Ariana | Blogger | X X

niedziela, 16 lutego 2014

Amnesia

 A oto i moje najnowsze dzieło. Życzę miłej lektury ;)


 Ciemność. Wszechobecna ciemność. Nic poza nią. Chciałam otworzyć oczy, lecz nie mogłam, powieki były za ciężkie. Dryfowałam więc tak w tej mrocznej otchłani, niezdolna poruszyć chociażby palcem, do mych uszu nie docierały żadne dźwięki, język stanął kołkiem. Ciemność mnie pochłonęła…
 Nie wiem, ile czasu byłam nieprzytomna. Kiedy się obudziłam, ciemność została gwałtownie zastąpiona przez ostrą biel. Zamrugałam kilkakrotnie, a gdy wzrok przyzwyczaił się już do gwałtownej zmiany barw, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nieskazitelna biel, mnóstwo specjalistycznego sprzętu… bywałam w takich miejscach zdecydowanie za często, żeby nie móc ich rozpoznać. Szpital. Dopiero po chwili zorientowałam się, że ktoś siedzi przy moim łóżku. Naprawdę było ze mną źle, skoro nie zauważyłam go wcześniej, chociaż jego ubrania zdecydowanie rzucały się w oczy.
- Shin? – spodziewałam się, że mój głos będzie zachrypnięty, ale… w ogóle go nie usłyszałam. Chłopak również nie zareagował. Zmrużyłam oczy.
- Shin. – powtórzyłam z nadzieją, że tym razem wreszcie wydobędę z siebie w miarę słyszalny dźwięk. Pomyliłam się, znowu nie usłyszałam własnego głosu.
- Shin! – i znów taki sam rezultat. Usiadłam gwałtownie, co przyszło mi o wiele łatwiej niż powinno. Za łatwo. Odwróciłam się przodem do chłopaka, który zatopiony w myślach zdawał się nie zwracać na mnie uwagi. Wpatrywał się uparcie w splecione dłonie opuszczone między kolanami, a twarz miał wykrzywioną cierpieniem. Nie mogłam na to patrzeć. Wyciągnęłam rękę chcąc go dotknąć i zamarłam w bezruchu. Siedziałam tak przez kilka sekund, po czym uniosłam dłoń i przyjrzałam się jej, przerażona. Była… niemalże całkowicie przeźroczysta. Zeskoczyłam z łóżka. Jak silne leki mi podali? W każdym razie nie działały one na mnie najlepiej… Stanęłam przed Shinem i pomachałam dłonią przed jego oczami. Zero reakcji. Złapałam go za ramię. A raczej, spróbowałam. Moja ręka bowiem… najzwyczajniej przez niego przeniknęła. Chłopak wzdrygnął się i potarł ramię. Uniosłam dłonie do ust. To jakaś halucynacja? , przeszło mi przez myśl. Odwróciłam się w stronę łóżka i po prostu stanęłam jak wryta. Ja… moje ciało… wciąż na nim leżało. Przyjrzałam się samej sobie. Na twarzy miałam maskę tlenową, moje ciało podpięte było do różnorodnej aparatury, której nazwać nie potrafiłam. Obserwowałam jak moja klatka piersiowa powoli unosi się i opada.  Moja skóra była zdecydowanie bardziej bledsza niż powinna być, zroszona potem. Włosy rozsypane w nieładzie na poduszce. Na głowie opatrunek. Patrzyłam skołowana na własne ciało, stojąc obok łóżka. Dziwne uczucie. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Może to po prostu sen?
Zastanawiałam się jak do tego wszystkiego doszło i co tak właściwie przydarzyło mi się tym razem. Wreszcie doznałam olśnienia. Przecież przy łóżku powinny wisieć informacje na temat pacjenta i choroby. Szybko odnalazłam to, czego szukałam i już miałam się wziąć za lekturę, gdy nagle cały sprzęt, do którego byłam… moje ciało było podpięte, zaczął wydawać przeraźliwe dźwięki. Shin poderwał się ze swojego miejsca i kilkakrotnie nacisnął jeden ze znajdujących się na ścianie przycisków. Stałam zdezorientowana, próbując zrozumieć co się dzieje. Dość szybko jednak dostrzegłam przyczynę zamieszania. Moja klatka piersiowa przestała się unosić. Usłyszałam pospieszne kroki na korytarzu i już po chwili do pokoju wpadła cała grupa lekarzy i pielęgniarek. Jedna z kobiet wyprosiła grzecznie Shina, chociaż i tak musiała zmusić go do wyjścia niemal siłą. Przerażona już nie na żarty, patrzyłam jak lekarze przystępują do masażu serca. Mijały sekundy, a moje ciało nie reagowało. Unosiło się tylko gwałtownie, po czym bezwładnie opadało. Twarze personelu robiły się co raz bardziej pochmurne. Za plecami usłyszałam huk. Odwróciłam się. To Shin uderzył pięścią w przeszkloną ścianę. Toma wraz z pielęgniarką starali się go uspokoić.
Przeniosłam szybko wzrok z powrotem na moje ciało, ale napotkawszy minę lekarza, wiedziałam, że stało się najgorsze. Z przerażeniem patrzyłam jak odkłada elektrody
- Straciliśmy ją. – oznajmił chłodnym głosem i zerknął na zegarek. – Czas zgonu: 9:36.

- Nie!