Do niedawna zima była ulubioną porą roku Emily.
Urzekał ją widok białego puchu okrywającego okolicę i ten niezwykły klimat
jakiego jego obecność nadawała spotkaniom z przyjaciółkami, podczas których
opatulały się ciepłymi kocami i popijały gorącą czekoladę. Emily lubiła święta,
lubiła jazdę na nartach, a nawet zwykłe wzorki w płatki śniegu.
A potem wszystko się zmieniło.
Jedno wydarzenie odebrało jej wszelkie przyjemności, jakie czerpała z zimy. Więcej — jedno wydarzenie wywróciło jej dotychczasowe życie do góry nogami.
Emily, obładowana zakupami, przekroczyła
próg swojego mieszkania, pogrążonego w półmroku późnego popołudnia. Posuwała
się powoli do przodu, łokciem wciskając kolejne włączniki światła na swojej
drodze. W ten sposób dotarła do kuchennej wyspy, na której postawiła wszystkie
torby z zakupami. Następnie zajęła się rozpakowywaniem ich zawartości. Dźwięki,
jakie wydawały kolejne przedmioty w zetknięciu z blatem wyspy, z półkami w
szafkach i w lodówce wydawały się nadzwyczaj głośne w pustym mieszkaniu.
Choć rok wielkimi krokami dobiegał końca,
na Emily w nadchodzących dniach czekało sporo pracy. Musiała skończyć esej na
zajęcia, przygotować się do egzaminów, sprawdzić projekt do pracy i posprzątać
mieszkanie, bo od świąt zdążył się w nim zrobić bałagan. A mimo to, po
rozładowaniu zakupów, zamiast zabrać się od razu do pracy, oparła się jedynie
dłońmi o wyspę i przez długi czas wpatrywała się pustym wzrokiem w jej blat. Z
tego otępienia wyrwało ją dopiero pstryknięcie wyłączającego się czajnika, w
którym gotowała wodę na kawę, choć nawet nie zarejestrowała momentu, w którym
postawiła go na płycie.
Powoli rozluźniła napięte mięśnie ramion i
z kubkiem gorącego napoju przeniosła się do swojej sypialni, by zasiąść przed
komputerem. W pierwszej kolejności postanowiła zająć się wypracowaniem. Kilkoma
kliknięciami myszki otworzyła więc na urządzeniu odpowiedni plik, z kolei przed
jego ekranem rozłożyła książkę, z której zamierzała korzystać w trakcie
pisania. Upiła jeszcze spory łyk kawy na zachętę i zabrała się do pracy.
Ze zmarszczonymi brwiami przeczytała
pierwszy akapit tekstu — raz, drugi, trzeci — ale nic z niego nie zapamiętała.
Powoli przesuwała wzrokiem od litery do litery, od wyrazu do wyrazu, wytężając
swój umysł, a i tak ich sens jej umykał. Miała całkowitą pustkę w głowie. Za
nic nie potrafiła się skupić, a co gorsza — nawet najcichszy dźwięk, jak
tykanie zegara zawieszonego na ścianie, tylko bardziej ją rozpraszał. Po piątej
próbie przebrnięcia przez czytany fragment ze zrezygnowanym jęknięciem ukryła
twarz w dłoniach. Przez dłuższą chwilę siedziała w takiej pozycji, czując
jedynie rosnącą irytację spowodowaną dźwiękami zegara, uporczywie wdzierającymi
się do jej umysłu.
Wreszcie postanowiła spróbować czegoś
innego. Sięgnęła po swój smartfon, od dłuższego już czasu wyciszony, i
spojrzała na ekran, na którym wyświetlało się kilka powiadomień o
nieodczytanych wiadomościach. Najstarsze z nich pochodziły sprzed kilku dni —
były to życzenia świąteczne, na które początkowo nie miała siły odpowiedzieć, a
potem zwyczajnie o nich zapomniała. Z cichym westchnięciem odblokowała telefon
i szybko wystukała kilka niemal identycznych odpowiedzi, w których skłamała
gładko, że komunikator nie przysłał jej powiadomień. Była to wiarygodna
wymówka, przecież ciągle tak się działo.
Następne było zaproszenie na sylwestrową
imprezę, przysłane dzień wcześniej przez najlepszą przyjaciółkę Emily:
sylwester u mnie start o
20
potwierdzasz?
Emily wahała się przez chwilę, ale
ostatecznie przygryzła dolną wargę i odesłała potwierdzenie swojej obecności,
starając się nie myśleć za bardzo, o tym, czy przypadkiem nie popsuje za bardzo
nastroju pozostałym gościom.
Ostatnia, najnowsza wiadomość przyszła od
matki Emily:
Będziesz jutro na
obiedzie?
Emily odpisała, że tak, po czym odłożyła
komórkę na bok i raz jeszcze westchnęła. Zastanawiała się, dlaczego czynność
tak prosta i szybka, jak odpisywanie na wiadomości, kosztowała ją w ostatnim
czasie prawie tyle samo wysiłku, co okazjonalne ćwiczenia na siłowni.
Początkowo rodzinny obiad przebiegał spokojnie,
a toczące się przy nim rozmowy nie wykraczały poza najzwyklejsze, neutralne
tematy.
— Więc Sylwestra spędzisz z przyjaciółmi?
— zapytała matka, nakładając na swój talerz kolejną porcję sałatki warzywnej. —
Nie wypij za dużo i ubierz się ciepło. Podobno ma być straszny mróz.
Emily przytaknęła zdawkowo, sięgając po
szklankę z wodą. Ten właśnie moment wybrał ojciec, by zadać serdecznie
znienawidzone przez nią w ostatnim czasie pytanie.
— A jak się ostatnio miewasz?
Ręka młodej kobiety zadrżała lekko, co
wystarczyło by woda niebezpiecznie zakołysała się w naczyniu. Żeby to ukryć,
Emily szybkim ruchem przysunęła je do ust, niemal się przy tym oblewając. Kiedy
z powrotem odstawiła szklankę na stół, zmusiła kąciki ust do uniesienia się w
górę, nawet jeżeli powstały w ten sposób uśmiech był krzywy i mało
przekonujący.
— Dobrze — skłamała jak zwykle.
Rodzice oczywiście jej nie uwierzyli, co
widziała w wymienionych przez nich spojrzeniach.
— Jesteś pewna? — naciskał ojciec. — Bo
jeżeli chciałabyś z kimś porozmawiać, to wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć.
— Dzięki, ale nie chcę. Wszystko w
najlepszym porządku — z uporem przepchnęła kolejne kłamstwo przez usta.
Postanowiła zmienić temat, by odwieść rodziców od dalszego bezsensownego
wypytywania. — A wy co będziecie robić w Sylwestra?
Dlaczego była taka zawzięta w
utrzymywaniu, że dobrze się czuje, choć każda komórka jej ciała wyła z rozpaczy?
Dlaczego kłamała rodzicom — i nie tylko im — w żywe oczy, chociaż w ogóle jej nie
wierzyli? A czy miała inne wyjście skoro ich pytania nie miały najmniejszego
sensu? Jak mogłoby być u niej inaczej niż źle skoro wszyscy doskonale
wiedzieli, że jej świat legł w gruzach? Więc po co w ogóle pytali?
W duszy Emily gotowała się ze złości, bo
robili to podczas każdego spotkania, choć przecież znali prawdę. Jaka więc
odpowiedź by ich usatysfakcjonowała? Że za każdym razem, gdy ich widzi, gdy o nich
myśli, zastanawia się, kiedy umrą? Że odkąd straciła jedną bliską osobę, ciągle
myśli o nieuchronnej utracie kolejnych? Że zastanawia się, kiedy zostanie
całkiem sama? Że czasami sama nie chce już dłużej żyć?
Po dniach wypełnionych ciężką pracą i
zmartwieniami nadszedł wreszcie koniec roku. Impreza sylwestrowa odbywała się w
domu przyjaciółki Emily, Amy, a większość gości należała do grona ich wspólnych
znajomych, więc noc zapowiadała się przyjemnie.
Gospodyni przywitała Emily z otwartymi
ramionami. Dosłownie. Kiedy tylko przekroczyła próg dobrze znanego budynku, Amy
zamknęła ją w szczelnym uścisku, opierając przy tym brodę na jej ramieniu.
— Cieszę się, że przyszłaś — powiedziała
jej do ucha, jakby nie chciała, żeby ktokolwiek inny usłyszał wypowiadane przez
nią słowa. — Mam nadzieję, że mimo wszystko będziesz się dobrze bawić.
Emily nieco zesztywniała, ale nie chcąc jeszcze
bardziej zmartwić przyjaciółki, nieporadnie poklepała ją po plecach.
— Postaram się.
Pomimo jednak najszczerszych chęci i
postanowienia, by dobrze się bawić, Emily nie potrafiła nawet na tę jedną noc
tak po prostu o wszystkim zapomnieć. Mniej więcej do północy szło jej dobrze —
jadła, piła, rozmawiała z innymi, a nawet śmiała się kilkakrotnie, lecz gdy pozostali
goście zaczęli gromadzić się w oknach i na balkonie w oczekiwaniu na pokaz
sztucznych ogni, ona jedynie głębiej wcisnęła się w zajmowany przez siebie
fotel, z kieliszkiem szampana w dłoni, czując, jak do oczu napływają jej łzy, a
gardło zaciska się nieprzyjemnie. Z żalem i nagłym wyrzutem wbiła spojrzenie w
plecy roześmianych przyjaciół, a jej umysł po raz kolejny zalała fala pytań.
Dlaczego wszyscy obecni potrafili bawić
się, jakby nigdy nic? Jakby wcale nie tak dawno nie doszło do żadnej tragedii? Jakby
nie dostrzegali w swoim gronie braku jednej osoby? Wszyscy poza nią.
Wciąż nie potrafiła pojąć tego, że życie
od tamtej chwili nieubłaganie toczyło się dalej. Tak po prostu. Rodzina i
przyjaciele niby ofiarowywali jej swoją pomoc i zapewniali o gotowości do wysłuchania,
lecz jednocześnie, tak jak cały świat, niezmiennie wymagali od niej wypełniania
określonych obowiązków — jak chodzenie do pracy, uczenie się, dbanie o siebie i
mieszkanie, udział w spotkaniach towarzyskich. Ale ona wypadła z tego
codziennego rytmu i nie umiała na powrót go pochwycić. Miała przy tym wrażenie,
że nikt tego nie rozumie.
Wraz z wybiciem północy zapłakała po raz
pierwszy we właśnie rozpoczynającym się roku.
Niedługo po ustaniu kanonady fajerwerków
zdecydowała się wrócić do domu. Przeprosiła Amy, zasłaniając się zmęczeniem
spowodowanym koniecznością pogodzenia ze sobą pracy i studiów, wsiadła do
zamówionej chwilę wcześniej taksówki i odjechała, po raz kolejny dobrowolnie odgradzając
się od przyjaciół, którym nie umiała dotrzymać tempa.
W mieszkaniu nawet nie zapalała innych
świateł niż lampka przy biurku, chociaż gdy po omacku przemierzała mieszkanie, podłoga
zdawała się dziwnie uginać pod jej nogami, a ściany na zmianę przybliżać i
oddalać. Obok lampki postawiła dopiero co wyjętą z lodówki całą butelkę
szampana oraz kieliszek, który wkrótce jednak okazał się zbędny. Z szuflady
wyjęła ozdobny papier listowy, z metalowego stojaka wyłowiła jeden z długopisów
i zamarła w bezruchu. Nie wiedziała, jak powinna zacząć. Kilkakrotnie
przysuwała końcówkę długopisu do kartki, lecz szybko ją cofała, odrzucając
kolejne pomysły na nagłówek. Ostatecznie zdecydowała się na najprostszy z
możliwych. Z całą starannością, na jaką mogła zdobyć się w obecnym stanie, zapisała
cztery litery, razem tworzące jedno z najpiękniejszych, a od niedawna również
najboleśniejszych, znanych jej słów: Alex. Następne przychodziły z większą
łatwością, przez dłuższą chwilę niemal bez przerwy wprawiając długopis w ruch i
zapełniając powoli papier.
Minął kolejny rok. Tym razem sylwestrową
imprezę organizowała w swoim domu Amy. Naprawdę chciałam dobrze się bawić, ale
nie umiałam. Nie umiałam zapomnieć, chociaż mam wrażenie, że wszystkim wokół
się to udało. Albo nie, oskarżanie ich o to, że zapomnieli, jest chyba zbyt
okrutne z mojej strony.
Emily przez chwilę zastanawiała się, czy
nie skreślić dwóch ostatnich zdań, ale w końcu machnęła na to ręką i wznowiła
pisanie.
W każdym razie, ja wciąż nie potrafię
poradzić sobie z tym, co się stało. Wiele bym dała, żeby choć przez chwilę móc
z tobą porozmawiać, żebyś w jakikolwiek sposób odpowiedział na moje słowa. Nie
potrafię tak funkcjonować. Czasami mam ochotę krzyczeć, a czasami tylko powtarzać
w kółko: dlaczego, dlaczego, dlaczego. Dlaczego to się stało? Dlaczego akurat
ty? Dlaczego czas płynie dalej? Nie rozumiem tego i chyba nie chcę zrozumieć. Za
to dwie kwestie są dla mnie zupełnie jasne. Pierwsza: nie daję sobie rady.
Druga: tak bardzo mi ciebie brakuje.
Znowu przerwała, nie odrywając wzroku od
tekstu, który z każdą chwilą coraz bardziej rozmazywał się przed jej oczami. A
wraz z nim cała kartka, trzymany w dłoni długopis, blat biurka…
Nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła. Po
ponownym uniesieniu powiek zdała sobie jednak sprawę, że ozdobny papier
przykleił się do jej twarzy. Odsunąwszy go i przyjrzawszy mu się krytycznie,
zauważyła, że w niektórych miejscach tusz rozmazał się wskutek kontaktu z jej
skórą i łzami. Westchnęła cicho, odłożyła go na biurko i odchyliła się na
krześle, wbijając wzrok w sufit, nieco już rozjaśniony pierwszymi tegorocznymi
promieniami słońca.
Od spania na siedząco, z głową opartą na
blacie, bolał ją kark i plecy. W ustach miała nieprzyjemny posmak, będący
efektem wypicia — wbrew ostrzeżeniom matki — zbyt dużej ilości szampana, ale
nie tylko. Przypominając sobie w tym momencie swoje niedawne zachowanie,
wypowiedzi i myśli, i to nie tylko z tej nocy, ale z ostatnich kilku czy może
nawet kilkunastu miesięcy, nagle poczuła ogromny wstyd i zaczęła zadawać sobie
inne niż dotychczas pytania. Co ona robi? Co jest z nią nie tak?
Ze
zrezygnowaniem ukryła twarz w dłoniach i odetchnęła głęboko.
A potem ponownie chwyciła za długopis.
Miała ochotę skreślić wszystko, co do tej
pory napisała, ale zamiast tego zrobiła jedynie spory odstęp przed kolejnym
akapitem.
Siedząc teraz w swoim pokoju, z niezłym
kacem, czuję się, jakbym obudziła się z okropnego, długiego snu, a może raczej
koszmaru. Nie wiem, czy to sprawka procentów, czy czegoś innego, ale czuję się
żałosna. I chyba jednak chcę coś z tym zrobić. Mam tylko nadzieję, że moje
postanowienie nie zniknie razem z kacem.
Życie bez ciebie jest trudne i wiem, że
zmiana mojego nastawienia wcale jakoś bardzo go nie ułatwi. Ale chcę spróbować
jeszcze raz się z tym zmierzyć, nauczyć się z tym żyć. A ty, jeśli możesz,
wspieraj mnie, proszę.
Kocham cię i tęsknię, Em.
Od razu po zapisaniu ostatnich słów
złożyła kartkę na pół i wsunęła ją do koperty, na którą już wcześniej naniosła odpowiednie
dane, by następnie włożyć ją do pudełka ze stosem podobnych listów. Listów,
które nigdy nie miały zostać wysłane ani tym bardziej przeczytane przez ich
odbiorcę.
Może kiedyś znajdzie je ktoś, kto zapyta
Emily o powód, dla którego nigdy ich nie wysłała oraz o samą osobę Alexa. Może
wtedy Emily będzie potrafiła ze swobodą mówić o tych wydarzeniach i może wtedy szczerze
odpowie na pytanie o swoje samopoczucie.
Witam, pani Magister ;)
OdpowiedzUsuńJa już sama uważam, to za nudne, ale będę się powtarzać jak zegar, który zawsze wybija godzinę północ, że shot był fantastyczny! Fakt ten bardziej skupia się na uczuciach głównej bohaterki, ale stanowi to miłą dla czytelnika odmianę.
Cóż pozostało mi tylko czekać na ostatnią część " 4 pór roku". Trzymaj się i życzę zdrowia!
Witaj, droga czytelniczko :D
UsuńJeśli o mnie chodzi, to takie komentarze wcale mi się nie nudzą, haha. I ja również pozwolę sobie na powtórzenie: cieszę się, że Ci się podobało!
Zdrówka~