą zmusiły do podniesienia głowy.
- Naprawdę myślisz, że usłucham twoich próśb? Jesteś naiwna. A poza tym – jego twarz znalazła się tuż przed moją. – Jesteś pewna, że niczego nie dostanę? Co może taka marna, ludzka dziewczyna przeciwko mnie? Nic! A przypominam ci, że tym razem nie masz do pomocy moich uroczych bratanków. W pojedynkę nie zdziałałabyś nic nawet przeciwko ludzkiemu mężczyźnie.
- Skoro tak, to czemu mnie związałeś?
- Z bardzo prostego powodu – jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. Z kieszeni płaszcza wysunął niewielkie, srebrne pudełko. – Żebyś nie stawiała nawet minimalnego oporu, który mógłby utrudnić moją pracę.
- Pracę? – powtórzyłam, czując gęsią skórkę na ramionach.
Co on planuje ze mną zrobić?
Richter otworzył pudełko, przyklękając za moimi plecami. Kątem oka dostrzegłam strzykawkę w jego dłoni. Próbowałam się szarpnąć, ale sznury wpijające się w moje ciało skutecznie mi to uniemożliwiały.
- Co zamierzasz zrobić?!
- Och, pobiorę tylko odrobinę twojej krwi dla moich… wspólników. Niestety, nie mogą zrobić tego osobiście. Tylko ja mam ten przywilej.
- Przestań! Nawet nie… - urwałam, gdy igła wbiła się w moje ramię. Zacisnęłam zęby. Richter bynajmniej nie był delikatny. Poczułam mdłości, więc przełknęłam nerwowo ślinę. Po chwili, która wydawała mi się wiecznością, wampir podniósł się i ponownie stanął przede mną. W jego dłoni lśniły nie jedna, lecz cztery strzykawki wypełnione szkarłatną cieczą. Na moich oczach umieścił je na powrót w pudełku, zamknął je i schował do kieszeni. Następnie uśmiechnął się złowrogo.
- A teraz coś dla mnie.
Pochylił się nade mną, złapał mnie za podbródek i zmusił mnie do odchylenia głowy w bok. Krzyknęłam z bólu, gdy błyskawicznie zatopił kły w mojej szyi. Odsunął się dopiero po wypiciu kilku łapczywych łyków.
- Rzeczywiście niezwykła – stwierdził, ścierając dłonią w czarnej rękawiczce czerwoną strużkę spływającą mu z ust. – Miłej nocy życzę.
Z tymi słowy opuścił celę. Światło zgasło. Pozostawiona samotnie w ciemnościach, poczułam jak opuszczają mnie resztki odwagi. Byłam przerażona. Zostałam porwana i nie mogłam liczyć na pomoc żadnego z braci Sakamaki.
Czy mnie znajdą? Czy w ogóle będą mnie szukać?
Nawet jeśli tak, to do tego czasu Richter mógł ze mną robić, co mu się żywnie podobało. Nie chciałam o tym nawet myśleć.
Co jest?!
- Widzę, że się obudziłaś – usłyszałam rozbawiony głos. W tej samej chwili pomieszczenie zostało rozświetlone przez pojedynczą żarówkę zwisającą smętnie z sufitu. Zmrużyłam oczy nieprzygotowana na ten nagły blask.
- Ty… - wymamrotałam, gdy moje oczy przyzwyczaiły się już do jasności.
- Owszem. Ja – nieprzyjemny śmiech poniósł się echem po niewielkim pomieszczeniu. Dopiero teraz mogłam się po nim dobrze rozejrzeć.
Nieotynkowane, ceglane ściany. Szare płyty tworzące podłogę. Maluteńkie, zakratowane okienko nad moją głową. Długie pręty odgradzające mnie od drewnianych drzwi zamkniętych na kłódkę. Z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że znajdowałam się w niczym innym, jak celi.
Przeniosłam wzrok na znienawidzonego mężczyznę. Nic się nie zmienił od naszego ostatniego spotkania. Cały ubrany na czarno, z ciemnymi włosami sięgającymi kołnierza płaszcza, wpatrywał się we mnie ciemnoczerwonymi oczami.
- Richter – wychrypiałam. – Jakim cudem…? Powinieneś nie żyć!
- No, no, no – mężczyzna zbliżył się do mnie, grożąc mi palcem niczym małemu dziecku. – To było niemiłe.
- Jakbyś ty był miły – prychnęłam. – Gdzie ja jestem? Czego znowu ode mnie chcesz?
- Zdaje się, że niestety nie mogę odpowiedzieć ci na pierwsze pytanie – jego palce sięgnęły do mojego podbródka, ale odwróciłam głowę. – A chcę tego, czego wcześniej.
- Jaka szkoda, że niczego nie dostaniesz – odpowiedziałam, posyłając mu mordercze spojrzenie. – Uwolnij mnie.
W celi po raz kolejny rozbrzmiał śmiech wampira. Jego palce chwyciły mój podbródek i siłą zmusiły do podniesienia głowy.
- Naprawdę myślisz, że usłucham twoich próśb? Jesteś naiwna. A poza tym – jego twarz znalazła się tuż przed moją. – Jesteś pewna, że niczego nie dostanę? Co może taka marna, ludzka dziewczyna przeciwko mnie? Nic! A przypominam ci, że tym razem nie masz do pomocy moich uroczych bratanków. W pojedynkę nie zdziałałabyś nic nawet przeciwko ludzkiemu mężczyźnie.
- Skoro tak, to czemu mnie związałeś?
- Z bardzo prostego powodu – jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. Z kieszeni płaszcza wysunął niewielkie, srebrne pudełko. – Żebyś nie stawiała nawet minimalnego oporu, który mógłby utrudnić moją pracę.
- Pracę? – powtórzyłam, czując gęsią skórkę na ramionach.
Co on planuje ze mną zrobić?
Richter otworzył pudełko, przyklękając za moimi plecami. Kątem oka dostrzegłam strzykawkę w jego dłoni. Próbowałam się szarpnąć, ale sznury wpijające się w moje ciało skutecznie mi to uniemożliwiały.
- Co zamierzasz zrobić?!
- Och, pobiorę tylko odrobinę twojej krwi dla moich… wspólników. Niestety, nie mogą zrobić tego osobiście. Tylko ja mam ten przywilej.
- Przestań! Nawet nie… - urwałam, gdy igła wbiła się w moje ramię. Zacisnęłam zęby. Richter bynajmniej nie był delikatny. Poczułam mdłości, więc przełknęłam nerwowo ślinę. Po chwili, która wydawała mi się wiecznością, wampir podniósł się i ponownie stanął przede mną. W jego dłoni lśniły nie jedna, lecz cztery strzykawki wypełnione szkarłatną cieczą. Na moich oczach umieścił je na powrót w pudełku, zamknął je i schował do kieszeni. Następnie uśmiechnął się złowrogo.
- A teraz coś dla mnie.
Pochylił się nade mną, złapał mnie za podbródek i zmusił mnie do odchylenia głowy w bok. Krzyknęłam z bólu, gdy błyskawicznie zatopił kły w mojej szyi. Odsunął się dopiero po wypiciu kilku łapczywych łyków.
- Rzeczywiście niezwykła – stwierdził, ścierając dłonią w czarnej rękawiczce czerwoną strużkę spływającą mu z ust. – Miłej nocy życzę.
Z tymi słowy opuścił celę. Światło zgasło. Pozostawiona samotnie w ciemnościach, poczułam jak opuszczają mnie resztki odwagi. Byłam przerażona. Zostałam porwana i nie mogłam liczyć na pomoc żadnego z braci Sakamaki.
Czy mnie znajdą? Czy w ogóle będą mnie szukać?
Nawet jeśli tak, to do tego czasu Richter mógł ze mną robić, co mu się żywnie podobało. Nie chciałam o tym nawet myśleć.
Ayato gwałtownie otworzył oczy, wybudzając się
ze snu. Nie wiedział czemu, ale nagle ogarnęły go bardzo złe przeczucia. Usiadł
na kanapie, zginając prawą nogę w kolanie. Nie przejmował się tym, że wciąż
miał ubrane buty. Przeczesał palcami czerwonawe włosy, zastanawiając się skąd
też u niego takie dziwne, niepokojące uczucie.
W tej samej chwili do salonu wpadł Subaru z ewidentnie zmartwioną miną.
- Coś się stało – oznajmił z miejsca. – Chyba coś się stało.
- To chyba czy na pewno? – warknął Ayato, obserwując młodszego, przyrodniego brata. – I o czym ty mówisz?
- Natsuki jeszcze nie wróciła.
Ayato zmarszczył brwi.
- Co w związku z tym? – starał się mówić tak, jakby zupełnie go to nie obchodziło. – Czy nie mówiła, że idzie do tego durnego kościoła?
- Tak. Ale minęły już trzy godziny!
- To jeszcze nie powód, żeby tak panikować.
- Dlaczego zachowujesz się tak, jakby cię to nie obchodziło? – Subaru zacisnął dłonie w pięści.
- Bo może mnie nie obchodzi – burknął, wzruszając ramionami.
- Jasne – Subaru przewrócił oczami, opierając się plecami o ścianę.
- Czy ja dobrze słyszałem, że maleńka zaginęła? – Laito wkroczył do pokoju, spoglądając na swoich braci z zaciekawieniem.
- To nie jest pewne – syknął Ayato, mrużąc oczy. Odczuwał narastającą w nim złość. Czemu oni wszyscy, do cholery, musieli brać tą informację na poważnie? Przecież nie minęło aż tak dużo czasu…
- Może po prostu się z kimś spotkała? – podsunął spokojnie Laito.
- O tej porze? – Subaru uniósł brwi. – Jest środek nocy…
- A co to za przeszkoda? – rudowłosy opadł na jeden z foteli.
- I niby z kim mogłaby się spotkać? – drążył Subaru.
- Z kimkolwiek. Ze znajomymi. Z chłopakiem – przy ostatniej propozycji, Laito zerknął znacząco na Ayato, uśmiechając się do niego złośliwie. Ayato jedynie prychnął w odpowiedzi, krzyżując ramiona.
- Z Kou Mukami – odezwał się Kanato, który dopiero wszedł do salonu.
Pozostali posłali mu zdziwione spojrzenia.
- No co? – Fioletowooki zacieśnił uścisk na pluszowym ciałku Teddy’ego. – Ostatnio spędzają ze sobą dużo czasu. Chyba pracują nad jakimś występem czy coś.
- W sumie to Kanato ma rację – przytaknął Subaru. – Dla Mukami spotkanie w nocy nie byłoby niczym dziwnym.
Ayato jedynie coraz bardziej się denerwował, wysłuchując wymiany zdań między braćmi. Miał ochotę wyjść, ale coś trzymało go na miejscu.
- Dobra, nie wiem jak wy – zaczął Laito – ale ja jestem za tym, żeby jeszcze trochę poczekać, nim cokolwiek zrobimy.
Ayato niechętnie przytaknął, tak jak pozostali. Oparł się plecami o oparcie kanapy i postanowił cierpliwie czekać.
W tej samej chwili do salonu wpadł Subaru z ewidentnie zmartwioną miną.
- Coś się stało – oznajmił z miejsca. – Chyba coś się stało.
- To chyba czy na pewno? – warknął Ayato, obserwując młodszego, przyrodniego brata. – I o czym ty mówisz?
- Natsuki jeszcze nie wróciła.
Ayato zmarszczył brwi.
- Co w związku z tym? – starał się mówić tak, jakby zupełnie go to nie obchodziło. – Czy nie mówiła, że idzie do tego durnego kościoła?
- Tak. Ale minęły już trzy godziny!
- To jeszcze nie powód, żeby tak panikować.
- Dlaczego zachowujesz się tak, jakby cię to nie obchodziło? – Subaru zacisnął dłonie w pięści.
- Bo może mnie nie obchodzi – burknął, wzruszając ramionami.
- Jasne – Subaru przewrócił oczami, opierając się plecami o ścianę.
- Czy ja dobrze słyszałem, że maleńka zaginęła? – Laito wkroczył do pokoju, spoglądając na swoich braci z zaciekawieniem.
- To nie jest pewne – syknął Ayato, mrużąc oczy. Odczuwał narastającą w nim złość. Czemu oni wszyscy, do cholery, musieli brać tą informację na poważnie? Przecież nie minęło aż tak dużo czasu…
- Może po prostu się z kimś spotkała? – podsunął spokojnie Laito.
- O tej porze? – Subaru uniósł brwi. – Jest środek nocy…
- A co to za przeszkoda? – rudowłosy opadł na jeden z foteli.
- I niby z kim mogłaby się spotkać? – drążył Subaru.
- Z kimkolwiek. Ze znajomymi. Z chłopakiem – przy ostatniej propozycji, Laito zerknął znacząco na Ayato, uśmiechając się do niego złośliwie. Ayato jedynie prychnął w odpowiedzi, krzyżując ramiona.
- Z Kou Mukami – odezwał się Kanato, który dopiero wszedł do salonu.
Pozostali posłali mu zdziwione spojrzenia.
- No co? – Fioletowooki zacieśnił uścisk na pluszowym ciałku Teddy’ego. – Ostatnio spędzają ze sobą dużo czasu. Chyba pracują nad jakimś występem czy coś.
- W sumie to Kanato ma rację – przytaknął Subaru. – Dla Mukami spotkanie w nocy nie byłoby niczym dziwnym.
Ayato jedynie coraz bardziej się denerwował, wysłuchując wymiany zdań między braćmi. Miał ochotę wyjść, ale coś trzymało go na miejscu.
- Dobra, nie wiem jak wy – zaczął Laito – ale ja jestem za tym, żeby jeszcze trochę poczekać, nim cokolwiek zrobimy.
Ayato niechętnie przytaknął, tak jak pozostali. Oparł się plecami o oparcie kanapy i postanowił cierpliwie czekać.
Po kolejnej godzinie Subaru nie wytrzymał i
uderzył dłonią w ścianę, ściągając na siebie spojrzenia pozostałej trójki.
- Wciąż jej nie ma – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Naprawdę myślicie, że może być na jakimś spotkaniu?
- Może – mruknął bez przekonania Ayato, wbijając wzrok w stolik przed nim.
- Hej, widzę, że jeszcze nikt nie wpadł na taki genialny pomysł – Laito klasnął w dłonie. – Może byśmy tak po prostu do niej zadzwonili?
Subaru uderzył się otwartą dłonią w czoło, po czym wysunął z kieszeni swoich spodni telefon komórkowy.
- I co wy byście beze mnie zrobili? – Laito dumny z siebie założył ręce za głowę.
Ayato po raz kolejny prychnął, przenosząc swój wzrok na białowłosego wampira. Mina Subaru nie wyrażała jednak żadnych pozytywnych emocji, kiedy zrezygnowany opuścił dłoń z telefonem.
- Nie odbiera.
- Wyłączyła telefon? – zapytał rudowłosy.
- Nie. Jest sygnał, ale nie odbiera.
- Może nie słyszy dzwonka, albo ma go wyciszony? – Kanato przechylił głowę na bok.
- Nie wiem. Nie podoba mi się to – mruknął Subaru.
- Może spróbuj za chwilę jeszcze raz? – Laito opuścił ramiona, zakładając nogę na nogę. Subaru skinął głową. – A ty co tak cicho siedzisz, braciszku?
Ayato spojrzał na rudzielca spode łba. Jego opanowanie powoli zanikało, a niepokój rósł.
- A co mam mówić? – warknął. – Świetnie sobie radzicie beze mnie.
- Ale wyglądasz, jakby to wszystko cię to nie ruszało – stwierdził tamten, obserwując uważnie swego brata. – Jedyną oznaką, która temu zaprzecza jest fakt, że wciąż tu siedzisz.
- Zamknij się – Ayato zmrużył oczy.
- Wybacz, bracie, ale jesteś kiepskim aktorem. Może Natsuki się na to nabrała, ale…
- Zamknij się!
- Obaj się zamknijcie! – krzyknął Subaru, wybierając po raz kolejny numer dziewczyny. Jednak wciąż odpowiadał mu tylko równomierny, przeciągły sygnał informujący o nawiązywanym połączeniu. Żaden z braci Sakamaki, podobnie jak sama Natsuki, nie zdawał sobie jednak sprawy, że jej telefon leżał porzucony na posadzce kościoła.
- Wciąż jej nie ma – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Naprawdę myślicie, że może być na jakimś spotkaniu?
- Może – mruknął bez przekonania Ayato, wbijając wzrok w stolik przed nim.
- Hej, widzę, że jeszcze nikt nie wpadł na taki genialny pomysł – Laito klasnął w dłonie. – Może byśmy tak po prostu do niej zadzwonili?
Subaru uderzył się otwartą dłonią w czoło, po czym wysunął z kieszeni swoich spodni telefon komórkowy.
- I co wy byście beze mnie zrobili? – Laito dumny z siebie założył ręce za głowę.
Ayato po raz kolejny prychnął, przenosząc swój wzrok na białowłosego wampira. Mina Subaru nie wyrażała jednak żadnych pozytywnych emocji, kiedy zrezygnowany opuścił dłoń z telefonem.
- Nie odbiera.
- Wyłączyła telefon? – zapytał rudowłosy.
- Nie. Jest sygnał, ale nie odbiera.
- Może nie słyszy dzwonka, albo ma go wyciszony? – Kanato przechylił głowę na bok.
- Nie wiem. Nie podoba mi się to – mruknął Subaru.
- Może spróbuj za chwilę jeszcze raz? – Laito opuścił ramiona, zakładając nogę na nogę. Subaru skinął głową. – A ty co tak cicho siedzisz, braciszku?
Ayato spojrzał na rudzielca spode łba. Jego opanowanie powoli zanikało, a niepokój rósł.
- A co mam mówić? – warknął. – Świetnie sobie radzicie beze mnie.
- Ale wyglądasz, jakby to wszystko cię to nie ruszało – stwierdził tamten, obserwując uważnie swego brata. – Jedyną oznaką, która temu zaprzecza jest fakt, że wciąż tu siedzisz.
- Zamknij się – Ayato zmrużył oczy.
- Wybacz, bracie, ale jesteś kiepskim aktorem. Może Natsuki się na to nabrała, ale…
- Zamknij się!
- Obaj się zamknijcie! – krzyknął Subaru, wybierając po raz kolejny numer dziewczyny. Jednak wciąż odpowiadał mu tylko równomierny, przeciągły sygnał informujący o nawiązywanym połączeniu. Żaden z braci Sakamaki, podobnie jak sama Natsuki, nie zdawał sobie jednak sprawy, że jej telefon leżał porzucony na posadzce kościoła.
Całe ciało zaczynało mnie już niemiłosiernie
boleć. W szczególności unieruchomione ramiona oraz nogi. Na skórze czułam
zaschnięte ślady własnej krwi, pozostałe ugryzieniu Richtera oraz po pobieraniu
jej przez niego.
Kiedy pierwsza fala szoku już przeszła i uspokoiłam się na tyle, by trzeźwo myśleć, zaczęłam zastanawiać się nad opcjami jakie miałam oraz ewentualnymi sposobami ucieczki.
Telefon!, olśniło mnie.
Z nadzieją, spróbowałam pomimo więzów, sięgnąć do kieszeni kurtki. Udało mi się wsunąć do niej palce, ale oprócz kilku monet i zmiętej chusteczki niczego w niej nie znalazłam. Zaklęłam w myślach, próbując swojego szczęścia w drugiej kieszeni, ale i w niej nie znalazłam komórki. Zalała mnie rozpacz.
Moja prawdopodobnie jedyna szansa, jedyna nadzieja…
Zagryzłam drżącą wargę, zastanawiając się, co jeszcze mogłabym zrobić. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy.
- Jak tam, ochłonęłaś już i jesteś gotowa na współpracę? – zapytał Richter, wyłaniając się z mroku niczym duch.
- Nigdy – potrząsnęłam przecząco głową.
- Aleś ty uparta – westchnął teatralnie, okrążając mnie powoli, niczym drapieżnik swoją ofiarę. I tak właściwie, to tak było.
- I co zamierzasz z tym zrobić? – zapytałam, obserwując jego ruchy. – Już dwa razy wygrałam z Cordelią.
- Mówi się, że do trzech razy sztuka, prawda? – Richter uśmiechnął się, przesuwając palcami po mojej żuchwie. Wzdrygnęłam się pod wpływem jego dotyku.
- Więc, co tym razem zrobisz? Suknia, z tego co wiem, spłonęła – przypomniałam. – I ty też powinieneś – dodałam.
- Jesteś tak głupia, czy udajesz? Nie potrzebuję sukni, by przebudzić Cordelię.
- To co zamierzasz?
- Och, nic takiego. Sprawię, że będziesz tak długo cierpiała psychicznie i fizycznie, aż nie będziesz w stanie dłużej z nią walczyć.
- Nie poddam się – oznajmiłam. – Nie licz na to.
Sadystyczny uśmiech wykrzywił jego twarz.
- Nie bądź taka pewna siebie. Odpowiednio się tobą zaopiekuję, zobaczysz.
Pogładził mnie po policzku, po czym po raz kolejny pozostawił mnie samą, przywiązaną do krzesła w ciemnej, zimnej celi. W tej chwili okropnie żałowałam tego, że postanowiłam wybrać się do kościoła. Ale nie tylko tego. Żałowałam również tego, że nie chciałam porozmawiać z Ayato, że się z nim nie pogodziłam.
Jestem głupia… Tak bardzo chciałabym cofnąć czas…
Podniosłam wzrok na niewielkie okienko. Przez kraty przedzierał się blask księżyca, oświetlając niemrawo pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Uśmiechnęłam się krzywo, czując spływającą po policzku pojedynczą łzę.
A może mi się należało?
- Ayato… przepraszam… - wyszeptałam w otaczający mnie mrok.
Kiedy pierwsza fala szoku już przeszła i uspokoiłam się na tyle, by trzeźwo myśleć, zaczęłam zastanawiać się nad opcjami jakie miałam oraz ewentualnymi sposobami ucieczki.
Telefon!, olśniło mnie.
Z nadzieją, spróbowałam pomimo więzów, sięgnąć do kieszeni kurtki. Udało mi się wsunąć do niej palce, ale oprócz kilku monet i zmiętej chusteczki niczego w niej nie znalazłam. Zaklęłam w myślach, próbując swojego szczęścia w drugiej kieszeni, ale i w niej nie znalazłam komórki. Zalała mnie rozpacz.
Moja prawdopodobnie jedyna szansa, jedyna nadzieja…
Zagryzłam drżącą wargę, zastanawiając się, co jeszcze mogłabym zrobić. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy.
- Jak tam, ochłonęłaś już i jesteś gotowa na współpracę? – zapytał Richter, wyłaniając się z mroku niczym duch.
- Nigdy – potrząsnęłam przecząco głową.
- Aleś ty uparta – westchnął teatralnie, okrążając mnie powoli, niczym drapieżnik swoją ofiarę. I tak właściwie, to tak było.
- I co zamierzasz z tym zrobić? – zapytałam, obserwując jego ruchy. – Już dwa razy wygrałam z Cordelią.
- Mówi się, że do trzech razy sztuka, prawda? – Richter uśmiechnął się, przesuwając palcami po mojej żuchwie. Wzdrygnęłam się pod wpływem jego dotyku.
- Więc, co tym razem zrobisz? Suknia, z tego co wiem, spłonęła – przypomniałam. – I ty też powinieneś – dodałam.
- Jesteś tak głupia, czy udajesz? Nie potrzebuję sukni, by przebudzić Cordelię.
- To co zamierzasz?
- Och, nic takiego. Sprawię, że będziesz tak długo cierpiała psychicznie i fizycznie, aż nie będziesz w stanie dłużej z nią walczyć.
- Nie poddam się – oznajmiłam. – Nie licz na to.
Sadystyczny uśmiech wykrzywił jego twarz.
- Nie bądź taka pewna siebie. Odpowiednio się tobą zaopiekuję, zobaczysz.
Pogładził mnie po policzku, po czym po raz kolejny pozostawił mnie samą, przywiązaną do krzesła w ciemnej, zimnej celi. W tej chwili okropnie żałowałam tego, że postanowiłam wybrać się do kościoła. Ale nie tylko tego. Żałowałam również tego, że nie chciałam porozmawiać z Ayato, że się z nim nie pogodziłam.
Jestem głupia… Tak bardzo chciałabym cofnąć czas…
Podniosłam wzrok na niewielkie okienko. Przez kraty przedzierał się blask księżyca, oświetlając niemrawo pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Uśmiechnęłam się krzywo, czując spływającą po policzku pojedynczą łzę.
A może mi się należało?
- Ayato… przepraszam… - wyszeptałam w otaczający mnie mrok.
Super nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, mam nadzieje że te głupki się zorientują ze ją porwali. Weny i do następnego.
OdpowiedzUsuńCztery strzykawki ? Może makumi a miała z nimi takie dobre stosunki..ahh...tak w'ogle zastanawiam się co "jedzą" pozostali bracia sakamaki przecież jedynie Ayato(shuu ale tylko raz) pił jej krew...Wiesz nie trzeba mieć logicznego wytłumaczenia albo w ogóle go nie mieć , samemu można dopowiedzieć :D mam tylko nadzieję ,że po tej akcji calkowicie natsuki pozbędzie się rodzicielki trojaczków -__- i jeszcze ten pieprzony aktorzyna ayato...stary tak trudno nie udawać ?! No coż dzieciństwo odbiło się na jego psychice :I Podsumowując richter jest jakimś hentaiem Laito genialnie drażni braci subaru się martwi mukami sa podejrzani a ayato nie potrafi pokazywać uczuć...Czyli cudo ^^ weny :3
OdpowiedzUsuńSuper! Super! Super! I jeszcze raz SUPER!!! Nie spodziewałam się powrotu Richtera. Ale myślę, że Ci wspólnicy Richtera to Mukami. :D Kiedy następny rozdział? :)))
OdpowiedzUsuńNie no kocham cię tak szybko dodałaś nowy rozdział po prostu super, jestem ciekawa za ile się zorientują że ją porwali. Dużo weny ci życze i czekam na następny rozdział\Słodziudka
OdpowiedzUsuńCudo !!!!!! Myślałam że to Mukami ją porwą a tu ... Richter powrócił!!!! Wow rozdział niesamowity. Czekam na nexta. Oby pojawił się jak najszybciej ;-) Dużo weny i do następnego ;-)
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny , fantastyczny :* No normalnie boski (ale się podniecam Xd) :)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na next. :***
Boski... Cudowny rozdział liczę na nowy rozdzial jak najszybciej. Dużo Weny życzę!!!
OdpowiedzUsuńKiedy pojawi się kolejny rozdział ???
Trzymajcie mnie bo normalnie wyjde zaraz z siebie i zabije tego dypka noooo !! -,-' . Wg jak to sie stalo ze on nie spłonął .... az normalnie mnie zatkało .Biedna Natsuki :c .Oby ja szybko znaleźli ... eh Ayato sam sb oszukuje niwxh wreszcie ruszy ten sexy tylek xd i idzie ja szukac :D . Co do rozdzialu to sie powtórzę : CUDO bejbe *-* . Czekam z niecierpliwością na kolejną nocie i mam nadzieje ze pojawi sie szybko bo nie wytrzymie :D xD .
OdpowiedzUsuńDuuuuuuzo wennnyy ^-^
Caluje :* ~ Zakochana Wampirzyca ~
on po prostu nie dopuszcza myśli ,że mogło jej się coś stać XD
UsuńNiech wreszcie dotrze do jego łepetyny i niech sie przyzna ze ja kocha :3 , oby szybko uratowal Natsuki o przy tym wyznanie Milosci *-* to by bylo cos xd
UsuńPozdrawiam ~ Zakochana Wampirzyca ~ :D
Woow super ! Coś nowego ;) Tak długo czekałam na następny rozdział. I czekam na kolejny , mam nadzieję ż że nie zabraknie ci weny i zawsze będziesz miała czas i ochotę na pisanie. Pytanko : Czy DL będzie co trzy dni ?
OdpowiedzUsuńHmm... szczerze mówiąc, to nie ustaliłam sobie żadnego konkretnego odstępu miezy rozdziałami... Po prostu piszę wtedy kiedy mam czas i pomysł :D Ale myślę, że jeśli dobrze mi pójdzie, to można spodziewać się ok. 2 rozdziałów DL na tydzień. Jednak niczego nie obiecuję ;)
UsuńZajebisty rozdział. Omg omg jak to wgl możliwe że Richter nie zginął. Natsu tak strasznie go kocha (ayato) A nasz Kochany Ayato tylko się oszukuje . To widać gołym okiem że on ją kocha. Jak już wcześniej mówiłam rozdział Zajebisty. Czekam na next. Jesteś najlepsza pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńP.S czy dasz radę dodać dzisiaj next?
Pozdrawiam.
Dzisiaj na pewno nie :c
UsuńBędzie dzisiaj rozdział?
Usuńkiedy będzie next DL?
OdpowiedzUsuńTeż nie mg się doczekać. .
UsuńHah. Po raz kolejny mnie pozytywnie zaskoczylas tym rozdzialem :D mam nadzieje ze Natsuki przezyje i ze uratuja ja. Ps. Dzieki jako ze dodalas rozdzial w moje imieniny :D /korunami
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Niedawno zaczełam czyteć twojedgo bloga, ale od razu się mi spodobał. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ♥
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział DL ? Nie mogę się doczekać *-*
OdpowiedzUsuńCzy mogłabyś dać kolejny rozdział z DL dzisiaj ? Proszę □▼□ ?
OdpowiedzUsuńCzy jesteś w stanie dodać dzisiaj rozdział
OdpowiedzUsuńKiedy next? Nasz kochany ayato niech ruszy się i niech idzie jej szukać i mają się pogodzić!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Laito jak zawsze cudne pomysły :* subaru widać że ją kocha to takie słodkie / juli
OdpowiedzUsuńLato rozwala system!!!☺
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, oby udało się jej uwolnić, albo bracia żeby szybko ją znaleźli...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia