Ariana | Blogger | X X

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Nastoletni Terror: Rozdział 5

I tak oto prezentuje się kontynuacja przygód młodocianych terrorystów. W tym rozdziale poznacie trochę lepiej sytuację głównej bohaterki i dowiecie się z jakiego powodu tak właściwie uciekła z domu.
Życzę miłego czytania i zachęcam was do pomocy mi w wyborze - jak uczcić urodziny Reijiego ^ ^


Szkolenie


 Jesteś głupia. Jesteś leniwa. Nic nie potrafisz porządnie zrobić. Kretynka. Niezdara. Samolubny bachor. Jesteś bezużyteczna!
 Otworzyłam szeroko oczy, gwałtownie wybudzając się z sennego koszmaru. Powoli wypuściłam powietrze przez zaciśnięte zęby, żeby się uspokoić. Wierzchem dłoni otarłam wilgotne kąciki oczu, wciąż słysząc słowa mojej matki odbijające się echem w mojej głowie. Odetchnęłam jeszcze raz i wreszcie zwróciłam uwagę na swoje otoczenie. Zdziwiona widokiem obcego sufitu, powiodłam wzrokiem po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Dopiero po chwili zorientowałam się, gdzie się znajdowałam, przypominając sobie również wydarzenia ostatnich dwóch dni. Atak na centrum handlowe. Ucieczkę z domu. Uratowanie przez Natsume Yamamure. Przewijające się przed moimi oczami obrazy ułożyły się w całość. Elementy wspomnień zaskoczyły na swoje miejsca. Spuściłam wzrok na własne dłonie, lekko drżące na białej pościeli.
Naprawdę to zrobiłam. Naprawdę uciekłam z domu. Co więcej znajdowałam się w bazie grupy terrorystycznej, której członkiem miałam się stać. Niekoniecznie z własnej woli.
- Obudziłaś się? - usłyszałam dziewczęcy głos dobiegający z drugiej strony pokoju. Hisako właśnie skrupulatnie rozczesywała swoje jasnobrązowe włosy, pasmo po paśmie.
- Tak - potwierdziłam, siadając po turecku.
- Dobrze spałaś? - zapytała, nie przerywając nawet na chwilę wykonywanej czynności. - Jesteś pewna, że ten futon ci wystarczy?
- Tak - powtórzyłam, podnosząc się ze wspomnianego przez nią futonu. - To mi zdecydowanie wystarcza.
 Poprzedniego wieczora powiedziano mi, że na razie wolny jest tylko futon, więc przypadnie mi na nim spać. Natsume i Seiichi zaproponowali mi, że bez problemu załatwią dla mnie normalne łóżko, ale odmówiłam. Futon był aż nadto wystarczający, jak dla mnie. Zresztą nie chciałam jeszcze bardziej powiększać mojego długu względem całej grupy. Już i tak dostałam więcej niż mogłabym się spodziewać od praktycznie obcych ludzi.
- Skoro tak twierdzisz - Hisako wzruszyła ramionami.
- Mogę iść do łazienki?
- Jasne, jest wolna - przerzuciła włosy przez lewe ramię i ponownie zaczęła je czesać. - Jak czegoś potrzebujesz, to wiesz co robić.
- Dziękuję - skinęłam głową i czmychnęłam do łazienki.

 Kiedy wróciłam, już odświeżona i przebrana, zastałam Hisako siedzącą przed lustrem, przy niewielkiej toaletce zastawionej masą różnych kosmetyków i przyborów do robienia makijażu.
- Malujesz się? - rzuciłam przez ramię, ścieląc swoje posłanie.
- Mhm. A co? Potrzebujesz jakiegoś kosmetyku?
- Nie, ja się nie maluję.
- Co? - Hisako zamarła z eyeliner'em w dłoni. Odwróciła się do mnie z wyrazem całkowitego zaskoczenia na twarzy. - Jak to?
- No... - bąknęłam, wygładzając pościel. - Tak jakoś, po prostu.
- Żartujesz? - idealne łuki brwi szatynki uniosły się. - Ale tak... w ogóle?!
- Tak... - odpowiedziałam cicho, widząc minę Hisako. - To aż tak źle?
- Co tu się dzieje? - zapytał Natsume, nagle wchodząc do pokoju. - Nie mówcie, że pokłóciłyście się już po pierwszym dniu mieszkania w jednym pokoju?
 Endo posłała Natsume spojrzenie spod zmrużonych powiek.
- Nie. Tylko właśnie się dowiedziałam, że nowa się nie maluje.
- Tak? - Natsume przeniósł na mnie wzrok i przyjrzał się mojej twarzy. Zawstydzona jego spojrzeniem, odwróciłam wzrok. - I w czym problem? Według mnie wygląda ładnie.
Spojrzałam na niego zszokowana.
Czy on właśnie skomplementował mój wygląd?
Hisako prychnęła, ponownie odwracając się twarzą do lustra.
- Faceci. To nie o to chodzi.
- A o co? - teraz to Natsume wyglądał na zaskoczonego. - Nie robicie tego przypadkiem właśnie po to, żeby podobać się innym? Skoro wygląda ładnie bez malowania się, to nie ma po co tego robić.
Natsume mówił to bez szczególnego przejęcia, a tymczasem moje policzki płonęły. Żaden chłopak nigdy, nawet w żartach nie powiedział, że jestem ładna.
- Uważaj, bo stąpasz po cienkim lodzie, Yamamura - ostrzegła Hisako, sięgając po tusz do rzęs.
- Hej, jeszcze nic nie powiedziałem - chłopak podniósł dłonie w obronnym geście. - Ale wiesz... Przynajmniej nie będzie siedziała pół dnia w łazience, zeskrobując z siebie te tony tapety, tak jak... ty.
 Pojemniczek z tuszem wylądował z hukiem na blacie toaletki.
- Wynocha stąd! - warknęła Hisako. Jej oczy ciskały gromy, wwiercając się w odbicie uśmiechniętego niewinnie Natsume.
- Już, już - wzrok Natsume ponownie padł na mnie. - Zjedz coś szybko i będziemy się zbierać.
- My? Gdzie?
- Na szkolenie - mrugnął do mnie. - Lepiej się pospiesz. Im prędzej się za to weźmiemy, tym lepiej.
 Po tych słowach opuścił pokój.

- To... gdzie jedziemy na to całe szkolenie? - spytałam, kiedy podeszłam do czekającego na mnie Natsume.
- Jeszcze nie wiem - chłopak wzruszył ramionami, bawiąc się kluczykami. - Coś się wymyśli po drodze. Gotowa?
- Gotowa - odparłam, choć czułam się niezbyt pewnie. Nie miałam przecież zielonego pojęcia o tym, jak miało wyglądać owe szkolenie. Zacisnęłam jednak dłonie w pięści i zeszłam za chłopakiem do garażu. Na schodach minęliśmy się z Seiichim.
- Wychodzicie? - zapytał blondyn, otrzepując ręce z pokrywającej je grubej warstwy kurzu.
- Ta, w końcu jestem odpowiedzialny za jej szkolenie - przypomniał Natsume, po czym zadał pytanie, które mnie również męczyło. - Co robiłeś?
- A, takie tam, małe porządki - Seiichi zbył go machnięciem ręki i uśmiechnął się do mnie. - Powodzenia.
- Dziękuję - odpowiedziałam, unosząc kąciki ust w lekkim uśmiechu.
- Nie nawywijaj niczego, Natsu. I uważaj na Shimizu.
- Tak, tak. Za kogo ty mnie masz?
- Może lepiej to przemilczę - blondyn zaśmiał się i ruszył na górę.
- Co to miało znaczyć? - mruknął sam do siebie Natsume, zdejmując z półki zawieszonej na ścianie dwa kaski. Wręczył mi jeden z nich. - Trzymaj. Dzisiaj dla odmiany dostosujemy się do przepisów.
- Dla odmiany, huh? Nie powinieneś zawsze się do nich dostosowywać?
- Oj, tam. Szczegóły. Zresztą, myślisz, że to jedyne przepisy jakie łamię? - chłopak wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Ale mniejsza z tym. Wiesz jak to założyć?
- Umm... nie za bardzo... - przyznałam zgodnie z prawdą, przyglądając się trzymanemu w dłoni czarnemu kaskowi.
- To ci pomogę. Odgarnij włosy z twarzy.
 Natsume wyjął przedmiot z moich dłoni i kiedy zarzuciłam już włosy na plecy, wsunął go ostrożnie na moją głowę. Gdy sprawdzał, czy dobrze się na niej trzyma, jego palce przypadkowo musnęły moją skórę. Poczułam się wtedy tak, jakby po moim ciele przebiegł prąd.
- No, gotowe - oznajmił, założył własny kask i usiadł na swoim motocyklu. - Wsiadaj.
Posłusznie usiadłam za nim, tak jak zaledwie dzień wcześniej. Z tą małą różnicą, że tym razem nie byliśmy mokrzy. Jakoś dzięki temu czułam się mniej zdenerwowana.
- Ekhm - odchrząknął. - Twoje ręce na mój brzuch. Zapomniałaś? Nie chcę cię później zbierać z ulicy.
- Uhm... - po krótkim zawahaniu pochyliłam się do przodu, oplatając go w pasie ramionami. Automatycznie moja twarz zapłonęla rumieńcem.
- Tak lepiej.
 Opuściliśmy stary magazyn z towarzyszącym nam rykiem maszyny obudzonej do życia i pomknęliśmy w stronę centrum miasta.
 Natsume zaparkował swój pojazd najwyraźniej w tym samym miejscu, co ostatnio - pod sklepem sportowym.
- Czy to bezpieczne zostawiać tutaj tak ten motor? - rozejrzałam się z powątpiewaniem. Nie widziałam w pobliżu zbyt wielu ludzi, ale okolica sama w sobie też nie wyglądała na nazbyt bezpieczną.
- Spoko, właściciel tego sklepu to mój znajomy. Zawsze zostawiam go u niego.
 Natsume podszedł do sklepowej witryny i zastukał dwukrotnie w szybę. Po kilku sekundach pojawił się za nią starszy mężczyzna. Widząc Natsume uśmiechnął się lekko i uniósł kciuk w górę.
- Widzisz? - chłopak odwrócił się w moją stronę. - Będzie miał na niego oko, a my możemy spokojnie sobie iść.
- A gdzie w końcu idziemy?
- Zaraz zobaczysz. Chodź.
 Skręciliśmy w inną ulicę, prowadząca w stronę parku. Natsume kazał mi na siebie zaczekać, po czym sam zniknął na kilka minut w sklepie spożywczym. Po powrocie wręczył mi reklamówkę, w której znalazłam trzy puszki coli i podłużne opakowanie cukierków.
- Po co to? - spojrzałam na niego pytająco, nie rozumiejąc, co cola i cukierki mogą mieć wspólnego ze szkoleniem terrorystów.
- Do bardzo prostego testu - przejął ode mnie reklamówkę, zostawiając mi tylko cukierki i jedną puszkę. - Chyba wiesz, co dzieje się z tymi cukierkami po wrzuceniu do coli?
Zamrugałam kilkakrotnie zanim wreszcie to do mnie dotarło.
- Tak, wybuchają.
- Zgadza się. I ty to wykorzystasz.
- Jak?
- Widzisz tamtą grupkę? - Natsume wskazał trójkę dziewczyn siedzących na kamiennym murku otaczającym fontanne w parku po drugiej stronie ulicy.
- Tak.
- No to pójdziesz do nich i sprawisz im małą niespodziankę.
- Ale... - spojrzałam na niego, niepewna.
- Dasz radę. No już. Wszystko będę stąd obserwować.
 Położył dłonie na moich ramionach i pchnął mnie delikatnie w stronę przejścia dla pieszych. Jeszcze raz na niego zerknęłam. Uśmiechał się, spokojnie oparty o ścianę budynku.
 Przełknęłam ślinę i zacisnęłam z determinacją dłonie na trzymanych przedmiotach.
I tak nie mam nic do stracenia...
 Znalazłszy się po drugiej stronie ulicy, pokonałam zdecydowanie odległość dzieląca mnie od fontanny. Przysiadłam na murku obok pogrążonych w rozmowie dziewczyn. Nie zwróciły na mnie najmniejszej uwagi. W duchu odetchnęłam z ulgą.
Otworzyłam puszkę napoju, stawiając ją pomiędzy mną, a dziewczynami. Obserwując je kątem oka, otworzyłam paczkę cukierków.
Raz kozie śmierć.
 Wrzuciłam jednego cukierka do puszki i jakby nigdy nic, podniosłam się ze swojego miejsca, chowając resztę do kieszeni bluzy. Zawartość puszki wystrzeliła w powietrze, chlapiąc na wszystkie strony. Grupka dziewczyn zerwała się z piskiem, ale ja już nie patrzyłam w ich stronę. Pewnym krokiem wróciłam do uśmiechniętego szeroko Natsume.
- I co?
- Świetnie dałaś sobie radę. Brawo.
Skinęłam głową, dopiero teraz pozwalając sobie na westchnienie ulgi.
- To nie było wcale takie trudne, prawda? - zaśmiał się chłopak, ruszając w stronę innej części parku.
- W sumie...
- A ich miny były piękne! Szkoda, że tego nie widziałaś.
- A co to miało tak w ogóle na celu?
- Jak już mówiłem, prosty test. Sprawdziłem jak reagujesz na takie rzeczy. Bo jeśli nie potrafiłabyś sobie poradzić podczas takiej prostej sztuczki, to podczas prawdziwej akcji byłoby kiepsko...
- Czyli ja... dobrze zareagowałam? - chciałam się upewnić.
- Tak. Prawie niczego nie dałaś po sobie poznać, a to najlepsze co mogłaś zrobić.
- Naprawdę?
- Tak. Czemu masz takie problemy z uwierzeniem?
- No... tak jakoś - mruknęłam, wsuwając dłonie do kieszeni bluzy.
Nie chciałam powiedzieć mu, że rzadko słyszałam pochwały na swój temat. To byłoby zbyt zawstydzające.
 Natsume usiadł na jednej z ławek ustawionych wzdłuż alejki w parku. Kiedy zajęłam miejsce obok niego, podał mi jedną z puszek. Drugą otworzył i pociągnął z niej spory łyk.
- To... - zaczął po chwili, zerkając na mnie - czemu uciekłaś z domu?
 Spojrzałam na niego zaskoczona, chociaż dobrze wiedziałam, że mogłam się takiego pytania spodziewać prędzej czy później.
- Ja... to przez sprawy rodzinne...
Natsume nic nie mówił. Nie poganiał mnie, nie powstrzymywał. Patrzył na mnie w milczeniu. A ja, z jakiegoś powodu, chciałam mu wszystko opowiedzieć.
Jeszcze nigdy nikomu nie zwierzyłam się z tego, co działo się w moim domu, więc nawet nie wiedziałam od czego zacząć. W końcu wzięłam głęboki oddech jak przed nurkowaniem i streściłam swoją historię.
- Wszystko zaczęło się, kiedy miałam jakieś dziewięć, dziesięć lat. Rodzice co raz częściej się kłócili. O byle co. Tata pierwszy pękł. Zażądał rozwodu. Po całej sprawie już nigdy więcej go nie zobaczyłam. Najwidoczniej miał mnie gdzieś. Po jego odejściu przez jakiś czas panował w domu względny spokój. Ale potem... - spuściłam wzrok na trzymaną w dłoni puszkę. Śledziłam wzrokiem krople wody spływające po chłodnym metalu. - Potem matka zaczęła częściej sięgać po papierosy i alkohol. Popadła w nałogi. Zrezygnowała... nie. Wyrzucili ją z pracy. Przestała przejmować się domem... i mną. Na  mnie też wyładowywała swoją złość i inne emocje... Miałam tego dość. Chciałam... chciałam to przerwać.
 Przygryzłam dolną wargę, czując, że zbiera mi się na płacz. Zacisnęłam mocniej palce na puszce. Niespodziewanie na mojej głowie wylądowała dłoń Natsume. Podniosłam na niego wzrok. Uśmiechał się łagodnie.
- Spokojnie, mała. To wszystko już się skończyło.
- Tak, ale... wciąż się martwię...
- Czym?
- Jeśli nie pojawię się przez dłuższy czas w szkole, ktoś z nauczycieli może się tym zainteresować.
- Tym się nie musisz przejmować. Możesz dalej, tak jak my, chodzić do szkoły.
- A co z adresem i w ogóle?
- Tym też się zajmiemy. Mówiłem, że Kaoru jest dobrym hackerem.
Obracałam nerwowo puszkę w dłoniach, marszcząc brwi.
- No dalej, głowa do góry. Wszystko będzie dobrze, obiecuję.
- Obiecujesz?
- Zgadza się. Będziesz się czuła pewniej jeśli to zrobię? - Natsume wyciągnął w moją stronę swój mały palec.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu wypływającego na moje usta. Splotłam swój mały palec z jego.
- Obietnica zostala potwierdzona, to teraz czas na poprawienie ci humoru!
Chłopak poderwał się z miejsca, wyciągając do mnie rękę.
- Chodź!
W chwili, w której chwyciłam jego dłoń, puścił się biegiem przez park.
- Ch-chwila! Zaczekaj!
- Nie mam takiego zamiaru! - zaśmiał się radośnie, ciągnąc mnie w tylko sobie znanym kierunku. - Szybciej, szybciej! Nie ociągaj się!
 Nie miałam innego wyjścia, jak tylko próbować dorównać mu kroku. Patrzyłam na jego roześmianą twarz i nie mogłam pozbyć się dziwnego, uczucia ciepła, rozlewającego się po moim ciele, ani przyspieszonego bicia mojego serca. Z każdą chwilą uświadamiałam sobie, że Natsume jest naprawdę miłym, uroczym chłopakiem. Co więc skłoniło go do bycia terrorystą? Starałam choć na chwilę odsunąć od siebie to uciążliwe pytanie.

sobota, 29 sierpnia 2015

Omedeteou, Okularniku

Dziś 29 sierpnia, czyli... urodziny Reijiego!


 Może i Okularnik nie znajduje się jakoś wysoko na liście moich ulubionych postaci, ale pomyślałam, że skoro pamiętam o jego urodzinach to równie dobrze można je jakoś uczcić. Stąd też ten post.


Ale to nie wszystko. Pytanie brzmi: czy wolelibyście, aby bonus "Zwierzęca strona wampira" był w przypadku Reijiego również rozdziałem urodzinowym, czy lepiej by było jakbym zrobiła tak jak w przypadku trojaczków - wspólne urodziny dla Reijiego, Shuu i Subaru? Co myślicie na ten temat?


A może macie inne pomysły świętowania urodzin Okularnika i innych postaci? Jeśli tak, to koniecznie się nimi podzielcie! Może wspólnymi siłami uda nam się wymyślić coś ciekawego? ^^


I na koniec krótka informacja - będę się teraz brała za nowy rozdział Nastoletniego Terroru. Po nim przyjdzie kolej na bonus z Subaru i bonus z Reijim. Nie wiem jeszcze czy dorzucę coś w międzyczasie.


No to... WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, REIJI!







poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Diabolik Lovers: Bonus IV ver. Shuu

Pozdrowienia z nad morza, kochani! Chciałam wstawić ten bonus jeszcze przed swoim wyjazdem, ale cóż, mam jakiegoś okropnego pecha w te wakacje - mój komputer dołączył do laptopa. Zepsuł się. Tak więc, ten rozdział pisany jest na moim tablecie. I tu chciałabym was z góry przeprosić - moja klawiatura bluetooth nie chce robić polskich znaków. Poprawiałam tekst ręcznie i wszystko było pięknie ładnie, wstawiam na bloggera - BUM! Wrocil do wersji poczatkowej. Później będę go jeszcze raz próbowała poprawić, no ale na razie jest jak jest. 
Ach, no tak. W podzięce za wytrzymywanie ze mną od tych kilku lat i znoszenie moich humorów (szczególnie kiedy kolejne urządzenia mi się psuły...), dedykuję ten rozdział tobie, Nocta. 
I jeszcze żeby nie było nieporozumień - ten rozdział pisany jest w taki sam sposób jak ten z Laito, czyli tak jakby zamiast Ayato w głównej historii był Shuu. 
Miłego czytania~
P.S. W następnej kolejności wolicie bonus z Subaru czy Reijim?


Zwierzęca strona wampira: Leniwy Lew


 Wysunęłam telefon z kieszeni krótkich spodenek, żeby sprawdzić godzinę. Westchnęłam, widząc, że dochodzi już osiemnasta godzina. Zacisnęłam dłonie w pięści w wyrazie determinacji i bez pukania otworzyłam drzwi, przed którymi czekałam już kilka minut. Obrzuciłam spojrzeniem spode łba łóżko, na którym w najlepsze spał sobie blondwłosy wampir.
- Koniec dobroci dla leniwych wampirów - mruknęłam, podchodząc do mebla. - Shuu, wstawaj.
 Zero reakcji. Spróbowałam głośniej. Nadal bez rezultatu. Wzniosłam oczy ku niebu, a raczej sufitowi i zakasałam rękawy.
- Skoro tak bardzo tego chcesz... - wgramoliłam się na łóżko, siadając na nogach leżącego na boku blondyna. Czasami bywał naprawdę uparty. Tak wiele razy musiałam go już budzić i za każdym razem powtarzała się ta sama historia. "Budź mnie tylko w ważnych przypadkach. A gdy już to robisz, rób to chociaż w ciekawy sposób", przypomniałam sobie jego słowa. "No to proszę bardzo, panie śpiochu", pomyślałam, poprawiając swoją pozycję i opierając dłonie na jego biodrach. Starałam się za bardzo nie myśleć o tym, jak to musiało wyglądać.
Odetchnęłam głęboko i pochyliłam się nad uchem wampira, wyjąwszy z niego wcześniej słuchawkę. On naprawdę się z nimi nigdy nie rozstawał. Byłam ciekawa, jak często musiał wymieniać baterie bądź ładować swój odtwarzacz.
- Hej, Shuu... - szepnęłam, po czym wrzasnęłam na cały głos - POBUDKA!
Niebieskie oczy otworzyły się powoli. Najpierw lewe, potem prawe. Wampir zamrugał i wreszcie przeniósł na mnie wzrok, unosząc jedną brew. Zmierzył mnie uważnie wzrokiem.
- Oddasz mi to? - zapytał wreszcie, wskazując na słuchawkę, którą wciąż trzymałam między palcami.
- Tylko jeśli wyleziesz z łóżka - zastrzegłam, nawijając kabelek na palec wskazujący.
- A dlaczego mam to zrobić?
- Bo zaraz czas na grę. A poza tym obiecałeś mi, że dzisiaj obejrzymy razem film - przypomniałam, mrużąc oczy. Miałam nadzieję, że nie zapomniał o obietnicy, do której złożenia udało mi się go ostatnio zmusić niemal, że siłą.
- Naprawdę coś takiego ci obiecałem? - spojrzał na mnie ze sceptycznym wyrazem twarzy.
- Shuu... - jęknęłam zawiedziona. - Ale skoro nie pamiętasz, to nieważne...
 Westchnęłam ze zrezygnowaniem i chciałam podnieść się już z łóżka, ale Shuu zatrzymał mnie na miejscu, przytrzymując dłońmi moje biodra. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Gdzie się niby wybierasz?
 Wciąż trzymając mnie za biodra obrócił się na plecy i przesunął w taki sposób, że siedziałam teraz na jego brzuchu. Od razu poczułam ciepło ogarniające moje policzki.
- Obudziłaś mnie, weź teraz za to odpowiedzialność - polecił, przesuwając opuszkami palców po moich udach. Zadrżałam, czując jego dotyk na nagiej skórze. - I nie martw się, nie zapomniałem. Tylko się z tobą droczyłem.
- Ty...! - pacnęłam go dłonią w klatkę piersiową.
- No co? Obudziłaś mnie.
- Bo sam byś nie wstał.
- I w czym problem?
- W tym, że skoro  sam piszesz się na te rozgrywki z chłopcami, to mógłbyś chociaż łaskawie przychodzić na nie punktualnie - oznajmiłam, posyłając mu karcące spojrzenie. Oczywiście się tym nie przejął.
- I tylko ze wzgledu na moich braci mnie obudziłaś?
Odwróciłam wzrok, widząc jego pewny siebie uśmieszek.
- Nie...
- A teraz oddaj mi moją słuchawkę, bo się rozmyślę i nigdzie nie pójdę - ostrzegł. - A ty za karę zostaniesz ze mną.
- Shuu!
- To oddaj słuchawkę.
- Dobra, dobra! Masz i chodź na dół.

 Na dole wszyscy już na nas czekali. Ayato, który właśnie podrzucał w dłoni rzutkę, przeniósł na nas wzrok.
- No nareszcie!
- Jestem ciekaw, jakich sztuczek używasz, że udaje ci się go zmusić do wstania, Maleńka - oznajmił Laito, opierający się o stół do bilarda. Uśmiechnął się do mnie w znaczący sposób.
- Żad...
- Nie dowiesz się - przerwał mi Shuu. - Ale są skuteczne. Chociaż mogłyby być subtelniejsze.
Wlepiłam w niego szeroko otwarte oczy, kiedy z kompletnie niewzruszoną miną stanął obok Ayato, na przeciwko tarczy zawieszonej na ścianie.
Co on wygaduje? Przecież dla takiego Laito to na pewno zabrzmi co najmniej dwuznacznie, pomyślałam. I nie myliłam się. Oczy rudowłosego wampira dosłownie zabłysły.
- Maleńka... Nie spodziewałem się po tobie takich rzeczy... Zaczynam być zazdrosny.
- Cicha woda brzegi rwie, huh? - mruknął Ayato.
Miałam ochotę strzelić tak zwanego facepalm'a. Naprawdę.
- Tch. Zboczeńcy - prychnął Subaru stojący pod ścianą.
- Skończcie te bezsensowne gadki i przejdźcie do gry - polecił zniecierpliwiony Reiji. - Tylko po to się tu wszyscy zebraliśmy.
Odezwał się ten, który grał najwięcej. Nie miałam pojęcia, po co on w ogóle przychodził na domowe rozgrywki. Chyba tylko tak dla zasady - jak wszyscy, to wszyscy, ponieważ rzadko kiedy sam sięgał po rzutki, a zazwyczaj jedynie siedział w fotelu czytając książkę i obserwując nas najwyżej kątem oka.
- Natsuki, przygotowałaś ciastka? - zapytał Kanato, spoglądając na mnie znad głowy Teddy'ego.
- A, tak - oprzytomniałam i postawiłam na stole talerz z ciastkami, który zabrałam wcześniej z kuchni. - Smacznego.
 Usiadłam na kanapie pomiędzy nim a Subaru, który dołączył do nas w międzyczasie. Laito powiódł wzrokiem po całym pomieszczeniu, po czym zatarł dłonie.
- No, wygląda na to, że możemy wreszcie zaczynać.
 Wzięłam jedno z ciastek znikających w zastraszającym tempie i usadowiłam się wygodniej, podwijając prawa nogę pod pośladki, a stopę lewej opierając o skraj kanapy.
- Na pierwszy ogień idzie nasza najlepsza para - oznajmił Laito, po raz kolejny wcielając się w rolę sędziego i komentatora zarazem. - Ayato i Shuu.
Czyli jak zawsze. Ta dwójka za każdym razem rozpoczynała rodzinne rozgrywki gry w rzutki, gdyż trzeba było korzystać z okazji póki Shuu nie spał oraz był w miarę zainteresowany tym, co się działo.
- Ale tym razem mam małą niespodziankę, aby gra była ciekawsza - rudowłosy uśmiechnął się przebiegle.
 Nawet Reiji podniósł teraz wzrok znad swojej lektury. Laito tymczasem zamachał niewielką, papierową torebką trzymaną w dłoni.
- Ten, kto przegra, będzie musiał zjeść jednego cukierka z tej torby.
- Jaki jest haczyk? - zapytał podejrzliwie Ayato. - Nie żebym miał zamiar przegrać.
- Niektóre spośród tych cukierków mają magiczne właściwości. Niestety nie wiem jakie. O tym będą musieli się już przekonać sami przegrani.
- Skąd ty je w ogóle masz? - zapytałam, zaciekawiona.
- Ach, racja. Byłbym zapomniał. Sponsorem nagrody pocieszenia dla przegranych jest Kanato Sakamaki!
- Kanato? - przeniosłam zdziwiony wzrok na fioletowowłosego, siedzącego po mojej prawej.
- No co? - chłopak wzruszył ramionami. - Znalazłem je w moim ulubionym sklepie w świecie demonów.
 Shuu westchnął, biorąc do ręki niebieską rzutkę.
- Skończmy to szybko.
- Jestem za - zgodził się Ayato, zaciskając palce na czerwonej rzutce. - Im szybciej wygram, tym lepiej.
 Przez kilka minut w ciszy obserwowalismy rywalizację chłopaków. Jedynymi dźwiękami w całym pomieszczeniu były odgłosy rzutek wbijających się w tarczę, chrupania ciastek oraz przewracanych kartek papieru. Liczby oznaczające zdobyte punkty pięły się równomiernie do góry u obu wampirów. Prowadzili na zmianę.
 Subaru założył nogę na nogę i nachylił się nieznacznie w moją stronę, nie spuszczając wzroku z grających braci.
- Jak myślisz, kto wygra? - spytał cicho.
- Hmm... - otaksowalam uważnym wzrokiem oba wampiry, które z zaciętymi minami zdobywały kolejne punkty i westchnęłam. - Nie mam pojęcia, jak zawsze są tak samo dobrzy. A ty?
- Mam ten sam problem, co ty.
 Uśmiechnelam się, ponownie skupiając swoją uwagę na grającej dwójce. Dosłownie na ułamek sekundy podchwyciłam spojrzenie niebieskookiego. Zrobiłam zdziwiona minę, ale on patrzył już tylko na tarczę.
 Po kolejnych kilku minutach Laito oznajmił koniec czasu i podliczył punkty obu braci.
- Wygląda, że naszym dzisiejszym zwycięzcą jest Ayato - ogłosił, podnosząc wzrok znad kartki z wynikami. - A to oznacza, że to Shuu musi zjeść cukierka.
 Momentalnie spojrzenia wszystkich zebranych padły na blondyna. Ten z obojętnym wyrazem twarzy sięgnął do papierowej torby, podetkniętej mu pod nos przez Laito. Wyłowił z niej niewinnie wyglądającego cukierka w zielonym papierku i na naszych oczach bez wahania rozpakował go, i włożył do ust.
- Zadowolony? - zwrócił się do rudzielca.
- Nie tak prędko, Shuu - Laito uśmiechnął się szeroko. - Musimy zaczekać aż go zjesz i zobaczyć na własne oczy ewentualne rezultaty.
- Niech ci będzie - mruknął blondyn, rozsiadając się na drugiej kanapie.
Nie byłam jedyną, która wpatrywala się w niego tak intensywnie, jakby zaraz miał co najmniej eksplodować. W końcu żadne z nas nie miało najmniejszego pojęcia, o tym, jakie efekty mógłby wywołać taki cukierek.
Shuu przymknął oczy.
- Jesteście wkurzający - stwierdził. - Zjadłem go i co?
- Może jednak trafiłeś na zwykłego - westchnął z rozczarowaniem Laito. - Jaka szkoda...
 Niemal dokładnie w tej samej chwili, w której to powiedział z włosów Shuu wysunęła się para złotych, okrągłych uszu, a na poduszki za jego plecami opadł długi ogon - w tym samym kolorze i z ciemniejszą kitką na końcu.
 Laito stojący obok niego zamrugał kilkakrotnie, po czym parsknął głośnym śmiechem. Nie trzeba było długo czekać, aby dołączył do niego również Ayato. Reiji uniósł jedynie jedną brew chociaż i po jego ustach błądził lekki uśmieszek. Natomiast ja, Kanato oraz Subaru wpatrywaliśmy się w blondyna szeroko otwartymi oczami, kompletnie zdumieni.
Shuu otworzył oczy i powiódł po wszystkich wzrokiem. W końcu, zatrzymał się na mnie.
- Co?
- Emm... Wygląda na to, że cukierek jednak... zadziałał - wydukałam, wciąż wpatrując się w niego z niedowierzaniem.
- To znaczy?
- Ech... obejrzyj się za siebie i dotknij swojej głowy, to sam zrozumiesz.
 Uniósłszy brwi, wykonał moje polecenia. Nie wyglądał jednak na przejętego.
- Zjadłem. Zadziałał. Wychodzę.
 To powiedziawszy, podniósł się ze swojego miejsca i ruszył do wyjścia z pokoju, omijając pękających ze śmiechu Ayato i Laito.
- Natsuki - wymówił ponaglająco moje imię, zwalniając na chwilę przy drzwiach.
- Idę! - zawołałam, pospiesznie podrywając się ze swojego miejsca.
 To, że Shuu wychodził zaraz po skończeniu swojej rundy w rzutkach było jak najbardziej normalne, ponieważ zdarzało się dość często, więc nikt też nas nie próbował zatrzymywać.
- Och, to było dobre - usłyszałam jeszcze na odchodnym głos Laito. - To co, Subaru? Teraz ty i ja?
- Skoro muszę... - odburknął białowłosy.
- Gdzie idziemy, Shuu? - zapytałam, zrównując się z wampirem.
- Z tego co pamiętam, to chciałaś obejrzeć jakiś film.
 Momentalnie się rozpromieniłam, zapominając na chwilę o dziwnej zmianie wyglądu blondyna.
- Zgadza się! - złapałam go za rękę i przyspieszyłam, skręcając w jeden z korytarzy. - Już prawie wszystko przygotowałam!

 Zaciągnęłam wampira do pokoju z telewizorem. Jakież było moje zdziwienie, gdy kilka dni temu znalazłam to pomieszczenie. Nie pomyślałam wcześniej, że w tej rezydencji mogłabym takie znaleźć. Jakoś tak trochę nie pasowało. Z powodu całego tego wystroju miewałam czasami wrażenie, jakbym przeniosła się w czasie o kilkaset lat wstecz.
- Po co tu to wszystko? - zapytał Shuu, wskazując na kanapę zarzuconą poduszkami i stolik pełen przekąsek oraz napojów.
- Nooo... nie wiedziałam, co byś wolał, więc przygotowałam wszystkiego po trochu... - mruknęłam, spuszczając wzrok. Zaczynałam denerwować się tym, że to wszystko mu się nie spodobało i zaraz może zmienić zdanie, co do naszego wspólnego oglądania. Niespodziewanie, na mojej głowie wylądowała duża dłoń, poczochrała moje włosy , po czym zniknęła. Podniosłam wzrok na jej właściciela, ale on już zajął miejsce na kanapie.
- Wybrałaś jakiś film?
- Tak, horror - odparłam, sięgając po pudełko z płytą. - Pomyślałam, że taki gatunek nie powinien cię za bardzo znudzić.
No i mam nadzieję, że na czymś takim nie zaśniesz, dodałam w myślach.
- Mogę już włączyć?
 Wampir skinął głową, więc odpaliłam film i czym prędzej usiadłam na kanapie obok niego. Akurat w tej chwili w pomieszczeniu rozbrzmiał glos lektora:
- "Jeśli ktoś umiera w silnym gniewie lub żalu, wtedy rodzi się klątwa, która jak plama gromadzi się w miejscu śmierci. Ten kto na nią natrafi, zostanie pochłonięty przez jej wściekłość..."*
- Milutko się zaczyna - szepnęłam, zerkając kątem oka na blondyna. Ten tylko wzruszył obojętnie ramionami.
 Przyznaję się, że kilka razy podczas filmu zdarzyło mi się podskoczyć, ale uczepiona ramienia Shuu dzielnie oglądałam dalej, opychając się popcornem. Horror sam w sobie mnie zaciekawił. Shuu natomiast wyglądał na kompletnie niewzruszonego wydarzeniami rozgrywającymi się na ekranie.
Przynajmniej nie zasnął~
- Eeek! - pisnęłam, niemal oblewając się napojem, kiedy na ekranie nagle pojawiło się zbliżenie na twarz potwora. Shuu spojrzał na mnie zdziwiony.
- Naprawdę się tego wystraszyłaś?
- Tak, bo nie spodziewałam się, że coś wyskoczy akurat jak będę piła!
- Przecież to było do przewidzenia.
Prychnęłam, odstawiając kubek na stolik i przyciskając do siebie jedną z poduszek.
- Jasne. Ciebie to w ogóle nie rusza.
- A czemu by miało? To tylko film - odparł, podpierając podbródek na dłoni. - A ty powinnaś się raczej obawiać tego, z czym masz styczność na co dzień.
- Jasne - burknęłam, oplatając kolana ramionami. - Wcale nie musisz tego ze mną oglądać.
Shuu westchnął.
- Chodź tu.
- Huh? - zaciekawiona, odwróciłam głowę w jego stronę.
Wampir rozsunął nogi i poklepał materac między nimi.
- Usiądź tu.
- Czemu?
- Po prostu tu usiądź.
 Posłusznie zmieniłam miejsce, a wtedy Shuu oplótł ramiona wokół mojej talii i oparł podbródek na czubku mojej głowy. Kitka na końcu jego ogona otarła się o moją nogę.
- Huh? - powtórzyłam chwilowo ogłupiona jego dotykiem. Moje serce musiało oczywiście głośno manifestować moje uczucia.
- W ten sposób chyba nie będziesz aż tak panikować, co?
- Hmm... może obyłoby się i bez tego... - wymamrotałam, mimo wszystko próbując skupić się na filmie.
- Och, nie próbuj wmawiać mi, że ci się to nie podoba - wymruczał wprost do mojego ucha, przyprawiając mnie o gęsią skórkę. - Swojego ciała nie oszukasz.
- Niczego ci nie wmawiam... ugh... - przygryzłam dolną wargę, czując jego usta na  swoim karku. Miękkie ucho musnęło moją skórę. - A właśnie, nie czujesz się jakoś dziwnie?
- Nie - odparł krótko, nim zatopił kły w mojej szyi. Odruchowo zacisnęłam palce na kolanach. Po krótkiej chwili poczułam, że wampir się uśmiecha.
- Twoja krew i skóra są gorące - odezwał się cicho. - O czym myślisz, niegrzeczna dziewczyno?
- O n-niczym... - odpowiedziałam, rumieniąc się.
 Shuu zaśmiał się cicho, a jego wargi ponownie znalazły się na mojej szyi. Odetchnęłam głęboko, żeby całkowicie nie rozpłynąć się w jego ramionach.
- Shuu, film.
- Nie mów, że jeszcze cię interesuje? - jasny ogon zadrgał, ponownie ocierając się o moją nogę. - Poza tym, i tak się zaraz skończy.
- Koniec jest właśnie najważniejszy - upierałam się.
Blondyn westchnął ciężko, ale zaprzestał wykonywanej czynności. Nie rozluźnil jednak uścisku.
- Jesteś niemożliwa.
- No wiem - usmiechnęłam się, zerkając na niego.
- Zatem wiesz również, że będziesz musiała mi to później wynagrodzić?
Teraz to ja westchnęłam, naśladując Shuu.
- Niech ci będzie.

 Jakoś udało się nam wytrzymać do końca filmu. Kiedy pojawiły się napisy końcowe wyplątałam się z ramion Shuu i wzięłam się za sprzątanie. Wampir wodził za mną wzrokiem, a końcówka jego ogona drgała delikatnie, zwisając z kanapy. Starałam się nie zwracać zbytnio uwagi na ten uroczy widok, gdyż jedynie mnie rozpraszał.
- Idę to zanieść do kuchni - rzuciłam przez ramię, wychodząc z pokoju z rękami pełnymi napoczętych przekąsek i pustych opakowań.
Czemu tu musi być tak cholernie ciemno?, myślałam, prawie biegiem pokonując korytarz rezydencji prowadzący do kuchni. Raczej z reguły nie byłam jakimś wyjątkowym tchórzem, ale z moimi zdolnościami i wiedzą, wydarzenia z filmu obejrzanego chwilę wcześniej wydały mi się bardzo prawdopodobne.
 Wyrzuciłam śmieci, a nie zjedzone słodycze schowałam z powrotem do szafek. Kiedy się odwróciłam, o mało nie dostałam zawału na widok opartego o stół Reijiego. Obserwował mnie przymrużonymi oczami zza swych okularów.
- Coś nie tak, Reiji? Wystraszyłeś mnie.
 Nie odpowiedział. Zamiast tego pojawił się nagle tuż przede mną. Zdumiona chciałam się cofnąć, ale za mną były tylko szafki kuchenne. Reiji złapał mnie za podbródek dłonią w rękawiczce i siłą zmusił do podniesienia głowy. Mierzył mnie nieodgadnionym wzrokiem. Kompletnie nic nie moglam wyczytać z jego twarzy.
- Puszczaj - syknęłam, próbując po omacku znaleźć na blacie za moimi plecami cokolwiek pomocnego.
- Bo? - zmrużył jeszcze bardziej oczy, przysuwając się bliżej. - Co mi zrobisz?
- Ja...
- Ona nic - usłyszałam glos Shuu. - Ale nie mogę tego powiedzieć o sobie.
- Shuu! - zawołałam z ulgą, wyszarpując się jego bratu. Jednak, gdy spojrzałam w stronę, z której dochodził głos blodnyna, nie zobaczyłam go. Zamiast niego, w wejściu do kuchni stał bowiem wielki... lew. Drapieżnik ruszył w naszą stronę na swoich masywnych łapach, machając wściekle ogonem niczym biczem. Położył po sobie okrągłe uszy i zmarszczył pysk, odsłaniając kły długości palców dorosłego człowieka.
 Nie byłam w stanie zrobić nic poza staniem jak kołek w tym samym miejscu i obserwowaniem bestii. Wprost nie mogłam oderwać wzroku od złotej sierści, puszystej grzywy i oczu. Niebieskich, tak doskonale znanych oczu osadzonych w dostojnym łbie lwa.
- Co to ma znaczyć? - Reiji wyprostował się, odsuwając ode mnie.
 W odpowiedzi na to, zwierzę zaryczało, wsuwając się miedzy nas, a głos Shuu zadudnił mi w uszach.
- Nie dotykaj jej.
 Reiji skrzyżował ramiona, patrząc na lwa z zainteresowaniem.
- Ciekawe - powiedział tylko nim zniknął.
Lew prychnął i usiadł na podłodze. Z niedowierzaniem uklęknęłam przed nim, by zrównać się z jego poziomem oczu.
- Shuu? To naprawdę ty?
- Zgadza się - odparł przerośnięty kot, strzygąc uszami.
- Ale... jak?
Spojrzał na własne łapy, a potem z powrotem na mnie.
- Nie mam pojęcia.
- I co my teraz zrobimy?
Shuu w postaci lwa wykonał gest przypominający wzruszenie ramionami.
- Nic.
- Jak to "nic"? Przecież musimy cię jakoś przywrócić do normy.
- Nie trzeba. Samo przejdzie.
- Jesteś pewny? - drążyłam z niepokojem. - Skąd to wiesz?
- Zgaduję. To nie może działać dłużej niż kilka dni.
- Mam nadzieję...
Lew ziewnął potężnie, wstając.
- Dobra, ja idę do siebie.
- No, dobrze... - również podniosłam się z podłogi. - To do zobaczenia.
Zatrzymał się w połowie drogi do drzwi i obdarzył mnie przeciągłym spojrzeniem.
- Idziesz ze mną.
- Huh? Co?
- To, co slyszałaś. Czekam - machnął ogonem i wymaszerował z kuchni.

 Nie mając innego wyjścia... no dobrze, nie kłammy, że tego nie chciałam. W każdym razie, kiedy skończyłam sprzątać po naszym małym seansie, udałam się do pokoju Shuu. Wampir w postaci lwa leżał na podłodze obok łóżka, z głową ułożoną na przednich łapach. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, otworzył oczy, zerkając w moim kierunku.
- Czemu nie śpisz na łóżku? - zapytałam, siadając po turecku obok niego.
- Bo jeszcze by się zarwało - odrzekł, przysuwając swoje cielsko bliżej mnie. Położył łeb na moich nogach.
- W sumie racja - bezwiednie uniosłam dłoń, żeby go pogłaskać, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili. - Mogę?
- Możesz.
 Za pozwoleniem, położyłam dłoń na czubku jego głowy i delikatnie ją pogładziłam. Widząc, że mu to nie przeszkadza, przeszłam do masowania nasad zaokrąglonych uszu. Shuu przymknął powieki i wydał z siebie zadowolone westchnienie. Uśmiechnęłam się do siebie.
- A gdzie twój kot? - spytałam, nie dostrzegając nigdzie rudej kulki.
- Zwiał jak tylko mnie zobaczył.
 Zaśmiałam się.
- W sumie, to mu się nie dziwię. Sama miałam taką ochotę zanim zorientowałam się, że to ty. A właśnie, dziękuję za pomoc.
- To nic takiego.
 Mimo tego, pochyliłam się i cmoknęłam go między oczy.
- Co to było? - Shuu uniósł powieki.
- Nic takiego - zachichotałam. - Po prostu nie mogłam się powstrzymać.
 Shuu zamrugał leniwie, po czym naparł głową na rękę, którą go głaskałam.
Uroczy!
- Czyżbyś był zadowolony? Podoba ci się?
Rozbawiona, zaczęłam drapać go pod brodą, obserwując jego reakcje.
- Śpisz dzisiaj tutaj - odezwał się w pewnej chwili. To oczywiście nie była prośba, tylko stwierdzenie.
- Okay.
 Wstałam z podłogi i rozłożyłam na niej pościel z łóżka Shuu. Lew usiadł, obserwując mnie uważnie.
- Co ty robisz?
- Przygotowuję nam posłanie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Nie będziesz spała na łóżku?
- Nie. Nie miałabym się wtedy do kogo przytulić - uśmiechnęłam się szeroko, kładąc na przygotowanym posłaniu.
 Shuu przypatrywał mi się jeszcze przez chwilę, po czym ułożył się obok. Przesunął ciepłym jęzorem po moim policzku. Parsknęłam śmiechem.
- Shuu! - skarciłam go, ścierając ślinę ze skóry wierzchem dłoni.
Wampir ziewnął ponownie, położył łeb na poduszce obok mojej twarzy i zamknął oczy. Z uśmiechem przytuliłam się do jego boku, wplatając palce w puszystą grzywę. Z boku musiało to pewnie wyglądać jakbym była bardzo głupia lub jakbym miała skłonności samobójcze. Ale nie obchodziło mnie to, kiedy z ufnością opierałam głowę na wielkiej, kociej łapie.

 Obudziło mnie muśnięcie czegoś chłodnego na moich ustach. Jęknęłam cicho w proteście i rozchyliłam powieki. Zamrugałam skonsternowana. Nie leżałam już bowiem na podłodze, lecz na łóżku. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w bok. Natrafiłam wzrokiem wprost na niebieskie tęczówki. Zorientowanie się w sytuacji, zajęło mi chwilę z powodu senności.
Poderwałam się gwałtownie do pozycji siedzącej.
- Shuu! - zawołałam radośnie. - Wróciłeś do normy!
- Jak widać - na twarzy wampira pojawił się lekki uśmiech.
- Kiedy to się stało?
- Dosłownie przed chwilą.
- Czekaj, więc to znaczy, że... - przesunęłam kciukiem po swoich ustach, czując rumieniec wpełzający na moją twarz. - Shuu!
- Co?
- Nie rób tego, kiedy jestem nieprzytomna!
 Shuu dźwignął się na łokciu i nachylił w moją stronę. Pocałował mnie w usta, delikatnie i krótko. Aż za krótko.
- Tak lepiej? - uniósł pytająco jedną brew, uśmiechając się zaczepnie.
- ...Powiedzmy... - mruknęłam.
- Wciąż nie usatysfakcjonowana?
 Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Shuu ponownie złączył nasze usta w o wiele dłuższym i bardziej namiętnym pocałunku.
- Lepiej? - zapytał, gdy wreszcie się od siebie oderwaliśmy.
 Zarumieniona, odwróciłam wzrok.
- A teraz wracaj do spania - polecił, zamykając mnie w swoim szczelnym uścisku i pociągnął mnie z powrotem na poduszki. Bez stawiania oporu, wtuliłam twarz w jego szeroką klatkę piersiową.
- Hej, Shuu? - szepnęłam cicho, zaciskając dłonie na jego koszuli.
- Hmm?
- Mimo wszystko, to był fajny dzień, prawda?
- Prawda. Idź spać.
 Uśmiechnęłam się, zamykając oczy. Lew czy wampir, Shuu to zawsze Shuu. Jego lenistwo i obojętność, co do niektórych spraw mogły mnie czasami irytować tak samo jak wszystkich wokół. Jednak to wszystko nie zmieniało moich uczuć do niego. Były one tak samo niezmienne jak leń tkwiący w jego wnętrzu.

*Cytat z filmu "Klątwa"






sobota, 15 sierpnia 2015

Diabolik Lovers: Bonus IV ver. Laito

Laito wygrał przewagą głosów, więc pora na jego wersję bonusu. Następny w kolejce jest Shuu.
Nie wiem czemu, ale strasznie się rozpisuję przy tym bonusie .-. Wersja Laito zajęła mi 8 stron w Wordzie... No cóż, mam nadzieję, że chociaż się wam spodoba ^^

Zwierzęca strona wampira:
Przebiegły Lis

 Zaczerpnęłam głęboko powietrza w płuca, uniosłam dłoń i zdecydowanie zastukałam w drewniane drzwi. Bądź ubrany, bądź ubrany, bądź ubrany, błagałam w myślach, chociaż wiedziałam jak niewielka jest na to szansa. Drzwi uchyliły się niemal natychmiast, ukazując moim oczom półnagiego, rudowłosego wampira. Zaklęłam w myślach. Znowu to samo!
-
Witaj, Maleńka – przywitał mnie z uśmiechem, jakby nigdy nic.
- Mógłbyś coś na siebie włożyć? – mruknęłam odwracając wzrok od jego nagiego torsu. Podobne sceny miały miejsce już wiele razy w przeszłości i zapewne wciąż będą się powtarzały, ale ja za każdym razem musiałam się rumienić jak jakaś idiotka. Najlepsze było to, że zawsze bawiło to Laito. Ten raz wcale nie był wyjątkiem. Wampir uśmiechnął się, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Obserwowałam go jedynie kątem oka, starając się nie zsuwać swojego spojrzenia poniżej jego twarzy. W niektórych sprawach byliśmy swoimi zupełnymi przeciwieństwami, nie dało się tego ukryć.
- Czyżbyś nie była zadowolona z tego, co widzisz?
- Ni… to znaczy… po prostu ubierz coś na siebie! – nieświadomie podniosłam głos niemal do pisku. Dlaczego ja się tym zawsze tak przejmuję?!
 Laito parsknął śmiechem, wracając do pokoju. Drzwi zostawił otwarte, żebym mogła wejść. Ja jednak odczekałam chwilę i weszłam za nim dopiero, gdy wreszcie założył koszulkę. Odetchnęłam z ulgą, zamykając za sobą drzwi.
- Czy ty zawsze, kiedy jesteś sam albo raczej, kiedy ja do ciebie przychodzę, musisz chodzić półnago? – zapytałam, obrzucając go oskarżycielskim spojrzeniem. To że miał ciało, którego mogliby mu pozazdrościć niejedni ludzcy chłopcy w jego wieku, nie oznaczało, że musiał tak się nim chwalić.
- Jeśli chcesz to mogę chodzić i całkiem nago – odparł, rozbawiony.
A chcesz żebym zeszła na zawał?!
- Chyba podziękuję – mruknęłam, siadając na jego pościelonym łóżku. Lubiłam jego pokój, wydawał mi się niezwykle przytulny jak na sypialnię wampira. Dobijał mnie jedynie fakt, że nie wiedziałam, czy i ile innych przedstawicielek mojej płci myślało podobnie, zabawiając się z wampirem w tymże właśnie miejscu. Odgoniłam szybko od siebie te niechciane myśli. – Więc co z tą imprezą?
 W centrum miasta otworzyli nowy nocny klub i Laito wprost uparł się, że musimy się do niego wybrać. Wprawdzie nie była to moja bajka, ale przekonał mnie sam fakt spędzenia z nim czasu.
- Dzisiaj w nocy, tak jak wcześniej wspominałem? – zaproponował, siadając obok mnie. Ujął pasmo moich włosów i zaczął nawijać je powoli na swój palec wskazujący.
- W porządku. Tylko, że…
- Hmm? – mruknął i nachylił się w moją stronę, wciąż bawiąc się moimi włosami.
- Chyba nie mam za bardzo w co się ubrać – wyznałam, spuszczając wzrok.
 Laito zaśmiał się, uwalniając pasmo czarnych włosów ze swojej dłoni.
- Dziewczyny… - pokręcił głową. – Czy wy wszystkie macie ten sam problem?
- Ale mówię poważnie! – podniosłam na niego wzrok. Był bliżej niż myślałam. – Przekopałam całą szafę i nie znalazłam nic, co mogłoby się nadać na taką okazję.
- Przecież to nie problem – odparł, opierając dłonie na materacu, niby przypadkiem muskając przy tym moje udo. – Możemy skoczyć na zakupy przed imprezą.
- Serio? A zdążymy?
- A która godzina?
- Jakoś po dziewiętnastej.
- To spokojnie damy radę – zapewnił. – Po prostu od razu po zakupach pójdziemy do klubu.
- Skoro tak mówisz.
- To co, skończę się ubierać i idziemy?
 Skinęłam głową, siadając na łóżku po turecku. Obserwowałam jak wampir przetrząsał zawartość swojej szafy, przeglądając własne ubrania. Nagle mój wzrok przykuł niewielki, kryształowy flakonik stojący na okrągłym stoliku nieopodal łóżka.
- Co to? – zapytałam, zaciekawiona.
- Huh? – Laito zerknął na mnie przez ramię, zawieszając na szyi czerwony krawat. – A to. Kupiłem to jeszcze podczas Vandead Carnival. Jakiś podobno magiczny proszek.
- I co niby ma robić?
- Tego nie wiem – wzruszył ramionami, opierając się o stolik. – Idziemy?
 Wyciągnął do mnie rękę i tym samym trącił fiolkę, która zachwiała się złowrogo.
- Czarno to widzę… - zdążyłam oznajmić nim przedmiot runął na podłogę, rozbijając się na dywanie u stóp wampira. Błyskawicznie ciemnofioletowy proszek uniósł się w powietrze, przemieniając w dym, który całkowicie spowił zielonookiego.
 Kompletnie zdezorientowana wpatrywałam się w całe zajście. Zaledwie po kilku sekundach cały dym zniknął tak szybko, jak się pojawił, ponownie odsłaniając sylwetkę wampira.
- No nieee – jęknął wampir. – A chciałem to wykorzystać na którymś z braci.
- Laito, wszystko w po… - urwałam w pół słowa, nie wierząc własnym oczom.
- Nic mi nie jest. Czemu tak na mnie patrzysz, Maleńka?
- Ty… jak… to chyba jakiś żart!
- O czym ty mówisz, Maleńka? – Laito spojrzał na mnie skołowany.
- Ty masz uszy!
- To chyba raczej normalne? To, że jestem wampirem nie oznacza, że…
- Nie, nie takie uszy! Lisie uszy i ogon!
- Co? – Laito odwrócił się i dopiero teraz dostrzegł puchatą, rudą kitę wystającą z tyłu jego spodni. Zastrzygł uszami, spoglądając na mnie z uśmiechem. – Więc jednak działa!
- To jest dla ciebie ważne?! Jesteś jakimś… lisołakiem! – wypaliłam, przyglądając mu się z niedowierzaniem. – Nie będę ukrywać, że wygląda to uroczo… ale Laito! Nie możesz się tak pokazać na imprezie, kły możesz jeszcze ukryć, ale tego nie!
- Spokojnie, Maleńka. Powiem, że to przebranie.
- Laito!
- Powiedziałaś, że wyglądam uroczo, prawda? – zielonooki uśmiechnął się szeroko, machając rudym ogonem. – To miłe, Maleńka.
- Czy wiesz, chociaż jak to odwrócić? – zapytałam zrezygnowana.
Skoro jemu się to podoba…
- Nie – odparł spokojnie. – Dopiero dzisiaj przypomniałem sobie, że to kupiłem.
 Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. Jasne, bo po co przejmować się takimi rzeczami? To tak bardzo w stylu Laito…
 Westchnęłam ciężko i pochyliłam się nad przezroczystymi odłamkami. Ostrożnie, uważając, by nie pokaleczyć palców podniosłam największy z nich. Przyklejona była do niego złota nalepka zapisana drobnym drukiem. Prześledziłam szybko tekst wzrokiem.
- Skład, sposób użycia, najlepiej spożyć przed… O, skutki uboczne. Tego lepiej posłuchaj: „Produkt „Twoja zwierzęca strona” może wywoływać takie skutki niepożądane, jak bóle głowy, mdłości, biegunka, pieczenie skóry i wysypka, krwotok z nosa, problemy z drogami oddechowymi, apatia, zmęczenie, wysoka gorączka, a w skrajnych przypadkach zmiany osobowości, ślepota bądź paraliż ciała” – przeczytałam jednym tchem. – Czy ty sobie robisz jaja, że nawet tego nie przeczytałeś?! Słyszysz, co ci się może stać?!
- Czyżbyś się martwiła? – wyszczerz na twarzy Laito wręcz mnie dobijał. Bo najważniejsze to cieszyć się z każdej sytuacji…
- Nieee, skądżeeee – przewróciłam oczami. – Jestem wręcz podekscytowana wizją sparaliżowanego, ślepego ciebie… Oczywiście, że się martwię, kretynie!
- Jesteś urocza, że się tak przejmujesz, Maleńka, ale jak widzisz nic mi nie jest.  Czuję się świetnie.
- Jeszcze… - wróciłam do czytania. – No, nareszcie coś o wracaniu do normy! Co my tu mamy… „W zależności od organizmu, produkt „Twoja zwierzęca strona” samoistnie przestanie działać w czasie od kilku godzin do kilku dni”…
 Odłożyłam odłamek i przeniosłam wzrok na wciąż uśmiechniętego wampira. Naprawdę wyglądał uroczo, ale nie mogłam przestać się o niego martwić.
A jeśli coś pójdzie nie tak? Przecież wysypała się na niego chyba cała zawartość tego flakonika!
- Naprawdę cię to bawi? Ani trochę ci to nie przeszkadza?
- Przecież to tylko maksymalnie kilka dni, nic mi nie będzie – machnął obojętnie ręką. – Co ważniejsze, idziemy na te zakupy?
- Naprawdę nie wolisz zostać w domu?
- Nie, będzie zabawnie.
Westchnęłam.
- A mogę dotknąć?
- Nie musisz pytać o pozwolenie, Maleńka – jego uśmiech był rozbrajający. Naprawdę się nie przejmował.
- Miękkie… - mruknęłam, gładząc palcami rude, lisie uszy. – Ogon też mogę?
- Ależ proszę – wampir zaśmiał się, jednak gwałtownie przestał, drgnąwszy, kiedy przesunęłam dłonią po jego puchatym ogonie.
- Coś nie tak? – uniosłam pytająco brwi. Policzki Laito nieznacznie się zaróżowiły.
- Och, Maleńka, lepiej pospieszmy się albo się spóźnimy…

***
 Żeby zaoszczędzić na czasie, podjechaliśmy limuzyną do centrum miasta. Laito ukrył jakoś uszy pod kapeluszem, ale niestety nie dało się nic zrobić z jego ogonem. Dlatego ciągle niespokojnie się rozglądałam, co jedynie wywoływało u niego śmiech. Powtarzał mi, że to przecież nic takiego.
 Wreszcie bez żadnych problemów dotarliśmy do jednego ze sklepów z ubraniami położonego niedaleko nocnego klubu. Laito od razu dał nura między wieszaki z damską odzieżą, kompletnie ignorując moją uwagę na temat tego, że sama mogłabym czegoś dla siebie poszukać. Dość szybko zaprezentował mi swój wybór – czarną, krótką sukienkę bez ramiączek i z jaskrawoczerwoną kokardą wokół talii.
- Emm… nie uważasz, że odsłania trochę za dużo? – zapytałam z wahaniem. Co prawda, sukienka była ładna i wykonana z przyjemnego w dotyku materiału, ale nie byłam pewna czy dobrze bym się w czymś takim czuła. W odpowiedzi wampir dobrał do sukienki czarny sweterek, buty na obcasie i wepchnął mnie z tym wszystkim do przebieralni.
 Nie widząc innego wyjścia założyłam sukienkę. Właśnie męczyłam się z zapięciem, gdy zasłona w mojej kabinie rozsunęła się i do środka wszedł Laito.
- Co ty wyprawiasz?! – szepnęłam spanikowana.
- Pomyślałem, że ci pomogę – odparł najzwyczajniej w świecie. – No dalej, odwróć się i zgarnij włosy do przodu.
 Niechętnie wykonałam jego polecenie. Starałam się nie patrzeć na lustro, w którym odbijały się nasze postacie. Zadrżałam, czując muśnięcie chłodnych palców na skórze.
- Gotowe.
- Dzięki… - mruknęłam, odwracając się do niego przodem. – I jak wyglądam?
- Świetnie. Mówiłem ci – uśmiechnął się, ale jego oczy dziwnie pociemniały. Zniknął z nich wszelki blask. Coś było nie tak.
- Wszystko w porządku? – zapytałam zaniepokojona. – Dobrze się czujesz?
- Jasne, że tak, czemu miałoby być inaczej? – przysunął się bliżej, a jego ogon zafalował za nim.
- Jesteś pewny? – cofnęłam się. Jednakże w kabinie nie było zbyt dużo miejsca, więc zaledwie po jednym kroku moje plecy zderzyły się ze ścianą. – Jakoś dziwnie się zachowujesz…
- Ja się dziwnie zachowuję? – powtórzył, nie spuszczając ze mnie wzroku. Nie podobał mi się jego uśmiech. – A co ja takiego robię?
 Błyskawicznie pokonał dzielącą nas odległość, przypierając mnie swoim ciałem do ściany kabiny. Próbowałam go odepchnąć, ale złapał oba moje nadgarstki i uwięził je w jednej dłoni nad moją głową.
- Laito, co ty wyprawiasz?
- Nic takiego.
 Wolną dłonią uniósł mój podbródek zmuszając mnie do kontaktu wzrokowego. W tej chwili dobiegł nas odgłos kroków.
- Czy wszystko w porządku, panienko? – był to głos sprzedawczyni.
 Laito uśmiechnął, po czym przycisnął usta do mojego ucha tak, bym tylko ja mogła go usłyszeć.
- Odpowiedz grzecznie, Maleńka – szepnął. – Przecież wszystko jest w najlepszym porządku, prawda?
 Przełknęłam nerwowo ślinę.
- Tak, wszystko dobrze – zwróciłam się do sprzedawczyni stojącej zaledwie po drugiej stronie zasłony. – Miałam mały problem z zapięciem.
- Pomóc w czymś?
 Zatrzęsłam się niekontrolowanie, gdy wampir w tym samym czasie wodził dłonią po całym moim ciele, jednocześnie przywierając wargami do mojej szyi. Okropnie utrudniało to skupienie się i wydobycie z siebie jednego składnego zdania.
- Nie… nie trzeba… Dziękuję.
 Kiedy kroki oddaliły się, Laito oderwał się ode mnie, uśmiechając się z zadowolenia. Jego oczy wciąż pozostawały nienaturalnie ciemne.
- Grzeczna dziewczynka, zasłużyłaś na nagrodę – oznajmił. – Ale to później. Teraz się pospiesz, czekam przy wyjściu.
 Jak się chwilę później okazało, Laito zapłacił za ubrania, gdy się przebierałam i od razu po wyjściu ze sklepu ruszyliśmy do klubu. Wciąż jednak nie mogłam pozbyć się wrażenia, że coś jest zdecydowanie nie tak. Zielonooki nie zachowywał się normalnie.

 W klubie zamówiliśmy fantazyjnie kolorowe napoje polecane przez barmana, zatańczyliśmy do kilku piosenek, po czym usiedliśmy na jednej z kanap. Roztaczał się stamtąd widok na całą salę, więc rozglądałam się z ciekawością.
 Był to nowy klub, otwarty zaledwie kilka dni wcześniej. W całym klubie rozmieszczona była niezliczona ilość kolorowych lamp rzucających po całym pomieszczeniu snopami zielonego, niebieskiego, fioletowego i czerwonego światła. Nawet bar i posadzka parkietu była podświetlana. Dodatkowo, po podłodze rozlewała się sztuczna mgła nadająca tancerzom tajemniczego wyglądu. Klub miał dwa piętra. Po schodach można było wejść na sekcję dla VIP’ów.
 Odstawiłam swoją szklankę na szklany stolik i podniosłam się ze swojego miejsca.
- Idę do łazienki – powiedziałam, ale Laito nawet na mnie nie spojrzał.
 Kiedy się już odświeżyłam w schludnej, nowocześnie urządzonej łazience, wróciłam na salę i próbowałam przepchnąć się przez tłum tańczących ludzi do naszego stolika. W połowie drogi stanęłam jak wryta.
 Nie było mnie tylko kilka minut, ale to wystarczyło, aby moje miejsce zastąpiło sześć innych dziewczyn. Wszystkie skąpo ubrane, wymalowane i chichoczące. Cztery siedziały na kanapie po obu stronach Laito, dwie stały za nim. Wszystkie go dotykały lub coś do niego mówiły. Jedna bawiła się jego uszami, druga ogonem, trzecia krawatem, czwarta miała na głowie jego kapelusz, a pozostałe dwie uczepiły się jego ramion.
 A ja… stałam tak po środku parkietu, z szeroko otwartymi oczami i sercem dudniącym niemal tak głośno, jak muzyka płynąca z głośników. Któryś z tancerzy wpadł na mnie i ochrzanił mnie za sterczenie na jego drodze, ale nie słuchałam.
 Laito w końcu podniósł wzrok i napotkał moje spojrzenie. Jego usta powoli uniosły się w kpiącym uśmieszku.
 Nie byłam w stanie dłużej na to patrzeć. Wypadłam z klubu i biegiem, mało nie zabijając się na obcasach, pognałam do domu.

 Po drodze oczywiście musiałam się rozryczeć w najlepsze, więc kiedy wreszcie dotarłam do rezydencji z trudem łapałam oddech. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, zrzuciłam buty i nadal szlochając ruszyłam boso w kierunku schodów. Z jednego z mijanych przeze mnie pomieszczeń wyszedł Ayato.
- Ej, Naleśniku! – zawołał za mną. – Zrób mi tako… co ci się, do cholery stało?
Nerwowym gestem otarłam policzki wierzchem dłoni.
- Nic.
- A ty nie miałaś być na jakiejś imprezie z Laito? – zapytał tym razem Subaru pojawiwszy się z nikąd.
- Miałam – odpowiedziałam. – Byłam.
- To gdzieś ty go sprzedała? – Ayato skrzyżował ramiona.
- Został w klubie.
- Więc przyszłaś sama? – Subaru posłał mi niedowierzające spojrzenie.
- Tak. Wasz dupkowaty brat woli zabawiać się z haremem. Czy teraz mogę już sobie iść?
 Bracia spojrzeli po sobie i nic już nie powiedzieli, więc poszłam do swojego pokoju. Tam zdjęłam z siebie sukienkę, rzuciłam buty gdzieś w kąt, zmyłam makijaż, po czym ze słuchawkami w uszach rzuciłam się na łóżko. W głowie wciąż wymyślałam co raz to gorsze określenia na tą rudowłosą mendę. Smutek już mi przeszedł i byłam na niego wściekła. Nie chciałam go więcej widzieć. Miałam zamiar unikać go jak ognia, przez co najmniej kilka najbliższych dni. Rzucałam się po łóżku i znęcałam się nad poduszkami, wyrzucając sobie, że to moja wina. Powtarzałam sobie, że przecież wiem, jaki jest Laito i że coś takiego musiało się wcześniej czy później stać.
Przecież ktoś taki jak ja, nigdy go nie zaspokoi ani nie zadowoli…
 Skończyło się na tym, że ponownie zaczęłam płakać z twarzą wtuloną w poduszkę. Tym razem były to łzy złości i bezradności.
 Dałam sobie spokój, kiedy już nie miałam siły ani ochoty na dalszą wściekłość czy płacz. Leżałam więc po prostu wpatrując się w sufit i słuchając muzyki. Nagle przez dźwięk gitary elektrycznej i głos wokalistki przedostał się odgłos drapania w drzwi oraz ciche popiskiwanie. Zdziwiona wyjęłam słuchawki z uszu i podeszłam do drzwi, przekonana, że to pewnie kot Shuu. Jednak zamiast pręgowanego rudzielca pod moim pokojem siedział również rudy… lis. Zamrugałam, przetarłam oczy, ale stworzenie dalej siedziało w tym samym miejscu i wpatrywało się we mnie znajomymi zielonymi oczami. Zachłysnęłam się powietrzem.
- Laito?!
- Hej, Maleńka – przywitał się spokojnie lis, machając rudą, puchatą kitą.
 Na usta cisnęło mi się wiele pytań, ale wybrałam tylko jedno i zadałam je najbardziej obojętnym, chłodnym tonem, na jaki było mnie stać.
- Czego chcesz?
- Porozmawiać.
- Nie mam ci nic do powiedzenia – warknęłam, chcąc wrócić do pokoju.
- Ale ja tobie tak – odparł, ocierając się o moje nogi.
- Zostaw mnie – odsunęłam się. – Nie chcę z tobą gadać. Przyjdź do mnie najwcześniej za rok. Do tego czasu może przejdzie mi na tyle, by cię nie uszkodzić podczas rozmowy.
- Nie daj się prosić, Maleńka. Tylko kilka minut~
- Po pierwsze, kto tu jest teraz niby maleńki? – prychnęłam. – A po drugie, nie!
 Ruszyłam szybkim krokiem przez korytarz, ponieważ gdybym tylko otworzyła drzwi do swojego pokoju, to zapewne zaraz by się do niego władował. Laito był jednak uparty. Pobiegł za mną.
- Zostaw mnie w spokoju! – rzuciłam do niego przez ramię.
Pech chciał, że w tej samej chwili musiała ujawnić się moja niezdarność. Potknęłam się na prostej drodze i wylądowałam na tyłku. Wampir w formie lisa wpadł na mnie spowity nagle przez fioletowy dym, po czym wylądował na mnie całym swoim wampirzym ciężarem. Tak, na środku korytarza. W tym domu takie scenki są na porządku dziennym.
 Leżąc pod nim na podłodze, wbiłam w niego mordercze spojrzenie. Wciąż miał na sobie ciuchy, w których był na imprezie, ale zniknęły mu uszy i ogon. Oczy odzyskały swój naturalny odcień oraz blask.
- Złaź ze mnie – syknęłam, kiedy uśmiechnął się niewinnie.
- Najpierw porozmawiamy – zastrzegł, przytrzymując mnie za ramiona w miejscu.
- Nie. Nie chcę z tobą gadać!
- Ale ja chcę.
- Puszczaj! Jak chcesz z kimś gadać to wracaj do swojego haremu, pewnie już za tobą tęsknią. No dalej, leć! Nie będę cię pow…
 Przerwał mi nagłym, wręcz brutalnym pocałunkiem, trwającym ledwie parę sekund. To jednak wystarczyło, żebym na chwilę straciła rezon. Kiedy się otrząsnęłam, odwróciłam głowę w bok.
- Chcę porozmawiać z tobą, Maleńka.
 Zagryzłam dolną wargę, która nagle zaczęła wbrew mojej woli drżeć. Ta chwila mojej nieuwagi starczyła, abym nagle znalazła się na łóżku w pokoju Laito.
Pieprzona teleportacja.
- O czym? – zapytałam w końcu, odmawiając patrzenia na niego. Wampir westchnął, przesuwając dłonią po moich włosach. Spięłam się.
- Przepraszam – powiedział w końcu.
- Co? – zaskoczona przeniosłam wzrok z okna na niego.
- Nie byłem sobą – stwierdził. – Nie wiem, co się ze mną działo.
- Jasne – prychnęłam. – Uważaj, bo uwierzę. Nie wyglądało na to, żeby tamte dziewczyny w najmniejszym stopniu ci przeszkadzały.
Wampir skrzywił się.
- Naprawdę, Maleńka. Było zupełnie tak, jakbym nie kontrolował własnego ciała. Nagle zachciałem, żebyś była o mnie zazdrosna i to przysłoniło wszystko inne.
 W milczeniu wpatrywałam się w jego oczy. Cichy głosik w głowie podpowiadał mi, że w jakiś pokrętny sposób Laito może mówić prawdę.
- Pamiętasz skutki uboczne tego proszku? – zapytał, poluźniając uścisk na moich ramionach.
Prześledziłam w głowie listę. Otworzyłam szerzej oczy.
- Zmiany osobowości…? – zapytałam niepewnie.
Skinął głową.
- Chyba mnie dopadło.
- Ale… - poczułam, jak wściekłość stopniowo ze mnie ulatuje.
- Nie potrzebuję innych – zapewnił, muskając ustami płatek mojego ucha. – Ty mi w zupełności wystarczysz, Maleńka. Chciałem tylko, żebyś była zazdrosna.
- Chciałeś żebym była zazdrosna? – powtórzyłam, zaciskając dłoń na jego koszuli. Podniósł głowę, spoglądając na mnie, zdziwiony. – Jesteś prawdziwym kretynem…
- O co…
- Ja zawsze jestem o ciebie zazdrosna – wyznałam, spuszczając wzrok i obejmując  wampira. – Nie musisz robić takich rzeczy…
- Jesteś o mnie zazdrosna? – teraz to on powtórzył z niedowierzaniem. Jego włosy musnęły mój policzek. Byłam gotowa w każdej chwili na nowo wybuchnąć płaczem.
- Tak – mocniej zacisnęłam dłonie na jego koszuli. – Za każdym razem, jak pomyślę o tych wszystkich dziewczy…
 Laito pochylił się przyciskając swoje usta do moich w długim, namiętnym pocałunku. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, byłam pewna, że moje policzki przybrały kolor podobny do tej kokardy z sukienki.
Laito obrócił się na bok, przyciskając mnie do siebie i przesuwając ustami po mojej twarzy oraz szyi. Jego dłonie spokojnie wędrowały po moich plecach, a ja już bez żadnych oporów przylgnęłam do niego.
- Więc jednak mi wybaczyłaś, Maleńka? – zapytał, tłumiąc w sobie śmiech.
- Tak, znaj moją dobroć – odpowiedziałam cicho, wtulając się w jego tors. – Ale powiedz, jak to się stało, że zmieniłeś się w lisa?
- Wyszedłem za tobą z klubu – powiedział, podnosząc wzrok. – Chciałem cię dogonić, ale nagle jakoś dziwnie się poczułem i w następnej chwili już byłem lisem.
 Zaśmiałam się cicho, po czym popatrzyłam mu prosto w oczy.
- Mam do ciebie dwie prośby.
- Jakie, Maleńka? – był wyraźnie zainteresowany.
- Po pierwsze, nie próbuj nigdy więcej kupować podejrzanych proszków przed uprzednim zapoznaniem się ze skutkami ubocznymi i powiadomieniem mnie o tym – ostrzegłam, uderzając go w ramię. – I po drugie… po prostu bądź sobą, proszę.
 Laito zaśmiał się, po czym jeszcze mocniej mnie objął.
- Nie ma sprawy, Maleńka – odpowiedział, zanim ponownie złączył nasze usta w pocałunku.
 Miałam wielką nadzieję, że dotrzyma obietnicy.
 Chociaż gdzieś tam w środku wiedziałam, że nawet, jeśli w przyszłości będzie się ze mną drażnił, nawet, jeśli będzie ze mnie żartował, to i tak mu wybaczę. Mimo wszystkiego tego, co mówiłam, to nie potrafiłam długo się na niego gniewać. Był po prostu jedyny w swoim rodzaju. I do świtu upewniał mnie, że działa to w dwie strony…

piątek, 14 sierpnia 2015

Liebster Award

Jak można domyślić się z tytułu tego posta zostałam nominowana przez Agu Sia do "Liebster Award". Dziękuję Ci bardzo za tą nominację, miło mi^^
Cóż to takiego te "Liebster Award"?
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana
od innego blogera w ramach uznania za
„dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana
dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów,
więc daje możliwość ich rozpowszechnienia.
Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć
na 11 pytań otrzymanych od osoby, która
Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz
11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz
im 11 pytań. Nie wolno nominować
bloga, który Cię nominował."

Moje odpowiedzi na pytania wyglądają następująco (żeby było zabawniej dodaję gif'y, huehue):
1. Na początek coś łatwego - ulubiony kolor?
Hmm... błękitny albo czarny. Zależy od mojego nastroju.


2. Styl w jaki lubisz się ubierać, typu: luźno, dziewczęco, emo itd.
Wygodnie! Raz to będzie dziewczęco, raz gotycko, raz jeszcze inaczej... Chociaż ewidentne skłonności mam do dżinsów i tunik.


3. Czy masz jakieś plakaty w pokoju?
A i owszem! Aktualnie mam pozawieszane plakaty z One Direction, Linkin Park, the Gazette, Karneval, Shingeki no Kyojin, Makai Ouji: Devils and realist, Another, Kaichou wa Maid-sama i Tokyo Ghoul :3


4. Jaki rodzaj filmu/książki/serialu lubisz najbardziej?
Chyba akcji... Lubię jak coś się dzieje. Ale dobrą komedią, romansem czy czymkolwiek innym też nie pogardzę. Musi mnie tylko zaciekawić ^^


5. Wolisz wannę czy prysznic?
Prysznic.


6. Jakiej muzyki słuchasz?

O rany... różnej. Serio, słucham wszystkiego co wpadnie mi w ucho - od muzyki klasycznej po metal. Ale najwięcej słucham rock'a (i jego różnych odmian, w tym j-rock'a) a także j-pop'u (uwielbiam utaite *w*). Wymienienie konkretnych zespołów czy piosenkarzy zajęłoby mi sporo miejsca w tym poście xD


7. Ulubiony paring z Attack on titan?
Szczerze mówiąc, z tego anime to ja nikogo nie paringowałam xD Ale może... Sasha x Connie!


8. Co robisz w wolnym czasie?
Oczywiście piszę i wymyślam róóóżne historie ^^ A oprócz tego - czytam, rysuję, oglądam anime, gram w gry itp.


9. Wymarzone miejsce na randkę?

Świat anime ;-; A tak na poważnie to na przykład gdzieś nad morzem na ślicznej plaży...

10. Możesz zaadoptować jedno magiczne stworzenie, jakie wybierzesz?T
ylko jedno?! To nie fair... Ugh, nie potrafię wybierać... Dajmy na to małego, uroczego demona? Albo feniksa? Albo... Mówiłam, że nie potrafię wybierać T^T



Niestety nie znam, ani nie czytam tyle blogów, aby nominować wymaganą jedenastkę. Dlatego podam tylko dwa blogi, wybaczcie T^T
Więęęc, nominuję:
http://kyonokoko.blogspot.com/http://natlokmychmysli.blogspot.com/

No to czas na pytania dla nominowanych przeze mnie:

1. Wolisz koty czy psy?
2. Ulubiona potrawa?
3. W jakim kraju/mieście chciałabyś zamieszkać?
4. Gdybyś mogła uzyskać jedną nadnaturalną moc, jaką byś wybrała?
5. Jaką część ciała najbardziej lubisz? (Niekoniecznie swojego)
6. Twoja grupa krwi?
7. Jaki jest twój największy lęk?
8. Ulubiony pisarz?
9. Jesteś introwertykiem czy ekstrawertykiem?
10. Która religia jest według ciebie najciekawsza?
11. Lubisz fantastykę? 


A wy moi drodzy czytelnicy nie zapomnijcie napisać z kim chcielibyście bonus z DL. Ja sama aktualnie waham się, czy najpierw pisać o Laito czy Shuu >.< 

czwartek, 13 sierpnia 2015

Diabolik Lovers: Bonus IV

Tak jak wcześniej wspominałam, miałam dwa pomysły na bonusy. To właśnie jeden z nich , bonus-niespodzianka. Mam nadzieję, że się wam spodoba xD  I mam takie pytanko, czy chcielibyście przeczytać wersję tego bonusu z innym wampirem? Jeśli tak, to czy z wszystkimi (Sakamaki) czy z wybranymi (Sakamaki, ew. Mukami)? Jeśli z wybranymi, to wpiszcie w komentarzach z kim byście chcieli. Każda wersja byłaby pisana w taki sposób jak z Ayato, czyli jakby Natsuki z nimi była. W razie czego mam już pomysł na wersję z Laito~
No to miłego czytania ^^




Zwierzęca strona wampira:
Dumny Kot

 Właśnie kręciłam się po kuchni, przygotowując sobie kolację, kiedy usłyszałam hałas dobiegający z salonu. Zdziwiona odłożyłam nóż na drewnianą deskę, na której właśnie kroiłam pieczywo, zastanawiając się, kto i o co mógł się znowu pokłócić. Bo bądźmy szczerzy – bracia Sakamaki ciągle się o coś między sobą sprzeczali.
- Zabiję cię! – dobiegł mnie krzyk Ayato, a zaraz po nim głośny śmiech Laito. Westchnęłam.
Ta dwójka jest niemożliwa…
I chociaż takie groźby padały w tym domu niemal codziennie, postanowiłam pójść to sprawdzić.
- Hej, o co wam znowu po… - urwałam, zatrzymując się na progu pomieszczenia. Zamrugałam kilkakrotnie, próbując zorientować się w sytuacji. Laito pękał ze śmiechu, opierając się jedną dłonią o ścianę najwyraźniej po to, aby utrzymać się w pozycji pionowej. Ayato natomiast chyba szykował się do rzucenia w swojego brata filiżanką. Jednak, kiedy mnie zobaczył, pospiesznie odstawił naczynie i obiema dłońmi ukrył coś za plecami. Nie udało mu się jednak zasłonić tego, co wystawało spomiędzy jego czerwonawych włosów. Musiało minąć kilka kolejnych długich sekund, abym zrozumiała, że wcale nie mam przywidzeń.
- Co tu się, u licha, stało? – zwróciłam się do Laito, wskazując kciukiem na parę kudłatych, do złudzenia przypominających kocie, uszu na głowie Ayato.
Starszy z braci, zrezygnowany opuścił dłonie, uwalniając tym samym długi ogon w kolorze jego włosów.
- Ten debil dodał mi czegoś do picia – warknął, wściekły.
- Laito – ponownie wbiłam wzrok w rudowłosego. – Zechcesz to wyjaśnić?
 Młodszy wampir uspokoił się wreszcie i oderwał od ściany. Odchrząknął, spoglądając z rozbawieniem na brata.
- Znalazłem w gabinecie Reijiego jakąś ciekawie wyglądająca miksturę i postanowiłem ją wypróbować.
- Mogłeś wypróbować ją na sobie! – Ayato zamachał nerwowo ogonem.
- To nie byłoby takie zabawne~.
- To w ogóle nie jest zabawne!
- Spokojnie! – stanęłam na wszelki wypadek między braćmi. Wolałam uniknąć rękoczynów, bo znając ich, to roznieśliby cały salon. – Wiesz jak to odwrócić?
- Nie – Laito uśmiechnął się niewinnie.
- Nie? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Wiesz, że to oznacza, że będziesz musiał iść do Reijiego i go o to zapytać? I przy okazji wyjaśnić całą sytuację?
Rudowłosy machnął lekceważącą ręką.
- Reijiego aktualnie nie ma. Wraca dopiero jutro.
- Faktycznie – skrzyżowałam ramiona, przypominając sobie o wyjeździe Pana Sztywniaka. – I co teraz?
- Spokojnie, efekty powinny same minąć.
- Powinny?! – Ayato zwinął dłonie w pięści.
- Ej, ale sama powiedz, Maleńka – Laito objął mnie ramieniem. – Ayato wygląda całkiem uroczo, jako taki kotołak, prawda?
- Cóż… trudno mi się z tobą nie zgodzić – przyznałam. – Wygląda bardzo uroczo.
- Ty… - Ayato przeniósł wzrok na mnie. – Jeszcze jedno słowo…
- Powinieneś być z tego raczej zadowolony, braciszku – Laito uśmiechnął się. – W końcu nie często dziewczyna mówi ci, że jesteś uroczy.
- Zamknij się!
- Laito, nie dolewaj oliwy do ognia… - poprosiłam, posyłając mu znaczące spojrzenie.
- Dobrze, już dobrze – wampir uniósł dłonie w geście poddania. – Reiji jutro wraca, do tego czasu Ayato pobędzie sobie trochę kotem. To chyba nie jest nic tak strasznego, prawda?
Nie czekając na niczyją odpowiedź, wampir zniknął z pokoju. Ayato prychnął, przeczesując palcami włosy.
- Ten idiota…
- Hmm… ale muszę przyznać, że naprawdę wyglądasz bardzo uroczo – powiedziałam z uśmiechem.
- Ani słowa – syknął ostrzegawczo, kładąc po sobie uszy.
Słodki!
- Awww… ale co w tym złego, że jesteś uroczy?
- Nie jestem uroczy!
- Jesteś – upierałam się, przyglądając mu się z uśmiechem.
- Nie igraj ze mną, Naleśniku – wampir zbliżył się, zmuszając mnie do cofania się tak długo, aż uderzyłam plecami w ścianę. Wtedy jego dłonie wylądowały na niej, po obu stronach mojej twarzy.
- Ugh… nie fair…
 Ayato uśmiechnął się zadowolony.
- Dalej uważasz, że jestem uroczy?
- Hmm…
 Uważnie otaksowałam go wzrokiem. Puchate, kocie uszy. Jadowicie zielone oczy z pionową źrenicą, które i tak zawsze przypominały mi oczy kota. Wijący się za jego plecami ogon. Dodać do tego fakt, że naturalnie był niesamowicie przystojny.
- Tak – odparłam z uśmiechem.
- Ty mała… - wampir pochylił się nade mną jeszcze bardziej.
- Mogę dotknąć? – wypaliłam, przyglądając się z bliska jego uszom.
- Huh? – Ayato zamrugał oczami, skołowany.
- Twoich uszu – wyjaśniłam z niespełzającym z moich ust uśmiechem.
 Czerwonowłosy westchnął ciężko, pochylając głowę do przodu.
- Byle szybko, bo się rozmyślę.
- Dziękuję~
 Delikatnie, opuszkami palców przesunęłam po jego lewym uchu, które zadrżało pod wpływem tego dotyku.
- Och, zabolało czy coś? – zapytałam zdziwiona.
- Nie – mruknął. – Możesz kontynuować.
 Zaśmiałam się cicho i ponownie uniosłam dłoń do jego głowy. Tym razem dotknęłam drugiego ucha, ciesząc się całym wydarzeniem jak dziecko widzące kota po raz pierwszy w życiu. Jego uszy były naprawdę przyjemne w dotyku – gładkie, puszyste i miękkie.
 W końcu dałam mu spokój i wróciłam do kuchni, by skończyć przygotowywać swoje kanapki. Zdążyłam zaledwie wziąć z powrotem nóż do ręki i rozsmarować masło na jednej z kromek, kiedy poczułam ramiona oplatające się wokół mojej talii. Zdziwiona odwróciłam głowę.
- Ayato? Chcesz coś?
- Nic konkretnego –wzruszył ramionami, po czym zacieśnił uścisk. – Możesz wracać do pracy.
- Okay…
Odwróciłam się więc i wróciłam do wykonywanej czynności.
- Jesteś głodny? Też chcesz coś zjeść?
- Niezbyt.
 Myślałam, że może sobie zaraz pójdzie, skoro niczego nie chciał, ale nie. Oparł jedynie podbródek na moim ramieniu i nie ruszył się nawet o krok.
- Ekhm, wiesz… trochę utrudniasz mi zadanie.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że jego dotyk nie przeszkadzał mi w skupieniu się. Wręcz przeciwnie. Czując jego klatkę piersiową opartą o moje plecy, ręce obejmujące moją talię i twarz tak blisko mojej niemal nie byłam w stanie trzeźwo myśleć. Ciepło rozlewało się po moim ciele, a umysł był jakby zamglony. Mało brakowało, a z tego wszystkiego poodcinałabym sobie palce.
- Czemu? – zapytał. Jego oddech musnął mój policzek, wywołując natychmiastowe przyspieszenie pracy mego serca. – Przecież ręce masz wolne.
- Tak, ale…
- No właśnie, czyli nie ma problemu – przerwał mi. – A właśnie, jednak mi też możesz zrobić jedną kanapkę.
 Westchnęłam, poddając się. Kiedy Ayato się na coś uparł, to nie było sensu, żeby z nim dyskutować. Uważając na swoje palce, wróciłam do robienia kanapek.

 Kilkanaście minut później wciąż miałam wszystkie palce w całości oraz pełny brzuch. Przeniosłam się z Ayato, który wciąż nie odstępował mnie na krok do salonu. Usiedliśmy na kanapie, a ja rozłożyłam na swoich kolanach książkę i szybko pogrążyłam się w lekturze.
- Ej, Naleśniku – przerwał w pewnej chwili ciszę Ayato.
- Hmm? – mruknęłam, nie podnosząc wzroku znad tekstu.
- Chce mi się spać.
- To śpij
- To zabierz książkę.
- Co? – podniosłam na niego zdziwiony wzrok. Gdy to zrobiłam, wampir wyjął mi książkę z rąk. – Co ty ro…
Nim zdążyłam dokończyć zdanie Ayato położył się na kanapie, z głową na moich kolanach.
- …bisz… - dokończyłam, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Kładę się?
- Zauważyłam… Wygodnie?
- A wiesz, że nawet tak?
 Westchnęłam, muskając opuszkami palców czubki jego puchatych uszu. Ayato cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku. Uśmiechając się, zaczęłam go więc drapać za jednym z uszu. Wampir przymknął lekko powieki.
- Czyżby ci się podobało?
- Mhm… to całkiem przyjemne – westchnął, kiedy przeniosłam się na drugie ucho. Z trudem stłumiłam w sobie śmiech.
 Wkrótce potem Ayato zasnął, a ja wróciłam do swojej lektury, wciąż bezwiednie głaszcząc go po głowie.
 Po kilku kolejnych rozdziałach, zaczęły mi jednak sztywnieć nogi. Z jednej strony nie chciałam budzić Ayato, który śpiąc wyglądał chyba jeszcze bardziej uroczo.  Z drugiej natomiast, moje nogi błagały o rozprostowanie.
- Hej, Ayato… - przestałam go głaskać i zamiast tego dźgnęłam go palcem wskazującym w policzek. „Nngh…” było jedyną odpowiedzią, jaką uzyskałam.
- Ayato, no… obudź się – ponowiłam prośbę, znów go dźgając. Po chwili wampir otworzył oczy i podniósł się z moich kolan, wyraźnie zaspany.
- Nya?
 Szczęka mi opadła, że tak powiem. Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami.
- „Nya”? – powtórzyłam po nim, zdumiona.
 Ayato wbił we mnie wzrok, przytomniejąc.
- Nic nie słyszałaś – zastrzegł cicho.
- Oookaaay…
Słodziak!
- Więc, po co mnie obudziłaś? – zapytał z wyrzutem.
- Nogi mi zdrętwiały – oznajmiłam, podnosząc się z kanapy. – Jeśli jesteś zmęczony, to możesz dalej spać, ale ja chyba wrócę już do siebie.
- I myślisz, że od tak, po prostu się wywiniesz? – zapytał.
- To znaczy? – odwróciłam się, ale wampira już nie było w tym pomieszczeniu.
 Jego słowa zrozumiałam, gdy weszłam do swojego pokoju, a on już był rozwalony na moim łóżku.
- Czy ty nie masz własnego pokoju? – westchnęłam, spoglądając na niego z góry.
  Usta wampira wykrzywiły się w uśmiechu i zanim zorientowałam się, co jest grane, wylądowałam na łóżku, obok niego.
- H-hej, co jest?
- Chyba mówiłem, że się nie wywiniesz? – mruknął tuż obok mojego ucha. Zadrżałam, wpatrując się w jego zielone tęczówki. Żeby ukryć zmieszanie oparłam głowę o jego tors.
- Mogę coś wypróbować? – zapytałam niewinnie.
- Hmm? – Ayato spojrzał na mnie zdziwiony, kiedy wyczuł moje dłonie na swoich plecach.
- Bo wiesz… kot Shuu zawsze tak śmiesznie reaguje, jak się go podrapie przy ogonie…
 Nim zdążył jakoś zareagować, przesunęłam dłońmi wzdłuż jego kręgosłupa, aż po wystający ze spodni ogon. Wampir zadrżał, a ja parsknęłam śmiechem.
- Jak widać, na ciebie też to działa.
- Pożałujesz tego, Naleśniku!

***

 Tego dnia, pierwszy raz od mojego przyjazdu do rezydencji, to nie ja miałam problemy ze snem. Otworzyłam oczy, kiedy wyczułam nagły ruch obok siebie. Przetarłam oczy i przeniosłam wzrok na Ayato, który wiercił się w pościeli.
- Co jest? – spytałam zaniepokojona, widząc jak mocno zaciska powieki i oddycha ciężko przez rozchylone usta. – Ayato?
 Dotknęłam jego czoła i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że jest ono gorące. Nie chłodne jak zazwyczaj, nawet nie ciepłe, lecz gorące. Coś było zdecydowanie nie w porządku.
- O Boże, Ayato co się dzieje?
 Wampir poruszył ustami, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Widziałam, jak zaciskał dłonie na pościeli. Błyskawicznie zeskoczyłam z materacu.
- Poczekaj chwilę, zaraz wrócę!
 Jako, że Reijiego nadal nie było w domu, musiałam sobie radzić sama. Jak najszybciej zgarnęłam z łazienki rzeczy, które uważałam za potrzebne i wróciłam do pokoju. Od razu położyłam na czole Ayato chłodny okład, a resztę odłożyłam na szafkę nocną. Kiedy pochyliłam się, żeby odgarnąć opadające mu na twarz kosmyki włosów, Ayato złapał mnie gwałtownie za nadgarstek. Otworzył oczy, jarzące się nienaturalnie w półmroku panującym w pokoju.
- Daj… mi się napić… - wychrypiał, dziwnie zmienionym głosem. Zrozumiałam, o co mu chodziło. Usiadłam na skraju materaca i skinęłam głową.
- Bierz.
 Niemal w tej samej chwili, w której to powiedziałam, wampir poderwał się z miejsca i przywarł wargami do mojej szyi. Skrzywiłam się, czując ból towarzyszący kłom wbijającym się w moją skórę.
 Ayato oderwał się ode mnie dopiero po kilku długich, zachłannych łykach. W pierwszej chwili zakręciło mi się w głowie, ale szybko otrząsnęłam się i ponownie popatrzyłam na chłopaka.
- Lepiej?
- Taa – mruknął, kiwając głową. – O wiele.
- Co ci się stało? – dla upewnienia się, jeszcze raz dotknęłam jego czoła. Temperatura w zadziwiającym tempie mu spadła. – Byłeś rozpalony.
- Nie mam pojęcia.
- Myślisz, że to może być przez to, co podał ci Laito?
- Jeśli tak, to przysięgam, że raz na dobre wybiję mu te durne pomysły z jego rudego łba…

***
 Kilka godzin później zaskoczył mnie brak Ayato w pokoju. Rzadko kiedy opuszczał go zanim się obudziłam. Stwierdziłam jednak, że pewnie nie ma czym się przejmować i zaczęłam się przebierać. Właśnie miałam zamiar ściągnąć koszulkę, kiedy usłyszałam za sobą znajomy głos.
- Co za ciekawe widoki z samego rana, Naleśniku.
 Czym prędzej opuściłam część garderoby i odwróciłam się, ale… nie widziałam niegdzie właściciela owego głosu.
- Ayato…? – zapytałam niepewnie.
- A kto inny? Nie przypominam sobie, by ktoś nam towarzyszył.
- Ale… gdzie jesteś? – skołowana powiodłam wzrokiem po pomieszczeniu.
- Jak to, gdzie? Przecież nie ruszyłem się z miejsca.
- Co… - mój wzrok padł wreszcie na kota, leżącego na miejscu, w którym powinnam zastać Ayato. Zwierzak miał czerwonawą sierść i jadowicie zielone oczy. – Nie… to niemożliwe…
- O czym ty mówisz? I czemu tak na mnie patrzysz?
 Podirytowany kot zamachał ogonem i podniósł się z poduszki.
- Huh? Co jest grane?
 Spojrzał na swoje łapy i aż podskoczył, jeżąc sierść.
- Co do cholery?!
- O to samo pytam!
- Zabiję tego durnia! – Ayato w kociej formie zeskoczył z łóżka i podbiegł do drzwi, a raczej… zderzył się z nimi. Cofnął się kilka kroków, potrząsając kudłatym łebkiem. – Niech to szlag!
- Moce też straciłeś?
- Na to wygląda – prychnął, przenosząc wzrok na mnie.
Jeszcze bardziej uroczy!
 Z uśmiechem podniosłam kota z podłogi. Spojrzał na mnie podejrzliwie, strzygąc przy tym uszami.
- Ani słowa – ostrzegł zawczasu.
- Jeszcze nic nie powiedziałam – uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, gładząc go po głowie. – Gdzie chciałeś iść?
- Znaleźć Laito, oczywiście.
- Zanieść cię?
- Mogę iść sam, jak otworzysz mi te głupie drzwi.
- Ale ja z chęcią cię zaniosę – odparłam. – Zresztą, w ten sposób będziesz mógł chociaż przybliżyć się do wzrostu twojego brata. Nie wiem, czy w tej wersji wziąłby cię na poważnie.
 Ayato w końcu i tak się zgodził, abym zaniosła go na spotkanie z jego młodszym bratem. Okazało się, że nie musieliśmy długo go szukać.  Był w swoim pokoju. Kiedy zapukałam do drzwi, otworzył nam będąc w samych spodniach. Jakoś mnie to nie zdziwiło.
- Co jest, Maleńka? – spytał, opierając się o framugę. – Przyszłaś mnie odwiedzić? Hmm… a co to za kot?
 Laito przyjrzał się uważnie Ayato, który ponownie zaczął nerwowo machać ogonem.
- Chwila, to chyba nie jest…
 Potwierdziłam skinieniem głowy, a Laito od razu wybuchł śmiechem.
- Świetne, po prostu świetne – wykrztusił między kolejnymi napadami. – Niech ktoś zrobi zdjęcie!
- Ty pieprzona, ruda mendo! – wrzasnął tymczasem Ayato, kładąc po sobie uszy. – Zabiję cię gołymi rękami!
- Hę? Czy on właśnie na mnie nasyczał?
- Nie, zagroził ci śmiercią – sprostowałam. – Nie zrozumiałeś?
- Dla mnie to brzmiało jak zwykły, koci syk. Och, może tylko ty go rozumiesz? Jakie to słodkie!
- Jesteś martwy! – Ayato zaczął wyrywać się z moich rąk. – Jesteś cholernym trupem!

***

- No już, uspokój się – zwróciłam się do wciąż wściekłego Ayato, kiedy chwilę później znaleźliśmy się w ogrodzie. Usiadłam pod jednym z drzew i próbowałam go uspokoić. – Reiji dzisiaj wraca, więc wszystko powinno być w porządku. Wytrzymaj jeszcze trochę.
- Łatwo ci mówić, nie ty jesteś jakimś futrzakiem!
Słodkim futrzakiem…
- Spokojnie, Ayato… - zaczęłam delikatnie gładzić go po łebku i grzbiecie tak, jak to robiłam z rudzielcem Shuu, kiedy się nim zajmowałam. Po kilku minutach głaskania zaczął się wreszcie rozluźniać. Zwinął się w kłębek na moich kolanach, nadstawiając pyszczek do dalszych pieszczot. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Hej, czy ty mruczysz? – zapytałam zaskoczona.
- Nie, wydawało ci się – zaprzeczył szybko, jednak nadal czułam delikatne wibrowanie w okolicach jego gardła.
- Nie kłam, czuję!
- Ja nie mruczę!
- Mruczysz! Czyli ci się podoba – zaśmiałam się.
- Uważaj sobie, Naleśniku!
- Bo co, kotku? – posłałam mu zadziorny uśmiech.
- Bo… - urwał gwałtownie. W tej samej chwili pojawiło się wręcz oślepiające światło. Zmrużyłam oczy, odwracając głowę. Minęło może kilka sekund, a dziwny blask zniknął, a zamiast niego poczułam na kolanach ciężar zdecydowanie większy od kota. Otworzyłam oczy jedynie po to, by przed sobą ujrzeć uśmiechniętą twarz wampira. Nie miał już ani ogona, ani uszu.
- Ayato! Wróciłeś do normy?
- Jak widać.
 Dopiero w tamtym momencie zdałam sobie sprawę, w jakiej pozycji się znaleźliśmy. Ja siedziałam na trawie z wyprostowanymi nogami i plecami opartymi o pień drzewa. Ayato klęczał, z kolanami i dłońmi opartymi o ziemię po obu stronach mojego ciała. Jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od mojej. Byłam pewna, że na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Zaśmiałam się nerwowo.
- Witaj z powrotem?
- Taa, od czego by tu zacząć?
- Co masz na myśli?
- Już ty wiesz, co. Przez cały ten czas aż prosiłaś się o karę.
- O karę? Ja?
- Tak, ty.
- A co z Laito? – przypomniałam. – Na niego byłeś bardziej wkurzony, prawda?
- Nim się zajmę później. I w zupełnie inny sposób.
 Skończywszy mówić, napadł na moje usta w odbierającym dech pocałunku. Lewą dłoń wsunął w moje włosy, przytrzymując moją głowę, a palcami prawej błądził po moim ciele. Kiedy wreszcie się ode mnie oderwał uśmiechnął się zadowolony.
- Zdecydowanie o wiele bardziej wolę to ciało – oznajmił, patrząc mi w oczy.
- Czemu? – zapytałam, choć przecież doskonale znałam odpowiedź.
- Z chęcią zademonstruję ci jeden z powodów – szepnął, ledwie muskając moje wargi, by po krótkiej chwili ponownie się w nie wpić z zachłannością podobną do tej, z którą wcześniej pił moją krew. Jakoś to, że Reiji miał lada chwila wrócić do domu, czy też wszystko inne nagle przestało być już takie ważne.