Ariana | Blogger | X X

wtorek, 15 sierpnia 2023

Wojownicze Żółwie Ninja: zmutowany chaos [recenzja]

 Hej ho! W pierwszej kolejności chciałam opublikować zapowiadaną już przeze mnie listę moich ulubionych fikcyjnych nieromantycznych par, lecz plany nieco się zmieniły — nadal czekam, aż w internecie pojawią się pewne materiały, które pomogą mi w przedstawieniu jednej z tych par w sposób całościowy. A tak się też złożyło, że dopiero co byłam w kinie i postanowiłam podzielić się swoimi przemyśleniami na temat obejrzanego filmu. Tak na marginesie — poprzednim razem byłam w kinie na Suzume i tę produkcję również chciałabym gorąco polecić!

Tymczasem jednak skupmy się na…



Tytuł:  Wojownicze Żółwie Ninja: zmutowany chaos
Czas trwania: 1 godz. 39 min.
Premiera: sierpień 2023
Gatunek: animacja, akcja
Kategoria wiekowa: bez ograniczeń
Opis: Po latach bycia chronionym[i] przed ludzkim światem, bracia wyruszają, aby zdobyć serca nowojorczyków i zostać zaakceptowanym[i] jako normalni nastolatkowie poprzez bohaterskie czyny. Ich nowa przyjaciółka April O'Neil pomaga im w walce z tajemniczym syndykatem.
[powyższe informacje pochodzą ze strony Filmweb i Cinema City]
Zapowiedź:


Cofnijmy się do pierwszej dekady XXI wieku — kilkuletnia wówczas Karolina (tak, mówię o sobie w trzeciej osobie, ćśś) lubiła oglądać wszelkiego rodzaju kreskówki. Niektóre z nich szybko jej się znudziły, inne zabawiały ją nieco dłużej, ale i tak ostatecznie nie przetrwały próby czasu, z kolei jeszcze inne tak bardzo podbiły jej serce, że z przyjemnością wspominała je — a nawet wracała do nich, gdy nadarzyła się taka okazja — na przestrzeni kolejnych lat. Do tej ostatniej grupy zdecydowanie należą Wojownicze Żółwie Ninja — kultowa amerykańska kreskówka emitowana w latach 2003–2009*, o czym najlepiej świadczy fakt, że około 20 lat później jak najbardziej dorosła już Karolina wybrała się do kina na film będący niczym innym jak najnowszą wersją historii o żółwich bohaterach.

Od razu na początku zastrzegę, że mój problem z całym uniwersum Żółwi polega na tym, że jestem szczególnie przywiązana do wersji z 2003, uznaję ją za najlepszą pod różnymi względami i w związku z tym każdą inną z nią porównuję. W tej recenzji również na to sobie pozwolę. Ale po kolei.

Głównym motywem Zmutowanego chaosu jest akceptacja — i choć motyw ten przewija się przez chyba każdą możliwą wersję przygód Żółwi, ponieważ jest nieodłącznie związany z ich odmiennością, to w tym przypadku został on szczególnie uwypuklony. Czterej nastoletni bracia — Leonardo, Donatello, Raphael i Michaelangelo — jako zmutowane żółwie zmuszeni są żyć w ukryciu, w kanałach biegnących pod Nowym Jorkiem, za jedyne towarzystwo mając siebie nawzajem i swojego opiekuna, również zmutowanego szczura, Splintera. Chłopcy nie rozumieją za bardzo niechęci, którą ich ojciec darzy ludzi i marzą o zwyczajnym życiu na powierzchni. Pragną chodzić do szkoły, znaleźć sobie dziewczyny, a przede wszystkim — zyskać powszechną akceptację. Jak się później okazuje, podobne marzenia snują inne mutanty, które Żółwie mają okazję poznać, a nawet — w nieco innym sensie — April, czyli pierwsza ludzka przyjaciółka braci. Ta ostatnia chce po prostu być akceptowana i szanowana przez swoich rówieśników, o co, jak to w standardowych szkołach bywa, wcale nie jest tak łatwo (nawet jeśli nie jest się chodzącym na dwóch nogach gadającym żółwiem). Przesłanie filmu można zatem jak najbardziej uznać za poważne i cenne.

Nie chcę się za bardzo rozpisywać na temat stylu animacji. Do najpiękniejszych ona nie należy, to prawda, a co więcej, dosyć znacznie różni się od tej, na której się wychowałam. Tamta, patrząc na nią z perspektywy czasu, może i nie powala swoją jakością, ale za to projekty przynajmniej kilku postaci (głównie braci i Splintera) ma, moim zdaniem, zdecydowanie lepsze. Dla porównania zamieszczam poniżej ilustrację przedstawiającą Żółwie z 2003:

[Od lewej: Leonardo, Raphael, Donatello, Michaelangelo. Wykorzystana grafika jest zrzutem ekranu z openingu pierwszej serii Wojowniczych Żółwi Ninja z 2003 roku].

Trzeba jednak przyznać, za zarówno wygląd, jak i zachowanie braci w Zmutowanym chaosie są bardziej adekwatne do przypisywanego im wieku, czyli do około 15 lat. Osobiście wolę, kiedy zachowują się, jakby byli starsi, ale to z kolei nie do końca pasuje do ich wieku. W każdym razie, ci z omawianego filmu przypominają mi młodsze, bardziej bojaźliwe i zestresowane wersje bohaterów z 2003, ale tak jak już napisałam — przynajmniej trzyma się to kupy. 
Chłopcy mają także w tym przypadku problemy odpowiednie dla swojego nastoletniego wieku oraz przypadającego na ten czas młodzieńczego buntu — nie rozumieją troski i obaw swojego ojca, więc niejednokrotnie mu się stawiają, okłamują go i odtrącają, nawet jeżeli tak naprawdę ich celem nie jest zranienie jego uczuć. Język, którym się posługują, brzmi mocno młodzieżowo (przynajmniej w polskim dubbingu), co zdaje się sprawiać problem niektórym widzom (na szczęście nie mi). Na przestrzeni całego filmu nie brakuje także odwołań do współczesnej popkultury. Co jakiś czas padają imiona znanych aktorów i piosenkarzy, fikcyjnych postaci czy też tytuły filmów. Szczególnie mocno z popkulturą związany jest Donnie, który okazuje się fanem k-popu i anime, w tym BTS i Attack on Titan (swój chłop!), za co twórcy otrzymują ode mnie dodatkowe punkty. Bliżej końca filmu pojawia się nawet scena, w której chłopcy próbują zaśpiewać Butter BTS! Takiego połączenia światów z pewnością się nie spodziewałam, ale bynajmniej nie narzekam. 

Zawiodłam się jednak niestety na sposobie przedstawienia charakterów poszczególnych postaci, za co po raz kolejny winić można moje przywiązanie do starej kreskówki. Mam wrażenie, że w porównaniu z nią charaktery postaci w filmie (głównie Żółwi i Splintera) uległy pewnemu spłaszczeniu albo co najmniej mocnemu przekształceniu w niektórych przypadkach. W ramach wyjaśnienia opiszę poniżej różnice, które najbardziej rzuciły mi się w oczy, ale najpierw zamieszczę jedną z zapowiedzi filmu, w której przedstawieni zostali bracia — niech to będzie takie małe wprowadzenie dla osób niewtajemniczonych w uniwersum Wojowniczych Żółwi Ninja:



Splinter w wersji z 2003 roku był niezwykle spokojnym, opanowanym i budzącym powszechny respekt mistrzem sztuk walki. Zmutowany chaos z kolei przedstawił go jako wyraźnie zamartwiającego się o swoich synów tatuśka, potrafiącego wciąż walczyć, ale pozbawionego pewnego wdzięku, którego można by się było po nim spodziewać.

Mikey aka największy śmieszek w rodzinie, który w dawnej kreskówce ciągle się wygłupiał, a jadaczka rzadko mu się zamykała, w tym filmie jest podejrzanie cichy i spokojny. Bardziej za to przypomina tego najmłodszego braciszka, którego to rola często jest mu przypisywana.

Charakter Rapha uległ dziwnemu aż złagodzeniu — nadal ma problemy z agresją i ciągnie go do bitki jak jego starszą o 20 lat wersję, ale w przeciwieństwie do niej nie wyładowuje się na swoich braciach, nie obraża ich, nie kłóci się i — co chyba dla mnie najdziwniejsze — nie stawia się Leo, co w przypadku tamtej wersji było na porządku niemalże dziennym.

O wiele bardziej pyskatego Zmutowany chaos uczynił za to Donniego — w serialowej wersji z lat 2003–2009 najspokojniejszego i najmniej skłonnego do agresji spośród braci. Można stwierdzić, że "stary" Donnie był uznawany za mózg zespołu nie tylko ze względu na swoją inteligencję i rozwinięte umiejętności z dziedziny technologii, ale też właśnie z powodu zdolności do spokojnego przemyślenia konkretnych sytuacji, unikania niepotrzebnych konfrontacji i ogólnego pokojowego nastawienia. "Nowy" Donatello wychodzi przy nim na wyszczekanego dzieciaka, który w miejscu Rapha dogryza innym.

Charakter najbardziej zbliżony do swojej dawnej wersji ma Leo. Nadal to on jest przywódcą odpowiedzialnym za resztę, starającym się przestrzegać zasad, ale ulegającym czasem wpływowi swoich braci, choć towarzyszy mu teraz więcej lęku i mniej pewności siebie. Bardzo żałuję, że sporą część jego wątku w Zmutowanym chaosie wypełnia miłość od pierwszego wejrzenia, ponieważ akurat romans nie jest tym, czego szukam w Wojowniczych Żółwiach Ninja i sądzę, można by go było bez trudu zastąpić czymś innym, ciekawszym.

Co najważniejsze, pomimo wspomnianych zastrzeżeń, dobrze bawiłam się na tym filmie. Był zabawny, miał ważne przesłanie oraz ciekawego, nowego antagonistę i dynamiczne, wciągające sceny akcji. Na pewno będę chciała obejrzeć obiecaną już kontynuację w postaci filmu oraz kolejnego serialu animowanego. Liczę, że obie produkcje skupią się bardziej na więziach łączących braci i na ich indywidualnych problemach, ponieważ tego w Zmutowanym chaosie trochę mi brakowało.

Film uznaję za warty obejrzenia, nawet jeśli wcześniej nie miało się styczności z uniwersum Wojowniczych Żółwi Ninja i szczerze go polecam. Na zakończenie wklejam jeszcze klip z filmu ze sceną, w której po raz pierwszy na ekranie pojawiają się nasi zieloni braciszkowie — cudny jest, więc może kogoś dodatkowo zachęci do wybrania się na seans lub obejrzenia filmu nieco później, kiedy już trafi do sieci :D



Do następnego wpisu i, jak to lubią mówić Żółwie, COWABUNGA!


___________________
*Istnieje wiele różnych wersji przygód superbohaterów znanych jako Wojownicze Żółwie Ninja, ale kreskówka emitowana w latach 2003–2009 była pierwszą, którą poznałam.


2 komentarze:

  1. Ahh, przyjemnie się czytało całą recenzję <3 Główny punkt zmartwienia jaki mi teraz dałaś to ten brak sprzeczki między Raphem a Leo. Dziwię się, że usuneli coś tak naturalnego, bo przecież nawet w prawdziwym życiu zdażają się konflikty między rodzenstwem. Ale cóż, będę musiała sama obejrzec i zobaczyć jak to wygląda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję za komentarz! Jak dobrze wiesz, Raph i Leo często miewają odmienne punkty widzenia, ale w tym filmie byli wyjątkowo zgodni — raz jedynie Raph wraz z resztą tak jakby obraził się na Leo (chociaż w sumie bardziej na Splintera), ale to też długo nie trwało. A poza tym zdarzeniem, to tak jak wspominałam, co najwyżej jakieś lekkie docinki padały. Koniecznie daj znać, jak Twoje wrażenia, gdy już będziesz po seansie!

      Usuń