Ariana | Blogger | X X

piątek, 27 września 2019

Given

Czyli najlepsze shounen ai, jakie widziałam

Na Given natknęłam się przypadkiem — najpierw na YouTube wyświetliła mi się zapowiedź anime, a później na Twitterze zobaczyłam parę pozytywnych komentarzy od osób, które czytały mangę i nie mogły doczekać się jej ekranizacji. Wiedziona ciekawością postanowiłam dać szansę temu tytułowi, choć moje początkowe uczucia były dość mieszane. Szybko jednak uległo to zmianie. 


Tytuł: ギヴン / Given
Liczba odcinków: 11
Premiera: lato 2019
Studio: Lerche
Pierwowzór: manga (Given)
Gatunek: okruchy życia, muzyczne, dramat, romans, shounen ai
Kategoria wiekowa: 13+
Zapowiedź:



Opis: Ritsuka Uenoyama jest utalentowanym muzycznie licealistą, któremu zaczyna brakować zapału do zajmowania się swoim hobby. Zmienia się to, gdy na swojej drodze spotyka Mafuyu Satou — cichego rówieśnika z zepsutą gitarą i poruszającym głosem.


Na palcach jednej ręki policzyć można obejrzane przeze mnie anime dotyczące jednopłciowego romansu. To nie uchroniło mnie jednak od wyrobienia sobie pewnej ogólnej opinii na ich temat (tak, zdaję sobie sprawę, że jest to niesprawiedliwe, ale nie jestem, a raczej nie byłam, w stanie nic na to poradzić). Dodatkowo w internecie widziałam wypowiedzi, które porównywały Given do Yuri on Ice. Dlatego miałam pewne obawy przed rozpoczęciem oglądania. Obawy, że będzie to kolejny schematyczny, nastawiony na fanserwis romans z kiepsko przedstawionymi relacjami między bohaterami. Och, w jak wielkim błędzie byłam.

Pierwszym słowem opisującym Given, jakie przyszło mi do głowy po obejrzeniu początkowych odcinków było „urocze”. W moim odczuciu uroczy byli bohaterowie, relacje między nimi oraz historia w ogóle. I to wcale nie w negatywnym, przesłodzonym sensie — tego uroku było po prostu w sam raz.

W oparciu o swoje doświadczenie, na które składało się tych kilka obejrzanych tytułów oraz fanowskie fantazje zalewające internet, zaczęłam dostrzegać pewien schemat dotyczący shounen ai (czy też yaoi). A mianowicie, odniosłam wrażenie, że w większości takich produkcji główna para składa się z dwóch typów osobowości — partnera nr 1, który jest pewny siebie, wręcz nachalny i dominujący oraz nieśmiałego, podporządkowanego partnera nr 2. A miłość rodzi się dopiero w momencie, gdy do czegoś między nimi dochodzi, zwykle z inicjatywy partnera nr 1 i niekoniecznie zgodnie z wolą nr 2. W przypadku Given sytuacja wygląda inaczej (zdaję sobie sprawę, że nie jest to jedyny wyjątek, a może w ogóle nie jest to wyjątek, tylko to ja natknęłam się na nieodpowiednie produkcje). Z jednej strony mamy Ritsukę — chłopaka, który choć łatwo się denerwuje (a jak później się okazuje, równie łatwo zawstydza) i czasami daje ponieść się swoim emocjom, jest również troskliwy wobec innych. Z drugiej strony — Mafuyu — cichy, raczej wycofany introwertyk z bagażem bolesnych doświadczeń, mający problem z wyrażaniem własnych uczuć i emocji. Ci dwaj spotykają się przez przypadek, a później, połączeni przez muzykę, zaczynają ze sobą spędzać coraz więcej czasu — zarówno w szkole, jak i poza nią. I stopniowo zaczyna ich coś do siebie przyciągać.


Sposób przedstawienia relacji Mafuyu i Ritsuki bardzo przypadł mi do gustu. Rozwijała się ona w sposób naturalny, a uczucie, które się między nimi zrodziło nie było wynikiem żadnego wymuszania. Chłopcy sami zdali sobie sprawę z własnych uczuć i zmierzyli się z nimi. I tutaj muszę pochwalić postawę Ritsuki. Wyglądało na to, że żywienie romantycznych uczuć wobec przedstawiciela tej samej płci było dla niego nowością. A jednak mimo to wcale ich nie odrzucał. Na pewnym etapie zastanawiał się, czy jest to normalne, ale nie żył w zaprzeczeniu. Wiedział, co czuł i sam przed sobą otwarcie się do tego przyznał. Nie bał się tego, nie panikował ze względu na to, że podoba mu się chłopak. Bardziej przejmował się tym, co Mafuyu do niego czuje. A kiedy przyszło co do czego, wziął odpowiedzialność za własne czyny i uczucia.

Dobrym zagraniem ze strony autorki oryginału i twórców anime było też pokazanie rozmowy dotyczącej właśnie tego, czy to w porządku kochać/interesować się osobą tej samej płci. Ten temat nie pojawia się za często, a myślę, że jest ważny.

Relacja głównych bohaterów pełna jest też drobnych gestów i kontaktu fizycznego. Nie jest on jednak bynajmniej podszyty podtekstami seksualnymi. Dotykanie głowy, odgarnianie włosów, muskanie policzka, odciąganie z drogi jadącego samochodu/roweru/idących pieszych, stykanie się ramionami. Trudno byłoby odmówić tym subtelnym gestom pewnego uroku. Aż miło się na to patrzyło.



Postacie w Given łatwo można polubić. Moją sympatię wzbudziła większość z nich, ale szczególnie główna dwójka. Szybko skradli moje serce (a Mafuyu najchętniej bym adoptowała), od początku im kibicowałam i mam nadzieję, że obaj (najlepiej razem) zaznają ostatecznie szczęścia, na które tak zasługują.
Wspomnę jeszcze tylko, że na początku niektóre postacie strasznie kojarzyły mi się z Haikyuu!!, ale wszystko wyjaśniło się, kiedy odkryłam, że autorka Given tworzyła kiedyś doujinshi m.in. z HQ właśnie. Nie przeszkadzało mi to jednak w żadnym razie w odbiorze — podobieństwa ograniczały się do kilku cech wyglądu i bardziej mnie to bawiło niż raziło.

Trzeba przyznać, że Given jest również… istnym skarbcem memów. A już prawdziwym królem, chodzącym wręcz memem jest Ritsuka. Jego reakcje są czymś pięknym i to w dużej mierze dzięki niemu mój folder z obrazkami-reakcjami znacznie się powiększył.



W całym anime nie brakuje scen komicznych, ale niestety nie zawsze panuje w nim wesoły nastrój. Given nie bez powodu przypisano do gatunku dramatu. Równie łatwo co do śmiechu, udało się bowiem autorom doprowadzić mnie do płaczu. Szczególnie emocjonalny był odcinek, w którym Mafuyu wreszcie naprawdę zaśpiewał. Twórcom należą się brawa, bo scena ta była naprawdę dobrze zrobiona i bardzo poruszająca — poczynając od samego głosu Mafuyu przepełnionego emocjami, których nie potrafił wcześniej wyrazić, przez jego monolog nałożony na występ, na pokazywanych w międzyczasie retrospekcjach skończywszy. Poniżej umieszczam utwór, który wtedy zaśpiewał, bo jest piękny, ale jeśli nie chcecie sobie spoilerować jego brzmienia, to możecie go pominąć.


A skoro już o muzyce mowa, to wspomnę jeszcze o openingu serii, jednym z lepszych, jakie ostatnio słyszałam. To Kizuato w wykonaniu Centimillimental. Jest ciekawy zarówno pod względem wizualnym, jak i brzmieniowym.


Ending z kolei, Marutsuke, zaśpiewał aktor głosowy Mafuyu. Piosenka znacznie różni się w brzmieniu zarówno od openingu, jak i od Fuyu no Hanashi (piosenki Mafuyu) i z tych trzech najmniej przypadła mi do gustu.



Poza tematyką, anime nawiązuje do muzyki w jeszcze jeden, ciekawy sposób. Otóż tytuł każdego odcinka jest tytułem piosenki. I to takich wykonawców (o ile my, widzowie, dobrze skojarzyliśmy te tytuły), jak The Libertines, The 1975, Radiohead, The Rolling Stones czy Oasis.

Ponadto Given opowiada o odnalezieniu miłości i o jej utracie, o poszukiwaniu szczęścia, o cierpieniu i próbie pogodzenia się z przeszłością, o pasji, o pożegnaniu. Napis (cytat? podtytuł? nie jestem pewna, jak go określić) widniejący na oficjalnych grafikach tuż przy tytule brzmi: „can't say goodbye, I'm still drifting with your echoes”, co w tłumaczeniu na język polski da nam coś w stylu „nie potrafię się pożegnać, wciąż dryfuję z twoimi pogłosami”. To smutne zdanie, obrazujące jak trudno jest pogodzić się z tym, co się stało, jak trudno jest czasem powiedzieć „żegnaj” i odpuścić, żyć dalej. Nie zapomnieć, ale po prostu to zaakceptować. I z tym trudnym zadaniem przyszło zmierzyć się bohaterom Given. Jak się domyślam, w szczególności dotyczy to Mafuyu, który jak na szesnaście lat życia zdążył się już bardzo nacierpieć. Co gorsza, dramatyczne doświadczenia wyraźnie odcisnęły na nim swoje piętno, i to zapewne na dosyć długo.

No dobrze, tak chwalę to anime, więc czy jest w nim w ogóle coś, co mi się nie podobało? Nic takiego nie przychodzi mi do głowy. Jestem teraz w stanie pomyśleć może o dwóch minusach. Pierwszym są niektóre trochę oklepane sceny, z którymi można spotkać się chyba w większości azjatyckich romansów, czyli np. wspomniane już wcześniej odciągnięcie drugiej połówki z drogi jadącego pojazdu czy też odwiedzenie jej, gdy jest chora. Drugim, choć nie jestem pewna, czy można to w ogóle nazwać minusem, jest nagromadzenie osób o odmiennej orientacji w tym dość ograniczonym gronie bohaterów serii. Nie chcę, żeby zabrzmiało to negatywnie lub obraźliwie, ale odnoszę wrażenie, że rzadko zdarza się, aby w kilkuosobowej grupie powiązanych ze sobą osób wszyscy byli reprezentantami LGBT. Ale mogę się oczywiście mylić i nie zamierzam jakoś szczególnie wyrzucać tego autorce.

Na zakończenie chciałabym jeszcze odnieść się do porównania Given do Yuri on Ice. Moim zdaniem, postawienie znaku równości między tymi tytułami jest błędne. Podstawowa różnica polega na tym, że YOI nie mówi otwarcie o uczuciach, zostało zrobione bardziej pod fanserwis, a wiele spraw pozostawiło widzom do ich interpretacji. W Given za to mowa o miłości i tym podobnych kwestiach jest wprost. Nie ma tu miejsca na wątpliwości ani konieczności do dopowiedzeń.

Podsumowując, Given bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Oglądanie go sprawiało mi przyjemność, na kolejne odcinki wyczekiwałam z niecierpliwością, a przez fabułę czułam się wewnętrznie rozdarta i moje serce na zmianę pękało lub roztapiało się. Ewentualnie robiło obie te rzeczy jednocześnie. Nie ma wątpliwości co do tego, że obejrzę film zapowiedziany na rok 2020. Dalsze losy bohaterów jednak tak bardzo mnie interesują, że w międzyczasie skuszę się na przeczytanie mangi. Serdecznie również polecam Wam ten tytuł! Myślę, że jak najbardziej jest wart obejrzenia.



Myślę, że serce jest podobne do tych strun. Kiedy ból staje się zbyt trudny do zniesienia i nie możesz oddychać, boli to tak, jakby struny biegnące poprzez twoją klatkę piersiową miały pęknąć. (…) Czasami masz wrażenie, jakby nigdy nie mogły zostać wymienione. Ale gdyby był ktoś potrafiący je dla ciebie wymienić... Myślę, że twoje rany mogłyby się choć trochę zagoić.
— Ritsuka Uenoyama, Given 


2 komentarze:

  1. Witam Karolino!
    Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku i bez problemu radzisz sobie na studiach. U mnie jest całkiem znośnie. Post jak zwykle był super i bardzo przyjemny w czytaniu ♥ Anime nie jest w moim guście( wiadoma sprawa, ale lubię muzyczne anime. Muszę stwierdzić, że ma naprawdę piękną i staranną kreskę. Ha, ha, ha to samo dzieje się w zwykłych dwupłciowych romansach. Tylko z jedną różnicą: główny bohater bawi się główną bohaterką, a ona nic sobie z tego nie robi i biega za nim cały czas bo tak bardzo go kocha. Denerwuje mnie to... Dziewczyna powinna mieć swój własny rozum i porządnie mu wygarnąć co o tym myśli.
    Niestety piosenka Mafuyu nie ma na YT. T.T Jeśli mam być szczera bardziej podoba mi się ending niż opening xD Także chcę zaznaczyć, że bardzo mi się podoba głos Mauyu ^.^ Może to było specjalne posunięcie autorki jeśli chodzi o środowisko LGBT? Może chciała pokazać, że takie osoby trzymają się razem? I jak manga ci się podoba? Następnym razem pojawię się na Wattpadzie pod twoim nowym one-shocikiem >.<
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Tak, u mnie wszystko w porządku i cieszę się, że post przypadł Ci do gustu. Gdybyś kiedyś jednak zmieniła zdanie, to polecam bardzo ten tytuł.
      Masz rację co do tego schematu w romansach heteroseksualnych, ale to też nie dotyczy ich wszystkich. We wszystkich gatunkach można znaleźć prawdziwe perełki jak i strasznie oklepane produkcje. Wszystko zależy od autorów.
      Jeśli chodzi Ci o niedziałający link do "Marutsuke", to już to naprawiłam. Link do "Fuyu no Hanashi" powinien za to działać normalnie, a przynajmniej mi działa. Głos Mafuyu rzeczywiście jest ładny i moim zdaniem został dobrze dobrany do niego dobrany.
      Co do środowiska LGBT — problem polega na tym, że ci bohaterowie "trzymali się razem" jeszcze zanim dowiedzieli się o swoich orientacjach.
      A mangi jeszcze nie zaczęłam czytać.
      Czekam na Twój następny komentarz!

      Usuń