[160904, Jungkook]
W skali od jeden do dziesięciu, w tamtej
chwili Jungkook oceniłby swoje szczęście na jedenaście. Siedząc pomiędzy
Namjoonem a Jiminem przy stole zastawionym jedzeniem, czuł się jakby osiągnął
pełnię szczęścia. Nawet jeśli Namjoon po raz n-ty starał się mu wyjaśnić zasady
stosowania pewnego angielskiego czasu (choć Jungkook już zdążył zapomnieć, jak
się ów czas nazywał), podczas gdy Jimin wyciągał przed nich rękę z telefonem,
zmuszając go tym samym do kolejnego uśmiechu (od czego bolały go już policzki).
Nawet jeśli Seokjin, zanosząc się śmiechem, próbował opowiedzieć jeszcze jeden
ze swoich żartów, doprowadzając tym samym Hoseoka do granic wytrzymałości.
Nawet jeśli Hoseok w ataku śmiechu wpadł na Yoongiego, niemal wytrącając mu z
ręki pałeczki, którymi ten starał się obrócić smażące się na stole mięso. I
nawet jeśli w skutek tego Yoongi przypadkiem trącił Taehyunga, niszcząc jego
próbę artystycznego sfotografowania zawartości talerza. Nic z tego nie burzyło
jego szczęścia. Nie tego dnia.
Wreszcie Seokjin postanowił zlitować się
nad Hoseokiem i odchrząknął wystarczająco głośno, by skupić na sobie uwagę
pozostałych.
– Jak ten czas leci – odezwał się,
kierując swoje spojrzenie ku najmłodszemu członkowi towarzystwa. – Nasz mały
Jungkookie za kilka miesięcy kończy szkołę.
– Jak to melancholijnie zabrzmiało –
skomentował Yoongi, z delikatnym uśmiechem na ustach.
– Żeby ją skończyć, najpierw musi zdać
egzaminy – zauważył Hoseok. – Jak ci idzie nauka, Jungkook-ah*?
Jungkook otworzył usta, by odpowiedzieć,
lecz uprzedził go w tym Namjoon.
– Jedyne, co mnie martwi, to jego
angielski. – Lider westchnął i zwrócił się tym razem bezpośrednio do niego. –
Mam nadzieję, że będę w stanie pomóc ci to dobrze zdać.
– Też mam taką nadzieję – odparł Jungkook,
lekko się uśmiechając.
– Na pewno dasz radę! – zapewnił Taehyung,
unosząc wreszcie wzrok znad trzymanego w dłoniach aparatu fotograficznego.
Jungkook nie miał jednak aż takiej
pewności. Angielski od dawna pełnił rolę jego pięty achillesowej. No cóż, Jeon
Jungkook nie był może wcale takim golden
maknae za jakiego niektórzy go brali. Jak każdy człowiek nie był idealny.
Bo tak, może to niektórych zaskoczyć, ale Jeon Jungkook zdecydowanie był
człowiekiem. A co gorsze, brak wybitnych zdolności posługiwania się obcymi
językami nie był wcale jego jedyną ludzką cechą.
– Dość niepotrzebnego zamartwiania się. –
To głos Jimina wyrwał go z zamyślenia. – Jungkookie da sobie radę. A tymczasem,
może wznieśmy toast?
Suga skinął głową i uniósł szklankę
wypełnioną colą w stronę Namjoona.
– Czyń honory, liderze.
Namjoon zastanowił się chwilę, po czym
podniósł się ze swego miejsca ze szklanką w wyciągniętej przed siebie dłoni.
– Za Jungkooka, żeby pomyślnie ukończył
szkołę.
Reszta zebranych dołączyła do niego z
głośnym i radosnym okrzykiem. Tak głośnym i radosnym, że liderowi przeszło
przez myśl, że mogą zostać wyproszeni z lokalu.
A Jungkook był w tamtej chwili szczęśliwy.
Tak naprawdę, po ludzku szczęśliwy. Lecz szczęście ma to do siebie, że bywa delikatne
i kruche. Bardziej nawet niż wyszczerbiona nagle szklanka zdumionego Namjoona.
Jego uszczerbku natomiast w przeciwieństwie do niej, nie wita zwykle głośna
salwa śmiechu. Ludzie zaś rzadko o tym pamiętają, a z pewnością nie pamiętał
Jungkook. Nie wiedział bowiem jeszcze, że jedenastki i zera nie dzieli wcale
tak wiele.
* -ah – honoryfikat
(zwrot grzecznościowy), którego Koreańczycy mogą używać w odniesieniu do osób o
równym lub nieco niższym statusie społecznym (dotyczy to również grup wiekowych).
Poza hyung jest to jedyny honoryfikat
używany w tym fanfiction.
I tak oto, pierwszy rozdział tego ff jest już za nami. Koniecznie dajcie znać, jak wam się podobał!
Do zobaczenia za tydzień (181216) ♥
P.S. Gdyby naszła was taka ochota, możecie odwiedzić mnie na Twitterze pod @LadyKanra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz